Aleksander (Wielki?)
Moderators: Galadriela, Olka
No i good. Nie wszyscy musimy być tego samego zdania, ważne żebyśmy się róznili pięknie.
Nawiasem mówiąc dzielimy się według podobnych kryteriów jak na onecie. Albo niektórzy widzą tylko zęby - jak Olka, albo mazgajowatego Aleksandra lub nic nie wartą szmirę. Są i tacy - i wiele ich, których film zachwycił. Zupełnie skrajne opinie...różne oceny.
W jednym musimy się zgodzić. Postać Wielkiego Króla fascynuje i ciekawi nawet tych którzy do historii zaglądali jednym okiem. Stone wyciągnął i odkurzył bohatera legend i poematów, wpakował go do naszych czasów mówiąc poznajcie go.
Jest także jeszcze jeden o nim artykuł - dużo bardziej profesjonalny jak ten o Hitlerze pt. "Heros macedoński" http://film.onet.pl/F,9776,1210361,arty ... tykul.html
A ja za kilka dni ponownie idę spotkać się z "Aleksandrem" w Kinopleksie
A dla ciekawych kilka fotek z premiery
Nawiasem mówiąc dzielimy się według podobnych kryteriów jak na onecie. Albo niektórzy widzą tylko zęby - jak Olka, albo mazgajowatego Aleksandra lub nic nie wartą szmirę. Są i tacy - i wiele ich, których film zachwycił. Zupełnie skrajne opinie...różne oceny.
W jednym musimy się zgodzić. Postać Wielkiego Króla fascynuje i ciekawi nawet tych którzy do historii zaglądali jednym okiem. Stone wyciągnął i odkurzył bohatera legend i poematów, wpakował go do naszych czasów mówiąc poznajcie go.
Jest także jeszcze jeden o nim artykuł - dużo bardziej profesjonalny jak ten o Hitlerze pt. "Heros macedoński" http://film.onet.pl/F,9776,1210361,arty ... tykul.html
A ja za kilka dni ponownie idę spotkać się z "Aleksandrem" w Kinopleksie
A dla ciekawych kilka fotek z premiery
Byłam, zobaczyłam i sama nie wiem co myśleć o tym filmie, przytoczę więc słowa reżysera na temat swego rodzaju bojkotu filmu przez "politycznie poprawnych" Amerykanów... można je znależć tutaj http://film.onet.pl/0,0,1034347,wiadomosci.html
center><a><img><br>NYC is love.</a></center>
hmmm... nie czytalem Waszych postow, nie zamierzam ale swoja ocene moge wystawic. film byl dla mnie przecietny - glownie dlatego, ze chodze do kina dla rozrywki a nie dla odnalezienia w filmie glebszego przeslania i dla chwili refleksji. spodziewalem sie czegos w stylu troji, ktora moim zdaniem byla filmem dobrym jednak wybierajac sie do kina nie pomyslalem, ze ide na film biograficzny a nie wojenny. liczylem na wiele scen bitewnych a tych brakowalo jak na moj gust. duzo przemow, rozterek glownego bohatera i bardzo malo akcji. dobrze nastawila mnie scena bitwy pod Gaugamela ale pozniej film znudzil brakiem tresci. podsumowujac - przez wieksza czesc filmu mialem nadzieje, ze 'jeszcze cos sie stanie' ale troche sie przejechalem.
ps. nie chce wdawac sie w esejowe dyskusje z fankami aleksandra
ps. nie chce wdawac sie w esejowe dyskusje z fankami aleksandra
Collect some stars to shine for you.
Moja kolezanka ma małe bzika na punkcie Colin'a ja go polubiłam za Telefon (świetny film), byłam jednak zdruzgotana jego rolą w daredevilu (nie powiem, ze szmira bo nie wypada, ale z małe litery wypada) i jego "fryzurą" a raczej tym, że jej nie miał i tym czymś na czole. Na filmie Aleksander nie byłam i raczej nie pójde (nie żebym nie chciała, ale chodzi o czynniki zewnętrzne, mowiąc po ludzku - kasa), ale słyszałam relację koleżanki, a gusta mamy bardzo podobne. Jak dla niej film był za dłuugi (końcówka się ciągnęła),też pierwszy raz musiała przyznać, że czegoś w grze Colin'a jej brakowało, Angelina była świetna, podobał jej się ten akcent "You are Aleksander The Great..." ;P. Ogólnie film nie był dla niej żadną rewelacją, ale uznała, że powinna na niego pójść, czyli nastawienie jak na "Troję".
Co do zdjęć. Co on taki zalesiony?! Może to kontrast z jego tlenionymi blond włosami. Taka ciekawostka dla jego ewentualnych fanek. Jego małżeństwo według rankingu MTV nalezy do jednego z najkrótszych (3-4 miesiące), jego żoną była czarna laska z filmu "Zatrute pióro" może kto widział? Przytoczę przykład jednej z kobiet, które komentowały w programie najkrótsze związki "Jeśli ktoś uważa, że Farell to dobry materiał na męża to jest chory psychicznie i powinien się leczyć. To wieczny kawaler-imprezowicz" 100% zgodności.
P.S. Zgadnijcie małżeństwo, którego aktora było najkrótsze i ile trwało? Bez oszukaństwa. Ci co oglądali ciszaaaaa
Co do zdjęć. Co on taki zalesiony?! Może to kontrast z jego tlenionymi blond włosami. Taka ciekawostka dla jego ewentualnych fanek. Jego małżeństwo według rankingu MTV nalezy do jednego z najkrótszych (3-4 miesiące), jego żoną była czarna laska z filmu "Zatrute pióro" może kto widział? Przytoczę przykład jednej z kobiet, które komentowały w programie najkrótsze związki "Jeśli ktoś uważa, że Farell to dobry materiał na męża to jest chory psychicznie i powinien się leczyć. To wieczny kawaler-imprezowicz" 100% zgodności.
P.S. Zgadnijcie małżeństwo, którego aktora było najkrótsze i ile trwało? Bez oszukaństwa. Ci co oglądali ciszaaaaa
Oluś, przepraszam, żartowałam wiem że na pewno dostrzegłaś i inne zalety - chociażby muzykę czy piękne zdjęcia.
Freja, nie zamierzam oglądnąć Daredevil (wygląd Colina mnie odstrasza) ale proponuję "Wojne Harta" i świetnego "Rekruta" - tam można się w nim rozsmakować
A "Aleksander" jest już do ściągnięcia z internetu (mam świetną kopię)...i możesz skonfrontować z opinią koleżanki. Mnie trzy godziny projekcji minęły zbyt szybko, a i tak wiele rzeczy nie pokazano, zabrakło mi wiele wątków z jego życia. W tym wypadku nie ma prównania z Troją czy, pożal się Boże z Królem Arturem.
I jak widzę tlenione włosy Farrella w dalszym ciągu wzbudzają nieufność. Jednak Aleksander, wg historyków miał jasne włosy, był wyjątkowo przystojny, miał ogromną charyzmę - i był pociągający zarówno dla kobiet jak i mężczyzn (chłopięcy typ urody - to on wprowadził modę na gładko ogolone twarze wśród macedońskiej młodzieży). Mówi się, że miał wręcz hipnotyczne spojrzenie, zapewne dlatego że był różnooki.
I jeszcze jedna ciekawostka z życia Colina - to małżeństwo zaowocowało urodzeniem syna z którego Colin jest bardzo dumny - chociaż jak sam mówi stały związek to stanowczo nie dla niego - za często kocha i za szybko się odkochuje.
Freja, nie zamierzam oglądnąć Daredevil (wygląd Colina mnie odstrasza) ale proponuję "Wojne Harta" i świetnego "Rekruta" - tam można się w nim rozsmakować
A "Aleksander" jest już do ściągnięcia z internetu (mam świetną kopię)...i możesz skonfrontować z opinią koleżanki. Mnie trzy godziny projekcji minęły zbyt szybko, a i tak wiele rzeczy nie pokazano, zabrakło mi wiele wątków z jego życia. W tym wypadku nie ma prównania z Troją czy, pożal się Boże z Królem Arturem.
I jak widzę tlenione włosy Farrella w dalszym ciągu wzbudzają nieufność. Jednak Aleksander, wg historyków miał jasne włosy, był wyjątkowo przystojny, miał ogromną charyzmę - i był pociągający zarówno dla kobiet jak i mężczyzn (chłopięcy typ urody - to on wprowadził modę na gładko ogolone twarze wśród macedońskiej młodzieży). Mówi się, że miał wręcz hipnotyczne spojrzenie, zapewne dlatego że był różnooki.
I jeszcze jedna ciekawostka z życia Colina - to małżeństwo zaowocowało urodzeniem syna z którego Colin jest bardzo dumny - chociaż jak sam mówi stały związek to stanowczo nie dla niego - za często kocha i za szybko się odkochuje.
Last edited by Ela on Tue Jan 11, 2005 8:05 pm, edited 1 time in total.
Tych postów jest tu tyle, ze nie zdążyłam wszystkich przeczytać. Ale i tak wrzucę trzy grosze
Włąśnie wróciłam z Aleksandra. I moją opinię podzielę na dwie części- bardziej i mniej płytką
Ta bardziej dotyczy samego filmu. Nie powiem, robi wrażenie. Choć nieodparcie przy scenach batalistycznych miałam skojarzenia z Władcą Pierścieni...No i w życiu chyba nie widziałam piękniejszego konia niż Bucefał. Angelina była niezastąpiona, choć rzeczywqiście jej akcent zgrrrrrzytał. Stone w doskonały sposób pokazął walkę- taki sposób filmowania pozwala na zachowanie atmosfery, unikając jednocześnie odrażających scen.
Ta głebsza. Cóz, po Aleksandrze spodziewałam się więcej. Colin zagrał rewelacyjnie, ale uważam, ze głowna postać za bardzo spłycono. Król nie był wyraźny. Nie przedstawiał sobą ani władcy wszechczasów- do tego zabrakło charyzmy, zabrakło "czegoś" co ukazywałoby prawdziwą wielkośc Aleksandra, czegoś co porywało za nim tłumy. Nie było też zwykłego człowieka- za wielkim mitem otoczył się sam bohater. Być może po prostu zarakło czasu, zeby dokłądnie opisać i przedstawić powody działania tego człowieka, jego wątpliwości, jego sukcesy. Od pewnego momentu bez udziału wyobraźni trudno było mi pojąć o co mu tak naprawdę chodzi. Zimny i bezwzgędny tyran, czy sprawiedliwy władca? Wizjoner czy szaleniec? Zabrako jasności. I nie chodzi mi tu o jednostronne przedstawienie postaci, ale o to, że być moze pokazano za wiele? Może drobiazgi czasem przysłaniają całość? Jest jeden film, podobny tematycznie. Film-arcydzieło, którego według mnie nie przyćmił do tej pory żaden inny- Braveheart. Choć William nie umywa się wielkością do Aleksandra, jego charyzma i wewnetrzna siła wręcz przytłaczały. Takim właśnie chciałam widzieć Aleksandra. Tego mi brakowało.
Włąśnie wróciłam z Aleksandra. I moją opinię podzielę na dwie części- bardziej i mniej płytką
Ta bardziej dotyczy samego filmu. Nie powiem, robi wrażenie. Choć nieodparcie przy scenach batalistycznych miałam skojarzenia z Władcą Pierścieni...No i w życiu chyba nie widziałam piękniejszego konia niż Bucefał. Angelina była niezastąpiona, choć rzeczywqiście jej akcent zgrrrrrzytał. Stone w doskonały sposób pokazął walkę- taki sposób filmowania pozwala na zachowanie atmosfery, unikając jednocześnie odrażających scen.
Ta głebsza. Cóz, po Aleksandrze spodziewałam się więcej. Colin zagrał rewelacyjnie, ale uważam, ze głowna postać za bardzo spłycono. Król nie był wyraźny. Nie przedstawiał sobą ani władcy wszechczasów- do tego zabrakło charyzmy, zabrakło "czegoś" co ukazywałoby prawdziwą wielkośc Aleksandra, czegoś co porywało za nim tłumy. Nie było też zwykłego człowieka- za wielkim mitem otoczył się sam bohater. Być może po prostu zarakło czasu, zeby dokłądnie opisać i przedstawić powody działania tego człowieka, jego wątpliwości, jego sukcesy. Od pewnego momentu bez udziału wyobraźni trudno było mi pojąć o co mu tak naprawdę chodzi. Zimny i bezwzgędny tyran, czy sprawiedliwy władca? Wizjoner czy szaleniec? Zabrako jasności. I nie chodzi mi tu o jednostronne przedstawienie postaci, ale o to, że być moze pokazano za wiele? Może drobiazgi czasem przysłaniają całość? Jest jeden film, podobny tematycznie. Film-arcydzieło, którego według mnie nie przyćmił do tej pory żaden inny- Braveheart. Choć William nie umywa się wielkością do Aleksandra, jego charyzma i wewnetrzna siła wręcz przytłaczały. Takim właśnie chciałam widzieć Aleksandra. Tego mi brakowało.
Odpowiadając caroleen i nieprzekonanym do odbioru filmu Stona, pozwolę sobie umieścić doskonałą recenzję napisaną przez Siergieja - najlepszą jaką czytałam. I jest, moim skromnym zdaniem wyczerpującą odpowiedzią na malkontenctwo tego filmu.
MEGAS ALEXANDROS
Po obejrzeniu "Aleksandra" Olivera Stone'a muszę stwierdzić, że właściwie wszystkie argumenty przeciwników filmu upadają. Że życie wielkiego Macedończyka to zbiór niewykorzystanych przez Stone'a anegdot? - ależ jest i poskromienie Bucefała, lękającego się własnego cienia; i pijany Filip, który nie może zrobić kroku, a co dopiero przeprawić się do Azji; i królewskie potraktowanie rodziny Dariusza; i dowcip o udach Hefajstiona, które jako jedyne pokonały Aleksandra; i wspomniano wizytę w oazie Siwa; i widzimy sztylet i "Iliadę" pod poduszką; i zaćmienie księżyca przed bitwą pod Gaugamelą; i zabójstwo Klejtosa; i spisek paziów; i stracenie Filotasa i Parmeniona; i publiczne pocałowanie Bagoasa... Wszystko to ci, którzy się historią Aleksandra interesują, znają od dawna - a że część z tych epizodów jest rozegrana inaczej i w innych okolicznościach? (np. córka, zamiast matki Dariusza myląca Hefajstiona z Aleksandrem w Babilonie, zamiast po bitwie pod Issos czy zabójstwo Klejtosa już w Indiach) - takie są prawa dramaturgii filmowej, udramatyczniające i zagęszczające akcję. Z tych też powodów wiele "anegdot" pominięto, bo to materiał na kilkusekundowe sceny. Że niby w filmie jest duszno od atmosfery homoseksualnej? - ależ jest ona tak delikatnie zarysowana, że zarzucić można tylko Stone'owi właśnie brak choćby pocałunku między Aleksandrem a Hefajstionem, co uwiarygodniałoby ich miłość. Jest więc raczej czegoś za mało, niż za dużo. Że niby Ptolemeusz-narrator przynudza? - ależ nie mówi tak dużo i właśnie organizuje narrację, przenosi nas w kolejne miejsca i czasy, a dodatkowo budzi refleksję nad sprawą kreowania historii (to nie jest obiektywna biografia Aleksandra, ale wspomnienie po kilkudziesięciu latach człowieka mu bliskiego, który teraz właśnie zyskał głębszą wiedzę nad znaczeniem tej postaci), nad losem marzycieli i dziedzictwem Aleksandra (klęska, która jest większym zwycięstwem niż sukcesy innych). Że bitwy są tylko dwie? - film byłby nudny, gdyby co chwila składał się z obrazów bitewnych - pokazano dwie najważniejsze dla wewnętrznej struktury filmu sceny batalistyczne: pod Gaugamelą (która zadecydowała o podboju Persji, pokazuje nam Aleksandra jako zwycięskiego wojownika) i w Indiach (która zadecydowała o klęsce marzeń i odwrocie na Zachód). Są to dwie klamry spinające główną część filmu - wędrówkę na mityczny Wschód, legendarny Koniec. Że same bitwy niektórym się nie podobają? - ależ są znakomite, nadzwyczaj prawdziwe (a nie nachalnie komputerowe jak we "Władcy Pierścieni"), z kamerą z ręki między ludźmi, znakomicie wykorzystujące szybki, agresywny montaż i bliskie ujęcia, sceny są bardzo krwawe i brutalne, ale nie epatują widza detalami właśnie ze względu na szybkość ich rozgrywania; i wreszcie ta wspaniała perspektywa z lotu (dosłownie!) ptaka na pole bitwy pod Gaugamelą, świetne wykorzystanie piasku i kurzu, z którego wyłaniają się kolejne oddziały - tak oto Aleksander nagle widzi się naprzeciw Dariusza; i piekło bitwy ze słoniami w Indiach - mistrzostwo szybkiego montażu, które zwraca na niezwykłą brutalność bitwy jako takiej (pamiętacie słonia z odrąbywaną trąbą?), zamiast mnożyć niezdrową we współczesnym kinie fascynację dokładnym i powolnym odwzorowywaniem scen zabójstw. I ponoć sam Aleksander na koniec jest nijaki, płaczliwy i pełen wahań? - pewnie że tak, tam, gdzie ma to uzasadnienie, w chwilach trudnych ma obawy i wątpliwości, w chwilach rozpaczy daje upust swemu żalowi, ale widzimy też jego charyzmę w bitwach i zostajemy wprowadzeni w jego megawizję, której nikt inny w filmie nie potrafi zrozumieć (może poza Hefajstionem, który występuje w coraz to innych, a lokalnych szatach). Widzimy wreszcie jego napady wściekłości i rosnącą podejrzliwość wobec otoczenia, dostrzeganie w krytyce spisków - zabrakło tylko żądania oddawania sobie czci boskiej, ale i tak postać głównego bohatera jest w miarę rozwoju filmu coraz bardziej złożona, a spojrzenia jego towarzyszy w coraz większym stopniu pełne wątpliwości i nawet wrogości. I o tym właśnie jest film - o samotności geniusza, który nie jest posągową postacią od początku do końca, ale dojrzewa w miarę rozwoju fabuły, ścierając się ze swoimi kompleksami, marzeniami, namiętnościami - stąd sekwencja z objaśniającym mity Filipem: postacie Prometeusza, Achillesa, Heraklesa i Medei są wyznacznikami przyszłej drogi Aleksandra - jego idei, poświęcenia, bohaterstwa, odwagi, siły, samotności i zdrady przez towarzyszy (i tu jedna z nielicznych uwag do filmu - zamiast mówić, że powrót z Indii do Babilonu przez pustynię był pomyłką Aleksandra, można było ukazać to jako jego swoistą zemstę na armii, która go opuściła - w ten sposób dopełniałby się los Medei). Jeśli widzowie mówią, że od pierwszych scen nie są w stanie uwierzyć w Farrella-Aleksandra, to właśnie dlatego, że jest ona na początku stłamszonym przez rodziców młodzieniaszkiem i dopiero rozwija się, zmienia w toku fabuły. Problem w tym, że każdy nosi w sobie własny obraz Aleksandra i ma potem żal do reżysera, że ukazał go inaczej. Otóż rada literaturoznawcy: każde dzieło filmowe i literackie, także o charakterze biograficzno-historycznym, należy oceniać samo w sobie, tak jakby świat, o którym opowiada, nie miał odniesień w rzeczywistości. I Stone'owi udało się wykreować bardzo spójną i szeroką wizję świata antycznego, zdominowanego przez myślenie mityczne i heroiczne (to też trzeba sobie uświadomić, by od początku filmu przyjąć jego konwencję i zanurzyć się w tym świecie bez narzekania na patetyczność, bo wzniosłość jest integralnym składnikiem tego świata i mitu). Sam Aleksander pozostaje zaś nadal największą zagadką ludzkości i tak właśnie powinno być - zbliżamy się w filmie do tajemnicy, lecz jej w pełni nie odkrywamy, sam Ptolemeusz-narrator jej nie zna. Możemy tylko pełni podziwu spoglądać na tę postać, wcieloną w żyjący przez wieki mit, o czym tak pięknie zaświadcza wizualizacja w czołówce filmu i przy napisach końcowych, gdzie widzimy imię Aleksandra w różnych starożytnych językach i alfabetach, oraz jego sławne wizerunki, łącznie z uśmiechniętym Buddą z Gandhary.
Powstał więc film znakomity - pewnie, że nie arcydzieło, ale też trudno w gatunku filmu historyczno-kostiumowego takowe znaleźć. Film przy tym wymagający od widza pewnej wiedzy - o życiu Aleksandra, charakterze tamtych czasów, kulturze materialnej (znakomita scenografia, kostiumy, nawet drobne przedmioty) - bardziej "płynący" niż "dziejący się" (falująca muzyka Vangelisa) i choć nie bez wad, autentycznie interesujący i wciągający, lepszy niż większość amerykańskich wielkich produkcji. Jeśli jednak ktoś wychował się na filmach akcji i "kinowych grach komputerowych", to rzeczywiście - film Stone'a odrzuci i go nie zrozumie. Mi te trzy godziny minęły szybko i wyszedłem bardzo zadowolony.
****
A ja od siebie, dla zainteresowanych chciałabym polecić w najbliższą niedzielę 16 stycznia, na kanale Discovery Channell dwa filmy dokumentalne:
- godz. 21.00 - "Wcielając się w Aleksandra - przygotowania Colina Farrella do roli w filmie,
- godz. 23.00 - "Aleksander Wielki"
MEGAS ALEXANDROS
Po obejrzeniu "Aleksandra" Olivera Stone'a muszę stwierdzić, że właściwie wszystkie argumenty przeciwników filmu upadają. Że życie wielkiego Macedończyka to zbiór niewykorzystanych przez Stone'a anegdot? - ależ jest i poskromienie Bucefała, lękającego się własnego cienia; i pijany Filip, który nie może zrobić kroku, a co dopiero przeprawić się do Azji; i królewskie potraktowanie rodziny Dariusza; i dowcip o udach Hefajstiona, które jako jedyne pokonały Aleksandra; i wspomniano wizytę w oazie Siwa; i widzimy sztylet i "Iliadę" pod poduszką; i zaćmienie księżyca przed bitwą pod Gaugamelą; i zabójstwo Klejtosa; i spisek paziów; i stracenie Filotasa i Parmeniona; i publiczne pocałowanie Bagoasa... Wszystko to ci, którzy się historią Aleksandra interesują, znają od dawna - a że część z tych epizodów jest rozegrana inaczej i w innych okolicznościach? (np. córka, zamiast matki Dariusza myląca Hefajstiona z Aleksandrem w Babilonie, zamiast po bitwie pod Issos czy zabójstwo Klejtosa już w Indiach) - takie są prawa dramaturgii filmowej, udramatyczniające i zagęszczające akcję. Z tych też powodów wiele "anegdot" pominięto, bo to materiał na kilkusekundowe sceny. Że niby w filmie jest duszno od atmosfery homoseksualnej? - ależ jest ona tak delikatnie zarysowana, że zarzucić można tylko Stone'owi właśnie brak choćby pocałunku między Aleksandrem a Hefajstionem, co uwiarygodniałoby ich miłość. Jest więc raczej czegoś za mało, niż za dużo. Że niby Ptolemeusz-narrator przynudza? - ależ nie mówi tak dużo i właśnie organizuje narrację, przenosi nas w kolejne miejsca i czasy, a dodatkowo budzi refleksję nad sprawą kreowania historii (to nie jest obiektywna biografia Aleksandra, ale wspomnienie po kilkudziesięciu latach człowieka mu bliskiego, który teraz właśnie zyskał głębszą wiedzę nad znaczeniem tej postaci), nad losem marzycieli i dziedzictwem Aleksandra (klęska, która jest większym zwycięstwem niż sukcesy innych). Że bitwy są tylko dwie? - film byłby nudny, gdyby co chwila składał się z obrazów bitewnych - pokazano dwie najważniejsze dla wewnętrznej struktury filmu sceny batalistyczne: pod Gaugamelą (która zadecydowała o podboju Persji, pokazuje nam Aleksandra jako zwycięskiego wojownika) i w Indiach (która zadecydowała o klęsce marzeń i odwrocie na Zachód). Są to dwie klamry spinające główną część filmu - wędrówkę na mityczny Wschód, legendarny Koniec. Że same bitwy niektórym się nie podobają? - ależ są znakomite, nadzwyczaj prawdziwe (a nie nachalnie komputerowe jak we "Władcy Pierścieni"), z kamerą z ręki między ludźmi, znakomicie wykorzystujące szybki, agresywny montaż i bliskie ujęcia, sceny są bardzo krwawe i brutalne, ale nie epatują widza detalami właśnie ze względu na szybkość ich rozgrywania; i wreszcie ta wspaniała perspektywa z lotu (dosłownie!) ptaka na pole bitwy pod Gaugamelą, świetne wykorzystanie piasku i kurzu, z którego wyłaniają się kolejne oddziały - tak oto Aleksander nagle widzi się naprzeciw Dariusza; i piekło bitwy ze słoniami w Indiach - mistrzostwo szybkiego montażu, które zwraca na niezwykłą brutalność bitwy jako takiej (pamiętacie słonia z odrąbywaną trąbą?), zamiast mnożyć niezdrową we współczesnym kinie fascynację dokładnym i powolnym odwzorowywaniem scen zabójstw. I ponoć sam Aleksander na koniec jest nijaki, płaczliwy i pełen wahań? - pewnie że tak, tam, gdzie ma to uzasadnienie, w chwilach trudnych ma obawy i wątpliwości, w chwilach rozpaczy daje upust swemu żalowi, ale widzimy też jego charyzmę w bitwach i zostajemy wprowadzeni w jego megawizję, której nikt inny w filmie nie potrafi zrozumieć (może poza Hefajstionem, który występuje w coraz to innych, a lokalnych szatach). Widzimy wreszcie jego napady wściekłości i rosnącą podejrzliwość wobec otoczenia, dostrzeganie w krytyce spisków - zabrakło tylko żądania oddawania sobie czci boskiej, ale i tak postać głównego bohatera jest w miarę rozwoju filmu coraz bardziej złożona, a spojrzenia jego towarzyszy w coraz większym stopniu pełne wątpliwości i nawet wrogości. I o tym właśnie jest film - o samotności geniusza, który nie jest posągową postacią od początku do końca, ale dojrzewa w miarę rozwoju fabuły, ścierając się ze swoimi kompleksami, marzeniami, namiętnościami - stąd sekwencja z objaśniającym mity Filipem: postacie Prometeusza, Achillesa, Heraklesa i Medei są wyznacznikami przyszłej drogi Aleksandra - jego idei, poświęcenia, bohaterstwa, odwagi, siły, samotności i zdrady przez towarzyszy (i tu jedna z nielicznych uwag do filmu - zamiast mówić, że powrót z Indii do Babilonu przez pustynię był pomyłką Aleksandra, można było ukazać to jako jego swoistą zemstę na armii, która go opuściła - w ten sposób dopełniałby się los Medei). Jeśli widzowie mówią, że od pierwszych scen nie są w stanie uwierzyć w Farrella-Aleksandra, to właśnie dlatego, że jest ona na początku stłamszonym przez rodziców młodzieniaszkiem i dopiero rozwija się, zmienia w toku fabuły. Problem w tym, że każdy nosi w sobie własny obraz Aleksandra i ma potem żal do reżysera, że ukazał go inaczej. Otóż rada literaturoznawcy: każde dzieło filmowe i literackie, także o charakterze biograficzno-historycznym, należy oceniać samo w sobie, tak jakby świat, o którym opowiada, nie miał odniesień w rzeczywistości. I Stone'owi udało się wykreować bardzo spójną i szeroką wizję świata antycznego, zdominowanego przez myślenie mityczne i heroiczne (to też trzeba sobie uświadomić, by od początku filmu przyjąć jego konwencję i zanurzyć się w tym świecie bez narzekania na patetyczność, bo wzniosłość jest integralnym składnikiem tego świata i mitu). Sam Aleksander pozostaje zaś nadal największą zagadką ludzkości i tak właśnie powinno być - zbliżamy się w filmie do tajemnicy, lecz jej w pełni nie odkrywamy, sam Ptolemeusz-narrator jej nie zna. Możemy tylko pełni podziwu spoglądać na tę postać, wcieloną w żyjący przez wieki mit, o czym tak pięknie zaświadcza wizualizacja w czołówce filmu i przy napisach końcowych, gdzie widzimy imię Aleksandra w różnych starożytnych językach i alfabetach, oraz jego sławne wizerunki, łącznie z uśmiechniętym Buddą z Gandhary.
Powstał więc film znakomity - pewnie, że nie arcydzieło, ale też trudno w gatunku filmu historyczno-kostiumowego takowe znaleźć. Film przy tym wymagający od widza pewnej wiedzy - o życiu Aleksandra, charakterze tamtych czasów, kulturze materialnej (znakomita scenografia, kostiumy, nawet drobne przedmioty) - bardziej "płynący" niż "dziejący się" (falująca muzyka Vangelisa) i choć nie bez wad, autentycznie interesujący i wciągający, lepszy niż większość amerykańskich wielkich produkcji. Jeśli jednak ktoś wychował się na filmach akcji i "kinowych grach komputerowych", to rzeczywiście - film Stone'a odrzuci i go nie zrozumie. Mi te trzy godziny minęły szybko i wyszedłem bardzo zadowolony.
****
A ja od siebie, dla zainteresowanych chciałabym polecić w najbliższą niedzielę 16 stycznia, na kanale Discovery Channell dwa filmy dokumentalne:
- godz. 21.00 - "Wcielając się w Aleksandra - przygotowania Colina Farrella do roli w filmie,
- godz. 23.00 - "Aleksander Wielki"
Last edited by Ela on Sun Jan 16, 2005 2:39 am, edited 1 time in total.
Widzę, Elu, że ogarnęła Cię kolejna pasja swoją drogą świetna recenzja...
Mnie się film naprawdę podobał. Od wczoraj namówiłam juz na niego 4 osoby Nie mniej jednak trochę mam mu do zarzucenia. Ale to krytyka konstruktywna Cieszę się, ze mogłam obejrzeć go w kinie, bo naprawdę warto. A powiem na jego temat jeszcze więcej dobrego jeśli zamieścisz tu Elu jakieś powalające zdjęcie Jareda
Mnie się film naprawdę podobał. Od wczoraj namówiłam juz na niego 4 osoby Nie mniej jednak trochę mam mu do zarzucenia. Ale to krytyka konstruktywna Cieszę się, ze mogłam obejrzeć go w kinie, bo naprawdę warto. A powiem na jego temat jeszcze więcej dobrego jeśli zamieścisz tu Elu jakieś powalające zdjęcie Jareda
Wbrew pozorom Colin w pewien sposób wiąże się z naszą stroną caroleen, a ściślej z postacią z pewnego opowiadania, która w wyobraźni autorki ma jego twarz. Dlatego od dawna jest moim bohaterem
I tak jak prosiłaś Jared Leto w roli Hefajstiona.
http://tinypic.com/15fs7d
Więcej możesz pooglądać na tej stronie http://photobucket.com/albums/v234/capolicious/?start=0
I tak jak prosiłaś Jared Leto w roli Hefajstiona.
http://tinypic.com/15fs7d
Więcej możesz pooglądać na tej stronie http://photobucket.com/albums/v234/capolicious/?start=0
Bardzo Ci dziękuję
Chyba wąłśnie tak wyobrażłabym sobie mężczyznę, który może zawładnąc sercem innego, silnego, walecznego i hardego mężczyzny. Przeciewiństwa przecież się przyciągają. Ach, ta piękna scena na babilońskim balkonie....Mimo makijażu i prób zrobienia z niego zapłakanej ciapy, Jared w tej roli to istny cukiereczek
Chyba wąłśnie tak wyobrażłabym sobie mężczyznę, który może zawładnąc sercem innego, silnego, walecznego i hardego mężczyzny. Przeciewiństwa przecież się przyciągają. Ach, ta piękna scena na babilońskim balkonie....Mimo makijażu i prób zrobienia z niego zapłakanej ciapy, Jared w tej roli to istny cukiereczek
No!Oluś, przepraszam, żartowałam wiem że na pewno dostrzegłaś i inne zalety - chociażby muzykę czy piękne zdjęcia
Zły dzień minął, chociaż na horyznoncie widać kolejny. Zresztą, jak u większości studentów czekających na skazanie tzn. sesję
Ale, tak jeszcze nawiązując do Colina. Tak się na biednym Aleksandrze wyżyłam, że o aktorze powiedziałam chyba tylko tyle, że nie do końca się spisał w tej postaci. Ale w "Telefonie" był niesamowity"! Nawet zaopatrzyłam się w ten filmik i oglądałam go kilka razy. Farell był też fantastyczny w "American outlaws" - to komedia rodem z dzikiego zachodu, w której aktor wystąpił zanim zdobył sławę. Polecam wszystkim na odstresowanie! Daredevila oglądałam, ale przemilczę grzecznie tę kwestię
No i jeszcze to nieszczęsne Discovery. Może jednak oleję wykład i wrócę do domku, bo tu w Kraku mam tylko 5 programów A jak tak oglądam te zdjęcia Colina, coś mi podpowiada, że będzie na co popatrzeć... i posłuchać o czymś pewnie też
Rozmowa o Aleksandrze... otoczenie niedługo mnie wyklnie nie moja wina, że Warszawa jest oblepiona plakatami, a zwłaszcza tam, gdzie ja chadzam
Skoro robimy przegląd filmów...
American Outlaws - bo ja wiem... współczesna wersja Robin Hooda latającego po Dzikim Zachodzie Coś pomiędzy Jamesem Bondem, Rambo a właśnie wspomnianym Robin Hoodem. Za to z niemal wielbionym przeze mnie Timothy Daltonem i uwaga uwaga - nawiązanie kulturowe - w roli złego pana wystąpił nie kto inny jak szef ochrony w MetaChemie, Terry O'Quinn. W meloniku i w krawaciku Zresztą, co tu dużo mówić, Colin ma szczęście do dobrych aktorów. Obsada "Bandytów" była rewelacyjna, a wspólne granie z Kevinem Spacey'em, Brucem Willisem, Alem Pacino, Anthony'm Hopkinsem, ostatnio z Salmą Hayek, Robin Wright Penn i zdaje się że z Sissy Spacek, choć za tą akurat nie dałabym głowy, też o czymś mówi.
I polecam serdecznie "Wojnę Harta". Mnie film spodobał się ogromnie, zwłaszcza ostatnie sceny, a i połączenie Bruce-Colin było fenomenalne. Przyznam, że oglądając ten film po trosze myślałam o naszym Uphill Battle...
Wracając do "Aleksandra" - to ciekawa jestem, co kto sądzi o muzyce... Jedni twierdzą, że to kalka "1492", inni że jest to połączenie poszczególnych motywów z różnych jego utworów, jak i z tych bardziej lokalnych, azjatyckich, jeszcze inni, że to jedno z największych dzieł Vangelisa. Niektórzy mówią, że jest zbyt patetyczna, inni że jest jej za mało (podobno były jej dwie godziny). Czytałam już wcześniej, że muzyka na płycie różni się nieco od tej filmowej, i z takim nastawieniem poszłam też na film, ale przyznam, że momentami nie byłam w stanie skupić się na muzyce A jednak... a jednak dla mnie muzyka z "Aleksandra" to jedno z najbardziej magnetycznych dzieł Vangelisa. Niektórzy zdecydowali się iść na film drugi raz jedynie dla muzyki, żeby posłuchać jej jeszcze raz.
Caroleen - Jared jak Jared, ale Colin Heh, to było coś I jestem ciekawa, skąd oni wytrzasnęli aktora do Bagoasa... Nie powiedział zdaje się ani słowa, ale robił wrażenie - rzeczywiście złowieszcze.
Recenzja również jest znakomita. I zgadzam się w zupełności, że trzeba się orientować w życiu Aleksandra o tyle o ile... żeby to wszystko miało jakiś sens. Mała różnica - autor wyszedł z kina zadowolony, a ja rozpalona i lekko nieprzytomna
I krótkie pytanie - gdzież to Filip udzielał Aleksandrowi rad? Poza tym, że były to podziemia z malowidłami, to czy padła gdzieś tam jakaś nazwa? Że Ajgaj a może Pella? Przyznam szczerze, że nie pamiętam, choć mam wrażenie, że nic o tym nie było.
Skoro robimy przegląd filmów...
American Outlaws - bo ja wiem... współczesna wersja Robin Hooda latającego po Dzikim Zachodzie Coś pomiędzy Jamesem Bondem, Rambo a właśnie wspomnianym Robin Hoodem. Za to z niemal wielbionym przeze mnie Timothy Daltonem i uwaga uwaga - nawiązanie kulturowe - w roli złego pana wystąpił nie kto inny jak szef ochrony w MetaChemie, Terry O'Quinn. W meloniku i w krawaciku Zresztą, co tu dużo mówić, Colin ma szczęście do dobrych aktorów. Obsada "Bandytów" była rewelacyjna, a wspólne granie z Kevinem Spacey'em, Brucem Willisem, Alem Pacino, Anthony'm Hopkinsem, ostatnio z Salmą Hayek, Robin Wright Penn i zdaje się że z Sissy Spacek, choć za tą akurat nie dałabym głowy, też o czymś mówi.
I polecam serdecznie "Wojnę Harta". Mnie film spodobał się ogromnie, zwłaszcza ostatnie sceny, a i połączenie Bruce-Colin było fenomenalne. Przyznam, że oglądając ten film po trosze myślałam o naszym Uphill Battle...
Wracając do "Aleksandra" - to ciekawa jestem, co kto sądzi o muzyce... Jedni twierdzą, że to kalka "1492", inni że jest to połączenie poszczególnych motywów z różnych jego utworów, jak i z tych bardziej lokalnych, azjatyckich, jeszcze inni, że to jedno z największych dzieł Vangelisa. Niektórzy mówią, że jest zbyt patetyczna, inni że jest jej za mało (podobno były jej dwie godziny). Czytałam już wcześniej, że muzyka na płycie różni się nieco od tej filmowej, i z takim nastawieniem poszłam też na film, ale przyznam, że momentami nie byłam w stanie skupić się na muzyce A jednak... a jednak dla mnie muzyka z "Aleksandra" to jedno z najbardziej magnetycznych dzieł Vangelisa. Niektórzy zdecydowali się iść na film drugi raz jedynie dla muzyki, żeby posłuchać jej jeszcze raz.
Caroleen - Jared jak Jared, ale Colin Heh, to było coś I jestem ciekawa, skąd oni wytrzasnęli aktora do Bagoasa... Nie powiedział zdaje się ani słowa, ale robił wrażenie - rzeczywiście złowieszcze.
Recenzja również jest znakomita. I zgadzam się w zupełności, że trzeba się orientować w życiu Aleksandra o tyle o ile... żeby to wszystko miało jakiś sens. Mała różnica - autor wyszedł z kina zadowolony, a ja rozpalona i lekko nieprzytomna
I krótkie pytanie - gdzież to Filip udzielał Aleksandrowi rad? Poza tym, że były to podziemia z malowidłami, to czy padła gdzieś tam jakaś nazwa? Że Ajgaj a może Pella? Przyznam szczerze, że nie pamiętam, choć mam wrażenie, że nic o tym nie było.
HeY ja też lubię Timothy Daltona, ale daleko do uwiebienia, grał z Sissy Spacek, jesli się nie mylę to w The Home at the end of the world, ale tego jeszcze w kinach nie było...Nan wrote:Za to z niemal wielbionym przeze mnie Timothy Daltonem i uwaga uwaga - nawiązanie kulturowe - w roli złego pana wystąpił nie kto inny jak szef ochrony w MetaChemie, Terry O'Quinn. W meloniku i w krawaciku Zresztą, co tu dużo mówić, Colin ma szczęście do dobrych aktorów. Obsada "Bandytów" była rewelacyjna, a wspólne granie z Kevinem Spacey'em, Brucem Willisem, Alem Pacino, Anthony'm Hopkinsem, ostatnio z Salmą Hayek, Robin Wright Penn i zdaje się że z Sissy Spacek, choć za tą akurat nie dałabym głowy, też o czymś mówi.
Szykuje się nam w tym roku kolejny film z Colinem The New world... na podstawie Pocahontas, choć nie będzie to film o miłości...
Aleksandra jak nic musze ściągnąć albo coś...
Nie wiem Nan gdzie robiono zdjęcia w jaskini - w filmie nie było wyjaśnione - ale na pewno taka istnieje zważywszy, że doradcą Stona był Robin Lane Fox, historyk z Uniwersytetu w Oksfordzie, światowej sławy biograf Aleksandra. Scena pomiędzy Filipem i młodym Aleksandrem w której ojciec wskazuje mu kolejno poszczególnych bogów i bohaterów mitycznych, będących wyznacznikiem późniejszej drogi życiowej i dokonań króla, jest doskonała. Począwszy od Prometeusza - przyjaciela ludzkości darowujący im ogień, po Medeę - mordującą swoje dzieci....Faktycznie jest tyle symboli, odniesień, i dostrzega się ich coraz więcej oglądając film po raz kolejny - np. co mi umknęło - regionalne stroje Hefajstiona. Nawiasem mówiąc warto poświęcić trochę miejsca na porozmawianie o roli Jared Leto w Aleksandrze i czy postać przez niego stworzona - przyjaciela, kochanka króla - jest wiarygodna i do zaakceptowania. Może caroleen zacznie ?
Mnie zastanawia inna scena. Po zdradzie Filotasa, gdy Klejtus i Antygonis zabijają Parmeniona, Aleksander przegląda zwoje papirusów, coś na nich kreśli, notuje. Ma przed sobą też projekty i plany świątyń czy pałaców....nie wiesz co to mogło być ? Początkowo sądziłam, że tak jak piszą historycy, Aleksander czyta listy swoich żołnierzy którym kazał pisać do domów, potem je otwierał by przekonać się czy oficerowie nie są zamieszani w zdradę. Ale ta scena chyba nie odnosiła się do tamtych wydarzeń.
A muzyka...rozmawiałyśmy z Nan o niej na okrągło, więc znamy swoje opinie . Chyba stosunek wielu do muzyki z Aleksandra jest wprost proporcjonalny do miłości lub niechęci do filmu...A według mnie już za "Bębny Gaugameli - gdzie w tle słychać kobiecy chór przywodzący na myśl etniczną muzykę okolic Uzbekistanu, czy "Roxane's Veil" , Vangelis powinien zostać nagrodzony.
Mnie zastanawia inna scena. Po zdradzie Filotasa, gdy Klejtus i Antygonis zabijają Parmeniona, Aleksander przegląda zwoje papirusów, coś na nich kreśli, notuje. Ma przed sobą też projekty i plany świątyń czy pałaców....nie wiesz co to mogło być ? Początkowo sądziłam, że tak jak piszą historycy, Aleksander czyta listy swoich żołnierzy którym kazał pisać do domów, potem je otwierał by przekonać się czy oficerowie nie są zamieszani w zdradę. Ale ta scena chyba nie odnosiła się do tamtych wydarzeń.
A muzyka...rozmawiałyśmy z Nan o niej na okrągło, więc znamy swoje opinie . Chyba stosunek wielu do muzyki z Aleksandra jest wprost proporcjonalny do miłości lub niechęci do filmu...A według mnie już za "Bębny Gaugameli - gdzie w tle słychać kobiecy chór przywodzący na myśl etniczną muzykę okolic Uzbekistanu, czy "Roxane's Veil" , Vangelis powinien zostać nagrodzony.
Fakt, muzyka dla mnie równiez jest bezkonkurencyjna. Nie wiem, czy to rzeczywiście dzieło życia Vangelisa, nie mniej jednak stanowi doskonałe uzupełnienie filmu, doskonale podkreślając akcję.
Co do Hafajstiona- a jakże, Elu! Pewnie, ze zacznę! Tyle, ze moja opinia może nie być obiektywna, bo po pierwsze primo nie znam za dobrze innych dokonań aktorskich Jareda, a po drugie primo nie wiem, jak według historyków wyglądała relacja Hefajstion-Aleksander. Ale mimo wszystko zaryzykuję
Pisałam już, że fizycznie Jared według mnie idealnie pasuje do swojej roli. Męska, ale jednak bardzo delikatna uroda, szlachetne rysy, kuszące oczy, nieśmiałość w ruchach, waleczność w sercu- kto mógłby się temu oprzeć? Na pewno nie Aleksander. Tym bardziej, że Hefajstion kochał króla wiernie przez całe życie, kochał miłością absolutną, bezinteresowną i mądrą, zawsze będąc obok, kiedy Aleksander potrzebował wsparcia. Kochał nie dla jego pochodzenia, ale dla niego samego. Był inteligentnym, odważnym, ufnym i uczciwym człowiekiem. Nie wiem tylko, czy miłośc do Aleksandra była dla niego przekleństwem czy błogosławieństwem? W filmie Hefajstiona przedstawiono jako postać dosyć tragiczną. Początkowy beniaminek władcy, jego przyjaciel i kochanek stopniowo staje się coraz bardziej obojętny obiektowi swoich uczuć, by wreszcie definitywnie ustąpić miejsca królowej. Dodatkowo przez cały czas musi patrzeć, jak Aleksander otacza innymi młodymi mężczyznami, którzy go oczarowują. A biedny Hefajstion ciągle kocha- mimo wszystko, mimo wiedzy, że już nie odzyska w pełni serca króla. A co na to Aleksander? Zachowuje się, ajkby ta miłośc była czymś oczywistym, czymś czego nie trzeba pielęgnować, co można odkładac na pólkę, kiedy zmęczy- spójrzmy na wyrzucony pierścionek...Z wielkim bólem patrzyłam na scenę śmierci Hefajstiona, w którego udręczonych oczach dalej błyszczała bezgraniczna miłość. Za to król, mimo kilku ciepłych słów, które wypowiedział pod adresem mężczyzny, z entuzjazmem i uczuciem potrafił mówic tylko o swoich kolejnych wizjach, tylko o tym, co jeszce zrobią, zdobędą, przeżyją. Czy to są właściwe tematy, kiedy odchodzi bliska osoba? Ktoś, kto nigdy nie stanął przeciwko tobie w obliczu świata, ktoś kto z miłości nigdy nie kwestionował publicznie decyzji, kto zawsze był szczery i oddany?
Nie wiem, czy w rzeczywistości Hefajstion był właśnie takim człowiekiem, czy tak wyglądały jego relacje z królem. Jedno jest pewne- nawet jeśli nie, to Leto świetnie odegrał swoją rolę. Na tyle świetnie, że mogę śmiało uważać taki scenariusz za prawdziwy. Elu, teraz będziesz rwać włosy z głowy , ale uważam, że Jared był nawet troszkę wiarygodniejszy od Colina. Choć na pociechę powiem, że może to być po prostu kwestia złożoności postaci
Co do Hafajstiona- a jakże, Elu! Pewnie, ze zacznę! Tyle, ze moja opinia może nie być obiektywna, bo po pierwsze primo nie znam za dobrze innych dokonań aktorskich Jareda, a po drugie primo nie wiem, jak według historyków wyglądała relacja Hefajstion-Aleksander. Ale mimo wszystko zaryzykuję
Pisałam już, że fizycznie Jared według mnie idealnie pasuje do swojej roli. Męska, ale jednak bardzo delikatna uroda, szlachetne rysy, kuszące oczy, nieśmiałość w ruchach, waleczność w sercu- kto mógłby się temu oprzeć? Na pewno nie Aleksander. Tym bardziej, że Hefajstion kochał króla wiernie przez całe życie, kochał miłością absolutną, bezinteresowną i mądrą, zawsze będąc obok, kiedy Aleksander potrzebował wsparcia. Kochał nie dla jego pochodzenia, ale dla niego samego. Był inteligentnym, odważnym, ufnym i uczciwym człowiekiem. Nie wiem tylko, czy miłośc do Aleksandra była dla niego przekleństwem czy błogosławieństwem? W filmie Hefajstiona przedstawiono jako postać dosyć tragiczną. Początkowy beniaminek władcy, jego przyjaciel i kochanek stopniowo staje się coraz bardziej obojętny obiektowi swoich uczuć, by wreszcie definitywnie ustąpić miejsca królowej. Dodatkowo przez cały czas musi patrzeć, jak Aleksander otacza innymi młodymi mężczyznami, którzy go oczarowują. A biedny Hefajstion ciągle kocha- mimo wszystko, mimo wiedzy, że już nie odzyska w pełni serca króla. A co na to Aleksander? Zachowuje się, ajkby ta miłośc była czymś oczywistym, czymś czego nie trzeba pielęgnować, co można odkładac na pólkę, kiedy zmęczy- spójrzmy na wyrzucony pierścionek...Z wielkim bólem patrzyłam na scenę śmierci Hefajstiona, w którego udręczonych oczach dalej błyszczała bezgraniczna miłość. Za to król, mimo kilku ciepłych słów, które wypowiedział pod adresem mężczyzny, z entuzjazmem i uczuciem potrafił mówic tylko o swoich kolejnych wizjach, tylko o tym, co jeszce zrobią, zdobędą, przeżyją. Czy to są właściwe tematy, kiedy odchodzi bliska osoba? Ktoś, kto nigdy nie stanął przeciwko tobie w obliczu świata, ktoś kto z miłości nigdy nie kwestionował publicznie decyzji, kto zawsze był szczery i oddany?
Nie wiem, czy w rzeczywistości Hefajstion był właśnie takim człowiekiem, czy tak wyglądały jego relacje z królem. Jedno jest pewne- nawet jeśli nie, to Leto świetnie odegrał swoją rolę. Na tyle świetnie, że mogę śmiało uważać taki scenariusz za prawdziwy. Elu, teraz będziesz rwać włosy z głowy , ale uważam, że Jared był nawet troszkę wiarygodniejszy od Colina. Choć na pociechę powiem, że może to być po prostu kwestia złożoności postaci
Hefajston od dzieciństwa był najbliższym przyjacielem Aleksandra. Razem pobierali nauki u Arystotelesa, razem brali udział w kampaniach wojennych, i choć związek króla z pierwszą kochanką Barsine rozdzielił ich na sześć lat, po jej odesłaniu (gdy Aleksander poznał Roksanę) ponownie zbliżyli się do siebie. Hefajstion nigdy nie odznaczał się w walce, a jego obowiązki polegały głównie na przewożeniu bagaży lub budowie mostów ale latem w 324 r. król powierzył mu dowództwo armii i uczynił go wielkim wezyrem, co oznaczało, że został oficjalnie jego pierwszym następcą (powszechnie uważano że byli inni, którzy bardziej sobie zasłużyli na ten tytuł). Właściwie przez ostatnich kilka miesięcy życia byli nierozłączni. Razem ożenili się w Suzie - Aleksander pojął za żonę Statire córkę Dariusza, a z jej młodszą siostrą Drypetis ożenił Hefajstiona ponieważ król pragnął by jego dzieci spokrewnione były z dziećmi Hefajstiona. I choć siostry były niezwykle piękne, zupełnie nie interesowali się swoimi żonami. Obaj spędzili noc poślubną upijając się w sypialni Aleksandra.
W październiku 324 r czyli 8 m-cy przed śmiercia Aleksandra w prowincji Ekbatana, podczas powitalnej uczty Hefajstion nagle zachorował i zmarł. Wg przekazów śmierć ta, podobnie jak Aleksandra była niezwykła. Hefajston upadł nagle, dostał konwulsji i paraliżu twarzy. A ponieważ wcześniej cieszył się doskonałym zdrowiem Aleksander doszedł do wniosku że został otruty. Skutki widzieliśmy w filmie, z tym że tam skazano na śmierć lekarza, a faktycznie król kazał uśmiercić 6 osób.
Śmierć najbliższego przyjaciela spowodowała całkowite załamanie psychiczne Aleksandra, a kiedy otrząsnął się z histerycznej rozpaczy nakazał okres żałoby na której znak, koniom jazdy miały zostać ucięte ogony (pomysł zaczerpnął z Iliady Homera), zakazał wszelkich zabaw i jako formę ofiary za duszę Hefajstiona polecił dokonać swojej przybocznej armii, tzw. srebrnym tarczom , rzezi niewinnych cywilów. Sam uznał się bogiem, wysłał poselstwo do świątyni Siwy z zapytaniem czy Hefajstion może zostać ubóstwiany, co oznaczałoby, że może połączyć się z nim po śmierci. Po uzyskaniu zgody rozpoczął w Babilonie uroczystości pogrzebowe paląc jego ciało na stosie otoczonym ogromnym, wybudowanym specjalnie na tę okazję wspaniale ozdobionym gmachem. I był to najbardziej widowiskowy pogrzeb jakim kiedykolwiek uhonorowano Macedończyka.
Historycy, ci którzy uważają że Aleksander został otruty, dowodzą iż podobną śmiercią zginął Hefajstion. Obaj zostali otruci przez podanie strychniny, znanej w tamtych czasach tylko w Indiach - a jak wiemy niedawno stamtąd wrócili. Podejrzewa się o to Roksanę (przytaczając na to bardzo wiarygodne argumenty) a jak wiemy w filmie Stone delikatnie także to sugeruje.
Przywołałam ten bardzo skrótowy opis przyjaźni obu bohaterów, opierając się na książce Grahama Phillipsa „Aleksander Wielki śmierć w Babilonie” by udowodnić kim oboje byli dla siebie. I takiego Hefajstiona widziałam w filmie. Jared Leto pięknie ją pokazał, jego oddane, wiecznie wpatrzone w króla oczy, cicha opieka jaką go otaczał. I jak widać przyjaźń ta była obustronna.
Pięknie ją opisałaś caroleen, poza jednym. Król zawsze ponad wszysto przedkładał miłość do Hefajstona. Bagoas był tylko niewolnikiem i kochankiem. Żony, może z wyjątkiem Roksany celem politycznym. Hefajstion zaś był mu najlepszym przyjacielem, któremu pozostał wierny do końca.
W październiku 324 r czyli 8 m-cy przed śmiercia Aleksandra w prowincji Ekbatana, podczas powitalnej uczty Hefajstion nagle zachorował i zmarł. Wg przekazów śmierć ta, podobnie jak Aleksandra była niezwykła. Hefajston upadł nagle, dostał konwulsji i paraliżu twarzy. A ponieważ wcześniej cieszył się doskonałym zdrowiem Aleksander doszedł do wniosku że został otruty. Skutki widzieliśmy w filmie, z tym że tam skazano na śmierć lekarza, a faktycznie król kazał uśmiercić 6 osób.
Śmierć najbliższego przyjaciela spowodowała całkowite załamanie psychiczne Aleksandra, a kiedy otrząsnął się z histerycznej rozpaczy nakazał okres żałoby na której znak, koniom jazdy miały zostać ucięte ogony (pomysł zaczerpnął z Iliady Homera), zakazał wszelkich zabaw i jako formę ofiary za duszę Hefajstiona polecił dokonać swojej przybocznej armii, tzw. srebrnym tarczom , rzezi niewinnych cywilów. Sam uznał się bogiem, wysłał poselstwo do świątyni Siwy z zapytaniem czy Hefajstion może zostać ubóstwiany, co oznaczałoby, że może połączyć się z nim po śmierci. Po uzyskaniu zgody rozpoczął w Babilonie uroczystości pogrzebowe paląc jego ciało na stosie otoczonym ogromnym, wybudowanym specjalnie na tę okazję wspaniale ozdobionym gmachem. I był to najbardziej widowiskowy pogrzeb jakim kiedykolwiek uhonorowano Macedończyka.
Historycy, ci którzy uważają że Aleksander został otruty, dowodzą iż podobną śmiercią zginął Hefajstion. Obaj zostali otruci przez podanie strychniny, znanej w tamtych czasach tylko w Indiach - a jak wiemy niedawno stamtąd wrócili. Podejrzewa się o to Roksanę (przytaczając na to bardzo wiarygodne argumenty) a jak wiemy w filmie Stone delikatnie także to sugeruje.
Przywołałam ten bardzo skrótowy opis przyjaźni obu bohaterów, opierając się na książce Grahama Phillipsa „Aleksander Wielki śmierć w Babilonie” by udowodnić kim oboje byli dla siebie. I takiego Hefajstiona widziałam w filmie. Jared Leto pięknie ją pokazał, jego oddane, wiecznie wpatrzone w króla oczy, cicha opieka jaką go otaczał. I jak widać przyjaźń ta była obustronna.
Pięknie ją opisałaś caroleen, poza jednym. Król zawsze ponad wszysto przedkładał miłość do Hefajstona. Bagoas był tylko niewolnikiem i kochankiem. Żony, może z wyjątkiem Roksany celem politycznym. Hefajstion zaś był mu najlepszym przyjacielem, któremu pozostał wierny do końca.
Cieszę się, ze po moim wczorajszym faux pas z Jasonem dalej chcesz ze mną rozmawiać
Dziękuję za rys historyczny. To wiele wyjaśnia i rzuca nowe światło na bohaterów. Ale czy nie uważasz, że w filmie trochę jednak minięto się z historią? Nie mówię o samych faktach, ale o relacjach H&A. Według mnie Stone nie pokazał widzom w wystarczającym stopniu miłości Aleksandra. Owszem, jak się nad tym zastanawiam, to można się doszukać tego uczucia, ale skoro ono tak zdeterminowało życie macedońskiego władcy, to dlaczego nie jest wyraźniejsze? Ciągle nie mogę pozbyć się wrażenia, że filmowy Hefajstion nie był dla filmowego Aleksandra centrum wszechświata....Trudno w 3-godzinnym filmie przekazać tak barwny żywot, jaki wiódł A., jednak bardzo żałuję, że Stone nie skupił się bardziej na jego istotnych elematach. Mam wrazenie, że zgubiły go szczegóły- chciał pokazac aż tyle, że nie wiedział na czym się skupić. Tym sposobem pewne rzeczy pozostały w cieniu. Tak jak miłość Aleksandra do H.
Dziękuję za rys historyczny. To wiele wyjaśnia i rzuca nowe światło na bohaterów. Ale czy nie uważasz, że w filmie trochę jednak minięto się z historią? Nie mówię o samych faktach, ale o relacjach H&A. Według mnie Stone nie pokazał widzom w wystarczającym stopniu miłości Aleksandra. Owszem, jak się nad tym zastanawiam, to można się doszukać tego uczucia, ale skoro ono tak zdeterminowało życie macedońskiego władcy, to dlaczego nie jest wyraźniejsze? Ciągle nie mogę pozbyć się wrażenia, że filmowy Hefajstion nie był dla filmowego Aleksandra centrum wszechświata....Trudno w 3-godzinnym filmie przekazać tak barwny żywot, jaki wiódł A., jednak bardzo żałuję, że Stone nie skupił się bardziej na jego istotnych elematach. Mam wrazenie, że zgubiły go szczegóły- chciał pokazac aż tyle, że nie wiedział na czym się skupić. Tym sposobem pewne rzeczy pozostały w cieniu. Tak jak miłość Aleksandra do H.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 2 guests