M:: Czytelnia literatury światowej #2
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
No to może ja coś dodam- dla osób które lubią czytać fanfici, ale nie mają czasu na wlokące się bez końca tasiemce...krótkie opowiadania, nagradzane i powszechnie uważane za perełki. Ela przetłumaczyła "Evolution" i "Music Exit", tigi "September" a ja "Parallax" więc wiecie że krótkie też może być piękne
" Art of Forgetting" i "Art of Remembering" Cookieman
Naprawę piękne opowiadania, nawiązujące do odc "ITLITB" i rozgrywające się w pare lat po nim. Ból, smutek, cierpienie topione w alkoholu i wspomnienia które tak trudno wymazać...ale również szansa na nowe życie. Polecam wszyskim, zwłaszcza Eli, bo znam jej miłość do pewnego opowiadania
http://p068.ezboard.com/frosdeidresfanf ... D=36.topic
http://p068.ezboard.com/frosdeidresfanf ... D=34.topic
"Destiny Folly" Cookieman.
I znów Cookieman i znów nagrody, nastrój, nostalgia i piękno słów, chociaż jest ich tak niewiele.
http://p068.ezboard.com/frosdeidresfanf ... D=76.topic
The Cold&Snow is falling" ShellSueD
Zimowa noc, wiatr, samotny dom na pustkowiu i trójka ludzi, rozbitków, którzy wiele stracili...których wiele łączy. Piekne. Naprawdę polecam.
http://p068.ezboard.com/frosdeidresfanf ... ID=4.topic
"Desolation" ShellSueD
Chyba najbardziej wstrząsające króciutkie opowiadanie jakie czytałam. Po skończeniu przez dobrych kilka minut poprostu siedziałam i wpatrywałam się w ekran.
http://p068.ezboard.com/frosdeidresfanf ... ID=7.topic
"Fall On Your Knees" Kath7
W zasadzie towarzyszy niezwykłemu "Sins of a Father" Kath, ale spokojnie mozna je czytać osobno. Córka Maxa i Liz, przeznaczenie, miłość i odwieczny wróg...ciepłe, wzruszające, chwilami ironiczne...no i ten punkt widzenia niejako "z zewnątrz" na naszych kofanych Czechoslowiaków&family
http://www.geocities.com/kath453/foyk2.html
"Till death do we part" Applebylicious
Dość niesamowite opowiadanie, jak na zwykle tryskającą optmizmem Lindsey. Bardzo intensywne i az za bardzo prawdziwe.
http://www.roswellfanatics.net/viewtopi ... 56&start=0
" Art of Forgetting" i "Art of Remembering" Cookieman
Naprawę piękne opowiadania, nawiązujące do odc "ITLITB" i rozgrywające się w pare lat po nim. Ból, smutek, cierpienie topione w alkoholu i wspomnienia które tak trudno wymazać...ale również szansa na nowe życie. Polecam wszyskim, zwłaszcza Eli, bo znam jej miłość do pewnego opowiadania
http://p068.ezboard.com/frosdeidresfanf ... D=36.topic
http://p068.ezboard.com/frosdeidresfanf ... D=34.topic
"Destiny Folly" Cookieman.
I znów Cookieman i znów nagrody, nastrój, nostalgia i piękno słów, chociaż jest ich tak niewiele.
http://p068.ezboard.com/frosdeidresfanf ... D=76.topic
The Cold&Snow is falling" ShellSueD
Zimowa noc, wiatr, samotny dom na pustkowiu i trójka ludzi, rozbitków, którzy wiele stracili...których wiele łączy. Piekne. Naprawdę polecam.
http://p068.ezboard.com/frosdeidresfanf ... ID=4.topic
"Desolation" ShellSueD
Chyba najbardziej wstrząsające króciutkie opowiadanie jakie czytałam. Po skończeniu przez dobrych kilka minut poprostu siedziałam i wpatrywałam się w ekran.
http://p068.ezboard.com/frosdeidresfanf ... ID=7.topic
"Fall On Your Knees" Kath7
W zasadzie towarzyszy niezwykłemu "Sins of a Father" Kath, ale spokojnie mozna je czytać osobno. Córka Maxa i Liz, przeznaczenie, miłość i odwieczny wróg...ciepłe, wzruszające, chwilami ironiczne...no i ten punkt widzenia niejako "z zewnątrz" na naszych kofanych Czechoslowiaków&family
http://www.geocities.com/kath453/foyk2.html
"Till death do we part" Applebylicious
Dość niesamowite opowiadanie, jak na zwykle tryskającą optmizmem Lindsey. Bardzo intensywne i az za bardzo prawdziwe.
http://www.roswellfanatics.net/viewtopi ... 56&start=0
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Miałam zajrzeć tu wczoraj, ale już mi się nie chciało.
Wyobraź sobie Lizziett, że ja również zamierzałam dziś wspomnieć o "Till Death Do We Part". Wczoraj przeczytałam zakończenie i byłam zszokowna. Lindsay to napisała, aż trudno uwierzyć. To jest bezapelacyjnie jej najlepsze opowiadanie.Trzeba przyznać, że niesamowicie rozwinęła się jako autorka. Najpierw "Finding the Way Home", potem... a właśnie, potem coś, o czym jeszcze tu nie było. Ciekawa jestm, czy ty też na to natrafiłaś, bo jest na CC. Byłam z szokowana, kiedy zobaczyłam, że ona napisała coś serialowwego, ale robi wrażenie podobnie jak "Till Death..."
Gravity of the Situation
Akcja zaczyna się podczas odcinka "The Balance", kiedy uzdrawiają Michaela. Z Liz zaczyna się dziać coś dziwnego.
Zapewniam, że to z całą pewnością nie jest fluff. Niestety na razie są tylko 4 części.
A teraz o opowiadaniach, które bardzo mnie poruszyły. Jakiś czas temu przeczytałam The Road Series, ale dopiero niedawno odkryłam, że wcześniej Dee napisała dwa opowiadania, które tą serię zrodziły.
Seria jest jakby alternatywną wersją wydarzeń, takie co by było gdyby Liz wróciła do domu po tym jak się dowiedziała, że jest w ciąży?
The Choosen Path
Akcja zaczyna się kilkanaście lat po tym jak Liz zostawiła Maxa pod Komorą Inkubacyjną, tuz po odlocie Tess, i wyjechała do Vermont. Spotkała tam Davida, przelotny flirt, jednonocna przygoda i oops... ciąża (skąd my to znamy? ). Tyle że w przciwieństwie do Road Series, gdzie w tym momencie Liz wróciła do Roswell, tutaj przyjeła ona oświadczyny Davida i wyszła za niego za mąż. 18 lat późnej po rozwodzie, Liz wraca z córką Claudią do rodzinnego miasteczka. Jest zgorzkniała i najbardziej na świecie nienawidzi Maxa Evansa, bo wszystkie nieszczęścia w jej życiu to jego wina. Pierwszego dnia w Roswell, Claudia pomaga babci w obsługiwaniu gości w Crashdown... napad z bronią w ręku... śmiertelna rana postrzałowa.... i przystojny kosmita z umiejętnością uzdrawiania. Nie, nie Max, jego syn Zan, który przypadkiem od lat kochał się w Claudii z daleka (kiedy odwiedzała dziadków).
Misdirection
To kontynuacja The Choosen Path.
Muszę przyznać, że bardzo żałuję tego iż przeczytałam to po The Road Series. Claudia i Zan są w tych opowiadaniach tacy prawdziwi, widzimy ich problemy z rodzicami, rozkwit ich własnego uczucia, a jednak gdzieś tam w zakątku umysłu cały czas pamiętałam, że przecież w alternatywnej lini wydarzeń oni oboje zginęli i powiedzmy to sobie szczerze wszystkim innym życie ułożyło się lepiej w świecie bez Zana i Claudii. Liz i Max nie byli nieszczęśliwi przez niemal 20 lat, Maria i Michael cały czas razem, Isabel znalazła prawdziwą miłość, David również dowiedział się jak to jest kochać i być kochanym, kilka tysięcy Antarian przeżyło katastrofę... można by tak jeszcze trochę powymieniać.
Acha, Lizziett wczoraj udałam się nominować na RF i muszę ci powiedzieć, że po twoich zachwytach nad Sophie zszokowało mnie gdy zobaczyłam, że jej nie nominowałaś jako najlepszego dziecka... z tego wszystkiego wyleciały mi z głowy innego dzieci, które chciałam jeszcze nominować i wymieniłam tylko Sophie, będę tam jeszcze musiała wrócić, by dodać pozostała.
Wyobraź sobie Lizziett, że ja również zamierzałam dziś wspomnieć o "Till Death Do We Part". Wczoraj przeczytałam zakończenie i byłam zszokowna. Lindsay to napisała, aż trudno uwierzyć. To jest bezapelacyjnie jej najlepsze opowiadanie.Trzeba przyznać, że niesamowicie rozwinęła się jako autorka. Najpierw "Finding the Way Home", potem... a właśnie, potem coś, o czym jeszcze tu nie było. Ciekawa jestm, czy ty też na to natrafiłaś, bo jest na CC. Byłam z szokowana, kiedy zobaczyłam, że ona napisała coś serialowwego, ale robi wrażenie podobnie jak "Till Death..."
Gravity of the Situation
Akcja zaczyna się podczas odcinka "The Balance", kiedy uzdrawiają Michaela. Z Liz zaczyna się dziać coś dziwnego.
Zapewniam, że to z całą pewnością nie jest fluff. Niestety na razie są tylko 4 części.
A teraz o opowiadaniach, które bardzo mnie poruszyły. Jakiś czas temu przeczytałam The Road Series, ale dopiero niedawno odkryłam, że wcześniej Dee napisała dwa opowiadania, które tą serię zrodziły.
Seria jest jakby alternatywną wersją wydarzeń, takie co by było gdyby Liz wróciła do domu po tym jak się dowiedziała, że jest w ciąży?
The Choosen Path
Akcja zaczyna się kilkanaście lat po tym jak Liz zostawiła Maxa pod Komorą Inkubacyjną, tuz po odlocie Tess, i wyjechała do Vermont. Spotkała tam Davida, przelotny flirt, jednonocna przygoda i oops... ciąża (skąd my to znamy? ). Tyle że w przciwieństwie do Road Series, gdzie w tym momencie Liz wróciła do Roswell, tutaj przyjeła ona oświadczyny Davida i wyszła za niego za mąż. 18 lat późnej po rozwodzie, Liz wraca z córką Claudią do rodzinnego miasteczka. Jest zgorzkniała i najbardziej na świecie nienawidzi Maxa Evansa, bo wszystkie nieszczęścia w jej życiu to jego wina. Pierwszego dnia w Roswell, Claudia pomaga babci w obsługiwaniu gości w Crashdown... napad z bronią w ręku... śmiertelna rana postrzałowa.... i przystojny kosmita z umiejętnością uzdrawiania. Nie, nie Max, jego syn Zan, który przypadkiem od lat kochał się w Claudii z daleka (kiedy odwiedzała dziadków).
Misdirection
To kontynuacja The Choosen Path.
Muszę przyznać, że bardzo żałuję tego iż przeczytałam to po The Road Series. Claudia i Zan są w tych opowiadaniach tacy prawdziwi, widzimy ich problemy z rodzicami, rozkwit ich własnego uczucia, a jednak gdzieś tam w zakątku umysłu cały czas pamiętałam, że przecież w alternatywnej lini wydarzeń oni oboje zginęli i powiedzmy to sobie szczerze wszystkim innym życie ułożyło się lepiej w świecie bez Zana i Claudii. Liz i Max nie byli nieszczęśliwi przez niemal 20 lat, Maria i Michael cały czas razem, Isabel znalazła prawdziwą miłość, David również dowiedział się jak to jest kochać i być kochanym, kilka tysięcy Antarian przeżyło katastrofę... można by tak jeszcze trochę powymieniać.
Acha, Lizziett wczoraj udałam się nominować na RF i muszę ci powiedzieć, że po twoich zachwytach nad Sophie zszokowało mnie gdy zobaczyłam, że jej nie nominowałaś jako najlepszego dziecka... z tego wszystkiego wyleciały mi z głowy innego dzieci, które chciałam jeszcze nominować i wymieniłam tylko Sophie, będę tam jeszcze musiała wrócić, by dodać pozostała.
Milla, muszę się usprawiedliwić że dzieciaczki nominowałam zanim jeszcze przeczytałam "Innocent" a teraz kiedy zwróciłaś mi na to uwagę, wróciłam i zedytowałam posta
Nie wiem czy tylko mnie się wydaje, czy w tej rundzie Applebylicious i Deejonaise zmiotą całą konkurencję w niemal wszystkich kategoriach?
No i spoko...akurat nie jestem najbardziej zagorzałą miłosniczką ich opowiadań, ale...bardzo lubię obie również z innego powodu- ich podejścia podczas wiadomej przepychanki na RF...trudno o osoby obdarzone większym rozsądkiem i spokojnym dystansem niż one...a należą do najmłodszych na tej stronie.
Tak, trafiłam na "Gravity of the situation" i...ironia- podobnie jak w przypadku "Finding the way home" opowiadanie Applebylycious które naprawdę mi się podoba, należy do tych na których kolejny rozdział trzeba czekać tygodniami, podczas gdy te wszystkie jej "fluffy" ktore niezbyt mnie interesują, są aktualizowane niemal codziennie.
Jeszcze coś...wiem że lubisz opowiadania Angel, więc jestem ciekawa czy czytałaś "Normal"? Ja z reguły omijam jej opowiadania, po doświadczeniu z "Ruins"...nie wiem jak to wytłumaczyc ale jak czytam o Liz strzelającej dziarsko z karabinu maszynowego i rozdającej kopniaki i ciosy na prawo i lewo, to dostaję spazmów nie wspomnę już że autorka chyba za dużo naoglądała się "Dark Angel" i "Smallville" i Liz pomyliła jej się z Clarkiem a Max z Laną
Ale "Normal" zrobiło na mnie spore wrażenie. Niedługie (chyba 14 rozdziałów) i...wstrząsające. Zainspirowane odcinkiem "Buffy" "Normal Again" w którym bohaterka budzi się rano i stwierdza że jej rodzice nigdy się nie rozwiedli a ona nigdy nie była pogromcą. Tutaj jest coś podobnego, tylko dotyczy to Maxa i koszmaru po- Departurowego.
Po przeczytaniu nachodzi człowieka myśl- czy naprawdę musiało prawie dojść aż do takiej tragedii, żeby oni wszyscy się ocknęli?
http://roswellfanatics.net/viewtopic.php?t=6258&start=0
Nie wiem czy tylko mnie się wydaje, czy w tej rundzie Applebylicious i Deejonaise zmiotą całą konkurencję w niemal wszystkich kategoriach?
No i spoko...akurat nie jestem najbardziej zagorzałą miłosniczką ich opowiadań, ale...bardzo lubię obie również z innego powodu- ich podejścia podczas wiadomej przepychanki na RF...trudno o osoby obdarzone większym rozsądkiem i spokojnym dystansem niż one...a należą do najmłodszych na tej stronie.
Tak, trafiłam na "Gravity of the situation" i...ironia- podobnie jak w przypadku "Finding the way home" opowiadanie Applebylycious które naprawdę mi się podoba, należy do tych na których kolejny rozdział trzeba czekać tygodniami, podczas gdy te wszystkie jej "fluffy" ktore niezbyt mnie interesują, są aktualizowane niemal codziennie.
Jeszcze coś...wiem że lubisz opowiadania Angel, więc jestem ciekawa czy czytałaś "Normal"? Ja z reguły omijam jej opowiadania, po doświadczeniu z "Ruins"...nie wiem jak to wytłumaczyc ale jak czytam o Liz strzelającej dziarsko z karabinu maszynowego i rozdającej kopniaki i ciosy na prawo i lewo, to dostaję spazmów nie wspomnę już że autorka chyba za dużo naoglądała się "Dark Angel" i "Smallville" i Liz pomyliła jej się z Clarkiem a Max z Laną
Ale "Normal" zrobiło na mnie spore wrażenie. Niedługie (chyba 14 rozdziałów) i...wstrząsające. Zainspirowane odcinkiem "Buffy" "Normal Again" w którym bohaterka budzi się rano i stwierdza że jej rodzice nigdy się nie rozwiedli a ona nigdy nie była pogromcą. Tutaj jest coś podobnego, tylko dotyczy to Maxa i koszmaru po- Departurowego.
Po przeczytaniu nachodzi człowieka myśl- czy naprawdę musiało prawie dojść aż do takiej tragedii, żeby oni wszyscy się ocknęli?
http://roswellfanatics.net/viewtopic.php?t=6258&start=0
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Lizziett, "Till Death Do We Part" na tyle odwróciło moją uwagę, że nie skomentowałam pozostałych opowiadań o których wspomniałać.
A więc tak, "The Cold & Snow Falling" i "Desolation" w pełni zgadzam się z twoją opinią. Szczególnie na temat "Desolation", podobne wrażenia mam chyba tylko z czytania Serendipity, choć w przypadku tego ostatniego niekontrolowany płacz trwal o wiele dłużej.
"Fall On Your Knees" też lubię, choć "Sins of a Father" dużo bardziej mi się podobało.
Natomiast nie przepadam za twórczością Cookieman, chyba nawet nie cierpię, byłoby lepszym stwierdzeniem. Z wymienionych przez ciebie opowiadań czytałam "Destiny Folly" i cóż, moja opinia była taka sama jak w przypadku wszystkich innych prac tej autorki. Wiem, że powszechna opinia jest iż pisze ona pięknie, ale ja jakoś tego nie trawię. Jej opowiadania wydają mi się nudne, a bohaterowie denerwujący. Ze względu na opinię wszystkich zmusiłam się do przeczytania paru jej prac i no tak... szczerze mówiąc to pomijałam całe fragmenty, bo po prostu zasypiałam nad nimi. Chyba coś ze mną nie tak. W każdym razie nie czytałam "Art of Forgetting" ani "Art of Remembering" i raczej sie nie skuszę.
Za to ogromnie podobało mi się "Normal". Szczerze mówiąc naprawdę pare razy zastanawiałam się nad tym która rzeczywistość jest prawdziwa. I przyznaję się, że przez moment zgadzałam się z opinią Dee, że Max powinien zostać w tym alternatywnym świecie.
Muszę tu też wspomnieć, że Angel bardzo miło zaskoczyła mnie postacią Liz, którą stworzyła. Wcale nie idealna, alfa i omega, ratująca wszystkich dookoła, ale rzeczywista niedoskonała dziewczyna, która nie potrafiła sobie poradzić z żalem i rozczarowaniem. Popełniła błąd, który niemal kosztował ją stratę tego, co było dla niej w życiu najważniejsze.
A tak przy okazji to bardzo podobał mi się twój feedback. Szczerze żalowałam, że nie było więcej. Sama zaczęłam czytać jak opowiadanie chyliło się już ku końcowi i jakoś nie chciało mi sie komentować. Ostatnio jakoś ograniczam się do czytania, muszę się przemóc, bo inaczej na RF zapomną, że istnieję, a tego bym nie chciała.
A jeśli chodzi o moje upodobanie do opowiadań Angel, to tak dokładnie podobają mi się dwa, właśnie "Normal" i "Happenstance". "Ruins" nigdy nie czytałam i nie zamierzam. Ktoś mi trochę przybliżył obraz Liz, jaki się tam pojawia i cóż, za bardzo mi to przypomina "Fail Safe", po którym do tej pory się nie otrząsnęłam i w żadnym razie nie jestem gotowa na powtórkę. Ogólnie rzecz biorąc, mówię NIE opowiadaniom w których Liz jest Superwoman.
Ale wracając do Happenstance, to nie jestem pewna, ale chyba jeszcze nie wspominałyśmy o tym opowiadaniu. A powinno było się tu znaleźć. Angel przedstawia wizję świata, w którym Liz nie zdradziła Marii prawdy o kosmitach, więc nie jechały ona akurat samochodem i nie zobaczyły kosmicznego tria podczas próby opószczenia Roswell. Tym samym Liz nie miała szansy przekonać Maxa do pozostania i w efekcie Max, Michael i Isabel wyjechali z Roswell. Akcja zaczyna się chyba 10 lat później. Liz mieszka z Alexem w Nowym Jorku i pewnego dnia widzi kogoś, kto wydaje jej się dziwnie znajomy...
Ostrzeżenie, jest to bardzo długie opowiadanie.
A więc tak, "The Cold & Snow Falling" i "Desolation" w pełni zgadzam się z twoją opinią. Szczególnie na temat "Desolation", podobne wrażenia mam chyba tylko z czytania Serendipity, choć w przypadku tego ostatniego niekontrolowany płacz trwal o wiele dłużej.
"Fall On Your Knees" też lubię, choć "Sins of a Father" dużo bardziej mi się podobało.
Natomiast nie przepadam za twórczością Cookieman, chyba nawet nie cierpię, byłoby lepszym stwierdzeniem. Z wymienionych przez ciebie opowiadań czytałam "Destiny Folly" i cóż, moja opinia była taka sama jak w przypadku wszystkich innych prac tej autorki. Wiem, że powszechna opinia jest iż pisze ona pięknie, ale ja jakoś tego nie trawię. Jej opowiadania wydają mi się nudne, a bohaterowie denerwujący. Ze względu na opinię wszystkich zmusiłam się do przeczytania paru jej prac i no tak... szczerze mówiąc to pomijałam całe fragmenty, bo po prostu zasypiałam nad nimi. Chyba coś ze mną nie tak. W każdym razie nie czytałam "Art of Forgetting" ani "Art of Remembering" i raczej sie nie skuszę.
Za to ogromnie podobało mi się "Normal". Szczerze mówiąc naprawdę pare razy zastanawiałam się nad tym która rzeczywistość jest prawdziwa. I przyznaję się, że przez moment zgadzałam się z opinią Dee, że Max powinien zostać w tym alternatywnym świecie.
Muszę tu też wspomnieć, że Angel bardzo miło zaskoczyła mnie postacią Liz, którą stworzyła. Wcale nie idealna, alfa i omega, ratująca wszystkich dookoła, ale rzeczywista niedoskonała dziewczyna, która nie potrafiła sobie poradzić z żalem i rozczarowaniem. Popełniła błąd, który niemal kosztował ją stratę tego, co było dla niej w życiu najważniejsze.
A tak przy okazji to bardzo podobał mi się twój feedback. Szczerze żalowałam, że nie było więcej. Sama zaczęłam czytać jak opowiadanie chyliło się już ku końcowi i jakoś nie chciało mi sie komentować. Ostatnio jakoś ograniczam się do czytania, muszę się przemóc, bo inaczej na RF zapomną, że istnieję, a tego bym nie chciała.
A jeśli chodzi o moje upodobanie do opowiadań Angel, to tak dokładnie podobają mi się dwa, właśnie "Normal" i "Happenstance". "Ruins" nigdy nie czytałam i nie zamierzam. Ktoś mi trochę przybliżył obraz Liz, jaki się tam pojawia i cóż, za bardzo mi to przypomina "Fail Safe", po którym do tej pory się nie otrząsnęłam i w żadnym razie nie jestem gotowa na powtórkę. Ogólnie rzecz biorąc, mówię NIE opowiadaniom w których Liz jest Superwoman.
Ale wracając do Happenstance, to nie jestem pewna, ale chyba jeszcze nie wspominałyśmy o tym opowiadaniu. A powinno było się tu znaleźć. Angel przedstawia wizję świata, w którym Liz nie zdradziła Marii prawdy o kosmitach, więc nie jechały ona akurat samochodem i nie zobaczyły kosmicznego tria podczas próby opószczenia Roswell. Tym samym Liz nie miała szansy przekonać Maxa do pozostania i w efekcie Max, Michael i Isabel wyjechali z Roswell. Akcja zaczyna się chyba 10 lat później. Liz mieszka z Alexem w Nowym Jorku i pewnego dnia widzi kogoś, kto wydaje jej się dziwnie znajomy...
Ostrzeżenie, jest to bardzo długie opowiadanie.
Mój feedback pod "Normal"? Szczerze mówiąc nie przypominam sobie nawet co tam naskrobałam
Całkowicie zgadzam się z tobą co do Liz w tym opowiadaniu...w zasadzie to powinnam ją nominować...spodziewałam się jak to u Angel udręczonej świętej, a tymczasem spotkałam dziewczynę, która urzekła mnie swoją...normalnością- to chyba kluczowe słowo w stosunku do tego opowiadania podobne wrażenie wywarli na mnie Michael i Isabel. Maria i Kyle początkowo budzili mój wstręt- ludzie, ja rozumiem że Max pod koniec 2 sezonu narobił syfu i w zasadzie zasłużył na potężne lanie, ale kiedy jakaś osoba na moich oczach zapada w śpiaczkę i grozi jej śmierć, to ja wyrzucam swoją urazę i gniew na śmietnik bo w tej chwili tylko jej życie się liczy- zwłaszcza gdy nazywałam ją moim przyjacielem ( tu piję do Marii ). Uderzające jest to że tak własnie zachowały się osoby które mogły mieć do Maxa największy żal- Liz, Isabel i Michael (w w tym sensie że Max zawiódł jego oczekiwania). Potem jednak Maria i Kyle zrehabilitowali się jakoś w moich oczach
A co do alternatywnej rzeczywistości, to ja nie zgadzałam się ze wszystkimi ludźmi, którzy twierdzili że dla Maxa byłoby lepiej gdyby w niej został.
To nie była JEGO Liz. To nie był ICH Alex. To nie był jego świat. I od początku do końca uważałam, że zamiast chować głowę w piasek powinien wybrać swój świat i wypić piwo ktorego sam sobie nawarzył
A naj- smieszniejsze (okrutniejsze) było to że on odrzucał swój prawdziwy świat, sądząc że tam wszyscy go nienawidzą za to co zrobił po "CYN"...a tymczasem oni wszyscy ( no powiedzmy że początkowo tylko Liz, Isabel i Michael) na głowie stawali, płakali, łkali, myli go, przebierali, ogólnie cuda na kiju a tymczasem Max trwał w "błogim" przekonaniu że lepiej im będzie bez niego
Uff...a opowiadania ShellSueD zwalają z nóg, czyż nie? Może polecić ci jeszcze pare?
Olka, ostatnio na Deelycious-abbys zauważyłam twoje prace- i to że się bardzo tamtejszym spodobały Gratulacje może pokażesz im jeszcze te z JB w "SL"? Założę się że tym się najbardziej podjarają
Całkowicie zgadzam się z tobą co do Liz w tym opowiadaniu...w zasadzie to powinnam ją nominować...spodziewałam się jak to u Angel udręczonej świętej, a tymczasem spotkałam dziewczynę, która urzekła mnie swoją...normalnością- to chyba kluczowe słowo w stosunku do tego opowiadania podobne wrażenie wywarli na mnie Michael i Isabel. Maria i Kyle początkowo budzili mój wstręt- ludzie, ja rozumiem że Max pod koniec 2 sezonu narobił syfu i w zasadzie zasłużył na potężne lanie, ale kiedy jakaś osoba na moich oczach zapada w śpiaczkę i grozi jej śmierć, to ja wyrzucam swoją urazę i gniew na śmietnik bo w tej chwili tylko jej życie się liczy- zwłaszcza gdy nazywałam ją moim przyjacielem ( tu piję do Marii ). Uderzające jest to że tak własnie zachowały się osoby które mogły mieć do Maxa największy żal- Liz, Isabel i Michael (w w tym sensie że Max zawiódł jego oczekiwania). Potem jednak Maria i Kyle zrehabilitowali się jakoś w moich oczach
A co do alternatywnej rzeczywistości, to ja nie zgadzałam się ze wszystkimi ludźmi, którzy twierdzili że dla Maxa byłoby lepiej gdyby w niej został.
To nie była JEGO Liz. To nie był ICH Alex. To nie był jego świat. I od początku do końca uważałam, że zamiast chować głowę w piasek powinien wybrać swój świat i wypić piwo ktorego sam sobie nawarzył
A naj- smieszniejsze (okrutniejsze) było to że on odrzucał swój prawdziwy świat, sądząc że tam wszyscy go nienawidzą za to co zrobił po "CYN"...a tymczasem oni wszyscy ( no powiedzmy że początkowo tylko Liz, Isabel i Michael) na głowie stawali, płakali, łkali, myli go, przebierali, ogólnie cuda na kiju a tymczasem Max trwał w "błogim" przekonaniu że lepiej im będzie bez niego
Uff...a opowiadania ShellSueD zwalają z nóg, czyż nie? Może polecić ci jeszcze pare?
Olka, ostatnio na Deelycious-abbys zauważyłam twoje prace- i to że się bardzo tamtejszym spodobały Gratulacje może pokażesz im jeszcze te z JB w "SL"? Założę się że tym się najbardziej podjarają
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Jestem świerzutko po lekturze 'If I fall'. Nie spałam całą noc. Wiecie, jak przetrzyma się godzine spod znaku ziewania co pięć sekund potem nawet jakby się chciało, to się nie zaśnie. A szkoda... bo miałam ochotę przerwać to opowadanie. Co ja poradzę, że nie przypadło mi do gustu? To jedna z histori, gdzie Max i Liz żyli 'happily, eveN after' oraz, jak to ktoś kiedyś ładnie ujął Max żywi się samym patrzeniem na Liz. Takie ciapek z niego Opowiadanie niesie ładne przesłanie i to w zasadzie wszystko. Za to dramty to jest to, co tygryski mi podobne lubią najbardziej (choć z mimo wszystkim uroczo dreamerowym zakończeniem ). Jak "The Bitter Dregs" (ciekawe, dlaczego ), czy no ostatecznie "Downfall". Było jeszcze takie jedno - i tu kłania się moja skleroza, co do tytułu - gdzie Liz zaszła w ciążę z Maxem (a co! ) z przyszłości i wyjechała na wakacje do ciotki. Teraźniejszy Max nadal ją kochał, ale nie mógł sobie z tym poradzić. Może końcówka nie do końca mi podeszła, ale i tak śmiało oceniam to opowiadanie na piątkę.
Też tam zglądasz? Sweet Dzięki, za miłe słowa! Tylko nie kumam tego 'JB z "SL" ' - rasowy ze mnie płaz, co?Olka, ostatnio na Deelycious-abbys zauważyłam twoje prace- i to że się bardzo tamtejszym spodobały Gratulacje może pokażesz im jeszcze te z JB w "SL"? Założę się że tym się najbardziej podjarają
Last edited by Olka on Mon Sep 06, 2004 4:35 pm, edited 1 time in total.
Ponieważ wpadłam tylko na chwile odpowiedzieć na pm'y, napiszę odrobinkę o poleconych niedawno krótkich ff.
Właściwie to o jednym. Spustoszenie. Naprawdę. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Owszem, smutne opowiadanie? No niech będzie, przeczytam... Musiałam kilka razy przerywać czytanie. Podczas sceny na cmentarzu, kiedy... wiadomo co się dzieje... po prostu nie mogłam tego czytać. A jest niewiele tekstów, przez które nie potrafiłabym przebrnąć.
Olka, widzę, że pochodzimy z tego samego zoo. Ja też lubię "dramty" w ff, ale dreamerki już znacznie mniej. Więc na razie If I fall sobie zostawię na długie, zimowe wieczory. Co do tego tytułu - to nie jest to przypadkiem Revelations? Tłumaczone nawet na forum przez Elę
Właściwie to o jednym. Spustoszenie. Naprawdę. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Owszem, smutne opowiadanie? No niech będzie, przeczytam... Musiałam kilka razy przerywać czytanie. Podczas sceny na cmentarzu, kiedy... wiadomo co się dzieje... po prostu nie mogłam tego czytać. A jest niewiele tekstów, przez które nie potrafiłabym przebrnąć.
Olka, widzę, że pochodzimy z tego samego zoo. Ja też lubię "dramty" w ff, ale dreamerki już znacznie mniej. Więc na razie If I fall sobie zostawię na długie, zimowe wieczory. Co do tego tytułu - to nie jest to przypadkiem Revelations? Tłumaczone nawet na forum przez Elę
O tak właśnie! Skleroza nie boli, niestety Ale nigdy nie miałam pamięci do tytułów. Czegokolwiek... jak poznam nową osobę, to po 5 min. pytam znów o imię Ech, no właśnie, żeby nie zapomnieć. Póki jestem na świeżo podzielę się wrażeniami po 'The way love goes' Deejonaise. Muszę przyznać, że wywarło na mnie wrażenie. Nie należy ono do opowiadań, które co i rusz dostarcza wzruszeń. Łzy zakręciły mi się w oku może ze dwa razy. Ale było to niesamowicie prawdziwe. Uprzedzam, że nie akceptuję go w ramach pary Max & Liz. W takim przypadku scenariusz ten jest dla mnie nierealny. Nie ze względu na zachowanie Liz, ale Maxa. Ze względu na to, co robił na początku, a raczej czego nie robił. To takie zupełnie nie 'po Maxowemu' Ale patrząc na to opowiadanie jako na historię o życiu dwóch zakochanych ludzi, którzy są tylko... ludźmi, rozumiem punkt widzenia autorki. Aż za dobrze. Z niesamowitą precyzją Deejonaise ukazała, że nic, ani nikt nie jest doskonały i charaktery ludzi nie są białe lub czarne. Nie są też szare, ale właśnie wielobarwne, ukazują wątpliwości, problemy, wzloty i upadki. I błędy, które ludzie popełniają aż nadto często, ale też wina nigdy nie leży tylko po jednej ze stron.Co do tego tytułu - to nie jest to przypadkiem Revelations? Tłumaczone nawet na forum przez Elę
Wow, Olka jesteś pierwszą osobą, która wypowiada się u nas pozytywnie o "The Way Love Goes". Jakiś czas temu mocno to z Nan i Lizziett zjechałyśmy. Bo o ile historia może napisana prawdziwie, to jednak dla mnie była nie do zaakceptowania jeśli chodzi o związek Liz i Maxa. To było jedyne opowiadanie jaki czytałam, w którym miałam wielką nadzieję, że Max i Liz NIE będą na końcu razem. A tu klops. Dee musiała nam zafundować happy end i to w dodatku... nie wiem, po prostu zakończnie wydało mi się naciągane i to mocno. Obok "Yours" to chyba najsłabsze opowiadanie Deejonaise. Rozumiem, że nie da się pisać samych opowiadań typy "Eyes Like Mine" czy "When Love Isn't Enough", ale cóż to już nie jest ta sama Dee. Chyba się wypaliła.
Lizziett jeśli chodzi o opowiadania ShellSueD to chyba czytałam wszystkie. Jak już znajdę dobrą autorkę, to najczęściej staram się odszukać wszystkie jej prace.
Lizziett jeśli chodzi o opowiadania ShellSueD to chyba czytałam wszystkie. Jak już znajdę dobrą autorkę, to najczęściej staram się odszukać wszystkie jej prace.
Millu a to wszystko po prostu proza życia... I mimo wszystko dla mnie to nie był happy ending. Może dlatego, że potrafię sobie dopowiedzieć, jak to się dalej potoczy
Chociaż przyznam, że był zgrzyt w tym opowiadani, ale gdyby nie on historia nie miałaby racji bytu. Otóż nagła decyzja o zostawieni Maxa i ten rozwód! Mówiła, że z nim rozmawiała i wogóle... Tak się zastanawiam, czy była wystarczająco przekonująca. Gdyby stanęła przed Maxem i powiedziała mu, czego jej brakuje wspominając o tym, że sytuacja grozi rozwodem... coś mi mówi, że Max jednak by się 'nawrócił' To faktycznie słaby punkt tej historii. Ale jak wspomniałam, proza życia dopada w końcu każdego i nie wszyscy chcą lub mogą się z nią pogodzić.
Chociaż przyznam, że był zgrzyt w tym opowiadani, ale gdyby nie on historia nie miałaby racji bytu. Otóż nagła decyzja o zostawieni Maxa i ten rozwód! Mówiła, że z nim rozmawiała i wogóle... Tak się zastanawiam, czy była wystarczająco przekonująca. Gdyby stanęła przed Maxem i powiedziała mu, czego jej brakuje wspominając o tym, że sytuacja grozi rozwodem... coś mi mówi, że Max jednak by się 'nawrócił' To faktycznie słaby punkt tej historii. Ale jak wspomniałam, proza życia dopada w końcu każdego i nie wszyscy chcą lub mogą się z nią pogodzić.
Co do "The Way Love Goes" Deejonaise, to nie jest do końca tak, że uważam je za jedno z najsłabszych opowiadań Dee. Podobnie jak Milla i Nan za naciągane uważam zakończenie, bo moim zdaniem poprostu niektórych rzeczy nie da się skleić, podobnie jak nie goją się rany zadane w taki sposób.
Większość tego opowiadania uważam jednak, podobnie jak Olka, za aż do bólu prawdziwy portret tego, co może się stać z wielką, uduchowioną miłością, gdy w życie ludzi którzy się nie darzą, bezlitośnie wkracza proza, zajmując miejsce poezji.
Jednak ja również nie akceptuję go w ramach pary Max&Liz...ale nie z powodu tego co "Max robił a raczej nie robił" na początku bo nie widzę nic dziwnego w tym że mężczyzna który przez cały dzień tyrał by zapewnić dostatnie życie swej ukochanej żonie pod wieczór zasypiał nad talerzem i nie w głowie mu były amory i nie jest to żadnym usprawiedliwieniem dla tego co zrobiła Liz. No właśnie...mimo że nie należę do klubu "Liz Parker/Shiri Appleby lesbian lovers" to jednak to co zrobiła w tym opowiadaniu...zupełnie nie pasuje mi do tej silnej, wrażliwej i lojalnej dziewczyny którą poznałam w serialu.
Wszystkie opowiadania ShellSueD? No nie wiem nie wydaje mi się żebyś czytała te spod znaku "Loyalist" w których wylewa całe swoje post CYNOWE frustracje na nieszczęsnego Maxia. Autorka jest z tych które uważają że "wszystko jest winą Maxa łącznie z dziurą ozonową i epidemią SARSA" i bardziej przechyla się na stronę Loyalist ( jest wielką miłośniczką Kyle'a i Nicka), przy parze Dreamer trwając głównie z uwagi na JB&SA, którzy "sprawili że uwierzyła w Maxa i Liz, mimo że scenarzyści i reżyser kompletnie ich zniszczyli".
Poza tym wiele jej opowiadań- zwłaszcza tych Dreamerowych było na śp. stronie Schurry- teraz nigdzie nie mogę ich zlokalizować, a były piękne
Mimo to kocham "Cold&Snow is Falling" i "Anything for love" a po "Desolation" długo nie mogłam dojść do siebie. I niech Hotaru nie myśli że jest sama...ja też kilka razy je przerywałam, szłam do kuchni i piłam zimną wodę
A czytałaś "Guilt"? To dopiero jazda kiedy Isabel i Michael mieli identyfikować ciało Maxa, stwierdziłam że jeszcze trochę i wyskoczę przez okno.
Większość tego opowiadania uważam jednak, podobnie jak Olka, za aż do bólu prawdziwy portret tego, co może się stać z wielką, uduchowioną miłością, gdy w życie ludzi którzy się nie darzą, bezlitośnie wkracza proza, zajmując miejsce poezji.
Jednak ja również nie akceptuję go w ramach pary Max&Liz...ale nie z powodu tego co "Max robił a raczej nie robił" na początku bo nie widzę nic dziwnego w tym że mężczyzna który przez cały dzień tyrał by zapewnić dostatnie życie swej ukochanej żonie pod wieczór zasypiał nad talerzem i nie w głowie mu były amory i nie jest to żadnym usprawiedliwieniem dla tego co zrobiła Liz. No właśnie...mimo że nie należę do klubu "Liz Parker/Shiri Appleby lesbian lovers" to jednak to co zrobiła w tym opowiadaniu...zupełnie nie pasuje mi do tej silnej, wrażliwej i lojalnej dziewczyny którą poznałam w serialu.
Wszystkie opowiadania ShellSueD? No nie wiem nie wydaje mi się żebyś czytała te spod znaku "Loyalist" w których wylewa całe swoje post CYNOWE frustracje na nieszczęsnego Maxia. Autorka jest z tych które uważają że "wszystko jest winą Maxa łącznie z dziurą ozonową i epidemią SARSA" i bardziej przechyla się na stronę Loyalist ( jest wielką miłośniczką Kyle'a i Nicka), przy parze Dreamer trwając głównie z uwagi na JB&SA, którzy "sprawili że uwierzyła w Maxa i Liz, mimo że scenarzyści i reżyser kompletnie ich zniszczyli".
Poza tym wiele jej opowiadań- zwłaszcza tych Dreamerowych było na śp. stronie Schurry- teraz nigdzie nie mogę ich zlokalizować, a były piękne
Mimo to kocham "Cold&Snow is Falling" i "Anything for love" a po "Desolation" długo nie mogłam dojść do siebie. I niech Hotaru nie myśli że jest sama...ja też kilka razy je przerywałam, szłam do kuchni i piłam zimną wodę
A czytałaś "Guilt"? To dopiero jazda kiedy Isabel i Michael mieli identyfikować ciało Maxa, stwierdziłam że jeszcze trochę i wyskoczę przez okno.
Last edited by Lizziett on Fri Nov 05, 2004 10:06 pm, edited 1 time in total.
Lizziett, naprawdę nie przypomina ci tej Liz z serialu? To znaczy ta z TWLG nie przypomina ci Liz? Bo wiesz, mnie owszem. Tą Liz z III sezonu, która działa mi na nerwy i którą mam ochotę udusić gołymi rękami. Wczoraj mnie dopiero oświeciło, że Liz, z ogromną subtelnością i czułością, mówi Maxowi w Graduation, w odpowiedzi na jego nieśmiałe stwierdzenie/pytanie, że chciałby jechać z nią do Cambridge, że porozmawiają, bo ona nie chce uczuciowego młynka. A dzień później zgadza się wyjść za niego za mąż. Udusić.
Olka, jak widać - cokolwiek Dee nie napisze, wszystkich to poruszy. Na plus, na minus - ale poruszy. To już coś. Poza tym... no tak, wyobrazić sobie Maxa, który mógłby nie całować śladów Liz. Nierealne. Jasne, że wina nie leży wyłącznie po jednej stronie, że ani Liz nie była taka święta, ani Max... zresztą, Max zawsze miał skłonności do skrajnego altruizmu - a przynajmniej do skrajnego wielbienia Liz. Nawet masochistycznego. Zjechałyśmy opowiadanie - no chyba troszeczkę A że chyba w tamtym czasie czytałam jednocześnie My Beloved Wife - chyba - to i zmieniłam front. I zakończenia nie wybaczę. Proza życia? Proza jest zaskakująca, ale nie powiedziałabym, że koniec The Way jest prozą. Reszta opowiadania - tak, ale koniec nie. Proza życia - Max spotyka się z Candy, przez ileśtam lat nie przespał się z żadną by dochować wierności ukochanej żonie, Liz jako heroina, a potem wybucha i powraca ta ich miłość - zaraz, gdzie to było? Na kanapie w salonie?
A jednak Dee potrafi sklejać ludzi - w When Love Isn't Enough zrobiła to bardzo zgrabnie, ten rewelacyjny portret Maxa - cały on. To było coś. Nie mówiąc już o Eyes Like Mine - po takiej dawce emocji, uczuć, bólu, i wszystkiego innego, połączyć z powrotem tą dwójkę ludzi wydawało by się niemożliwością. A jednak Dee udało się to zrobić - i to tak, że nie budzi to zastrzeżeń. Eyes są piękną opowieścią, a tym piękniejszą, że czytałam to w wersji ostatecznej, tej już gotowej do wydania - może nieco podjeżdża Harlequinem... ale nie sposób jednak ominąć tej całej lekko historycznej otoczki, czy też historyczno-społecznej. Na przykład scena w której Connor... eee, Max... zaprasza Cory (vel Liz) do baru czy coś takiego. W rodzinnym miasteczku (czy w oryginale to było Roswell?), po wojnie w Wietnamie. Obsługa lokalu krzywo się na nich patrzy, bo Liz jest mulatką, i Liz mówi Maxowi, że lepiej, żeby wyszli z tego miejsca, bo może nawet i podadzą im zamówione rzeczy, ale najpierw do nich naplują...
Jak widać mam tendencje do zbaczania z tematu. Idę, bo zacznę pisać kompletnie nie na temat (jak zwykle).
Olka, jak widać - cokolwiek Dee nie napisze, wszystkich to poruszy. Na plus, na minus - ale poruszy. To już coś. Poza tym... no tak, wyobrazić sobie Maxa, który mógłby nie całować śladów Liz. Nierealne. Jasne, że wina nie leży wyłącznie po jednej stronie, że ani Liz nie była taka święta, ani Max... zresztą, Max zawsze miał skłonności do skrajnego altruizmu - a przynajmniej do skrajnego wielbienia Liz. Nawet masochistycznego. Zjechałyśmy opowiadanie - no chyba troszeczkę A że chyba w tamtym czasie czytałam jednocześnie My Beloved Wife - chyba - to i zmieniłam front. I zakończenia nie wybaczę. Proza życia? Proza jest zaskakująca, ale nie powiedziałabym, że koniec The Way jest prozą. Reszta opowiadania - tak, ale koniec nie. Proza życia - Max spotyka się z Candy, przez ileśtam lat nie przespał się z żadną by dochować wierności ukochanej żonie, Liz jako heroina, a potem wybucha i powraca ta ich miłość - zaraz, gdzie to było? Na kanapie w salonie?
A jednak Dee potrafi sklejać ludzi - w When Love Isn't Enough zrobiła to bardzo zgrabnie, ten rewelacyjny portret Maxa - cały on. To było coś. Nie mówiąc już o Eyes Like Mine - po takiej dawce emocji, uczuć, bólu, i wszystkiego innego, połączyć z powrotem tą dwójkę ludzi wydawało by się niemożliwością. A jednak Dee udało się to zrobić - i to tak, że nie budzi to zastrzeżeń. Eyes są piękną opowieścią, a tym piękniejszą, że czytałam to w wersji ostatecznej, tej już gotowej do wydania - może nieco podjeżdża Harlequinem... ale nie sposób jednak ominąć tej całej lekko historycznej otoczki, czy też historyczno-społecznej. Na przykład scena w której Connor... eee, Max... zaprasza Cory (vel Liz) do baru czy coś takiego. W rodzinnym miasteczku (czy w oryginale to było Roswell?), po wojnie w Wietnamie. Obsługa lokalu krzywo się na nich patrzy, bo Liz jest mulatką, i Liz mówi Maxowi, że lepiej, żeby wyszli z tego miejsca, bo może nawet i podadzą im zamówione rzeczy, ale najpierw do nich naplują...
Jak widać mam tendencje do zbaczania z tematu. Idę, bo zacznę pisać kompletnie nie na temat (jak zwykle).
Fakt, muszę się zgodzić, że zakończenia TWLG prozą nazwać nie można. Ich zejście się było by możliwe, ale za szybko to trwało. Nie mówię o czsie, tych 8 latach, a o nierozbudowaniu wątku wabaczenia przez Maxa. Autorka definitywnie za mało miejsca zostawiła tej kwestii. I myślę, że dała się porwać dreamerowskim emocjom. To, że Max wrócił do Liz nie musiało koniecznie oznaczać, że znów zaczął jej bezgrnicznie ufać. Autorka co prawda o tym nie wspomniała, ale raczej na taką odpowiedź naprowadzała czytelnika. Myślę, że bardziej wiarygodne byłoby, pociągnięcie tej histori nieco dalej. Choćby o fragment kilku lat później, gdzie Max obserwując Liz rozmaweiającą z kolegą z pracy itp. nadal ma wątpliwości. Bo w prawdziwym życiu zdrady nie da się do końca wybaczyć. Zaufanie jest bardzo ważne, gdyż jest częścią miłości. Może dlatego opowiadania nie da się obiektywnie ocenić. Bo zakończenie nie pasuje do prawdziwego życia, a wcześniejszy przebieg akcji do pary Max & Liz. W sumie jednak TWLG oceniam na 5 minus pod względem życiowym. Minus należy się za 'niedopracowaną końcówkę'. To tak Jak z filmem 'Osada'. Warto go obejrzeć, ale rozwiązanie akcji rozczarowuje.
P.S. Chyba przeglądnę tytuły o których pisałyście wcześniej. Brakuje mi typowo dreamerowego dramatu. Jak 'Revelations' czy 'The Bitter Dregs'. Takich o Maxie i Liz z I sezonu, którzy zwyczajnie podjęli złe decyzje. W zwykłym świecie, bez starożytności, czy szarży kosmitów. Ostatnio nacinam się na opowiadania, które przerywam w połowie, bo doprowadzają mnie do białej gorączki. O M&L popełniających samobójstwo, bo zupa była za słona, albo kolejnej teori, że Max nie przespał się z Tess a wszystkiemu winien był mindwarp
Masz rację Lizziet, ale w takim przypadku nie można się też dziwić decyzji Liz (po części, bo nadal uważam, że rozwód był zbyt radykalnym posunięciem). Może się ona (decyzja) nie podobać, można tego nie pochwalać, nawet ją potępiąć, ale jeśli życie ma wyglądać na zasadzie "praca, jedzenie, spanie", myślę, że wielu wolałoby zrezygnować z luksusów dostatniego życia by móc cieszyć się sobą.nie widzę nic dziwnego w tym że mężczyzna który przez cały dzień tyrał by zapewnić dostatnie życie swej ukochanej żonie pod wieczór zasypiał nad talerzem i nie w głowie mu były amory
P.S. Chyba przeglądnę tytuły o których pisałyście wcześniej. Brakuje mi typowo dreamerowego dramatu. Jak 'Revelations' czy 'The Bitter Dregs'. Takich o Maxie i Liz z I sezonu, którzy zwyczajnie podjęli złe decyzje. W zwykłym świecie, bez starożytności, czy szarży kosmitów. Ostatnio nacinam się na opowiadania, które przerywam w połowie, bo doprowadzają mnie do białej gorączki. O M&L popełniających samobójstwo, bo zupa była za słona, albo kolejnej teori, że Max nie przespał się z Tess a wszystkiemu winien był mindwarp
Last edited by Olka on Sun Sep 05, 2004 8:54 pm, edited 1 time in total.
Jak ja się za Wami stęskniłam, moje kochane dziewczyny. Dochodzę do wniosku, że awaria komutera to jak trzęsienie ziemi...Z konieczności kiblowałam przy TV, z radością pochłonęłam dwie książki, i duchowo wzmocniona wracam do Was. Przez te kilka dni nazbierało się troszkę do poczytania, a na razie przycupnęłam w czytelni....Życia mi nie starczy na przeczytanie tego co polecacie , na razie wdepnęłam do opowiadania " Art of Forgetting" Cookieman - i tak jak przypuszczała Lizziett, to jest to co lubię. Mroczne, pełne smutku i kameralne...Boże, może któraś z naszych tłumaczek pokusiłaby się o jego przetłumaczenie.... Jego przekład wymaga ogromnej wrażliwości i znajomości duszy ludzkiej, nie jest łatwy - ale jaka by to była satysfakcja, tym bardziej, że nie mamy żadnego opowidania tej utorki.
Nan, z radościa witam każdy Twój post.
Nan, z radościa witam każdy Twój post.
Tak, bo moich postów ostatnio jak na lekarstwo, zwłaszcza tutaj, w czytelni . Szczerze mówiąc od bardzo dłuższego czasu nic jakoś nie czytam - z wiadomej tematyki, rzecz jasna, bo poza tym grzęznę w książkach. Skończyłam jedynie lekturę My Beloved Max... w połowie sierpnia chyba. Skleroza.
Tak wszyscy wychwalają to Art of Forgetting, a ja zabierałam się za to trzy razy i nie przemogłam się do skończenia tego. Chyba nawet nie wyszłam poza pierwszą część... Zostawię sobie na kiedyś, jak będzie mi się chciało, będę miała czas i będę miała pod ręką komputer.
No, tym razem naprawdę zmykam. Ciężkie życie ucznia, który kiedyś miał ambicje albo po prostu poczytam coś ze stosiku apetycznych książeczek, które zalegają w pokoju...
Tak wszyscy wychwalają to Art of Forgetting, a ja zabierałam się za to trzy razy i nie przemogłam się do skończenia tego. Chyba nawet nie wyszłam poza pierwszą część... Zostawię sobie na kiedyś, jak będzie mi się chciało, będę miała czas i będę miała pod ręką komputer.
No, tym razem naprawdę zmykam. Ciężkie życie ucznia, który kiedyś miał ambicje albo po prostu poczytam coś ze stosiku apetycznych książeczek, które zalegają w pokoju...
Elu jak dobrze, że wróciłaś. Zaczynałam się już o ciebie martwić. Awaria komputera... no ale przynajmniej oczy ci odpoczęły, albo i nie skoro siedziałaś przed telewizorem .
Nan, ciebie też nam tu brakuje. Wracaj częściej. Nie ma znaczenie na jaki temat się wypowiadasz, poza tym ELM to studnia bez dna, z całą pewnością zasługuje by co jakiś czas o nim przypomnieć.
PS. Już się poprawiam Lizziett. Chodziło mi oczywiście o te opowiadanka wspomnianej autorki, które dotyczą CC. "Guilt"... zaraz to było to gdzie Chevelle skopńczył obok Jeepa? Jasne, że czytałam. Wkurzyło mnie jak przyjaciele stwierdzili, że Max był egoistą.
Nan, ciebie też nam tu brakuje. Wracaj częściej. Nie ma znaczenie na jaki temat się wypowiadasz, poza tym ELM to studnia bez dna, z całą pewnością zasługuje by co jakiś czas o nim przypomnieć.
PS. Już się poprawiam Lizziett. Chodziło mi oczywiście o te opowiadanka wspomnianej autorki, które dotyczą CC. "Guilt"... zaraz to było to gdzie Chevelle skopńczył obok Jeepa? Jasne, że czytałam. Wkurzyło mnie jak przyjaciele stwierdzili, że Max był egoistą.
Milla, czyżby chodziło ci o to?And perhaps they all felt the same way, that Max didn’t give a second thought to those he was leaving behind, that he didn’t care that they loved him and needed him. That there were still enemies out there hunting them all
Ja już na coś takiego machnęłam ręką, przywykłam do myśli że w Roswell każdy- z wyjątkiem Maxa- może popełnić samobójstwo i każdy- z wyjątkiem Maxa- może z niego wyjechać. Bo przecież każdy- z wyjątkiem Maxa- może czuć się zrozpaczony, przerażony, zniechęcony do życia. Max ma siedzieć na tyłku, pilnować ferajny, głaskać ich po główkach i pocieszać, nawet gdy robią z niego osła przez pół sezonu, kręcąc, kłamiąc i kombinując za jego plecami. Wiesz jak jest
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
O nie, nie Lizziett. To się nie godzi Tak biednego Maxa sponiewierać. Może powtórzę. Mam dość! Co chwila natykam się na samobójstwa, miłość spod znaku kocich oczu ze Shreka i Bóg wie, czego jeszcze. Albo jest za słodko, albo zbyt krwawo i melodramatycznie - "O Matko! Co za ból! Zostałem przejechany. Oślepłem, oślepłem! Czy jeszcze kiedykolwiek zagram na skrzypcach?" Dlatego wspomniane przez was (Lizziett i Millę) opo. wpiszę na listę ff zakazanych. I po raz trzeci już poproszę o polecenie mi czegoś co kwalifikowałoby się na listę normalnych dramatów dreamerowych. Długi lub krótkie. Z happy endem, ale nie cukierkowym. Bo jestem czytelnikiem wymagającym! A samotne poszukiwanie coraz bardziej zniechęca mnie do jego kontynuowania. Nie musicie się rozpisywać na temat danego ff. Wystarczy mi tytuł. Dziękuję za uwagę poświęconą sfrustrowanej fance M&L
Last edited by Olka on Mon Sep 06, 2004 12:06 pm, edited 1 time in total.
Who is online
Users browsing this forum: Bing [Bot] and 15 guests