T: Roswell Elementary [by Kara & Em]
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
T: Roswell Elementary [by Kara & Em]
Udalo sie Wlasnie dostalam mailem pozwolenie od Kary na przetlumaczenie cyklu opowiadan "Roswell Elementary". Oryginaly mozecie znalezc tutaj:http://www.roswellunderground.com/roswe ... ndex2.html
Tlumaczenie wkrotce. Poki co powiedzcie co o tym sadzicie.
Tlumaczenie wkrotce. Poki co powiedzcie co o tym sadzicie.
center><a><img><br>NYC is love.</a></center>
Oto prequel do serii. Pierwszy dzien szkoly Max'a i Isabell... Kara prosila mnie, abym tlumaczyla jej jakiekolwiek recenzje tegoz fick'a jesli jednak znacie angielski to piszcie na adres Emily podany ponizej.
Tytul: Tam gdzie serce - prequel do Roswell Elementary
Tylul oryginalny: Where the heart is - A prequel to Roswell Elementary
Autorka: Emily (ecogan@nowonline.net)
Tlumaczka: elfchick (elfchick@o2.pl)
Tam gdzie serce
Domek zabawka, ktory podarowala mu Mamusia pierwszego dnia kiedy tutaj przyjechal, zostal bezpiecznie zapakowany do plecaka. Max nie chcial zostawiac domu. Nie chcial wsiasc do ogromnego zoltego autobusu pelnego dzieci i pojechac do tego miejsca zwanego szkola. Nawet jesli jego siostra Izzy jechala razem z nim, nadal nie chcial jechac. Plakal troche kiedy razem z Mamusia i Izzy czekali na zewnatrz na autobus. Izzy trzymala go mocno za reke, jakby rowniez byla przerazona. Wiec Mamusia wrocila do srodka, znalazla jego domek i przyniosla mu go mowiac ze moze zabrac go do szkoly, przynajmniej dzisiaj.
Nigdy wczesniej nie byl w szkole. On i Izzy mieli prywatych nauczycieli, aby nadrobic zaleglosci... Kiedy wyszli z tamtej jaskini, wygladali tak samo jak wszyscy inni, nie wiedzieli wielu rzeczy. Nie mogli mowic, jesc, lub robic cokolwiek z czym dzieci w ich wieku nie mialy problemow. Zalapali dosc szybko i byli dobrymi uczniami, ale zajelo im to dwa lata. Lekarze w sierocincu zgadli ze moga miec po szesc lat, kiedy byli odnalezieni. Szesc plus dwa jest osiem, Max teraz to wiedzial, meli wiec po osiem lat. Razem z Izzy, szli dzisiaj do trzeciej klasy.
Czy rzeczywiscie minely dwa lata odkad poraz ostatni widzieli tamtego chlopca? Tego, ktorego wlosy sterczaly w kazda strone i z ciemnymi blyszczacymi oczami. Tego ktory stal nieruchomio na skale aby zwrocic na siebie ich uwage kiedy byl gotow. Max czul smutek ilekroc o nim pomyslal. Wiedzial, ze Izzy plakala w nocy z tego powodu. Max tez czasem plakal, bo za nim tesknil. Nalezeli do siebie. Ale on nie chcial z nimi isc, kiedy zobaczyli samochod. I teraz byl zgubiony.
Izzy nadal trzymala go mocno za reke kiedy autobus podskakiwal przez ulice Roswell. Oddal uscisk obiecujac jej cicho, ze nie pusci. Ze bedzie sie trzymal tak mocno jak tylko moze, bo wiedzial ze Izzy boi sie ze go straci, tak jak tamtego chlopca na pustyni. Byl jej bratem i musial ja chronic. Moc ich dloni sprawila ze przez chwile blyszczaly i usmiechneli sie do siebie tajemniczo. Potrafili rzeczy, jakich nie umialy inne dzieci. Nie wiedzieli dlaczego, ale tak bylo.
Jechali w ciszy przytuleni do zielonego siedzenia. Max'owi nie podobalo sie to jak inne dzieci krzyczaly i smialy sie dookola niego. Wolalby, zeby Mamusia odwiozla ich swoim samochodem, zamiast w glosnym, szalonym autobusie. Nie wiedzial jeszcze co myslec o innych dzieciach. Czasami Mamusia zabierala jego i Izzy na pobliski plac zabaw, poniewaz wiedzial, ze spedzaja ze soba zbyt wiele czasu, ale Max byl zbyt niesmialy, aby bawic sie z kimkolwiek z wyjatkiem Izzy. Max myslal czasami, ze Izzy wolalaby bawic sie z innymi dziecmi, ale nie chciala. Zawsze zostawala blisko niego, poniewaz tak zachowuja sie siostry i bracia, kiedy czuja sie niesmialo.
Kiedy autobus zatrzymal sie przed duzym, ceglanym budynkiem, ktory wszyscy nazywali szkola, Izzy owinela sie ciasno wokol jego ramienia pociagajac nosem. Mamusia przywiozla ich tutaj wczoraj i obeszla wszystko razem z nimi pokazujac im gdzie co jest. To nie bylo to samo. Podworko szkolne bylo puste, wszystkie klasy tez. Przez okno widzial grupki dzieci oblegajace wszystko. Jeszcze nigdy nie widzial tylu jednoczesnie. Byly jak gwiazdy na niebie. Bylo ich zbyt wiele aby mogl wszystkich policzyc.
Max wyjal na chwilke swoj domek i patrzyl na niego. Pokazal go nawet Izzy, mimo ze to byl jego domek nie jej. Nie potrzebowala domku tak jak on. Zwykle jednak nie byla tak przerazona. "Izzy pamietasz co powiedziala Mamusia?"
"Powiedziala, ze to sie skonczy zanim sie zorientujemy." Odpowiedziala Izzy. "Ale tesknie za Mama Max. Chce byc teraz w domu."
"Ja tez." Przyznal Max. "Ale musimy byc odwazni dla Mamusi i Tatusia. I musimy im pokazac ze jestesmy juz duzi i mozemy chodzic do szkoly z innymi dziecmi zeby sie o nas nie martwili."
Autobus sie zatrzymal i wszystkie dzieci wysypaly sie falami na zewnatrz. Izzy spojrzala na niego. Determinacja zastapila strach. "Moge byc dzielna." Zdecydowala i zdecydowanie wyciagnela go z autobusu.
Kiedy wysiadl, czul sie jakby znalazl sie w innym wymiarze. Takim jak stare, czarno-biale odcinki "Strefy Zmroku", krore ogladali Mamusia i Tatus. To byla Strefa Szkoly, z koszmarna gromada dzieciakow, biegajacych we wszystkie strony, i nawet gorszych, bo w pelnym kolorze. Chcial przykleic stopy do ostatniego stopnia i juz tam zostac. Ale Izzy ciagnela go za soba, i byla zadziwiajaco silna jak na dziewczynke w jej wieku, jesli miala byc dzielna dla Mamusi i Tatusia, on tez to potrafil. Pozwolil sie wiec ciagnac i ppowstrzymal ochote by sie odwrocic i prosic pania, ktora prowadzila autobus by zabrala go do domu. Teraz.
Izzy wyciagnela go z autobusu jednym pociagnieciem i z wahaniem wyszedl na zewnatrz. Kiedy szli obok autobusu, poczul cos dziwnego w zoladku i odwrocil sie. Spojrzal na plac zabaw i jego oczy napotkaly oczy najladniejszej dziewczynki jaka w zyciu widzial. Zatrzymal sie chcac sie jej dokladniej przyjrzec. Izzy spojrzala na niego zdziwiona, ale on nie ruszyl sie dopoki jej nie zobaczyl, wyciagnal szyje aby moc ja dojrzec.
Tlum sie rozstapil i znow ja zobaczyl. Grala w lapki z jasnowlosa dziewczynka, ktora podskakiwala w gora jak gumowa pilka. Miala dlugie ciemne wlosy, ktore wygladaly na miekkie i blyszczace. Miala najslodszy usmiech jaki kiedykolwiek widzial, slodszy niz Mamusia, i usmiechala sie do niego. Jej usmiech zapraszal ja do domu. Jedyne co mogl zrobic to sie gapic dopoki nie zaslonila jej grupa dzieci.
"Max, rusz sie w koncu. Ja chce isc!" Izzy warknela, ciagnac go tak mocno ze moglaby wyrwac mu ramie.
A wiec Max pozwolil sie jej ciagnac. Spojrzal jeszcze raz w strone ciemnowlosej dziewczynki. Smiala sie obejmujac ramionami przyjaciol. Nagle Max przestal przejmowac sie szkola, jesli ona tu byla.
Pomyslal o domku. Moze wcale go nie potrzebowal. Mamusia powiedziala mu ze dom jest tam, gdzie serce. Moze dom byl tam gdzie ta dziewczynka, poniewaz byla w jego sercu. I moze kiedys on bedzie wi jej sercu...
Tytul: Tam gdzie serce - prequel do Roswell Elementary
Tylul oryginalny: Where the heart is - A prequel to Roswell Elementary
Autorka: Emily (ecogan@nowonline.net)
Tlumaczka: elfchick (elfchick@o2.pl)
Tam gdzie serce
Domek zabawka, ktory podarowala mu Mamusia pierwszego dnia kiedy tutaj przyjechal, zostal bezpiecznie zapakowany do plecaka. Max nie chcial zostawiac domu. Nie chcial wsiasc do ogromnego zoltego autobusu pelnego dzieci i pojechac do tego miejsca zwanego szkola. Nawet jesli jego siostra Izzy jechala razem z nim, nadal nie chcial jechac. Plakal troche kiedy razem z Mamusia i Izzy czekali na zewnatrz na autobus. Izzy trzymala go mocno za reke, jakby rowniez byla przerazona. Wiec Mamusia wrocila do srodka, znalazla jego domek i przyniosla mu go mowiac ze moze zabrac go do szkoly, przynajmniej dzisiaj.
Nigdy wczesniej nie byl w szkole. On i Izzy mieli prywatych nauczycieli, aby nadrobic zaleglosci... Kiedy wyszli z tamtej jaskini, wygladali tak samo jak wszyscy inni, nie wiedzieli wielu rzeczy. Nie mogli mowic, jesc, lub robic cokolwiek z czym dzieci w ich wieku nie mialy problemow. Zalapali dosc szybko i byli dobrymi uczniami, ale zajelo im to dwa lata. Lekarze w sierocincu zgadli ze moga miec po szesc lat, kiedy byli odnalezieni. Szesc plus dwa jest osiem, Max teraz to wiedzial, meli wiec po osiem lat. Razem z Izzy, szli dzisiaj do trzeciej klasy.
Czy rzeczywiscie minely dwa lata odkad poraz ostatni widzieli tamtego chlopca? Tego, ktorego wlosy sterczaly w kazda strone i z ciemnymi blyszczacymi oczami. Tego ktory stal nieruchomio na skale aby zwrocic na siebie ich uwage kiedy byl gotow. Max czul smutek ilekroc o nim pomyslal. Wiedzial, ze Izzy plakala w nocy z tego powodu. Max tez czasem plakal, bo za nim tesknil. Nalezeli do siebie. Ale on nie chcial z nimi isc, kiedy zobaczyli samochod. I teraz byl zgubiony.
Izzy nadal trzymala go mocno za reke kiedy autobus podskakiwal przez ulice Roswell. Oddal uscisk obiecujac jej cicho, ze nie pusci. Ze bedzie sie trzymal tak mocno jak tylko moze, bo wiedzial ze Izzy boi sie ze go straci, tak jak tamtego chlopca na pustyni. Byl jej bratem i musial ja chronic. Moc ich dloni sprawila ze przez chwile blyszczaly i usmiechneli sie do siebie tajemniczo. Potrafili rzeczy, jakich nie umialy inne dzieci. Nie wiedzieli dlaczego, ale tak bylo.
Jechali w ciszy przytuleni do zielonego siedzenia. Max'owi nie podobalo sie to jak inne dzieci krzyczaly i smialy sie dookola niego. Wolalby, zeby Mamusia odwiozla ich swoim samochodem, zamiast w glosnym, szalonym autobusie. Nie wiedzial jeszcze co myslec o innych dzieciach. Czasami Mamusia zabierala jego i Izzy na pobliski plac zabaw, poniewaz wiedzial, ze spedzaja ze soba zbyt wiele czasu, ale Max byl zbyt niesmialy, aby bawic sie z kimkolwiek z wyjatkiem Izzy. Max myslal czasami, ze Izzy wolalaby bawic sie z innymi dziecmi, ale nie chciala. Zawsze zostawala blisko niego, poniewaz tak zachowuja sie siostry i bracia, kiedy czuja sie niesmialo.
Kiedy autobus zatrzymal sie przed duzym, ceglanym budynkiem, ktory wszyscy nazywali szkola, Izzy owinela sie ciasno wokol jego ramienia pociagajac nosem. Mamusia przywiozla ich tutaj wczoraj i obeszla wszystko razem z nimi pokazujac im gdzie co jest. To nie bylo to samo. Podworko szkolne bylo puste, wszystkie klasy tez. Przez okno widzial grupki dzieci oblegajace wszystko. Jeszcze nigdy nie widzial tylu jednoczesnie. Byly jak gwiazdy na niebie. Bylo ich zbyt wiele aby mogl wszystkich policzyc.
Max wyjal na chwilke swoj domek i patrzyl na niego. Pokazal go nawet Izzy, mimo ze to byl jego domek nie jej. Nie potrzebowala domku tak jak on. Zwykle jednak nie byla tak przerazona. "Izzy pamietasz co powiedziala Mamusia?"
"Powiedziala, ze to sie skonczy zanim sie zorientujemy." Odpowiedziala Izzy. "Ale tesknie za Mama Max. Chce byc teraz w domu."
"Ja tez." Przyznal Max. "Ale musimy byc odwazni dla Mamusi i Tatusia. I musimy im pokazac ze jestesmy juz duzi i mozemy chodzic do szkoly z innymi dziecmi zeby sie o nas nie martwili."
Autobus sie zatrzymal i wszystkie dzieci wysypaly sie falami na zewnatrz. Izzy spojrzala na niego. Determinacja zastapila strach. "Moge byc dzielna." Zdecydowala i zdecydowanie wyciagnela go z autobusu.
Kiedy wysiadl, czul sie jakby znalazl sie w innym wymiarze. Takim jak stare, czarno-biale odcinki "Strefy Zmroku", krore ogladali Mamusia i Tatus. To byla Strefa Szkoly, z koszmarna gromada dzieciakow, biegajacych we wszystkie strony, i nawet gorszych, bo w pelnym kolorze. Chcial przykleic stopy do ostatniego stopnia i juz tam zostac. Ale Izzy ciagnela go za soba, i byla zadziwiajaco silna jak na dziewczynke w jej wieku, jesli miala byc dzielna dla Mamusi i Tatusia, on tez to potrafil. Pozwolil sie wiec ciagnac i ppowstrzymal ochote by sie odwrocic i prosic pania, ktora prowadzila autobus by zabrala go do domu. Teraz.
Izzy wyciagnela go z autobusu jednym pociagnieciem i z wahaniem wyszedl na zewnatrz. Kiedy szli obok autobusu, poczul cos dziwnego w zoladku i odwrocil sie. Spojrzal na plac zabaw i jego oczy napotkaly oczy najladniejszej dziewczynki jaka w zyciu widzial. Zatrzymal sie chcac sie jej dokladniej przyjrzec. Izzy spojrzala na niego zdziwiona, ale on nie ruszyl sie dopoki jej nie zobaczyl, wyciagnal szyje aby moc ja dojrzec.
Tlum sie rozstapil i znow ja zobaczyl. Grala w lapki z jasnowlosa dziewczynka, ktora podskakiwala w gora jak gumowa pilka. Miala dlugie ciemne wlosy, ktore wygladaly na miekkie i blyszczace. Miala najslodszy usmiech jaki kiedykolwiek widzial, slodszy niz Mamusia, i usmiechala sie do niego. Jej usmiech zapraszal ja do domu. Jedyne co mogl zrobic to sie gapic dopoki nie zaslonila jej grupa dzieci.
"Max, rusz sie w koncu. Ja chce isc!" Izzy warknela, ciagnac go tak mocno ze moglaby wyrwac mu ramie.
A wiec Max pozwolil sie jej ciagnac. Spojrzal jeszcze raz w strone ciemnowlosej dziewczynki. Smiala sie obejmujac ramionami przyjaciol. Nagle Max przestal przejmowac sie szkola, jesli ona tu byla.
Pomyslal o domku. Moze wcale go nie potrzebowal. Mamusia powiedziala mu ze dom jest tam, gdzie serce. Moze dom byl tam gdzie ta dziewczynka, poniewaz byla w jego sercu. I moze kiedys on bedzie wi jej sercu...
center><a><img><br>NYC is love.</a></center>
Strefa Szkoły - porównanie rewelacyjne.
Czułam sie troszkę dziwnie czytając opowiadanie, w którym nasi bohaterowie są dziećmi a nie nastolatkami czy dorosłymi. Tym bardziej, że narracja jest z punktu widzenia dziecka. Ale przez ten właśnie styl poczułam się jakby już za chwilę miały być święta, a ja była dzieckiem czekającym na pierwszy prezent wigiliny. Miłe uczucie.
Czułam sie troszkę dziwnie czytając opowiadanie, w którym nasi bohaterowie są dziećmi a nie nastolatkami czy dorosłymi. Tym bardziej, że narracja jest z punktu widzenia dziecka. Ale przez ten właśnie styl poczułam się jakby już za chwilę miały być święta, a ja była dzieckiem czekającym na pierwszy prezent wigiliny. Miłe uczucie.
Oto kolejny prequel do serii. Enjoy.
Tytul: Obcy w obcym kraju - prequel do Roswell Elementary
Tylul oryginalu: Strangers in the Strange land - A prequel to RE
Autorka: Kara (AnyaLindir@aol.com)
Tlumacz:elfchick (elfchick@o2.pl)
Disclaimer autorki: Wiadomo, ze nic z tego nie nalezy do mnie. Wlasnosc: WB, Jasona Katims'a, Melindy Metz, Pocket Books, i Michael nalezy do Marii. Oh, tytul przywodzi na mysl Henleina, ale on nie zyje wiec moze mnie nie pozwie.
Spojlery: Brak, naprawde, aczkolwiek znajomosc "Balance" pomaga
Notka autorki: Jest to prequel do "Roswell Elementary", napisany na podstawie tego co Max opisal w "The Balance".
Obcy w obcym kraju
To byl ich drugi rok w Roswell Elementary. Mama i Tata byli dumni z ich postepow. Max nie chcial juz wracac do domu, ale czasami zastanawialo ich dlaczego tak bardzo lubi swoj teleskop. Izzy nadal plakala w nocy, ale nie budzila juz Mamy i Taty. Poprostu szla do Max'a i wchodzila do jego lozka, pozwalajac mu ukolysac sie do snu.
Czasem zastanawial sie co stalo sie z tym drugim chlopcem. Minely trzy lata. Zakonczono proces adopcyjny i ludzie ktorzy sie tym zajmowali w koncu przestali sie zastanawiac skad on i jego siostra wzieli sie na pustyni. Nie pamietali. Starali sie sobie przypomniec, ale Izzy juz zaczela myslec o tym mejscu jako domu. Zaczela przejmowac sie tym co mysla o niej inni, i zauwazac jak wygladaja inni ludzie. Starala sie byc taka jak inni, w ciagu dnia. Ale w nocy, nadal plakala za chlopcem, ktorego stracili. Gdyby tylko Max zlapal go mocniej za reke. Wtedy nie byliby sami.
Wysiedli z autobusu. Izzy nadal trzymala go mocno za reke, kiedy jechali w jakies nowe miejsce. Wiedzial, ze to dlatego ze nie chciala stracic takze i jego. Zawsze mogl ja odnalezc, odnajdujac jej uczucia. A latem odkryla ze czasami moze odwiedzac jego sny. Nie lubila kiedy snil o tej ladnej dziewczynce z ciemnymi wlosami. Wtedy tez plakala. Poniewaz myslala, ze kocha kogos bardziej niz ja.
Czasami czuli co czul ten chlopiec. Zwykle zlosc, czasem strach. Czasem w nocy, lezac w lozku Max czul jego lzy. Zastanawial sie dlaczego on tak czesto placze. Gdyby tylko nie puscil.
Kiedy wysiadali z autobusu zauwazyl ciemnowlosa dziewczynke. Skakala i smiala sie ze swoja jasnowlosa przyjaciolka, ktora zawsze przypominala Max'owi Blaszanego Dzwoneczka, albo Kroliczka Energizera, tyle ze bez bebenka. Izzy pociagnela go i spojrzala na niego starajac sie odwrocic jego uwage od dziewczynki ze snu. Ale ona wypelniala jego serce cieplem, az do miejsca w ktorym jak mowila Mamusia znajdowal sie zoladek. Ta dziewczynka sprawiala ze czul, ze to tu bylo jego miejsce, a nie w tam przed wspomnieniami.
A potem poczul dziwnie znajome uczucie. Ze sposobu w jaki pociagnela go Izzy wiedzial ze ona tez je poznala. I potem ten chlopiec tu byl, z ciemnymi, szeroko otwartymi oczami. Rozgladal sie dookola jak jelen, oslepiony swiatlami samochodu Taty. Jakby nie wiedzial czego sie spodziewac. Jakby byl obcy i calkiem sam.
Jasnowlosa dziewczynka takze go zauwazyla i przerwala gre w lapki z ciemnowlosa. Usmiechnela sie do niego niesmialo i wyciagnela reke. Chlopiec spojrzal na nia gniewnie wiec pokazala mu jezyk. Twarz chlopca skrzywila sie troche, i przesunal palcami przez swe roztrzepane brazowe wlosy. Moze dlatego tak sterczal, jak u ropuchy, ktora mieszkala pod kamieniem w ogrodzie.
A potem chlopiec przemowil.
"Serowa glowa."
Dziewczynka odrzucila swoje dlugie jasne wlosy. "Wielki Brzydal"
(w oryginale jest napisane "Big Ugly Buttface" ale nie wiem jak to przetlumaczyc. - przyp tlum.)
Izzy pociagnela go w kierunku chlopca i kiedy ich dlonie sie zetknely przezyl szok, tak jak wtedy kiedy wlozyl spinacz do papieru do kontaktu, zeby sprawdzic co sie stanie. Izzy wziela tego drugiego chlopca za reke i stali w kolku. Strach jaki bil od tego chlopca zniknal, i cos brakujacego w jego wnetrzu wypelnilo sie. Byli razem. Nie byli sami.
"Jak cie nazwali?" Glos Izzy byl delikatny. Chlopiec mial lzy w oczach wiec uzyla rabka sukienki aby je obetrzec. "Mamusia nazwala mnie Isabell a jego Max. Mamusia i Tato to Evans'owie. Sa mili."
Usmiechnal sie krzywo. "Hank nie lubi mojego imienia. Nazywa mnie Mickey, jak glupia mysz. Ale panie w domu ze wszystkimi dziecmi -- one nazwaly mnie Michael. Mialem przynosic slawe, czy cos takiego. Michael Guerin."
Izzy sie usmiechnela. "Michael Guerin."
"Izzy Evans. Izzy Jaszczurzy Oddech." Jego usmiech byl prawdziwy. I uczucia, ktore czul Max byly szczesliwe.
"Ciesze sie ze cie odnalezlismy. Martwilismy sie. Wszystko w porzadku?" Max czul jak cos dusi go w srodku. Cos so Mamusia nazywala lzami. Ale nie dobrze bylo plakac caly czas. Tak mowil Tato, poniewaz chlopcy nie placza. Izzy mogla, ale ona byla dziewczynka.
Michael kiwna glowa. "Jestesmy razem. Nic mi nie bedzie." Uscisna mocniej ich dlonie. Zaczely blyszczec.
"Czy wiecie, kim jestesmy?" Jego glos wydawal sie znow samotny. Swiatelko lekko sie zachwialo.
Izzy potrzasnela glowa. "Ale Max potrafi skladac rzeczy rekoma. A ja potrafie wchodzic do snow."
Chlopiec spojrzal na ziemie. "Ja potrafie psuc wszystko. I wtedy Hank sie na mnie wkurza." A wiec to bylo czescia strachu. Uscisnal mocnej jego dlon.
"Jestesmy razem. Kiedys to wyjasnimy." Usmiechneli sie do siebie.
Tajemnicze usmiechy. Usmiechy najlepszych przyjaciol, ktorzy sie odnalezli.
Byli obcy w obcym kraju ale nie byli juz sami.
KONIEC
Tytul: Obcy w obcym kraju - prequel do Roswell Elementary
Tylul oryginalu: Strangers in the Strange land - A prequel to RE
Autorka: Kara (AnyaLindir@aol.com)
Tlumacz:elfchick (elfchick@o2.pl)
Disclaimer autorki: Wiadomo, ze nic z tego nie nalezy do mnie. Wlasnosc: WB, Jasona Katims'a, Melindy Metz, Pocket Books, i Michael nalezy do Marii. Oh, tytul przywodzi na mysl Henleina, ale on nie zyje wiec moze mnie nie pozwie.
Spojlery: Brak, naprawde, aczkolwiek znajomosc "Balance" pomaga
Notka autorki: Jest to prequel do "Roswell Elementary", napisany na podstawie tego co Max opisal w "The Balance".
Obcy w obcym kraju
To byl ich drugi rok w Roswell Elementary. Mama i Tata byli dumni z ich postepow. Max nie chcial juz wracac do domu, ale czasami zastanawialo ich dlaczego tak bardzo lubi swoj teleskop. Izzy nadal plakala w nocy, ale nie budzila juz Mamy i Taty. Poprostu szla do Max'a i wchodzila do jego lozka, pozwalajac mu ukolysac sie do snu.
Czasem zastanawial sie co stalo sie z tym drugim chlopcem. Minely trzy lata. Zakonczono proces adopcyjny i ludzie ktorzy sie tym zajmowali w koncu przestali sie zastanawiac skad on i jego siostra wzieli sie na pustyni. Nie pamietali. Starali sie sobie przypomniec, ale Izzy juz zaczela myslec o tym mejscu jako domu. Zaczela przejmowac sie tym co mysla o niej inni, i zauwazac jak wygladaja inni ludzie. Starala sie byc taka jak inni, w ciagu dnia. Ale w nocy, nadal plakala za chlopcem, ktorego stracili. Gdyby tylko Max zlapal go mocniej za reke. Wtedy nie byliby sami.
Wysiedli z autobusu. Izzy nadal trzymala go mocno za reke, kiedy jechali w jakies nowe miejsce. Wiedzial, ze to dlatego ze nie chciala stracic takze i jego. Zawsze mogl ja odnalezc, odnajdujac jej uczucia. A latem odkryla ze czasami moze odwiedzac jego sny. Nie lubila kiedy snil o tej ladnej dziewczynce z ciemnymi wlosami. Wtedy tez plakala. Poniewaz myslala, ze kocha kogos bardziej niz ja.
Czasami czuli co czul ten chlopiec. Zwykle zlosc, czasem strach. Czasem w nocy, lezac w lozku Max czul jego lzy. Zastanawial sie dlaczego on tak czesto placze. Gdyby tylko nie puscil.
Kiedy wysiadali z autobusu zauwazyl ciemnowlosa dziewczynke. Skakala i smiala sie ze swoja jasnowlosa przyjaciolka, ktora zawsze przypominala Max'owi Blaszanego Dzwoneczka, albo Kroliczka Energizera, tyle ze bez bebenka. Izzy pociagnela go i spojrzala na niego starajac sie odwrocic jego uwage od dziewczynki ze snu. Ale ona wypelniala jego serce cieplem, az do miejsca w ktorym jak mowila Mamusia znajdowal sie zoladek. Ta dziewczynka sprawiala ze czul, ze to tu bylo jego miejsce, a nie w tam przed wspomnieniami.
A potem poczul dziwnie znajome uczucie. Ze sposobu w jaki pociagnela go Izzy wiedzial ze ona tez je poznala. I potem ten chlopiec tu byl, z ciemnymi, szeroko otwartymi oczami. Rozgladal sie dookola jak jelen, oslepiony swiatlami samochodu Taty. Jakby nie wiedzial czego sie spodziewac. Jakby byl obcy i calkiem sam.
Jasnowlosa dziewczynka takze go zauwazyla i przerwala gre w lapki z ciemnowlosa. Usmiechnela sie do niego niesmialo i wyciagnela reke. Chlopiec spojrzal na nia gniewnie wiec pokazala mu jezyk. Twarz chlopca skrzywila sie troche, i przesunal palcami przez swe roztrzepane brazowe wlosy. Moze dlatego tak sterczal, jak u ropuchy, ktora mieszkala pod kamieniem w ogrodzie.
A potem chlopiec przemowil.
"Serowa glowa."
Dziewczynka odrzucila swoje dlugie jasne wlosy. "Wielki Brzydal"
(w oryginale jest napisane "Big Ugly Buttface" ale nie wiem jak to przetlumaczyc. - przyp tlum.)
Izzy pociagnela go w kierunku chlopca i kiedy ich dlonie sie zetknely przezyl szok, tak jak wtedy kiedy wlozyl spinacz do papieru do kontaktu, zeby sprawdzic co sie stanie. Izzy wziela tego drugiego chlopca za reke i stali w kolku. Strach jaki bil od tego chlopca zniknal, i cos brakujacego w jego wnetrzu wypelnilo sie. Byli razem. Nie byli sami.
"Jak cie nazwali?" Glos Izzy byl delikatny. Chlopiec mial lzy w oczach wiec uzyla rabka sukienki aby je obetrzec. "Mamusia nazwala mnie Isabell a jego Max. Mamusia i Tato to Evans'owie. Sa mili."
Usmiechnal sie krzywo. "Hank nie lubi mojego imienia. Nazywa mnie Mickey, jak glupia mysz. Ale panie w domu ze wszystkimi dziecmi -- one nazwaly mnie Michael. Mialem przynosic slawe, czy cos takiego. Michael Guerin."
Izzy sie usmiechnela. "Michael Guerin."
"Izzy Evans. Izzy Jaszczurzy Oddech." Jego usmiech byl prawdziwy. I uczucia, ktore czul Max byly szczesliwe.
"Ciesze sie ze cie odnalezlismy. Martwilismy sie. Wszystko w porzadku?" Max czul jak cos dusi go w srodku. Cos so Mamusia nazywala lzami. Ale nie dobrze bylo plakac caly czas. Tak mowil Tato, poniewaz chlopcy nie placza. Izzy mogla, ale ona byla dziewczynka.
Michael kiwna glowa. "Jestesmy razem. Nic mi nie bedzie." Uscisna mocniej ich dlonie. Zaczely blyszczec.
"Czy wiecie, kim jestesmy?" Jego glos wydawal sie znow samotny. Swiatelko lekko sie zachwialo.
Izzy potrzasnela glowa. "Ale Max potrafi skladac rzeczy rekoma. A ja potrafie wchodzic do snow."
Chlopiec spojrzal na ziemie. "Ja potrafie psuc wszystko. I wtedy Hank sie na mnie wkurza." A wiec to bylo czescia strachu. Uscisnal mocnej jego dlon.
"Jestesmy razem. Kiedys to wyjasnimy." Usmiechneli sie do siebie.
Tajemnicze usmiechy. Usmiechy najlepszych przyjaciol, ktorzy sie odnalezli.
Byli obcy w obcym kraju ale nie byli juz sami.
KONIEC
center><a><img><br>NYC is love.</a></center>
Oto prequel #3
Pierwsza rozmowa Marii i Michael'a
Tytul: Od poczatku
Tytul oryginalny: From the start - a prequel to RE
Autorka: Emily (ecogan@nowonline.net)
Tlumaczka: elfchick (elfchick@o2.pl)
Od poczatku
Ten dziwny chlopiec z brzydkimi wlosami stal przy biurku Pani Donaldson patrzac na wszystkich bykiem. Glowa Marii De Luca unosila sie znad szlaczkow nad ktorymi pracowala klasa, zeby na niego spojrzec. Wiedziala ze mogl zrobic cos obrzydliwego i chlopiecego w kazdej chwili, kiedy sie tego najmniej spodziewa.
Chlopiec nazywal sie Michael Jakos Tak - A - Moze - Inaczej - Ale - Nie - Zapamietala, i byl to jego pierwszy dzien w Roswell Elementary. Wiec Pani Donaldson poprosila go zeby stanal na srodku i powiedzial kilka slow o sobie. Tak, i to wlasnie zrobil. Belkotal i schylal nisko te swoje sterczace wlosy, jakby nie chcial spojrzec nikomu w oczy. Nie mogla nawet zrozumiec co mowil. Nie zeby chciala. Aczkolwiek mogl powiedziec cos interesujacego. Nie wiadomo. Zarzaly sie juz dziwiniejsze rzeczy.
Byla zla i w depresji poniewaz Lizzie zostala w tym roku przeniesiona do innej klasy. Jak nauczyciele mogli zrobic jej cos takiego? Odseparowac ja od jej nalepsiejszej na swiecie przyjaciolki, napewno umrze straszna smiercia w niewoli. Czyz oni nie zdawali sobie z tego sprawy? Warknela sama do siebie i poniosla swoj nudny zolty olowek, i zaczela spisywac znowu z tablicy. Ktoregos dnia bedzie miala cala kolekcje super odlotowych olowkow w zwierzatka. Albo tych blyszczacych. Ale Mama zawsze kupowala jej zolte olowki, bo byly tansze. Westchnela. Wybieranie kilku centow ponad stylem bylo doprawdy bardzo, bardzo smutne.
"Maria De Luca." Pani Donaldson odezwala sie.
Podniosla glowe. "Huh?"
Patrz niewinnie. Zrob najbardziej niewinna mine jaka potrafisz. Ostatnia rzecza, jakiej chciala to spotkanie z Dyrektorem Andersonem pierwszego dnia czwartej klasy. Przeciez nawet niczego jeszcze nie przeskrobala. Chyba ze Pani Donaldson potrafila czytac w myslach tak jak te grube, dziwnie ubrane i zle umalowane panie z reklam w nocnej telewizji. Nocna telewizja byla do bani, szczegolnie jesli byla sama w domu cala noc i zawinieta w swoj kocyk czekala az mama wroci z randki, zeby dopilnowac ze nic jej nie jest i nie zostawi jej jak ktos o kim Maria wolala nie myslec.
"Zaprowadz prosze Michaela do lazienki." Poprosila Pani Donaldson.
"Uh huh." Odetchnela z ulga, jej blond loczki fruwaly we wszystkie strony. Tommy Hilligan siedzial za nia w tym roku. I jezeli wiedzial, co bylo dla niego dobre, niedotknalby jej wlosow. Nigdy nie wybaczala nikomu kto osmielil sie ich dotknac. Ale ich nie dotknal. Dobrze.
Wstala i ruszyla w podskokach na koniec rzedu. Jej stopy zawsze poskakiwaly z jakas nie wymuszona gracja i nie potrafila tego kontrolowac. Popatrzyla na chlopca czekajacego na nia na koncu rzedu. Patrzyl na nia spode lba ze skrzyzowanymi ramionami. Miala sie go przestraszyc? Zachichotala. Huragan De Luca zawsze rozpoznawala blef jesli go widziala.
"Musisz byc strasznie glupi jesli nie potrafisz trafic sam do lazienki." Powiedziala, kiedy wyszli z klasy i zaczeli isc korytarzem. A raczej ona podskakiwala a on szural. "Roswell Elementary nie jest na tyle ogromne, zeby sie tutaj zgubic."
"Nie prosilem o przewodnika. To nauczycielka wpadla na ten glupi pomysl." Jego glos byl niski i brzmial lekko grobowo. Przyprawial ja o dziwne dreszcze.
"Hmm, wygladasz na chlopca, ktory potrzebuje mapy zeby znalezc swoj gruby tylek."
"Co ty mozesz wiedziec? Jestes dziwna dziewczyna i tyle."
"Ty jestes dziwnym chlopcem."
"Nienawidze cie!" Wrzasnal.
"Nawzajem." Odpowiedziala spokojnie i odtrzasnela wlosy do tylu aby pokazac mu ze wcale mu na nim nie zalezy.
Dotarli do lazienki dla chlopcow. Otworzyl drzwi i wmaszerowal do srodka.
"Mam nadzieje, ze utopisz sie w muszli!" powiedziala wesolo zanim drzwi sie przednia zamknely.
Hmmm. Co za dziwny i nie uprzejmy chlopiec. Bylo jej oficialnie zal samej siebie za to, ze starala sie byc dla niego mila dzisiaj rano. Ale dzisiaj rano wygladal na przerazonego, zagubionego i calkiem samego na swiecie. Jakby potrzebowal kogos, kto dalby mu troszeczke slonca. Ale teraz potrzebowalby calego roku slonca, zeby byc wartym jej towarzystwa. Postanowila popracowac nad nim w tym roku. Troche go zmeczyc. Moglby byc jej nowym projektem.
Wyszedl z lazienki, jego oczy wygladaly dziwnie. Byly czerwone i spuchniete. Byc moze mial alergie. Tak to napewno bylo to.
"Masz szczecie, ze nie siedzisz blisko mnie." Powiedziala, kiedy ruszyli w strone klasy.
"Tak, a dlaczego?"
"Moglabym ci dokuczac co godzine."
"Moze w przyszlym roku."
"Tak." Usmiechnela sie do siebie. "To daje mi caly rok na obmyslenie strategii." Idealnie.
"W przyszlym roku tez bede na ciebie gotow." Zdecydowal popychajac ja.
"Glupia seroglowa dziewczyna."
"Brzydal" Usmiechnela sie slodko i odepchnela go.
Jego wielka, niezgrabna dlon znalazla sie w jej wlosach i zatrzymal sie zeby spojrzec jej w oczy. Jego oczy byly ciemne, jak zachmurzone, podszyte blyskawicami niebo, i sprawily ze zakrecilo sie jej w glowie. Zapomniala od razu o tym ze nie pozwala nikomu dotykac swoich wlosow, kiedy usmiechnal sie do niej ironicznie. I jego oczy rozjasnily sie na krotki, nie mrugaj bo mozesz to przegapic, moment. Pociagnal ja za wlosy, ktore trzymal, a potem odwrocil sie na piecie i wsliznal z powrotem do klasy. Wyszczerzyla zeby i poszla za nim. Nadal czula miejsce, w ktorym dotykala jej jego dlon.
Tak, lubila Michaela od samego poczatku.
KONIEC
Pierwsza rozmowa Marii i Michael'a
Tytul: Od poczatku
Tytul oryginalny: From the start - a prequel to RE
Autorka: Emily (ecogan@nowonline.net)
Tlumaczka: elfchick (elfchick@o2.pl)
Od poczatku
Ten dziwny chlopiec z brzydkimi wlosami stal przy biurku Pani Donaldson patrzac na wszystkich bykiem. Glowa Marii De Luca unosila sie znad szlaczkow nad ktorymi pracowala klasa, zeby na niego spojrzec. Wiedziala ze mogl zrobic cos obrzydliwego i chlopiecego w kazdej chwili, kiedy sie tego najmniej spodziewa.
Chlopiec nazywal sie Michael Jakos Tak - A - Moze - Inaczej - Ale - Nie - Zapamietala, i byl to jego pierwszy dzien w Roswell Elementary. Wiec Pani Donaldson poprosila go zeby stanal na srodku i powiedzial kilka slow o sobie. Tak, i to wlasnie zrobil. Belkotal i schylal nisko te swoje sterczace wlosy, jakby nie chcial spojrzec nikomu w oczy. Nie mogla nawet zrozumiec co mowil. Nie zeby chciala. Aczkolwiek mogl powiedziec cos interesujacego. Nie wiadomo. Zarzaly sie juz dziwiniejsze rzeczy.
Byla zla i w depresji poniewaz Lizzie zostala w tym roku przeniesiona do innej klasy. Jak nauczyciele mogli zrobic jej cos takiego? Odseparowac ja od jej nalepsiejszej na swiecie przyjaciolki, napewno umrze straszna smiercia w niewoli. Czyz oni nie zdawali sobie z tego sprawy? Warknela sama do siebie i poniosla swoj nudny zolty olowek, i zaczela spisywac znowu z tablicy. Ktoregos dnia bedzie miala cala kolekcje super odlotowych olowkow w zwierzatka. Albo tych blyszczacych. Ale Mama zawsze kupowala jej zolte olowki, bo byly tansze. Westchnela. Wybieranie kilku centow ponad stylem bylo doprawdy bardzo, bardzo smutne.
"Maria De Luca." Pani Donaldson odezwala sie.
Podniosla glowe. "Huh?"
Patrz niewinnie. Zrob najbardziej niewinna mine jaka potrafisz. Ostatnia rzecza, jakiej chciala to spotkanie z Dyrektorem Andersonem pierwszego dnia czwartej klasy. Przeciez nawet niczego jeszcze nie przeskrobala. Chyba ze Pani Donaldson potrafila czytac w myslach tak jak te grube, dziwnie ubrane i zle umalowane panie z reklam w nocnej telewizji. Nocna telewizja byla do bani, szczegolnie jesli byla sama w domu cala noc i zawinieta w swoj kocyk czekala az mama wroci z randki, zeby dopilnowac ze nic jej nie jest i nie zostawi jej jak ktos o kim Maria wolala nie myslec.
"Zaprowadz prosze Michaela do lazienki." Poprosila Pani Donaldson.
"Uh huh." Odetchnela z ulga, jej blond loczki fruwaly we wszystkie strony. Tommy Hilligan siedzial za nia w tym roku. I jezeli wiedzial, co bylo dla niego dobre, niedotknalby jej wlosow. Nigdy nie wybaczala nikomu kto osmielil sie ich dotknac. Ale ich nie dotknal. Dobrze.
Wstala i ruszyla w podskokach na koniec rzedu. Jej stopy zawsze poskakiwaly z jakas nie wymuszona gracja i nie potrafila tego kontrolowac. Popatrzyla na chlopca czekajacego na nia na koncu rzedu. Patrzyl na nia spode lba ze skrzyzowanymi ramionami. Miala sie go przestraszyc? Zachichotala. Huragan De Luca zawsze rozpoznawala blef jesli go widziala.
"Musisz byc strasznie glupi jesli nie potrafisz trafic sam do lazienki." Powiedziala, kiedy wyszli z klasy i zaczeli isc korytarzem. A raczej ona podskakiwala a on szural. "Roswell Elementary nie jest na tyle ogromne, zeby sie tutaj zgubic."
"Nie prosilem o przewodnika. To nauczycielka wpadla na ten glupi pomysl." Jego glos byl niski i brzmial lekko grobowo. Przyprawial ja o dziwne dreszcze.
"Hmm, wygladasz na chlopca, ktory potrzebuje mapy zeby znalezc swoj gruby tylek."
"Co ty mozesz wiedziec? Jestes dziwna dziewczyna i tyle."
"Ty jestes dziwnym chlopcem."
"Nienawidze cie!" Wrzasnal.
"Nawzajem." Odpowiedziala spokojnie i odtrzasnela wlosy do tylu aby pokazac mu ze wcale mu na nim nie zalezy.
Dotarli do lazienki dla chlopcow. Otworzyl drzwi i wmaszerowal do srodka.
"Mam nadzieje, ze utopisz sie w muszli!" powiedziala wesolo zanim drzwi sie przednia zamknely.
Hmmm. Co za dziwny i nie uprzejmy chlopiec. Bylo jej oficialnie zal samej siebie za to, ze starala sie byc dla niego mila dzisiaj rano. Ale dzisiaj rano wygladal na przerazonego, zagubionego i calkiem samego na swiecie. Jakby potrzebowal kogos, kto dalby mu troszeczke slonca. Ale teraz potrzebowalby calego roku slonca, zeby byc wartym jej towarzystwa. Postanowila popracowac nad nim w tym roku. Troche go zmeczyc. Moglby byc jej nowym projektem.
Wyszedl z lazienki, jego oczy wygladaly dziwnie. Byly czerwone i spuchniete. Byc moze mial alergie. Tak to napewno bylo to.
"Masz szczecie, ze nie siedzisz blisko mnie." Powiedziala, kiedy ruszyli w strone klasy.
"Tak, a dlaczego?"
"Moglabym ci dokuczac co godzine."
"Moze w przyszlym roku."
"Tak." Usmiechnela sie do siebie. "To daje mi caly rok na obmyslenie strategii." Idealnie.
"W przyszlym roku tez bede na ciebie gotow." Zdecydowal popychajac ja.
"Glupia seroglowa dziewczyna."
"Brzydal" Usmiechnela sie slodko i odepchnela go.
Jego wielka, niezgrabna dlon znalazla sie w jej wlosach i zatrzymal sie zeby spojrzec jej w oczy. Jego oczy byly ciemne, jak zachmurzone, podszyte blyskawicami niebo, i sprawily ze zakrecilo sie jej w glowie. Zapomniala od razu o tym ze nie pozwala nikomu dotykac swoich wlosow, kiedy usmiechnal sie do niej ironicznie. I jego oczy rozjasnily sie na krotki, nie mrugaj bo mozesz to przegapic, moment. Pociagnal ja za wlosy, ktore trzymal, a potem odwrocil sie na piecie i wsliznal z powrotem do klasy. Wyszczerzyla zeby i poszla za nim. Nadal czula miejsce, w ktorym dotykala jej jego dlon.
Tak, lubila Michaela od samego poczatku.
KONIEC
center><a><img><br>NYC is love.</a></center>
te trzy opowiadania to prequele do wlasciwego opowiadania, ktore jest o Roswelianach w piatej klasie podstawowki. Nie jakim zakonczeniem jest opowiadanie Vegi, napisane do piosenki "Yesterday" The Beatles, ktore mozesz znalezc na stronie glownej opowiadan. Zostaly jeszcze dwa prequele a potem opowiadanie... 8)8)
center><a><img><br>NYC is love.</a></center>
Who is online
Users browsing this forum: Google [Bot] and 31 guests