Po pierwsze żaden zbiorowy jęk. Po drugie - jaka niepewność? Po trzecie - doba jest za krótka, żebym mogła zrobić to wszystko, co chcę i rezultat jest taki, że sama nie wiem, w co mam włożyć ręce, a raczej które opowiadanie otworzyć w Wordzie - moje własne czy któreś z tłumaczeń i w końcu wszystko jest opóźnione... Która to część? Czwarta? Co za różnica...
Korzenie
Część 4
-Król dostaje piany na ustach na sam dźwięk jego imienia, a królowa ma minę, jakby połknęła cytrynę w całości - powiedziała szybko. – Nie da rady.
-Jak to? – zawołała Lonnie zrywając się z miejsca i przechadzając się nerwowo po komnacie. – Jak to „nie da rady”?!
-Uspokój się – rzekła bez przekonania Thalia.
-Jak mam się uspokoić?! – krzyknęła Vilandra i z wściekłością wyciągnęła przed siebie rękę – kryształowe lustro pękło w drobny mak. – Jak mam się uspokoić, do diabła?! Miałaś wszystko załatwić! Mówiłaś, że to zrobisz, obiecywałaś to nam...!
-Nie obiecywałam, tylko powiedziałam, że spróbuję – zauważyła chłodno Thalia również wstając z fotela i podchodząc do okna wychodzącego na ogród. – To nie moja wina, że król uważa go za wroga!
-Ale miałaś ich przekonać, że tak będzie lepiej! Miałaś coś zrobić, oboje ci zaufaliśmy, a ty siedzisz już tutaj prawie miesiąc i co...! – Vilandra miotała się po pokoju, jej obcasy rozgniatały drobinki lustra. Thalia zaś stała nieruchomo przy oknie i patrzyła jak w szybę uderzają pierwsze krople deszczu.
-Miałam być dyskretna a nie od razu rzucać się na głęboką wodę – powiedziała zimno. Jej postawa przypominała Vilandrze jakiś posąg, ale była to w tym momencie ostatnia rzecz, która ją interesowała.
-Ta twoja głęboka woda już się chyba wystarczająco spłyciła – zauważyła ironicznie.
-To może należałoby samej przekonać tatusia, co? – Thalia odwróciła się gwałtownie od okna. – Skoro uważasz, że ja nic nie zrobiłam, to może sama byś im o tym powiedziała i przy okazji dowiedziała się, co ci szykują kochani rodzice!
-Ty coś wiesz – odezwała się po chwili Lonnie, obserwując jak w ciemnych oczach pojaiają się niebezpieczne błyski. Thalia wzruszyła obojętnie ramionami.
-Może wiem, a może i nie – odparła pochmurnie. – Tobie jak widać nie podoba się to, co robię – znowu odwróciła się i patrzyła przez okno. Na dworzu właśnie zaczęło mocno padać.
W komnacie zapadła cisza. Thalia milczała a Vilandra wpatrywała się w jej nieruchome plecy. Uświadomiła sobie, że tak właściwie to właściwie jej nie zna i nic o niej nie wie poza tym, że Kivar jej ufał i zdawał się znać ją naprawdę dobrze.
-Słuchaj, ja... – zaczęła niepewnie Vilandra. – Wiesz, że mi na tym wszystkim strasznie zależy... i czasami po prostu...
-Wiem – przerwała jej Thalia. – Nie bój się, i tak będę to dalej robić. Kivar mnie o to prosił.