Shattered like a falling glass

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Mon Oct 04, 2004 5:22 pm

Będę wspaniałomyślna i zamieszczę część 4 dzisiaj wieczorem - tylko dlatego, że nie mogę doczekać się waszej reakcji :twisted:

Hotaru pobożne życzenia...
Image

User avatar
Galadriela
Zainteresowany
Posts: 333
Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
Contact:

Post by Galadriela » Mon Oct 04, 2004 5:28 pm

_liz chyba nie muszę mówić jak bardzo mi się podobało. No dobra powiem. Bardzo mi się podobało.

Aż mam ochotę schrupać Aleca :lol:
_liz wrote:Co? Jak można nie lubieć Aleca? Przecież jest tak rozbrajający i zniewalający, że nie można oderwać od niego oczu... A tak na poważnie, aras masz pełne prawo go nie lubieć, a ja mam pełne prawo go uwielbiać Laughing
Powiem z doświadczenia. Aleca widziałam tylko na zdjęciach, a już go uwielbiam. Szczególnie ten jego uśmieszek. Ach rozmarzyłam się.

_liz mam nadzieję że kolejne części będziesz umieszczała tak jak dotychczas. Nie muszę chyba mówić, że twoje opowiadania sa uzależniające

:cheesy:
Image

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Mon Oct 04, 2004 5:43 pm

Nie, _liz, proszę, nie rób mi tego... Co do pobożnego życzenia, to wcale nie jest takie pobożne. Jest o wiele gorszy niż Liz w swojej awanturce przy barze z barmanką :roll: Bywa to miłe, ale nie przesadzajmy.
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Mon Oct 04, 2004 7:02 pm

Po tych waszych opowiadankach z Aleckiem to chyba powoli przestaję być 100%tową dreamerką, pomijając fakt, że coraz bardziej podobaja mi się polarki :twisted: chyba opowiadania z Liz i Maxem już mi się troszkę przejadły i szukam czegoś innego a Alec jest boski 8) Czekajcie jak się nazywa para Liz-Alec?

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Mon Oct 04, 2004 7:36 pm

Wyjaśniam, że nie lubię Alec'a bo myslałam, że jest konkurentem Logana, jesli nim nie jest to może sobie żyć :lol: i tak mi sie nie podoba :jezyk: .
_liz co ci się stało, że tak się rozpędzasz z tym nowym opowiadankiem :shock: , dwie części na dzień :?: kto to widział :!:
Czytaj między wierszami...

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Mon Oct 04, 2004 8:53 pm

Po (nie)długim namyśle, to nawet widzę pewne plusy...może nieznaczne, ale jednak jakieś:P Np. Jeżeli narazie nie będzie polarka to wszyscy się za nim stęsknią i każdy się będzie bardziej cieszył :lol:- to po pierwsze. Po drugie onar-ek przejdzie na naszą(polarkową oczywiście)stronę, a dreamarki pójdą się...tfu co ja gadam odejdą w zapomnienie :twisted: Nad 3 plusem jeszcze myślę, może ktoś ma jakieś pomyśły :roll:

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Mon Oct 04, 2004 9:02 pm

Aż mam ochotę schrupać Aleca
Galadriela, wskaż mi osobę, która nie ma ochoty tego zrobić (oprócz Aras) 8) Eh te oczęta, ten uśmieszek... Moje opowiadania uzależniające? Hmm, no może, ja na razie jestem uzależniona od Calinii i oczywiście FN Hotaru (kiedy kolejna część :twisted: )
Nie, _liz, proszę, nie rób mi tego...
Tak, tak! :twisted: Szykuj się, szykuj! Bronisz się przed tym, ale ciebie też zżera ciekawość jak zareagują.
Gorsza awantura od tej o barmankę? Biedna moja Hotaru, ty trzymaj go z daleka od komputera, bo on cię nam w wieży zamknie, a ja po twoich włosach nie mam zamiaru się wspinać...
_liz co ci się stało, że tak się rozpędzasz z tym nowym opowiadankiem , dwie części na dzień kto to widział
Rozpieszczam was teraz, bo mam już gotowych przepisanych sporo rozdziałów, więc mogę spobie pozwolić na takie codzienne dwójeczki. Ale jak wam to przeszkadza, to moge przestać. 8)
Nad 3 plusem jeszcze myślę, może ktoś ma jakieś pomyśły
Trzeci plus jest taki, że inni zarażą się tym wirusem i będą x-tremerkami :roll:


A teraz obiecana część czwarta, chyba szokująca (liczę na burzliwe komentarze)


IV

Ludzie mijali ją bez słowa, zupełnie jakby nie istniała. Nie było to przyjemne uczucie, ale budziło w niej odpowiednie instynkty samozachowawcze. Zdana na siebie, musiała znaleźć w tym ponurym miejscu jakikolwiek telefon. Nie, nie jakikolwiek. Bo taki już znalazła i miał pewien mankament – nie miał słuchawki.

Podrapała się po nosie, zastanawiając na co komu słuchawka do telefonu publicznego. Cały telefon była jeszcze w stanie zrozumieć, ale słuchawka...

Bezimienne, bezosobowe twarz, bez wyrazu. Jakby mijały ją roboty. Tego potrzebowała. Zdecydowania. Nie musiała się martwić tym, że spotka kogoś niechcianego lub, że zostanie zauważona. Przystanęła rozglądając się dokoła. Ciężar, jaki dźwigała od długich miesięcy, wreszcie spadł z jej ramion. Nie musiała wysłuchiwać skomlenia Marii, ani wspierać psychicznie Isabel. Nie musiała też unikać krepujących pytań rodziców i to nie tylko swoich, ale również Maxa. Max – od tego najbardziej się uwolniła.

Skoro była wolna, mogła robić wszystko i nie bać się konsekwencji. Mogła zadzwonić do domu.

Wreszcie znalazła działający automat, chyba jedyny w tym mieście. Szybko wstukała numer, zanim wahanie i wątpliwości ją dosięgły. I już po kilku sygnałach słyszała znajomy, troskliwy głos.

- Halo? - Nancy Parker nigdy nie brzmiała lepiej niż w tej chwili, niż z tej perspektywy – Słucham?
- Mamo... - Liz zaczęła zachrypniętym głosem
- Kochanie! To ty? Jeff to Liz! - matka od razu zaczęła zasypywać córkę gorącą ciekawością i nadopiekuńczością – I jak Liz? Jak podróż?
Wstrętnie. Niewygodne siedzenie, duchota, mdłości. Jednym słowem okropność.
- Dobrze – odpowiedziała dziewczyna

Mogła się założyć, że mama właśnie się uśmiecha. Jakieś szepty po drugiej stronie linii podpowiedziały jej, że ojciec właśnie też się przyłączył do słuchania.
- A jak Vermont? Szkoła?

Szkoła. Vermont. Hmm... daleko.

Teraz nadeszła pora na całkowitą przemianę. Słowa, które powinna wykrztusić grzęzły jej w gardle.
- Dobrze – odpowiedziała mechanicznie
Znała rodziców. Tak łatwo nie ustępowali. Miała do wyboru kłamać dalej albo przyznać prawdę. Ładny pokoik w Varmont czy prawdziwe Seattle? Grzeczna córeczka czy prawdziwa Liz? Szczęście rodziców czy zawał serca?

- Umm... mam całkiem fajny pokój – pierwsze kłamstwo wypadło gładko – I niezwykle miłą współlokatorkę...

Będzie płonęła za to w piekle.

- Czy...
- Musze już kończyć. Pa! - odłożyła słuchawkę

Miała ochotę ją odciąć i wyrzucić do rzeki jak narzędzie zbrodni. Nienawidziła kłamać. Chciała się odkryć na nowo, ale nie przez rozpoczynanie tego obłudą. Westchnęła. Strach jednak nie dawał jej spokoju. Tylko właściwie czego się bała?

Że podjęła złą decyzję przyjeżdżając tutaj?

Zabrzęczało. Automat wydał resztę. Liz wyjęła portfel, sięgając po drobne monety. Łup! Jedna sekunda i wysoki mężczyzna z fioletowymi włosami już uciekał z jej portfelem.

Nie było czasu na myślenie. Jeden zryw i już biegła za nim. Krzyczała, co oczywiście było głupota, bo żaden normalny złodziej nie zatrzymuje się na hasło „stój”. Zaskakująco dużo siły w jej niepozornym organizmie pozwoliło na dogonienie mężczyzny, gdy ten skręcał w jakąś alejkę. Chwyciła jego rękaw, ale udało mu się uciec. Spoglądała bezsilnie jak oddala się w alejce. Żegnaj portfelu...

Nagle mężczyzna runął na ziemię jak długi. Liz zamrugała zdumiona. Wydawało jej się, że widzi jakąś postać obok niego. Podeszła bliżej, nie odrywając wzroku od złodzieja, który dostawała właśnie solidne baty...

...od dziewczyny.

Niewysoka blondynka z zacięciem rzucała nim jak zwykłą lalką. Liz miała ochotę przyjrzeć się jej bliżej, ale czyjeś silne ramiona zacisnęły się wokół niej.

Kimkolwiek był, czegokolwiek chciał, nie podobało jej się to. Resztką zszarganych sił wyrwała się i obróciła o sto osiemdziesiąt stopni. Potężny facet wyciągał swoje brudne łapska w jej stronę.

Jeśli sądził, że jest całkiem bezbronna to się grubo mylił. Wystarczył tylko jeden ruch dłoni, a drab przeleciał kilka metrów dalej, uderzając plecami o kontener na śmieci. Nieprzytomny.

Liz sama siebie nie posądzała o tak dużą energię. Aż się głupio poczuła, jakby ona była napastnikiem.

- Nieźle – mruknął ktoś z boku

Krótkowłosa blondynka, niewiele wyższa od Liz, podawała jej portfel. Szok zwolnił ruchy Liz. W tym zimnym i nieludzkim mieście żył ktoś, kto miał w ogóle ochotę jej pomóc? Wyciągnęła dłoń po portfel, mamrocząc cicho ale wdzięcznie „dziękuję”. Blondynka ponownie spojrzała na draba leżącego kilka metrów dalej, po czym bez słowa odeszła.

- Hej! Czekaj! - usiłowała ją zatrzymać

Ale dziewczyna nie miała na to wyraźnie ochoty. Zaniknęła za rogiem, pozostawiając Liz samą. No, z portfelem, który błyskawicznie otworzyła. Dokumenty – nienaruszone. Pieniądze – brak?!

Umysł Liz błyskawicznie wszystko zanalizował. Pierwotny złodziej o fioletowych włosach nie miał czasu na zwinięcie pieniędzy. Pozostał więc tylko jeden podejrzany... Znów skierowała wzrok w stronę ulicy, gdzie zniknęła dziewczyna.

Ratuje i kradnie – dziwna osóbka.

* * *

Paskudnie pożółkły sufit. Nigdzie wcześniej nie widziała takiego. Im dłużej się wpatrywała w niego, tym większy niesmak ją ogarniał. Lepiej byłoby zdrapać ten tynk, niż czekać aż wpadnie komuś do herbaty.

Linie pęknięć przekształcały się w całą sieć cieniutkich żyłek. A każdy kanalik sączył kwaśny deszcz psujący wszystko od środka. Jeszcze kilka tygodniu temu ona też tak wyglądała. Jakby za chwilę miała się rozpaść na kawałeczki. Gniła od środka aż znienawidziła za to samą siebie.

Ona uciekła i budowała od nowa. Sufit nie ma innego wyjścia, musi się rozpaść i zwalić komuś na głowę.

Leżała na plecach z dłońmi splecionymi na brzuchu. Materac nie był twardy, wręcz przeciwnie. Zbyt miękki, aż ciało się zapadało. Pokój był niewielki, odrobinę mniejszy od jej pokoju w Roswell. W powietrzu unosił się zapach mandarynkowego kadzidełka. W pomieszczeniu było jedno okno, z odrapaną framugą i brudną szybą. Nawet bała się je otworzyć, bo wyglądała jakby miała wylecieć przy najmniejszym dotyku.

Teraz to było jej mieszkanie. Dużo gorsze od tego w Roswell. Ale gorsze jedynie z perspektywy jakości. Rolą znacznie przewyższało poprzedni pokój. Tam była w złotej klatce, do której nieustannie wracała, w której się dusiła. Tu mogła wyjść i nie wracać.

Wyjść. Wybiec. Uciec.

Uciekła. Z daleka od Roswell, od problemów. Tylko czy to aby na pewno był dobry pomysł? Doskonale wiedziała, że unikanie problemów tylko je pogłębia. Łudziła się, że w jej przypadku pozwoli na całkowite zerwanie z przeszłością. Tylko czy w tym wszystkim był sens?

Każdy przy zdrowych zmysłach powiedziałby, że potrzebuje wsparcia do tego by dać sobie radę w tworzeniu nowej siebie.

A może właśnie powinna odrzucić racjonalizm i rozsądek?

Wygramoliła się z materaca. Ten pokój był zdecydowanie za mały na takie analizowanie. Jej myśli potrzebowały wolności i świeżego powietrza.

Powinna wracać? Oplatając ramiona wokół siebie, szła uliczkami, starając się nie przejmować zaciętym wiatrem. Mijała właśnie zaułek, w którym przed paroma godzinami powaliła jednym ruchem dłoni potężnego faceta.

Uniosła rękę do góry, nawet nie przejmując tym, że może to dziwnie wyglądać. Ciemna skóra była nienaruszona. Kto mógłby podejrzewać, że w takich drobnych dłoniach kryło się tyle mocy. Najgorsze było to, że nie umiała tego kontrolować. Wszystko przychodziło samo z siebie. Jedna iskra gniewu mogła pociągnąć za sobą reakcję łańcuchową.

Nie mogła wrócić. Nie w takim stanie. Najpierw sobie ze wszystkim poradzi, potem rozważy możliwość by stanąć twarzą w twarz z Roswell.

* * *

Dotarła do ciemnej uliczki i postanowiła wrócić, gdy usłyszała odgłosy walki. Nie było mądre rzucać się w wir miasta i szukać śmierci już pierwszego dnia. Problem tkwił w tym, że nie mogła powstrzymać własnych nóg.

Jej oczom ukazała się cała grupa mężczyzn i to umundurowanych. Walczyli z kimś, ale początkowo nie mogła dostrzec przeciwników. Dopiero gdy się zbliżyła jej wzrok odnalazł postać drobnej blondynki, która ją wcześniej uratowała, a raczej jej dobytek... po części. Nawet nie zastanawiała się nad przyczyną tej walki ani nad jej konsekwencjami. Wystarczyło, że jeden z wojskowych zaatakował dziewczynę z tyłu, a dłoń Liz momentalnie uniosła się do góry. Zielone iskierki nawet nie miały czasu się pojawić.

Trzech mężczyzn padło na ziemię. Potem kolejnych dwóch. Z resztą dziewczyna dawała sobie radę sama. Ciemne oczy Liz śledziły uważnie każdy jej ruch. Już gdzieś to widziała... Podobne ruchy, zwinność, szybkość. Kiedy blondynka pozbyła się ostatniego natręta, zatrzymała się nad nieprzytomnymi. Spojrzała w stronę Liz. Nieprzyjemny wzrok powoli topniał, chowając maskę niebezpieczeństwa. Zbliżyła się, wyciągając dłoń.
- Dzięki.

Liz zmrużyła oczy.
- Okradłaś mnie – powiedziała chłodno
Odpowiedział jej śmiech. Czysty, prawdziwy śmiech rozbawienia. Dziewczyna mimo oskarżenia, swoją drogą słusznego, uścisnęła jej dłoń i przedstawiła się:
- Hotaru.

c.d.n.
Image

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Mon Oct 04, 2004 9:15 pm

Ahahah ale szok o jaa. Ale fajne to :cheesy: Kurcze aż mnie wryło. :haha: Śmiesznie to wyszło, ale bardzo mi się podoba. :mrgreen: Cały czas się zastanawiałam kto to jest ta dziewczyna, a tu BĘC :P Dobre, dobre :D

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Tue Oct 05, 2004 8:36 am

Czekam na kolejne części :cheesy: Ja nie mam nic przeciwko rozpieszczaniu jak 4me mogą się pojawić nawet 3 części i będę taaaka wdzięczna :cheesy:
_Liz :uklon: za to opowiadanko :!: Kcem jeszcze :cheesy:

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Tue Oct 05, 2004 10:06 am

Ołł maaj Gad :haha: Takiego czegoś to ja się napewno nie spodziewałam :lol: Hotaru, co Ty tam robisz? Myślałam, że to zaskoczenie ma być związane z Alec'iem. :haha:

_liz _liz ... Ci wszyscy, co mówią, że Twoje opowiadanka są uzależniające mają rację. Czytając poprostu nie można się oderwać 8) A ta część wniosła do opowiadania dodatkowo trochę tego Twojego sarkastycznego poczucia humoru :lol: Telefon bez słuchawki, ratuje potem okrada :lol:
Czy dziś też możemy się spodziewać kolejnej części? Może dwóch? Zdecydowanie nam to NIE przeszkadza :D
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
Athaya
Zainteresowany
Posts: 298
Joined: Sun Jun 20, 2004 2:14 pm
Location: Kalisz

Post by Athaya » Tue Oct 05, 2004 10:37 am

:shock: :shock: :shock: Aaaaaaaa! 4 częśc była świetna! A wszczgólności ostatnie imię 8) :lol: Ciekawa jestem jak się dalej rozwinie to opo... Tzn kiedy następne dwie części :twisted: będą :?: Pliss daj następną...
Image

User avatar
Galadriela
Zainteresowany
Posts: 333
Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
Contact:

Post by Galadriela » Tue Oct 05, 2004 6:10 pm

Rozpieszczam was teraz, bo mam już gotowych przepisanych sporo rozdziałów, więc mogę spobie pozwolić na takie codzienne dwójeczki. Ale jak wam to przeszkadza, to moge przestać. Cool
_liz ja mogłabym przeczytać odrazu całość. No lae to tylko moje pobone życzenie. Absolutnie nie mam nic przeciwko takiemu tempu.

- Hotaru.
:shock: :shock: :shock:
Image

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Tue Oct 05, 2004 6:16 pm

Hmm... mówiąc szczerze, to spodziewałam się bardziej burzliwych komentarzy, ale chyba wytłumaczę to tym, że po prostu odjęło wam mowę... (u Galadrieli to widać 8) )

Tak, wpadłam na dość nietypowy pomysł, aby jedną z bohaterek stała się postać wzorowana na rzeczywistej osobie 8) Bałam się te robić nie tylko ze względu na niewiadome efekty, ale i na reakcję samej Hotaru. Ku mojemu szczęściu mnie nie zakatrupiła...

Postać Hotaru, która bądź co bądź jest również X5, odegra dość ważną rólkę i pojawi się wielokrotnie (hmm... chyba nie zejdzie w ogóle ze sceny).

A teraz część 5 - nie dość, że Liz poznaje dwójkę innych X5, to dowiadujemy się czegoś ciekawego o Hotaru i jej relacjach z... :twisted:



V

Liz przyglądała się przez chwilę dziewczynie, jakby usiłowała z jej twarzy odczytać podstęp. Jednak w kobaltowych oczach nawet na sekundę nie pojawił się błysk, który mógłby coś sugerować. Wręcz przeciwnie, tęczówki miały tak niesamowite zabarwienie, że chciało się je studiować godzinami. Nawet Isabel nie mogła się poszczycić takim spojrzeniem. I to było właśnie zgubne – rozum podpowiadał, że ktoś o takich oczach nie mógł skrzywdzić nikogo, ale jaka była prawda, nie wiadomo...

Aby nie dać się wpędzić w ślepy zaułek omyłki, Liz wróciła do jedynej innej myśli, która ją dręczyła.
- Okradłaś mnie.
Znów perełki śmiechu wysypały się z ust dziewczyny. Dopiero po kilku sekundach opanowała się i z ciągłym uśmiechem odpowiedziała najzwyklejszym tonem:
- Trzeba z czegoś żyć.

To Liz przypomniało, że właśnie nie ma za co kupić jedzenia ani opłacić kolejnych dni w motelu.

- Moim kosztem? - była zła, ale ton jej głosu nie podniósł się nawet odrobinę – Wiesz, miło mi, że nie umrzesz z głodu dzięki mnie – gorzka kpina przypadkiem jej się wymknęła z ust – Tylko, że teraz ja nie mam za co żyć.

Hotaru tylko wzruszyła ramionami i cmoknęła z lekkim znudzeniem. Jej wzrok zmierzył całą postać Liz.
- Rodzice na pewno nie dadzą ci zginąć – powiedziała obojętnie

I nagle, nie kontrolowanie, Liz prychnęła. Obróciła się na pięcie i zaczęła odchodzić. Rodzice nie dadzą jej zginąć... Oni by ją własnoręcznie zabili, jeśli tylko dowiedzieliby się gdzie jest. Poza tym rozdrażnił ją fakt, że znów została określona mianem grzecznej córeczki rodziców, nudnej kujonki. Sama sobie przez lata na to zapracowała, a teraz gdy chciała się tego pozbyć, wracało jak bumerang.

Odeszła zaledwie kilkanaście metrów, gdy blondynka ją dogoniła. Liz się nie zatrzymała i praktycznie zignorowała dziewczynę.

- Może cię podprowadzę, to niebezpieczne okolica – zagadała, wpatrując się w profil Liz
Ta tylko wzruszyła ramionami. Szły obok siebie, ramię w ramię. Bez słowa.

Liz czuła się zaskakująco dobrze w obecności Hotaru. Jakby znały się od lat. Bezczelność i jednoczesny urok dziewczyny tworzyły niesamowitą mieszankę. Nie podejrzewała, że tajemnicza blondynka postrzegała ją podobnie. Z tym, że wrodzony instynkt wciąż kazał jej trzymać dystans, mimo że drobna brunetka wyglądała na tak bardzo podobną do niej.

Dotarły do ulicy, na której jeszcze stał zrujnowany motel. Nawet zielony neon już nie działał. Liz jęknęła cicho na myśl o spaniu tam. Prawdopodobnie i tak nie zmruży oka. Zatrzymały się.

- Hmm... - Hotaru zmrużyła nieco oczy
Chyba musiały gdzieś źle skręcić. Obrzuciła Liz badawczym spojrzeniem. Brunetka wyglądała na dziewczynę z dobrego domu i z o wiele lepszej dzielnicy. A ta ulica była co najmniej nieodpowiednia.
- To gdzie mieszkasz? - zapytała z wahaniem
Liz wskazała motel.

Kobaltowy wzrok momentalnie padł na jej twarz.

Musiała z niej kpić. Blondynka chciała się nawet zaśmiać, ale Liz jednak była zbyt poważna. Nie mogła uwierzyć, że w ogóle istniała możliwość, aby ta skromna istotka nocowała w tym miejscu.
- Chyba sobie jaja robisz – mruknęła wpatrując się w Liz
Kiedy ta potrząsnęła głową, dziewczyna zamrugała z niedowierzaniem.

Nie znały się. Żadna z nich nie miała do drugiej zaufania. Ale mimo wszystko Hotaru nie mogła pozwolić, żeby dziewczyna spędziła tu noc. O ile w ogóle by przeżyła... Potrząsnęła głową.
- Nie możesz tu nocować – powiedziała z wiedzą doświadczonego człowieka – Chodź.

Liz spojrzała na nią jak na wariatkę. Co było z tą dziewczyną nie tak? Widziały się pierwszy raz w życiu, a ona wydawała sie martwić o miejsce jej noclegu. Kiedy blondynka ruszyła się, aby najwyraźniej zaprowadzić ją w dogodniejsze miejsce, Liz nawet nie drgnęła. Umiała czytać między wierszami i wiedziała, że Hotaru chce jej znaleźć inny nocleg. Wahała się. Oto zupełnie obca osoba z wyraźną nadopiekuńczością czekała na nią. To było zbyt dziwaczne i niebezpieczne. Z drugiej strony równie ryzykowne było pozostanie w obskurnym motelu.

Noc w obecności nieznajomej w przytulniejszym miejscu czy bezsenność w motelu w niebezpiecznej dzielnicy?

Szala się przechyliła.

* * *

Znowu milczały. Do czasu, gdy Hotaru zaczęła w swoim umyśle analizować własne postępowanie. Nie wiedziała skąd jej przyszło do głowy zabieranie ze sobą obcej dziewczyny. A nie... wiedziała. Chodziło o to, co dzisiaj zrobiła, co zrobiła ta ciemnowłosa dziewczyna. Rany, nawet nie znała jej imienia.

- Um... Jak się w ogóle nazywasz? - zapytała
- Liz – padła krótka odpowiedź

Więc Liz, ona też dzisiaj zrobiła kilka ciekawych rzeczy. Hotaru nie potrafiła tego wyjaśnić. Drobna istotka powaliła na ziemię kilku silnych facetów i to nie zbliżając się do nich. To nie było normalne. Ona sama też nie była całkiem normalna, ale potrafiła się bronić w walce, natomiast Liz broniła się bez kontaktu fizycznego.

Może właśnie ten drobny mankament w osobowości Liz wzbudzał nić zaufania? A razem z zaufaniem strach.

Hotaru wiedziała, że sama czerpie siłę ze swojej genetycznej mieszanki, ale brunetka nie była transgeniczna. Skąd więc pochodziła jej siła?

- Ciągle mnie zastanawia – nie potrafiła powstrzymać ciekawości – Jak pokonałaś tych żołnierzy?
Ale Liz tylko wzruszyła ramionami, wyraźnie unikając odpowiedzi.

Przecież nie mogła powiedzieć, że jest półkosmitką, która ucieka przed własnym życiem. Jak bardzo zaczęła się przyzwyczajać do dziwnej dziewczyny, tak bardzo bała się jej zdradzić cokolwiek. W końcu nie przyjechała tu, by opowiadać o swoim „przekleństwie” obcym osobom.

Ulżyło jej, gdy Hotaru dała spokój i nie podejmowała tego tematu dalej. Jedna zastanawiała się nad drugą i nad dziwnym splotem okoliczności, który je ze sobą zetknął.

Zatrzymały się przed wysokim budynkiem. Nie był w rewelacyjnym stanie, ale wyglądał o niebo lepiej niż motel. Liz już czuła ciepło mieszkania. Przyjrzała się oknom, na szczęście żadne nie wyglądało jakby miało wylecieć.

* * *

- To tutaj – Hotaru wskazała zielone drzwi z oderwanym numerkiem

Otworzyła drzwi, wprowadzając Liz do środka. Przedpokój przypominał długi korytarz, w którym wisiało jedynie stare lustro. Nie było widać ani pokojów, ani kuchni czy łazienki. Za to było słychać czyjeś głosy.

- Ty się nigdy nie zmienisz – jakaś dziewczyna mówiła dość kąśliwym tonem – Przelecisz wszystko co się rusza.
- Ciebie nie przeleciałem – odpowiedział męski głosu
- Bo wiesz, że gdybyś się tylko zbliżył, to byś zginął.

Hotaru spojrzała z rozbawieniem na nieco skrępowaną Liz, mrugając do niej porozumiewawczo. Weszły do niewielkiego pokoju, bardzo dobrze oświetlonego. Pierwszą rzeczą, która rzuciła się w oczy dziewczyny był motor stojący ostentacyjnie na środku pomieszczenia. Potem jej wzrok przesunął się dalej. Pokój łączył się z kuchnią. Choć bardziej by pasowało powiedzieć, że pokój i kuchnię d z i e l i ł a lada. Na ladzie siedział chłopak.

Serce Liz momentalnie się zatrzymało. Przed oczami przemknął obraz ostatniej nocy a raczej wczesnego ranka na dworcu. To był ten sam chłopak, który uratował ją przed śmiercią. Ten sam, który dokonał niesamowitych rzeczy, przemieszczając się w jedno miejsce szybciej niż kula. Teraz już jej nie dziwiło, że Hotaru ma takie zdolności. Musieli być rodziną.

Na jego twarzy malowało się lekkie zdumienie, które szybko powróciło w arogancką obojętność. Chociaż jego oczy uważnie studiowały postać Liz.

Hotaru pchnęła ją w głąb pokoju. Wskazując w stronę przejścia do drugiego pokoju, powiedziała:
- To Max, moja współlokatorka.
Dopiero teraz Liz zauważyła ciemnowłosą dziewczynę w czarnej kurtce, stojącą w przejściu. Nie wydawała się być zbyt gościnna czy towarzyska. Spoglądając na Liz, skrzyżowała ramiona i kiwnęła tylko głową.

Tymczasem Hotaru wskazała na chłopaka i z mniejszym zadowoleniem przedstawiła go.
- A to jest Alec, dzięki Bogu nie mój współlokator.
Na jego ustach pojawił się uśmieszek. Liz tylko zamrugała, czując się dość zażenowana. Bowiem jasna dłoń blondynki wskazywała właśnie na nią, a miękki głos wypowiadał jej imię.
- To jest Liz. Przenocuje tu dzisiaj.

Max nawet nie drgnęła, za to Alec'a najwyraźniej ta wypowiedź całkiem rozbawiła.
- Nie wiedziałem, że bawisz się w Caritas, H.
Dziewczyna spojrzała na niego chłodno.
- Nie mów na mnie H. Poza tym jestem jej to winna... za uratowanie życia.
Ostatnie zdanie trochę go chyba zaniepokoiło, bo uśmieszek zniknął z jego twarzy i nic nie odpowiedział. Ponownie zmierzył uważnym wzrokiem Liz, jakby chciał ja prześwietlić spojrzeniem. Ją tymczasem najbardziej zdziwiła jego reakcja na wzmiankę o ewentualnej śmierci. Nie był zaskoczony tym faktem, tylko raczej wiadomością, że o n a pomogła Hotaru.

Tak, kto mógłby przypuszczać, że ta mała osóbka może ocalić czyjeś życie. Wydawało się, że sama o siebie nie potrafi zadbać, a co dopiero kogoś uratować. Alec nie podejrzewał również, że Liz jest w stanie wiele znieść i wytrzymać każde cierpienie bez słowa. Nie znał jej i chyba nie doceniał. Pierwsze spotkanie bywa mylące...

Wzrok Liz uniósł się i zetknął z badawczym, wręcz przeszywającym spojrzeniem chłopaka. Zielone oczy wydawały się być pochmurne, a mimo wszystko przyciągały. Z każdą kolejną sekundą zagłębiała się w tym coraz bardziej, zupełnie jakby tonęła w jego oczach. I musiała przyznać, że jej się to podobało. Fala gorąca, która gwałtownie oblała ją, wywołując rumieniec, drżenie całego ciała i przyspieszone bicie serca. Nie potrafiła się oprzeć pokusie i przenieść spojrzenia gdzie indziej. Alec miał na nią niesamowity wpływ.

I chyba sobie zdawał z tego sprawę...

Lewy kącik jego ust uniósł się lekko w górę. Musiał zauważyć błysk w jej oczach. Taka reakcja bardzo mu się podobała. Połechtała jego ego, dając posmak słodkiego zwycięstwa. Zwycięstwa nad czym? Tego nie wiedział.

Wiedział za to, że drobna brunetka o niezwykle ciemnych oczach pełnych smutku, bardzo mu się podobała. Nigdy nie miał określonego typu dziewczyn, ale ona mogła być jego tymczasowym obiektem. Był szczupła, drobna, zaokrąglona gdzie trzeba, wręcz idealnie proporcjonalna. Ciemna skóra niczym mokka już z daleka dawała wyobrażenie słodko-gorzkiego smaku. Długie włosy opadające na plecy wyobrażał sobie rozsypane na poduszce. Różowe, lekko rozchylone usta aż się prosiły o pocałunek. Już się nie mógł doczekać, gdy to nastąpi.

- Twoja siostra sobie świetnie radziła beze mnie – Liz wydobyła z siebie wreszcie głos, tuszując niepewność lekkim uśmiechem – Zresztą to chyba u was rodzinne.

- To nie moja siostra – Alec odpowiedział – W każdym bądź razie nie taka, jak myślisz. A poza tym skąd możesz wiedzieć, że, jak to ujęłaś... - uśmiechnął się cynicznie - ... to rodzinne?
Liz zdawała się nie przejmować już jego tonem i miną. Skrzyżowała ramiona i przechyliła nieco głowę na bok. Mruknęła, nieco przymykając powieki. Doskonale wiedziała jaki to przyniesie efekt. Alec nawet rozchylił usta, patrząc głodnym wzrokiem jak miękkie słowa wypadając spomiędzy jej warg:
- No tak... Hotaru nie rzuciła się na mnie przy pierwszym spotkaniu – aksamit przeplatał się z cynizmem – Ty owszem.

Zarówno Hotaru jak i Max zesztywniały i spojrzały na Alec'a. Jak to rzucił się na nią? Znały go trochę czasu i wiedziały, że wystarczy mu jeden impuls, żeby dobrać się do majtek dziewczyny, ale takiego obrotu spraw się nie spodziewały.
- Wy się znacie? - Hotaru zapytała niepewnie

- Nie – odpowiedzieli jednocześnie

Liz podejrzewała, że Alec raczej nie przyzna się do tego, co zaszło na dworcu. Ale nie przyszło jej do głowy, że naprawdę jej nie pozna. Na to właśnie wyglądało. Max chyba nie kojarzyła, że może chodzić o akcję na dworcu.
- Nic nie rozumiem – mruknęła Hotaru bezradnie, pocierając palcami skronie
Liz uśmiechnęła się do niej i powróciła wzrokiem na Alec'a. Nie mogła się mylić, to na pewno był on.
- Po prostu pamiętam go z dworca. - rzuciła mu znaczące spojrzenie

On tymczasem prychnął i jednym, płynnym zeskokiem opuścił ladę. Całkowicie niewinnie i wręcz z chłodną obojętnością powiedział:
- Ja cię nie pamiętam.

Kłamstwo?

Jeśli kłamał, to wychodziło mu to świetnie. Liz go nie znała, ale podejrzewała, że jest typem, który uwielbia owijać sobie dziewczyny wokół palca i nie angażować się przy tym samemu. Na pewno stosował w tym celu różne techniki. Spojrzenie jego zielonych oczu dawało jej pewność, że lubi wygryważ i tę rundę też chciał zakończyć zwycięstwem.

A ona nie da się wciągnąć w tę gierkę.

Liz obróciła się do Hotaru i z jasnym uśmiechem na twarzy podziękowała za jej chęci.
- Dziękuję za pomoc i za propozycję. Ale lepiej już pójdę. Gdybyś czegoś potrzebowała, daj znać – wyszczerzyła białe ząbki
Odwróciła głowę i mijając spojrzeniem Alec'a, popatrzyła na Max.
- Miło było cię poznać Max.

Ciemne oczy jednak bardzo chciały ponownie spotkać figlarne zielone spojrzenie. Spodziewała się, że będzie raczej spoglądał gdzie indziej, może nawet buszował w lodówce. Jednak jego oczy nie odrywały się od niej. Niebezpieczny błysk wywołał mrowienie w opuszkach jej palców. Przyjemny impuls przesunął się po całym ciele.

Piekielny. Wręcz diabeł pod postacią anioła. Musiała stąd wyjść i to jak najszybciej. Wyminęła Hotaru i szybkim krokiem wydostała się z mieszkania.

* * *

- Alec czasami mógłbyś się posługiwać ludzką częścią swojej zmutowanej osobowości – syknęła Hotaru
Lubiła Alec'a z całym jego aroganckim i uwodzicielskim charakterkiem, ale czasami strasznie ją denerwował swoją bezczelnością.
- Wiesz dobrze, że ludzką częścią posługuję się doskonale – mruknął, a na jego ustach pojawił się kokieteryjny uśmieszek


Dziewczyna oparła dłonie o biodra i powiedziała zadziornie:
- Nie chciałabym ranić twoich uczuć, ale ta część wychodzi ci nie najlepiej.
Miała nadzieję, ze ugodzi tym trochę w jego ego. Jednak Alec miał chyba ripostę na wszystko i ciężko było go doprowadzić do stanu, w którym nie wiedział co powiedzieć.
- Hmm... - podszedł bliżej i zniżając głos prawie do szeptu, odpowiedział – Jęczałaś coś zupełnie innego.

Fala gorącej krwi przetoczyła się przez tętnice i żyły jej ciała. Nie wiedziała czy było to spowodowane specyficznym wpływem Alec'a czy gniewem jaki w niej wzbudził. Nienawidziła gdy ktokolwiek jej przypominał o tych kilku tygodniach słabości, gdy nie potrafiła się oprzeć Alec'owi. Po prostu hormony wrzały, a fascynacja dodała swoje skutki. Nie mogła zaprzeczyć, że było przyjemnie, ale po tych trzech tygodniach mimo wszystko ciszyła się, że to dobiegło końca. Byli przecież jak rodzeństwo.

- Dość – Max jęknęła za znudzeniem i rozdrażnieniem

Podeszła do nich i rozdzielając ich własnym ciałem, przypomniała, że sprawa kręci się nie wokół ich przeszłości, ale wokół drobnej postaci, która wyszła kilka minut wcześniej. Max spojrzała na Hotaru i całkiem poważnym tonem zapytała:
- Ona jest jedną z nas?

Dziewczyna zaprzeczyła ruchem głowy. Miała pewność, że Liz nie jest transgeniczna, bo po pierwsze sama dała by sobie radę ze złodziejem, a po drugie X5 ani inne jednostki nie rzucały ludźmi na odległość, siłą woli.
- Nie jest z Manticore – powiedziała Hotaru
W oczach Liz odczytała mnóstwo cierpienia i smutku, ale bardzo się on różnił od tego, jaki kryli w osobie uciekinierzy z Manticore.
- Ale też jest inna – dodała przyciszonym głosem, jakby mówiła sama do siebie

Inna. Drobna brunetka była całkowicie inna od tych wszystkich zwykłych ludzi. I nie chodziło tylko o dodatkowe zdolności.

- Inna? - Max wyczuwała dziwne niebezpieczeństwo, jakie niosło ze sobą to określenie
Hotaru przytaknęła. Nie była pewna czy powinna ujawniać sztuczki Liz, ale wiedziała, że tej dwójce może ufać. Mówili sobie prawie wszystko.

- Umm... - szukała w głowie odpowiednich określeń – Powaliła na ziemię pięciu żołnierzy. - ten fakt dla nich nie był zbyt zdumiewający, więc dodała szybko – Jednym ruchem dłoni. Z odległości kilku metrów.

Zapadła długa cisza. Max kreowała we własnej głowie obraz zdarzenia opisanego przez Hotaru. W kilka sekund doszła do wniosku, że to nie było normalne. Oni mogli pokonać praktycznie każdego, ale przy użyciu siły fizycznej i dodatkowych umiejętności, które u nich były kwestią genetyki.

- Może jest kosmitką? - Alec zakpił

Dziewczyny spojrzały na niego wymownie, ale nie mogły powstrzymać uśmiechu, który cisnął im się na usta.

Nie podejrzewali nawet jak bliski prawdy był Alec.

* * *

Materac od razu zapadł się pod jej ciałem. Spojrzenie powędrowało na popękany sufit.

Miała zamiar przeanalizować wszystko, co się stało tego wieczora, ale powieki zbyt jej się kleiły. Nim jeszcze odpłynęła w zamglony świat snu, przed oczami pojawił się obraz zielonookiego chłopaka. Ciche jęknięcie wydobyło się z jej ust...

Zasnęła.

c.d.n.
Image

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Tue Oct 05, 2004 6:56 pm

No i wpadli :twisted: A przynajmniej Liz :cheesy: Jeśli nie może się oderwać wzroku od wzroku drugiej osoby, bo przyprawia on o dreszcze (te pozytywne), dziwne drżenie ciała etc., to najczęściej jest to niepodwarzalny znak, że... się wpadło :wink:
Podoba mi się postać Aleca, ale jednak trochę mnie... irytuje :roll: Zachowuje się trochę jak taki zwykły... playboy :lol: Ale z doświadczenia wiem, że tacy w opowiadaniach takich jak to nie są takimi, na jakiś wyglądają. Pozory mylą :twisted:

Poza tym - jak dziwnie jest widzieć znajome imię w opowiadaniu (znajome w miarę, mam na myśli) :roll: Ale odbieram to... ciepło, można tak powiedzieć. Na miejscu Hotaru ani bym myślała Cię zakatrupić. Byłabym raczej.... wzruszona :wink:

Czekam na kolejną część - może dziś wieczorem? 8)
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Tue Oct 05, 2004 7:56 pm

CZekam na dalsze części i juz doczekać się nie mogę :cheesy:
Cudowne, a Alec po rpostu boski uwielbiam facetów pewnych siebie :twisted:
Nie moge się doczekać scen bliższego kontaktu z Liz i Aleciem to będzie coś :twisted:
- Może jest kosmitką? - Alec zakpił
Blisko blisko ciekawe jak zareaguje jak sie dowie o jej elektryzujących zdolnościach :twisted:

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Wed Oct 06, 2004 11:39 am

Hm, wchodzę... a tu nawet 5 część. :shock:

Dla tych, co nie wiedzą - para Liz-Alec to X-tremer. Chyba :wink: Nie znalazłam jakoś do tej pory "ofiacjalnej" listy nazw par, a przydałoby mi się...
_liz wrote:Tak, tak! Szykuj się, szykuj! Bronisz się przed tym, ale ciebie też zżera ciekawość jak zareagują.
Gorsza awantura od tej o barmankę? Biedna moja Hotaru, ty trzymaj go z daleka od komputera, bo on cię nam w wieży zamknie, a ja po twoich włosach nie mam zamiaru się wspinać...
Hehe, ależ ja stukam z j e g o komputera. Internetu na stancji jeszcze nie mam. Co do włosów... to wiesz dobrze, że raczej musiałabym być długo zamknieta w tej wieży, by można się było po nich wspiąć.

BĘC... ja w opowiadaniu. Też mnie wryło... czy też o mało co nie spadłam z fotela, kiedy dostałam pocztą t a k ą część (niby w pewnym sensie spodziewane, ale zaskoczenie jednak było...). Piąta też jest równie ciekawa... To o jęczeniu... bez komentarza. Tutaj zawahałam się przy zakatrupieniu _liz. Ale _liz pocieszyła mnie i zapowiedziała ostatnio, że skończę z kimś innym... uf, ulżyło mi.

Najśmieszniejsze jest to, że Hotaru w opowiadaniu bardzo przypomina mnie z rzeczywistości. Prócz oczywiscie przeszłości, znajomości z Aleciem, i kilka innych szczegółów. Ciekawe, czy zgadniecie, co jest prawdziwe...
Image

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Wed Oct 06, 2004 2:12 pm

Hehe. Hotaru ty praktycznie zostałaś uprzedzona o moim zamiarze przez wiadomą ankietę, ale załóżmy, że mimo wszystko byłaś zaskoczona. Jestem ciekawa czy spodoba ci się część, którą skończyłam pisać wczoraj - to taka króciutka część na rozluźnienie, w której jednak masz pewien drobny problem... Nawet nie drobny. Jest tak duży, że w rozpaczy prawie "jęczysz" imię Aleca, aż po głowie zaczyna ci chodzić inne imię (wiesz jakie) :roll: Jak przepiszę, to ci podeślę.

Co jest prawdziwe? Ja bym mogła wymienić sporo wątków, ale to nie byłoby fair. Niech inni się męczą. 8)
Nie moge się doczekać scen bliższego kontaktu z Liz i Aleciem to będzie coś
Ekhm... sceny bliższego kontaktu będą. Powoli stopień ich kontaktów zacznie wzrastać, aż dojdzie do momentu, którego sama sie boję. :lol: W części 7 już mamy, można powiedzieć scenę łóżkową :roll: Ale nie taką jak myślicie.




VI

Zarzucił kurtkę na plecy. Dwa kroki w stronę drzwi. Na chwilę jeszcze przystanął i obrócił głowę. Jasne włosy dziewczyny , nieco potargane zlewały się w jedno z kremową pościelą. Chyba miał jakąś słabość do blondynek. Ta-jakkolwiek-jej-na-imię-bo-mało-go-to-obchodzi była blondynką, kilka innych wcześniejszych bezimiennych też miało jasne włosy, nawet Hotaru była pełnoprawną blondynką.

Lekki uśmiech przemknął po jego twarzy. Dziewczyna spała. On wychodził. Taki był już mechanizm. Nigdy nie zostawał na dłużej. Bywało, że kolejna jego ofiara nie spała, gdy chciał wyjść. Wtedy uśmiechał się do niej i gładko kłamał, że zadzwoni.

Kłamstwo stare jak świat.

Zamknął za sobą po cichu drzwi. Jego oczom ukazał się kolejny piękny widok. Piękny dla niego. Zielony motor wiernie czekał na niego. Uwielbiał jazdę. Czuł się wtedy całkowicie wolny. Nie tylko uwolniony od zasad narzucanych przez system, ale i od tego wszystkiego co ewentualnie w nim zalegało. Zero problemów, zero stresu i balastu uczuciowego.

* * *

Liz zbudziła się z ogromnym bólem głowy. Był on jednak jedynie wynikiem głodu. Skrzywiła się, gdy już po otwarciu powiek jej żołądek skręcił się nieznacznie. Od dwudziestu czterech godzin nic nie jadła. Organizm nie znosił tak gwałtownych zmian. Czuła jak kwasy żołądkowe przelewają się w pustym żołądku ciągnąc gorzki posmak do jamy ustnej. Kiedy spała nie miała tego problemu.

Teraz każdy najmniejszy ruch tylko pogłębiał uczucie pustki w jelitach i osłabiał siły. Zakładając na siebie ciuchy, myślała tylko o kubku gorącej kawy o świeżych tostach.

- Ugh... - jęk wydobył się z jej ust na samą myśl o jedzeniu
Musiała znaleźć jakiś bar, żeby napchać się chociażby tłustymi frytkami. A potem prawdopodobnie będzie musiała znaleźć pracę, żeby nie zginąć w pierwszym tygodniu pobytu tutaj.

Wyjęła ostatnie pieniądze jakie miała schowane w torbie. Miały być jej biletem powrotnym. Teraz jednak potrzebowała jakiegokolwiek spełnienia potrzeb fizjologicznych. Co więcej, jeszcze nie wiedziała gdzie w tym mieście można cokolwiek wepchnąć w swój układ pokarmowy. A kolejne godziny szukania prowadziły ją w głodny stan agonii.

Zamknęła za sobą drzwi, krzywiąc się kolejny raz. Jeśli szybko czegoś nie zje, to zemdleje.

* * *

Wjechał na zatłoczoną ulicę. Odgłos motoru gubił się w hałasie dziennego zamieszania. Czekał aż korek uliczny wreszcie się rozplącze i będzie mógł jechać dalej. Rozejrzał się, zastanawiając w którą teraz stronę skręcić. Prawo czy lewo?

Kiedy przesuwał wzrok z lewego krańca poprzecznej jezdni na kraniec prawy, mignęła mu przed oczami znajoma postać. Automatycznie przystosował soczewkę oka do odległości – swoją droga, całkiem przydatna zdolność. I oto miał już osóbkę podaną na tacy.

Ciemne włosy plątał złośliwy wiatr, jednocześnie zmuszając ciało do skulenia się. Dłonie zaciskały się wokół brzucha, jakby chroniąc wnętrzności przed wyskoczeniem. Przyjemnie kawowa skóra przyblakła. Oczy błędnie rozglądały się dokoła, szukając celu.

Uśmiechnął się lekko.

Dzień zaczynał mu się całkiem przyjemnie. Może i nie znał się za dobrze z drobną brunetką, może go nie obchodziła, ani on jej. Ale mimo wszystko robiło mu się cieplej na myśl o spotkaniu z nią. Wydawała mu się być niezwykle naturalna. Seattle było miejscem, gdzie praktycznie nikt nie był sobą i oto w tym mieście pojawia się osoba, która tchnie czymś zupełnie nowym i jednocześnie bliskim.

Podjechał do chodnika, na którym stała. Zatrzymał się tuż przed nią, przykuwając uwagę nie tylko jej, ale i kilku innych przechodniów.
- Hej, mała – rzucił do niej z rozbawieniem

Stanęła jak wryta, wpatrując się w niego jak w halucynację spowodowaną głodem. I nie miała pewności co bardziej ja zaskoczyło. Sama jego obecność czy może określenie jakim ją obdarzył. Zamrugała niepewnie. Diabelski uśmieszek w kącie jego ust upewnił ją, że to nie złudzenie. Najbardziej seksowny chłopak jakiego widziała (nie licząc Brada Pitta) siedział na motorze i wpatrywał się w nią. Co więcej, nazwał ją per „mała”. Może i jej umysł dział wolniej poprzez fizyczne załamanie, ale jeszcze potrafiła kojarzyć i odpowiednio reagować.

Zacisnęła ramiona mocniej wokół brzucha i posłała chłopakowi chłodne spojrzenie.
- Małe to ty wiesz co masz... - powiedziała kąśliwie, kompletnie nie mając ochoty na jego towarzystwo - ...mózg.

Czekała aż mina mu zrzednie, obróci się i odjedzie. Naprawdę nie była w nastroju, żeby znosić jego charakterek, który już dawał jej się we znaki. Ale ku jej zaskoczeniu Alec tylko się roześmiał. Miał zareagować zupełnie inaczej, a tymczasem zsiadał właśnie z motoru i wykonywał krok w jej stronę. Zielone oczy momentalnie uwięziły w swoim czarze jej spojrzenie i choć bardzo się starała, nie mogła oderwać wzroku.

Gdy tylko jego ręka wyciągnęła się w do niej, od razu odsunęła się. Nie żeby się go bała czy własnych reakcji, ale jej organizm był tak wyuczony. Od kilku tygodni tylko się odsuwała, nie pozwalając nikomu wkroczyć na nieodpowiedni teren jej osobistych spraw.

Nieoczekiwana reakcja Liz najwyraźniej nieco zaskoczyła Alec'a, a może i nawet zaniepokoiła. Mógł się spodziewać wszystkiego, ale nie tego. Gdyby jeszcze bała się jego... czuł jednak, że ten strach jest o wiele głębszy. Coś w nim chciało wyciągnąć to z niej za wszelką cenę, a potem zaleczyć wszystkie rany. Mało go obchodzili inni i ich problemy, własnych miał za dużo. A mimo to nie podobała mu się myśl, że ta mała osóbka może cierpieć.
- Co się dzieje? - zapytał, przyglądając się jej
Nie sądziła, że jego ton może mieć tak powazny odcień. Od razu wzięła się w garść.
- Nic. - odpowiedziała szorstko, usiłując oderwać spojrzenie od zielonych oczu. Na próżno.

Rozejrzała się. Ciągle nie wiedziała, gdzie powinna iść, żeby jak najszybciej znaleźć coś do jedzenia. Czuła pytający wzrok Alec'a na sobie. Nie miała zamiaru z niczego się spowiadać ani tym bardziej prosić o pomoc.

Najwyraźniej chłopak potrafił czytać w myślach:
- Podwieźć cię gdzieś? - jego głos znów był zadziorny i aksamitnie niski
Liz zatrzymała wzrok na jego twarzy. Znów ten przeklęty uśmiech. Potem zerknęła na zieloną maszynę stojącą tuż za nim. Prychnęła.
- Dzięki. Ale nie mam skłonności samobójczych.

W życiu nie jeździła na motorze. Ba, nawet nie miała z żadnym kontaktu. Nie licząc maszyny Michaela, do której i tak nie pozwalał się nikomu zbliżyć. Wystarczyło wyciągnąć dłoń, a on dostawał białej gorączki. Nawet gdyby miała okazję się na jakimś przejechać, to nigdy nie wsiadłaby na niego z chłopakiem. Poprawka! Nie wsiadłaby na motor z najbardziej pobudzającym i pewnym siebie chłopakiem, czyli Aleciem.

- Boisz się? - wyszeptał wprost do jej ucha
Nawet nie zauważyła, gdy podszedł tak blisko. Dopiero teraz poczuła ciepło jego ciała i gorący oddech odbijający się od jej policzka. Dłonie miały ochotę przesunąć się po jego klatce piersiowej, powstrzymywała je siłą. Cóż za bezczelność ze strony jej ciała, że tak reagowało. Cóż za bezczelność z jego strony, że to wykorzystywał. Poczuła kolejny miękki szept na swojej skórze.
- Nie bój się. Jestem niegroźny... o tak wczesnej porze.

Dosłownie poczuła jak kąciki jego ust się unoszą. A ona tylko modliła się o to by nie ścisnął się jej żołądek i by się czasem nie zgodzić na jego propozycję. Gwałtownie się obróciła, uderzając falą włosów w twarz Alec'a. Miała zamiar odejść, chociaż nogi trzęsły się jej niesamowicie. Wykonała jeden krok, gdy dłoń chłopaka zacisnęła się na jej przedramieniu.

Przypomniała jej się chwila, kiedy Max ją w ten sposób zatrzymał. Ale te uściski różniły się od siebie. Tamten był władczy i pełen gniewu mieszanego z wyższością. Ten był delikatny i nawet nieco opiekuńczy. Nie mogła się powstrzymać, ponownie obróciła się do niego twarzą.

W tym momencie jej żołądek skręcił się w ósemkę, wydając z siebie wiadomy odgłos głodu. Na bladej z osłabienia skórze pojawił się rumieniec. Była pewna, że zaraz jej uszy wychwycą szyderczy śmiech. Alec jednak tylko się uśmiechnął i pokręcił głową. Nawet nie zadawał pytań, tylko pchnął ją w stronę motoru.

* * *

Zapach świeżej kawy przywracał ją do życia. Z prawdziwym apetytem zjadała tosty. To były najgorsze tosty jakie kiedykolwiek jadła, ale teraz to nie miało znaczenia. Ważne, że wypełniały brzuch.

Alec rozpierał się po przeciwnej stronie stołu, przyglądając się jej z zaciekawieniem. Co jakiś czas rzucał spojrzenie za jej plecy, upewniając się, że motor wciąż stoi na zewnątrz. Pochylił się nad blatem, wspierając o niego łokciami. Zielone oczy wbiły się w różowe usta Liz, w których co chwilę znikały kęsy jedzenia.

- Masz niezły apetyt – stwierdził z rozbawieniem i jednoczesnym zaskoczeniem
Spojrzała na niego i popiła wszystko gorzką kawą. Skrzywiła się na paskudny smak kofeiny.
- Taaak – powiedziała przeciągle – To nienormalne by jeść, gdy się jest głodnym, co?

Uśmiechnął się. Gdy była najedzona o wiele łatwiej się z nią rozmawiało. Przyjemniej. Może dlatego, że wtedy wypowiadała wszystko świadomie.
- Nie wiedziałem, że w tak niepozornej osobie mieści się tyle jedzenia – rzucił złośliwie
Tym razem to Liz przechyliła się w jego stronę. Oblizując usta, wydobyła z siebie ciche mruknięcie.
- Wielu rzeczy o mnie nie wiesz – powiedziała cicho, niesamowicie zmysłowym tonem – I się nie dowiesz – dodała już naturalnie

Jego wzrok nie odrywał się od jej ust, z których przed chwilą wypłynęły te słowa. Ocknął się dopiero, gdy kelnerka postawiła przed nim szklankę z koktajlem. Koktajlem, którego nie zamawiał. Wystarczyło tylko, że spojrzał na dziewczynę w różowym uniformie.
- To na koszt firmy – przyznała z uśmiechem i puściła do niego oko
Uśmiechnął się tryumfalnie i zamierzył wzrokiem cała jej postać. Liz przewróciła oczami i mruknęła:
- Feromony...


Zielone spojrzenie błyskawicznie powróciło na jej twarz. Lewy kącik ust uniósł się nieznacznie do góry. Znów użył przyjemnie cichego i niższego tonu, który pobudzał te nuty kobiecości i zmysłowości, o istnieniu których nie miała pojęcia.
- Hmm... wiem o feromonach więcej niż ty.

To miało zabrzmieć jak groźba czy forma kwalifikacji? Liz tylko prychnęła i odsunęła się. Wolała nie poruszać takich tematów. Nie dość, że nie była do tego przyzwyczajona, to bała się, że jeszcze dowie się czegoś nowego. Od niego.

Taka reakcja niesamowicie mu się spodobała. Przewrotny uśmieszek zmieszał ją jeszcze bardziej. Była pewna, że feromony, hormony i wszystkie inne biologiczne zagadnienia o ciele miał w małym paluszku. I podejrzewała, że jedno skinięcie tym paluszkiem rzucało pod jego stopy dziesiątki dziewczyn. Nie wiedziała co je bardziej nęciło – siła zielonych oczu, diabelski uśmiech, zmysłowy głos czy boskie ciało. A gdyby te wszystkie elementy złączyć razem – mógłby dręczyć samą swoją obecnością. Być przy nim, czuć jego wewnętrzną energię i jednocześnie nie móc się do niego zbliżyć.

Zbierała w sobie siłę, by znów mu spojrzeć w oczy, nie rumieniąc się. Zwilżyła usta, nawet nie wiedząc, że jego wzrok chwyta zachłannie każdy ruch jej języka.
- Uważaj. Wiem sporo o biologii – powiedziała, jakby opowiadała o zwykłej codziennej czynności
- Stosowanej? - zapytał pochylając się w jej stronę
Czy jemu tylko jedno chodziło po głowie? Ona sama miewała chwile, gdy wszystko kojarzyło jej się tylko z jednym, ale on bił wszelkie rekordy.
- Nie! - prawie wrzasnęła

Zaśmiał się i rozchylił usta, żeby coś jeszcze powiedzieć, gdy zadzwonił jego telefon. Mruknął coś niezrozumiałego i odebrał.
- Co jest H.?

Liz zamrugała gwałtownie. Jej ciało słabło z każdą sekundą, odkąd tylko odebrał telefon. Wszystko straciło kolor, a przed jej oczami przesunął się dziwny obraz. Wizja. Ciało jakiejś dziewczyny leżało na podłodze. Wiła się w drobnych spazmach. Wizja zniknęła w momencie, kiedy Alec się rozłączył. Nim zdołał coś z siebie wykrztusić, ona powiedziała:
- Max...


c.d.n.
Image

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Wed Oct 06, 2004 2:30 pm

Problemy to to, co tygryski lubią najbardziej. Mam nadzieję, że dzisiaj dostanę nową część :twisted: Potrzebuję weny, dziewczyno! Po dołującej 23. części WTRBTF, jakos nieźle mi się pisało Długą drogę do domu... co zazwyczaj nie ma miejsca w jasnym, szarym swietle mokrego Koszalina... Jak to rano w radio powiedzieli? Dzisiaj chmury urządziły sobie nad Koszalinem imprezke. Na mokro.
Hm, tylko, że jeszcze nie pada, ale deszcz wisi w powierzchu.

Scena łóżkowa? Ha! W mało której części jej nie ma 8) Dla tych, co opacznie rozumieją termin, wyjaśniam, że scena łóżkowa u Liz to:
a) scena, gdzie dwoje lub jeden człowieczek lub człoiweczopodobna istota znajduje się na łóżku, na kanapie, w ich poblizu albo na jakiejś innej poziomej powierzchni
b) scena, w której Alec i Liz dręczą siebie nawzajem; raz zafascynowani sobą, a raz zagniewani.

Jęczę imie Aleca w tęsknocie za małą ilością problemów, mam rozumieć? Ja wiem, co zamierzam zrobić, eh, ale zanim do tego dojdzie... Nie mogłabyś napisać tegow pm'ie lub w meilu????? Ja chcę nastepną część... 23!!!
Image

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Wed Oct 06, 2004 2:36 pm

Hmm... Wiesz Hotaru, że masz rację z tymi scenami łóżkowymi u mnie? 8) Kiedy tak teraz na to patrzę, to całkowicie się z tobą zgadzam.
scena łóżkowa u Liz to:
a) scena, gdzie dwoje lub jeden człowieczek lub człoiweczopodobna istota znajduje się na łóżku, na kanapie, w ich poblizu albo na jakiejś innej poziomej powierzchni
b) scena, w której Alec i Liz dręczą siebie nawzajem; raz zafascynowani sobą, a raz zagniewani.
Dokładnie. a na dodatek własnie się zorientowałam, że ta prawdziwa, pełnoprawna scena łóżkowa (czyli to co się rozumie dosłownie) wcale nie odbędzie się w łóżku, na kanapie itp. :lol: Cóż za sprzeczność...

Właśnie przepisuę rozdziały 22 i 23. Jeśli zdążę to jeszcze przed 16:00 ci je prześlę. Mam nadzieję, że nabierzesz dzięki temu weny :D
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Wed Oct 06, 2004 5:04 pm

Nawet nie zauważyła, gdy podszedł tak blisko. Dopiero teraz poczuła ciepło jego ciała i gorący oddech odbijający się od jej policzka. Dłonie miały ochotę przesunąć się po jego klatce piersiowej, powstrzymywała je siłą. Cóż za bezczelność ze strony jej ciała, że tak reagowało.
Moje ciało na widok żywego Aleca zapewne też reagowałoby tak :twisted:
podejrzewała, że jedno skinięcie tym paluszkiem rzucało pod jego stopy dziesiątki dziewczyn. Nie wiedziała co je bardziej nęciło – siła zielonych oczu, diabelski uśmiech, zmysłowy głos czy boskie ciało. A gdyby te wszystkie elementy złączyć razem – mógłby dręczyć samą swoją obecnością.
Ech te zielone oczy, diabelski uśmiech, zmysłowy głos, boskie ciało... Nie ma co Liz wpadła na dobre :twisted:

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 8 guests