Korzenie
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Nan nie trzymaj nas tyle w niepewności! Czekam na kolejną część z niecierpliwością, tym bardziej, że już od dawana chciałam w sieci znaleźć coś w rodzaju opisu wydarzeń na Antarze, poprzedzających faktyczną akcję serialu. ... Znaczy tak mi się zdaje, że o to ci właśnie chodzi. A jeśli nie to nieszkodzi bo i tak bardzo mi się podoba! Z dokładną "recenzją" poczekam na jeszcze kilka odcinków Ale coś mi mówi, że będzie jak najbardziej pozytywna
Po pierwsze żaden zbiorowy jęk. Po drugie - jaka niepewność? Po trzecie - doba jest za krótka, żebym mogła zrobić to wszystko, co chcę i rezultat jest taki, że sama nie wiem, w co mam włożyć ręce, a raczej które opowiadanie otworzyć w Wordzie - moje własne czy któreś z tłumaczeń i w końcu wszystko jest opóźnione... Która to część? Czwarta? Co za różnica...
Korzenie
Część 4
-Król dostaje piany na ustach na sam dźwięk jego imienia, a królowa ma minę, jakby połknęła cytrynę w całości - powiedziała szybko. – Nie da rady.
-Jak to? – zawołała Lonnie zrywając się z miejsca i przechadzając się nerwowo po komnacie. – Jak to „nie da rady”?!
-Uspokój się – rzekła bez przekonania Thalia.
-Jak mam się uspokoić?! – krzyknęła Vilandra i z wściekłością wyciągnęła przed siebie rękę – kryształowe lustro pękło w drobny mak. – Jak mam się uspokoić, do diabła?! Miałaś wszystko załatwić! Mówiłaś, że to zrobisz, obiecywałaś to nam...!
-Nie obiecywałam, tylko powiedziałam, że spróbuję – zauważyła chłodno Thalia również wstając z fotela i podchodząc do okna wychodzącego na ogród. – To nie moja wina, że król uważa go za wroga!
-Ale miałaś ich przekonać, że tak będzie lepiej! Miałaś coś zrobić, oboje ci zaufaliśmy, a ty siedzisz już tutaj prawie miesiąc i co...! – Vilandra miotała się po pokoju, jej obcasy rozgniatały drobinki lustra. Thalia zaś stała nieruchomo przy oknie i patrzyła jak w szybę uderzają pierwsze krople deszczu.
-Miałam być dyskretna a nie od razu rzucać się na głęboką wodę – powiedziała zimno. Jej postawa przypominała Vilandrze jakiś posąg, ale była to w tym momencie ostatnia rzecz, która ją interesowała.
-Ta twoja głęboka woda już się chyba wystarczająco spłyciła – zauważyła ironicznie.
-To może należałoby samej przekonać tatusia, co? – Thalia odwróciła się gwałtownie od okna. – Skoro uważasz, że ja nic nie zrobiłam, to może sama byś im o tym powiedziała i przy okazji dowiedziała się, co ci szykują kochani rodzice!
-Ty coś wiesz – odezwała się po chwili Lonnie, obserwując jak w ciemnych oczach pojaiają się niebezpieczne błyski. Thalia wzruszyła obojętnie ramionami.
-Może wiem, a może i nie – odparła pochmurnie. – Tobie jak widać nie podoba się to, co robię – znowu odwróciła się i patrzyła przez okno. Na dworzu właśnie zaczęło mocno padać.
W komnacie zapadła cisza. Thalia milczała a Vilandra wpatrywała się w jej nieruchome plecy. Uświadomiła sobie, że tak właściwie to właściwie jej nie zna i nic o niej nie wie poza tym, że Kivar jej ufał i zdawał się znać ją naprawdę dobrze.
-Słuchaj, ja... – zaczęła niepewnie Vilandra. – Wiesz, że mi na tym wszystkim strasznie zależy... i czasami po prostu...
-Wiem – przerwała jej Thalia. – Nie bój się, i tak będę to dalej robić. Kivar mnie o to prosił.
Korzenie
Część 4
-Król dostaje piany na ustach na sam dźwięk jego imienia, a królowa ma minę, jakby połknęła cytrynę w całości - powiedziała szybko. – Nie da rady.
-Jak to? – zawołała Lonnie zrywając się z miejsca i przechadzając się nerwowo po komnacie. – Jak to „nie da rady”?!
-Uspokój się – rzekła bez przekonania Thalia.
-Jak mam się uspokoić?! – krzyknęła Vilandra i z wściekłością wyciągnęła przed siebie rękę – kryształowe lustro pękło w drobny mak. – Jak mam się uspokoić, do diabła?! Miałaś wszystko załatwić! Mówiłaś, że to zrobisz, obiecywałaś to nam...!
-Nie obiecywałam, tylko powiedziałam, że spróbuję – zauważyła chłodno Thalia również wstając z fotela i podchodząc do okna wychodzącego na ogród. – To nie moja wina, że król uważa go za wroga!
-Ale miałaś ich przekonać, że tak będzie lepiej! Miałaś coś zrobić, oboje ci zaufaliśmy, a ty siedzisz już tutaj prawie miesiąc i co...! – Vilandra miotała się po pokoju, jej obcasy rozgniatały drobinki lustra. Thalia zaś stała nieruchomo przy oknie i patrzyła jak w szybę uderzają pierwsze krople deszczu.
-Miałam być dyskretna a nie od razu rzucać się na głęboką wodę – powiedziała zimno. Jej postawa przypominała Vilandrze jakiś posąg, ale była to w tym momencie ostatnia rzecz, która ją interesowała.
-Ta twoja głęboka woda już się chyba wystarczająco spłyciła – zauważyła ironicznie.
-To może należałoby samej przekonać tatusia, co? – Thalia odwróciła się gwałtownie od okna. – Skoro uważasz, że ja nic nie zrobiłam, to może sama byś im o tym powiedziała i przy okazji dowiedziała się, co ci szykują kochani rodzice!
-Ty coś wiesz – odezwała się po chwili Lonnie, obserwując jak w ciemnych oczach pojaiają się niebezpieczne błyski. Thalia wzruszyła obojętnie ramionami.
-Może wiem, a może i nie – odparła pochmurnie. – Tobie jak widać nie podoba się to, co robię – znowu odwróciła się i patrzyła przez okno. Na dworzu właśnie zaczęło mocno padać.
W komnacie zapadła cisza. Thalia milczała a Vilandra wpatrywała się w jej nieruchome plecy. Uświadomiła sobie, że tak właściwie to właściwie jej nie zna i nic o niej nie wie poza tym, że Kivar jej ufał i zdawał się znać ją naprawdę dobrze.
-Słuchaj, ja... – zaczęła niepewnie Vilandra. – Wiesz, że mi na tym wszystkim strasznie zależy... i czasami po prostu...
-Wiem – przerwała jej Thalia. – Nie bój się, i tak będę to dalej robić. Kivar mnie o to prosił.
Last edited by Nan on Thu Apr 08, 2004 6:39 pm, edited 1 time in total.
Nanuś, dzięki...pochłonęłam przed chwilą drugą, trzecią i czwartą część...i pomyślałam że gdzieś to już czytałam...jakbym miała przed oczami moje ukochane bajki z dzieciństwa, łącznie z Kopciuszkiem.
Ach jak to się czyta...świetnie nakreślone charaktery, humor i ciepło. Nie wiedzieć czemu pokocham Lareka, a właściwie wiem...kiedyś miałam przyjaciela, ktorego mi przypomina. Skąd wiedziałaś ?
Ach jak to się czyta...świetnie nakreślone charaktery, humor i ciepło. Nie wiedzieć czemu pokocham Lareka, a właściwie wiem...kiedyś miałam przyjaciela, ktorego mi przypomina. Skąd wiedziałaś ?
Last edited by Ela on Fri Feb 27, 2004 10:43 pm, edited 1 time in total.
Ela ma rację, to opowiadanie przypomina pełne magii bajki z lat dziecięcych. Są księżniczki, są i książęta, tylko smoka brakuje. Ale to dopiero poczatek, więc może pojawi się ktoś kto tego smoka zastąpi.
Wydrukowałam sobie 4 część w pracy, ale zapomniałam wziąć do domu, więc teraz męczyłam się przed monitorem, ale warto było poświęcić te kilka minut i oczka. Pięknie dziękuję.
Wydrukowałam sobie 4 część w pracy, ale zapomniałam wziąć do domu, więc teraz męczyłam się przed monitorem, ale warto było poświęcić te kilka minut i oczka. Pięknie dziękuję.
Tak, tak... przyjemnie si to czyta. Zmienilas nieco "styl". Tzn uwielbiam sceny w ktorych bohateroie niec nie mowia, a moment kiedy sie sobie przygladaja opisywany jest bardzo rozwlekle. Uwielbiam to! Tak bylo na tym balu, gdzie Zan poznal Thalie. A traz.. No coz, przeciez nie sa rybami i glos maja. Musza jakos ze soba rozmawiac, a nie wpatrywac sie w swoje "bursztynowe" oczeta, jak cielaczki Wszystko nabiera tepa i coraz bardziej mi sie podoba.
No i ten Lareck! Nie wiem jak na wojnie, ale dla mnie bomba
No i ten Lareck! Nie wiem jak na wojnie, ale dla mnie bomba
Ekhm... Tak tylko gwoli formalności... Troszeczkę dawno była ostatnia część Ktoś to jeszcze pamięta?KorzenieCzęść 5Zan kompletnie nie rozumiał co się działo. Pewnie go to nawet nie obchodziło. Rath poczuł się zawiedziony, w końcu uważał go za swojego przyjaciela. Ale może ludzie się zmieniają.Lonnie była zaślepiona Kivarem. Całkowicie. Ciotka Siliah jak zwykle nie robiła nic w tej sprawie tylko zajmowała się sprawami synka. Jedynie wuj Zan całkowicie podzielał jego zdanie, ale cóż, Vilandra kompletnie nie zważała na niego, Ratha.A może jednak należało by jeszcze raz pogadać z Zanem? Może jednak przyznać się...? Nie, nie przyznawać. To głupie. Chociaż tak jakoś... dać mu do zrozumienia o co mu chodzi a nie mówić tego wprost?Rath oderwał się od murku i ruszył w kierunku miejsca, w którym zostawił Zana. W końcu jego kuzyn był już zaręczony od pewnego czasu i powinien znać się na takich rzeczach. To, że Zan delikatnie dał mu do zrozumienia, że teraz ma spotkanie, przy którym Rath nie był mile widziany jakoś wyleciało mu z głowy.Tak, trzeba namówić Zana, żeby...Rath przystanął jak rażony gromem, niezdolny do najmniejszego ruchu, niemal sparaliżowany. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niego, co widzał.Oto przed fontanną stał Zan i całował się z dziewczyną. I choć Rath nie widział jej twarzy, był dziwnie pewny, że to z pewnością nie była Ava...
YES!! Nareszcie! Myślałam, że już o tym zapomniałaś!:shock: Monstrum = woźna ! Niezłe porównanie! A ja tu dopatrywałam czegos bardziej nieziemskiego! I Michael - siedzący jak mysz pod miotłą! Bravo! Tak go usidlić! I tatuś - brrr....! Nie zazdroszczę!
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"
Hotaru "Freak Nation"
- ten kawałek przypomina mi "12 prac Asterix'a" Michael potulny jak baranek ale mi się chciało śmiaćGrupa dziesiąta, piętro drugie, sala 281. Pierwsze schody po lewej, korytarz C, na prawo, na lewo i jeszcze raz w prawo–odparło natychmiast stworzenie.
- nieźle nie dziwię się że "zdradziła" rodzinę ja pewnie postąpiłabym tak samo po takich słowach żal mi jednak Rath'a ..., szkoda że Lonnie go nie kocha—Więc dla ciebie jestem tylko... narzędziem?!–krzyknęła Vilandra odwracając się gwałtownie do ojca, z trudem opanowując wściekłość wypełniającą całą jej osobę.—Dokładnie–potwierdził Zan z zimną krwią.
Czytaj między wierszami...
Cieszę się, ze ktoś to czyta Olka, gdzie twoje trzy grosze? Z chęcią przeczytam...ADkA - w końcu w serialu to Maria dyrygowała Michaelem a przynajmniej starała się to robić Woźna wyszła ot tak, sama, ja nic do niej nie miałam Aras, a wiesz, faktycznie, nie zwróciłam na to uwagi... Tyle że tam Asterix i Obelix biegali za papierkiem, a tutaj Rath wolał tylko posiedzieć To się chyba nazywa autosugestia, kiedyś namiętnie zbierałam Asterixy i do tej pory na półce leżą prawie wszystkie numery oprócz ostatniego i jednego, który pożyczyłam kuzynowi...No i widzę, że postępowanie tatusia nieco bulwersuje - ha, trudno. Takie jest życie Ale za jakiś czas może się to wyjaśni.Dziękuję bardzo za komentarze
Walnijcie mnie w głowę, bo skleroza nie boli. A jak już otrzymam pożądny cios w ten pusty łeb to może echo się chociaż odezwie przypominając, o tych groszach Bardzo mi się podoba. Z każdą częścią coraz bardziej rysuje mi się basniowy świat. Ja wyróżniam 3 rodzaje kategorii:a) opowiadania bardzo realistyczne, których od serialu nie odróżniszb) opowiadania miłe dla oka, ale niczym specjalnym się nie wyróżniającec) opo, które łączą się z serialem, ale jest coś w nich innego charakterystycznego wyłącznie dla tego ffJak łatwo się domyśleć to opowiadanko zaliczam do kategorii c. A co jest cechą wyróżniającą? Otóż może to nieco zdziwić, ale czyta mi się to jak Tolkiena... Oczywiście nie całość, ale są fragmenty (woźna), które wydają mi się niczym wyciągnięte z baśniowych powieści światy, postacie. To nadaje swoistego charkteru "Korzeniom", które wydają się należeć do starego drzewa i są zarazem powyginane... Dość tajemniczo to brzmi, ale inaczej tego w słowa ubrać nie mogę. Chyba jakaś ograniczona jestem
Olka, Nan kiedyś mi napisała (chyba to było przed pierwszą częścią Korzeni), że Korzenie, jak to korzenie drzewa sięgają głęboko, głęboko w ziemie. Wiją się i nikt ich nie poskromi, bo one są zrośniete z drzewem. Dokładnie nie pamiętam, a niestety tego maila nie mam już w historii. W każdym bądź raize właśnie to tak jak twoje zdanie zauroczyło mnie w Korzonkach. Żeby zrozumieć teraźniejszość, trzeba najpierw poznać i zrozumieć przyszłość. Korzonki to "za mnie" robią.To nadaje swoistego charkteru "Korzeniom", które wydają się należeć do starego drzewa i są zarazem powyginane...
Skoro już tak mówimy o korzeniach i drzewach... Kiedyś przeczytałam książkę, którą od razu pokochałam, a jedno zdanie, może nieco przykurzone, to jednak wciąż tkwi w środku mnie...Tak jak najokazalszy dąb runie nie zmając korzeni, tak samo człowiek, nie znając swoich przodków, padnie na ziemię niespełniony i bez marzeń. Nie łudźmy się, że zrozumiemy sami siebi4e, jeśli nie znamy tych, którzy byli przed nami. - William Kowalski "Bękart Eddy'ego".
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 33 guests