Dziecko w lodówce - the end
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Dziecko w lodówce - the end
Głowa w lodówce, z cyklu intymne zwierzenia Isabel. I
No, więc, wrzucam to opowiadanie z pewnymi obawami, muszę się przyznać, że napisałam to bardzo dawno temu, stwierdziwszy, że to jest po prostu głupie. Potem wpadło w moje ręce i poprawiłam coś niecoś. Nie wiem, co z tego wyniknie, moja inspiracja ponownie się pojawiła.
Jest to po prostu świat widziany oczami Isabel Evans.
To lecimy z tym koksem, a raczej dziwnym opowiadaniem. Dotyczy pary Stargezers, ale i przejawia się tutaj Dreamers, Candy …
Część pierwsza „Pampoń”
Tak jestem kosmitą, obcym, istotą nie z tej ziemi, ufoludkiem, jak wy to ziemianie mówicie. Jeszcze spotkałam się z takim określeniem: domniemany mieszkaniec kosmosu. Moja życie to cholerne pasmo nieszczęść, mój brat także jest kosmitą, poza tym mój przyjaciel Michael i jeszcze pewna mała blondyneczka Tess.
Ostatnio wymyśliłam słowo, które wspaniale i w doskonały, precyzyjny sposób określa mojego przyjaciela Michaela- „Pampoń”. Nie rozumiem mojej przyjaciółki Marii (tym razem 100% człowiek) jak ona może darzyć uczuciem tego wysokiego drania. Kobieta stateczna
( zostawmy na razie ubiór) obdarzona wspaniałym głosem, może spotykać się z takim PAMPONIEM.
Nie wiem, co się dzisiaj ze mną dzieje, za dużo filozofuje, trzeba wziąć sprawy we własne ręce i wyruszyć do miasteczka, rozerwać się trochę. No, bo, po jakiego grzyba będę tkwić w tych czterech ścianach. Pierwsza i najważniejsza sprawa, muszę wnikliwie sprawdzić przed wyjściem WYGLĄD!!!
STOP STOP STOP!!! Isabel nie jesteś niewolnicą lustra. Odwracam się powoli i wybiegam
z domu.
Crashdown Cafe- lokal prowadzony przez Jaffa Parkera, ojca Liz Parker, która pracuje tutaj jako kelnerka. Crashdown stworzono specjalnie dla potrzeb klientów, żądnych spotkania z prawdziwymi obcymi. Ktoś nieustannie plącze się koło mnie, ciemne długie włosy, piękny uśmiech na twarzy, oczywiście Liz Parker.
Sprostowanie- ciemnowłosa dziewczyna ( mieszkanka planety ziemia), która wie o nas kosmitach i najważniejsze, dziewczyna i największa miłość, rodem z tragedii Szekspira, mojego brata.
-Proszę o dietetyczną cole- mówię, powtarzam dietetyczną, jestem na en regime ( diecie).
Siadam przy stoliku i lampka w mojej głowie natychmiast się zapala- błękitny lakier do paznokci w mojej torebce. Właśnie sobie przypomniałam, że mam pomalować paznokcie.
Świetnie, od razu mi się humor popsuł, zobaczyłam tego wysokiego drania, przepraszam już się pooprawiam – PAMPONIA.
- Mogę się przysiąść?- słyszę niemrawy głos z prawej strony, chyba nigdy nie będę miała chwili spokoju. Buty, nawet nieźle oryginalne, spodnie- szerokie, wyszły chyba z mody dawno temu. Chudzina ten chłoptaś. Oczy- zapiera mi w tym momencie dech w piersi, naprawdę piękne i ciemne. To mężczyzna, płeć słaba jak to teraz mówią, wszystkie kobiety. No trudno jakoś przeżyje. Wracam do mojego błękitnego lakieru.
- To mogę?- słyszę już bardziej poważny ton. Znowu patrzę na niego. Stoi tu jak ta ofiara, ani w te , ani we w te.
Oczka to ma naprawdę ładne, błyszczą i migoczą. Uśmiecham się miło, tak to zawsze działa na słabą płeć.
- Proszę – odpowiadam. Grzecznie i nonszalancko. Isabel zawsze traktuje wszystkich szacunkiem (prócz PAMPONIA), obserwuje mnie, on zawsze musi wszystko wiedzieć.
Usiadł w końcu mój nowy znajomy, teraz mam okazję, bardziej przyjrzeć się jego oczom, ciemne tęczówki ginące w złocisto brązowej toni. Fryzurkę też ma fajniutką, styl michalaelowy. Włoski ciemne, ale mizerny jakiś, trzeba by było go podtuczyć.
Przenoszę swój wzrok na całe Crashdown, no jasne, tego się tylko można było spodziewać. Liz i Maria uśmiechają się mile do mnie, stojąc obok Michaela. Już sobie wyobrażam konwersację, pomiędzy Michaelem a Marią.
- Tam!
- Gdzie?
- Stolik koło okna.
- No i co, Isabel
- Szybka jak wiatr.
- Z jakimś chłopakiem.
- Nie kochanie, przecież to dziewczyna!
- Michael?!
- No, co?
Zawsze tak jest, kłócą się, godzą, kochają znowu kłócą, godzą, kłócą. A tak przy okazji Maria mogłaby coś zrobić z tymi czerwonymi spodniami, przestały być modne jeszcze przed II wojną światową. Mrugam do Michaela, mruży oczy ten wysoki drań, widać, że nie spodobał mu się, mój nowy znajomy. Nie zwracam na to uwagi, niech on się lepiej Marią zajmie.
- Masz jakieś imię?- pytam w końcu, przypominając sobie o moim koledze. Oszałamiająca szminka robi na nim wrażenie, zawsze ją mam przy sobie w awaryjnych sytuacjach. Już chce dodać coś błyskotliwego, ale …
Kyle Valenti rozwala się na moim stoliku, nawet łaskawie „cześć” nie powie, tylko od razu wpatruje się w mój dekolt. Kyle to też człowiek, tylko z innego gatunku.
EROTOMAN – muszę się zastanowić, czym mogę zastąpić to słowo.
- Czego znowu Kyle? Nie widzisz, że jestem zajęta?- pytam głośno. Stało się Michael przemknął trudny szlak pomiędzy stolikami i dotarł do mojej osoby. Już go pewnie w dołku ściska , musi się dowiedzieć z kim siedzę, brakuje tu tylko Maxa!
Kyle odrywa wzrok od moich piersi, bęcwał jeden, a myślałam, że dalej się będzie gapił.
- Kim ty u licha jesteś?- pyta bezczelnie.
- Właśnie – odzywa się Michael, anioł struż z patelnią w dłoni. Pojawia się Maria i Liz, które oczywiście nie mogły ominąć takiej okazji.
C.D.N Liczę na wasze opinie, nie te pozytywne, ale przede wszystkim negatywne.
No, więc, wrzucam to opowiadanie z pewnymi obawami, muszę się przyznać, że napisałam to bardzo dawno temu, stwierdziwszy, że to jest po prostu głupie. Potem wpadło w moje ręce i poprawiłam coś niecoś. Nie wiem, co z tego wyniknie, moja inspiracja ponownie się pojawiła.
Jest to po prostu świat widziany oczami Isabel Evans.
To lecimy z tym koksem, a raczej dziwnym opowiadaniem. Dotyczy pary Stargezers, ale i przejawia się tutaj Dreamers, Candy …
Część pierwsza „Pampoń”
Tak jestem kosmitą, obcym, istotą nie z tej ziemi, ufoludkiem, jak wy to ziemianie mówicie. Jeszcze spotkałam się z takim określeniem: domniemany mieszkaniec kosmosu. Moja życie to cholerne pasmo nieszczęść, mój brat także jest kosmitą, poza tym mój przyjaciel Michael i jeszcze pewna mała blondyneczka Tess.
Ostatnio wymyśliłam słowo, które wspaniale i w doskonały, precyzyjny sposób określa mojego przyjaciela Michaela- „Pampoń”. Nie rozumiem mojej przyjaciółki Marii (tym razem 100% człowiek) jak ona może darzyć uczuciem tego wysokiego drania. Kobieta stateczna
( zostawmy na razie ubiór) obdarzona wspaniałym głosem, może spotykać się z takim PAMPONIEM.
Nie wiem, co się dzisiaj ze mną dzieje, za dużo filozofuje, trzeba wziąć sprawy we własne ręce i wyruszyć do miasteczka, rozerwać się trochę. No, bo, po jakiego grzyba będę tkwić w tych czterech ścianach. Pierwsza i najważniejsza sprawa, muszę wnikliwie sprawdzić przed wyjściem WYGLĄD!!!
STOP STOP STOP!!! Isabel nie jesteś niewolnicą lustra. Odwracam się powoli i wybiegam
z domu.
Crashdown Cafe- lokal prowadzony przez Jaffa Parkera, ojca Liz Parker, która pracuje tutaj jako kelnerka. Crashdown stworzono specjalnie dla potrzeb klientów, żądnych spotkania z prawdziwymi obcymi. Ktoś nieustannie plącze się koło mnie, ciemne długie włosy, piękny uśmiech na twarzy, oczywiście Liz Parker.
Sprostowanie- ciemnowłosa dziewczyna ( mieszkanka planety ziemia), która wie o nas kosmitach i najważniejsze, dziewczyna i największa miłość, rodem z tragedii Szekspira, mojego brata.
-Proszę o dietetyczną cole- mówię, powtarzam dietetyczną, jestem na en regime ( diecie).
Siadam przy stoliku i lampka w mojej głowie natychmiast się zapala- błękitny lakier do paznokci w mojej torebce. Właśnie sobie przypomniałam, że mam pomalować paznokcie.
Świetnie, od razu mi się humor popsuł, zobaczyłam tego wysokiego drania, przepraszam już się pooprawiam – PAMPONIA.
- Mogę się przysiąść?- słyszę niemrawy głos z prawej strony, chyba nigdy nie będę miała chwili spokoju. Buty, nawet nieźle oryginalne, spodnie- szerokie, wyszły chyba z mody dawno temu. Chudzina ten chłoptaś. Oczy- zapiera mi w tym momencie dech w piersi, naprawdę piękne i ciemne. To mężczyzna, płeć słaba jak to teraz mówią, wszystkie kobiety. No trudno jakoś przeżyje. Wracam do mojego błękitnego lakieru.
- To mogę?- słyszę już bardziej poważny ton. Znowu patrzę na niego. Stoi tu jak ta ofiara, ani w te , ani we w te.
Oczka to ma naprawdę ładne, błyszczą i migoczą. Uśmiecham się miło, tak to zawsze działa na słabą płeć.
- Proszę – odpowiadam. Grzecznie i nonszalancko. Isabel zawsze traktuje wszystkich szacunkiem (prócz PAMPONIA), obserwuje mnie, on zawsze musi wszystko wiedzieć.
Usiadł w końcu mój nowy znajomy, teraz mam okazję, bardziej przyjrzeć się jego oczom, ciemne tęczówki ginące w złocisto brązowej toni. Fryzurkę też ma fajniutką, styl michalaelowy. Włoski ciemne, ale mizerny jakiś, trzeba by było go podtuczyć.
Przenoszę swój wzrok na całe Crashdown, no jasne, tego się tylko można było spodziewać. Liz i Maria uśmiechają się mile do mnie, stojąc obok Michaela. Już sobie wyobrażam konwersację, pomiędzy Michaelem a Marią.
- Tam!
- Gdzie?
- Stolik koło okna.
- No i co, Isabel
- Szybka jak wiatr.
- Z jakimś chłopakiem.
- Nie kochanie, przecież to dziewczyna!
- Michael?!
- No, co?
Zawsze tak jest, kłócą się, godzą, kochają znowu kłócą, godzą, kłócą. A tak przy okazji Maria mogłaby coś zrobić z tymi czerwonymi spodniami, przestały być modne jeszcze przed II wojną światową. Mrugam do Michaela, mruży oczy ten wysoki drań, widać, że nie spodobał mu się, mój nowy znajomy. Nie zwracam na to uwagi, niech on się lepiej Marią zajmie.
- Masz jakieś imię?- pytam w końcu, przypominając sobie o moim koledze. Oszałamiająca szminka robi na nim wrażenie, zawsze ją mam przy sobie w awaryjnych sytuacjach. Już chce dodać coś błyskotliwego, ale …
Kyle Valenti rozwala się na moim stoliku, nawet łaskawie „cześć” nie powie, tylko od razu wpatruje się w mój dekolt. Kyle to też człowiek, tylko z innego gatunku.
EROTOMAN – muszę się zastanowić, czym mogę zastąpić to słowo.
- Czego znowu Kyle? Nie widzisz, że jestem zajęta?- pytam głośno. Stało się Michael przemknął trudny szlak pomiędzy stolikami i dotarł do mojej osoby. Już go pewnie w dołku ściska , musi się dowiedzieć z kim siedzę, brakuje tu tylko Maxa!
Kyle odrywa wzrok od moich piersi, bęcwał jeden, a myślałam, że dalej się będzie gapił.
- Kim ty u licha jesteś?- pyta bezczelnie.
- Właśnie – odzywa się Michael, anioł struż z patelnią w dłoni. Pojawia się Maria i Liz, które oczywiście nie mogły ominąć takiej okazji.
C.D.N Liczę na wasze opinie, nie te pozytywne, ale przede wszystkim negatywne.
Last edited by Dzinks on Wed Jul 21, 2004 8:23 pm, edited 17 times in total.
Mon cher Tu dois attender pour le aveu ...[...]Bo kocham go całym sercem , umieram kiedy nie ma go przy mnie , moja bluzka przykleja się do mojego spoconego ciała, kiedy on mnie dotyka[...]Głowa w lodówce
Heh....mnie to rozbawiło prawie do łez :]
Nie zbyt zwracałam uwagę na literówki itp. Kiedyś moze się tym zajmę...
Mam nadzieje, że skomponujesz z tego jakąś trylogie, bo nikt nie napiszę nic długiego o Isabel i Alexie, a ja tego pragnę, abym mogła się wczytać i wogóle
podoba mi sie określenie "Pampoń" skąd ci sie to wzięło??
PS: czekam na cd
Nie zbyt zwracałam uwagę na literówki itp. Kiedyś moze się tym zajmę...
Mam nadzieje, że skomponujesz z tego jakąś trylogie, bo nikt nie napiszę nic długiego o Isabel i Alexie, a ja tego pragnę, abym mogła się wczytać i wogóle
podoba mi sie określenie "Pampoń" skąd ci sie to wzięło??
PS: czekam na cd
Wyjaśniam już o co chodzi z tym pamponiem , to słówo wymyśliła moja mama , mówiąc tak na mojego tata i brata. Tutaj posłużę się cytatem "Co robisz ty Pamponiu jeden"
Stwierdzam , że mi to przypadło do gustu. A skąd pomysł na tytuł?. Ee jak zwykle w nocy przed snem moje przemyślenia doprowadziły do tego. Głowa, czyli umysł Isabel , lodówka czyli lodowa królewna, a dlatego głowa w lodówce, ponieważ, to jej troszkę zwariowany świat, który będzie jeszcze bardziej zwariowany.
Stwierdzam , że mi to przypadło do gustu. A skąd pomysł na tytuł?. Ee jak zwykle w nocy przed snem moje przemyślenia doprowadziły do tego. Głowa, czyli umysł Isabel , lodówka czyli lodowa królewna, a dlatego głowa w lodówce, ponieważ, to jej troszkę zwariowany świat, który będzie jeszcze bardziej zwariowany.
Mon cher Tu dois attender pour le aveu ...[...]Bo kocham go całym sercem , umieram kiedy nie ma go przy mnie , moja bluzka przykleja się do mojego spoconego ciała, kiedy on mnie dotyka[...]Głowa w lodówce
Hmmm, wszystko teraz będzie pisane z punktu widzenia Isabell. Muszę przyznać, że takiego ff jeszcze nie czytałam i dzięki temu może to sie okazać bardzo ciekawe No i na pewno takie będzie.
Co do dzisiejszej części to bardzo podobała mi się, zawierała wiele śmiesznych wątków, zwłaszcza Pampoń Tylko skąd taka nazwa?? pewnie w czasie czytania się dowiemy No i oczywiście, nadal ciekawi mnie tytuł. Co do krytyki, to jeszcze nic nie mogę skrytykować, zobaczymy później.
W takim razie czekam na następna część
Przy okazji nareszcie doczekałam się twojego nowego opowiadania.
Co do dzisiejszej części to bardzo podobała mi się, zawierała wiele śmiesznych wątków, zwłaszcza Pampoń Tylko skąd taka nazwa?? pewnie w czasie czytania się dowiemy No i oczywiście, nadal ciekawi mnie tytuł. Co do krytyki, to jeszcze nic nie mogę skrytykować, zobaczymy później.
W takim razie czekam na następna część
Przy okazji nareszcie doczekałam się twojego nowego opowiadania.
Eh nie mam siły napisać następnej części, choć jest już gotwa, to chyba przez szkołe, jutro mam matme i sprawdzian. Ja chce wakacje !
Wrzucę może jutro, następna część też będzie śmieszna, mam nadzieję.
Wrzucę może jutro, następna część też będzie śmieszna, mam nadzieję.
Mon cher Tu dois attender pour le aveu ...[...]Bo kocham go całym sercem , umieram kiedy nie ma go przy mnie , moja bluzka przykleja się do mojego spoconego ciała, kiedy on mnie dotyka[...]Głowa w lodówce
A oto i następna część.
Więc jeszcze raz wyjaśnie skąd ów "PAMPOŃ"- moja mam wymyśliła to słowo, mówiąc tak do tatusia i braciszka, aha jeszcze wymyśliła DURNYŁO !!, ale to już na wujaszka
Część druga
„Gapy”
- Do cholery jasnej!!!-krzyczę, całkowicie tracą nad sobą panowanie. Chyba zaraz mnie tutaj szlak jasny trafi, oni nie potrafią być kulturalni i ułożeni. Kyle mamrocze coś tam, że musi już iść. Jeden zero dla ciebie Isabel. Liz i Maria zrobiły obrażone miny, ale w końcu do nich dotarło, że muszą sobie pójść. Dwa zero dla ciebie Isabel- skutek spędzania wieczoru przez telewizorem razem z tatusiem.
Michael się nie ruszy, z nim to będzie gorzej, jest twardy. Widzę już ten sarkastyczny uśmieszek na jego przystojnej twarzyczce. Dwa do jednego dla mnie.
- Isabel może łaskawie mnie przedstawisz?- pyta ( co za ironia ?)
-Isabel piękne imię – odzywa się nagle mój znajomy, tak ni z gruszki ni z pietruszki. Podziękowałam, bo komplementów nigdy za wiele.
***
Poszłam sobie stamtąd, bo mnie Michael wkurzył, po co to całe przesłuchanie? Po prostu sobie wstałam i wyszłam, a co się będę szczypać.
Max pojechał do Nowego Yorku, nie chciał jak zwykle powiedzieć, po co i dlaczego. Michaelowi też podobno nie powiedział i podobno się pokłócili hi hi.
Liz dzwoni tutaj, co pięć minut i pyta czy przypadkiem Max nie dzwonił. Jak z zegarkiem w ręku odzywa się telefon, podnoszę słuchawkę.
- Cześć Liz, Maxa nie dzwonił jak mówiłam pięć minut temu – mówię przewracając oczami- Tak tak zawiadomię cię jak będę coś wiedziała. I tak to jest z tymi dziećmi dajesz im palec, a chcą całą rękę. Spoglądam na zegarek, czas na troszkę snu, bo jak to mówią jak jesteś wypoczęta to pięknie wyglądasz. Trzeba się, więc poświęcić dla urody.
***
Szkoła – instytucja, której zadaniem jest kształcenie, to definicja słownikowa, ale powinni jeszcze do niej dodać, miejsce kaźni. Jakbyście się czuli wędrując korytarzem i ciągnąć za sobą te wszystkie wścibskie spojrzenia.
Isabel Evans – kobieta, ah dodaje obca, o odpowiednim autorytecie wśród społeczeństwa szkolnego, musi za każdym razem świecić przykładem.
Widzę pod ścianą Tess Harding, jedną z moich najlepszych przyjaciółek. Mini spódniczka powiem, że nieźle. Powinnam jednak pójść do okulisty, bo widzę jak mizia się pod ścianą z Donaldem- kapitanem drużyny footbolowej. Notowania spadają nagle i niespodziewanie, co ona wyprawia?
***
Francuski- mój ulubiony przedmiot, właśnie powtarzamy passe compose. J’ai ecrit, je suis allee.
- Witam cię piękna złotowłosa, o cudownym imieniu- słyszę, wrrr przerwał mi, kiedy byłam tak idealnie skupiona. Odwracam się to ten chudzina o pięknych ciemnych oczach z Crashdown. Kurcze jak mi serce wali.
- Cześć – mamrocze coś tam – Może się w końcu dowiem jak masz na imię? I jak go tutaj nie lubić, ma taki piękny uśmiech.
- Alex Whitman!- przedstawia się. Hm … Whitman… Whitman to nazwisko coś mi mówi., jak zwykle mam sklerozę. Zaraz, zaraz, co on robi na francuskim, przecież ja znam tutaj wszystkich. Już mi wszystko wyjaśnia.
- Jestem tutaj nowy, wczoraj się tutaj przeprowadziłem- mówi – Z ojcem. Udaje niewzruszoną, zimną. Przecież wcale mnie to nie interesuje, kim jest i po co tu przyjechał. Chłopak jest dość miły, ale nie w moim typie, za chudy:D.
- Poznałeś już tutaj kogoś?- pytam, ale i tak muszę wszystko dokładnie wiedzieć.
- Tak dziewczynę, małą blondynkę- wyjaśnia, Tess złapała go w swoje sidła, nie podoba mi się to za bardzo.
- Tess Harding – kończę za niego, udając, że mnie to wcale nie rusza.
- Tak była bardzo miła – dodaje.
O nie, zaraz moje policzki będą czerwone i on zauważy taką nieprawidłowość. Żeby w takiej chwili nie mieć ze sobą lusterka. Dzwonek, alleluja to mnie uratowało. Zapisuje jeszcze devoire z francuskiego i szybciutko się zmywam.
- Isabel?- słyszę, czego on znowu chce. Odwracam się.
- Tak?
- Mogę cię odprowadzić do domu?. Jakoś mi się tak miło robi na serduszku, właśnie dobry pomysł z tym odprowadzeniem, przynajmniej erotoman się nie przyczepi. Bo on zawsze chce mnie odprowadzać.
- Oczywiście, będzie mi bardzo miło- odpowiadam. Uśmiecha się, ah jak on cudownie się uśmiecha.
C.D.N Trochę krótko, bo zgubiłam ważny fragment i musiałam improwizować.
Więc jeszcze raz wyjaśnie skąd ów "PAMPOŃ"- moja mam wymyśliła to słowo, mówiąc tak do tatusia i braciszka, aha jeszcze wymyśliła DURNYŁO !!, ale to już na wujaszka
Część druga
„Gapy”
- Do cholery jasnej!!!-krzyczę, całkowicie tracą nad sobą panowanie. Chyba zaraz mnie tutaj szlak jasny trafi, oni nie potrafią być kulturalni i ułożeni. Kyle mamrocze coś tam, że musi już iść. Jeden zero dla ciebie Isabel. Liz i Maria zrobiły obrażone miny, ale w końcu do nich dotarło, że muszą sobie pójść. Dwa zero dla ciebie Isabel- skutek spędzania wieczoru przez telewizorem razem z tatusiem.
Michael się nie ruszy, z nim to będzie gorzej, jest twardy. Widzę już ten sarkastyczny uśmieszek na jego przystojnej twarzyczce. Dwa do jednego dla mnie.
- Isabel może łaskawie mnie przedstawisz?- pyta ( co za ironia ?)
-Isabel piękne imię – odzywa się nagle mój znajomy, tak ni z gruszki ni z pietruszki. Podziękowałam, bo komplementów nigdy za wiele.
***
Poszłam sobie stamtąd, bo mnie Michael wkurzył, po co to całe przesłuchanie? Po prostu sobie wstałam i wyszłam, a co się będę szczypać.
Max pojechał do Nowego Yorku, nie chciał jak zwykle powiedzieć, po co i dlaczego. Michaelowi też podobno nie powiedział i podobno się pokłócili hi hi.
Liz dzwoni tutaj, co pięć minut i pyta czy przypadkiem Max nie dzwonił. Jak z zegarkiem w ręku odzywa się telefon, podnoszę słuchawkę.
- Cześć Liz, Maxa nie dzwonił jak mówiłam pięć minut temu – mówię przewracając oczami- Tak tak zawiadomię cię jak będę coś wiedziała. I tak to jest z tymi dziećmi dajesz im palec, a chcą całą rękę. Spoglądam na zegarek, czas na troszkę snu, bo jak to mówią jak jesteś wypoczęta to pięknie wyglądasz. Trzeba się, więc poświęcić dla urody.
***
Szkoła – instytucja, której zadaniem jest kształcenie, to definicja słownikowa, ale powinni jeszcze do niej dodać, miejsce kaźni. Jakbyście się czuli wędrując korytarzem i ciągnąć za sobą te wszystkie wścibskie spojrzenia.
Isabel Evans – kobieta, ah dodaje obca, o odpowiednim autorytecie wśród społeczeństwa szkolnego, musi za każdym razem świecić przykładem.
Widzę pod ścianą Tess Harding, jedną z moich najlepszych przyjaciółek. Mini spódniczka powiem, że nieźle. Powinnam jednak pójść do okulisty, bo widzę jak mizia się pod ścianą z Donaldem- kapitanem drużyny footbolowej. Notowania spadają nagle i niespodziewanie, co ona wyprawia?
***
Francuski- mój ulubiony przedmiot, właśnie powtarzamy passe compose. J’ai ecrit, je suis allee.
- Witam cię piękna złotowłosa, o cudownym imieniu- słyszę, wrrr przerwał mi, kiedy byłam tak idealnie skupiona. Odwracam się to ten chudzina o pięknych ciemnych oczach z Crashdown. Kurcze jak mi serce wali.
- Cześć – mamrocze coś tam – Może się w końcu dowiem jak masz na imię? I jak go tutaj nie lubić, ma taki piękny uśmiech.
- Alex Whitman!- przedstawia się. Hm … Whitman… Whitman to nazwisko coś mi mówi., jak zwykle mam sklerozę. Zaraz, zaraz, co on robi na francuskim, przecież ja znam tutaj wszystkich. Już mi wszystko wyjaśnia.
- Jestem tutaj nowy, wczoraj się tutaj przeprowadziłem- mówi – Z ojcem. Udaje niewzruszoną, zimną. Przecież wcale mnie to nie interesuje, kim jest i po co tu przyjechał. Chłopak jest dość miły, ale nie w moim typie, za chudy:D.
- Poznałeś już tutaj kogoś?- pytam, ale i tak muszę wszystko dokładnie wiedzieć.
- Tak dziewczynę, małą blondynkę- wyjaśnia, Tess złapała go w swoje sidła, nie podoba mi się to za bardzo.
- Tess Harding – kończę za niego, udając, że mnie to wcale nie rusza.
- Tak była bardzo miła – dodaje.
O nie, zaraz moje policzki będą czerwone i on zauważy taką nieprawidłowość. Żeby w takiej chwili nie mieć ze sobą lusterka. Dzwonek, alleluja to mnie uratowało. Zapisuje jeszcze devoire z francuskiego i szybciutko się zmywam.
- Isabel?- słyszę, czego on znowu chce. Odwracam się.
- Tak?
- Mogę cię odprowadzić do domu?. Jakoś mi się tak miło robi na serduszku, właśnie dobry pomysł z tym odprowadzeniem, przynajmniej erotoman się nie przyczepi. Bo on zawsze chce mnie odprowadzać.
- Oczywiście, będzie mi bardzo miło- odpowiadam. Uśmiecha się, ah jak on cudownie się uśmiecha.
C.D.N Trochę krótko, bo zgubiłam ważny fragment i musiałam improwizować.
Last edited by Dzinks on Tue Jul 13, 2004 7:37 am, edited 3 times in total.
Mon cher Tu dois attender pour le aveu ...[...]Bo kocham go całym sercem , umieram kiedy nie ma go przy mnie , moja bluzka przykleja się do mojego spoconego ciała, kiedy on mnie dotyka[...]Głowa w lodówce
Hm sami zdecydujcie jaki to jest kolor oczu, mi pasowały do tego opowiadania ciemne. No sama nie wiem , ale już nie będę zmieniać może zostać chyba z ciemnymi
Mon cher Tu dois attender pour le aveu ...[...]Bo kocham go całym sercem , umieram kiedy nie ma go przy mnie , moja bluzka przykleja się do mojego spoconego ciała, kiedy on mnie dotyka[...]Głowa w lodówce
na tym zjęciu są suprocentowe niebieskie...
ale..
[img]http://www.roswellitalia.org/immagini/a ... Cast/Colin%[/img]
NA tym zdjęciu jest niebieski wpadający w zieleń
ale..
[img]http://www.roswellitalia.org/immagini/a ... Cast/Colin%[/img]
NA tym zdjęciu jest niebieski wpadający w zieleń
Co do tej części, nie chcę zdenerwować fanów Kyla, ale u mnie będzie się przejawiał właśnie tak jak opisuje go Isabel.
Część trzecia. „Wścibscy przyjaciele poznali Alexa.”
Według mnie faceci dzielą się na:
- Kyle– erotoman w każdym calu, chodził niech pomyślę, z sześcioma, nie ośmioma dziewczynami i każda z nich stwierdziła „ Kretyn do sześciany, myślący dwadzieścia cztery godziny o sexie”
- Michael – on przynajmniej potrafi kochać, jest nawet czuły, ale zimny drań , jednym słowem PAMPOŃ, zawsze musi być tak jak on chce , współczuje Marii, pomyśleć , że byłam kiedyś jego narzeczoną wrrr…
- Max- ten typ faceta jest najlepszy, jeszcze takiego drugiego nie spotkałam, je w sposób cywilizowany przy jedzeniu (Michael ) i nie wydaje dziwnych odgłosów. Miły, uprzejmy i jeszcze bardzo mocno kocha Liz.
***
Odprowadził mnie pod sam dom, ale na więcej nie pozwoliłam, trochę mnie zdenerwował, cały czas mówił o Tess. Była zimna i stwierdziłam tylko, że spotkamy się jutro w szkole. W domu jak zwykle nie ma nikogo. Otwieram lodówkę w poszukiwaniu zdrowego soczku, ale słyszę jakiś dziwny hałas. Po moich plecach przeszedł niepokojący dreszcz, czyżby ktoś był w domu? To jest niemożliwe.
Dobrze bez paniki Isabel, tylko spokojnie. Gdzieś w tutaj powinien być parasol. Jest, odgłosy dochodził z pokoju Maxa. Biorę kilka głębokich wdechów, a może być zadzwonić na policję, to może być włamywacz. Otwieram gwałtownie drzwi.
- O cholera!- mówię zbyt głośno, to jednak nie jest włamywacz. Łóżko – Max i Liz, najwyraźniej nie grają w szachy. Liz szybko wyskakuje z łóżka, ubiera spodnie i z wypiekami na twarzy ( to ze wstydu) mamrocze coś tam o wyjściu.
Śmignęła obok mnie i tyle ją widziałam. Ups chyba to wszystko nie miało tak wyglądać, Max on to dopiero jest zbudowany… przestań Isabel to twój BRAT.
- Isabel czy ty zawsze musisz wchodzić bez pukania?
- Max- zaczynam – Przepraszam, ale myślałam, że to włamanie. Tłumaczę się głupio, teraz trochę mi wstyd, no, ale z jednej strony to dobrze, że przyszłam,bo gdyby posunęli się o ciut za daleko, mogłoby coś niedobrego tego wyjść, na przykład jakaś niespodzianka.
- A przy okazji. Jak było w Nowym Yorku? – pytam chcąc szybciutko zmienić temat, marszczy brwi.
- Nie chce o tym rozmawiać ( typowe).
- Jak zwykle Max.
***
Dzisiaj w szkole przeżyłam prawdziwy szok, nie żebym była zazdrosna czy coś, ale Tess i Alex to mi się wcale nie podoba. Robi do niego maślane oczy, trzeba działać, bo nic z tej bierności nie wyniknie.
- Cześć!!- krzyczę głośno i wyraźnie, by każdy mnie usłyszał . Tess mierzy mnie wzrokiem, a Alex się uśmiechnął i oczy mu zabłyszczały.
- Isabel jak miło cię widzieć. Tess robi wielkie oczy, a ja zdecydowanie się uśmiecham.
- To wy się znacie ?- pyta.
- Tak poznaliśmy się zaraz po moim przyjeździe, w Crashdown- wyjaśnia Alex. Tess rzuca mi wściekłe spojrzenie, dzięki ci Boże, zobaczyła Donalda.
- Spotkamy się potem, muszę iść – mówi i biegnie do swojego nowego chłopaka, wreszcie nas zostawiła.
- Pięknie wyglądasz- mówi.
- Dziękuje.
- Mamy razem angielski – dodaje, ten facet coraz bardziej mnie intryguje. Jestem zdenerwowana, a nie powinno tak być.
- Maria, dlaczego ty ciągle mnie krytykujesz?
- Ja ?Ciebie? Michael nie masz za grosz…
- Tak, mam chlew w mieszkaniu, w ogóle się tobą nie interesuje, mam tylko swoich kumpli – słyszę głos znudzonego Michaela, modląc się by on i Maria mnie nie zauważyli. Bóg kosmitów nie słucha, jak na złość zauważyła mnie Maria.
- Isabel ! Cześć. Dlaczego ja mam takie szczęście.
- Cześć wam – odpowiadam
- Alex Whitman – wyręcza mnie podając rękę Marii, Michael rzuca mi spojrzenie mówiące
„ Uważaj Isabel każdy kij ma dwa końce” i uśmiecha do Alexa.
- Michael Guerin,. A to niestety moja dziewczyna – przedstawia się, ha ha dostał od Marii.
- Miło was poznać. Ten Alexa zawsze takie uprzejmy, teraz Maria nie ruszy się z miejsca, a Michael będzie przeprowadzał wywiad społeczno- polityczny z Alexem.
- Więc Alex- zaczyna, a nie mówiłam?- Co cię sprowadza do Roswell?
- Kosmici- odpowiada, zatyka mnie totalnie, zresztą Michael i Marie także, wyczuwam napięcie.
- Przecież żartowałem, widać macie kiepskie poczucie humoru – stwierdza. Oddycham spokojnie, uśmiecham się blado.
- Taa- wiadomo, kto, bardzo kulturalnie Michael. Chętnie bym go w kostkę walnęła, ale Maria mnie wyręczyła, dzielna dziewczyna. Na horyzoncie pojawia się Max i Liz, tylko pójść i się powiesić. Co to ma być, jakieś spotkanie towarzyskie, oni wszyscy chyba się zmówili. Jasne zapraszamy, podchodźcie.
- Co się dzieje?- pyta Max.
- Poznaliśmy właśnie owego znajomego Isabel- wyjaśnia Maria, widzę zdumienie w oczach Maxa, nagle moje letnie sandałki wydały mi się bardzo interesujące.
- Jestem Liz Parker – przedstawia się ładnie Liz.
- Krąg znajomych się powiększa, Alex, Alex Whitman – mówi, ani chwili prywatności.
- Brat Isabel Max – zgadnijcie, kto? Chyba tylko Liz, mnie tutaj zrozumiała, rzucam jej błagalne spojrzenie, udaje się, dostrzegła, chyba kupie jej prezent.
-Idziemy Max ? Mamy biologie.
- Mamy? A tak mamy , cześć Alex – bystrzak z niego.
- Tak Michael my też mamy biologie, ale w składziku…
C.d.n.
Część trzecia. „Wścibscy przyjaciele poznali Alexa.”
Według mnie faceci dzielą się na:
- Kyle– erotoman w każdym calu, chodził niech pomyślę, z sześcioma, nie ośmioma dziewczynami i każda z nich stwierdziła „ Kretyn do sześciany, myślący dwadzieścia cztery godziny o sexie”
- Michael – on przynajmniej potrafi kochać, jest nawet czuły, ale zimny drań , jednym słowem PAMPOŃ, zawsze musi być tak jak on chce , współczuje Marii, pomyśleć , że byłam kiedyś jego narzeczoną wrrr…
- Max- ten typ faceta jest najlepszy, jeszcze takiego drugiego nie spotkałam, je w sposób cywilizowany przy jedzeniu (Michael ) i nie wydaje dziwnych odgłosów. Miły, uprzejmy i jeszcze bardzo mocno kocha Liz.
***
Odprowadził mnie pod sam dom, ale na więcej nie pozwoliłam, trochę mnie zdenerwował, cały czas mówił o Tess. Była zimna i stwierdziłam tylko, że spotkamy się jutro w szkole. W domu jak zwykle nie ma nikogo. Otwieram lodówkę w poszukiwaniu zdrowego soczku, ale słyszę jakiś dziwny hałas. Po moich plecach przeszedł niepokojący dreszcz, czyżby ktoś był w domu? To jest niemożliwe.
Dobrze bez paniki Isabel, tylko spokojnie. Gdzieś w tutaj powinien być parasol. Jest, odgłosy dochodził z pokoju Maxa. Biorę kilka głębokich wdechów, a może być zadzwonić na policję, to może być włamywacz. Otwieram gwałtownie drzwi.
- O cholera!- mówię zbyt głośno, to jednak nie jest włamywacz. Łóżko – Max i Liz, najwyraźniej nie grają w szachy. Liz szybko wyskakuje z łóżka, ubiera spodnie i z wypiekami na twarzy ( to ze wstydu) mamrocze coś tam o wyjściu.
Śmignęła obok mnie i tyle ją widziałam. Ups chyba to wszystko nie miało tak wyglądać, Max on to dopiero jest zbudowany… przestań Isabel to twój BRAT.
- Isabel czy ty zawsze musisz wchodzić bez pukania?
- Max- zaczynam – Przepraszam, ale myślałam, że to włamanie. Tłumaczę się głupio, teraz trochę mi wstyd, no, ale z jednej strony to dobrze, że przyszłam,bo gdyby posunęli się o ciut za daleko, mogłoby coś niedobrego tego wyjść, na przykład jakaś niespodzianka.
- A przy okazji. Jak było w Nowym Yorku? – pytam chcąc szybciutko zmienić temat, marszczy brwi.
- Nie chce o tym rozmawiać ( typowe).
- Jak zwykle Max.
***
Dzisiaj w szkole przeżyłam prawdziwy szok, nie żebym była zazdrosna czy coś, ale Tess i Alex to mi się wcale nie podoba. Robi do niego maślane oczy, trzeba działać, bo nic z tej bierności nie wyniknie.
- Cześć!!- krzyczę głośno i wyraźnie, by każdy mnie usłyszał . Tess mierzy mnie wzrokiem, a Alex się uśmiechnął i oczy mu zabłyszczały.
- Isabel jak miło cię widzieć. Tess robi wielkie oczy, a ja zdecydowanie się uśmiecham.
- To wy się znacie ?- pyta.
- Tak poznaliśmy się zaraz po moim przyjeździe, w Crashdown- wyjaśnia Alex. Tess rzuca mi wściekłe spojrzenie, dzięki ci Boże, zobaczyła Donalda.
- Spotkamy się potem, muszę iść – mówi i biegnie do swojego nowego chłopaka, wreszcie nas zostawiła.
- Pięknie wyglądasz- mówi.
- Dziękuje.
- Mamy razem angielski – dodaje, ten facet coraz bardziej mnie intryguje. Jestem zdenerwowana, a nie powinno tak być.
- Maria, dlaczego ty ciągle mnie krytykujesz?
- Ja ?Ciebie? Michael nie masz za grosz…
- Tak, mam chlew w mieszkaniu, w ogóle się tobą nie interesuje, mam tylko swoich kumpli – słyszę głos znudzonego Michaela, modląc się by on i Maria mnie nie zauważyli. Bóg kosmitów nie słucha, jak na złość zauważyła mnie Maria.
- Isabel ! Cześć. Dlaczego ja mam takie szczęście.
- Cześć wam – odpowiadam
- Alex Whitman – wyręcza mnie podając rękę Marii, Michael rzuca mi spojrzenie mówiące
„ Uważaj Isabel każdy kij ma dwa końce” i uśmiecha do Alexa.
- Michael Guerin,. A to niestety moja dziewczyna – przedstawia się, ha ha dostał od Marii.
- Miło was poznać. Ten Alexa zawsze takie uprzejmy, teraz Maria nie ruszy się z miejsca, a Michael będzie przeprowadzał wywiad społeczno- polityczny z Alexem.
- Więc Alex- zaczyna, a nie mówiłam?- Co cię sprowadza do Roswell?
- Kosmici- odpowiada, zatyka mnie totalnie, zresztą Michael i Marie także, wyczuwam napięcie.
- Przecież żartowałem, widać macie kiepskie poczucie humoru – stwierdza. Oddycham spokojnie, uśmiecham się blado.
- Taa- wiadomo, kto, bardzo kulturalnie Michael. Chętnie bym go w kostkę walnęła, ale Maria mnie wyręczyła, dzielna dziewczyna. Na horyzoncie pojawia się Max i Liz, tylko pójść i się powiesić. Co to ma być, jakieś spotkanie towarzyskie, oni wszyscy chyba się zmówili. Jasne zapraszamy, podchodźcie.
- Co się dzieje?- pyta Max.
- Poznaliśmy właśnie owego znajomego Isabel- wyjaśnia Maria, widzę zdumienie w oczach Maxa, nagle moje letnie sandałki wydały mi się bardzo interesujące.
- Jestem Liz Parker – przedstawia się ładnie Liz.
- Krąg znajomych się powiększa, Alex, Alex Whitman – mówi, ani chwili prywatności.
- Brat Isabel Max – zgadnijcie, kto? Chyba tylko Liz, mnie tutaj zrozumiała, rzucam jej błagalne spojrzenie, udaje się, dostrzegła, chyba kupie jej prezent.
-Idziemy Max ? Mamy biologie.
- Mamy? A tak mamy , cześć Alex – bystrzak z niego.
- Tak Michael my też mamy biologie, ale w składziku…
C.d.n.
Last edited by Dzinks on Tue Jul 13, 2004 7:38 am, edited 2 times in total.
Mon cher Tu dois attender pour le aveu ...[...]Bo kocham go całym sercem , umieram kiedy nie ma go przy mnie , moja bluzka przykleja się do mojego spoconego ciała, kiedy on mnie dotyka[...]Głowa w lodówce
- lizzy_maxia
- Fan
- Posts: 888
- Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
- Location: Łódź, my little corner of the world...
- Contact:
Biologia w składziku, niezłe Ogólnie opowiadanko może być, tylko - tak jak wcześniej zauważyła _liz - akcja toczy się trochę za szybko...hmm, moze nie sama akcja (bo i dłużyzn ciągnących się w nieskończoność nie lubię), ale ogólnie Twój styl pisania jest taki "szybki", co równocześnie sprawia, że czyta się szybko i - przynajmniej w moim odczuciu - równie szybko zapomina. Poza tym są momenty, kiedy trudno się połapać, do kogo nalezy dana kwestia -czy to jeszcze dialog czy myśli Isabel. Mogłabyś wpleść też więcej zabawnych tekstów, bo na razie rzucił mi się w oczy tylko ten pampoń
Heh śpie na stojąco, ale dodaje kolejną część, nareszcie ten koszmarny tydzień się skończył.
Cześć czwarta
„Dzień pełen wrażeń”.
Jestem kosmitką, ale czy to nie znaczy, że nie mogę mieć gorszego dnia?. Nie poszłam dzisiaj do szkoły, nie wiem, co się właściwie ze mną dzieje, podobno mu nie możemy chorować. Wpadłam w melancholie, chyba cierpię na to samo, co Werter, ale nie mogę skończyć tak jak on. Mój świat to iluzja, wszyscy wokół mnie są szczęśliwi, tryskają tym uczuciem na wszystkie strony. Max ma Liz, idealna para, nie licząc małych zgrzytów.
Maria ma Michaela , kłócą się , ale na tym polega właśnie ich związek , taka pikanteria w ich życiu.
A ja jak ta samotna dusza, pośrodku pustkowia. Wszyscy spoglądają na Isabel Evans, jako na zimną wyrafinowaną blondynkę. Poszukuję tej drugiej połówki, ale na razie nikogo nie widzę na horyzoncie, ktoś kiedyś powiedział, żeby rozglądać się dookoła.
Alex Whitman, którego prawie nie znam, właściwie to wcale go nie znam. Ciekawe jakby to było, gdyby ktoś obdarzył cię taką bezgraniczną miłością, wstajesz każdego dnia gotowa na spotkanie z ukochanym, widzisz go w kwitnącej róży, jego uśmiech jest w ludziach, których mijasz.
Śnisz na jawie, obliczach sekundy, minuty, godziny do następnego spotkania. Analizujesz każde słów, każdy gest, każdy pocałunek. Ja jako królowa lodówek nie pasuję do tego świata, przyznaję się do tego, uciekam myślami wspomnieniami do Vilandry, tam, chociaż miałam szczęśliwe życie, zawsze miałam wszystko, czego chciałam.
Skronie pulsują bólem, nie mogę już tego znieść, każdy musi wiedzieć, co robię, gdzie jestem, z kim się umawiam, nie ma tutaj prywatności, jestem zamknięta w kole, w moim własnym świecie.
- Isabel dobrze się czujesz? Mama, kochana kobieta, martwi się o mnie to zrozumiałe, chciałabym, żeby mnie nareszcie wysłuchała, chciałabym powiedzieć jej cała prawdę i już niczego przed nią nie ukrywać.
- Troszkę boli mnie głowa- odpowiadam niemrawo.
- Zaraz zrobię ci gorącej herbatki. I znika już jej nie ma.
Fajny dzień, robisz swoje , czujesz się świetnie , ale po prostu zwyczajnie świetnie, lub zwyczajnie dobrze , nic wielkiego się nie dzieje … i nagle , bez powodu silniki staje w ogniu i rozbijasz się o ziemie. Zadajesz sobie pytanie, „Po co to wszystko?”
Chciałabym na zawsze zostać w tym łóżku, zapomnieć o wszystkim i o wszystkich, zaciągnąć kołdrę na głowę i ulecieć… no, ale jak można zapomnieć, jak wpada ci do pokoju taka zwariowana blondynka Maria.
- Isabel – zaczyna, łożesz ty ona płacze Maria Deluca płacze, coś naprawdę musiało się stać..
- Maria, co jest?
- Michael. No jasne, można się było tego spodziewać, ten Pampoń coś jej musiał zrobić- Mów, co ci zrobił? Patrzy na mnie tymi swoimi zielonymi pięknymi oczami i zaczyna nawijać.
- Poszłam do niego, bo wiesz, jaki ma syf w tym swoim domu, zaczęłam trochę sprzątać. Wkurzył się, ale on zawsze się wkurza…
- Dlatego, że zaczęłaś mu sprzątać?- pytam, musiało tam o coś więcej chodzić, ale wiadomo jaki jest Michael, jego sanktuarium , mieszkanie, nie wolno tknąć jego własności.
- Wiesz, co ten… no powiedział mi … porównał mnie…
- No- pomagam jej.
- Jedzie facet autostradą, w pewnej chwili poczuł, że musi skorzystać z toalety. Zajeżdża, więc na najbliższą stacje benzynową, uszczęśliwiony siada wygodnie na kabelku. Nagle z sąsiedniej kabiny pada pytanie „Cześć, co słychać?” Facet trochę się zdziwił, ale, że był kulturalny, postanowił odpowiedzieć. „Dziki jakoś leci” Głos w sąsiedniej kabinie ponownie pyta: „Co robisz?” Facet znów grzecznie odpowiada. „Cóż pewnie to samo ty”. Nieznajomy w kabinie obok wychodzi i mówi „”Wiesz, co zadzwonię później, bo jakiś palant wtrąca mi się do rozmowy”. O mało nie spadłam z tego łóżka, musiałam się powstrzymać, żeby nie wybuchnąć, ale było to bardzo trudne.
- On porównał mnie do tego faceta z kawału. Fakt trochę przeholował, chociaż czasami muszę się z nim zgodzić, kawał mu się udał. Muszę nabrać trochę powagi, bo Maria może się obrazić.
- No tak masz rację przesadził – przyznaję jej rację – Ale nie warto ryczeć, teraz musisz dać mu nauczkę.
- Nie zamierzam się do niego odzywać, jak on mógł mi coś takiego powiedzieć? – pytała, Michael naprawdę przesadził, może czasami Maria za dużo mówi, ale żeby od razu tak ostro. Ktoś puka, Maria patrzy na mnie z przestrachem.
- Jak to ty Michael, to możesz od razu wyjść!- krzyczę, jednak to nie Michael , to Alex.
- Witam piękne panie – zaczyna, o kurcze dostałam prezent, Marii od razu się humor poprawił, próbuję otworzyć tę maleńką paczuszkę.
- Isabel otwieraj- pogania mnie Maria, no już otwieram, przecież nigdzie się nie pali. Lodówka dostałam małą lodówkę. Maria wybucha śmiechem, Alex się czerwieni.
- Bardzo oryginalne panie Whitman – stwierdzam, podoba mi się, mogę wstać, mam na sobie spodenki, pochylam się i całuję Alexa w policzek, podziękowanie za prezencik.
- Isabel dziękuje – mamrocze.
- Nie ma za co Alex, nie ma za co…
C.D.N Oczywiście ten kawał nie jest mój
Cześć czwarta
„Dzień pełen wrażeń”.
Jestem kosmitką, ale czy to nie znaczy, że nie mogę mieć gorszego dnia?. Nie poszłam dzisiaj do szkoły, nie wiem, co się właściwie ze mną dzieje, podobno mu nie możemy chorować. Wpadłam w melancholie, chyba cierpię na to samo, co Werter, ale nie mogę skończyć tak jak on. Mój świat to iluzja, wszyscy wokół mnie są szczęśliwi, tryskają tym uczuciem na wszystkie strony. Max ma Liz, idealna para, nie licząc małych zgrzytów.
Maria ma Michaela , kłócą się , ale na tym polega właśnie ich związek , taka pikanteria w ich życiu.
A ja jak ta samotna dusza, pośrodku pustkowia. Wszyscy spoglądają na Isabel Evans, jako na zimną wyrafinowaną blondynkę. Poszukuję tej drugiej połówki, ale na razie nikogo nie widzę na horyzoncie, ktoś kiedyś powiedział, żeby rozglądać się dookoła.
Alex Whitman, którego prawie nie znam, właściwie to wcale go nie znam. Ciekawe jakby to było, gdyby ktoś obdarzył cię taką bezgraniczną miłością, wstajesz każdego dnia gotowa na spotkanie z ukochanym, widzisz go w kwitnącej róży, jego uśmiech jest w ludziach, których mijasz.
Śnisz na jawie, obliczach sekundy, minuty, godziny do następnego spotkania. Analizujesz każde słów, każdy gest, każdy pocałunek. Ja jako królowa lodówek nie pasuję do tego świata, przyznaję się do tego, uciekam myślami wspomnieniami do Vilandry, tam, chociaż miałam szczęśliwe życie, zawsze miałam wszystko, czego chciałam.
Skronie pulsują bólem, nie mogę już tego znieść, każdy musi wiedzieć, co robię, gdzie jestem, z kim się umawiam, nie ma tutaj prywatności, jestem zamknięta w kole, w moim własnym świecie.
- Isabel dobrze się czujesz? Mama, kochana kobieta, martwi się o mnie to zrozumiałe, chciałabym, żeby mnie nareszcie wysłuchała, chciałabym powiedzieć jej cała prawdę i już niczego przed nią nie ukrywać.
- Troszkę boli mnie głowa- odpowiadam niemrawo.
- Zaraz zrobię ci gorącej herbatki. I znika już jej nie ma.
Fajny dzień, robisz swoje , czujesz się świetnie , ale po prostu zwyczajnie świetnie, lub zwyczajnie dobrze , nic wielkiego się nie dzieje … i nagle , bez powodu silniki staje w ogniu i rozbijasz się o ziemie. Zadajesz sobie pytanie, „Po co to wszystko?”
Chciałabym na zawsze zostać w tym łóżku, zapomnieć o wszystkim i o wszystkich, zaciągnąć kołdrę na głowę i ulecieć… no, ale jak można zapomnieć, jak wpada ci do pokoju taka zwariowana blondynka Maria.
- Isabel – zaczyna, łożesz ty ona płacze Maria Deluca płacze, coś naprawdę musiało się stać..
- Maria, co jest?
- Michael. No jasne, można się było tego spodziewać, ten Pampoń coś jej musiał zrobić- Mów, co ci zrobił? Patrzy na mnie tymi swoimi zielonymi pięknymi oczami i zaczyna nawijać.
- Poszłam do niego, bo wiesz, jaki ma syf w tym swoim domu, zaczęłam trochę sprzątać. Wkurzył się, ale on zawsze się wkurza…
- Dlatego, że zaczęłaś mu sprzątać?- pytam, musiało tam o coś więcej chodzić, ale wiadomo jaki jest Michael, jego sanktuarium , mieszkanie, nie wolno tknąć jego własności.
- Wiesz, co ten… no powiedział mi … porównał mnie…
- No- pomagam jej.
- Jedzie facet autostradą, w pewnej chwili poczuł, że musi skorzystać z toalety. Zajeżdża, więc na najbliższą stacje benzynową, uszczęśliwiony siada wygodnie na kabelku. Nagle z sąsiedniej kabiny pada pytanie „Cześć, co słychać?” Facet trochę się zdziwił, ale, że był kulturalny, postanowił odpowiedzieć. „Dziki jakoś leci” Głos w sąsiedniej kabinie ponownie pyta: „Co robisz?” Facet znów grzecznie odpowiada. „Cóż pewnie to samo ty”. Nieznajomy w kabinie obok wychodzi i mówi „”Wiesz, co zadzwonię później, bo jakiś palant wtrąca mi się do rozmowy”. O mało nie spadłam z tego łóżka, musiałam się powstrzymać, żeby nie wybuchnąć, ale było to bardzo trudne.
- On porównał mnie do tego faceta z kawału. Fakt trochę przeholował, chociaż czasami muszę się z nim zgodzić, kawał mu się udał. Muszę nabrać trochę powagi, bo Maria może się obrazić.
- No tak masz rację przesadził – przyznaję jej rację – Ale nie warto ryczeć, teraz musisz dać mu nauczkę.
- Nie zamierzam się do niego odzywać, jak on mógł mi coś takiego powiedzieć? – pytała, Michael naprawdę przesadził, może czasami Maria za dużo mówi, ale żeby od razu tak ostro. Ktoś puka, Maria patrzy na mnie z przestrachem.
- Jak to ty Michael, to możesz od razu wyjść!- krzyczę, jednak to nie Michael , to Alex.
- Witam piękne panie – zaczyna, o kurcze dostałam prezent, Marii od razu się humor poprawił, próbuję otworzyć tę maleńką paczuszkę.
- Isabel otwieraj- pogania mnie Maria, no już otwieram, przecież nigdzie się nie pali. Lodówka dostałam małą lodówkę. Maria wybucha śmiechem, Alex się czerwieni.
- Bardzo oryginalne panie Whitman – stwierdzam, podoba mi się, mogę wstać, mam na sobie spodenki, pochylam się i całuję Alexa w policzek, podziękowanie za prezencik.
- Isabel dziękuje – mamrocze.
- Nie ma za co Alex, nie ma za co…
C.D.N Oczywiście ten kawał nie jest mój
Last edited by Dzinks on Tue Jul 13, 2004 7:40 am, edited 3 times in total.
Mon cher Tu dois attender pour le aveu ...[...]Bo kocham go całym sercem , umieram kiedy nie ma go przy mnie , moja bluzka przykleja się do mojego spoconego ciała, kiedy on mnie dotyka[...]Głowa w lodówce
- Liz_Parker
- Zainteresowany
- Posts: 301
- Joined: Sat Aug 16, 2003 11:23 pm
- Location: z Sanoka
- Contact:
To jest już moja improwizacja hihiDzinks wrote: - Isabel dobrze się czujesz? Mama, kochana kobieta, martwi się o mnie to zrozumiałe, chciałabym, żeby mnie nareszcie wysłuchała, chciałabym powiedzieć jej cała prawdę i już niczego przed nią nie ukrywać.
- Troszkę boli mnie głowa- odpowiadam niemrawo.
- To może włożysz ją do lodówki??
Kawał bardzo mi się podobał. :D:D
"I Have Promises To Keep, And Miles To Go Before I Sleep." ROBERT FROST
"So That's The End. Our Life In Roswell. What A Long Strange Trip It's Been"
"So That's The End. Our Life In Roswell. What A Long Strange Trip It's Been"
Część piąta
„Eskapada”
Drodzy uczniowie !
Jedyny w swoim rodzaju wypad poza Roswell, uwalniacie się od codziennych problemów. Camping! To jest właśnie to. Ojcowie i dzieci, wspaniała zabawa, wieczory przy ognisku …
I jeszcze takie inne pierdoły, to właśnie dyrekcja wpadała na ten genialny pomysł, Liz na pewno pojedzie razem z tatusiem. A jeżeli ona pojedzie, to na pewno Max Evans poleci za nią . A to z kolei spowoduje, że JA BĘDĘ MUSIAŁA JECHAĆ!
W lesie, siusiu w krzaczkach o nie, muszę natychmiast znaleźć Maxa i wybić mu to z głowy. Nigdzie go nie ma, stołówka, klasa, korytarze. Wiem składzik jak zwykle się migdali razem z Liz. Wpadam tam cała zziajana, a oni coś piszą na karteczce.
- Śpiwór?
- Mamy.
- Namiot?
- Mamy.
- Dwa śpiwory kochanie.
- Co wy robicie? – pytam musztrując ich spojrzeniem.
- Sporządzamy listę rzeczy potrzebną na camping.
- Co?
- Sporzą…
- Tak to już słyszałam, Max ty nie możesz jechać!
- Dlaczego?- oburza się Liz chyba zaraz mnie zabije , czas na ucieczkę.
- Bo wtedy ja będę musiała jechać – odpowiadam lekko.
- Nie Isabel, ja , Liz, Maria i Michael jedziemy – wyjaśniał, szlak mnie zaraz trafi czyli wszyscy już zdecydowali, za mnie zdecydowali, spokojne nocki wilgotnym namiocie z robaczkami spacerującymi po moich nogach, tak o tym właśnie marzyłam.
- Coś jeszcze Isabel?
- Pożałujecie tego!!!
***
Nie pożałowali, siedzę w tym cholernym autokarze z erotomanem u boku. Ojciec jest przeszczęśliwy, Maria i Liz wyglądają na podniecone. Ha Ha Michael jest nabuzowany, co za szczęście. W końcu jedziemy na tym samym wózku, szkoda, ze nie ma tutaj Tess, chociaż miałbym, z kim poplotkować. Nie wiem jak ja to zniosę, w końcu ruszamy, chyba o wszystkich pamiętali. Jednak nie o wszystkich.
Spoglądam przez okno, matko jedyna Alex jedzie z nami. Z plecakiem i w ogóle, jeszcze podąża za nim wysoki chudy facet, wygląda jak koszykarz NBI, to chyba jego ojciec. Uśmiecham się, jest dobrze, może ten camping wcale nie będzie taki tragiczny. Tess nie ma i to dobrze.
- Kyle spadaj- mówię spokojnie, tak na początek.
- CO?- pyta głupio.
- Spadaj to miejsce Alexa- dodaje już głośniej.
- Ale ja chce siedzieć obok ciebie- upiera się, pochylam się nad nim i szepcze mu do ucha- Bo jak nie, to użyje tego, czego naprawdę byś nie chciał. O szybko zniknął, poszedł, aż na sam koniec. Idzie Alex, udaje, że go nie widzę i jestem zainteresowana światem za oknem.
Zauważył, mówiłam.
- Isabel? To ty też jedziesz? Nie spodziewałem się ciebie-mówi, chwała Bogu usiadł obok mnie.
- Niestety Max i Liz pojechali, więc ja też musiałam - opowiadam, Alex kiwa głową- A to na pewno twój ojciec. Podobieństwo jest naprawdę uderzające.
- Tak postanowiliśmy się zintegrować.
Jaka niespodzianka , Max i Liz kryją się gdzieś z tyłu. Michael nadal siedzi naburmuszony, Maria nieźle się na nim zemściła przez ten kawał, teraz musi się męczyć, jak ja lubię go widzieć wkurzonego. C est la vie!
***
Nie umiem rozkładać namiotu i nie będę go rozkładała, najwyżej będę spała w autobusie. Niech mężczyźni się tym zajmują. Jak na złość, obok nas rozbija się Valenti. Liz namówiła ojca na bliski kontakt z naszym namiotem, z którym męczy się teraz Max. Michael i Maria się kłócą, ale to typowe. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że Alex też rozbił się blisko. Tatusiowe wymyślili wspólną kolacyjkę, Liz i Max naprzeciwko siebie, rzucają zalotne spojrzenie dookoła mnie, myślą, że nikt ich nie widzi. Alex uśmiecha się do mnie. Mój ojciec, tatuś Liz i szeryf dodajmy jeszcze do tego ojca Alexa dyskutują o jakiś pierdołach. Maria upiera się przy swoim, chyba wyjdzie z tego, że nie będą mieli gdzie spać. Michael chyba zaraz wybuchnie, a ja zacieram ręce, w kieszeni moja mała lodówka.
**
Potem już było bardzo, bardzo przyjemnie, około dwunastej pod gwiaździstym niebem zostaliśmy sami bez tatusiów. Ogień tlił się, złote iskierki ulatywały w ciemność, cisza, spokój, atmosfera wokół ogniska pełna ekspresywnych uczuć. Michael i Maria zniknęli gdzieś w gęstwinie drzew, dali sobie spokój z namiotem. Czułam się trochę skrępowana, Maxi i Liz przytuleni, wpatrzeni w gwiazdy.
- Może zostawimy ich samych?- usłyszałam jego cichy szept, zadrżałam.
-Chyba tak będzie lepiej – wymamrotałam. Mój umysł pracował wolno, wziął mnie za rękę i poszliśmy w głąb lasu, bezkresnej ciemności. Czułam się przy nim bezpiecznie, jego dłoń była niezwykle ciepła, moje serce biło szybciej, nie tak jak powinno. Powiał ziemny wiatr, zadrżałam.
- Zimno ci?- zapytał.
- Troszeczkę. Zdjął swoją bluzę położył mi na ramionach, to był wspaniały gest. Objął mnie w pasie i poszliśmy dalej, wcale nie obchodził nas otaczający świat, nie obchodziło nas to, dokąd zmierzaliśmy, mogliśmy się nawet zgubić w tej gęstwinie. Wydawało mi się , że czas się zatrzymał, widziałam jedynie jego roześmiane ciemne oczy, kiedy nie patrzyliśmy na siebie spoglądaliśmy w gwiazdy wysoko ponad nami.
- Wypowiedz życzenie – szepnął mi do ucha, spadająca gwiazda, zamknęłam oczy, pragnęłam z całej duszy, żeby mnie pocałował, chciałam poczuć jego usta, spróbować, chciałam, żeby to było dzisiaj, w tej ciszy i spokoju , bo byliśmy sami i nikt nie mógł nam przeszkodzić.
C.D.N
„Eskapada”
Drodzy uczniowie !
Jedyny w swoim rodzaju wypad poza Roswell, uwalniacie się od codziennych problemów. Camping! To jest właśnie to. Ojcowie i dzieci, wspaniała zabawa, wieczory przy ognisku …
I jeszcze takie inne pierdoły, to właśnie dyrekcja wpadała na ten genialny pomysł, Liz na pewno pojedzie razem z tatusiem. A jeżeli ona pojedzie, to na pewno Max Evans poleci za nią . A to z kolei spowoduje, że JA BĘDĘ MUSIAŁA JECHAĆ!
W lesie, siusiu w krzaczkach o nie, muszę natychmiast znaleźć Maxa i wybić mu to z głowy. Nigdzie go nie ma, stołówka, klasa, korytarze. Wiem składzik jak zwykle się migdali razem z Liz. Wpadam tam cała zziajana, a oni coś piszą na karteczce.
- Śpiwór?
- Mamy.
- Namiot?
- Mamy.
- Dwa śpiwory kochanie.
- Co wy robicie? – pytam musztrując ich spojrzeniem.
- Sporządzamy listę rzeczy potrzebną na camping.
- Co?
- Sporzą…
- Tak to już słyszałam, Max ty nie możesz jechać!
- Dlaczego?- oburza się Liz chyba zaraz mnie zabije , czas na ucieczkę.
- Bo wtedy ja będę musiała jechać – odpowiadam lekko.
- Nie Isabel, ja , Liz, Maria i Michael jedziemy – wyjaśniał, szlak mnie zaraz trafi czyli wszyscy już zdecydowali, za mnie zdecydowali, spokojne nocki wilgotnym namiocie z robaczkami spacerującymi po moich nogach, tak o tym właśnie marzyłam.
- Coś jeszcze Isabel?
- Pożałujecie tego!!!
***
Nie pożałowali, siedzę w tym cholernym autokarze z erotomanem u boku. Ojciec jest przeszczęśliwy, Maria i Liz wyglądają na podniecone. Ha Ha Michael jest nabuzowany, co za szczęście. W końcu jedziemy na tym samym wózku, szkoda, ze nie ma tutaj Tess, chociaż miałbym, z kim poplotkować. Nie wiem jak ja to zniosę, w końcu ruszamy, chyba o wszystkich pamiętali. Jednak nie o wszystkich.
Spoglądam przez okno, matko jedyna Alex jedzie z nami. Z plecakiem i w ogóle, jeszcze podąża za nim wysoki chudy facet, wygląda jak koszykarz NBI, to chyba jego ojciec. Uśmiecham się, jest dobrze, może ten camping wcale nie będzie taki tragiczny. Tess nie ma i to dobrze.
- Kyle spadaj- mówię spokojnie, tak na początek.
- CO?- pyta głupio.
- Spadaj to miejsce Alexa- dodaje już głośniej.
- Ale ja chce siedzieć obok ciebie- upiera się, pochylam się nad nim i szepcze mu do ucha- Bo jak nie, to użyje tego, czego naprawdę byś nie chciał. O szybko zniknął, poszedł, aż na sam koniec. Idzie Alex, udaje, że go nie widzę i jestem zainteresowana światem za oknem.
Zauważył, mówiłam.
- Isabel? To ty też jedziesz? Nie spodziewałem się ciebie-mówi, chwała Bogu usiadł obok mnie.
- Niestety Max i Liz pojechali, więc ja też musiałam - opowiadam, Alex kiwa głową- A to na pewno twój ojciec. Podobieństwo jest naprawdę uderzające.
- Tak postanowiliśmy się zintegrować.
Jaka niespodzianka , Max i Liz kryją się gdzieś z tyłu. Michael nadal siedzi naburmuszony, Maria nieźle się na nim zemściła przez ten kawał, teraz musi się męczyć, jak ja lubię go widzieć wkurzonego. C est la vie!
***
Nie umiem rozkładać namiotu i nie będę go rozkładała, najwyżej będę spała w autobusie. Niech mężczyźni się tym zajmują. Jak na złość, obok nas rozbija się Valenti. Liz namówiła ojca na bliski kontakt z naszym namiotem, z którym męczy się teraz Max. Michael i Maria się kłócą, ale to typowe. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że Alex też rozbił się blisko. Tatusiowe wymyślili wspólną kolacyjkę, Liz i Max naprzeciwko siebie, rzucają zalotne spojrzenie dookoła mnie, myślą, że nikt ich nie widzi. Alex uśmiecha się do mnie. Mój ojciec, tatuś Liz i szeryf dodajmy jeszcze do tego ojca Alexa dyskutują o jakiś pierdołach. Maria upiera się przy swoim, chyba wyjdzie z tego, że nie będą mieli gdzie spać. Michael chyba zaraz wybuchnie, a ja zacieram ręce, w kieszeni moja mała lodówka.
**
Potem już było bardzo, bardzo przyjemnie, około dwunastej pod gwiaździstym niebem zostaliśmy sami bez tatusiów. Ogień tlił się, złote iskierki ulatywały w ciemność, cisza, spokój, atmosfera wokół ogniska pełna ekspresywnych uczuć. Michael i Maria zniknęli gdzieś w gęstwinie drzew, dali sobie spokój z namiotem. Czułam się trochę skrępowana, Maxi i Liz przytuleni, wpatrzeni w gwiazdy.
- Może zostawimy ich samych?- usłyszałam jego cichy szept, zadrżałam.
-Chyba tak będzie lepiej – wymamrotałam. Mój umysł pracował wolno, wziął mnie za rękę i poszliśmy w głąb lasu, bezkresnej ciemności. Czułam się przy nim bezpiecznie, jego dłoń była niezwykle ciepła, moje serce biło szybciej, nie tak jak powinno. Powiał ziemny wiatr, zadrżałam.
- Zimno ci?- zapytał.
- Troszeczkę. Zdjął swoją bluzę położył mi na ramionach, to był wspaniały gest. Objął mnie w pasie i poszliśmy dalej, wcale nie obchodził nas otaczający świat, nie obchodziło nas to, dokąd zmierzaliśmy, mogliśmy się nawet zgubić w tej gęstwinie. Wydawało mi się , że czas się zatrzymał, widziałam jedynie jego roześmiane ciemne oczy, kiedy nie patrzyliśmy na siebie spoglądaliśmy w gwiazdy wysoko ponad nami.
- Wypowiedz życzenie – szepnął mi do ucha, spadająca gwiazda, zamknęłam oczy, pragnęłam z całej duszy, żeby mnie pocałował, chciałam poczuć jego usta, spróbować, chciałam, żeby to było dzisiaj, w tej ciszy i spokoju , bo byliśmy sami i nikt nie mógł nam przeszkodzić.
C.D.N
Last edited by Dzinks on Tue Jul 13, 2004 7:41 am, edited 2 times in total.
Mon cher Tu dois attender pour le aveu ...[...]Bo kocham go całym sercem , umieram kiedy nie ma go przy mnie , moja bluzka przykleja się do mojego spoconego ciała, kiedy on mnie dotyka[...]Głowa w lodówce
Uwilbiam ff którę tętnią humorem...dla mnie bomba
Qrde...dodaj dzisiaj nastepną cześć, chce prezczytać zanim pójdę na urodzinki ... też bede w lesie z kilkoma fajnymi osobami, bedzie ciemno i chłodno
Pliss skrobnij cos dzisiaj bo ja nie wytrzymam!!!!
Liz_Parker - zgadzam się Erotomani Góra, ale nie w parze z lodówkami
Qrde...dodaj dzisiaj nastepną cześć, chce prezczytać zanim pójdę na urodzinki ... też bede w lesie z kilkoma fajnymi osobami, bedzie ciemno i chłodno
Pliss skrobnij cos dzisiaj bo ja nie wytrzymam!!!!
Liz_Parker - zgadzam się Erotomani Góra, ale nie w parze z lodówkami
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 29 guests