Kiedyś myślałam, że moim największym marzeniem są studia na Harvardzie, teraz już wiem że nie o to w moim życiu chodziło. Wszystko zmieniła miłość, która niespodziewanie pojawiła się w moim sercu. Miłość do nieziemskiego chłopaka i to dosłownie, bo okazał się kosmitą. Maxa pokochałam całym sercem i duszą, poświęciłam dla niego całe swoje życie i dlatego jestem właśnie tu, gdzie jestem...
Wszystko zaczęło się pewnego dnia, a właściwie nocy, miałam dziwny sen. Śniła mi się śmierć moich przyjaciół, ludzi, którzy byli w moim życiu wyjątkowo ważni. Przekładałam ich nawet nad rodzinę. Nie pamiętałam dokładnie szczegółów snu wiedziałam tylko, że oni umrą i że będzie to moja wina. Do tej pory słyszę w myślach głos z tego snu „Wyjedź, bo zginą” Wiedziałam że nie mogę tego zignorować w naszym życiu było już tyle niebezpiecznych sytuacji, że każda następna była coraz bardziej ekstremalna.
Właściwie wtedy nie byłam w żadnym związku z Maxem, było to po części z mojej winy ale wpływ na to miał też fakt że Max związany był wtedy z inną kosmitką. Miała na imię Tess i była z nim w ciąży. Mój sen miał miejsce parę dni po jej odlocie na ich ojczystą planetę, piszę ich ale nie mam na myśli tylko Maxa i Tess myślę tu też o siostrze Maxa, Isabel i ich przyjacielu Michaelu. Tess odleciała bo dziecko które nosiła nie mogło żyć w ziemskiej atmosferze, a odleciała sama bo okazało się że zabiła mojego przyjaciela...ale o tym wspomnę innym razem.
Dokładnie dwa dni po odlocie miałam ten znamienny sen, sen tak realistyczny że już wieczorem tego samego dnia siedziałam w autobusie opuszczającym Roswell. Niewiele wytłumaczyłam moim przyjaciołom, powiedziałam tylko że muszę wyjechać i nie powiedziałam im nawet gdzie. Rodzice natomiast zostali nakarmieni kolejną porcją kłamstwa autorstwa ich jedynaczki. Usłyszeli, że muszę odizolować się od Roswell, przyjaciół, a głównie Maxa. Ucieszyli się pewnie dlatego, że za Maxem nie przepadali, myśleli chyba że jestem przez niego nieszczęśliwa i mimo iż faktycznie często przez niego płakałam to dzięki niemu moje życie miało sens a każdy kolejny dzień jaśniał i piękniał gdy on był blisko. Wyjechałam na Florydę do cioci Rachel i tak zaczęła się kolejna przygoda mojego życia spotkałam tam osoby których w najmniejszym stopniu się tam spotkać nie spodziewałam były to ‘duplikaty’ moich kosmicznych przyjaciół z Roswell.
I tak z jednego kosmicznego bałaganu wpadłam w kolejny.
Cdn. ???
Jest to moje pierwsze opowiadanie napiszcie mi SZCZERZE co o nim sądzicie. Nie boję się negatywnych opinii i mam nadzieję że będziecie pisali mi tylko to co naprawdę sądzicie

Mam też propozycję jeśli są chętne osoby do podsuwania mi tematów do tego opowiadania macie jaieś pomysły na wątki albo podczas czytania tego fan ficka błysnęło wam w główce to coś, ta malutka iskierka która podpowiada wam jak mają się potoczyć dalsze losy to dajcie mi znać w komentarzach albo na PM
