gosiek

Inna Liz (3)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

***

Ok. 24 godzin później
Max, Isabell, Michel, Tess i Nasado siedzą w poczekalni na lotnisku. Jest środek dnia. Wszyscy są strasznie zdenerwowani. Choć próbują to ukryć, nie zbyt im się to udaje. Nasado nic im nie chciał powiedzieć. W gruncie rzeczy nie wiedzieli, po co tam jadą, co ich tam czeka. Jechali w nieznany im świat. Gdzie działy się rzeczy, które w Roswell nie miały nigdy miejsca. Grobowe milczenie przerwał głos w głośnikach:

— Samolot do Nowego Jorku, wejście nr 9!!

— No dzieciaki zbieramy się, już czas – powiedział Nasado, gdy głos ucichł
Wszyscy zarzucili swoje plecaki na ramiona i ruszyli w wskazane miejsce. Przed wejściem Nasado jeszcze wykonał jeden telefon:

— Nicholas, już wyruszmy. Będziemy za około 3 godziny, na razie -wyłączył komórkę i wszedł do samolotu
***

Nicholas, Liz, Maria i Alex siedzą w prowizorycznym mieszkaniu w tunelach metra. Oglądając jakiś film zajadają chipsy i jakieś ciastka. Cieszę przerywa głos komórki Nicholasa:

— aha...tak...ok. nara – i wyłączył telefon

— Kto to był?? – spytał Alex nie odrywając oczu od ekranu

— Nasado, będą tu za jakieś 3 godziny – odpowiedział beznamiętnie

— E... to ty będziesz musiał ich przywitać...- dodała Maria także z wlepionymi oczami w telewizor

— Tak?? – spytał młody

— Niom... bo Maria ma dzisiaj śpiewać na ulicy, zapomniałeś?? – spytała trochę zawiedziona Liz

— A no tak, ale na głównej, nie?? – spytał ponownie Nicholas

— Tak, zaraz, jak tylko się to skończy idziemy się szykować – odpowiedziała Maria – ale jak mogłeś zapomnieć, nigdy ci tego nie wybaczę, jesteś najgorszym debilem na świecie – i pokazała mu środkowy palec

— Dobra Maria, zbieramy się, czas na nas. Nara Nicholas, Alex – powiedziała Liz wstając z kanapy i podnosząc za rękę Marię

— Nara misiu! – Nicholas także wstał, ale nim się obejrzał podmuch niesamowicie silnego wiatru przygwoździł go do ściany z wielkim hukiem

— Mówiłam, że jak jeszcze raz tak powiesz najebie ci! – Wykrzyknęła Liz, opuszczając wyprostowana przed sobą rękę, Maria i Alex zaśmiali się głośno

— Auć... – powtarzał Nicholas wstając – mogłaś trochę słabiej

— Im więcej razy tym mocniej – dodał Alex, gdy dziewczyny wychodziły
Maria i Liz weszły do oddzielnego pomieszczenia. Była to sypialnia ich i Lonnie. Jedyne miejsce gdzie było w miarę czysto i jakoś zapach nie przeszkadzał. Liz zawsze kupowała mnóstwo zapachowych świec, które oświetlały to miejsce. Stały tam trzy łóżka i trzy toaletki. Było na nich bardzo dużo kosmetyków, spinek, kolczyków, wisiorków itp. Dziewczyny podeszły do dwóch oddzielnie i zaczęły się szykować.
Przy jednej, niezajętej toaletce, na lustrze pisało takie coś jak: " Nienawidzę Khivara", " Rozpiepszyć łeb tego frajera" itp. Lonnie faktycznie nie znosiła tego typa. Prześladował ją w snach i nie tylko. Miała go dość.
Minęło ponad 3 godz., Liz i Maria wyszły ze swojego pokoju. W pomieszczeniu już nie było ani Nicholas, ani Alexa. Wzruszyły ramionami i wyszły przez tunele na światło dzienne, rozpocząć koncert.
Gdy doszły do jednej z głównych ulic Bronxu, na Marię czekały już tłumy (tłumy to trochę za dużo, ale było ich dość). Młoda dziewczyna była tam bardzo znana z dobrego śpiewu. Co sobotę o 15 na ulicy zbierały się tłumy, a Maria, śpiewała. Wiele ludzi układało choreografie do jej piosenek. A były one bardzo taneczne. Śpiewała najczęściej coś w stylu hiphop (nie wiem jak to opisać, może umiecie to sobie wyobrazić). Do jej występu zostało jeszcze niecałe pół godz., więc poszła obgadać wszystko z ludźmi, którzy dla niej grali lub mixowali.
Liz została sama. Oglądała się dookoła w poszukiwaniu kogoś z jej paczki. Gdzieś w tłumie mignęła jej, postać Ratha, ale potem znikła. Ale los jej sprzyjał. Na czymś przypominającym podest, stał Alex. Bez wahania podeszła do niego i stanęła obok czekając na muzykę.


Poprzednia część Wersja do czytania Następna część