The Gravity Series: Gravity Always Wins [by RosDeidre] cz.45
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
-
- Nowicjusz
- Posts: 73
- Joined: Fri Jul 30, 2004 11:07 am
- Contact:
No tak z takim opóźnieniem to już nie bedę komentować. Bo wszystko zostało powiedziane (napisane ).
Śliczne i smutne. Niespełniona miłość - gdzieś, kiedyś i teraz.
Dziękuje Elu!
Śliczne i smutne. Niespełniona miłość - gdzieś, kiedyś i teraz.
Dziękuje Elu!
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"
Hotaru "Freak Nation"
Elu, wszystkie odpowiedzi znajdziesz na forum RosDeidre - gdzie jest streszczenie dalszych, nie napisanych części BTSTU. Niestety, nie obędzie się bez spoilerowania. Po prostu wszystko się przeplata ze sobą, wszystkei części opowiadań są ze sobą nierozerwalnie powiązane. Czasem jedno zdanko z HTDC może zaciążyć na zakończeniu BTSU i na odwrót... Deidre naprawdę lubi bawić się bohaterami i obserwować reakcje czytelników *ciężkie westchnienie*, im więcej zdumienia, szoku i niedowierzania, tym lepiej. A najgorsze jest to, że wszystko układa się w jedną złożoną całość. Wierz mi, bez lektury BTSU nie zrozumiemy do końca GAW czy dlaczego zdrada Marca i Tess w HTDC miała takie kluczowe znaczenie dla wojny...
-
- Nowicjusz
- Posts: 73
- Joined: Fri Jul 30, 2004 11:07 am
- Contact:
-
- Nowicjusz
- Posts: 73
- Joined: Fri Jul 30, 2004 11:07 am
- Contact:
Mnie z kolei kojarzy się z Markiem Antoniuszem, Nan. Związany ze swoją ukochaną Kleopatrą, popełnił razem z nią samobójstwo...Oby RosDeidre nie przyszło coś takiego do głowy
Martwię się czymś innym. Dzisiaj zauważyłam (sprawdzałysmy razem z Hotaru), że autorka wycofała ze swojego forum "Back to Save the Universe" 7 jego części (na głównej stronie są tylko trzy) i czterdzieści części streszczenia plus epilog. Rozmowa z Hotaru i jej rewelacje na temat pochodzenia Marco rozbudziła moją ciekawość więc podreptałam do BTSTU, zagłębiłam się w czytaniu i od prologu wpadałm po uszy....chciałam zaglądnąc do kolejnych a tu klops!
Nie rozumiem dlaczego to zrobiła ??? Nie zdążyłam ściągnąć go na swój komp i teraz jestem niepocieszona. Muszę do niej napisać i zapytać co się stało...Może ma to coś wspólnego z jej planami wydawniczymi....
Martwię się czymś innym. Dzisiaj zauważyłam (sprawdzałysmy razem z Hotaru), że autorka wycofała ze swojego forum "Back to Save the Universe" 7 jego części (na głównej stronie są tylko trzy) i czterdzieści części streszczenia plus epilog. Rozmowa z Hotaru i jej rewelacje na temat pochodzenia Marco rozbudziła moją ciekawość więc podreptałam do BTSTU, zagłębiłam się w czytaniu i od prologu wpadałm po uszy....chciałam zaglądnąc do kolejnych a tu klops!
Nie rozumiem dlaczego to zrobiła ??? Nie zdążyłam ściągnąć go na swój komp i teraz jestem niepocieszona. Muszę do niej napisać i zapytać co się stało...Może ma to coś wspólnego z jej planami wydawniczymi....
A może zamierza napisać to jeszcze raz... Tylko niech najpierw skończy Antarian Nights.
A swoją drogą to świetny pomysł z tymi streszczeniami części Może nie ma później takiej frajdy, ale lepszy rydz niż nic. Mnie osobiście bardzo podobały się kolejne części - i w pewnym momencie nawet zaczęłam się zastanawiać, czy wygląd Marco to zbieg okoliczności czy działanie zamierzone od początku
Marek Antoniusz - kiedyś chodziła mi po głowie przeróbka ich historii na potrzeby Roswell
A swoją drogą to świetny pomysł z tymi streszczeniami części Może nie ma później takiej frajdy, ale lepszy rydz niż nic. Mnie osobiście bardzo podobały się kolejne części - i w pewnym momencie nawet zaczęłam się zastanawiać, czy wygląd Marco to zbieg okoliczności czy działanie zamierzone od początku
Marek Antoniusz - kiedyś chodziła mi po głowie przeróbka ich historii na potrzeby Roswell
-
- Nowicjusz
- Posts: 73
- Joined: Fri Jul 30, 2004 11:07 am
- Contact:
Oj TOMASZU Tak to się właśnie kończy, kiedy zaczynasz czytanie od trzeciej części serii. Gdybyś przeczytał HTDC przed GAW wiedziałbyś co i jak. A teraz jak ci odpowiedzieć tak, żeby nie popsuć ci przyjemności czytania HTDC? Nie pytaj, jeśli przeczytasz do końca będziesz wiedział jak to będzie z Marco. To znaczy jak to było w przeszłości z Marco z przyszlości, bo co będzie z Marco z teraźniejszości dowiesz się z kolejnych części GAW. A co do Tess, to przypomniej sobie co o niej powiedział Max z przyszłości, a będziesz wiedział. W pierwszej lini czasowej Tess wyjechała z Roswell bo nie mogla znieść tego, że Max i Liz wrócili do siebie. Jasne?
Eluś, przepraszam, że nie skomentowałam tej części wczesniej, ale to była siła wyższa. Wszystko już zostało powiedziane, więc nic nowego nie dodam. Dziękuję za rozjaśnienie mi tego niedzielnego popołudnia.
Eluś, przepraszam, że nie skomentowałam tej części wczesniej, ale to była siła wyższa. Wszystko już zostało powiedziane, więc nic nowego nie dodam. Dziękuję za rozjaśnienie mi tego niedzielnego popołudnia.
-
- Nowicjusz
- Posts: 73
- Joined: Fri Jul 30, 2004 11:07 am
- Contact:
Hmmm... fakt, że od samego początku GAW wiemy, że Tess nie jest królową, wskazywałby że dowiedzieliśmy się tego w HTDC. A Tess przyjeżdżając do Roswell MYŚLAŁA, że jest królową i dlatego wyjechała, kiedy Max związał się z Liz.T.O.M.A.S.Z wrote: No tak Tess nie mogla zniesc tego ze sa razem, ale w GAW dowiadujemy sie ze TESS nie jest krolowa!
A Marców jest całkiem sporo. Swoją drogą to jestem chyba trochę dziwna, bo dużo bardziej lubiłam Marco w HTDC niż tego z GAW.
TOMASZU, czytając HTDC zapomnij o GAW, jakby go zupełnie nie było. Skup się na tylko tej historii. Bo opowiadanie ma to do siebie że dzieje się w różnych przedziałach czasowych w których toczą się losy bohaterów, historii która w końcu prowadzi do nieszczęścia i próbach odwrócenia biegu zdarzeń.
Matko, w pokoiku HTDC panuje taki bałagan po awarii strony xcom. Miałam to poprawić ale jak zwykle brakuje czasu. Już wcześniej proponowałam tym którzy chcą przeczytać komfortowo HTDC, przesłanie malem tego opowiadania zanim zrobię tam porządek.
I moja ogromna prośba do wielbicieli Gravity Series. Proszę wejdźcie do Fanklubu RosDeidre i pogratulujcie jej wydania Gravity w formie ksiązkowej, tym bardziej że ma się ukazac także w Polsce. Zwłaszcza, że jak pisze autorka my także inspirowaliśmy ją do do jej napisania:D
Matko, w pokoiku HTDC panuje taki bałagan po awarii strony xcom. Miałam to poprawić ale jak zwykle brakuje czasu. Już wcześniej proponowałam tym którzy chcą przeczytać komfortowo HTDC, przesłanie malem tego opowiadania zanim zrobię tam porządek.
I moja ogromna prośba do wielbicieli Gravity Series. Proszę wejdźcie do Fanklubu RosDeidre i pogratulujcie jej wydania Gravity w formie ksiązkowej, tym bardziej że ma się ukazac także w Polsce. Zwłaszcza, że jak pisze autorka my także inspirowaliśmy ją do do jej napisania:D
-
- Nowicjusz
- Posts: 73
- Joined: Fri Jul 30, 2004 11:07 am
- Contact:
Dokładnie TOMASZU, próba zmiany tego co stało się złego jeszcze w HTDC. I wyrzuć z pamięci GAW, skup się tylko na HTDC. Narazie to są dwie odrębne historie, które potem zaczynają się pięknie łączyć w niektórych wątkach
Oooo Milluś naprawdę ? Jasny gwint już biegnę zobaczyć, wieki tam nie zaglądałam. Buźka dla kochanego {o}
Oooo Milluś naprawdę ? Jasny gwint już biegnę zobaczyć, wieki tam nie zaglądałam. Buźka dla kochanego {o}
-
- Nowicjusz
- Posts: 73
- Joined: Fri Jul 30, 2004 11:07 am
- Contact:
Elu kiedy następny rozdział? Przepraszam, ale stęskniłam się za naszymi bohaterami...
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"
Hotaru "Freak Nation"
-
- Nowicjusz
- Posts: 73
- Joined: Fri Jul 30, 2004 11:07 am
- Contact:
TOMASZU, czy Ty oglądałeś odcinek serialu "The End of the World" ? To w tym odcinku Max z przyszłości wyjaśnia rolę Tess, tak potrzebną dla wzmocnienia całej czwórki, potrzebnej dla ratowania świata. Tylko razem byli silni, tylko wspólnie mogli wygrać wojnę. Bez obecności Tess wszystko się zawali, musieli zrobić wszystko by ją zatrzymać w Roswell.
Przepraszam, że to trwało trochę dłużej ale tłumaczenie stylu pisania RosDeidre staje się coraz trudniejsze i potrzebuję więcej czasu. Następna część to kolejne schody. Ale o to będę martwić się później a na razie następna część
Gravity Always Wins - część 26
Dochodziła druga w nocy. Odkąd Tess odeszła, Marco siedział w barze w stanie kompletnego odrętwienia. Ale efekt działania alkoholu pomału zanikał w jego organizmie, zostawiając po sobie wyostrzoną świadomość, że właśnie na zawsze utracił najbliższą sobie osobę.
Nie tylko ją lecz także wszystkich, i z trudem zaczynało dochodzić do niego gdzie ma teraz znaleźć swoje miejsce na tym świecie. Obrońca, który nie ma kogo chronić. Po raz pierwszy w życiu został zupełnie sam – pozbawiony rodziny, swojej wspólnoty - i było mu z tym tak straszliwie źle, gdy siedząc w półmroku patrzył na spirale dymu z papierosów pod przyćmionymi światłami stolików. W kieszeni miał niespełna sto dolarów. Jedynie to i zaparkowany na zewnątrz motocykl, to było wszystko co mu pozostało.
Dlaczego po prostu z nią nie wróciłeś ? podpowiadał wewnętrzny głos. Wiesz, że mogłeś wrócić. Wciąż możesz ją mieć, nawet teraz. Max uspokoiłby się i cię wysłuchał.
Lecz czy mógł stanąć przed nimi i spojrzeć im w twarze? I jak pozwolić by go kochała gdy znów zaczął przeobrażać się w to monstrum. Załamałaby się widząc ogarniające go szaleństwo – tak jak w ciągu tych kilku ostatnich tygodni – i nie chciał na to pozwolić, nie wobec Tess. Zbyt często w życiu cierpiała przez niego.
Odwrócił się bokiem, wyciągnął na całą długość nogi aż buty zwisały mu daleko poza krawędź siedzenia i oparł ciężką głowę o przeciwległą ścianę. Zamknął na moment oczy, żałując że pokój pomału przestaje wirować. Najwyraźniej zaczynał trzeźwieć, więc dlaczego wszystko wokół było nadal takie wykoślawione ?
Może Tess znów dzisiaj powróci, pomyślał i lekki uśmiech zagrał mu w kącikach ust. Poprzednio gdy oparł w ten sposób głowę poczuł przy sobie jej obecność.
Zobaczył swojego anioła, przysłanego tutaj by odzyskać jego zagubioną duszę.
Wolno uchylił powieki i ostrożnie, jak gdyby wkładał palec do zimniej wody, odważył się sprawdzić czy pomieszczenie wreszcie powróciło do poprzedniego stanu. I wówczas zrozumiał, że chyba tak do końca nie wytrzeźwił jak mu się wcześniej wydawało.
Bo tak jak poprzednio, stała przed nim znajoma sylwetka i obserwowała go. Ale kiedy się uśmiechnęła odrzucając jasne włosy, nie miało to nic wspólnego z łagodnym, dodającym otuchy uśmiechem jego ukochanej.
Niósł w sobie grzeszne kuszenie diabła. I wtedy pojął, nie będzie żadnego powrotu, ani dzisiaj ani nigdy.
***
GRUDZIEŃ 2006
Po gorącym lecie nastała chłodna jesień a ta ustąpiła miejsca wczesnej zimie. Wraz z nią zielone liście straciły barwę, opadły a teraz Tess słyszała ich łamiący się szelest pod stopami. Zamyślona schodziła ścieżką w dół, przerzucając za ramię długie włosy.
Niestety, przez ten cały czas Marco nie dał znaku życia.
Nie podcinała jasnych warkoczy, spadały teraz do połowy pleców. Robiła to dla niego...wszystko robiła z myślą o nim ponieważ czekała. Bo kiedy wróci – a nie miała wątpliwości że wróci – pogładzi ją po włosach jak dawniej, tylko tym razem doceni, że są o wiele dłuższe i gęściejsze.
Zasnute od rana ołowianymi chmurami niebo, zapowiadało nadejście pierwszych opadów śniegu, co przypomniało Tess ich pierwsze spędzane ze sobą chwile. Jakże teraz ceniła ten okres ponieważ w trakcie nieobecności Marco wspomnienie o tamtych dniach – nawet momenty ulotne – stawały się drogocenne. Wytrwale trzymała się górskiego szlaku, jej małe tackingi nadawały znajome tempo kroków, tak jak wtedy kiedy szła z nim – i chociaż teraz był dzień, bez trudu przywoływała w pamięci chwilę gdy ich dotknięć nie rozświetlał nawet blask księżyca.
To z jego powodu chodziła na te spacery, każdy jej krok poprzedzał wspólny wcześniejszy, każdy odcisk stopy był odbiciem tego w czym razem uczestniczyli.
Wróci do niej, tego była pewna.
Marek wróci do Ayanny, wypełni swoje przeznaczenie i oboje odpowiedzą na to wołanie. Czas odmierzający życie nic już nie znaczył, liczyły się tylko sny...bezustanne wzywanie siebie nawzajem.
Przez to spała jeszcze gorzej, w snach prześladował ją bez końca, każdej nocy. Marek...przywoływał Ayannę. Jej obrońca, jej ukochany.
Jej przeznaczona miłość.
Stopa utknęła pomiędzy kamykami, wykręcona kostka wywołała szept bólu który odbił się echem w całym ciele, ale ona tego nie czuła. Z chwilą gdy odszedł, żadne uczucie nie było autentyczne i prawdziwe. Od kiedy Serena opowiedziała kim byli dla siebie, jej serce na zawsze się odmieniło – a teraz wiszące nad nią ciężkie śnieżne chmury, zwiastowały coś czego mogła się nie doczekać.
Mogła nie doczekać się Marco. Ale nie dbała o to bowiem pozostała jej wyobraźnia którą wypełniała jego obecność. Pamiętała postawną sylwetkę, piękne wrażliwe oczy, okolone długimi rzęsami. Gdyby było inaczej, gdyby nie mogła marzyć wszystko stałoby się jednowymiarowe, monotonne i beznadziejne.
Teraz Marco McKinley wyznaczał jej świat, i chociaż tak długo go nie było, pojęcie jego istnienia stawało się kącikiem do którego się chowała. Jak teraz, gdy zeszła ścieżką do niższych partii gór i przelotnie zobaczyła drzewo do którego ją wtedy przyparł, całując gorąco. Wspomnienie odebrało jej oddech i długo stała starając się go wyrównać.
Zastanawiała się gdzie się podziewał w ten zimny grudniowy poranek – jednak nic nie rozbrzmiewało w jej sercu. Nic w nim od miesięcy nie rozpoznawała - było martwe jak pusta skrzynka na listy, adresat nieznany...z błąkającym gdzieś bezdomnym empatą.
Tym był teraz Marco, bezdomny – istniejący poza nią i poza sobą, choć ona sama czuła się nie wiele lepiej. Tess była teraz kobietą, której długimi włosami interesował się tylko górski wiatr. Równie dobrze mogła wyglądać jak odkurzacz bo nie było tego kto dostrzegłby i docenił jej urodę.
To było zarezerwowane dla jedynego mężczyzny a jego nie było tak długo. Wspominanie go stało się tylko nawykiem....ale ona pamiętała.
Zabierały ją tam sny, każdej nocy intensywniejsze, przywołujące ją z całą mocą do Marco a jego do niej...Marku...noc po nocy, te same obrazy i uczucia. Z tym samym przesłaniem.
Marku wróć do domu, do mnie.
I wiedziała, że jeżeli kiedykolwiek wróci, zrobi to dla niej – tak jak mu to przepowiedziała.
***
Gdy zbliżała się do domu z ołowianego nieba zaczął padać obiecany śnieg który oprószył długie włosy i sprawił że mocniej zadrżała. Ciaśniej owinęła wokół siebie czarny skafander Marco, i chociaż był sporo na nią za duży nosiła go, odkąd zrobiło się chłodno. Rozgrzewał ale miała go na sobie także dlatego bo wciąż głęboko przesiąknięty był jego specyficznym zapachem.
Zastanawiała się w co jest dzisiaj ubrany, gdziekolwiek znajdował się tego poranka.
Pokonała ostatni zakręt i z daleka dostrzegła siedzących na za zewnętrznych schodach Serenę i Maxa. Oboje mieli posępne i przygnębione miny które starali się zamaskować w momencie gdy ją zobaczyli. Patrząc na nich poczuła nieprzyjemny skurcz żołądka bo wyglądało jakby czekali na nią.
- Co się stało ? – zawołała zanim jeszcze podeszła. Odniosła wrażenie że ktoś umarł...że stało się coś bardzo złego.
- Tess – Max podniósł się i wyszedł jej naprzeciw a jego złote oczy były aż nadto poważne – Musimy z tobą porozmawiać.
Spojrzała szybko na Serenę. Twarz jej przybrała ponury wyraz a Tess zastanawiała się dlaczego tak uparcie unika jej spojrzenia.
- Co się dzieje, Max ? – podniosła głos – Przerażasz mnie.
Łagodnie ujął ją za ramię, odprowadził trochę dalej od Sereny – Chodzi o Marco – mówił dalej niskim głosem.
- Nie żyje – powiedziała jednym tchem – Prawda? Dlatego oboje jesteście tak zdenerwowani ! – serce zaczęło walić, gardło zacisnęło się boleśnie i dziwny szum wypełnił głowę.
- Nie Tess – potrząsnął mocno głową – Żyje...nie o to chodzi.
- Więc co ? – śnieg padał teraz gęściejszy a ciężkie, zlepione płatki osiadały na jej rzęsach.
- Dzisiaj rano Riley i Cecilia obserwowali obóz Khivara – zaczął i nagle przerwał. Wyglądał jakby ogarnęła go ogromna zgryzota, unikał jej wzroku a w jej sercu zaczęła narastać dławiąca obawa.
- Powiedz – nalegała. Łzy wypełniły oczy po brzegi a postać Maxa stała się teraz zamazanym obrazem – Widzieli go, Tess – powiedział szybko – W obozie nieprzyjaciela. Przeszedł na ich stronę.
Gwałtownie potrząsnęła głową – Nie...nie, to niemożliwe.
- Tess...
- To nieprawda – krzyczała – Jak w ogóle możesz go o coś takiego posądzać ? On, który nie mógł nawet...- umilkła, zamykając oczy. Który z twojego powodu nie mógł dać mi nawet siebie. Tylko ja wiem z czego zrezygnował...ile go to kosztowało.
- Czego nie mógł, Tess ? – zapytał delikatnie.
Potrząsnęła głową walcząc z gryzącymi łzami – Przysięgał tobie i Liz, ...umarłby za ciebie, nie rozumiesz ?
Niezdecydowanie pokręcił głową – Nie mam takiej pewności.
- Nigdy nie przeszedłby na stronę Khivara...nie mógłbytak postąpić.
- Oni go widzieli, Tess.
- Możliwe...a jeżeli on tam jest ...jeżeli zrobił to dla ciebie – starała się go przekonać, nerwowo przesuwając dłonią po włosach. Musiała sprawić by Max zrozumiał.
- Jesteś tego tak do końca pewna ? – zapytał, zniżył głos niemal do szeptu, ale czuła że go nie przekonała.
- Dziwi mnie że ty nie jesteś ...ale pamiętaj, ja znam go lepiej niż ty.
- Pomóż nam zrozumieć.
- Nie mogę – głos jej się załamał, łzy płynęły po policzkach – Powiem tylko tyle...to z twojego powodu nie został ze mną. Boże, przecież wiesz o tym. Właśnie to ci sugerowałam.
Nastała długa cisza, Max wpatrywał się w ziemię a Tess wycierała świeże łzy. Przez te długie miesiące wydawało jej się, że stroniąc od Maxa...i pozostałych, będzie w stanie jeszcze jakoś się trzymać. Ale teraz powinien wiedzieć.
- Zbyt mocno kocha ciebie i Liz by mógł cię zdradzić, nie wiedziałeś o tym ? – w końcu wykrztusiła.
Max nagle podniósł na nią wzrok, bursztynowe oczy rozbłysły intensywnie – Wiem tylko to co oni zobaczyli.
- Chyba tylko ja jedna wciąż w niego wierzę – szepnęła – Ponieważ znam jego serce.
Po tych słowach wyminęła Maxa i weszła do domu. Zostawiając go i zostawiając zagubioną w swoich myślach Serenę, tak umęczoną, że ledwie zwracała na nią uwagę.
Tess zastanawiała się dlaczego tak trudno im uwierzyć w to co dla niej było oczywiste...że Marco udał się w jedyne miejsce gdzie był w stanie ich chronić.
Prosto do kryjówki wroga.
****
Max leżał w ciemnościach wpatrzony w drewniany sufit nad sobą. Dawno minęła północ. Obok spała Liz, i wsłuchując się w jej cichy równy oddech, zatęsknił by sen upomniał się i o niego. Lecz sen nie przychodził jak to często zdarzało się teraz od wielu miesięcy, za każdym razem gdy myśli biegły do Marco. Podobnie było i tej nocy. Tyle razy rozmyślał o tamtym zdarzeniu, rozpamiętywał każdy szczegół i nie potrafił siebie zrozumieć co sprawiło że popełnił tak niewybaczalny błąd.
W myślach wybijał się obraz Marco a Max wciąż zadawał sobie te same pytania. Jak mogłem zrobić coś tak głupiego, tak kompletnie bezsensownego ?
Dlaczego w takim razie nie wiedział co sądzić o ostatnim złożonym przez Riley’a meldunku, że widział go w obozie Khivara. To jeszcze o niczym nie przesądzało, ale po co tam był jeżeli nie przeszedł na ich stronę ? Jeśli jego celem było szpiegowanie, co zrobił by uwiarygodnić się wobec Nicholasa ? Przez ostatnie miesiące zdarzały się tam przypadki łamania zasad bezpieczeństwa, najczęściej w drobnych sprawach, ale teraz to co się działo wzbudziło nieufność Maxa.
Jednak Tess była bezwzględnie przekonana, że Marco nadal jest mu oddany – bo jak mówiła, wie co kryje się w jego sercu.
Dobijało go gdy widział jak ona cierpi, a wszystko było skutkiem jego pomyłki. Martwiła się tak długo, sprawiała wrażenie jakby smutek nigdy nie schodził jej z twarzy – i obiecał jej sprowadzić Marco do domu. A ponieważ zamierzał dotrzymać obietnicy uważał, że najpierw należy zorientować się gdzie on przebywa ...potem znaleźć sposób by dotrzeć do niego i sprowadzić go z powrotem.
A jeżeli Marco rzeczywiście odwrócił się od niego. Po tych zawirowaniach należało rozważyć każdą możliwość. Max musiał się przekonać. Zamknął oczy i nacisnął mocno w głąb swoich myśli. Chciał poznać prawdę posługując się intuicją. Widział tylko ciemność ale usłyszał ciąg dziwnych, obcych słów....takich jakie wydobywały się z ust Sereny gdy ją schwytano.
****
- Co jest ? – oszołomiona Serena podniosła głowę. Max klęknął cicho przy łóżku, od strony po której spała, lekko potrząsnął ją za ramię i cicho powtórzył to co przed chwilą usłyszał.
- R'thasme siet falne.
- Skąd znasz te słowa ? – zapytała szybko – Gdzie je usłyszałeś ?
- Chciałem...musiałem się dowiedzieć czy Marco nie zwrócił się przeciwko mnie - wyjaśnił cicho – Więc aby poznać jak jest naprawdę, posłużyłem się intuicją.
- O Boże – Serena ukryła twarz w dłoniach - Dlaczego on to zrobił ?
- Co zrobił, i co znaczą te słowa ?
- To jest przysięga jaką złożył gdy pasowano go na twojego obrońcę – powiedziała opuszczając stopy na podłogę – Wygląda na to, że Tess miała rację...on wciąż ci służy...a to także oznacza, że znajduje się w ogromnym niebezpieczeństwie – pokręciła głową wsuwając gorączkowo palce we włosy – Jeżeli Nicholas nabierze jakichkolwiek podejrzeń to Marco jest już martwy.
- Po zdradzie Anny ?
- Gorzej...zabicie Marco sprawiłoby mu dziką satysfakcję.
- Dlaczego?
- Ponieważ jest twoim obrońcą, Max – w ciemnościach jej głos zabrzmiał znacząco – Byłaby to dla niego taka sama rozkosz jak zabicie ciebie lub Liz.
- W takim razie musimy go stamtąd wydostać – postanowił Max podnosząc się z kolan.
- Kogo masz na myśli mówiąc my ? – w jej głosie pojawiła się troska.
- Musimy się z nim skontaktować...powinien wiedzieć, że chcę by był z nami. Że niczego bardziej nie żałuję jak tamtej nocy.
- Max ...to brzmi bardzo ryzykownie – szepnęła żałośnie – Wiesz ile znaczy dla mnie Marco, ale on nigdy nie zgodziłby się żeby ktokolwiek narażał dla niego życie. Taka akcja oznaczałaby bezpośredni kontakt... – pełna wątpliwości kręciła głową – Nie jestem przekonana.
- Popracujemy nad tym, nikomu nic się nie stanie – zapewniał Max, skupiając się w myślach nad tą sprawą - Jestem to winny Tess i Marco, zwłaszcza Marco.
Jednak było jeszcze coś czego nie powiedział. Intuicyjnie czuł, że tylko jedna osoba jest w stanie sprowadzić Marco McKinley’a do domu, tylko jedna osoba może uzdrowić tę wyrwę jaka powstała między nimi.
Tym kimś był on sam.
Cdn.
Przepraszam, że to trwało trochę dłużej ale tłumaczenie stylu pisania RosDeidre staje się coraz trudniejsze i potrzebuję więcej czasu. Następna część to kolejne schody. Ale o to będę martwić się później a na razie następna część
Gravity Always Wins - część 26
Dochodziła druga w nocy. Odkąd Tess odeszła, Marco siedział w barze w stanie kompletnego odrętwienia. Ale efekt działania alkoholu pomału zanikał w jego organizmie, zostawiając po sobie wyostrzoną świadomość, że właśnie na zawsze utracił najbliższą sobie osobę.
Nie tylko ją lecz także wszystkich, i z trudem zaczynało dochodzić do niego gdzie ma teraz znaleźć swoje miejsce na tym świecie. Obrońca, który nie ma kogo chronić. Po raz pierwszy w życiu został zupełnie sam – pozbawiony rodziny, swojej wspólnoty - i było mu z tym tak straszliwie źle, gdy siedząc w półmroku patrzył na spirale dymu z papierosów pod przyćmionymi światłami stolików. W kieszeni miał niespełna sto dolarów. Jedynie to i zaparkowany na zewnątrz motocykl, to było wszystko co mu pozostało.
Dlaczego po prostu z nią nie wróciłeś ? podpowiadał wewnętrzny głos. Wiesz, że mogłeś wrócić. Wciąż możesz ją mieć, nawet teraz. Max uspokoiłby się i cię wysłuchał.
Lecz czy mógł stanąć przed nimi i spojrzeć im w twarze? I jak pozwolić by go kochała gdy znów zaczął przeobrażać się w to monstrum. Załamałaby się widząc ogarniające go szaleństwo – tak jak w ciągu tych kilku ostatnich tygodni – i nie chciał na to pozwolić, nie wobec Tess. Zbyt często w życiu cierpiała przez niego.
Odwrócił się bokiem, wyciągnął na całą długość nogi aż buty zwisały mu daleko poza krawędź siedzenia i oparł ciężką głowę o przeciwległą ścianę. Zamknął na moment oczy, żałując że pokój pomału przestaje wirować. Najwyraźniej zaczynał trzeźwieć, więc dlaczego wszystko wokół było nadal takie wykoślawione ?
Może Tess znów dzisiaj powróci, pomyślał i lekki uśmiech zagrał mu w kącikach ust. Poprzednio gdy oparł w ten sposób głowę poczuł przy sobie jej obecność.
Zobaczył swojego anioła, przysłanego tutaj by odzyskać jego zagubioną duszę.
Wolno uchylił powieki i ostrożnie, jak gdyby wkładał palec do zimniej wody, odważył się sprawdzić czy pomieszczenie wreszcie powróciło do poprzedniego stanu. I wówczas zrozumiał, że chyba tak do końca nie wytrzeźwił jak mu się wcześniej wydawało.
Bo tak jak poprzednio, stała przed nim znajoma sylwetka i obserwowała go. Ale kiedy się uśmiechnęła odrzucając jasne włosy, nie miało to nic wspólnego z łagodnym, dodającym otuchy uśmiechem jego ukochanej.
Niósł w sobie grzeszne kuszenie diabła. I wtedy pojął, nie będzie żadnego powrotu, ani dzisiaj ani nigdy.
***
GRUDZIEŃ 2006
Po gorącym lecie nastała chłodna jesień a ta ustąpiła miejsca wczesnej zimie. Wraz z nią zielone liście straciły barwę, opadły a teraz Tess słyszała ich łamiący się szelest pod stopami. Zamyślona schodziła ścieżką w dół, przerzucając za ramię długie włosy.
Niestety, przez ten cały czas Marco nie dał znaku życia.
Nie podcinała jasnych warkoczy, spadały teraz do połowy pleców. Robiła to dla niego...wszystko robiła z myślą o nim ponieważ czekała. Bo kiedy wróci – a nie miała wątpliwości że wróci – pogładzi ją po włosach jak dawniej, tylko tym razem doceni, że są o wiele dłuższe i gęściejsze.
Zasnute od rana ołowianymi chmurami niebo, zapowiadało nadejście pierwszych opadów śniegu, co przypomniało Tess ich pierwsze spędzane ze sobą chwile. Jakże teraz ceniła ten okres ponieważ w trakcie nieobecności Marco wspomnienie o tamtych dniach – nawet momenty ulotne – stawały się drogocenne. Wytrwale trzymała się górskiego szlaku, jej małe tackingi nadawały znajome tempo kroków, tak jak wtedy kiedy szła z nim – i chociaż teraz był dzień, bez trudu przywoływała w pamięci chwilę gdy ich dotknięć nie rozświetlał nawet blask księżyca.
To z jego powodu chodziła na te spacery, każdy jej krok poprzedzał wspólny wcześniejszy, każdy odcisk stopy był odbiciem tego w czym razem uczestniczyli.
Wróci do niej, tego była pewna.
Marek wróci do Ayanny, wypełni swoje przeznaczenie i oboje odpowiedzą na to wołanie. Czas odmierzający życie nic już nie znaczył, liczyły się tylko sny...bezustanne wzywanie siebie nawzajem.
Przez to spała jeszcze gorzej, w snach prześladował ją bez końca, każdej nocy. Marek...przywoływał Ayannę. Jej obrońca, jej ukochany.
Jej przeznaczona miłość.
Stopa utknęła pomiędzy kamykami, wykręcona kostka wywołała szept bólu który odbił się echem w całym ciele, ale ona tego nie czuła. Z chwilą gdy odszedł, żadne uczucie nie było autentyczne i prawdziwe. Od kiedy Serena opowiedziała kim byli dla siebie, jej serce na zawsze się odmieniło – a teraz wiszące nad nią ciężkie śnieżne chmury, zwiastowały coś czego mogła się nie doczekać.
Mogła nie doczekać się Marco. Ale nie dbała o to bowiem pozostała jej wyobraźnia którą wypełniała jego obecność. Pamiętała postawną sylwetkę, piękne wrażliwe oczy, okolone długimi rzęsami. Gdyby było inaczej, gdyby nie mogła marzyć wszystko stałoby się jednowymiarowe, monotonne i beznadziejne.
Teraz Marco McKinley wyznaczał jej świat, i chociaż tak długo go nie było, pojęcie jego istnienia stawało się kącikiem do którego się chowała. Jak teraz, gdy zeszła ścieżką do niższych partii gór i przelotnie zobaczyła drzewo do którego ją wtedy przyparł, całując gorąco. Wspomnienie odebrało jej oddech i długo stała starając się go wyrównać.
Zastanawiała się gdzie się podziewał w ten zimny grudniowy poranek – jednak nic nie rozbrzmiewało w jej sercu. Nic w nim od miesięcy nie rozpoznawała - było martwe jak pusta skrzynka na listy, adresat nieznany...z błąkającym gdzieś bezdomnym empatą.
Tym był teraz Marco, bezdomny – istniejący poza nią i poza sobą, choć ona sama czuła się nie wiele lepiej. Tess była teraz kobietą, której długimi włosami interesował się tylko górski wiatr. Równie dobrze mogła wyglądać jak odkurzacz bo nie było tego kto dostrzegłby i docenił jej urodę.
To było zarezerwowane dla jedynego mężczyzny a jego nie było tak długo. Wspominanie go stało się tylko nawykiem....ale ona pamiętała.
Zabierały ją tam sny, każdej nocy intensywniejsze, przywołujące ją z całą mocą do Marco a jego do niej...Marku...noc po nocy, te same obrazy i uczucia. Z tym samym przesłaniem.
Marku wróć do domu, do mnie.
I wiedziała, że jeżeli kiedykolwiek wróci, zrobi to dla niej – tak jak mu to przepowiedziała.
***
Gdy zbliżała się do domu z ołowianego nieba zaczął padać obiecany śnieg który oprószył długie włosy i sprawił że mocniej zadrżała. Ciaśniej owinęła wokół siebie czarny skafander Marco, i chociaż był sporo na nią za duży nosiła go, odkąd zrobiło się chłodno. Rozgrzewał ale miała go na sobie także dlatego bo wciąż głęboko przesiąknięty był jego specyficznym zapachem.
Zastanawiała się w co jest dzisiaj ubrany, gdziekolwiek znajdował się tego poranka.
Pokonała ostatni zakręt i z daleka dostrzegła siedzących na za zewnętrznych schodach Serenę i Maxa. Oboje mieli posępne i przygnębione miny które starali się zamaskować w momencie gdy ją zobaczyli. Patrząc na nich poczuła nieprzyjemny skurcz żołądka bo wyglądało jakby czekali na nią.
- Co się stało ? – zawołała zanim jeszcze podeszła. Odniosła wrażenie że ktoś umarł...że stało się coś bardzo złego.
- Tess – Max podniósł się i wyszedł jej naprzeciw a jego złote oczy były aż nadto poważne – Musimy z tobą porozmawiać.
Spojrzała szybko na Serenę. Twarz jej przybrała ponury wyraz a Tess zastanawiała się dlaczego tak uparcie unika jej spojrzenia.
- Co się dzieje, Max ? – podniosła głos – Przerażasz mnie.
Łagodnie ujął ją za ramię, odprowadził trochę dalej od Sereny – Chodzi o Marco – mówił dalej niskim głosem.
- Nie żyje – powiedziała jednym tchem – Prawda? Dlatego oboje jesteście tak zdenerwowani ! – serce zaczęło walić, gardło zacisnęło się boleśnie i dziwny szum wypełnił głowę.
- Nie Tess – potrząsnął mocno głową – Żyje...nie o to chodzi.
- Więc co ? – śnieg padał teraz gęściejszy a ciężkie, zlepione płatki osiadały na jej rzęsach.
- Dzisiaj rano Riley i Cecilia obserwowali obóz Khivara – zaczął i nagle przerwał. Wyglądał jakby ogarnęła go ogromna zgryzota, unikał jej wzroku a w jej sercu zaczęła narastać dławiąca obawa.
- Powiedz – nalegała. Łzy wypełniły oczy po brzegi a postać Maxa stała się teraz zamazanym obrazem – Widzieli go, Tess – powiedział szybko – W obozie nieprzyjaciela. Przeszedł na ich stronę.
Gwałtownie potrząsnęła głową – Nie...nie, to niemożliwe.
- Tess...
- To nieprawda – krzyczała – Jak w ogóle możesz go o coś takiego posądzać ? On, który nie mógł nawet...- umilkła, zamykając oczy. Który z twojego powodu nie mógł dać mi nawet siebie. Tylko ja wiem z czego zrezygnował...ile go to kosztowało.
- Czego nie mógł, Tess ? – zapytał delikatnie.
Potrząsnęła głową walcząc z gryzącymi łzami – Przysięgał tobie i Liz, ...umarłby za ciebie, nie rozumiesz ?
Niezdecydowanie pokręcił głową – Nie mam takiej pewności.
- Nigdy nie przeszedłby na stronę Khivara...nie mógłbytak postąpić.
- Oni go widzieli, Tess.
- Możliwe...a jeżeli on tam jest ...jeżeli zrobił to dla ciebie – starała się go przekonać, nerwowo przesuwając dłonią po włosach. Musiała sprawić by Max zrozumiał.
- Jesteś tego tak do końca pewna ? – zapytał, zniżył głos niemal do szeptu, ale czuła że go nie przekonała.
- Dziwi mnie że ty nie jesteś ...ale pamiętaj, ja znam go lepiej niż ty.
- Pomóż nam zrozumieć.
- Nie mogę – głos jej się załamał, łzy płynęły po policzkach – Powiem tylko tyle...to z twojego powodu nie został ze mną. Boże, przecież wiesz o tym. Właśnie to ci sugerowałam.
Nastała długa cisza, Max wpatrywał się w ziemię a Tess wycierała świeże łzy. Przez te długie miesiące wydawało jej się, że stroniąc od Maxa...i pozostałych, będzie w stanie jeszcze jakoś się trzymać. Ale teraz powinien wiedzieć.
- Zbyt mocno kocha ciebie i Liz by mógł cię zdradzić, nie wiedziałeś o tym ? – w końcu wykrztusiła.
Max nagle podniósł na nią wzrok, bursztynowe oczy rozbłysły intensywnie – Wiem tylko to co oni zobaczyli.
- Chyba tylko ja jedna wciąż w niego wierzę – szepnęła – Ponieważ znam jego serce.
Po tych słowach wyminęła Maxa i weszła do domu. Zostawiając go i zostawiając zagubioną w swoich myślach Serenę, tak umęczoną, że ledwie zwracała na nią uwagę.
Tess zastanawiała się dlaczego tak trudno im uwierzyć w to co dla niej było oczywiste...że Marco udał się w jedyne miejsce gdzie był w stanie ich chronić.
Prosto do kryjówki wroga.
****
Max leżał w ciemnościach wpatrzony w drewniany sufit nad sobą. Dawno minęła północ. Obok spała Liz, i wsłuchując się w jej cichy równy oddech, zatęsknił by sen upomniał się i o niego. Lecz sen nie przychodził jak to często zdarzało się teraz od wielu miesięcy, za każdym razem gdy myśli biegły do Marco. Podobnie było i tej nocy. Tyle razy rozmyślał o tamtym zdarzeniu, rozpamiętywał każdy szczegół i nie potrafił siebie zrozumieć co sprawiło że popełnił tak niewybaczalny błąd.
W myślach wybijał się obraz Marco a Max wciąż zadawał sobie te same pytania. Jak mogłem zrobić coś tak głupiego, tak kompletnie bezsensownego ?
Dlaczego w takim razie nie wiedział co sądzić o ostatnim złożonym przez Riley’a meldunku, że widział go w obozie Khivara. To jeszcze o niczym nie przesądzało, ale po co tam był jeżeli nie przeszedł na ich stronę ? Jeśli jego celem było szpiegowanie, co zrobił by uwiarygodnić się wobec Nicholasa ? Przez ostatnie miesiące zdarzały się tam przypadki łamania zasad bezpieczeństwa, najczęściej w drobnych sprawach, ale teraz to co się działo wzbudziło nieufność Maxa.
Jednak Tess była bezwzględnie przekonana, że Marco nadal jest mu oddany – bo jak mówiła, wie co kryje się w jego sercu.
Dobijało go gdy widział jak ona cierpi, a wszystko było skutkiem jego pomyłki. Martwiła się tak długo, sprawiała wrażenie jakby smutek nigdy nie schodził jej z twarzy – i obiecał jej sprowadzić Marco do domu. A ponieważ zamierzał dotrzymać obietnicy uważał, że najpierw należy zorientować się gdzie on przebywa ...potem znaleźć sposób by dotrzeć do niego i sprowadzić go z powrotem.
A jeżeli Marco rzeczywiście odwrócił się od niego. Po tych zawirowaniach należało rozważyć każdą możliwość. Max musiał się przekonać. Zamknął oczy i nacisnął mocno w głąb swoich myśli. Chciał poznać prawdę posługując się intuicją. Widział tylko ciemność ale usłyszał ciąg dziwnych, obcych słów....takich jakie wydobywały się z ust Sereny gdy ją schwytano.
****
- Co jest ? – oszołomiona Serena podniosła głowę. Max klęknął cicho przy łóżku, od strony po której spała, lekko potrząsnął ją za ramię i cicho powtórzył to co przed chwilą usłyszał.
- R'thasme siet falne.
- Skąd znasz te słowa ? – zapytała szybko – Gdzie je usłyszałeś ?
- Chciałem...musiałem się dowiedzieć czy Marco nie zwrócił się przeciwko mnie - wyjaśnił cicho – Więc aby poznać jak jest naprawdę, posłużyłem się intuicją.
- O Boże – Serena ukryła twarz w dłoniach - Dlaczego on to zrobił ?
- Co zrobił, i co znaczą te słowa ?
- To jest przysięga jaką złożył gdy pasowano go na twojego obrońcę – powiedziała opuszczając stopy na podłogę – Wygląda na to, że Tess miała rację...on wciąż ci służy...a to także oznacza, że znajduje się w ogromnym niebezpieczeństwie – pokręciła głową wsuwając gorączkowo palce we włosy – Jeżeli Nicholas nabierze jakichkolwiek podejrzeń to Marco jest już martwy.
- Po zdradzie Anny ?
- Gorzej...zabicie Marco sprawiłoby mu dziką satysfakcję.
- Dlaczego?
- Ponieważ jest twoim obrońcą, Max – w ciemnościach jej głos zabrzmiał znacząco – Byłaby to dla niego taka sama rozkosz jak zabicie ciebie lub Liz.
- W takim razie musimy go stamtąd wydostać – postanowił Max podnosząc się z kolan.
- Kogo masz na myśli mówiąc my ? – w jej głosie pojawiła się troska.
- Musimy się z nim skontaktować...powinien wiedzieć, że chcę by był z nami. Że niczego bardziej nie żałuję jak tamtej nocy.
- Max ...to brzmi bardzo ryzykownie – szepnęła żałośnie – Wiesz ile znaczy dla mnie Marco, ale on nigdy nie zgodziłby się żeby ktokolwiek narażał dla niego życie. Taka akcja oznaczałaby bezpośredni kontakt... – pełna wątpliwości kręciła głową – Nie jestem przekonana.
- Popracujemy nad tym, nikomu nic się nie stanie – zapewniał Max, skupiając się w myślach nad tą sprawą - Jestem to winny Tess i Marco, zwłaszcza Marco.
Jednak było jeszcze coś czego nie powiedział. Intuicyjnie czuł, że tylko jedna osoba jest w stanie sprowadzić Marco McKinley’a do domu, tylko jedna osoba może uzdrowić tę wyrwę jaka powstała między nimi.
Tym kimś był on sam.
Cdn.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 68 guests