Heh, nie ma to jak dobry szantaż...
A nie zamieścisz kolejnej części Ruchomych piasków????
"Ruchome piaski" pojawią się również przed moim wyjazdem. Tylko jeszcze nie zdecydowałam czy dzisiaj czy jutro...
Jednak to, czy Liz jest TĄ dziewczyną nie jest jeszcze pewne
No właśnie... Michaelowi ciągle się wydaje, ze ona jest TĄ dziewczyna Maxa, ale czy nią jest naprawdę to już inna sprawa, którą wyjaśnimy w dzisiejszej części.
_liz zgotowała nam niespodziankę Między Mi&L, jak to zwykle bywało (tak tak ) czy może dotyczącą przeszłości bohaterów?
A może _liz jest na tyle przewidująca w waszych oczekiwaniach, że będzie i to i to? albo żadne z tych?
_liz, już teraz życzę Ci miłego wypoczynku w Międzyzdrojach, tak? Przywieź duuuuuuuuuuużo autografów I żeby pogoda dopisała I żebyś może po powrocie uraczyła nas jakimś typowo wakacyjnym, lajtowym opowiadankiem? Co Ty na to?
Lizzy dziękuję bardzo
![Very Happy :D](./images/smilies/icon_biggrin.gif)
Autografów już mam mnóstwo, więc nie wiem czy jeszcze będzie tam za kim po te autografy biegać (no wiecie, z Cezarym Pazura i Elżbieta Czyżewską jestem już na ty
![Rolling Eyes :roll:](./images/smilies/icon_rolleyes.gif)
). Co do opowiadanka... już w zeszłym roku pojawił się pewien pomysł, ale odrzuciłam go, bo było to takie zwykłe, proste opowiadanko. Zwykła historyjka. Bez tajemnic, zwrotów akcji czy niesamopwicie głebokich uczuć. Coś w rodzaju komedii romantycznej (a raczej się w nich nie specjalizuję). Ale może pojawi się inny pomysł
Wracając do dzisiejszej części - ostatniej części przed moim wyjazdem, kolejna dopiero po moim powrocie... Postarałam sie o to, aby była dośc długa, a na pewno dłuższa odpoprzednich części. Po drugie szykuję tutaj trzy niespodzianki:
1) retrospekcja - czyli odsłaniamy kilka kart z przeszłości
2) wreszcie wyjaśni się co łączy Liz i Maxa
3) smakowite zakończenie tej części - chyba się tego nie spodziewaliście
Miłego czytania i
komentowania
XIV
„Skąd” pyta, nie odrywając ode mnie swego ciała
To długa historia...
Odsuwa się powoli ode mnie, wpuszczając chodne powietrze pomiędzy nasze ciała. Teraz na pewno się nie wymigam od odpowiedzi. Ale przecież wcale nie ma za dużo opowiadania. Znaliśmy się i tyle. Chyba mogę pominąć to jak się poznaliśmy i jak wszystko się rozpadło?
Niczym migawki w filmie, wraca to wszystko w mojej głowie, odbierając mi kontrolę.
* * *
Ponownie siedzimy u Evansów, rujnując im dom, opróżniając lodówkę i denerwując sąsiadów. Niektórzy posądziliby nas o monotonię wprowadzaną tym co-piątkowym balowanie,. Ale żaden schemat nie obowiązywał.
Sean jak zwykle ślini się do Isabel. Aż mi żal faceta, bo nie dość, że nie ma u niej najmniejszych szans, to jeszcze jest pod ciągłą obserwacją Maxa. Sam wspomniany Mac siedzi przy stole z Timem, Tammy i Nicholasem. Poker – ich odwieczny żywioł. Ja nie porywam się do grania z nimi. Nie dlatego, ze nie lubię. Po prostu nie chcę sprać Nicholasa. Ten mały oszust kantuje ile wlezie i to bezczelnie tak, ze nie można mu tego udowodnić.
Jesse świruje w drugim pokoju z jakąś dziewczyną. On ma tylko dwie manie w swoim życiu... Samochody i pieprzenie.
A propos tego drugiego – od kilki minut przygląda mi się jakaś dziewczyna. Nie widziałem jej tu nigdy wcześniej. Pewnie ta wywłoka Jessego ją tu przyprowadziła. Z braku innych rozrywek chyba będę musiał zadowolić się tym.
Wstaje i podchodzę do niej „Jak ci na imię?” chwytam jej dłoń, mój wzrok ślizga się po jej sylwetce. „Claire” odpowiada. Ciągnę ją za rękę i prowadzę w głąb korytarza w kierunku pokoju Maxa.
Drzwi wejściowe się otwierają, powodując chwilowe zatrzymania mnie w miejscu. Znajoma postać. Wysoki chłopak o jasnych włosach, niebezpiecznie zimnych, stalowych oczach o kpiącym uśmieszku – cały Danny. „Hej Michael” jego wzrok przesuwa się na dziewczynę. Obaj uśmiechamy się wymownie.
Ale zamieram, widząc że tuż za nim stoi ktoś jeszcze. Nie widziałem go nigdy wcześniej. Danny odsuwa się, odsłaniając postać chłopaka niewiele młodszego ode mnie. Mrużę oczy. Mam niestety nieufną naturę, wiec całkowicie oczywiste, że ta wizyta mi się nie podoba. „To Kyle” Danny go przedstawia „Będzie w naszym gangu” mówi to z taką pewnością, jakby Max się już zgodził.
Spoglądam na tego, jak mu tam... a tak, Kyla. Niższy ode mnie i to sporo. Sprane dżinsy z podartą na lewym kolanie nogawką, czarna koszulka i dżinsowa katana z jakimiś naszywkami. Włosy opadają zadziornie na czoło i bezczelnie wpychają się do oczu. To nie są oczy kogoś, kto powinien być w gangu. Są za ciepłe, zbyt niedojrzałe.
Przynajmniej się nie uśmiecha. Wbija dłonie w kieszenie i patrzy na mnie wyzywająco. Chłopcze, mógłbym cię zniszczyć jednym ciosem.
Ponownie mierze go wzrokiem. „To się okaże” mówię i ciągnę tę Carol... Cindy... Cloe... jakkolwiek-jej-tam-na-imię. Nie mam zamiaru psuć sobie wieczoru myślą o jakimś smarkaczu, którego sprowadził Danny.
Swoją drogą, dziwny sposób obiera sobie do zdobycia władzy. Doskonale wiem, że Danny marzy o tym, żeby dać Maxowi nauczkę i zając jego miejsce. W sumie byłoby to logiczne, bo jest najstarszy. Ale sam nie wiem który z nich bardziej się do tego nadaje.
* * *
„Zostaw go!” krzyk Isabel tylko bardziej mnie motywuje. Moja pięść trafia w jego policzek. „Max powstrzymaj ich!”. Teraz w brzuch, aż jęknął. Skoro chce być w gangu, niech się przyzwyczai do takich sytuacji, niech zacznie zachowywać się jak mężczyzna.
Ostry ból w żołądku zwija moje ciało. Unoszę wzrok. Roztrzaskany nos, a mimo to zwinięte pięści i pełen determinacji wzrok. Jednak nie jest takim dzieciakiem, za jakiego go brałem. Jego dłoń uderza w moją twarz. Czuję smak krwi i chcę więcej. Znów moja pięść ląduje między jego żebrami. On ląduje na ziemi.
Podchodzę. Zasłania rękoma twarz, jakby w obawie, że jeszcze dostanie i usiłuje się sam podnieść. Wyciągam dłoń i pomagam mu wstać. Podnosi się, mocno ściskają moją rękę. Patrzy na mnie ze zdumieniem i gniewem, a ja nie mogę powstrzymać uśmiechu. „Witaj w gangu” mówię, ocierając krew z wargi. Zyskał mój szacunek – ma honor.
* * *
A Liz wciąż czeka na odpowiedź. „Byliśmy w jednym gangu” mówię, spoglądając na nią uważnie. Zastanawia się chyba nad czymś, marszczy czoło. Przytakuje. Ot tak, jakby nigdy nic się nie stało. Przesuwa swoje palce po moim ramieniu w dół, szukając mojej dłoni.
„Nie znałam jego gangu” mówi łagodnie „Trzymał mnie od nich z daleka. Co nie pozwoliło mu ochronić mnie przed tym” opuszcza głowę „Ani nie ochroniło jego” dodaje. Zaciskam swoją dłoń na jej ręce – tak jakoś mnie wzięło na chęć podtrzymania jej na duchu. Ona blednie coraz bardziej „Znaliśmy się od dzieciństwa” mówi cicho i lekko uśmiecha. Ściskam mocniej jej dłoń.
„Zawsze nierozłączni” to zabrzmiało dość kwaśno, jakby kpiła z samej siebie. „A potem... ten wieczór...” urywa i nabiera powietrza „Zresztą wiesz o czym mówię”. Odgarnia włosy natrętnie wpychające się do jej oczu. „Płakałam kilka dni” przyznaje i znów kuli się niczym mała, przerażona dziewczynka. „Wiem, to żałosne” mamrocze i pochyla głowę.
Sięgam po jej rękę. Przesuwam jej delikatne palce po wnętrzu swojej prawej dłoni, tam gdzie są blizny po siatce w Bloodyend. Rozchyla usta, żeby zapytać, więc uprzedzam jej pytanie „Ty płakałaś. Ja wyżyłem się na drutach”. Teraz sama opuszkami przesuwa po bliznach, jakby nie mogła w nie uwierzyć. Jej dłoń przemieszcza się w górę do mojej twarzy. Czuję ciepłe opuszki na policzkach i kącikach ust. „To jego sprawa tak cię męczy?”
Przypomniała mi o Maxie. Nie sądziłem, ze to może się jeszcze bardziej skomplikować. Nastąpiła teraz chwila ostatecznego odkrycia wszystkich kart. Przytrzymuję jej dłoń i mówię „Chodzi o Maxa”. Wpatruję się w jej twarz, szukając jakiejkolwiek oznaki szoku, zwątpienia, czegokolwiek.
Nic.
Mrużę oczy. Już nic nie wiem. Nie rozumiem.
Przecież opis się zgadza, odczucia pasują...
„Maxa Evansa” podkreślam, a ona dalej nie reaguje, tylko z prawdziwą troską na twarzy czeka, aż powiem coś więcej. „To mój przyjaciel” mówię „Był szefem naszego gangu” Cofa powoli dłoń, ale wciąż z napięciem czeka na dalsze wyjaśnienia.
I chyba jej wszystko wyjaśnię.
* * *
Spoglądam jak śpi. Dziś będę pełnił przy niej nocną straż. Nie wiem sam czy ze względu na to, że czuję się przy niej dużo lepiej, spokojniej. Po raz pierwszy mogę łączyć swoją prawdziwe jestestwo przeszłości ze spokojem i ulgą. A może chcę zostać tutaj, bo boję się wracać do siebie?
Zastanawia mnie czy to nie jej od początku potrzebowałem. Nie przyjaciela w postaci smarkatego, niedojrzałego siedemnastolatka, który myśli o sobie a dopiero potem o innych, a mimo wszystko pozostaje lojalny aż do granic. Ani starganej życiem kelnerki, która stąpa po ziemi bardziej twardo niż ja.
Może właśnie potrzebuję tego odzwierciedlenia wyimaginowanego anioła. Nic więcej.
Jesteśmy w symbiozie. Ona mnie wspiera i ożywa moją pustą, płytką egzystencję. A ja staram się pomóc jej wydorośleć i usamodzielnić. Obecnie nie wyobrażam sobie spędzenia kilku dni bez niej. Owszem, wytrzymałbym spokojnie cztery, pięć dni nawet nie wspominając jej. Ale już szóstego dnia zaczęłoby mi czegoś brakować.
Jej.
Uśmiecham się nieco. Nie poznaję sam siebie.
Przekręca się na łóżku. Sama wyjmuje ramiona spod szeleszczącej kołdry i kładzie jedno z nich wzdłuż swojego ciała. Rozchyla usta „Nadal się pognębiasz?” pyta z lekkim uśmiechem.
Tak, nadal. Opowiedziałem jej wszystko. To jak było, jak się czuję, co się dzieje. Wysłuchała i pomogła mi zebrać myśli. Powiedziała, ze rozumie mój strach, ale sam musze stawić temu czoła, bo inaczej to wciąż będzie mnie prześladować. Chciałbym jej podziękować. Zwykłymi słowami.
„Dziękuję” mówię półszeptem.
Cisza. Długa cisza.
Mam ochotę powiedzieć coś więcej, ale słowa zamierają mi w gardle, gdy unosi się i odchyla kołdrę. Rozpościera ramiona w niesamowicie zapraszającym geście.
Mam podejść?
Wtulić się w jej ciało?
Czy lepiej zostać tu, gdzie nie może mnie dopaść jej zapach i jeszcze mam nad sobą kontrolę.
Ale moje ciało samo podchodzi do jej łóżka i powoli wsuwa się w jej objęcia. Ciepło, ulga, spokój, melancholia – coś czego od dawna nie czułem i jestem w stanie poczuć tylko przy niej. Jej policzek opiera się o mój obojczyk, a moje dłonie coraz mocniej przyciskają się do jej pleców. Przecież to tylko uścisk. Zwykły, przyjacielski, niewin...
Moje oczy momentalnie się przymykają, gdy miękkie usta znaczą moją szyję. Powoli ślad wilgotnych warg przesuwa się w górę. I w poprzek mojego policzka. Zahaczają o kącik moich ust, aż całkowicie się z nimi spajają. Plące mrowienie przetacza się przez moje ciało. Wbijam się mocniej w delikatne wargi, chłonąć jej smak. To zachłanny pocałunek. Odbierający powietrze. Zupełnie, jakbym chciał wyssać z niej duszę.
Czuję jak mruknięcie drży w jej gardle i nie może się wydostać. Ale nie odrywam ust, chcę żeby zmiękła jeszcze bardziej. Jej palce wbijają się w moje ramiona, a ja przesuwam swoje pocałunki na jej szyję. Odchyla głowę do tyłu, pozwalając mi na swobodny dostęp do zakamarków napiętej skóry. Jej mruknięcie wibruje na moich ustach, podsycając moje pragnienie smakowania jej dalej.
Drobne dłonie przesuwają się po moich ramionach, drażniąc przyjemnie skórę. Teraz opierają się o moją klatkę piersiową, jakby miała mnie za chwilę odepchnąć. Ale podświadomie czuję, ze tego nie zrobi. Wręcz przeciwnie, jej palce zaciskają się na skrawkach mojej koszulki i podciągają ją do góry. Niechętnie odrywam od niej ręce, aby pozbyć się materiału. Zostaje mi to jednak wynagrodzone. Miękkie, ciepłe opuszki znaczą drogę po moim nagim ciele. Niesamowite napięcie iskierkami przeskakuje na koniuszki moich nerwów.
Lewą dłoń kładę na jej ramię i zsuwam ramiączko koszulki nocnej. Moje usta przesuwają się na to ramię, lekko je gryząc. Jej jęknięcie łączy się od razu z poddaniem jej ciała. Gibko przechyla się do tyłu, przyciskając jej plecy do łóżka. Niecierpliwe dłonie przesuwają się wzdłuż moich pleców. „Michael” rozkoszny szept odbiera mi ostatecznie zdolność racjonalnego myślenia.
Miękka, jedwabna skóra, barwy mokki. Cynamonowy smak pobudzający język. Założę się, że świetnie smakowałaby z Tabasco...
c.d.n.