Niewidzialne obrazy
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Nie potrafię powiedzieć, co urzeka mnie wtym opowiadaniu. Zastanawiam się nad tym cały czas i za każdym razem dochodzę do innych wniosków. Chociaż nie zupełnie. Jest jeden, który powraca, co jakiś czas, jak bumerang. Mianowicie realność. Choć historia bohaterów jest na miarę raczej młodzierzy amerykańskiej, a nie naszej... swojskiej to potrafi do siebie przyciągnąć. Mamy więc nastolatki po przejściach, które jednak z całych sił próbują iść dalej przez życie nie oglądając się za siebie. Są zdeterminowani i nie chcą dostrzec, że przeszłość zaczyna ich doganiać żądając wyjaśnień. Powoli zaczynają sobie jednak uświadamiać, że bedą się musieli z nią zmierzyć. Ale jak kolwiek wygórowanie to brzmi jest wplecione właśnie w akcję, która pokazuje, że to nie jest jedynie fikcja literacka, mająca na celu pokazać jedynie, co tam autorce biegało w myślach nie dając spokoju i postanowiła podzielić się z nami swoim kolejnym pomysłem. Choć nie znam szczegółów to mam wrażenie, że opowiadanie to jest bardzo dobrze przemyslane. Jeśli nie... No cóż pozostaje mi jedynie pogratulować dobrego wyczucia pisarskiego.
Liz i Michael podobnie, jak pozostali, drugoplanowi bohaterowie są rzeczywiści. Cieszę się, że _Liz nie próbuje nas karmić ostatnio tak bardzo modnym "pozostaniem przyjaciółmi". Tu mamy coś więcej. Wiemy, że nimi są i takowymi pozostaną, ale powiedziałabym, że przynajmniej przechodzą przez fazę fascynacji. Ciało, hormony, burza uczuć i myśli nie zawsze dają się kontrolować. Tymbardziej w przypadku ludzi, którzy doświadczyli życia na wysokich obrotach. To, że muszą przebrnąć przez fazę wzajemnej fascynacji i to nie koniecznie w jedynie duchowym wymiarze tego znaczenia udowadnia właśnie, jak bardzo rzeczywiści są bohaterowie. Nie mamy tutaj również tak samo modnego modelu dwóch "połówek tego samego jabłka", które łączy "to coś", co zwykle, choć nie wiem, jak autor nie nagimnastykuje się w użyciu "wspniałych/nowych/nietypowych" słów sprowadza się do miłości, kilku problemów uwieńczonych "happily, even/ever (do wyboru do koloru) afterem" Nie mówię, że to źle, bo jako Dreamerka lubię tego typu historie. Zresztą wiele z nich to naprawdę kawał dobrze napisanych tekstów. Jednak od czasu do czasu potrzeba mi wytchnienia - opowiadania, które choć może nie porywa i nie zmusza mnie do wyciągnięcia pudła husteczek chigienicznych, pokazuje inne spojrzenie i potrafi zaciekawić.
Liz i Michael podobnie, jak pozostali, drugoplanowi bohaterowie są rzeczywiści. Cieszę się, że _Liz nie próbuje nas karmić ostatnio tak bardzo modnym "pozostaniem przyjaciółmi". Tu mamy coś więcej. Wiemy, że nimi są i takowymi pozostaną, ale powiedziałabym, że przynajmniej przechodzą przez fazę fascynacji. Ciało, hormony, burza uczuć i myśli nie zawsze dają się kontrolować. Tymbardziej w przypadku ludzi, którzy doświadczyli życia na wysokich obrotach. To, że muszą przebrnąć przez fazę wzajemnej fascynacji i to nie koniecznie w jedynie duchowym wymiarze tego znaczenia udowadnia właśnie, jak bardzo rzeczywiści są bohaterowie. Nie mamy tutaj również tak samo modnego modelu dwóch "połówek tego samego jabłka", które łączy "to coś", co zwykle, choć nie wiem, jak autor nie nagimnastykuje się w użyciu "wspniałych/nowych/nietypowych" słów sprowadza się do miłości, kilku problemów uwieńczonych "happily, even/ever (do wyboru do koloru) afterem" Nie mówię, że to źle, bo jako Dreamerka lubię tego typu historie. Zresztą wiele z nich to naprawdę kawał dobrze napisanych tekstów. Jednak od czasu do czasu potrzeba mi wytchnienia - opowiadania, które choć może nie porywa i nie zmusza mnie do wyciągnięcia pudła husteczek chigienicznych, pokazuje inne spojrzenie i potrafi zaciekawić.
Eh... coś widze nie chce sie wam komentować części XIII. Tylko dwa komentarze (Olki i Liz16) oj niedobrze A miałam zamieścić jutro kolejną część i to długą i z niespodzianką, tak specjalnie przed moim wyjazdem, ale w takim wypadku raczej tego nie zrobię
Olka - realność jest tym co staram się tu utrzymac, chociaż czasami sama wątpię w sukces tego zamierzenia; chociaż rzeczywiście w polskiej rzeczywistości to nieodczuwalne, ale może własnie w tej typowo amerykańskiej tak... Liz i Michael musza jakoś przebrnąć przez to wszystko. A los jak zwykle złośliwy teraz zaczyna im słać wszystko czego chcieli uniknąć, do czego nie chcieli wracać. Dlatego tak kurczowo trzymają się siebie. Są w podobnej sytuacji i wspierają się, nie mając o tmy nawet pojęcia. Uzupełniają się ze sobą (niekoniecznie w ten tradycyjny sposób stworzonych dla siebie połówek jabłka). Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że zaczynają żyć w symbiozie... Słusznie zauwazyłaś Olu, że przechodzą przez "fazę fascynacji" i to nie tylko duchowej ale i fizycznej. To dlatego, ze tak często bywa w życiu, ze w pewnym momencie hormony nie chce już być kontrolowane, a i psychika popycha czasem ich w stronę "zbliżeń". Dlatego od czasu do czasu między nimi do czegoś dochodzi - co nie oznacza, że stworzy sie z tego związek. Oni chyba nawet nie nadają się do tego związku razem. To troszeczkę jak Isabel i Michael w tym opowiadaniu. Też łączy ich wspólna przeszłość i kiedyś tez między nimi doszło do czegoś poważnego, ale nie byli razem i nie są, są przyjaciółmi. Liz i Michael są tu traktowani podobnie, chociaż może z większą dawką emocji i sprzeczności. Co z tego dalej wyniknie, dowiecie sie z czasem...
Olka - realność jest tym co staram się tu utrzymac, chociaż czasami sama wątpię w sukces tego zamierzenia; chociaż rzeczywiście w polskiej rzeczywistości to nieodczuwalne, ale może własnie w tej typowo amerykańskiej tak... Liz i Michael musza jakoś przebrnąć przez to wszystko. A los jak zwykle złośliwy teraz zaczyna im słać wszystko czego chcieli uniknąć, do czego nie chcieli wracać. Dlatego tak kurczowo trzymają się siebie. Są w podobnej sytuacji i wspierają się, nie mając o tmy nawet pojęcia. Uzupełniają się ze sobą (niekoniecznie w ten tradycyjny sposób stworzonych dla siebie połówek jabłka). Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że zaczynają żyć w symbiozie... Słusznie zauwazyłaś Olu, że przechodzą przez "fazę fascynacji" i to nie tylko duchowej ale i fizycznej. To dlatego, ze tak często bywa w życiu, ze w pewnym momencie hormony nie chce już być kontrolowane, a i psychika popycha czasem ich w stronę "zbliżeń". Dlatego od czasu do czasu między nimi do czegoś dochodzi - co nie oznacza, że stworzy sie z tego związek. Oni chyba nawet nie nadają się do tego związku razem. To troszeczkę jak Isabel i Michael w tym opowiadaniu. Też łączy ich wspólna przeszłość i kiedyś tez między nimi doszło do czegoś poważnego, ale nie byli razem i nie są, są przyjaciółmi. Liz i Michael są tu traktowani podobnie, chociaż może z większą dawką emocji i sprzeczności. Co z tego dalej wyniknie, dowiecie sie z czasem...
_liz nie rób nam tego!!!!!!!!!!!!!! Na pewno się wszyscy poprawimy i po kolejnej części będziesz miała tysiące komentarzy. Tak więc czekam na kolejną część. Pllllllliiisssssss_liz wrote:A miałam zamieścić jutro kolejną część i to długą i z niespodzianką, tak specjalnie przed moim wyjazdem, ale w takim wypadku raczej tego nie zrobię ....
A nie zamieścisz kolejnej części Ruchomych piasków????
Oj nie nie, _liz, żartujesz, prawda? To jest szantaż Ładnie to tak?A miałam zamieścić jutro kolejną część i to długą i z niespodzianką, tak specjalnie przed moim wyjazdem, ale w takim wypadku raczej tego nie zrobię ....
No dobra, oczywiście masz rację, po to jest forum... więc...
Jednak Kyle Valenti, tak? No cóż... Będzie ciekawiej... (mówiłam - przyjaciel ). Jednak to, czy Liz jest TĄ dziewczyną nie jest jeszcze pewne. Mogłoby się okazać, że nią była, przy tym przyjaźniąc się z Kylem, ale możemy się spodziewać też wielu innych połączeń. Wciąż wszystko może być zbiegiem okoliczności, bo przecież to, że znała Kyle'a, nie znaczy zaraz, że była miłością Maxa, a zarazem Michael'a i----- Oj można tak gdybać i przypuszczać w nieskończoność A na DZIŚ (podkreślam dziś ) _liz zgotowała nam niespodziankę Między Mi&L, jak to zwykle bywało (tak tak ) czy może dotyczącą przeszłości bohaterów? Czekam niecierpliwie
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
- lizzy_maxia
- Fan
- Posts: 888
- Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
- Location: Łódź, my little corner of the world...
- Contact:
Heh. Nie będę gdybać, bo i tak wszystko wyjaśni się w kolejnych częściach Powiem za to, że czytałam tę część wczoraj i nie mogłam się należycie skupić, bo po pierwsze: rozmawiałam z przyjacielem , po drugie: pocieszałam kumpelę, a po trzecie: próbowałam odpędzić się od takiego jednego kolesia z gadu, który swoim sposobem flirtowania ze mną rozśmieszał mnie do łez - w pewnym momencie nie wiedziałam, czy mam się śmiać, płakać czy uciekać w siną dal Anyway, miałam z niego naprawdę niezłą polewkę...Jak chcecie się pośmiać, to podam Wam jego numer, on podobno każdej tak nawija Wracając do sedna - skupić się nie mogłam, bo przede wszystkim pokładałam się ze śmiechu (powód - wiadomy ), a ta część wcale śmieszna nie była. Dziś przeczytałam ten rozdział od nowa, już w ciszy i spokoju. Zdażyłyśmy się już przekonać, że _liz zawsze nas czymś zaskoczy. Do tej pory myślałyśmy, że Liz zwiazana byłą z Maxem...ba! sam Michael tak myślał...Czy ktoś się tu spodziewał, że na dłużej pojawi się w tej opowieści Kyle? Ale...radziłabym wciąż zachować czujność...Znając _liz jeszcze nam to wszystko tutaj poplącze A więc nie pozostaje nam nic innego, tylko czekać na kolejną część, która - jak się zdążyłam zorientować - już niebawem
BTW. _liz, już teraz życzę Ci miłego wypoczynku w Międzyzdrojach, tak? Przywieź duuuuuuuuuuużo autografów I żeby pogoda dopisała I żebyś może po powrocie uraczyła nas jakimś typowo wakacyjnym, lajtowym opowiadankiem? Co Ty na to?
BTW. _liz, już teraz życzę Ci miłego wypoczynku w Międzyzdrojach, tak? Przywieź duuuuuuuuuuużo autografów I żeby pogoda dopisała I żebyś może po powrocie uraczyła nas jakimś typowo wakacyjnym, lajtowym opowiadankiem? Co Ty na to?
Heh, nie ma to jak dobry szantaż...
Wracając do dzisiejszej części - ostatniej części przed moim wyjazdem, kolejna dopiero po moim powrocie... Postarałam sie o to, aby była dośc długa, a na pewno dłuższa odpoprzednich części. Po drugie szykuję tutaj trzy niespodzianki:
1) retrospekcja - czyli odsłaniamy kilka kart z przeszłości
2) wreszcie wyjaśni się co łączy Liz i Maxa
3) smakowite zakończenie tej części - chyba się tego nie spodziewaliście
Miłego czytania i komentowania
XIV
„Skąd” pyta, nie odrywając ode mnie swego ciała
To długa historia...
Odsuwa się powoli ode mnie, wpuszczając chodne powietrze pomiędzy nasze ciała. Teraz na pewno się nie wymigam od odpowiedzi. Ale przecież wcale nie ma za dużo opowiadania. Znaliśmy się i tyle. Chyba mogę pominąć to jak się poznaliśmy i jak wszystko się rozpadło?
Niczym migawki w filmie, wraca to wszystko w mojej głowie, odbierając mi kontrolę.
* * *
Ponownie siedzimy u Evansów, rujnując im dom, opróżniając lodówkę i denerwując sąsiadów. Niektórzy posądziliby nas o monotonię wprowadzaną tym co-piątkowym balowanie,. Ale żaden schemat nie obowiązywał.
Sean jak zwykle ślini się do Isabel. Aż mi żal faceta, bo nie dość, że nie ma u niej najmniejszych szans, to jeszcze jest pod ciągłą obserwacją Maxa. Sam wspomniany Mac siedzi przy stole z Timem, Tammy i Nicholasem. Poker – ich odwieczny żywioł. Ja nie porywam się do grania z nimi. Nie dlatego, ze nie lubię. Po prostu nie chcę sprać Nicholasa. Ten mały oszust kantuje ile wlezie i to bezczelnie tak, ze nie można mu tego udowodnić.
Jesse świruje w drugim pokoju z jakąś dziewczyną. On ma tylko dwie manie w swoim życiu... Samochody i pieprzenie.
A propos tego drugiego – od kilki minut przygląda mi się jakaś dziewczyna. Nie widziałem jej tu nigdy wcześniej. Pewnie ta wywłoka Jessego ją tu przyprowadziła. Z braku innych rozrywek chyba będę musiał zadowolić się tym.
Wstaje i podchodzę do niej „Jak ci na imię?” chwytam jej dłoń, mój wzrok ślizga się po jej sylwetce. „Claire” odpowiada. Ciągnę ją za rękę i prowadzę w głąb korytarza w kierunku pokoju Maxa.
Drzwi wejściowe się otwierają, powodując chwilowe zatrzymania mnie w miejscu. Znajoma postać. Wysoki chłopak o jasnych włosach, niebezpiecznie zimnych, stalowych oczach o kpiącym uśmieszku – cały Danny. „Hej Michael” jego wzrok przesuwa się na dziewczynę. Obaj uśmiechamy się wymownie.
Ale zamieram, widząc że tuż za nim stoi ktoś jeszcze. Nie widziałem go nigdy wcześniej. Danny odsuwa się, odsłaniając postać chłopaka niewiele młodszego ode mnie. Mrużę oczy. Mam niestety nieufną naturę, wiec całkowicie oczywiste, że ta wizyta mi się nie podoba. „To Kyle” Danny go przedstawia „Będzie w naszym gangu” mówi to z taką pewnością, jakby Max się już zgodził.
Spoglądam na tego, jak mu tam... a tak, Kyla. Niższy ode mnie i to sporo. Sprane dżinsy z podartą na lewym kolanie nogawką, czarna koszulka i dżinsowa katana z jakimiś naszywkami. Włosy opadają zadziornie na czoło i bezczelnie wpychają się do oczu. To nie są oczy kogoś, kto powinien być w gangu. Są za ciepłe, zbyt niedojrzałe.
Przynajmniej się nie uśmiecha. Wbija dłonie w kieszenie i patrzy na mnie wyzywająco. Chłopcze, mógłbym cię zniszczyć jednym ciosem.
Ponownie mierze go wzrokiem. „To się okaże” mówię i ciągnę tę Carol... Cindy... Cloe... jakkolwiek-jej-tam-na-imię. Nie mam zamiaru psuć sobie wieczoru myślą o jakimś smarkaczu, którego sprowadził Danny.
Swoją drogą, dziwny sposób obiera sobie do zdobycia władzy. Doskonale wiem, że Danny marzy o tym, żeby dać Maxowi nauczkę i zając jego miejsce. W sumie byłoby to logiczne, bo jest najstarszy. Ale sam nie wiem który z nich bardziej się do tego nadaje.
* * *
„Zostaw go!” krzyk Isabel tylko bardziej mnie motywuje. Moja pięść trafia w jego policzek. „Max powstrzymaj ich!”. Teraz w brzuch, aż jęknął. Skoro chce być w gangu, niech się przyzwyczai do takich sytuacji, niech zacznie zachowywać się jak mężczyzna.
Ostry ból w żołądku zwija moje ciało. Unoszę wzrok. Roztrzaskany nos, a mimo to zwinięte pięści i pełen determinacji wzrok. Jednak nie jest takim dzieciakiem, za jakiego go brałem. Jego dłoń uderza w moją twarz. Czuję smak krwi i chcę więcej. Znów moja pięść ląduje między jego żebrami. On ląduje na ziemi.
Podchodzę. Zasłania rękoma twarz, jakby w obawie, że jeszcze dostanie i usiłuje się sam podnieść. Wyciągam dłoń i pomagam mu wstać. Podnosi się, mocno ściskają moją rękę. Patrzy na mnie ze zdumieniem i gniewem, a ja nie mogę powstrzymać uśmiechu. „Witaj w gangu” mówię, ocierając krew z wargi. Zyskał mój szacunek – ma honor.
* * *
A Liz wciąż czeka na odpowiedź. „Byliśmy w jednym gangu” mówię, spoglądając na nią uważnie. Zastanawia się chyba nad czymś, marszczy czoło. Przytakuje. Ot tak, jakby nigdy nic się nie stało. Przesuwa swoje palce po moim ramieniu w dół, szukając mojej dłoni.
„Nie znałam jego gangu” mówi łagodnie „Trzymał mnie od nich z daleka. Co nie pozwoliło mu ochronić mnie przed tym” opuszcza głowę „Ani nie ochroniło jego” dodaje. Zaciskam swoją dłoń na jej ręce – tak jakoś mnie wzięło na chęć podtrzymania jej na duchu. Ona blednie coraz bardziej „Znaliśmy się od dzieciństwa” mówi cicho i lekko uśmiecha. Ściskam mocniej jej dłoń.
„Zawsze nierozłączni” to zabrzmiało dość kwaśno, jakby kpiła z samej siebie. „A potem... ten wieczór...” urywa i nabiera powietrza „Zresztą wiesz o czym mówię”. Odgarnia włosy natrętnie wpychające się do jej oczu. „Płakałam kilka dni” przyznaje i znów kuli się niczym mała, przerażona dziewczynka. „Wiem, to żałosne” mamrocze i pochyla głowę.
Sięgam po jej rękę. Przesuwam jej delikatne palce po wnętrzu swojej prawej dłoni, tam gdzie są blizny po siatce w Bloodyend. Rozchyla usta, żeby zapytać, więc uprzedzam jej pytanie „Ty płakałaś. Ja wyżyłem się na drutach”. Teraz sama opuszkami przesuwa po bliznach, jakby nie mogła w nie uwierzyć. Jej dłoń przemieszcza się w górę do mojej twarzy. Czuję ciepłe opuszki na policzkach i kącikach ust. „To jego sprawa tak cię męczy?”
Przypomniała mi o Maxie. Nie sądziłem, ze to może się jeszcze bardziej skomplikować. Nastąpiła teraz chwila ostatecznego odkrycia wszystkich kart. Przytrzymuję jej dłoń i mówię „Chodzi o Maxa”. Wpatruję się w jej twarz, szukając jakiejkolwiek oznaki szoku, zwątpienia, czegokolwiek.
Nic.
Mrużę oczy. Już nic nie wiem. Nie rozumiem.
Przecież opis się zgadza, odczucia pasują...
„Maxa Evansa” podkreślam, a ona dalej nie reaguje, tylko z prawdziwą troską na twarzy czeka, aż powiem coś więcej. „To mój przyjaciel” mówię „Był szefem naszego gangu” Cofa powoli dłoń, ale wciąż z napięciem czeka na dalsze wyjaśnienia.
I chyba jej wszystko wyjaśnię.
* * *
Spoglądam jak śpi. Dziś będę pełnił przy niej nocną straż. Nie wiem sam czy ze względu na to, że czuję się przy niej dużo lepiej, spokojniej. Po raz pierwszy mogę łączyć swoją prawdziwe jestestwo przeszłości ze spokojem i ulgą. A może chcę zostać tutaj, bo boję się wracać do siebie?
Zastanawia mnie czy to nie jej od początku potrzebowałem. Nie przyjaciela w postaci smarkatego, niedojrzałego siedemnastolatka, który myśli o sobie a dopiero potem o innych, a mimo wszystko pozostaje lojalny aż do granic. Ani starganej życiem kelnerki, która stąpa po ziemi bardziej twardo niż ja.
Może właśnie potrzebuję tego odzwierciedlenia wyimaginowanego anioła. Nic więcej.
Jesteśmy w symbiozie. Ona mnie wspiera i ożywa moją pustą, płytką egzystencję. A ja staram się pomóc jej wydorośleć i usamodzielnić. Obecnie nie wyobrażam sobie spędzenia kilku dni bez niej. Owszem, wytrzymałbym spokojnie cztery, pięć dni nawet nie wspominając jej. Ale już szóstego dnia zaczęłoby mi czegoś brakować.
Jej.
Uśmiecham się nieco. Nie poznaję sam siebie.
Przekręca się na łóżku. Sama wyjmuje ramiona spod szeleszczącej kołdry i kładzie jedno z nich wzdłuż swojego ciała. Rozchyla usta „Nadal się pognębiasz?” pyta z lekkim uśmiechem.
Tak, nadal. Opowiedziałem jej wszystko. To jak było, jak się czuję, co się dzieje. Wysłuchała i pomogła mi zebrać myśli. Powiedziała, ze rozumie mój strach, ale sam musze stawić temu czoła, bo inaczej to wciąż będzie mnie prześladować. Chciałbym jej podziękować. Zwykłymi słowami.
„Dziękuję” mówię półszeptem.
Cisza. Długa cisza.
Mam ochotę powiedzieć coś więcej, ale słowa zamierają mi w gardle, gdy unosi się i odchyla kołdrę. Rozpościera ramiona w niesamowicie zapraszającym geście.
Mam podejść?
Wtulić się w jej ciało?
Czy lepiej zostać tu, gdzie nie może mnie dopaść jej zapach i jeszcze mam nad sobą kontrolę.
Ale moje ciało samo podchodzi do jej łóżka i powoli wsuwa się w jej objęcia. Ciepło, ulga, spokój, melancholia – coś czego od dawna nie czułem i jestem w stanie poczuć tylko przy niej. Jej policzek opiera się o mój obojczyk, a moje dłonie coraz mocniej przyciskają się do jej pleców. Przecież to tylko uścisk. Zwykły, przyjacielski, niewin...
Moje oczy momentalnie się przymykają, gdy miękkie usta znaczą moją szyję. Powoli ślad wilgotnych warg przesuwa się w górę. I w poprzek mojego policzka. Zahaczają o kącik moich ust, aż całkowicie się z nimi spajają. Plące mrowienie przetacza się przez moje ciało. Wbijam się mocniej w delikatne wargi, chłonąć jej smak. To zachłanny pocałunek. Odbierający powietrze. Zupełnie, jakbym chciał wyssać z niej duszę.
Czuję jak mruknięcie drży w jej gardle i nie może się wydostać. Ale nie odrywam ust, chcę żeby zmiękła jeszcze bardziej. Jej palce wbijają się w moje ramiona, a ja przesuwam swoje pocałunki na jej szyję. Odchyla głowę do tyłu, pozwalając mi na swobodny dostęp do zakamarków napiętej skóry. Jej mruknięcie wibruje na moich ustach, podsycając moje pragnienie smakowania jej dalej.
Drobne dłonie przesuwają się po moich ramionach, drażniąc przyjemnie skórę. Teraz opierają się o moją klatkę piersiową, jakby miała mnie za chwilę odepchnąć. Ale podświadomie czuję, ze tego nie zrobi. Wręcz przeciwnie, jej palce zaciskają się na skrawkach mojej koszulki i podciągają ją do góry. Niechętnie odrywam od niej ręce, aby pozbyć się materiału. Zostaje mi to jednak wynagrodzone. Miękkie, ciepłe opuszki znaczą drogę po moim nagim ciele. Niesamowite napięcie iskierkami przeskakuje na koniuszki moich nerwów.
Lewą dłoń kładę na jej ramię i zsuwam ramiączko koszulki nocnej. Moje usta przesuwają się na to ramię, lekko je gryząc. Jej jęknięcie łączy się od razu z poddaniem jej ciała. Gibko przechyla się do tyłu, przyciskając jej plecy do łóżka. Niecierpliwe dłonie przesuwają się wzdłuż moich pleców. „Michael” rozkoszny szept odbiera mi ostatecznie zdolność racjonalnego myślenia.
Miękka, jedwabna skóra, barwy mokki. Cynamonowy smak pobudzający język. Założę się, że świetnie smakowałaby z Tabasco...
c.d.n.
"Ruchome piaski" pojawią się również przed moim wyjazdem. Tylko jeszcze nie zdecydowałam czy dzisiaj czy jutro...A nie zamieścisz kolejnej części Ruchomych piasków????
No właśnie... Michaelowi ciągle się wydaje, ze ona jest TĄ dziewczyna Maxa, ale czy nią jest naprawdę to już inna sprawa, którą wyjaśnimy w dzisiejszej części.Jednak to, czy Liz jest TĄ dziewczyną nie jest jeszcze pewne
A może _liz jest na tyle przewidująca w waszych oczekiwaniach, że będzie i to i to? albo żadne z tych?_liz zgotowała nam niespodziankę Między Mi&L, jak to zwykle bywało (tak tak ) czy może dotyczącą przeszłości bohaterów?
Lizzy dziękuję bardzo Autografów już mam mnóstwo, więc nie wiem czy jeszcze będzie tam za kim po te autografy biegać (no wiecie, z Cezarym Pazura i Elżbieta Czyżewską jestem już na ty ). Co do opowiadanka... już w zeszłym roku pojawił się pewien pomysł, ale odrzuciłam go, bo było to takie zwykłe, proste opowiadanko. Zwykła historyjka. Bez tajemnic, zwrotów akcji czy niesamopwicie głebokich uczuć. Coś w rodzaju komedii romantycznej (a raczej się w nich nie specjalizuję). Ale może pojawi się inny pomysł_liz, już teraz życzę Ci miłego wypoczynku w Międzyzdrojach, tak? Przywieź duuuuuuuuuuużo autografów I żeby pogoda dopisała I żebyś może po powrocie uraczyła nas jakimś typowo wakacyjnym, lajtowym opowiadankiem? Co Ty na to?
Wracając do dzisiejszej części - ostatniej części przed moim wyjazdem, kolejna dopiero po moim powrocie... Postarałam sie o to, aby była dośc długa, a na pewno dłuższa odpoprzednich części. Po drugie szykuję tutaj trzy niespodzianki:
1) retrospekcja - czyli odsłaniamy kilka kart z przeszłości
2) wreszcie wyjaśni się co łączy Liz i Maxa
3) smakowite zakończenie tej części - chyba się tego nie spodziewaliście
Miłego czytania i komentowania
XIV
„Skąd” pyta, nie odrywając ode mnie swego ciała
To długa historia...
Odsuwa się powoli ode mnie, wpuszczając chodne powietrze pomiędzy nasze ciała. Teraz na pewno się nie wymigam od odpowiedzi. Ale przecież wcale nie ma za dużo opowiadania. Znaliśmy się i tyle. Chyba mogę pominąć to jak się poznaliśmy i jak wszystko się rozpadło?
Niczym migawki w filmie, wraca to wszystko w mojej głowie, odbierając mi kontrolę.
* * *
Ponownie siedzimy u Evansów, rujnując im dom, opróżniając lodówkę i denerwując sąsiadów. Niektórzy posądziliby nas o monotonię wprowadzaną tym co-piątkowym balowanie,. Ale żaden schemat nie obowiązywał.
Sean jak zwykle ślini się do Isabel. Aż mi żal faceta, bo nie dość, że nie ma u niej najmniejszych szans, to jeszcze jest pod ciągłą obserwacją Maxa. Sam wspomniany Mac siedzi przy stole z Timem, Tammy i Nicholasem. Poker – ich odwieczny żywioł. Ja nie porywam się do grania z nimi. Nie dlatego, ze nie lubię. Po prostu nie chcę sprać Nicholasa. Ten mały oszust kantuje ile wlezie i to bezczelnie tak, ze nie można mu tego udowodnić.
Jesse świruje w drugim pokoju z jakąś dziewczyną. On ma tylko dwie manie w swoim życiu... Samochody i pieprzenie.
A propos tego drugiego – od kilki minut przygląda mi się jakaś dziewczyna. Nie widziałem jej tu nigdy wcześniej. Pewnie ta wywłoka Jessego ją tu przyprowadziła. Z braku innych rozrywek chyba będę musiał zadowolić się tym.
Wstaje i podchodzę do niej „Jak ci na imię?” chwytam jej dłoń, mój wzrok ślizga się po jej sylwetce. „Claire” odpowiada. Ciągnę ją za rękę i prowadzę w głąb korytarza w kierunku pokoju Maxa.
Drzwi wejściowe się otwierają, powodując chwilowe zatrzymania mnie w miejscu. Znajoma postać. Wysoki chłopak o jasnych włosach, niebezpiecznie zimnych, stalowych oczach o kpiącym uśmieszku – cały Danny. „Hej Michael” jego wzrok przesuwa się na dziewczynę. Obaj uśmiechamy się wymownie.
Ale zamieram, widząc że tuż za nim stoi ktoś jeszcze. Nie widziałem go nigdy wcześniej. Danny odsuwa się, odsłaniając postać chłopaka niewiele młodszego ode mnie. Mrużę oczy. Mam niestety nieufną naturę, wiec całkowicie oczywiste, że ta wizyta mi się nie podoba. „To Kyle” Danny go przedstawia „Będzie w naszym gangu” mówi to z taką pewnością, jakby Max się już zgodził.
Spoglądam na tego, jak mu tam... a tak, Kyla. Niższy ode mnie i to sporo. Sprane dżinsy z podartą na lewym kolanie nogawką, czarna koszulka i dżinsowa katana z jakimiś naszywkami. Włosy opadają zadziornie na czoło i bezczelnie wpychają się do oczu. To nie są oczy kogoś, kto powinien być w gangu. Są za ciepłe, zbyt niedojrzałe.
Przynajmniej się nie uśmiecha. Wbija dłonie w kieszenie i patrzy na mnie wyzywająco. Chłopcze, mógłbym cię zniszczyć jednym ciosem.
Ponownie mierze go wzrokiem. „To się okaże” mówię i ciągnę tę Carol... Cindy... Cloe... jakkolwiek-jej-tam-na-imię. Nie mam zamiaru psuć sobie wieczoru myślą o jakimś smarkaczu, którego sprowadził Danny.
Swoją drogą, dziwny sposób obiera sobie do zdobycia władzy. Doskonale wiem, że Danny marzy o tym, żeby dać Maxowi nauczkę i zając jego miejsce. W sumie byłoby to logiczne, bo jest najstarszy. Ale sam nie wiem który z nich bardziej się do tego nadaje.
* * *
„Zostaw go!” krzyk Isabel tylko bardziej mnie motywuje. Moja pięść trafia w jego policzek. „Max powstrzymaj ich!”. Teraz w brzuch, aż jęknął. Skoro chce być w gangu, niech się przyzwyczai do takich sytuacji, niech zacznie zachowywać się jak mężczyzna.
Ostry ból w żołądku zwija moje ciało. Unoszę wzrok. Roztrzaskany nos, a mimo to zwinięte pięści i pełen determinacji wzrok. Jednak nie jest takim dzieciakiem, za jakiego go brałem. Jego dłoń uderza w moją twarz. Czuję smak krwi i chcę więcej. Znów moja pięść ląduje między jego żebrami. On ląduje na ziemi.
Podchodzę. Zasłania rękoma twarz, jakby w obawie, że jeszcze dostanie i usiłuje się sam podnieść. Wyciągam dłoń i pomagam mu wstać. Podnosi się, mocno ściskają moją rękę. Patrzy na mnie ze zdumieniem i gniewem, a ja nie mogę powstrzymać uśmiechu. „Witaj w gangu” mówię, ocierając krew z wargi. Zyskał mój szacunek – ma honor.
* * *
A Liz wciąż czeka na odpowiedź. „Byliśmy w jednym gangu” mówię, spoglądając na nią uważnie. Zastanawia się chyba nad czymś, marszczy czoło. Przytakuje. Ot tak, jakby nigdy nic się nie stało. Przesuwa swoje palce po moim ramieniu w dół, szukając mojej dłoni.
„Nie znałam jego gangu” mówi łagodnie „Trzymał mnie od nich z daleka. Co nie pozwoliło mu ochronić mnie przed tym” opuszcza głowę „Ani nie ochroniło jego” dodaje. Zaciskam swoją dłoń na jej ręce – tak jakoś mnie wzięło na chęć podtrzymania jej na duchu. Ona blednie coraz bardziej „Znaliśmy się od dzieciństwa” mówi cicho i lekko uśmiecha. Ściskam mocniej jej dłoń.
„Zawsze nierozłączni” to zabrzmiało dość kwaśno, jakby kpiła z samej siebie. „A potem... ten wieczór...” urywa i nabiera powietrza „Zresztą wiesz o czym mówię”. Odgarnia włosy natrętnie wpychające się do jej oczu. „Płakałam kilka dni” przyznaje i znów kuli się niczym mała, przerażona dziewczynka. „Wiem, to żałosne” mamrocze i pochyla głowę.
Sięgam po jej rękę. Przesuwam jej delikatne palce po wnętrzu swojej prawej dłoni, tam gdzie są blizny po siatce w Bloodyend. Rozchyla usta, żeby zapytać, więc uprzedzam jej pytanie „Ty płakałaś. Ja wyżyłem się na drutach”. Teraz sama opuszkami przesuwa po bliznach, jakby nie mogła w nie uwierzyć. Jej dłoń przemieszcza się w górę do mojej twarzy. Czuję ciepłe opuszki na policzkach i kącikach ust. „To jego sprawa tak cię męczy?”
Przypomniała mi o Maxie. Nie sądziłem, ze to może się jeszcze bardziej skomplikować. Nastąpiła teraz chwila ostatecznego odkrycia wszystkich kart. Przytrzymuję jej dłoń i mówię „Chodzi o Maxa”. Wpatruję się w jej twarz, szukając jakiejkolwiek oznaki szoku, zwątpienia, czegokolwiek.
Nic.
Mrużę oczy. Już nic nie wiem. Nie rozumiem.
Przecież opis się zgadza, odczucia pasują...
„Maxa Evansa” podkreślam, a ona dalej nie reaguje, tylko z prawdziwą troską na twarzy czeka, aż powiem coś więcej. „To mój przyjaciel” mówię „Był szefem naszego gangu” Cofa powoli dłoń, ale wciąż z napięciem czeka na dalsze wyjaśnienia.
I chyba jej wszystko wyjaśnię.
* * *
Spoglądam jak śpi. Dziś będę pełnił przy niej nocną straż. Nie wiem sam czy ze względu na to, że czuję się przy niej dużo lepiej, spokojniej. Po raz pierwszy mogę łączyć swoją prawdziwe jestestwo przeszłości ze spokojem i ulgą. A może chcę zostać tutaj, bo boję się wracać do siebie?
Zastanawia mnie czy to nie jej od początku potrzebowałem. Nie przyjaciela w postaci smarkatego, niedojrzałego siedemnastolatka, który myśli o sobie a dopiero potem o innych, a mimo wszystko pozostaje lojalny aż do granic. Ani starganej życiem kelnerki, która stąpa po ziemi bardziej twardo niż ja.
Może właśnie potrzebuję tego odzwierciedlenia wyimaginowanego anioła. Nic więcej.
Jesteśmy w symbiozie. Ona mnie wspiera i ożywa moją pustą, płytką egzystencję. A ja staram się pomóc jej wydorośleć i usamodzielnić. Obecnie nie wyobrażam sobie spędzenia kilku dni bez niej. Owszem, wytrzymałbym spokojnie cztery, pięć dni nawet nie wspominając jej. Ale już szóstego dnia zaczęłoby mi czegoś brakować.
Jej.
Uśmiecham się nieco. Nie poznaję sam siebie.
Przekręca się na łóżku. Sama wyjmuje ramiona spod szeleszczącej kołdry i kładzie jedno z nich wzdłuż swojego ciała. Rozchyla usta „Nadal się pognębiasz?” pyta z lekkim uśmiechem.
Tak, nadal. Opowiedziałem jej wszystko. To jak było, jak się czuję, co się dzieje. Wysłuchała i pomogła mi zebrać myśli. Powiedziała, ze rozumie mój strach, ale sam musze stawić temu czoła, bo inaczej to wciąż będzie mnie prześladować. Chciałbym jej podziękować. Zwykłymi słowami.
„Dziękuję” mówię półszeptem.
Cisza. Długa cisza.
Mam ochotę powiedzieć coś więcej, ale słowa zamierają mi w gardle, gdy unosi się i odchyla kołdrę. Rozpościera ramiona w niesamowicie zapraszającym geście.
Mam podejść?
Wtulić się w jej ciało?
Czy lepiej zostać tu, gdzie nie może mnie dopaść jej zapach i jeszcze mam nad sobą kontrolę.
Ale moje ciało samo podchodzi do jej łóżka i powoli wsuwa się w jej objęcia. Ciepło, ulga, spokój, melancholia – coś czego od dawna nie czułem i jestem w stanie poczuć tylko przy niej. Jej policzek opiera się o mój obojczyk, a moje dłonie coraz mocniej przyciskają się do jej pleców. Przecież to tylko uścisk. Zwykły, przyjacielski, niewin...
Moje oczy momentalnie się przymykają, gdy miękkie usta znaczą moją szyję. Powoli ślad wilgotnych warg przesuwa się w górę. I w poprzek mojego policzka. Zahaczają o kącik moich ust, aż całkowicie się z nimi spajają. Plące mrowienie przetacza się przez moje ciało. Wbijam się mocniej w delikatne wargi, chłonąć jej smak. To zachłanny pocałunek. Odbierający powietrze. Zupełnie, jakbym chciał wyssać z niej duszę.
Czuję jak mruknięcie drży w jej gardle i nie może się wydostać. Ale nie odrywam ust, chcę żeby zmiękła jeszcze bardziej. Jej palce wbijają się w moje ramiona, a ja przesuwam swoje pocałunki na jej szyję. Odchyla głowę do tyłu, pozwalając mi na swobodny dostęp do zakamarków napiętej skóry. Jej mruknięcie wibruje na moich ustach, podsycając moje pragnienie smakowania jej dalej.
Drobne dłonie przesuwają się po moich ramionach, drażniąc przyjemnie skórę. Teraz opierają się o moją klatkę piersiową, jakby miała mnie za chwilę odepchnąć. Ale podświadomie czuję, ze tego nie zrobi. Wręcz przeciwnie, jej palce zaciskają się na skrawkach mojej koszulki i podciągają ją do góry. Niechętnie odrywam od niej ręce, aby pozbyć się materiału. Zostaje mi to jednak wynagrodzone. Miękkie, ciepłe opuszki znaczą drogę po moim nagim ciele. Niesamowite napięcie iskierkami przeskakuje na koniuszki moich nerwów.
Lewą dłoń kładę na jej ramię i zsuwam ramiączko koszulki nocnej. Moje usta przesuwają się na to ramię, lekko je gryząc. Jej jęknięcie łączy się od razu z poddaniem jej ciała. Gibko przechyla się do tyłu, przyciskając jej plecy do łóżka. Niecierpliwe dłonie przesuwają się wzdłuż moich pleców. „Michael” rozkoszny szept odbiera mi ostatecznie zdolność racjonalnego myślenia.
Miękka, jedwabna skóra, barwy mokki. Cynamonowy smak pobudzający język. Założę się, że świetnie smakowałaby z Tabasco...
c.d.n.
Hehe już to widzę Liz w sosie tabascoZałożę się, że świetnie smakowałaby z Tabasco...
Jeju _liz ta część niesamowita, taka przesycona uczuciami no i dużo się wyjaśniło. Sczerze mówiąc to myślałam, że między Liz i Maxem to coś będzie ale jest lepiej tak jak jest. No i jak zwykle żądna krwi _liz zgotowała nam "smakowite zakończenie tej części" Osz ty!
Barrdzo fajne zakończenie, naprawdę... milusie Chociaż jestem dziś jakaś... niekontaktująca chyba, bo w suemie nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć
I wiedziałam/miałam nadzieję, że Liz i Maxa okaże się nic nie łączyć. Bo nic ich nie łączyło, prawda? Już nie posunę się do podejrzeń, że Liz tylko udawała obojętną...
I wiedziałam/miałam nadzieję, że Liz i Maxa okaże się nic nie łączyć. Bo nic ich nie łączyło, prawda? Już nie posunę się do podejrzeń, że Liz tylko udawała obojętną...
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
WOW..... _liz to było świetne..... poprostu cudowne. Nareszcie dowiedzieliśmy się czegoś więcej o przeszłości Michaela i troche Liz. Bardzo te retrospekcje mi się podobały.
_liz ja się tego wogóle nie spodziewała, na początku mówiłaś, że to nie będzie taka piękna opowieść, mówiłaś, że będzie dużo scen smutnych i owszem są, .......ale tego to się nie spodziewałam (wiem, że się powtarzam, ale to tak oddziałowywuje na mnie to opowiadanie, zwłaszcza ta część)_liz wrote: smakowite zakończenie tej części - chyba się tego nie spodziewaliście...
to chyba dobrze, może na coś wpadniemy, a może podsuniemy ci jakieś pomysły nie cieszysz się .Ale gdybacie...
Do Międzyzdroii jedziesz, ale ci fajnie, byłam w zeszłym roku i chciałabym jeszcze
- napisz coś więcej na ten temat .no wiecie, z Cezarym Pazura i Elżbieta Czyżewską jestem już na ty
nie spodziewałam się, ale jak napisałaś to , to sie domyśliłam , ale tosmakowite zakończenie tej części - chyba się tego nie spodziewaliście
co to ma znaczyć hmm .Założę się, że świetnie smakowałaby z Tabasco...
Czytaj między wierszami...
- lizzy_maxia
- Fan
- Posts: 888
- Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
- Location: Łódź, my little corner of the world...
- Contact:
Spójrzcie, która godzina , jestem już nieprzytomna...Miałam się kłaść spać (czytaj: uczyć się.... ) jakąś godzinę temu, ale...ale przypomniałam sobie, że jeszcze nie zapoznałam się z nowymi częściami opowiadanek! Jednak z racji na tak późną porę nic mądrego nie wymyślę...Jesooo, same bzdety dzisiaj piszę
To mnie troszkę rozbudziło, ale i tak nie jestem w stanie napisać nic sensownego...Cud, że mi się jeszcze literki nie plącząMiękka, jedwabna skóra, barwy mokki. Cynamonowy smak pobudzający język. Założę się, że świetnie smakowałaby z Tabasco...
Tego jednego możecie być pewni - Liz nie udawała obojętnej. Naprawdę jej nic nie łączyło z Maxem, nie ma pojęcia kim on jest itd.Bo nic ich nie łączyło, prawda? Już nie posunę się do podejrzeń, że Liz tylko udawała obojętną...
Licze, ze jak się rozbudzisz to zaszczycisz mnie sporym komentarzem (a spróbuj nie!)To mnie troszkę rozbudziło, ale i tak nie jestem w stanie napisać nic sensownego...
Hoho... teraz dopiero posypią się smutne scenki! To co zaszło między Michaelem i Liz wcale nie oznacza końca opowiadania ani happy endu w pozornej postaci. To własnie wszystko skomplikuje. No i co najwazniejsze, przeszłosć wreszcie dogoni ich oboje (wyjaśni się o wiele więcej spraw - np. dlaczego w Bloodyend zginął Kyle). Może nie bedzie rzewnego płakania, ale na wszelki wypadek szykujcie sobie posępne nastroje...na początku mówiłaś, że to nie będzie taka piękna opowieść, mówiłaś, że będzie dużo scen smutnych i owszem są, .......ale tego to się nie spodziewałam
P.S: Aras z Cezarym Pazurą na ty przeszłam trzy lata temu, kiedy tłum ludzi rzucił się po autografy. Chcąć również załapać się na "cenny" podpisik, zawołałam po prostu "Czarek" i obrócił się, uśmiechnął i podpisał - tak o to jestem na ty z Czarkiem Natomiast Elżebieta Czyżewska poświęciła mi jakiś kwadrans w zeszłym roku, okazało się nawet, że ma na drugie imię tak jak ja i zgadałyśmy się, kiedy mamy imieniny...
"Czark, Czarek, Czarek!
Głowa do góry.
Pistolet na wodę
Włóż do kabury..."
Czy ktoś jeszcze oglądał durny "13 posterunek?" Mnie się podobał, właśnie dlatego, że był pełny absurdu, a piosenka Kasi chyba na wieki zostanie w mojej głowie No i jeszcze taniec jej i Czarka, który był przebrany za Jolę
Ale hola, hola, to nie jest temat o Czarku, więc dla formalności dopiszę, że robi się co raz ciekawiej. Ale nic więcej, bo muszę jeszcze się pouczyć. Ciekawa jeszcze tylko jestem, czy na kolejną część będziemy musieli czekać do 13-ego?
Głowa do góry.
Pistolet na wodę
Włóż do kabury..."
Czy ktoś jeszcze oglądał durny "13 posterunek?" Mnie się podobał, właśnie dlatego, że był pełny absurdu, a piosenka Kasi chyba na wieki zostanie w mojej głowie No i jeszcze taniec jej i Czarka, który był przebrany za Jolę
Ale hola, hola, to nie jest temat o Czarku, więc dla formalności dopiszę, że robi się co raz ciekawiej. Ale nic więcej, bo muszę jeszcze się pouczyć. Ciekawa jeszcze tylko jestem, czy na kolejną część będziemy musieli czekać do 13-ego?
Nie... Tylko do 11 (bo chyba ten dzisiaj mamy).Ciekawa jeszcze tylko jestem, czy na kolejną część będziemy musieli czekać do 13-ego?
Tak, tak. To własnie ja. Wypoczeta, opalona, wróciłam! I od razu dostaniecie kolejną porcję Obrazów... Wybaczcie ale nic więcej pisać nie mam siły, nawet nie wiem czy pisze poprawnie.
XV
Kopnięcie w kostkę budzi mnie. Niechętnie otwieram oczy, a mój wzrok rozmywa się w mgłę mieszaną z wątłym światłem. Moje soczewki powoli odzyskują zdolność wyraźnego widzenia. Coś, co przed chwilą mnie kopnęło, wpełza na moją nogę. Chąc nie chcąc, spoglądam w dół.
Dlaczego mnie to nie dziwi?
Smukła noga Liz oplata moją. Jej ciało wtula się w moje.
To przyjemne uczucie. Ciepło wypływając z niej, miękka skóra, upajający zapach. Nieprzyjemna jest tylko myśl, że za kilka chwil dopadnie mnie mój umysł i zacznie mi wytaczać kolejne argumenty za moim kretyństwem.
Tak, wszyscy wiedzą, co mam na myśli – nie powinniśmy tego robić.
Święta prawda.
Po pierwsze nasza relacja nie powinna nawet zahaczać o kontakty fizyczne. Poza tym to może wywołać niepotrzebne i niechciane konsekwencje. Jakie? Chociazby to najbardziej błahe – jeśli ktoś się dowie, wylecę z pracy.
Inne katastrofy – jeśli ona będzie chciała czegoś wiecej albo co gorsza jeśli ja będe tego chciał? A jeżeli przystopujemy w tej hormonalnej euforii i to przed czym tak uciekamy dogoni nas? Istnieje też możliwość, że stanie się coś jeszcze gorszego, czego nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić.
Z drugiej strony nie podejrzewam, aby którekolwiek z nas żałowało tego, co zaszło. Wręszcz przeciwnie, nie możliwym było powstrzymanie fascynacji i feromonów zmieszanych z hormonalnym deszczem. Ale pomijając ten fakt, to naprawdę był błąd.
Mruknięcie. Smukła noga przesuwa się wyżej. Jeszcze chwila i popełnimy kolejny błąd.
„Tak z samego rana?” miękki, nieco zaspany, ale niezwykle rozbawiony głos cuci moje zmysły. Obudziła się i chyba odczytała reakcję mojego ciała na jej obecność. Przynajmniej nie straciła naturalnego humoru. Uśmiecham się i odgarniam pasemko włosów z jej twarzy.
Nabieram powietrza i rozchylam usta. Dlaczego to ja mam się tłumaczyć i rozpoczynać tę rozmowę? Mruczy niechętnie, zsuwa swoją nogę a dłonią lekko zasłania mi usta „Błagam, nie zaczynaj tej rozmowy” mówi „Oboje wiemu o co chodzi, co chcemy powiedzieć i co może się stać”
Ulga niczym strumień ciepłej wody przyjemnie spływa po mnie i wsiąka w skórę. Ona naprawdę jest wyjątkowa. „Zrobię śniadanie” mówię i wstaję.
* * *
Jemy w milczeniu, z uśmiechem. Ale bez tego ołowianego napięcia, bez strachu, że jeden ruch lub jedno słowo sprowadzi apokalipsę.
„Przydałoby się zrobić zakupy” mówi i przełyka herbatę. Przytakuję jej. Nie mam nic przeciwko temu. Spacer, zakupy, żadna różnica. W końcu jako jej opiekun jestem zobowiązany to robić. A jako jej przyjaciel robię to z chęcią.
W takich cichych momentach całkowicie zapominam o świeżych problemach i rozdarciach mojej duszy. Czyli w obecnej chwili nie musze martwić się Maxem. Owszem powinienem zastanowić się jak załagodzić tę sytuację, ale nie mam na to najmniejszej ochoty. Chociaż raz chcę zachowywać sie naturalnie i żyć przez jeden dzień bez piętna przeszłości.
* * *
Ona trzyma koszyk w jednej ręce, druga chwyta moją dłoń, czasem puszczając ją i łapiąc moją koszulkę. To dla niej forma podpory. Juz nie wystarcza myśl o tym, ze jestem w pobliżu, potrzeba jej czuć moją osobę.
Nie, to nie jest oznaka słabości. Po prostu sklep jest miejscem bardziej niebezpiecznym i przerażającym niż park czy własny dom. Nie dość, ze wsród regałów można się pogubić, to ludzie patrzą na nią jak na dziwoląga. I ona to doskonale wyczuwa.
Mnie na jej miejscu już dawno trafiłby szlag.
Pakuję do jej koszyka po kolei wszystko, co mi każe. Zauważyłem, że mamy podobny gust w jedzeniu – tylko trochę zdrowej żywności, a resztę stanowią pyszne, wysokokaloryczne śmieci.
„Trzy pudełka lodów rumowych” mówi i czeka aż to wykonam. Zamiast tego, żmieję się i z niedowierzaniem pytam „Trzy?!” Rozchyla usta, chyba coś kalkuluje w głowie i mówi w pełni poważnie „Masz rację. Biorąc po duwagę fakt, że u mnie jadasz, włóż pięć pudełek”
* * *
Przesuwamy się w stronę stoiska z owocami. Liz marnuje czas na obmacywanie i wdychanie zapachów świeżości kolejnych pomarańczy, jabłek i Bóg wie czego jeszcze. Ale cierpliwie czekam, rozglądając sie dokoła.
„Michael?!” ktoś z niedowierzaniem wypowiada moje imię.
c.d.n
Kto, kto, kto?! Kto wypowiada jego imię?
No więc... Jedno mi się nie podobało w tej części... Zgadnijcie co?
Nie, nic tych rzeczy, nie żeby coś było nie tak, część jest świetna... To w sklepie... Urocze... Tzn... to takie milusie, przyjemne czytać jak Michael pomaga Liz... Jak prawdziwy przyjaciel (no albo ktoś więcej, ewentualnie )
No więc... nie podobało mi się to że... Część była strasznie, odrażająco, zdecydowanie.... ZA KRÓTKA
No więc... Jedno mi się nie podobało w tej części... Zgadnijcie co?
Nie, nic tych rzeczy, nie żeby coś było nie tak, część jest świetna... To w sklepie... Urocze... Tzn... to takie milusie, przyjemne czytać jak Michael pomaga Liz... Jak prawdziwy przyjaciel (no albo ktoś więcej, ewentualnie )
No więc... nie podobało mi się to że... Część była strasznie, odrażająco, zdecydowanie.... ZA KRÓTKA
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Jestem w strasznie dużym szoku! Też myślała, że kolejnej części Obrazów możemy się spodziewać nie wcześniej niż po 13, a tu TAKA NIESPODZIANKA!!! Dzięki _liz
A więc uraczyłaś nas kolejną przepiekną częścią przepięknego opwiadanka... Z relacji, które opisujesz wnioskuję, że Michael i Liz są jak dwie "połówki jabłka", doskonale do siebie pasują, doskonale się rozumieją... Łączy ich przepiękne uczucie, lecz może nie do końca zdają sobie z tego sprawę... ciągle mają wątpliwości.
A więc uraczyłaś nas kolejną przepiekną częścią przepięknego opwiadanka... Z relacji, które opisujesz wnioskuję, że Michael i Liz są jak dwie "połówki jabłka", doskonale do siebie pasują, doskonale się rozumieją... Łączy ich przepiękne uczucie, lecz może nie do końca zdają sobie z tego sprawę... ciągle mają wątpliwości.
Czyżby gromowładna Maria "nakryła ich" w supermarkecie„Michael?!” ktoś z niedowierzaniem wypowiada moje imię.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 5 guests