gosiek

Inna Liz (13)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

Cała szóstka, już nie znajomych, lecz przyjaciół, po upływie nie więcej niż 10 minut siedziała już przy stole. Z wielką ochotą częstowali się omletem Marii. A był on nadzwyczajnie dobry. Wszyscy jedli raczej w milczeniu, ale Liz postanowiła przerwać to.

— Is, Maria, co z waszym zakładem? – spytała uśmiechając się pod nosem – Która dostanie 100$??

— O jaki zakład chodzi?? – wyprzedził pytanie Maxa i Michaela, Alex. Dziewczyny popatrzyły na siebie, a potem na śmiejącą się Liz

— No panienko Isabel Evans przyznaj się czy Maria wygrała, a może mam się zapytać Alexa?? – Parker nie dawała za wygraną – No już nie pamiętacie, że założyłyście się o to czy Is prze....-jednak przerwała jej Evans

— Nie, Maria przegrała – próbując się ratować

— A ja ci nie wierzę, musisz mi to udowodnić – Maria zrozumiała, że jej to nie dotyczy

— A ty jak spędziłaś noc, miałaś zabawę?? – Is ratowała się jak może. A po chwili usłyszała Michaela który krztusi się herbatą i zaczęła się śmiać – Już rozumiem – odpowiedziała zadziornie patrząc na Guerina

— Masz tą 100 i odczep się – Maria wyjęła z kieszeni banknot i podała przyjaciółce

— O...Michael wiece, że zabezpieczenie się przydało...- Max uśmiechnął się do chłopaka, a potem popatrzył na Alexa – ...tak jak mówiłeś – wszyscy zaczęli się śmiać, oprócz Guerina, ale po chwili do nich dołączył przypominając grupie o przepięknej ocenie Liz, jaki to jest Max.
Cała sytuacja trwała bardzo długo, gdyż Roswellianie opowiedzieli też o swoich zabawnych zajściach dawno temu. Ale nie tylko oni także Nowojorczycy opowiadali o sobie. Śmiali się, jak małe dzieci które dostaną lizaka albo nową zabawkę. W między czasie Liz poszła do łazienki się umyć, bo potem mogłaby do niej się nie dostać.
Nikt nie odchodził od stołu (oprócz Liz). Alex włączył płytę Michaela. Nareszcie Guerin mógł sobie posłuchać swojej Metallicy. W pewnym momencie muzyka przestała grać, tak jakby płyta zacięła się. Cała piątka odwróciła się w tamtą stronę. Isabel zerwała się z krzesła i wyciągnęła rękę przed siebie. Dłoń cała pulsowała, milionami drobnych rozładowań.
W wejściu stała Tess razem z Kylem. Valenty trzymał na rękach w pół przytomnego Nicholasa. Cała jego twarz była poturbowana. Tess także nie wyglądała najlepiej, tak jakby stoczyła walkę, ale z kim? Czyżby walczyli razem? Ona i Nicholas? Czy może pomagali sobie nawzajem?
Valenty położył młodego chłopaka na kanapie i cofnął się do dziewczyny. Natychmiast do Nicholasa podbiegła Maria z płaczem a tuż za nią Alex.
Isabel patrzyła w zamazany wzrok Tess. Widziała w nich ból, cierpienie, ale bała się w to uwierzyć. Mogły być to jej sztuczki. Nagle zobaczyła jak dziewczyna bezwładnie obada na ziemię. Na czas jednak złapał ją Kyle.
Max patrzył na całe zajście. Ciągnęło go aby pomóc obydwu, lecz Michal go zatrzymał łapiąc za ramie. To wszystko zauważył Valenty i powiedział:

— Muszą tylko zregenerować siły, nie potrzebują ściągnięcia – Max natychmiast uspokoił się

— Ale co się stało?? – spytała przez łzy Maria

— Nicholas walczył z Nasado...jednak tamten okazał się silniejszy. Jednak Tess na czas poczuła niebezpieczeństwo...- zaczął Kyle

— I pomogła Nasado pokonać Nicholasa?? – spytała wściekle Is

— Nie, wręcz odwrotnie, dzięki temu, że jej opowiedziałem o wszystkim, o tym że nie jest Avą, że Nasado ją oszukiwał tyle lat i że tak naprawdę jest siostrą Khivara; zrozumiała, że musi pomóc młodemu. I tak też zrobiła – dokończył Valenty

— A więc to prawda, Ava to Liz?? – spytał trochę zawiedziony Michael

— Tak, prawdziwą żoną Zana, twoją siostrą, przyszłą królową Antaru – odpowiedział Alex

— Teraz już wiecie wszystko – Maria trochę się uspokoiła

— Nicholas!!!!!!!!!!!! – do leżącego chłopaka podbiegła Liz, jednak zatrzymał ją w połowie drogi Max

— Nic mu nie będzie, po prostu musi odpocząć – Liz natychmiast przytuliła się do Evansa, aby powstrzymać łzy.
Guerin podszedł do Marii pocieszając ją, a Alex wstał i przytulił zestresowaną Isabel.

Po upływie ok. 6 godzin

" Gdzie ja jestem, co się stało?" mówiła w myślach dziewczyna patrząc jak jakiś rozmazane postacie nad nią stają się coraz bardziej ostre.

— Tess, żyjesz??? – pytała jedna z nich. Poznała, był to Kyle

— Kyle!! – wstała pospiesznie przytulając się do niego – Powiedz, że już po wszystkim?

— Tak...już dobrze, jesteśmy w domu -odpowiedział. Tess rozejrzała się po pokoju, siedziała tam jeszcze Liz

— Cieszę się, że już się przebudziłaś, musimy porozmawiać – powiedziała po chwili wstając – Kyle...-rzuciła chłopakowi porozumiewawcze spojrzenie, a ten od razu wyszedł

— Wiem już wszystko, co chcesz mi jeszcze powiedzieć?? Jestem zdrajczynią i tyle!

— Wcale tak nie jest, to wszystko przez Khivara. On zawładnął twoim umysłem. Ale nie zupełnie. Gdy tylko dowiedziałam się o tym, choć cię nienawidziłam postanowiłam pomóc...-opowiadała Liz

— Niby w jaki sposób??- spytała obojętnie Tess

— Tak samo zareagowałaś wtedy – Parker zaśmiała się cicho – Jak już chyba wiesz, moje siły są potężne, choć jeszcze nie całkiem opanowane. Umiem praktycznie wszystko razem to co wasz trójka oddzielnie. Uznała więc, że muszę coś zrobić, byłaś za bardzo zależna od brata.

— No przejdź do faktów – dziewczyna strasznie się niecierpliwiła

— A więc... W zamkowych lochach żył człowiek, prawdziwy Ziemianin. Był uwięziony przez twego ojca razem z rodziną, dawno temu. Pokochałaś go. Nie wiem dlaczego, po prostu pokochałaś i tyle. Nikt z rodziny nie mógł ci na to pozwolić, więc wygnali go z planety, a on przybył do mnie na Avarh, opowiedział mi o wszystkim. Że kocha cię i chce być z tobą. Jakiś czas po tym zaczęły dziać się te wszystkie rzeczy.

— Liz, do rzeczy!

— No dobra, rzuciłam na ciebie taką jakby klątwę, która mówiła: " Uwolnisz się z władzy zła, jeżeli pokochasz i nie zapomnisz, pokochasz naprawdę i na zawsze. Pokochasz prawdziwego człowieka"

— A co się stało z tamtym??

— Niestety, twoja rodzina go potem zabiła...nie wiem czemu...Ale odnalazłaś go tu na Ziemi – Liz cały czas odpowiadała

— Nie mów mi nawet, że to on....- Tess patrzyła na Parker pytająco. Brunetka jedynie przytaknęła – O mój Boże

— Nie musicie się skradać – Liz podeszła do drzwi otworzyła. Za nimi stała cała szóstka jej przyjaciół, nadsłuchujący pod drzwiami – prosiłam tylko o chwile samotności – pokręciła krytycznie głową, a po chwili uśmiechnęła się szeroko.

— Co z Nicholasem?? – spytała po chwili milczenia Tess

— Jeszcze się nie obu...- nagle wszyscy usłyszeli przeraźliwy krzyk i pobiegli do salonu

***

Światło, wszędzie pełno światła. Jego oczy ledwo coś widziały. Ale co one miały do oglądania, biel? Popatrzył na siebie. Jakoś dziwnie był ubrany. Nagle usłyszał coś przypominającego hurgot jakiejś maszyny. Strasznie oślepiające światło zmrużyło jego oczy. Po chwili otworzył je. Był już gdzie indziej. Nie było już tego światła. Rozejrzał się naokoło. Był w lustrzanej komnacie, same lustra albo coś bardzo przypominającego je. Nagle "Nie no znowu to światło -pomyślał"

— Witaj Nicholasie – powiedział po chwili jakiś dziwny głos

— Kim jesteś?? – spytał przerażony gdy otworzył oczy. Przed nim stała piękna kobieta.

— Nie bój się, przyszłam ci coś przekazać – odpowiedziała – jestem Królewską Matką – Nicholas przyglądał się jej jakby próbując sobie cos przypomnieć

— Dlaczego akurat ja??

— Z tobą potrafiłam tylko nawiązać kontakt. Musicie odnaleźć to aby powrócić do domu – jej głos stawał się coraz bardziej "zamazany". Nie potrzebie zabijaliście Nasado, on jako jedyny wiedział gdzie to jest

— Ale co?

— Granilith, jedyne co wiem to, to że jest bardzo blisko jakiejś pustyni...nie wiem gdzie!!!! – kobieta zaczynała powoli znikać

— Nie, nie odchodź, NIEEEE!!!!!!!! – krzyczał chłopak


Poprzednia część Wersja do czytania Następna część