Kes_ALF

Pech w Las Vegas (1)

Wersja do czytania Następna część

Akcja rozgrywa się gdzieś na początku trzeciego sezonu.
Piątek wieczorem. Michael wraca z pracy. Max na kanapie ogląda telewizję. Michael przebierając się w łazience, rzuca od niechcenia.
-Max, masz jakieś plany na weekend?
-Nie, w zasadzie nie mam żadnych planów. Dlaczego pytasz?
-To świetnie, w takim razie biorę twój samochód.-Wychodzi biorąc kluczyki Maxa, leżące na stole.
-Stój, poczekaj chwilę, co to znaczy "biorę twój samochód"? Dokąd jedziesz i na jak długo? Mam chyba prawo wiedzieć, co dzieje się z moim własnym samochodem, nie sądzisz?
-Spoko, po co te nerwy? Jedziemy, z Marią na weekend do Las Vegas. Wrócimy w niedzielę wieczorem.
-Hmm... Nie jestem pewien, czy w takim razie pożyczanie, ci samochodu to dobry pomysł.
-No, co ty Max, nie ufasz mi?
-No właśnie.- Max mruczy pod nosem.-No dobra, czuję, że będę tego żałował, ale pożyczę ci samochód. Tylko proszę cię, jedź ostrożnie, nie prowadź po alkoholu, nigdy nie wchodź do kasyna bez Marii,...
-Max, Max, może już wystarczy tych "dowodów zaufania"? Nie wiem czy zdążyłeś zauważyć, ale ja nie jestem małym dzieckiem, a ty nie jesteś moim ojcem. Wyluzuj trochę, nic się nie stanie.
-Trzymam cię za słowo. Tylko Michael, proszę cię, chociaż raz, dla odmiany, nie wpakuj się w żadne kłopoty.
-Spokojnie, co się może stać w Las Vegas? Na razie, ja spadam. Do niedzieli.
Max sam w pokoju:
-"Co się może stać w Las Vegas". Właśnie tego się obawiam.
Niedziela późnym wieczorem, Max, z niepokojem, czeka na Michaela i swój samochód. Nieco po północy, zaczyna odrobinę tracić cierpliwość. Telefonu Michael oczywiście zapomniał zabrać. Około drugiej w nocy, nieźle wkurzony, Max postanawia iść spać, ale nie może zasnąć, bo przez cały czas nasłuchuje czy Michael nie wraca. O piątej rano, zdenerwowany do ostateczności, chwyta za telefon, żeby zacząć dzwonić po szpitalach i posterunkach policji, gdy nagle dzwoni telefon. W słuchawce rozlega się szept Michaela.
-Max, to ja.
-Słyszę, że to ty. Do cholery Michael, gdzie wy się podziewacie? Ja tu odchodzę od zmysłów!!! Już chciałem dzwonić na policję i do szpitali, szykując się na informacje, że oboje zginęliście w wypadku samochodowym!!! Co masz na swoje usprawiedliwienie? Tylko lepiej wymyśl coś dobrego, bo jestem cholernie wkurzony.
-Max, proszę cię nie krzycz tak, mam nieziemskiego kaca.
-No pięknie, ja nie śpię całą noc, martwię się, a on mi tu szepcze do słuchawki żebym nie krzyczał, bo ma kaca. Co mi jeszcze równie ślicznego powiesz? No, słucham?
-Max, ożeniłem się.
-Słucham? Co ty przed chwilą powiedziałeś? Bo wydawało mi się...
-Ożeniłem się.
-Co?- Max osunął się na kanapę, z której się poderwał, gdy usłyszał w słuchawce głos Michaela – Czy ja dobrze słyszałem? Ten telefon źle działa? Czy ty właśnie powiedziałeś, że się ożeniłeś?
-Właśnie to powiedziałem. I po raz kolejny, bardzo cię proszę, nie krzycz tak, jeżeli nie ze względu na mnie to, chociaż na Marię, ona jeszcze śpi.
-Nie wiem czy należą się jakiekolwiek względy, twojej wspólniczce, bo mniemam, że z nią ten ślub wziąłeś. Powiedz tylko jak, gdzie i kiedy. I łaskawie udziel mi informacji, gdzie się znajdujecie i kiedy zamierzacie wrócić.
-No widzisz, od razu lepiej jak przestałeś krzyczeć.
-Przestałem krzyczeć, bo doznałem szoku i chwilowo nie mam siły krzyczeć, no, słucham cię.
-Właściwie sam niewiele mogę powiedzieć, właśnie dlatego dzwonię. Jesteśmy nadal w Las Vegas, wracać będziemy chyba dzisiaj. A co do ślubu, to właśnie o to chodzi, że ja zupełnie nie pamiętam wczorajszego wieczoru, z papierka, który tu koło mnie leży, wynika, że pan Michael Guerin i pani Maria Deluca wzięli ślub dzisiejszej nocy, o godzinie 1.45 w kaplicy Elwisa w Las Vegas. To chyba to byliśmy my? Aha i są tu jeszcze nasze podpisy, może nieco krzywe, zamazane i słabo czytelne, ale niewątpliwie nasze.
-Czy na tym papierze, jest jeszcze przypadkiem napis Akt ślubu?
-Niestety tak. Co ja mam teraz zrobić? Co mam jej powiedzieć, kiedy się obudzi? Nie pamiętam naszego ślubu.
-Nie mam pojęcia, co masz jej powiedzieć, wyobraź sobie, że nigdy nie byłem w podobnej sytuacji. Jedyne, co mogę ci zasugerować to, to żebyś mówił prawdę, na kłamstwach zawsze najgorzej się wychodzi, zawsze istnieje jeszcze szansa, że ona też niczego nie pamięta.
-Naprawdę tak myślisz?
-Marne szanse, ale zaczynam myśleć, że przy tobie, wszystko jest możliwe. Jakim cudem możesz nie pamiętać, że się ożeniłeś?
-Naprawdę nie wiem, ostatnie, co pamiętam to, że jedliśmy obiad w restauracji, około czwartej po południu. Może rzeczywiście, coś tam piliśmy, ale bez przesady, i później obudziłem się tutaj w hotelu, a obok leżał ten papier.
-Michael, wyobraź sobie, że mam w życiu jeszcze inne zajęcia oprócz ciągłego wyciągania cię z kłopotów. Jednym z nich jest chodzenie do szkoły, ty zdaje się też powinieneś tam dzisiaj być. Na razie proponuję żebyście wrócili do domu, wtedy możemy porozmawiać, ale do tego czasu musisz sobie radzić sam.
-Orany szkoła! Nauczyciel biologii chyba mnie zabije, Max błagam cię, powiedz mu coś, że jestem ciężko chory i leże w szpitalu, czy coś takiego.
-Do morderstwa chyba się nie posunie, najwyżej cię obleje, ale zrobię to dla ciebie, chociaż czuje, że nie powinienem. Wiedziałem, że coś takiego musi się stać, a mimo to pożyczyłem ci samochód, więc czuję się odrobinę odpowiedzialny, ale nie próbuj tego wykorzystywać!
-Max, obiecuje ci, że to już ostatni raz, naprawdę, więcej nie poproszę cię o żadną przysługę.
-Nie obiecuj, bo i tak wiem, że takiej obietnicy nie dotrzymasz, po prostu wracajcie jak najszybciej. – Max odkłada słuchawkę, i z rezygnacją kładzie się z powrotem do łóżka.
Około siódmej rano dzwoni telefon.
-Dzień dobry. Dzwonię z policyjnego parkingu w Las Vegas Czy pan Maxwell Ewans?
-Tak, to ja, czy coś się stało?
-Pański samochód został odholowany za parkowanie w niedozwolonym miejscu. Musi pan odebrać go osobiście w ciągu pięciu dni, oraz zapłacić mandat w wysokości trzystu dolarów. Chyba,że samochód został panu skradziony, w takim przypadku podejmiemy odpowiednie kroki, w celu zatrzymania złodzieja.
-Nie, nie, samochód nie został skradziony. Bardzo dziękuję za telefon.- Ledwo Max odłożył słuchawkę telefon dzwoni ponownie.
-Max, to znowu ja.
-Nic nie mów, proszę cię, już wiem o wszystkim, odholowali samochód. Macie jak wrócić czy mam po was przyjechać?
-Mamy... to znaczy... co się stało z pieniędzmi, też nie pamiętam, ale... w ostateczności... moglibyśmy... wrócić na piechotę... tylko... to nie będzie szybko...
-Czy ty sposoby denerwowania mnie obmyślasz nocami, czy to jest spontaniczne? Nie mów już do mnie ani słowa, siedźcie na miejscu i czekajcie, aż przyjadę, w którym jesteście hotelu?
-Paradise, pokój 89, ale miałem się przecież nie odzywać.
-Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że ja w tej chwili obmyślam najskuteczniejszy sposób zamordowania cię? Nie, nie odpowiadaj, nie chcę tego słyszeć.- Max odłożył słuchawkę, popatrzył na zegarek, i zabrał się za podrabianie zwolnień lekarskich dla Michaela, Marii, i siebie. Następnie dostarczył je do szkoły i udał się na lotnisko. Po dotarciu do Las Vegas, odebrał samochód i starannie zaparkował pod hotelem. Zapukał do pokoju nr 89. Usłyszał ciche "proszę" i wszedł do pokoju. Michael leży na łóżku, a Maria siedzi obok i zmienia mu okłady na głowę.
-Widzę, że jednak się na niego nie obraziłaś, za tą utratę pamięci.
-Nie mogła się na mnie obrazić, bo sama niczego nie pamięta, to zaczyna się wydawać naprawdę dziwne. Czy mógłbyś może mnie uzdrowić?- Szept Michaela bardzo wyraźnie brzmi błaganiem.- Jest jeszcze jeden, mały problem, okazało się, że za hotel też jeszcze nie zapłaciliśmy.
-Do samochodu! Już was tu nie widzę!
-Ale, ja...
-Powiedziałem do samochodu!... natychmiast!!! I nie waż się mnie prosić żebym cię uzdrowił, za własną głupotę się płaci... Co wy tu jeszcze robicie?!- Max płaci za hotel i wraca do samochodu, do nieco wystraszonego Michaela i Marii.
-Dwieście pięćdziesiąt dolarów, nie udało wam się znaleźć droższego pokoju? Uprzedzam was, że teraz to mnie również skończyły się pieniądze i co do dalszych wydatków, umywam ręce. Poza tym o dziewiątej wieczorem odwiedzi nas twój nauczyciel biologii, żeby sprawdzić czy naprawdę jesteś chory, więc lepiej będzie, jeżeli będziesz wyglądał tak jak teraz.- Michael rzuca bolesne spojrzenie spod okularów przeciwsłonecznych:
-Dobra Max, rozumiem, nie uzdrowienie mnie to twoja zemsta, i masz do niej prawo, ale chociaż jedź ostrożnie.
-Ty chyba żartujesz? muszę zrobić jakiś szalony rekord szybkości, żeby zdążyć do Roswell na dziewiątą i mam jeszcze uważać żeby ci za bardzo nie trzęsło??? Specjalnie postaram się wjechać w każdą możliwą dziurę, tylko w takim wypadku możemy mówić o jakiejkolwiek zemście, inna mnie nie satysfakcjonuje. I tak jestem dla ciebie zbyt łagodny, ciekawe czy Izabel obeszłaby się z tobą równie delikatnie.-
Michael wydał tylko cichy jęk i zamilkł, postanawiając nie narażać się więcej Maxowi. Był całkowicie pewien, że Izabel zareagowałaby o wiele gwałtowniej na podobną sytuację. Po kilku godzinach szaleńczej jazdy, kiedy nadzieja dotarcia do Roswell na czas, zaczynała już powoli kiełkować w sercu Maxa, usłyszał sygnał wozu policyjnego. Max zjeżdża na pobocze i zatrzymuje samochód.
-No, to już po nas.
-Ja się tym zajmę Max, wy się nie odzywajcie.- Maria szturcha Michaela
-Jęcz, masz atak wyrostka.
Policjant pochyla się nad otwartym oknem.
-Dokąd to się panu tak spieszy?- Maria z tylnego siedzenia z paniką w głosie:
-Spieszymy się do szpitala, on ma atak wyrostka, naprawdę z nim źle, musimy natychmiast znaleźć się w szpitalu.
-Skoro tak, pojadę przodem na sygnale, żeby nikt państwu nie zajechał drogi.-
Na te słowa, do tej pory zrezygnowany całkowicie Max, aż podskoczył na swoim fotelu.
-Nie nie dziękujemy, poradzimy sobie sami.
-Cicho bądź, oczywiście chętnie skorzystamy z pańskiej propozycji.
Policjant wsiada do swojego samochodu i rusza.
-Zwariowałaś? jeszcze tylko pilotującego policjanta nam brakowało, może od razu zadzwoń do FBI, zaoszczędzisz nam problemów.
-Nie gadaj głupot Max, tak będzie szybciej i żaden inny patrol nas nie zatrzyma, chcecie chyba zdążyć na dziewiątą?
Max, nic już nie mówiąc zapala silnik.
Punkt dziewiąta, Max wpada do mieszkania ciągnąc za sobą Michaela.
-Nie pędź tak. Max połamiesz mi obie nogi, a tego chyba nie było w planie? A tak w ogóle, jaki jest plan?
-Rozbieraj się i kładź do łóżka, masz okropną grypę, wysoka gorączka i takie tam, improwizuj, na szczęście wyglądasz na chorego, więc to ma szanse się udać.- Max w panice rozrzuca po pokoju chusteczki do nosa i jednocześnie usiłuje założyć szlafrok na ubranie.
-A, ty? też masz grypę?
-Zaraziłem się od ciebie, ale ze mną nie jest tak źle, trzymam się na nogach. Tylko nie przesadź, bo jeszcze trafisz do szpitala.
-Tam może, chociaż dali by mi coś na ból głowy.- Rozlega się dzwonek do drzwi.-Max spodnie ci wystają spod tego szlafroka.
-Jak na tak strasznie cierpiącego, coś wyjątkowo spostrzegawczy jesteś?- Max szybko podciąga do góry nogawki spodni, i otwiera drzwi, za którymi stoi nauczyciel Michaela.
-Dziendobry banu Michael jezd dam.- wydmuchując nos w chusteczkę.- Broszę tylgo uważadź żeby ban się nie dzaradźił.
-Zaradził? co ty mówisz? Aha mam uważać żebym się nie zaraził, dziękuję Max.
Nauczyciel podchodzi do łóżka Michaela. Michael okropnie kaszląc, rzuca na podłogę zmiętą chusteczkę, którą przed chwilą trzymał przy twarzy. Nauczyciel cofa się z lekkim obrzydzeniem:
-Widzę, że naprawdę jesteś chory przepraszam, że was podejrzewałem o oszustwo. Pójdę już, bo ten pokój roi się od zarazków.- pośpiesznie wychodzi. Max i Michael wybuchają śmiechem.
-W nagrodę za ten numer z chusteczką, zostaniesz uzdrowiony. To było niesamowite, widziałeś jak uciekał, żeby mu to przypadkiem nie spadło na nogę? Powinieneś zostać aktorem.
-Dzięki ci, wielki uzdrowicielu. Najlepiej idą mi improwizacje, a reżyserzy chyba tego nie lubią, wiec kariera aktorska raczej mi nie grozi. Czy ja muszę z tą grypą chodzić do pracy?
-Za, jakie grzechy w poprzednim życiu, los mnie tobą pokarał? Nie musisz, zadzwonię, i powiem, że jesteś chory, ale zwolnienie musisz im sam zanieść. Poza tym przypominam, że jesteś mi winien 650 dolarów, za mandat, hotel i bilet na samolot, benzynę ci daruje. Teraz chodźmy już spać mam cię dosyć jak na jeden dzień. I radzę ci się poważnie zastanowić, co zamierzasz w związku ze ślubem, bo tego problemu już za ciebie nie rozwiąże.


Wersja do czytania Następna część