Kes_ALF

Pech w Las Vegas (2)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

Dwa dni później Max wraca późnym wieczorem ze spotkania z Liz, i zastaje Michaela i Marię czekających na niego w salonie.
-Czy coś się stało, co to za komitet powitalny? Jest coś do jedzenia?
-Daj spokój tej lodówce i siadaj, mam ważną sprawę do przedyskutowania.
Izabel wściekła wpada do pokoju:
-Michael, co to za głupie żarty, Jakie dziecko i czym niby miałbyś wracać?
-Co to wszystko ma znaczyć?- Max zaintrygowany odstawia na stolik talerzyk z resztkami kurczaka.
-Maria jest w ciąży.
Talerzyk wypada z ręki zaskoczonego Maxa, i z brzękiem spada na podłogę, rozrzucając swoją zawartość po całym pokoju. Max automatycznie schyla się pod stół, żeby posprzątać.
-Zostaw tę kurę Max! to poważna sprawa, to dziecko jest kosmitą.
Max rzuca z powrotem na podłogę, to, co już zdążył zebrać.
-Zaraz, zaraz mów po kolei, skąd wiecie, że jest w ciąży? Byliście u lekarza?
-Nie, miałem sen, rozmawiałem z moją córką, powiedziała mi, że ona jest w pełni Antarianką i nie przeżyje na ziemi, musi urodzić się na Antarze, ale Maria tego nie przeżyje, nie mam pojęcia co robić, nie chcę żeby któraś z nich umarła, ale przeżyć może tylko jedna. Najgorsze jest to, że Maria jest gotowa się poświęcić. Podobno gdzieś na pustyni, jest ukryty sprawny statek. Ona chce lecieć, ale... przecież to nawet nie jest ziemianin...
Maria patrząc na Michaela:
-Ty też nie jesteś ziemianinem, ale kocham cię, może to dziecko nie jest częścią mnie, ale jest częścią ciebie, a ja nie mogę pozwolić żeby jakakolwiek część ciebie umarła.
Izabel nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy.
-Zaraz, nie tak szybko, to wszystko wiesz ze swojego snu? Może nie należy w to tak bezkrytycznie wierzyć, biorąc pod uwagę nasze wcześniejsze doświadczenia, nie wszystkie sny są tym, czym wydają się być.
-Wiesz, właściwie w tym śnie było coś dziwnego. Stałem gdzieś nad brzegiem czerwonego morza... to chyba było na Antarze... Ona podeszła do mnie, ale właściwie nie wiem jak wyglądała... tak jakby jej tam wcale nie było, tylko jej słowa... ale było coś jeszcze, jakby czyjaś obecność... jakby był tam ktoś jeszcze, ktoś, kogo wcale nie powinno tam być.
-Czy ten sen się powtarzał?- Max zaczyna mieć jakieś niejasne podejrzenia-. czy to przypadkiem nie zaczęło się po powrocie z Las Vegas?
-Tak te sny pojawiły się zaraz pierwszej nocy, wracają, kiedy tylko zamknę oczy. To jest naprawdę przerażające.
– Myślisz chyba o tym samym, co ja- Izabel zastanawia się wpatrując, w resztki kurczaka na podłodze- Najpierw utrata pamięci, a potem dziwne sny,... znałam kiedyś pewną kosmitkę... Michael pozwól mi wejść do twojego snu.
-A, od kiedy to prosisz o pozwolenie? Ale serio, wyobrażacie sobie, że jak mam teraz zasnąć?
-Nie wiem, ale będziesz musiał spróbować, inaczej nie dowiemy się czy to wszystko prawda. Poza tym istnieje coś takiego jak środki nasenne, nie marudź, tylko kładź się spać.
Michael zasypia, cała reszta siedzi na podłodze przy łóżku, Izabel wchodzi do snu Michaela.
Po kilku minutach, Michael budzi się z krzykiem.
Izabel przygląda się przez chwilę przerażonemu Michaelowi.
-Michael to nie jest twoja córka, Maria nie jest w ciąży, nie ma żadnego dziecka, to była Tess widziałam ją, próbowała się ukryć, ale ją widziałam.
-Jak to Tess???
-Ta obecność, którą czułeś, której tam nie powinno być, to była Tess, stała z boku i przyglądała się. Oprócz niej, nikogo tam nie było, to ona wywoływała w tobie wizje dziecka, i to ona mówiła te wszystkie dziwne rzeczy. To wszystko na pewno jakaś kolejna intryga.
-Skoro dziecko okazało się fałszywe, może wasz ślub też jest jakimś fałszerstwem.... Michael powiedz coś,... daj znak życia- Max szturcha Michaela wpatrzonego w Izz.
Michael ocknął się z zapatrzenia:
-Zaraz zaraz, ja chyba nie nadążam, podsumujmy fakty: Tess wywołała we mnie wizje jakiegoś nie istniejącego dziecka... I w zasadzie mamy tylko ten jeden fakt, reszta to spekulacje, nie faktem jest też utrata pamięci, to drugi fakt, teraz domysły: sądzicie, że Tess wymazała nam pamięć o tym, co stało się w Las Vegas a w zamian wcisnęła nam historyjkę o ślubie? Przecież to bez sensu, po co miałaby wymyślać ślub i dziecko.
Maria zdążyła ochłonąć i wkurzyć się na Michaela:
-Może tak na przykład, dziecko miało skłonić cię do powrotu, panie genialny? Einstein to z ciebie na pewno nie będzie.
-No dobrze, to dziecko a ślub?
-Skąd mam wiedzieć, to wy jesteście z kosmosu, może dla zabawy.
Max wstaje z podłogi:
-Spokojnie, nie rozpędzajcie się tak, powiedziałem, może to oszustwo, tego nie wiemy, ale Tess mogła chcieć zatuszować w ten sposób coś, co naprawdę się z wami działo w ciągu tych 12 godzin. Spróbujcie sobie coś przypomnieć, a w sobotę polecimy do Las Vegas i sprawdzimy autentyczność waszego ślubu, i co tam jeszcze da się sprawdzić, a teraz muszę sprzątnąć tego kurczaka, bo zdążył się już przykleić do wszystkiego, zdaje się, że na jakiejś kości nawet siedziałem.
Następnego dnia rano Max wstaje do szkoły:
-Michael wstawaj, już późno, zaspałem spóźnimy się!... Michael! słyszysz mnie?! wstawaj szybko!!!- Zauważa, że łóżko Michaela jest puste- Gdzie jesteś?! Michael!!!. Gdzie go znowu wywiało za 10 ósma rano?- Dostrzega karteczkę na stoliku w salonie.: "Max, nie mogę czekać do soboty. Michael"- Max, mrucząc pod nosem, wystukuje numer telefonu Michaela.- Tego tylko brakowało, żeby pojechał sam i wpakował się znowu w jakieś kłopoty. Powinno się go zamknąć gdzieś na kłódkę i wypuszczać tylko, kiedy ktoś rozsądny może go pilnować. Tylko skąd wziąć kłódkę odporną na kosmitów?- Po kilku próbach i długim oczekiwaniu, w słuchawce wreszcie odzywa się głos Michaela.
-Gdzie jesteś?!!!
-Na autostradzie, przecież zostawiłem kartkę.
-Co ci znów strzeliło do głowy? Przecież powiedziałem, że w sobotę pojedziemy wszyscy? Co ze szkołą?
-Są sprawy ważniejsze niż szkoła, musze się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.
-Fajnie, chciałbym zobaczyć jak mówisz to swoim nauczycielom. Michael nie powinieneś jechać tam sam, to może być niebezpieczne. Zaczekaj tam gdzie jesteś zaraz przyjadę.
-Dzięki nie trzeba poradzę sobie, nie potrzebuje niańki.
-Mam ci teraz przytaczać wszystkie sytuacje udowadniające, że jednak potrzebujesz? Nie wygłupiaj się, jeżeli to rzeczywiście Tess, to może być jakaś zasadzka. Żadne z nas nie powinno zaleźć się tam w pojedynkę. Zabraniam ci zapalać silnik, masz stać tam gdzie stoisz i nie ruszać się z miejsca.- Max przez cały czas rozmowy, ubierał się w pośpiechu, teraz wsiadł do samochodu i docisnął pedał gazu w obawie, że jednak Michael go nie posłucha. Jego obawy na szczęście okazały się niesłuszne. Michael, chociaż wściekły, jednak czekał na poboczu jakieś pół godziny jazdy z dozwoloną prędkością, od Roswell. Max dotarł tam po piętnastu minutach.
-Nareszcie, wieki tu czekam, na ziemi nie jesteś królem i nie musimy słuchać twoich rozkazów.
-Wsiadaj. A jednak posłuchałeś.
-Widocznie jakieś atawizmy z poprzedniego życia. Co z motorem?
-Nie martw się, nikt go nie ukradnie.- Max stopił opony w ten sposób, że zaczęły tworzyć monolit z nawierzchnią pobocza.
-Fajnie, i to ja jestem nierozsądny, na pewno nikt nie zwróci najmniejszej uwagi, na motocykl wtopiony w pustynię.
-Ostatnio były straszne upały. Już jest mi wszystko obojętne, jedźmy tam jak najprędzej, załatwmy, co mamy załatwić i wracajmy.
Późnym wieczorem docierają na miejsce.
-Może zatrzymamy się na noc w jakimś hotelu, a rano zabierzemy się za wyjaśnianie utraty pamięci?- Max stara się myśleć rozsądnie.
-Nie, musimy to wyjaśnić natychmiast, jedziemy do tej kaplicy, może sobie coś przypomnę.
-Michael, jest noc, wyobraź sobie, że jestem trochę zmęczony, prowadziłem prawie całą drogę.
-Czy to moja wina, że bałeś się oddać mi kierownicę? Nie musisz ze mną iść, jeśli nie chcesz.
-Obawiam się, że jednak muszę- Max idzie za Michaelem do kaplicy. Michael rozgląda się po pomieszczeniu, a Max rozmawia z pracownikami.
-Nic z tego, nigdy tu nie byłem jestem pewien.
-Za to ja mam ciekawe informacje, Nikt o waszych nazwiskach nigdy nie brał tu ślubu, a ten dokument nie jest prawdziwy, co prawda na oryginalnym druku, ale pieczątki są fałszywe. Zostawiłem wiadomość Marii, bo ty prawdopodobnie jesteś zbyt zajęty, żeby do niej zadzwonić.
-Jedziemy do hotelu. – Kiedy po włamaniu do pokoju hotelowego okazało się, że Michael nadal nic sobie nie przypomina, udali się do restauracji, w której byli zanim Michael stracił pamięć. Usiedli przy stoliku, przy oknie.
-Jesteś pewien, że to był ten stolik?
-Tak, to na pewno ten stolik. To bez sensu, niczego nie pamiętam.
-Obaj jesteśmy zmęczeni, prześpimy się trochę i wrócimy tu jutro, może wtedy sobie coś przypomnisz.
-I tak nie mógłbym zasnąć, od razu pojawiłyby się te głupie sny, świadomość, że to nieprawda niewiele pomaga. Może lepiej wracajmy.
-Michael spójrz- Max wpatruje się w rękę Michaela, który wystukuje palcami jakiś rytm na blacie stołu.
-To ona, to była Tess. Wymazała nam pamięć, ale po co?
-Michael dokąd idziesz?
-Nie wiem, na zewnątrz.
-Poczekaj, zastanówmy się co dalej robić, dokąd idziesz?
-Nie wiem, muszę po prostu stąd wyjść, duszę się tu, i coś jeszcze... dziwne uczucie... niepokój?
Michael idzie ulicą wzdłuż szyby restauracji. Nagle gwałtownie się zatrzymuje, przez krótką chwilę wpatruje się w szybę, opierając się o nią ręką, a potem upada na chodnik, ciężko dysząc.
-Michael, co ci jest, co się stało?- Max przerażony pochyla się nad przyjacielem.
-Widziałem ją, stała tutaj i przyglądała się nam przez okno. Widziałem jej odbicie w szybie, to była Tess.















Poprzednia część Wersja do czytania Następna część