T: Finding Ulysses [by Peachykin] - cz. 5
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
T: Finding Ulysses [by Peachykin] - cz. 5
Title: Finding Ulysses
Author: Peachykin
Rating: PG for now will go NC-17
Pairing: Mi/L
Disclaimer: I don't own Roswell. Unfortunately Katims did and now we're all just cleaning up his mess.
Spoliers: None
Summary: Six years after Graduation, Michael's got someone on his mind.
Category: Polar Afterhours - Characters: - Genres: Romance - Rating: NC-17 - Warnings: none - Chapters: 17
Notka od tłumacza: Kolejne tłumaczenie opowiadania polar. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Poprzedni banner do opowiadania znajdziecie tutaj
Best Story
Best Romantic Fic
Best Narration
Best Original Character
Best Future Fiction
Story That Converted You
Most Creative Title
Best Portrayal of Michael Guerin
Best Portrayal of Liz Parker
Rozdział 1
Michael spojrzał na zegarek Było już bardzo późno, a w barze było tylko kilka osób. Maruderzy opowiadający stare historie i topiący swe smutki w alkoholu. Zespół przestał grać dwie godziny temu, słychać było jedynie smutny i przygnębiający głos wokalisty, który śpiewał do samotnych dusz, które postanowiły spędzić wieczór w barze.
“Hej Słodki, “ Michael szturchnął podstarzałego Afro-Amerykańskiego barmana, “Mam nadzieję, że to już ostatnie zamówienie.”
“Masz randkę szefie” zapytał go dużo starszy człowiek, chociaż od początku wiedział jaka będzie odpowiedź.
Michael uśmiechnął się szeroko, “Z poduszką, Słodki.”
Starzec zachichotał, “Synu, jesteś jeszcze na to za młody.”
Michael klepnął przyjaciela w plecy, “Nie przeżyłeś tego co ja, Słodki.”
“Kiedy przestaniesz mówić do mnie szefie? Nie cierpię tego.” Michael powiedział z uśmiechem, powtarzając w myślach standartową odpowiedź przyjaciela.
“Nazywam cię Michael, bo takie imię ci nadano. Mówię do ciebie synu, gdyż jestem od ciebie o czterdzieści lat starszy. Szefie bo jesteś nim. Jesteś moim szefem. I dopóki to się nie zmieni, tak będę się do ciebie zwracał.” Poinformował Michaela, po czym przyjął ostatnie zamówienia.
Michael zaczął się śmiać. Nigdy w życiu nie przypuszczał, że będzie czyimś szefem. Ale tak się stało. Stał za ladą, miał 24 lata i był właścicielem baru “Ulysses”. Był to mały ale popularny bar przy Bourbon Street w Nowym Orleanie. Hank Guerin miał rację co do niego w jednej rzeczy, robił świetne drinki.
Minęło już sześć lat odkąd opuścił Roswell ze swoją rodziną. Max, Isabel, Kyle, Maria i Liz byli jego rodziną. I pięć lat odkąd ich opuścił, zrywając łączące ich więzy. Życie w grupie ograniczało go, sprawiało, że powoli umierał. Max miał Liz, Isabel kochała męża, chociaż ich małżeństwo nie miało szansy przetrwać. Ale Michael czuł, że w tych trudnych chwilach Kyle będzie jej oparciem.
Maria go zostawiła, zostawiła grupę, a on opuścił ich dwa miesiące później. Powinien wiedzieć, że ich związek nie przetrwa w takich warunkach, ciągłe przeprowadzki, dziwne prace i niepewność. Nadal byli przyjaciółmi, ale czuł, że już się więcej nie zobaczą. I pogodził się z tym.
Wydawało się, że jedynie związek Maxa i Liz się nie rozpadł. Kochał ich życie nie zależnie od tego jak potoczą się ich losy, ponieważ Max był w końcu z Liz. Byli tacy szczęśliwi w dniu ślubu, ale z upływem czasu zauważył, że Liz się zmieniła. Bynajmniej nie na lepsze.
Michael wyczuł jej smutek pół roku po opuszczeniu Roswell. Może tęskniła za rodziną, za normalnym życiem. Może żałowała, że zrezygnowała z Harvardu I tego co mogła później osiągnąć. Może wszystkiego po trochu. Max obiecał kiedyś, że spełni wszystkie jej marzenia. Nie mógł się jednak oprzeć wrażeniu, że Max odebrał jej te marzenia..
Dziwiło go to, że po pięciu latach nadal myślał o gasnącym promyku w oczach Liz. Może ograniczenie i przymus podczas tego pierwszego roku sprawiły, że zaczęło mu zależeć na Liz. W żaden romantyczny sposób, do czego nawet nie przyznałby się, stała się mu bliska.
Przez te dwa miesiące zanim wyjechał, duża rozmawiali. O wszystkim i o niczym. Razem przeżywali odejście Marii, pocieszali się nawzajem. Rozumieli powody dla których musiała odejść, zazdrościli wolności i marzeń, które będzie w stanie zrealizować.
Nie powiedział nikomu o swoich zamiarach. Nie zostawił żadnego listu wyjaśniającego podjętą decyzję. Nie zwierzył się nawet Liz ze swoich rozterek. Nigdy nikomu się nie zwierzył. Pewnej nocy spakował walizkę i wrzucił ją do samochodu, który kupił kilka miesięcy wcześniej, wymknął się po cichu z domku w którym mieszkali.
Właśnie wrzucił ostatni pakunek kiedy zauważył Liz stojącą w rogu. Wyglądała na taką małą i kruchą. Podszedł do niej po cichu.
“Ja…” zaczął rozglądając się dookoła, ale Liz nie dała mu dokończyć.
“Chciałam się tylko pożegnać, Michael.” wyszeptała.
Michael spojrzał jej w oczy, z trudem powstrzymywała się od płaczu. Płakała za nim.
”Nie zatrzymasz mnie?”
“Po co?” zapytała, uśmiechnęła się delikatnie, “Posłuchałbyś?”
“Może.” Jeszcze kilka minut temu był pewien, że może odejść nie oglądając się za siebie. Ale kiedy zobaczył płaczącą Liz, zaczął mieć wątpliwości.
“Nie chcę kłamać, część mnie chce żebyś został. ” Westchnęła z rezygnacją, “Ale nic cię tu nie trzyma. Dusisz się, żyjąc życiem jakie wybrał dla ciebie Max. Zazdrościliśmy Marii wolności, teraz ty będziesz wolny, to jest twoja szansa. Jak mogę cię zatrzymywać?”
Liz nie dawała mu pozwolenia, raczej błogosławieństwo i jej nadzieję, że będzie mógł żyć swoim życiem, które ona poświęciłaby być z Maxem, “Czuję, że powinienem zapytać czy pojedziesz ze mną?” powiedział drapiąc się w brew.
“Ponieważ wiesz, że nie jestem szczęśliwa.” powiedziała bez ogródek.
Michael był zaskoczony tym wyznaniem. Przeczuwał, że tak jest, ale nie był pewien. Teraz jest. “Liz… mogłabyś…”
Liz potrząsnęła głową, “Musisz znaleźć swoją własną ścieżkę, beze mnie, Maxa czy Isabel. Gdybym z tobą odeszła Max szukałby nas, uciekalibyśmy... znowu. Nie mogłabym ci tego zrobić. To nie jest wolność. Nie zasługujesz na to.”
Michael wiedział, że ma rację. Nienawidził tego. Ta dziewczyna była jego przyjaciółką, chciał ją uwolnić z tego piekła, jakim stało się jej życie, ale miała rację. Jeśli chce kiedykolwiek znaleźć swoje miejsce na ziemi musi zrobić to sam.
“Ja …uh, nie zostawiłem żadnego listu, nic. Nie wiedziałem co napisać.” powiedział.
Liz skinęła głową, objęła mocno Michaela, “To najlepszy sposób. Gdybyś zostawił list, wyczytaliby z niego to czego potrzebują, dostosowali do swoich przekonań. Wystarczy, że ty wiesz i wiem ja.”
“Mi to wystarczy.” powiedział.
Prze jakiś czas milczeli przedłużając tym samym pożegnanie, czując że nadchodzi koniec. Ciszę przełamała Liz, “Obiecaj mi tylko, że nie będziesz oglądał się za siebie. W przeciwnym razie nic się nie zmieni. Obiecaj?”
Michael skinął, ale coś go niepokoiło, “Liz jeśli nienawidzisz tego życia, co cię tu trzyma?” zapytał.
“Na dobre i złe, Michael. Zapomniałam już o swoich marzeniach poza tym nie jestem taka odważna jak ty.”
“Jesteś Liz.” Powiedział i otarł łzę, która spłynęła po policzku Liz. ”Kiedy się o tym przekonasz, znajdź mnie?”
Liz uśmiechnęła się, ale Michael zauważył niepewność w jej oczach. Wiedział, że jeśli będzie za długo zwlekała straci to co zostało z jej marzeń.
“Powinieneś już iść, Michael.” wyszeptała.
Michael objął ją mocno. Dopiero drugi raz w swoim życiu kogoś objął. Nie chciał się żegnać. Nie chciał stracić tej przyjaźni i bezwarunkowej miłości, która rosłaby gdyby został.
Łzy spływał po policzkach Michaela, kiedy trzymał Liz w ramionach. Nie czuł jednak potrzeby ich ścierania. Chciał żeby zobaczyła jakie trudne to było dla niego. Opuszczenie jej było najcięższą rzeczą jaka musiał zrobić. Nie ważne jak bardzo ograniczało go życie w grupie, przez te miesiące po odejściu Marii czuł że w końcu znalazł dom. Była nim Liz.
“Dziękuję.” powiedział Michael, trzymając jej twarz w swoich dużych rękach. Liz wiedziała, że dziękował jej za zrozumienie i za przyjaźń, za wsparcie.
Świadomość, że może już jej więcej nie zobaczyć sprowokowało to co wydarzyło się po chwili. Pochylił się, delikatnie muskając usta Liz. Chciał na tym poprzestać, tylko poczuć jak smakują jej usta. Ale Liz objęła go mocno za szyję i przysunęła do siebie pogłębiając pocałunek. Ich języki delikatnie się gładziły, delikatny jęk wydobył się z jej ust kiedy zanurzył rękę w jej włosach.
Brak powietrza sprawił, że po chwili oderwali się od siebie. Liz położyła głowę na jego ramieniu a on gładził ją po plecach.
“Musiałem sprawdzić jakie to uczucie.” powiedział, nie chciał by zauważyła, że mógłby zostać, dla niej.
“Dzięki.” Powiedziała, ona chciała tego samego, “Mówiłam ci, to ty jesteś odważny”.
Liz spojrzała na samochód, pod powiekami znów poczuła zbierające się łzy, “Musisz iść, zanim kogoś obudzisz.”
“Wiem.” Powiedział ponuro cofając się. Drgnął kiedy objęła się rękami starając się zatrzymać ciepło jego ciała. To nie może być pożegnanie. Tak dużo dla niego znaczyła. Nie mógł jej tak zostawić. Chciał dać jej wybór albo chociaż małą nadzieję.
Przyciągnął ją do siebie i złapał za ręce, “Pewnego dnia odzyskasz swoją siłą, Liz … odszukaj mnie. Proszę, obiecaj mi.”
“Michael…” zaprotestowała, pewna, że nie będzie w stanie go odnaleźć.
“Obiecaj” powtórzył.
Liz uśmiechnęła się lekko, “Obiecuję, Michael." zapewniła, “Ale skąd ma wiedzieć gdzie cię szukać?”
Michael myślał przez chwilę, po chwili na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Przypomniał sobie pewną dyskusję o najlepszej powieści jaką kiedykolwiek napisano. Nie doszli do porozumienia w tej kwestii, ale to był początek ich przyjaźni.
“Ulysses. Odszukaj Ulyssesa” wyszeptał.
Kiedy Liz się uśmiechnęła, Michael wiedział, że zrozumiał. Miał nadzieję, że pewnego dnia odnajdzie w sobie odwagę. Puścił jej ręce i szybko podszedł do samochodu. Kiedy wyjeżdżał chciał obejrzeć się za siebie po raz ostatni, obiecał jednak, że tak nie zrobi.
~*~
Słodki wycierał stoły, kiedy Michael szykował się do wyjścia. To była długa noc. Mógł poczytać jeszcze przez godzinę. Usłyszał jak otwierają się drzwi. Słodki ich jeszcze nie zamknął.
“Przykro mi ale już zamykamy.” Powiedział starszy pan uprzejmie. Michael uśmiechnął, przydomek doskonale do niego pasował.
“Nawet dla Shirley Temple?” zapytał znajomy głos.
Michael poczuł, jak serce wyrywa mu się z piersi. W lustrze wiszącym na ścianie zobaczył ją. Ale to nie mogła być ona. Nie jest prawdziwa. To musi być przywidzenie. Był zmęczony i wzrok płatał mu figle.
”Michael” zapytała.
Michael zamknął oczy i odwrócił się. Pewien, że zniknie jak je otworzy. Ale ona nadal tam była. Mała i zmęczona, ale jakże piękna. Spojrzał za nią szukając wzrokiem męża. Ale go tam nie było.
“Liz?” wydusił w końcu, “Co ty...? Jak…”
Liz uśmiechnęła się. „Odnalazłam Ulyssesa”
Last edited by Galadriela on Sun Jul 31, 2005 5:11 pm, edited 11 times in total.
Nieraz buszując w zagranicznych fickach natykałam się na to opowiadanko... "Finding Ulysses"... Dziwię się, dlaczego nigdy do niego nie zajrzałam... A szkoda, podoba mi się, naprawdę mi się podoba To dopiero pierwsza część, a już mnie zaciekawiła. Rzadko czytam tłumaczenia, ale to napewno będę. Czekam na kolejne części
- brendanferhfan
- Zainteresowany
- Posts: 480
- Joined: Fri Feb 13, 2004 4:52 pm
Jakiś czas temu znalazłam to opowiadanie, a ostatnio zaczęłam sobie je nawet tłumaczyć. Tylko, że jak na moją znajomość angielskiego jest trochę za długie. Cieszy mnie więc bardzo, że zaczęłaś je tłumaczyć Ty, Galadrielo. Sam fakt, że opowiadanie dostało tyle nagród zachęca do czytania. No i oczywiście polarek. To jest poprostu to.
Życzę miłej pracy przy tłumaczeniu i oby następne części pojawiały się jak najczęściej.
Życzę miłej pracy przy tłumaczeniu i oby następne części pojawiały się jak najczęściej.
- lizzy_maxia
- Fan
- Posts: 888
- Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
- Location: Łódź, my little corner of the world...
- Contact:
Co mi tam - przeczytałam Nie żeby mnie skusiły te wszystkie nagrody, które dostało to opowiadania...Ale wiecie - samo słowo "polar" już mnie przyciąga Co do samego opowiadanka - pomysł świetny, dla mnie to tak jakby przeskoczenie od Graduation do Czasu Akcji tego opowiadanka, z pominięciem Sezonu Czwartego (którego nigdy w całości nie udało mi się przeczytać), oczywiście nawiązania są. To dobrze, ze ani słówkiem nie wspomniano o FBI, o ich strachu, ucieczce, ale skupiono się nad ich psychiką, nad tym jak się czuli, "dusili się" w swoim towarzystwie i potrzebowali odrobiny wolności. Michael poszedł swoją drogą. Z pewnością wiązało się to z ogromnym ryzykiem, ale on znalazł w sobie odwagę. Odwagę, której wówczas brakowało Liz. Ale oboje tego pragnęli. To ich zbliżyło. Michael miał łatwiej - pierwsza odeszłą Maria, to go jakoś usprawiedliwiało w oczach pozostałych. Ale Liz - ona była mężatką. Miała zobowiązania. Nic dziwnego, że się bała. Hmm...opowiadanie podoba mi się, ale mam wrażenie, że za mało jest tutaj tego "uczucia", tych słów, którymi potrafi operować np. nasza _liz. Ja wiem, że to tłumaczenie, i bardzo trudno oddać atmosferę oryginału. Ono jest troszke takie...nerwowe i szybkie. No i Michael czytający książki Jak Ci ludzie się zmieniają
Galadrielo bardzo dziękuję za to opowiadanie.
Ten polarek jest trochę inny niż te poprzednie, które czytałam. W większości, na początku Liz i Michael próbowali się unikać, rzadko kiedy byli przyjaciółmi. A tutaj......kompletnie co innego, połączyło ich wspólne marzenie, uwolnienia ich oraz brak wolności jaką odczuli po wyjechaniu z Roswell.
Opowiadanie zapowiada się naprawdę świetnie, Liz po 5 latach znalazła Michaela, ciekawe jak to się rozwinie
Mimo wszystko bardzo szkoda mi Maxa, ciekawe co z nim teraz się dzieje.
Czekam na kolejną część.
Ten polarek jest trochę inny niż te poprzednie, które czytałam. W większości, na początku Liz i Michael próbowali się unikać, rzadko kiedy byli przyjaciółmi. A tutaj......kompletnie co innego, połączyło ich wspólne marzenie, uwolnienia ich oraz brak wolności jaką odczuli po wyjechaniu z Roswell.
Opowiadanie zapowiada się naprawdę świetnie, Liz po 5 latach znalazła Michaela, ciekawe jak to się rozwinie
Mimo wszystko bardzo szkoda mi Maxa, ciekawe co z nim teraz się dzieje.
Czekam na kolejną część.
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
Wielkie dzięki za miłe komentarze. Prawdę mówiąc wahałam się czy zacząć tłumaczenie tego opowiadania. Można powiedzieć, że onieśmielały mnie trochę nagrody, które zdobyło i obawa, że moje tłumaczenie nie będzie dobre.
Co do Michaela. Może to nie jest jakaś drastyczna zmiana. W końcu Michael znał na pamięć Ulyssesa (no może część), w dalszych odcinkach już o tym nie wspominano.
Następna część powinna pojawić się w przyszłym tygodniu. Możliwe jest opóźnienie gdyż planuję wyjazd.
Autorka nie zaznaczyła nigdzie czy Max jest tu bardzo poniewierany (mam nadzieję, że nie jest) a ja czytam i tłumaczę na bieżącą więc nie wiem jak się wszystko potoczy.brendafehrfan wrote:Jedyne co mnie w tym wkurza to to że wszystko nie miało być tak jak tu jest... I szkoda mi Maxa, że Liz go tak zdradza ale... co ja na to poradze w końcu to czysty Polar. A ja nawet takie lubie wię będe go czytać dalej... ciekawi mnie jaka wogle jest dalsza treść tego ff...
Cóż mogę tylko powiedzieć, że jest to dopiero początek, może w następnych częściach ....lizzy_maxia wrote:Hmm...opowiadanie podoba mi się, ale mam wrażenie, że za mało jest tutaj tego "uczucia", tych słów, którymi potrafi operować np. nasza _liz.
Masz może jakies rady. To jest moje pierwsze poważne tłumaczenie i chciałabym żeby było dobre.lizzy_maxia wrote:Ono jest troszke takie...nerwowe i szybkie. No i Michael czytający książki
Co do Michaela. Może to nie jest jakaś drastyczna zmiana. W końcu Michael znał na pamięć Ulyssesa (no może część), w dalszych odcinkach już o tym nie wspominano.
Następna część powinna pojawić się w przyszłym tygodniu. Możliwe jest opóźnienie gdyż planuję wyjazd.
- brendanferhfan
- Zainteresowany
- Posts: 480
- Joined: Fri Feb 13, 2004 4:52 pm
Przeciez Michael przeczytal ksiazke... Bylo o tym wspomniane w odcinku South 285 przeczytal jakas ksiazke i mu sie nawet podobala a to byl u niego chyba sukces. Ale w tym opowiadaniu zeczywiscie ludzie sie całkowicie zmienili... Masz racje.lizzy_maxia wrote: No i Michael czytający książki
Galadriela właśnie fajnie że go tłumaczysz...
pozatym to opowiadanie jest ciekawe, bo po takim początku nie mam pojecia co planuje autor nie da się tego przewidzieć i to mnie właśnie w tym najbardziej interesuje... pozatym tyle nagród nie dostałoby byle jakie opowiadanie...
- lizzy_maxia
- Fan
- Posts: 888
- Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
- Location: Łódź, my little corner of the world...
- Contact:
Tłumaczenia czytam bardzo rzadko, więc trudno mi cokolwiek Ci doradzić. Proponowałabym porozmawiać na ten temat z _liz, ona zdaje się tłumaczy/ła "Polar Novel" (ale nie czytałam jeszcze ). Poza tym napisałam już wcześniej, że przy tłumaczeniach niezwykle trudno jest oddać atmosferę oryginału. To jednak co innego, niż myślenie i pisanie od razu po polsku.Galadriela wrote:Masz może jakies rady. To jest moje pierwsze poważne tłumaczenie i chciałabym żeby było dobre.
A z tym Michaelem i książkami. Hehe, wygłupiłam się Musiało mi to umknąć, sprawdzę czy mam na kompie "South 285" Sorki, po prostu nie zwracajcie na mnie uwagi
O, i to właśnie sprawia, że nie mogę się doczekać następnej częściBrendanfehrfanka wrote:pozatym tyle nagród nie dostałoby byle jakie opowiadanie...
Galadrielo bardzo się ciesze, że wzięłaś się za tłumaczenie "Finding Ulysses" jest to jedyne opowiadanie Polar jakie przeczytałam z prawdziwą przyjemnością i które naprawdę lubię (bez urazy dla opowiadań _liz czy Nan). Ma ono niepowtarzalną atmosferę, którą jak narazie udało Ci się pięknie oddać. Mam nadzieję, że dalej pójdzie Ci równie pięknie.
Hypatia-Tia
"Don't ever give up your dreams. Without dreams there's nothing else. When someone tells you can't, go ahead and prove them wrong. Don't be afraid of the unknown, embrance it" Becky R.I.P
"Don't ever give up your dreams. Without dreams there's nothing else. When someone tells you can't, go ahead and prove them wrong. Don't be afraid of the unknown, embrance it" Becky R.I.P
Hip hip hurra!!!! FU nareszcie po polsku...
Przyznam się, że to jedno z naprawdę lepszych opowiadań polar, a liczba nagród i sława, jaką cieszy się ta opowieść po prostu przygniata.
Nie czytałam jeszcze wszystkich waszych komentarzy, ale rzuciło mi się jedno w oko - że Max w tym opowiadaniu był zdradzany. Chodziło o ten pocałunek? No cóż, to był pierwszy raz. I to był tylko pocałunek... czy też nazwałabym to "krzykiem o pomoc w ciszy". Ale to określenie wymyśliłam juz po przebrnięciu tych 150 stron Ale już w pierwszej cześci można coś zauważyć... coś, co powie wam o charakterze Maxa tudzież "poniewieraniu Maxa przez autorkę":
Max obiecał kiedyś, że spełni wszystkie jej (Liz)marzenia. Nie mógł się jednak oprzeć wrażeniu, że Max odebrał jej te marzenia..
Co do pozostałych postaci... ich życia po wyjeździe z Roswell... Kyle i Isabel będą wspaniali. Tacy, jakich kocham najbardziej. Napatoczą sie również nowi członkowie rodziny (shush....), ale o tym juz niedługo się przekonacie...
Przyznam się, że to jedno z naprawdę lepszych opowiadań polar, a liczba nagród i sława, jaką cieszy się ta opowieść po prostu przygniata.
Nie czytałam jeszcze wszystkich waszych komentarzy, ale rzuciło mi się jedno w oko - że Max w tym opowiadaniu był zdradzany. Chodziło o ten pocałunek? No cóż, to był pierwszy raz. I to był tylko pocałunek... czy też nazwałabym to "krzykiem o pomoc w ciszy". Ale to określenie wymyśliłam juz po przebrnięciu tych 150 stron Ale już w pierwszej cześci można coś zauważyć... coś, co powie wam o charakterze Maxa tudzież "poniewieraniu Maxa przez autorkę":
Max obiecał kiedyś, że spełni wszystkie jej (Liz)marzenia. Nie mógł się jednak oprzeć wrażeniu, że Max odebrał jej te marzenia..
Co do pozostałych postaci... ich życia po wyjeździe z Roswell... Kyle i Isabel będą wspaniali. Tacy, jakich kocham najbardziej. Napatoczą sie również nowi członkowie rodziny (shush....), ale o tym juz niedługo się przekonacie...
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
Hypatio dziękuję bardzo za komentarz. Podniosłaś mnie na duchu. Przyznam, że obawiam się najbardziej nastroju, że tłumaczenie będzię poprawne ale zabraknie w nim czegoś.
Wszystko wyjaśni się w następny częściach. Poza tym przed wyjazdem Michaela, on i Liz byli jedynie dobrymi przyjaciółmi. Sam jednak przyznał, że mogłoby to przerodzić się w coś głębszego. Dobra kończę bo jeszczę zdradzę co będzie dalej.Hotaru wrote:Nie czytałam jeszcze wszystkich waszych komentarzy, ale rzuciło mi się jedno w oko - że Max w tym opowiadaniu był zdradzany. Chodziło o ten pocałunek? No cóż, to był pierwszy raz. I to był tylko pocałunek... czy też nazwałabym to "krzykiem o pomoc w ciszy".
Heh, wracam sobie z wyjazdu, wchodzę na forum i bum! Taka niespodzianka - polarkowe tłumaczenie. Czytałam "Finding Ulysses" w oryginale i nawet mi sie spodobało. Troszkę szybka akcja jak dla mnie, ale poza tym opowiadanko jest naprawdę ciekawe i dobrze napisane. W końcu to jedno ze sławniejszych i najlepszych opowiadań Polar... Chętnie je przeczytam w polskiej wersji. Eh, sama musze się zabrać za "Winter Solstice" i mam nadzieję, że poradzę sobie z jego tłumaczeniem równie dobrze co ty z FU.
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
Dzięki za komentarze i cierpliwość. Dzisiaj kolejna część, chociaż muszę przyznać, że nie jestem z niej za bardzo zadowolona. Choć prawda jest taka, że rzadko kiedy jestem zadowolona z efektów swojej pracy.
Rozdział 2
Michael słyszał jej słowa. Znalazła Ulyssesa, musiało to znaczyć, że Maxa tu nie ma. Przez tak długi czas zawsze byli razem. Odkąd Max ją uleczył, nawet kiedy nie mogli się spotykać był MaxiLiz. Nie wierzył swoim oczom, Nie przyszli razem. Musiał wiedzieć …
“Gdzie Max?”
Pożałował pytania widząc blaknący uśmiech na twarzy Liz. Zacisnęła pięści i zamknęła oczy na chwilę, zanim na niego spojrzała.
“Zostawiłam go…prawie rok temu. Od tego czasu uciekam. Nie wiedziałam, że cię tu znajdę. To był czysty przypadek. Zobaczyłam ogłoszenie i zaryzykowałam…” zaczęła się cofać, powstrzymywała płacz, “Nie chciałam ci przeszkadzać… Ja tylko…”
Jej słowa zdusił nagły dotyk koszuli Michaela. Niczym błyskawica Michael przeskoczył ladę i zamknął Liz w niedźwiedzim uścisku. Zarzuciła mu ręce na szyję. Zrelaksowała się, dotyk Michaela sprawiał, że czuła się bezpieczna, dawał jej przyjaźń i ochronę. Nie była pewna swoich uczuć, czy da się je jakoś nazwać. Wiedziała, jednak że są głębokie, i to jaka jest teraz miało z nim coś wspólnego. Chciała by ta chwila trwała wiecznie.
Kiedy Liz oznajmiła, że zaczęła nowe życie zniknęło skrępowanie Michaela. Kiedy Liz zaczęła się odsuwać, Michael przytulił ją jeszcze mocniej. Gdyby nie to nie pozwoliłby sobie na takie zachowanie.
Stała przed nim Liz, bez Maxa, bez jej dawnego życia, czuł tkwiącą w niej ogromną siłę, która w dniu jego odejścia była zaledwie iskierką. Nie wiedział czy może ufać swoim uczuciom był jednak pewien, że była częścią jego nowego życia, i jedyną częścią starego życia, o której wciąż myślał.
Słodki obserwował dwoje przyjaciół złączonych w uścisku. Byli dla siebie opoką. W ciągu ostatnich czterech lat nie widział nikogo, kto by tak silnie oddziaływał na Michaela, szczególnie kobiety. Wiele próbowało ale zostały odprawione. Słodki myślał nawet, że Michael jest gejem, ale kiedy zobaczył smutek w jego oczach, zorientował się, że żadna kobieta nie ma u niego szans. Nie ma szans, gdyż albo ktoś złamał mu serce albo nadal jest w jego sercu.
Coś lub ktoś ciążył mu na sercu a iskra, którą zobaczył w oczach chłopaka kiedy weszła Liz … sprawiła, że znów zaczął żyć. Była częścią jego przeszłości, o której nigdy nie rozmawiali. Słodki nigdy nie naciskał na Michaela, ale teraz kiedy widział szczęście na jego twarzy, wiedział, że ta dziewczyna była ważną częścią jego przeszłości. Sposób w jaki trzymał ją w ramionach, z jakiego powodu w tak młodym wieku był tak poważny. Poczuł, że po trochu zaczyna rozumieć Michaela.
“Jak mnie znalazłaś?” zapytał Michael odsuwając od siebie Liz i nieświadomie ścierając łzy radości z policzków dziewczyny.
Liz zachichotała, “Mówiłam, że to był przypadek. Zobaczyła ofertę pracy dla kelnerki na tablicy ogłoszeń. Kiedy zauważyłam nazwisko i nazwę baru, Ulysses i twoje imię …” zaśmiała się “Michael Joyce? Musiałam zaryzykować, to mogłeś być ty…”
“Więc nie trudno mnie znaleźć.”
“Trudno Michael, Max szukał cię ponad rok. Nie wiedział gdzie zacząć.” wyjaśniła Liz.
“Ale ty mnie znalazłaś.” Powiedział łagodnie. Przeczuwał, że Liz ponownie pojawi się w jego życiu. Wydawało się, że jest jedyną osobą, która go naprawdę znała.
Chęć pocałowania Liz była tak silna jak w tą noc, kiedy odszedł. Wiedział, że nie może, przynajmniej nie teraz. Pięć lat to szmat czasu. Czuł, że Liz się zmieniła. Nie wiedział jak duże są te zmiany i czy będzie dla niego miejsce w jej życiu. I czy w jego życiu jest miejsce dla niej. Musiał to odkryć? Jezu, są razem dopiero kilka minut a on już chce ją zatrzymać przy sobie? Gdzie się podział mur, który odgradzał go od wszystkich poza Słodkim? Dlaczego myślał o niej w ten sposób?
Przyjaciele byli tak zaabsorbowani swoją obecnością, jakby byli sami w barze aż Słodki zakasłał. Michael przestał się wpatrywać w czekoladowe oczy Liz, które na niego patrzyły i uwolnił Liz z uścisku, po czym odwrócił się do Słodkiego.
“Cholera Słodki, przepraszam,” złapał Liz za rękę i poprowadził w stronę przyjaciela,
“Dobre maniery nigdy nie były moją mocną stroną.”
“Amen.” Powiedzieli jednocześnie Liz i Słodki. Wydawało się, że Michael nie zmienił się aż tak bardzo.
Słodki odłożył miotłę i uścisnął dłoń Liz, “Słodki, to jest Liz …” Michael urwał, nie był pewien jakiego nazwiska używa teraz Liz. Kiedy była z Maxem było Philips, na cześć ojca Maxa. Powiedziała jednak, że była zostawiła przeszłość za sobą. Od tego czasu mogła je zmienić.
“Jeffries.” Dokończyła Liz, “ Liz Jeffries. Wróciłam do mojego panieńskiego nazwiska. Phillips mi nie odpowiada. Przestało odpowiadać już dawno temu.” Michael uśmiechnął się; Liz używała jako nazwiska imię ojca, w pewnym sensie odzyskała swoją tożsamość. Pasowało idealnie.
Słodki udawał, że nie zauważa dyskretnych uśmiechów Michaela i Liz, potrząsnął ręką Liz, “Cieszę się, że panią poznałem. Melvin Walker Johnston, ale wszyscy nazywają mnie Słodki. Każdy kto potrafi odkryć tajemnice szefa jest tu mile widziany.”
Liz uniosła brew, “Jeśli zna pan Michaela choć trochę, wie pan, że on uwielbia być tajemniczy.” Zniżyła się do szeptu, “Chcę żeby ludzie ciągle próbowali go rozgryźć.”
“A dziwactwa” Zapytał Słodki zerkając na Michael.
“Są prawdziwe, ale jestem pewna, że domyśliłeś się już, że taki jest jego urok.”
Słodki zaśmiał się, “Musiałaś spędzić z nim dużo czasu. Chociaż ciekawy jestem jak mógł zostawić takie cudo jak ty.”
“Nie jest tajemnicą dlaczego mówią na ciebie Słodki”.
“Wystarczy, staruszku,” powiedział Michael odciągając Liz, “Żadnego flirtowania z kobietą trzy razy młodszą od ciebie. Jej serce by tego nie wytrzymało.”
“Nic na to nie poradzę, że kobiety na mnie lecą?” powiedział Słodki unoszą ręce do góry w niewinnym geście.
“Zapytam o to twoje cztery byłe żony, Słodki.” Zażartował Michael, zanim odwrócił się do Liz, “Słuchaj, najpierw muszę skończyć z księgami rachunkowymi, później możemy pogadać. Gdzie się zatrzymałaś?”
“Idźcie na górę. Ja wszystko dokończę. Macie sporo do nadrobienia.”
“Jesteś pewien?” zapytał Michael.
“Idź Michael, zanim pogonię cię miotła. Zrewanżuję się za staruszka, poza tym nigdy nie widziałem żebyś zabierał jakąś panią na górę…”
“Uh…dzięki Słodki. Do jutra.” Wtrącił Michael, po czym wyprowadził Liz na zewnątrz do samochodu.
“Nie ma sprawy.” Słodki zaśmiał się gdy zobaczył jak Liz próbuję nadążyć za Michaelem, “Witam w Nowym Orleanie panno Jeffries.” zawołał.
Michael szybko znalazł samochód Liz, zdarty i brudny po długiej podróży, “Dopiero co przyjechałam do miasta, Michael. Znasz jakieś miejsce gdzie mogłabym się zatrzymać?”
“U mnie.” Powiedział po czym otworzył bagażnik i zaczął wyjmować torby Liz.
“Michael, nie chcę wykorzystywać…” Liz starała się oponować.
“Liz, mam trzy sypialnie, których nie używam, poza tym prosiłem cię żebyś mnie odnalazła. Max może cię szukać. Zostajesz ze mną.” Powiedział stanowczo.
“Michael,” Liz westchnęła, zadowalana, że w pewnych rzeczach się nie zmienił. Były jego nieodzowną częścią. “Nie musisz mnie bronić przed Maxem…”
“Wiem.” Powiedział Michael kładąc bagaże Liz, “Minęło tyle czasu odkąd mogłem kogoś ochraniać poza mną, tak nie powinno być. Proszę. Zostaniesz ze mną?”
Liz przełknęła ślinę. Wydawało jej się jakby to było wczoraj kiedy powiedział mu żeby odszedł bez niej. Kiedy patrzyła jak jego samochód znika w ciemnościach wraz z częścią jej samej. Teraz stali tutaj, starsi o kilka lat, mądrzejsi a on prosił by z nim została. Z jednej strony czuła się jakby czas stanął w miejscu a oni nadal byli nastolatkami, z drugiej strony jakby minęło co najmniej milion lat. Zmienili się, byli innymi ludźmi, prowadzili zupełnie inny tryb życia, czy ich ścieżki mogły się połączyć? Czy mogliby po prostu się minąć?
“Liz?” zapytał Michael widząc, że Liz jest daleko stąd.
Liz wymazała te myśli ze swojej głowy, “Przepraszam. Um, zostanę.”
Michael uśmiechnął się i podniósł bagaże, I poprowadził do mieszkania. Liz zerknęła na niego i zachichotała. “Co?” zapytał.
“Nic.” potrząsnęła głową, “Wyglądasz tak samo jak tej nocy kiedy odszedłeś. Długie włosy, ubranie …”
“Nigdy nie chciałem ściąć włosów. Włosy obcięte na jeża były symbolem mojej młodości. Poza tym panienki lecą na długie włosy …tak mi powiedzieli.” Wytłumaczył kiedy wchodzili na górę, “Poza tym, minęło tylko pięć lat.”
“A mnie się wydaje, że całe życie, Michael.” Powiedziała cicho Liz kiedy się zatrzymali.
“Tak. Masz rację. Ale ty nadal wyglądasz tak samo ...” Powiedział Michael patrząc na Liz.
“Jednak nie. Jesteś wolna.” Sprostował.
Liz uśmiechnęła się, “Jestem.”
Michael otworzył drzwi do mieszkania i pozwolił wejść Liz pierwszej. Liz była zdziwiona kiedy zobaczyła jak obszerne było mieszkanie. Nie miało nic wspólnego z mieszkaniem, które miał w Roswell. Błyszcząca drewniana podłoga, kryształowy żyrandol nad dużym stołem, nowoczesna kuchnia. Było niewiele dekoracji, mieszkanie urządzone było po spartańsku. Ale w każdym zakątku czuć było Michaela. To było zdumiewające
“Michael…” powiedziała z zapartym tchem, “Jak zdołałeś…Bar…I to mieszkanie? Jak…?”
Michael uśmiechnął się, “Jakim cudem stać mnie na to wszystko?”
Liz przytaknęła, zażenowana zadanym pytaniem. Michael potrząsnął głową, dając jej do zrozumienia, że nie powinna się wstydzić. Czas i przebyta droga nauczyły go cenić wartość pieniądza.
“Pokaże ci.” Powiedział tajemniczo, “Najpierw zaniosę twoje bagaże do pokoju.”
“Dobrze.” Powiedziała i poszła za Michaelem.
Pierwszy pokój jaki minęli był mały, duże nieposłane łóżko zajmowało prawie całą powierzchnię. Na pewno było Michaela. Zaśmiała się na widok ubrań porozrzucanych po cały pokoju, kolejny znak, że nie wszystko można zmienić. Nie można zmienić zwyczajów wiecznego bałaganiarza. Cieszyła się z tego.
Zauważyła jak znika w pokoju przy końcu korytarza. Położył bagaż na dużym łóżku i przesunął ręką nad nocnym stolikiem i szafką, usuwając warstwę kurzu, “Przepraszam, ale nie miewam gości.”
Liz rozejrzała się, pokój był podobny do Michael tylko nie używany. Ściany było pomalowane na niebiesko. Kolor trochę wyblakł ale były czyste.
“Możesz urządzić jak chcesz albo mogę ja to zrobić… nie wiem co z twoimi mocami więc…” zająknął się.
Liz uśmiechnęła się I dotknęła ściany, chwilę później były już ciemnozielone, “Sporo ćwiczyłam.”
“Martha Stewart nie dorasta ci do pięt.” Zażartował Michael.
Kiedy Liz oznajmiła, że rozpakuje się później, Michael złapał ją za rękę i wyprowadził z pokoju. ”Gdzie idziemy?” zapytała.
“Zobaczysz.” Powiedział zagadkowo.
“Michael, jest pierwsza w nocy … nie mam ochoty na zgadywanki.” Odpowiedziała z udawanym sarkazmem.
”Cierpliwości Parker” powiedział kiedy zbliżyli się do ostatniego pokoju.
Otworzył drzwi i weszli do środka. Była to największa z sypialni, którą Michael przeznaczył
na swoją pracownię. Wszędzie leżały płótna, farby olejne, akrylowe, szkice, węgiel drzewny. Na podłodze leżało pięć niedokończonych obrazów. Przedstawiały miasto widziane jego oczami, tętniące życiem, ożywione, naturalne.
“Boże, Michael … nie przestałeś malować ... Sprzedajesz swoje prace?” zapytała oszołomiona.
“Jak ciepłe bułeczki” odpowiedział z dumą, „Słodki mnie ‘odkrył’, po tym jak tu przyjechałem. Pracowaliśmy razem w jednym barze i natknął się na moje prace. Tan facet zna chyba wszystkich w mieście, przedstawił mnie swojej znajomej. Była właścicielką galerii. Moje prace bardzo jej się spodobały, wzięła wszystkie. Za pieniądze ze sprzedaży pierwszego obrazu wynająłem ten budynek.”
Liz wpatrywała się w jeden z dokończonych obrazów. Rozpoznała na nim miejsce przez które przejeżdżała. Jeden fragment szczególnie ją zaciekawił. Wśród jasnych kolorów i światła spostrzegła niewielką kobietę. Jej długie ciemne włosy unosił wiatr. Ludzie na obrazie stali albo siedzieli, ich twarze były widoczne, oprócz jej.
“Michael…czy …” zaczęła ale Michael chrząknął i wskazał duże okno, ”Ja .. tam jest balkon. Tam głownie pracuję.”
Podszedł do dużych drzwi i otworzył je. Liz wyszła z pokoju, zapominając o swoim pytaniu o kobietę z obrazu, weszła na balkon po raz pierwszy od sześciu lat.
“Jak mi te go brakowało” powiedziała wpatrując się w miasto. Zauważyło coś niedaleko niej i zaśmiała się. „Leżak ogrodowy?”
“Co?” zapytał drapiąc się w brew, “Jest wygodny”
Liz starła kropelkę potu z czoła, ”Zamieniłeś suche pustynne powietrze na wilgotne”
Michael wzruszył ramionami, “Przyzwyczaisz się. Poza tym Nowy Orlean jest wprost idealny dla takiego kosmity jak ja. Mogę jeść tyle niezdrowego jedzenie ile chcę, a ludzie nie widują mnie więcej niż raz”
Liz zaśmiała się, “Pamiętam jak mówiłeś tak kiedy opuściliśmy Roswell.”
”Tak, ale Max powiedział, że to głupi pomysł i wylądowaliśmy w Colorado”
Liz przytaknęła wycierając ponownie czoło. Michael zdał sobie sprawę z tego, że on miał czas żeby przyzwyczaić się do klimatu, Liz natomiast cały czas podróżowała nie zatrzymując się nigdzie na długo.
„Mam lemoniadę w lodowce,” powiedział, „Głownie to się tu pija. Chcesz?”
“Tak, chętnie” odpowiedział, „Mogę tu zostać jeszcze trochę... minęło tyle czasu…”
Michael uświadomił sobie, że balkon przypomina jej rodziców, których zostawiła w Roswell, i prawdopodobnie od tego czasu nie widziała. ”Opowiesz mi co się działo w twoim życiu.” Powiedział.
“Starczy ci życia?” zawołała kiedy Michael wychodził z pokoju.
“Miałem dwa… mogę poświęcić następne” Odpowiedział
~*~
Kiedy Michael wrócił do pokoju z dzbanem i szklankami, Liz wpatrywała się w niebo. Musiała usłyszeć jak wchodzić, ponieważ zaczęła mówić zanim otworzył drzwi.
“Więc Michael… Joyce, tak? Podoba mi się. W każdym razie brzmi lepiej niż Michael Hetfield.”
Michael przewrócił oczami i usiadł kolo Liz. Podał jej szklankę. “Hetfield, należy do mojej młodości. Chciałem mieć nazwisko, pasuje do dorosłego człowieka.” Powiedział.
Liz zaśmiała się. „Nie powinnam. Odkąd odeszłam od Maxa nazywałam się Liz Curie, Pasteur, Saulk and Faulkner.”
Jeffries to ładne nazwisko Liz” powiedział Michael. „Pasuje do ciebie”
”Nie mogłam się zmienić, nie odcinając się od tego kim byłam” powiedziała poważnie. „Jeśli nie mogę być Parker, mogę zaczerpnąć coś od rodziców.”
Michael przytaknął. Przez kilka minut siedzieli w ciszy. Michael musiał zadać jej to pytanie. Przerwał ciszę, która stawała się krępująca.
“Liz, dlaczego odeszłaś? Co spowodowało, że zdecydowałaś się na ten krok?” zapytał.
Liz pochyliła głowę, Michael zauważył łzy płynące po jej policzkach i żałował zadanego pytania. “Liz, przepraszam, nie musisz odpowiadać.”
Liz uniosła rękę. „Wszystko w porządku” Otarła łzy I wzięła głęboki wdech.
“Odeszłam głównie dla siebie. Wiesz jak się dusiłam... Ale najważniejszym powodem była... Alexis.
“Alexis?” zapytał Michael, czując narastający gniew, “Kim jest Alexis? Max cię z nią zdradzał?”
Liz zaprzeczyła; zdziwiona poruszeniem Michaela, “Nie. Nic z tych rzeczy.” Po jej policzku spłynęła kolejna łza, którą szybko starła.
„Alexis jest ... jesteś jej wujkiem Michael”
Rozdział 2
Michael słyszał jej słowa. Znalazła Ulyssesa, musiało to znaczyć, że Maxa tu nie ma. Przez tak długi czas zawsze byli razem. Odkąd Max ją uleczył, nawet kiedy nie mogli się spotykać był MaxiLiz. Nie wierzył swoim oczom, Nie przyszli razem. Musiał wiedzieć …
“Gdzie Max?”
Pożałował pytania widząc blaknący uśmiech na twarzy Liz. Zacisnęła pięści i zamknęła oczy na chwilę, zanim na niego spojrzała.
“Zostawiłam go…prawie rok temu. Od tego czasu uciekam. Nie wiedziałam, że cię tu znajdę. To był czysty przypadek. Zobaczyłam ogłoszenie i zaryzykowałam…” zaczęła się cofać, powstrzymywała płacz, “Nie chciałam ci przeszkadzać… Ja tylko…”
Jej słowa zdusił nagły dotyk koszuli Michaela. Niczym błyskawica Michael przeskoczył ladę i zamknął Liz w niedźwiedzim uścisku. Zarzuciła mu ręce na szyję. Zrelaksowała się, dotyk Michaela sprawiał, że czuła się bezpieczna, dawał jej przyjaźń i ochronę. Nie była pewna swoich uczuć, czy da się je jakoś nazwać. Wiedziała, jednak że są głębokie, i to jaka jest teraz miało z nim coś wspólnego. Chciała by ta chwila trwała wiecznie.
Kiedy Liz oznajmiła, że zaczęła nowe życie zniknęło skrępowanie Michaela. Kiedy Liz zaczęła się odsuwać, Michael przytulił ją jeszcze mocniej. Gdyby nie to nie pozwoliłby sobie na takie zachowanie.
Stała przed nim Liz, bez Maxa, bez jej dawnego życia, czuł tkwiącą w niej ogromną siłę, która w dniu jego odejścia była zaledwie iskierką. Nie wiedział czy może ufać swoim uczuciom był jednak pewien, że była częścią jego nowego życia, i jedyną częścią starego życia, o której wciąż myślał.
Słodki obserwował dwoje przyjaciół złączonych w uścisku. Byli dla siebie opoką. W ciągu ostatnich czterech lat nie widział nikogo, kto by tak silnie oddziaływał na Michaela, szczególnie kobiety. Wiele próbowało ale zostały odprawione. Słodki myślał nawet, że Michael jest gejem, ale kiedy zobaczył smutek w jego oczach, zorientował się, że żadna kobieta nie ma u niego szans. Nie ma szans, gdyż albo ktoś złamał mu serce albo nadal jest w jego sercu.
Coś lub ktoś ciążył mu na sercu a iskra, którą zobaczył w oczach chłopaka kiedy weszła Liz … sprawiła, że znów zaczął żyć. Była częścią jego przeszłości, o której nigdy nie rozmawiali. Słodki nigdy nie naciskał na Michaela, ale teraz kiedy widział szczęście na jego twarzy, wiedział, że ta dziewczyna była ważną częścią jego przeszłości. Sposób w jaki trzymał ją w ramionach, z jakiego powodu w tak młodym wieku był tak poważny. Poczuł, że po trochu zaczyna rozumieć Michaela.
“Jak mnie znalazłaś?” zapytał Michael odsuwając od siebie Liz i nieświadomie ścierając łzy radości z policzków dziewczyny.
Liz zachichotała, “Mówiłam, że to był przypadek. Zobaczyła ofertę pracy dla kelnerki na tablicy ogłoszeń. Kiedy zauważyłam nazwisko i nazwę baru, Ulysses i twoje imię …” zaśmiała się “Michael Joyce? Musiałam zaryzykować, to mogłeś być ty…”
“Więc nie trudno mnie znaleźć.”
“Trudno Michael, Max szukał cię ponad rok. Nie wiedział gdzie zacząć.” wyjaśniła Liz.
“Ale ty mnie znalazłaś.” Powiedział łagodnie. Przeczuwał, że Liz ponownie pojawi się w jego życiu. Wydawało się, że jest jedyną osobą, która go naprawdę znała.
Chęć pocałowania Liz była tak silna jak w tą noc, kiedy odszedł. Wiedział, że nie może, przynajmniej nie teraz. Pięć lat to szmat czasu. Czuł, że Liz się zmieniła. Nie wiedział jak duże są te zmiany i czy będzie dla niego miejsce w jej życiu. I czy w jego życiu jest miejsce dla niej. Musiał to odkryć? Jezu, są razem dopiero kilka minut a on już chce ją zatrzymać przy sobie? Gdzie się podział mur, który odgradzał go od wszystkich poza Słodkim? Dlaczego myślał o niej w ten sposób?
Przyjaciele byli tak zaabsorbowani swoją obecnością, jakby byli sami w barze aż Słodki zakasłał. Michael przestał się wpatrywać w czekoladowe oczy Liz, które na niego patrzyły i uwolnił Liz z uścisku, po czym odwrócił się do Słodkiego.
“Cholera Słodki, przepraszam,” złapał Liz za rękę i poprowadził w stronę przyjaciela,
“Dobre maniery nigdy nie były moją mocną stroną.”
“Amen.” Powiedzieli jednocześnie Liz i Słodki. Wydawało się, że Michael nie zmienił się aż tak bardzo.
Słodki odłożył miotłę i uścisnął dłoń Liz, “Słodki, to jest Liz …” Michael urwał, nie był pewien jakiego nazwiska używa teraz Liz. Kiedy była z Maxem było Philips, na cześć ojca Maxa. Powiedziała jednak, że była zostawiła przeszłość za sobą. Od tego czasu mogła je zmienić.
“Jeffries.” Dokończyła Liz, “ Liz Jeffries. Wróciłam do mojego panieńskiego nazwiska. Phillips mi nie odpowiada. Przestało odpowiadać już dawno temu.” Michael uśmiechnął się; Liz używała jako nazwiska imię ojca, w pewnym sensie odzyskała swoją tożsamość. Pasowało idealnie.
Słodki udawał, że nie zauważa dyskretnych uśmiechów Michaela i Liz, potrząsnął ręką Liz, “Cieszę się, że panią poznałem. Melvin Walker Johnston, ale wszyscy nazywają mnie Słodki. Każdy kto potrafi odkryć tajemnice szefa jest tu mile widziany.”
Liz uniosła brew, “Jeśli zna pan Michaela choć trochę, wie pan, że on uwielbia być tajemniczy.” Zniżyła się do szeptu, “Chcę żeby ludzie ciągle próbowali go rozgryźć.”
“A dziwactwa” Zapytał Słodki zerkając na Michael.
“Są prawdziwe, ale jestem pewna, że domyśliłeś się już, że taki jest jego urok.”
Słodki zaśmiał się, “Musiałaś spędzić z nim dużo czasu. Chociaż ciekawy jestem jak mógł zostawić takie cudo jak ty.”
“Nie jest tajemnicą dlaczego mówią na ciebie Słodki”.
“Wystarczy, staruszku,” powiedział Michael odciągając Liz, “Żadnego flirtowania z kobietą trzy razy młodszą od ciebie. Jej serce by tego nie wytrzymało.”
“Nic na to nie poradzę, że kobiety na mnie lecą?” powiedział Słodki unoszą ręce do góry w niewinnym geście.
“Zapytam o to twoje cztery byłe żony, Słodki.” Zażartował Michael, zanim odwrócił się do Liz, “Słuchaj, najpierw muszę skończyć z księgami rachunkowymi, później możemy pogadać. Gdzie się zatrzymałaś?”
“Idźcie na górę. Ja wszystko dokończę. Macie sporo do nadrobienia.”
“Jesteś pewien?” zapytał Michael.
“Idź Michael, zanim pogonię cię miotła. Zrewanżuję się za staruszka, poza tym nigdy nie widziałem żebyś zabierał jakąś panią na górę…”
“Uh…dzięki Słodki. Do jutra.” Wtrącił Michael, po czym wyprowadził Liz na zewnątrz do samochodu.
“Nie ma sprawy.” Słodki zaśmiał się gdy zobaczył jak Liz próbuję nadążyć za Michaelem, “Witam w Nowym Orleanie panno Jeffries.” zawołał.
Michael szybko znalazł samochód Liz, zdarty i brudny po długiej podróży, “Dopiero co przyjechałam do miasta, Michael. Znasz jakieś miejsce gdzie mogłabym się zatrzymać?”
“U mnie.” Powiedział po czym otworzył bagażnik i zaczął wyjmować torby Liz.
“Michael, nie chcę wykorzystywać…” Liz starała się oponować.
“Liz, mam trzy sypialnie, których nie używam, poza tym prosiłem cię żebyś mnie odnalazła. Max może cię szukać. Zostajesz ze mną.” Powiedział stanowczo.
“Michael,” Liz westchnęła, zadowalana, że w pewnych rzeczach się nie zmienił. Były jego nieodzowną częścią. “Nie musisz mnie bronić przed Maxem…”
“Wiem.” Powiedział Michael kładąc bagaże Liz, “Minęło tyle czasu odkąd mogłem kogoś ochraniać poza mną, tak nie powinno być. Proszę. Zostaniesz ze mną?”
Liz przełknęła ślinę. Wydawało jej się jakby to było wczoraj kiedy powiedział mu żeby odszedł bez niej. Kiedy patrzyła jak jego samochód znika w ciemnościach wraz z częścią jej samej. Teraz stali tutaj, starsi o kilka lat, mądrzejsi a on prosił by z nim została. Z jednej strony czuła się jakby czas stanął w miejscu a oni nadal byli nastolatkami, z drugiej strony jakby minęło co najmniej milion lat. Zmienili się, byli innymi ludźmi, prowadzili zupełnie inny tryb życia, czy ich ścieżki mogły się połączyć? Czy mogliby po prostu się minąć?
“Liz?” zapytał Michael widząc, że Liz jest daleko stąd.
Liz wymazała te myśli ze swojej głowy, “Przepraszam. Um, zostanę.”
Michael uśmiechnął się i podniósł bagaże, I poprowadził do mieszkania. Liz zerknęła na niego i zachichotała. “Co?” zapytał.
“Nic.” potrząsnęła głową, “Wyglądasz tak samo jak tej nocy kiedy odszedłeś. Długie włosy, ubranie …”
“Nigdy nie chciałem ściąć włosów. Włosy obcięte na jeża były symbolem mojej młodości. Poza tym panienki lecą na długie włosy …tak mi powiedzieli.” Wytłumaczył kiedy wchodzili na górę, “Poza tym, minęło tylko pięć lat.”
“A mnie się wydaje, że całe życie, Michael.” Powiedziała cicho Liz kiedy się zatrzymali.
“Tak. Masz rację. Ale ty nadal wyglądasz tak samo ...” Powiedział Michael patrząc na Liz.
“Jednak nie. Jesteś wolna.” Sprostował.
Liz uśmiechnęła się, “Jestem.”
Michael otworzył drzwi do mieszkania i pozwolił wejść Liz pierwszej. Liz była zdziwiona kiedy zobaczyła jak obszerne było mieszkanie. Nie miało nic wspólnego z mieszkaniem, które miał w Roswell. Błyszcząca drewniana podłoga, kryształowy żyrandol nad dużym stołem, nowoczesna kuchnia. Było niewiele dekoracji, mieszkanie urządzone było po spartańsku. Ale w każdym zakątku czuć było Michaela. To było zdumiewające
“Michael…” powiedziała z zapartym tchem, “Jak zdołałeś…Bar…I to mieszkanie? Jak…?”
Michael uśmiechnął się, “Jakim cudem stać mnie na to wszystko?”
Liz przytaknęła, zażenowana zadanym pytaniem. Michael potrząsnął głową, dając jej do zrozumienia, że nie powinna się wstydzić. Czas i przebyta droga nauczyły go cenić wartość pieniądza.
“Pokaże ci.” Powiedział tajemniczo, “Najpierw zaniosę twoje bagaże do pokoju.”
“Dobrze.” Powiedziała i poszła za Michaelem.
Pierwszy pokój jaki minęli był mały, duże nieposłane łóżko zajmowało prawie całą powierzchnię. Na pewno było Michaela. Zaśmiała się na widok ubrań porozrzucanych po cały pokoju, kolejny znak, że nie wszystko można zmienić. Nie można zmienić zwyczajów wiecznego bałaganiarza. Cieszyła się z tego.
Zauważyła jak znika w pokoju przy końcu korytarza. Położył bagaż na dużym łóżku i przesunął ręką nad nocnym stolikiem i szafką, usuwając warstwę kurzu, “Przepraszam, ale nie miewam gości.”
Liz rozejrzała się, pokój był podobny do Michael tylko nie używany. Ściany było pomalowane na niebiesko. Kolor trochę wyblakł ale były czyste.
“Możesz urządzić jak chcesz albo mogę ja to zrobić… nie wiem co z twoimi mocami więc…” zająknął się.
Liz uśmiechnęła się I dotknęła ściany, chwilę później były już ciemnozielone, “Sporo ćwiczyłam.”
“Martha Stewart nie dorasta ci do pięt.” Zażartował Michael.
Kiedy Liz oznajmiła, że rozpakuje się później, Michael złapał ją za rękę i wyprowadził z pokoju. ”Gdzie idziemy?” zapytała.
“Zobaczysz.” Powiedział zagadkowo.
“Michael, jest pierwsza w nocy … nie mam ochoty na zgadywanki.” Odpowiedziała z udawanym sarkazmem.
”Cierpliwości Parker” powiedział kiedy zbliżyli się do ostatniego pokoju.
Otworzył drzwi i weszli do środka. Była to największa z sypialni, którą Michael przeznaczył
na swoją pracownię. Wszędzie leżały płótna, farby olejne, akrylowe, szkice, węgiel drzewny. Na podłodze leżało pięć niedokończonych obrazów. Przedstawiały miasto widziane jego oczami, tętniące życiem, ożywione, naturalne.
“Boże, Michael … nie przestałeś malować ... Sprzedajesz swoje prace?” zapytała oszołomiona.
“Jak ciepłe bułeczki” odpowiedział z dumą, „Słodki mnie ‘odkrył’, po tym jak tu przyjechałem. Pracowaliśmy razem w jednym barze i natknął się na moje prace. Tan facet zna chyba wszystkich w mieście, przedstawił mnie swojej znajomej. Była właścicielką galerii. Moje prace bardzo jej się spodobały, wzięła wszystkie. Za pieniądze ze sprzedaży pierwszego obrazu wynająłem ten budynek.”
Liz wpatrywała się w jeden z dokończonych obrazów. Rozpoznała na nim miejsce przez które przejeżdżała. Jeden fragment szczególnie ją zaciekawił. Wśród jasnych kolorów i światła spostrzegła niewielką kobietę. Jej długie ciemne włosy unosił wiatr. Ludzie na obrazie stali albo siedzieli, ich twarze były widoczne, oprócz jej.
“Michael…czy …” zaczęła ale Michael chrząknął i wskazał duże okno, ”Ja .. tam jest balkon. Tam głownie pracuję.”
Podszedł do dużych drzwi i otworzył je. Liz wyszła z pokoju, zapominając o swoim pytaniu o kobietę z obrazu, weszła na balkon po raz pierwszy od sześciu lat.
“Jak mi te go brakowało” powiedziała wpatrując się w miasto. Zauważyło coś niedaleko niej i zaśmiała się. „Leżak ogrodowy?”
“Co?” zapytał drapiąc się w brew, “Jest wygodny”
Liz starła kropelkę potu z czoła, ”Zamieniłeś suche pustynne powietrze na wilgotne”
Michael wzruszył ramionami, “Przyzwyczaisz się. Poza tym Nowy Orlean jest wprost idealny dla takiego kosmity jak ja. Mogę jeść tyle niezdrowego jedzenie ile chcę, a ludzie nie widują mnie więcej niż raz”
Liz zaśmiała się, “Pamiętam jak mówiłeś tak kiedy opuściliśmy Roswell.”
”Tak, ale Max powiedział, że to głupi pomysł i wylądowaliśmy w Colorado”
Liz przytaknęła wycierając ponownie czoło. Michael zdał sobie sprawę z tego, że on miał czas żeby przyzwyczaić się do klimatu, Liz natomiast cały czas podróżowała nie zatrzymując się nigdzie na długo.
„Mam lemoniadę w lodowce,” powiedział, „Głownie to się tu pija. Chcesz?”
“Tak, chętnie” odpowiedział, „Mogę tu zostać jeszcze trochę... minęło tyle czasu…”
Michael uświadomił sobie, że balkon przypomina jej rodziców, których zostawiła w Roswell, i prawdopodobnie od tego czasu nie widziała. ”Opowiesz mi co się działo w twoim życiu.” Powiedział.
“Starczy ci życia?” zawołała kiedy Michael wychodził z pokoju.
“Miałem dwa… mogę poświęcić następne” Odpowiedział
~*~
Kiedy Michael wrócił do pokoju z dzbanem i szklankami, Liz wpatrywała się w niebo. Musiała usłyszeć jak wchodzić, ponieważ zaczęła mówić zanim otworzył drzwi.
“Więc Michael… Joyce, tak? Podoba mi się. W każdym razie brzmi lepiej niż Michael Hetfield.”
Michael przewrócił oczami i usiadł kolo Liz. Podał jej szklankę. “Hetfield, należy do mojej młodości. Chciałem mieć nazwisko, pasuje do dorosłego człowieka.” Powiedział.
Liz zaśmiała się. „Nie powinnam. Odkąd odeszłam od Maxa nazywałam się Liz Curie, Pasteur, Saulk and Faulkner.”
Jeffries to ładne nazwisko Liz” powiedział Michael. „Pasuje do ciebie”
”Nie mogłam się zmienić, nie odcinając się od tego kim byłam” powiedziała poważnie. „Jeśli nie mogę być Parker, mogę zaczerpnąć coś od rodziców.”
Michael przytaknął. Przez kilka minut siedzieli w ciszy. Michael musiał zadać jej to pytanie. Przerwał ciszę, która stawała się krępująca.
“Liz, dlaczego odeszłaś? Co spowodowało, że zdecydowałaś się na ten krok?” zapytał.
Liz pochyliła głowę, Michael zauważył łzy płynące po jej policzkach i żałował zadanego pytania. “Liz, przepraszam, nie musisz odpowiadać.”
Liz uniosła rękę. „Wszystko w porządku” Otarła łzy I wzięła głęboki wdech.
“Odeszłam głównie dla siebie. Wiesz jak się dusiłam... Ale najważniejszym powodem była... Alexis.
“Alexis?” zapytał Michael, czując narastający gniew, “Kim jest Alexis? Max cię z nią zdradzał?”
Liz zaprzeczyła; zdziwiona poruszeniem Michaela, “Nie. Nic z tych rzeczy.” Po jej policzku spłynęła kolejna łza, którą szybko starła.
„Alexis jest ... jesteś jej wujkiem Michael”
Last edited by Galadriela on Fri Aug 27, 2004 5:29 pm, edited 1 time in total.
- lizzy_maxia
- Fan
- Posts: 888
- Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
- Location: Łódź, my little corner of the world...
- Contact:
Świetnie! Czytałam dziś "Polar novel" Whiteotter w tłumaczeniu _liz, gdzie Ulysses odegrał przecież dość ważną rólkę więc dzięki kolejnej części "Finding Ulysses" pozostaję w tym klimacie Jednak to nie jedyna analogia...bo jest jeszcze Michael - malarz, co nasuwa mi skojarzenia z "Niewidzialnymi obrazami" _liz Galadrielo, nie bądź zbytnio samokrytyczna, bo mnie się podobało Zaczynam coraz bardziej przyzywczajać się i przekonywać do tłumaczeń. I ciekawa jestem, w jaki sposób mała Alexis wpłynęła na odejście Liz od Maxa...
Cieszę się, że dodałaś kolejną część. Nie bądź dla siebie zbyt surowa. Tłumaczenie opowiadań jest trochę inne niż ich pisanie i mówiąc szczerze, to chyba dużo cięższe. A tobie jak narazie idzie bardzo dobrze. Jestem ciekawa jak poradzisz sobie dalej, a zwłaszcza z częścią, w której Michael i Liz... ekhm... takie sceny chyba najtrudniej przetłumaczyć Życze duuużo weny w dalszym tłumaczeniu!
Ach, nie będę zbyt orginalna, tak samo jak Lizzy_maxia i _liz, uważam, że nie powinnaś być aż tak surowa dla siebie, jak dla mnie ta część jest świetnie przetłumaczona.
Przez cały czas czytania dzisiejszej części zastanawiałam się dlaczego Liz odeszła od Maxa I na koniec przyszła połowiczna odpowiedz..... ze względu na swoją i Maxa córkę......ale dlaczego.....odeszła od Maxa, ale tym samym od małej Alexis.... Mam pewną teorię, ale jest ona okropnie naciągana.
Nie przestaje mnie męczyć jeszcze myśl jak Max na to zareagował....
Ale to wyjaśni się w kolejnych częściach
Bardzo podoba mi się tu postać Michael, nie umiem tego dokładnie określić, ale coś w nim jest innego...
Galadrielo dzięki za tą część i oczywiście czekam na kolejne.
Przez cały czas czytania dzisiejszej części zastanawiałam się dlaczego Liz odeszła od Maxa I na koniec przyszła połowiczna odpowiedz..... ze względu na swoją i Maxa córkę......ale dlaczego.....odeszła od Maxa, ale tym samym od małej Alexis.... Mam pewną teorię, ale jest ona okropnie naciągana.
Nie przestaje mnie męczyć jeszcze myśl jak Max na to zareagował....
Ale to wyjaśni się w kolejnych częściach
Bardzo podoba mi się tu postać Michael, nie umiem tego dokładnie określić, ale coś w nim jest innego...
Galadrielo dzięki za tą część i oczywiście czekam na kolejne.
Dziewczyny mają rację, tłumaczenie jest świetne, ogólnie nie mam zastrzeżeń Tylko coś Ci się chyba pomieszało w pewnych momentach, bo można w tekście wyszukać kawałki po angielsku:
No ale poza tym, to część naprawdę mi się podobała... Podoba mi się taki Michael i taka Liz, w ogóle Finding Ulyssess podbija moje serce
No i tak się zastanawiam... Czy Alexis jest rzeczywiście córką Maxa i Liz? O tym nie wspomniała... Może autorka nas zaskoczy?
A może to jakoś tak specjalnie?“Nic.” She shook her head, “Wyglądasz tak samo jak tej nocy kiedy odszedłeś. Długie włosy, ubranie …”
No ale poza tym, to część naprawdę mi się podobała... Podoba mi się taki Michael i taka Liz, w ogóle Finding Ulyssess podbija moje serce
No i tak się zastanawiam... Czy Alexis jest rzeczywiście córką Maxa i Liz? O tym nie wspomniała... Może autorka nas zaskoczy?
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 21 guests