M :: Czytelnia literatury światowej
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Milla jeśli w związku z "Stay the night&Yours" chodziło ci o cały ten wątek z Ashą, to chyba znalazłaś bratnią duszą Nie mogłam powstrzymać się od ciężkiego westchnięcia i przewrócenia oczami, zastanawiałam się też, dlaczego reszta ludzi tak głupieje z zachwytu. Nad czym?! Przecież ten wątek wywlekany był już milion osiemset tysięcy razy, za każdym razem coraz bardziej wyświechtany i przeżuty, uważam że pisarkę o takiej renomie jak Deejonaise powinno być stać na większą orginalność Ja nie wiem, ale najwyraźniej 98% fanów nie jest w stanie przełknąć faktu, że Tess, a nie Liz, była królową, wobec czego produkują setki historyjek z Liz w roli królowej ( albo czegoś w tym rodzaju) o boku Maxa, co mnie osobiście wylewa się uszami. Chyba tylko EmilyluvsRoswell potrafiła jakoś przetrawić fakt, że Max Evans pokochał Liz Patrker, zwyklą dziewczynę z małego miasteczka, która nie okazała się- ni w pięć ni w dziewięć, królową, wojowniczką ( to jedno zawsze doprowadza mnie do spazmów), medium, kapłanką albo innym dziwadłem.
I za każdym razem gdy pojawia się Maxiowe odkrywcz "Michael, Isabel, nie rozumiecie?! Liz jest Ashą/Renną/Avianną/jak jej tam Padać mi tu na kolana, ale już!" Michael i Isabel ( zbiorowym jękiem z nosem przy ziemi)"Ach Liz wybacz nam!" (czy ktoś mnie wreszcie oświeci-CO?)- wówczas cały roswelliański naród omdlewa z zachwytu
Kolejną rzeczą jaka mnie rozbawiła, jest stosunek czytelników do Tess, która tutaj jest ofiarą, a nie morderczynią- bo choć część stwierdziła, że jej współczuje, to reszta dalej plecie o "gerbilach", "trashach"i "Bitchach" Geee
Ze już nie wspomnę o nieeeeśmiertlenym wątku ciąąąąży Liz naprawdę bida w państwie a Max rzeczywiście wierzy w bociany, względnie w kapustę. I ciekawa rzecz- po "BIY" wszyscy uznali go za kompletnego idiotę, ale kiedy to Liz jest mamusią, nagle słynna kwestia prezerwatywy staje się mało paląca. Nagle wszyscy zaczynają twierdzić, że chętnie zobaczyliby w Roswell wątek z "nastoletnią ciążą"- ale koniecznie w wykonaniu Maxa i Liz. A ja nie (chyba żeby to było Revelations"- ja chcę Marię i Michaela bo chociaż kocham Maxa&Liz, to jednak uważam że w wykonaniu M&M byłoby to znacznie bardziej ciekawe, wzruszające i prawdziwe. Jakoś wolałabym zobaczyć miotającego się w panice Michaela ("Maxwell zrób coś!), Marię wrzeszczącą na wszystkich dookoła i Amy DeLucę ścigającą Michaela z czymś ostrym od Maxa i Liz słodzących sobie co pięć minut "ach Max, zobacz, poruszył się!" "Och Liz, kocham cię tak bardzo".
I za każdym razem gdy pojawia się Maxiowe odkrywcz "Michael, Isabel, nie rozumiecie?! Liz jest Ashą/Renną/Avianną/jak jej tam Padać mi tu na kolana, ale już!" Michael i Isabel ( zbiorowym jękiem z nosem przy ziemi)"Ach Liz wybacz nam!" (czy ktoś mnie wreszcie oświeci-CO?)- wówczas cały roswelliański naród omdlewa z zachwytu
Kolejną rzeczą jaka mnie rozbawiła, jest stosunek czytelników do Tess, która tutaj jest ofiarą, a nie morderczynią- bo choć część stwierdziła, że jej współczuje, to reszta dalej plecie o "gerbilach", "trashach"i "Bitchach" Geee
Ze już nie wspomnę o nieeeeśmiertlenym wątku ciąąąąży Liz naprawdę bida w państwie a Max rzeczywiście wierzy w bociany, względnie w kapustę. I ciekawa rzecz- po "BIY" wszyscy uznali go za kompletnego idiotę, ale kiedy to Liz jest mamusią, nagle słynna kwestia prezerwatywy staje się mało paląca. Nagle wszyscy zaczynają twierdzić, że chętnie zobaczyliby w Roswell wątek z "nastoletnią ciążą"- ale koniecznie w wykonaniu Maxa i Liz. A ja nie (chyba żeby to było Revelations"- ja chcę Marię i Michaela bo chociaż kocham Maxa&Liz, to jednak uważam że w wykonaniu M&M byłoby to znacznie bardziej ciekawe, wzruszające i prawdziwe. Jakoś wolałabym zobaczyć miotającego się w panice Michaela ("Maxwell zrób coś!), Marię wrzeszczącą na wszystkich dookoła i Amy DeLucę ścigającą Michaela z czymś ostrym od Maxa i Liz słodzących sobie co pięć minut "ach Max, zobacz, poruszył się!" "Och Liz, kocham cię tak bardzo".
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
TAK, TAK, TAK!!!!!! Dokłatnie o to mi chodzi! Tak sie cieszę, że ktoś podziela moją opinię. Byłam po prostu zdegustowana, kiedy o tym przeczytałam. To mogło byc takie piękne opowiadanie. Pomysł był świetny. No, ale gdy pojawiło się "Liz jest Ashą" , to całkiem straciłam serce do tej opowieści. W głowie mi się nie mieści, że Dee napisała coś tak szajskiego. Nie wiem, może po prostu wyczerpały jej się pomysły Skoro nie miała jakiegoś sensownego pomysłu gdzie poprowadzic to opowiadanie to mogła nie pisać Yours i poprzestać na Stay The Night, przynajmniej oszczędziłaby mi niesmaku, jaki pozostał po przeczytaniu tego chłamu.Lizziett wrote:Milla jeśli w związku z "Stay the night&Yours" chodziło ci o cały ten wątek z Ashą, to chyba znalazłaś bratnią duszą
Niezgodzę się natomiast ze stwierdzeniem, że jedyną autorką, która pogodziła soię z tym, że Max pokochał ziemską dziewczynę jest EmilyluvsRoswell. Jest jeszcze Taffy, Angel (nikt tak jak ona torturuje Maxa i Liz, polecam każdemu kto lubi wylać morze łez czytając opowiadania ), Majesty (ta z kolei jak nikt inny torturuje biednego Maxa, każdy normalny człowiek byłby po czymś takim emocjonalnym wrakiem), no i oczywiście mockingbird39, czyli moja ukochana autorka, nikt nie potrafi pisać o Maxie i Liz tak pięknie jak ona , niczyje opowiadania nie oczarowują mnie tak jak jej. Jak tylko skończę tłumaczyć BFM, zabieram sie za Innocent i If I Fall i Find Me Here, właściwie to Innocen mam już parę części gotowych ale wstrzymuję się z zamieszczaniem . Czy możecie tu dostrzec moją obsesję
Teraz o głosowaniu w rundzie 5. Nikogo chyba nie zdziwi, że głosowałam przede wszystkim na Burn For Me, najlepsze opowiadanie z duplikatami, najlepszy portret duplikata- Zan, najbardziej pamiętna scena, najlepsze opowiadanie Dreamer, no i parę innych. Oczywiście gdzie tylko było można głosowałam na mockingbird, no dobra tylko na Dreamerki : najlepsze opowiadanie z CC, najlepsze opowiadanie o przeszłym życiu, , opowiadanie które można czytać naokrągło, najklepszy drugoplanowy portret Isabel i Alexa, najlepszy autor z CC, najlepszy autor Dreamer Fic, najlepszy Canon autor, najlepszy orginalny charakter, no to chyba wszystko... tak mi sie przynajmniej wydaje, ale mogłam coś ominąć, czy już wspomniałm, że to moja ulubiona autorka .
Swoją działkę moich głosów dostała też Majesty za swoje Serendipity, miedzy innymi za najlepszy portret Maxa, najtragiczniejsze opowiadanie i pare innych. Lethar Whisper, tłumaczone przez Nan za najlepsze opowiadanie AU z kosmitami.
Jest tez coś zabawnego, w jednej z kategorii glosowałam na opowiadanie, którego nie czytałam. W kategorii najlepszy cytat, zagłosowałam na My Beloved Wife, ale linijka była po prostu powalająca, same przyznajcie:
Reszt mniej ważna, więc pomijam.When I return my attention to the officer, he’s staring unblinkingly at me. Huh. Two can play this game. I’ve spent most of my life staring across a police station desk, it seems. And I’ve always won. I meet his gaze and remain expressionless. I’ve been tortured by the FBI, jackass – you’ll never break me.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle
Oooch, My Beloved Wife - cudowne opowiadanie. Przeczytałam jak na szpilkach i całe szczęście, że tatuś jest już przyzwyczajony do moich zachowań - powrót ze szkoły, plecak gdzieś na kanapę, kurtka również, buty zrzucone po drodze, a ja drżącymi łapkami włączałam komputer. Było wtedy dosyć zimno, a Midway Max to jeszcze dozowała. Myślałam, że szału przy tym dostanę... I chyba właśnie od tego opowiadania zaczęłam szukać czegoś, gdzie Max NIE JEST z Liz. A tak w ogóle to myślałam, że wśród oryginalnych charakterów pojawi się Mae - właśnie z "Wife". Kobieta była ekhm, dziwna i szkoda, że MM nie napisała czegoś w rodzaju Michael&Mae. Mae wygrałaby pierwszą bitwę, ale Michael wojnę
Jakoś nie zdziwiła mnie wiadomość o tym, że znowu coś tłumaczysz To chyba polega na tym, że gdy coś skończysz/jesteś w środku czujesz niedosyt i coś w rodzaju... bo ja wiem, ograniczenia, że jest tyle opowiadań, u nas nieznanych, a tak mało osób, które tłumaczą. No, przynajmniej tak jest u mnie... Będę się powtarzać, ale co tam obrazowe porównanie tłumaczeń do narkotyków jest, jak widać, całkowicie na miejscu
Eech, idę poczytać Majesty... Jej tortury zawsze są na skraju obrzydzenia i wyrafinowania.
Jakoś nie zdziwiła mnie wiadomość o tym, że znowu coś tłumaczysz To chyba polega na tym, że gdy coś skończysz/jesteś w środku czujesz niedosyt i coś w rodzaju... bo ja wiem, ograniczenia, że jest tyle opowiadań, u nas nieznanych, a tak mało osób, które tłumaczą. No, przynajmniej tak jest u mnie... Będę się powtarzać, ale co tam obrazowe porównanie tłumaczeń do narkotyków jest, jak widać, całkowicie na miejscu
Eech, idę poczytać Majesty... Jej tortury zawsze są na skraju obrzydzenia i wyrafinowania.
Zdaje mi się że byłyby z nas wyjątkowo zajadłe krytyczki (jest takie słowo?? ), w każdym razie nie dajemy się wciągnąć w owczy pęd...i przy okazji, chyba straszne z nas purytanki robimy się zielone na sam dżwięk słowa "slash", podczas gdy 3/4 roswellfanatics to istne psy na tego typu historyjki.
Milla, czy ja dobrze zrozumiałam, ty zamierzasz tłumaczyć Innocent?! brak mi słów...i trzymam kciuki. Sama jeszcze nie wzięłam się za to opo w orginale, bo wiem że zapewne wsiąkłabym na amen, a na to wciąz jeszcze nie mogę sobie pozwolić. Przeczytałam natomiast- i to jeszcze w poprzednie wakacje- "If I fall" i dotąd znajduje się w ścisłej czołówce moich ulubionych opowiadań, a także tych przy których płakałam rzewnymi łzami...choć wcale nie było ckliwe...i sama nie wiem, co najbardzij mnie wzruszyło- czy miłość Liz do Maxa, dla którego "oddała niebo", czy wątek Alexa i Isabel, czy też ostatnie pożegnania- Liz z ojcem, a Maxa z Isabel i Michaelem...to było takie smutne, że dotąd na samą myśl chce mi się płakać tak wiem- sentymentalna ze mnie idiotka, ale wzruszyło mnie to nawet bardziej, niż film który zainspirował to dziełko, czyli sławetne "Miasto Aniołów".
co do Majesty, to też miałam okres fascynacji jej twórczością, potem jednak liczba nieszczęść jaką zsyłała na nieszczęsnego Maxa, zaczęła mnie powoli bawić, a to w znaczny sposób utrudnia przeżywanie jej wstrząsających historii tak, Max w "Serendipity" był rzeczywiście głęboki ale ja jednak zwybrałam Maxa w "Everything to you" Sylvii, jakoś mam do niego słabość (nie uważacie że ta ikona wygląda jak Jacek Poniedziałek- muz Grzegorza Jarzyny, powszechnie znany jako napalony na Martę przwnik w "M jak Miłość"? Nie, nie jestem pijana ). A z opowiadań Majesty najbardziej lubię "To hell and back" o którym już tu pisałam, mimo że Tess jest w nim tak zła, że to wręcz śmieszne, a po wizji Liz z "nocy z obserwatorium" na dłuższy czas straciłam apetyt.
Milla, czy ja dobrze zrozumiałam, ty zamierzasz tłumaczyć Innocent?! brak mi słów...i trzymam kciuki. Sama jeszcze nie wzięłam się za to opo w orginale, bo wiem że zapewne wsiąkłabym na amen, a na to wciąz jeszcze nie mogę sobie pozwolić. Przeczytałam natomiast- i to jeszcze w poprzednie wakacje- "If I fall" i dotąd znajduje się w ścisłej czołówce moich ulubionych opowiadań, a także tych przy których płakałam rzewnymi łzami...choć wcale nie było ckliwe...i sama nie wiem, co najbardzij mnie wzruszyło- czy miłość Liz do Maxa, dla którego "oddała niebo", czy wątek Alexa i Isabel, czy też ostatnie pożegnania- Liz z ojcem, a Maxa z Isabel i Michaelem...to było takie smutne, że dotąd na samą myśl chce mi się płakać tak wiem- sentymentalna ze mnie idiotka, ale wzruszyło mnie to nawet bardziej, niż film który zainspirował to dziełko, czyli sławetne "Miasto Aniołów".
co do Majesty, to też miałam okres fascynacji jej twórczością, potem jednak liczba nieszczęść jaką zsyłała na nieszczęsnego Maxa, zaczęła mnie powoli bawić, a to w znaczny sposób utrudnia przeżywanie jej wstrząsających historii tak, Max w "Serendipity" był rzeczywiście głęboki ale ja jednak zwybrałam Maxa w "Everything to you" Sylvii, jakoś mam do niego słabość (nie uważacie że ta ikona wygląda jak Jacek Poniedziałek- muz Grzegorza Jarzyny, powszechnie znany jako napalony na Martę przwnik w "M jak Miłość"? Nie, nie jestem pijana ). A z opowiadań Majesty najbardziej lubię "To hell and back" o którym już tu pisałam, mimo że Tess jest w nim tak zła, że to wręcz śmieszne, a po wizji Liz z "nocy z obserwatorium" na dłuższy czas straciłam apetyt.
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
wcześniej...
Taa, a zdaje się najnowsze "The Kindness Of Strangers"... Zaplątane że hej. Liz Parker siedzi sobie w więzieniu w Brazylii... skojarzyło mi się to z jakimś filmem, tyle że za skarby nie pamiętam tytułu - oglądałam go jednym okiem w autokarze Z więzienia wyciąga ją tajemniczy facet i składa jej dziwną propozycję, na którą musi się zgodzić. A potem na scenę wkracza kolejny mężczyzna - bardzo blisko powiązany z poprzednim. A w powietrzu aż gęsto od tajemnic i machlojek. Jeszcze nie doczytałam do końca
później
Doczytałam do końca i teraz muszę się podzielić wrażeniemi. Na początku myślałam, że to kto inny będzie tą czarną owcą, tfu, zbrodniarzem. Ale trzeba przyznać, że "The Kondness" budzi respekt. Majesty powinna pisać scenariusze filmowe - w pewnym momencie jest wspomniane, że firma Evans International zajmuje się bezpieczeństwem na gali Emmy. I szczerze mówiąc to spodziewałam się, że M. coś tam zrobi - podłoży bombę, zastrzeli kogoś... Na szczęście nic takiego się nie zdarzyło film akcji jak złoto. Bo i pobiją się, i krew się leje, i kwestie moralne, i tajemniczy dobry, i ktoś, kto nachalnie chce poznać prawdę, i potwór, i zakazane miłości, i tajemnica, i ucieczka... no i rzecz jasna obowiązkowy element erotyki na końcu, bez którego nic nie ma prawa chyba istnieć. Za to epilog jest iście sielankowy. Dobra, coś mi ten epilog do reszty nie pasował Pojawił się Kyle, ale migawkowo, wyeksponowano jego wielką miłość do żony - niejakiej Jenny... A w tych wszystkich matkach niemal się pogubiłam. Plus opowiadania - kilkanaście zdań po hiszpańsku Kiedyś usiłowałam się tego uczyć, ale z dumą stwierdzam, że od biedy mogłabym się domyślić o czym mówili - M. nie zawsze dawała tłuymaczenia angielskie, choć później i tak skojarzenie nie stanowiło żadnego problemu... Ale to było ciekawe. No i do mojej jakże rozległej wiedzy polegającej na odmianie dwóch czasowników "być" i jednego "mieć" oraz opisu mieszkania dołączył jakże użyteczny zwrot: De nada. Podoba mi się, niby proste "nie ma za co", a jednak milusie. No i fakt, nie mogłam się powstrzymać i kwestie hiszpańskie czytałam na głos. W żadnym języku tak pięknie się nie czyta, a tyle to ja mogę nawet bez rozumienia treści
Hm, chyba zeszłam na kwestię języków a nie opowiadania...
W każdym razie moje pierwsze skojarzenie z samą Majesty to "szacunek". Tak jakoś przyszło mi na myśl i za każdym razem istotnie odczuwam wielki szaunek do niej. Jakim cudem udaje jej się wyplątać z tych wszystkich tarapatów chyba na zawsze pozostaje dla mnie tajemnicą...
Taa, a zdaje się najnowsze "The Kindness Of Strangers"... Zaplątane że hej. Liz Parker siedzi sobie w więzieniu w Brazylii... skojarzyło mi się to z jakimś filmem, tyle że za skarby nie pamiętam tytułu - oglądałam go jednym okiem w autokarze Z więzienia wyciąga ją tajemniczy facet i składa jej dziwną propozycję, na którą musi się zgodzić. A potem na scenę wkracza kolejny mężczyzna - bardzo blisko powiązany z poprzednim. A w powietrzu aż gęsto od tajemnic i machlojek. Jeszcze nie doczytałam do końca
później
Doczytałam do końca i teraz muszę się podzielić wrażeniemi. Na początku myślałam, że to kto inny będzie tą czarną owcą, tfu, zbrodniarzem. Ale trzeba przyznać, że "The Kondness" budzi respekt. Majesty powinna pisać scenariusze filmowe - w pewnym momencie jest wspomniane, że firma Evans International zajmuje się bezpieczeństwem na gali Emmy. I szczerze mówiąc to spodziewałam się, że M. coś tam zrobi - podłoży bombę, zastrzeli kogoś... Na szczęście nic takiego się nie zdarzyło film akcji jak złoto. Bo i pobiją się, i krew się leje, i kwestie moralne, i tajemniczy dobry, i ktoś, kto nachalnie chce poznać prawdę, i potwór, i zakazane miłości, i tajemnica, i ucieczka... no i rzecz jasna obowiązkowy element erotyki na końcu, bez którego nic nie ma prawa chyba istnieć. Za to epilog jest iście sielankowy. Dobra, coś mi ten epilog do reszty nie pasował Pojawił się Kyle, ale migawkowo, wyeksponowano jego wielką miłość do żony - niejakiej Jenny... A w tych wszystkich matkach niemal się pogubiłam. Plus opowiadania - kilkanaście zdań po hiszpańsku Kiedyś usiłowałam się tego uczyć, ale z dumą stwierdzam, że od biedy mogłabym się domyślić o czym mówili - M. nie zawsze dawała tłuymaczenia angielskie, choć później i tak skojarzenie nie stanowiło żadnego problemu... Ale to było ciekawe. No i do mojej jakże rozległej wiedzy polegającej na odmianie dwóch czasowników "być" i jednego "mieć" oraz opisu mieszkania dołączył jakże użyteczny zwrot: De nada. Podoba mi się, niby proste "nie ma za co", a jednak milusie. No i fakt, nie mogłam się powstrzymać i kwestie hiszpańskie czytałam na głos. W żadnym języku tak pięknie się nie czyta, a tyle to ja mogę nawet bez rozumienia treści
Hm, chyba zeszłam na kwestię języków a nie opowiadania...
W każdym razie moje pierwsze skojarzenie z samą Majesty to "szacunek". Tak jakoś przyszło mi na myśl i za każdym razem istotnie odczuwam wielki szaunek do niej. Jakim cudem udaje jej się wyplątać z tych wszystkich tarapatów chyba na zawsze pozostaje dla mnie tajemnicą...
Nie czytałam jeszcze "The Kidness of stranger", zostawiam sobie na wakacje , ale przyznaję, ze jeśli chodzi o tzw. suspense, atmosferę niepewności, napięcia i grozy, to Majesty z pewnością znajduje się w ścisłej czołówce. Kiedy zastanawiałam się, jakie opowiadanie najlepiej sprawdziłoby się w serialu, które najchętniej chciałabym zobaczyć i które jak myślę- sprawiłoby że mielibyśmy teraz 5 serię , pomyślałam o "Gravity Trilogy", rzecz jasna i o "Home Series" EmiluluvsRoswell - ale z dodatkiem Majesty, i jej klimatów, pozostawiających nas w zawieszeniu aż do następnego odcinka. Emily nie ma sobie równych, jeśli chodzi o tworzenie wiarygodnych, pełnych, głębokich portretów bohaterów, zgodnych z tym, kim stworzyli ich twórcy w 1 serii i których widzowie pokochali od pierwszej chwili. Ale czytając "Home Series" człowiek musi być przygotowany na nieustanne ataki frustracji, za każdym razem gdy przypomni sobie Katimsowy pasztet i porówna go z opowiadaniem Emily...po raz kolejny okazało się, że fani znacznie lepiej znali bohaterów niż człowiek, których ich stworzył...sposób w jaki myślą, co mówią i jak się zachowują, idealnie pasuje do ludzi których pamiętamy z 1 sezonu, i nie sposób ich nie pokochać- wszystkich...Max, co prawda usycha do Liz i ma straszne koszmary związane z Białym Pokojem (nawiasem mówiąc, kolejny wątek na który Katims się wypiął, a którym fani zajmują się z wielką wrażliwością), ale za dnia trzyma fason i stara się być tym cholernym Nieustraszonym Przywódcą, zamiat snuć się ze zbolałą miną po kątach. Z tą drobną różnicą, że może liczyć na coś takiego jak wsparcie i zrozumienie Isabel "Moje życie jest takie smutne" Evans, przypomina Isabel z 1 sezonu, ale jest znacznie cieplejsza i nie traktuje Alexa jak wycieraczki, Michael, jak to Michael, miota się chcąc odkryć prawdę i stara się odepchnąć od siebie Marię, ale nie traktuje jej jak śmiecia i osobistą kucharę, i na pierwszy rzut oka widać że jest dla niego czymś znacznie więcej, niż tylko osobistym kierowcą Jetty, podrzucającym go to tu to tam, gdziekolwiek pan Guerin raczy w danej chwili wylądować.
Ze już nie wspomnę, jaki dobry i wyrozumiały jest dla Maxa, w przeciwieństwie do tego co widzieliśmy na początku sezonu 2, kiedy miałam wielką ochotę wysłać go w kosmos bez biletu w drugą stronę.
Liz nie ucieka z podkulonym ogonem, a Tess- UWAGA- Tess jest dobra
RosDeidre, EmilyluvsRoswell i Majesty- i mielibyśmy cudo a nie serial
Poza tym- dowiedziałam się, że Deejonaise jest rok starsza ode mnie
Ze już nie wspomnę, jaki dobry i wyrozumiały jest dla Maxa, w przeciwieństwie do tego co widzieliśmy na początku sezonu 2, kiedy miałam wielką ochotę wysłać go w kosmos bez biletu w drugą stronę.
Liz nie ucieka z podkulonym ogonem, a Tess- UWAGA- Tess jest dobra
RosDeidre, EmilyluvsRoswell i Majesty- i mielibyśmy cudo a nie serial
Poza tym- dowiedziałam się, że Deejonaise jest rok starsza ode mnie
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Genesis jeszcze nie czytałam. W weekend przeczytam... Jakie to piękne Na razie tryskam radością i sczęściem, fizyczny tępak i głąb wybrnął na trójczynę, nigdy w życiu nie walczyłam tak o ocenę... Nawet z historii.
W nagrodę doczytałam do końca The House. Zaczęłąm czytać to tak jakos więcej dawno Połowe ominęłam bo przedstawiała Maxa i Liz w łóżku. Potem stwierdziłam, że oni tam wszystcy poupadali na głowę, chcieli dziecko nazwać Caleb czy jakoś tak Rozumiałabym, gdyby tatuś dziecka był Arabem, ale... W końcu dziecko zostało Jeremiaszem. Jeremiasz Evans... Jakos do mnie nie trafia... Poza tym miałam niesamowitą ochotę udusić tą wygrę... Lilian... Co za małpa...!
W nagrodę doczytałam do końca The House. Zaczęłąm czytać to tak jakos więcej dawno Połowe ominęłam bo przedstawiała Maxa i Liz w łóżku. Potem stwierdziłam, że oni tam wszystcy poupadali na głowę, chcieli dziecko nazwać Caleb czy jakoś tak Rozumiałabym, gdyby tatuś dziecka był Arabem, ale... W końcu dziecko zostało Jeremiaszem. Jeremiasz Evans... Jakos do mnie nie trafia... Poza tym miałam niesamowitą ochotę udusić tą wygrę... Lilian... Co za małpa...!
Nan, musisz ? już dawno sie tak nie śmiałam
Uwielbiam Was czytać...jestem jak ten bierny widz, który korzysta ze zdobyczy innych. Matko, kiedy ja to wszystko przeczytam, na razie wpisuję je sobie do swojego sztambucha i...pewnie szybciej doczekam się tłumaczenia zanim zgłębię to wszystko. Ale jesteście nieocenione, i mam nadzieję, że to pomoże niektórym przyszłym tłumaczkom wybrać coś najlepszego.
Lizziett, śliczne arciki, trudno się od nich oderwać.
Uwielbiam Was czytać...jestem jak ten bierny widz, który korzysta ze zdobyczy innych. Matko, kiedy ja to wszystko przeczytam, na razie wpisuję je sobie do swojego sztambucha i...pewnie szybciej doczekam się tłumaczenia zanim zgłębię to wszystko. Ale jesteście nieocenione, i mam nadzieję, że to pomoże niektórym przyszłym tłumaczkom wybrać coś najlepszego.
Lizziett, śliczne arciki, trudno się od nich oderwać.
Nie...! Och, kochana, cudowna Majesty! Wspaniała i zachwycająca! Kończy prace nad Flagellation, niech ją, urządzi jeszcze lepszcze biczowanie... bo, rzecz jasna, wbrew własnym postanowieniom (jak zwykle) zaczęłam Genesis... Cudo nie autorka! Sequel do Serenidipity... Co prawda bardzo lubiłam zakończenie Serenidipity, bo było inne to znaczy że Max i Liz chyba nawet nie zobaczyli łóżka na oczy. Ale sequelem Majesty na pewno nie pogardzę. No, na razie ma to tylko 7 części, cóż to jest w porównaniu z "The Kindness Of Strangers", które liczy sobie tych części 39, i w dodatku każda jest długa i rozbudowana...
Kilka godzin później...
Przeczytałam to, co mogłam z Genesis. I szczerze - moje uwielbienie dzieł Majesty jeszcze się zwiększyło. Nie rozczarowałam się. Max w dalszym ciągu jest tym samym zaślepionym, altruistycznym koziołkiem, Liz miota się między własną niepewnością a żalem Maxa (no, też bym się miotała...) Michael jest cudowny - taaak, jego sposób uciszania Marii nie miał sobie równych i sam mówi o sobie Michael Skała Guerin. Maria w dalszym ciągu mówi co jej ślina na język przyniesie Isabel "co złego to ja" i opiekuńcze ramię Alexa Miodzio. Nawet zmaltretowany Max jest po prostu uroczy A swoją drogą M. uwielbia go zabijać. To już trzecie opowiadanie (albo więcej nie pamiętam). W Serenidipity Max leżął chyba na śmietniku przez 7 dni... uroczo. W Flagellation też go zabiła (a żeby ją tak...! Przerwać w takim momencie! Zabić Maxa i zawiesić akcję! ). No i w Heart Of Phoenix, które aktualnie czytam... No cóż, przy tym ostatnim, niby temat jest poważny.... tym razem to Liz jest załamana po śmierci męża... a jednak ja się uśmiecham. Chyba Majesty naprawdę kocha Maxa, bo wytarza go, wyćwiczy, ale za to później z jakim pietyzmem go restauruje...!
A teraz coś, co mnie zastanawia. W HOP występuje piesek. O uroczym imieniu Lucky. Troszeczkę mnie to zdziwiło, bo kiedyś miałam w planach opowiadanie, chyba nawet je zaczęłam, w którym również występował piesek. O takim samym imieniu. Ale za to prawdziwy szok przeżyłam czytając "The Kindness Of Strangers". Jak miał na imię Pierce? Padło w ogóle jego imię...? A może ja mam taką sklerozę...? Znowu zaczęłam niegdyś pisać opowiadanie i umyśliłam sobie, że Pierce odegra tam swoją rolę. Tyle że musi mieć u licha jakieś imię, bo nie będę go tytułować "Pierce i "Pierce". Albo "ten pan". No to postanowiłam ochrzcić go Davidem, bo jakoś nie pamiętałam jego serialowego imienia. Czytam sobie tych Nieznajomych i bum! David Pierce Zastanawiające. Tok myślenia taki sam czy on tak się wabił...?
Kilka godzin później...
Przeczytałam to, co mogłam z Genesis. I szczerze - moje uwielbienie dzieł Majesty jeszcze się zwiększyło. Nie rozczarowałam się. Max w dalszym ciągu jest tym samym zaślepionym, altruistycznym koziołkiem, Liz miota się między własną niepewnością a żalem Maxa (no, też bym się miotała...) Michael jest cudowny - taaak, jego sposób uciszania Marii nie miał sobie równych i sam mówi o sobie Michael Skała Guerin. Maria w dalszym ciągu mówi co jej ślina na język przyniesie Isabel "co złego to ja" i opiekuńcze ramię Alexa Miodzio. Nawet zmaltretowany Max jest po prostu uroczy A swoją drogą M. uwielbia go zabijać. To już trzecie opowiadanie (albo więcej nie pamiętam). W Serenidipity Max leżął chyba na śmietniku przez 7 dni... uroczo. W Flagellation też go zabiła (a żeby ją tak...! Przerwać w takim momencie! Zabić Maxa i zawiesić akcję! ). No i w Heart Of Phoenix, które aktualnie czytam... No cóż, przy tym ostatnim, niby temat jest poważny.... tym razem to Liz jest załamana po śmierci męża... a jednak ja się uśmiecham. Chyba Majesty naprawdę kocha Maxa, bo wytarza go, wyćwiczy, ale za to później z jakim pietyzmem go restauruje...!
A teraz coś, co mnie zastanawia. W HOP występuje piesek. O uroczym imieniu Lucky. Troszeczkę mnie to zdziwiło, bo kiedyś miałam w planach opowiadanie, chyba nawet je zaczęłam, w którym również występował piesek. O takim samym imieniu. Ale za to prawdziwy szok przeżyłam czytając "The Kindness Of Strangers". Jak miał na imię Pierce? Padło w ogóle jego imię...? A może ja mam taką sklerozę...? Znowu zaczęłam niegdyś pisać opowiadanie i umyśliłam sobie, że Pierce odegra tam swoją rolę. Tyle że musi mieć u licha jakieś imię, bo nie będę go tytułować "Pierce i "Pierce". Albo "ten pan". No to postanowiłam ochrzcić go Davidem, bo jakoś nie pamiętałam jego serialowego imienia. Czytam sobie tych Nieznajomych i bum! David Pierce Zastanawiające. Tok myślenia taki sam czy on tak się wabił...?
Wrócłam do świat żywych!
Jak widzę maltrarujemy akurat Majesty A co tam, należy jej się za to co wyczynia z naszym biednym Maxem.
Zgadzam się z tobą Nan, Genesis jest świetne, wprost idealna kontynuacja Serenidipity. Każy z bohaterów radzi sobie na swój sposób z wyarzeniami, które zmieniły ich życie. Swoją drogą, osobiście uważam, że Maria i Alex są jak na razie trochę poszkodowani w tym wszystkim. Sama pomyśl, oni są w absolutnym mroku, co op tego co tak naprawdę się dzieje. Owszem wiedzą, że Max, Michael i Isabel to kosmici, wiedzą, że Max uzdrowił Liz i że ona odwdzięczyła się tym samym, ale to na tyle. Nic dziwnego, że oni tak się martwią o Liz, z ich punktu widzenia ona wdała się w związek z kimś, kogo absolutnie nie zna Biedni nie rozumieją, jakim cudem Max i Liz mogą tak od razu być tak na poważnie.
Jakkolwiek bardzo podoba mi się Genesis, nie jestm o końca pewna, czy Majesty powinna pisać kontynuację do Serenidipity. Tamto opowiadanie było tak mroczne, tak pełne bólu, zakończenie było wprost idealne, nie cukierkowe, ale Max i Liz postanawiający spróbować być razem.
A skoro mowa o Serenidipity, to chciałam sie podzielić z wami tym, co najbardziej mnie w tym wszystkim poruszyło. Oczywiście całe opowiadanie było... powiedzmy tylko, że zużyłam całe pudełko chusteczek , ale kompletnie się załamałam po przeczytaniu jak Serena mówiła Maxowi, że Granilith chce mu oddać wszystko to, co stracił, a Max mówi, że nic nie stracił, bo nigdy nic nie miał , a Serena na to, że on nawet nie wie ile stracił Po przeczytaniu tego fragmentu po prostu nie wytrzymałam, płakałam tak mocno, że musiałam przerwaś czytanie i chwilę sie uspokoić. Bo Max rzeczywiście nie wiedział co stracił, a przynajmniej w tamym momencie. To było takie smutne, bo w serialu i w innych opowiadaniach, kiedy Max przechodzi przez piekło to przynajmniej ma coś o co warto walczyć, życie do którego potem wróci, a tu on walczył, ale z poczuciem, że jego życie i tak jest nic nie warte i w pewnym momencie wolał już umrzeć. A tak na marginesie to on nie leżał przez siedem dni martwy na śmietniku, to stary tunel metra, albo kanały miejskie, w każdym razie było tam bardzo zimno i tylko to uchroniło jego ciało przed rozkładem i dzięki temu Granilith mógł przywrócić go do życia. Zdecydowanie Majesty pisze realistycznie, czyż nie?
A co do Pierca, to w serialu nie padło jego imię. Chyba chcieli podkreślić że to zły charakter przez odebranie mu imienia, a nazwisko też jest całkiem odpowiednie, chyba się zgodzicie. Aktor, który grał tą rolę miał przegrane. Poobno przez kilka tygodni/miesięcy po emisji odcinka w którym torturował Maxa, fanki Maxa/Jasona napadały na niego na ulicach, obrzucały go wyzwiskami i innymi rzeczmi, czytaj pomidorami i jajkami. A biedaczek przyjął rolę tylko z sympatii dal JK. Ciekawe, czy dalej są przyjaciółmi.
Dobra kończę na dzisiaj, bo inaczej spóźnię się na dyskotekę. Nie ma to jak świętowanie z okazji skończonej sesji. Pa
Jak widzę maltrarujemy akurat Majesty A co tam, należy jej się za to co wyczynia z naszym biednym Maxem.
Zgadzam się z tobą Nan, Genesis jest świetne, wprost idealna kontynuacja Serenidipity. Każy z bohaterów radzi sobie na swój sposób z wyarzeniami, które zmieniły ich życie. Swoją drogą, osobiście uważam, że Maria i Alex są jak na razie trochę poszkodowani w tym wszystkim. Sama pomyśl, oni są w absolutnym mroku, co op tego co tak naprawdę się dzieje. Owszem wiedzą, że Max, Michael i Isabel to kosmici, wiedzą, że Max uzdrowił Liz i że ona odwdzięczyła się tym samym, ale to na tyle. Nic dziwnego, że oni tak się martwią o Liz, z ich punktu widzenia ona wdała się w związek z kimś, kogo absolutnie nie zna Biedni nie rozumieją, jakim cudem Max i Liz mogą tak od razu być tak na poważnie.
Jakkolwiek bardzo podoba mi się Genesis, nie jestm o końca pewna, czy Majesty powinna pisać kontynuację do Serenidipity. Tamto opowiadanie było tak mroczne, tak pełne bólu, zakończenie było wprost idealne, nie cukierkowe, ale Max i Liz postanawiający spróbować być razem.
A skoro mowa o Serenidipity, to chciałam sie podzielić z wami tym, co najbardziej mnie w tym wszystkim poruszyło. Oczywiście całe opowiadanie było... powiedzmy tylko, że zużyłam całe pudełko chusteczek , ale kompletnie się załamałam po przeczytaniu jak Serena mówiła Maxowi, że Granilith chce mu oddać wszystko to, co stracił, a Max mówi, że nic nie stracił, bo nigdy nic nie miał , a Serena na to, że on nawet nie wie ile stracił Po przeczytaniu tego fragmentu po prostu nie wytrzymałam, płakałam tak mocno, że musiałam przerwaś czytanie i chwilę sie uspokoić. Bo Max rzeczywiście nie wiedział co stracił, a przynajmniej w tamym momencie. To było takie smutne, bo w serialu i w innych opowiadaniach, kiedy Max przechodzi przez piekło to przynajmniej ma coś o co warto walczyć, życie do którego potem wróci, a tu on walczył, ale z poczuciem, że jego życie i tak jest nic nie warte i w pewnym momencie wolał już umrzeć. A tak na marginesie to on nie leżał przez siedem dni martwy na śmietniku, to stary tunel metra, albo kanały miejskie, w każdym razie było tam bardzo zimno i tylko to uchroniło jego ciało przed rozkładem i dzięki temu Granilith mógł przywrócić go do życia. Zdecydowanie Majesty pisze realistycznie, czyż nie?
A co do Pierca, to w serialu nie padło jego imię. Chyba chcieli podkreślić że to zły charakter przez odebranie mu imienia, a nazwisko też jest całkiem odpowiednie, chyba się zgodzicie. Aktor, który grał tą rolę miał przegrane. Poobno przez kilka tygodni/miesięcy po emisji odcinka w którym torturował Maxa, fanki Maxa/Jasona napadały na niego na ulicach, obrzucały go wyzwiskami i innymi rzeczmi, czytaj pomidorami i jajkami. A biedaczek przyjął rolę tylko z sympatii dal JK. Ciekawe, czy dalej są przyjaciółmi.
Dobra kończę na dzisiaj, bo inaczej spóźnię się na dyskotekę. Nie ma to jak świętowanie z okazji skończonej sesji. Pa
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle
Moje trzy grosze
"Serendipity" to opowiadanie które czytałam nabierząco, czyli jeszcze wtedy gdy było w "procesie tworzenia" i doskonale pamietam feedback jaki otrzymywała autorka. Ludzie nie byli w stanie znieść tych emocji, zwłaszcza kiedy towarzyszyły części dotyczącej losów Maxa, wręcz błagali ją, żeby wreszcie uczyniła go choć trochę szczęśliwym. Chociaż na chwilę. I dlatego właśnie powstało "Genesis", ponieważ "Serendipity" to własciwie jeden obraz cierpienia, Liz, ale przede wszystkim Maxa, cierpienia, samotności, poczucia winy. Dopiero gdzieś w finale kołacze się cień nadziei na nowe, lepsze życie. Ludzie nie lubią czegoś takiego, za bardzo przypomina im to "Graduation", 2 sezon i sztucznie doklejony, szczęśliwy, pięciominutowy finał więc "Genesis" ma być opowieścią, jak może wyglądać takie spokojne, zwyczajne życie...albo raczej- próba takiego życia.
I jeszcze- co prawda wciąż nie miałam czasu przeczytać "TKoS" ale Nan wspomina o cudownym Michaelu...Majesty dostała nawet za niego nominację I czy to nie typowe? Osobiście podobno nie jest ona wielbicielką ani Isabel ani Michaela, ale zawsze- może poza "Serendipity", zostają przedstawieni w bardzo pozytywnym świetle...a nawet ta para egoistów z "Serendipity" zostaje zrehabilitowana w "Genesis"...w 'Skies of fire" Isabel jest postacią tragiczną- nic więcej nie napiszę, bo Nan wciąż czyta , Michael w "To hell and back" i "Senseless" oddanym do bólu, wyrozumiałym bratem i przyjacielem. I tak jst zawze, kiedy za opowiadanie zabiera się autorka Dreamer- choćby go nie trawiła, jak Midwey Max, czy Cookie, zawsze odda sprawiedliwość, skoncentruje sie raczej na tym, co mozna w nim pokochać, a nie- znienawidzić.
Natomiast kiedy o maxie pisze zbzikowana, pardon, wielbicielka Guerina, sytuacja jest wręcz odwrotna
Muszę zmykać
"Serendipity" to opowiadanie które czytałam nabierząco, czyli jeszcze wtedy gdy było w "procesie tworzenia" i doskonale pamietam feedback jaki otrzymywała autorka. Ludzie nie byli w stanie znieść tych emocji, zwłaszcza kiedy towarzyszyły części dotyczącej losów Maxa, wręcz błagali ją, żeby wreszcie uczyniła go choć trochę szczęśliwym. Chociaż na chwilę. I dlatego właśnie powstało "Genesis", ponieważ "Serendipity" to własciwie jeden obraz cierpienia, Liz, ale przede wszystkim Maxa, cierpienia, samotności, poczucia winy. Dopiero gdzieś w finale kołacze się cień nadziei na nowe, lepsze życie. Ludzie nie lubią czegoś takiego, za bardzo przypomina im to "Graduation", 2 sezon i sztucznie doklejony, szczęśliwy, pięciominutowy finał więc "Genesis" ma być opowieścią, jak może wyglądać takie spokojne, zwyczajne życie...albo raczej- próba takiego życia.
I jeszcze- co prawda wciąż nie miałam czasu przeczytać "TKoS" ale Nan wspomina o cudownym Michaelu...Majesty dostała nawet za niego nominację I czy to nie typowe? Osobiście podobno nie jest ona wielbicielką ani Isabel ani Michaela, ale zawsze- może poza "Serendipity", zostają przedstawieni w bardzo pozytywnym świetle...a nawet ta para egoistów z "Serendipity" zostaje zrehabilitowana w "Genesis"...w 'Skies of fire" Isabel jest postacią tragiczną- nic więcej nie napiszę, bo Nan wciąż czyta , Michael w "To hell and back" i "Senseless" oddanym do bólu, wyrozumiałym bratem i przyjacielem. I tak jst zawze, kiedy za opowiadanie zabiera się autorka Dreamer- choćby go nie trawiła, jak Midwey Max, czy Cookie, zawsze odda sprawiedliwość, skoncentruje sie raczej na tym, co mozna w nim pokochać, a nie- znienawidzić.
Natomiast kiedy o maxie pisze zbzikowana, pardon, wielbicielka Guerina, sytuacja jest wręcz odwrotna
Muszę zmykać
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Nie doceniasz mnie, Lizziett. Wbrew pozorom nauczyłam się już szybkop czytać i 400 stron na papierze czy na monitorze, po polsku czy po angielsku nie stanowi dla mnie problemu i różne rzeczy pochłaniam w tepmie 1:1, czyli jedna książka/rzecz na jeden dzień. Skies Of Fire skończyłam już dawno temu - i aż mi się nie chciało wierzeyć. Nie wiem, dlaczego o tym nie napisałam. Jedyne opowiadanie MAjesty, którego jeszcze nie przeczytałam to Serce Feniksa. A jestem w trakcie, krótkie to jest, tyle że mam dość poważne problemy z komputerem. A wtedy - hulaj dusza, przeczytałam wszystkie Majesty Muszę pedzić, chora połówka mojego komputera właśnie zdycha. Ale w wakacje któregoś dnia przysiądę się i rozpiszę o M. Zasługuje na to.
Czekam Nan, bo bardzo lubię twoje recenzje , zresztą Majesty też należy do moich ulubionych autorek, choć nie tak jak RosDeidre, Emily, Josephine albo Ashton. Nawiasem mówiąc slyszałam że ma w planach dwa nowe opowiadania, częściowo już napisane- "Draft"- bez kosmitów i wogóle Fluff - czy ktoś to sobie wyobraża?! i "Made in Heaven".
I jeszcze pare fanartów, skoro Eli tak bardzo się podobają
...nie znam tego opowiadania, ale to jedno z najpopularniejszych AU i jeśli ktoś lubi historyjki z gatunku Max i Liz jako "rodzeństwo" to pewnie będzie zachwycony...w Award Winners, na roswellfanatics.
- czyli najsłynniejsze opowiadanie Dreamer.
I jeszcze pare fanartów, skoro Eli tak bardzo się podobają
...nie znam tego opowiadania, ale to jedno z najpopularniejszych AU i jeśli ktoś lubi historyjki z gatunku Max i Liz jako "rodzeństwo" to pewnie będzie zachwycony...w Award Winners, na roswellfanatics.
- czyli najsłynniejsze opowiadanie Dreamer.
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Zachęcona waszymi peanami na cześć Majesty i Serendipity ściągnęłam sobie opo na dysk... DLACZEGO NIKT MNIE NIE OSTRZEGŁ?!?!?!?!?! Jak części o Liz przeszły gładko, nawet te o Justinie (jeszcze nie spojrzałam w stronę paczki higienicznych ), to potem... a najgorsze było to, że nie mogłam skończyć czytać, oderwać sie raz na zawsze i zapomnieć o tych wszystkich okropnościach, które mu zgotowała M. A na wczoraj miałam robić fanarta do GAW z Tess... i chyba odłożę na za tydzień. Nie mogę patrzeć na tę babę Jak ktoś może być taki?
Zaczęłam też Home Series, ale oczywiście nie skończyłam... rzeczywiście, charaktery zupełnie jak w pierwszym sezonie... a wątek koszmarów Maxa - miodzio I chociaż strasznie mi było żal Maxa, to jednak cieszyłam się bardzo z takiego rozwoju akcji, bo to po prostu znaczyło, że reagował po ludzku... a i Tess była tutaj w porządku... Niestety EmilyluvsRoswell była przed Majesty <ciężkie westchnienie>...
Zaczęłam też Home Series, ale oczywiście nie skończyłam... rzeczywiście, charaktery zupełnie jak w pierwszym sezonie... a wątek koszmarów Maxa - miodzio I chociaż strasznie mi było żal Maxa, to jednak cieszyłam się bardzo z takiego rozwoju akcji, bo to po prostu znaczyło, że reagował po ludzku... a i Tess była tutaj w porządku... Niestety EmilyluvsRoswell była przed Majesty <ciężkie westchnienie>...
Jak to nie!? Wszystkie napisałyśmy, że to opowiadanie to obraz cierpienia biednego Maxa, i że Majesty znęca się tu nad nim nawet bardziej niż zwykle. Czy naprawdę moje wyznanie, że zużyłam całe pudełko chusteczek czytając to opowiadanie i chwilami musiałam przerywać by się uspokoić i ochłonąć, nie zdradziło co to za opowiadanie? Czytałam wszystkie opowiadania Majesty, ale żadne nie wywarło na mnie aż takiego wrażenia. Oczywiście trzymam siś swojej opinji, nikt tak nie torturuje Maxa jak Majesty.Hotaru wrote:Zachęcona waszymi peanami na cześć Majesty i Serendipity ściągnęłam sobie opo na dysk... DLACZEGO NIKT MNIE NIE OSTRZEGŁ?!?!?!?!?!
Co do Home Series, to nic dziwnego że jeszcze nie skończyłaś. Czytałam to przez cztery dni, a byłam wtedy chora i mogłam czytać całe dnie. Podziel się wrażeniami jak skończysz.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle
Ani mi się się waż Hotaru odkładać fanarta do GAW. Podziała na Ciebie jak balsam, zobaczysz. Boże, jak tak czytam recenzje Serendipity to boję się nawet zaglądnąć do niego. Co oni/ona (kto Tess?) robią temu biednemu Maxowi ? W tym opowiadaniu ten chłopak urasta do roli męczennika. A może ktoś je przetłumaczy ? Chociaż pewnie wymaga dużo odporności wewnętrznej
Aneczko, dzięki za te Twoje śliczne cudeńka.
Aneczko, dzięki za te Twoje śliczne cudeńka.
Tak Hotaru, koniecznie się podziel, bardzo lubię czytać opinie innych o opowiadaniu, które sama znam. Pisząc o koszmarach Maxa, nie wiem czy doszłaś już do apogeum, wtedy gdy jest przy nim Liz...
Tak, bohaterowie są miodziowaci i ma się ochotę ich wszystkich zacałować zwłaszcza należałoby ozłocić Michaela, za świętą cierpliwość...przyznam że rozbawiło mnie i rozczuliło, kiedy stwierdził że czuje się jak "przerośnięta niańka" - wyobrażacie sobie Michaela jako niańkę?!- czuwając z daleka i z bliska nad Marią i pilnując Maxa w nocy, żeby w odpowiedniej chwili go uciszyć...swoje drogą to naprawdę współczuje Michaelowi, ja bym nie wytrzymała nerwowo, gdyby co noc budził mnie dziki krzyk i mimo całej miłości do Maxia solidnie bym nim potrząsnęła
To że Tess jest w porządku, to kolejny pozytywny akcent...mam jednak wrażenie, że niektórzy czyniąc ją dobrą, trochę ją wykoślawiają i zatraca biedaczka swój słynny zdzirowaty charakterek...ostatnio oglądałam "Ask not"i słynną scenę w koszulce Kyle'a i naprawdę nie rozumiem, dlaczego amerykańscy fani tak jej nie trawili...owszem, potrafiła działać na nerwy kiedy obleśnie lepiła się do Maxa i trudno było ją lubić kiedy zamordowała Alexa, ale wcześniej...mimo że Liz lubię najbardziej, to Tess była od niej znacznie zabawniejsza i pełna temperamentu...
Co do "Serendipity", to bardzo gęste emocjonalnie opowiadanie, napisane naprawdę literackim językiem, ale nie należy do tych najdłuższych- chyba nie jest dłuższe niż Revelations- więc jeśli miałabyś Elu trochę czasu, to koniecznie spróbuj...to chyba najmroczniejsze opo Majesty, przewyższa pod tym względem nawet "To hell and back" którego pierwsze rodziały mogły wpędzić w ostrego doła- cóż, miało się do czynienia z Liz po "Ch- ch- changes" i śmierci Maxa...i to co tam Tess zrobiła Maxowi...cóż. przez klawiaturę mi to nie przejdzie ale mimo wszystko "Serendipity"...smakuje jak gorzka kawa, cierpka, mroczna baśń, z magicznym początkiem, który wiedzie prosto w ciemność. Baśń dla dorosłych, trudna, dojrzała, przejmująca bo pełno tam bólu, cierpienia, straty, samotności....już rodziały o Liz budzą sprzeciw i nostalgię, a kiedy przychodzi pora na POV Maxa....tak, chusteczki są bardzo wskazane.
Mimo to autorka dałaby Tess odetchnąć...chociaż raz
Tak, bohaterowie są miodziowaci i ma się ochotę ich wszystkich zacałować zwłaszcza należałoby ozłocić Michaela, za świętą cierpliwość...przyznam że rozbawiło mnie i rozczuliło, kiedy stwierdził że czuje się jak "przerośnięta niańka" - wyobrażacie sobie Michaela jako niańkę?!- czuwając z daleka i z bliska nad Marią i pilnując Maxa w nocy, żeby w odpowiedniej chwili go uciszyć...swoje drogą to naprawdę współczuje Michaelowi, ja bym nie wytrzymała nerwowo, gdyby co noc budził mnie dziki krzyk i mimo całej miłości do Maxia solidnie bym nim potrząsnęła
To że Tess jest w porządku, to kolejny pozytywny akcent...mam jednak wrażenie, że niektórzy czyniąc ją dobrą, trochę ją wykoślawiają i zatraca biedaczka swój słynny zdzirowaty charakterek...ostatnio oglądałam "Ask not"i słynną scenę w koszulce Kyle'a i naprawdę nie rozumiem, dlaczego amerykańscy fani tak jej nie trawili...owszem, potrafiła działać na nerwy kiedy obleśnie lepiła się do Maxa i trudno było ją lubić kiedy zamordowała Alexa, ale wcześniej...mimo że Liz lubię najbardziej, to Tess była od niej znacznie zabawniejsza i pełna temperamentu...
Co do "Serendipity", to bardzo gęste emocjonalnie opowiadanie, napisane naprawdę literackim językiem, ale nie należy do tych najdłuższych- chyba nie jest dłuższe niż Revelations- więc jeśli miałabyś Elu trochę czasu, to koniecznie spróbuj...to chyba najmroczniejsze opo Majesty, przewyższa pod tym względem nawet "To hell and back" którego pierwsze rodziały mogły wpędzić w ostrego doła- cóż, miało się do czynienia z Liz po "Ch- ch- changes" i śmierci Maxa...i to co tam Tess zrobiła Maxowi...cóż. przez klawiaturę mi to nie przejdzie ale mimo wszystko "Serendipity"...smakuje jak gorzka kawa, cierpka, mroczna baśń, z magicznym początkiem, który wiedzie prosto w ciemność. Baśń dla dorosłych, trudna, dojrzała, przejmująca bo pełno tam bólu, cierpienia, straty, samotności....już rodziały o Liz budzą sprzeciw i nostalgię, a kiedy przychodzi pora na POV Maxa....tak, chusteczki są bardzo wskazane.
Mimo to autorka dałaby Tess odetchnąć...chociaż raz
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Rozpiszę się kiedy indziej, oczka mi już protestują.
Po pierwsze sprostowanie - Closer to nie jest opowiadanie o M/L jako rodzeństwie... Czytałam to. Max wciąż szuka swojego syna i w końcu wyjeżdża żeby go uratować, zostawiając rzecz jasna Liz. Wszyscy wieszają na nim psy bo Liz jest w ciąży (jakoś mnie to nie zdziwiło). Po jakimś tam czasie zbrodniarz wraca ze swoim synkiem, wszystko jest źle, ta Niepokalana rzecz jasna miota biedym facetem, cholera, wszyscy nim miotają... Bez wyjątku - wszyscy. Nie podobało mi się. I to nawet bardzo. Miałam ( i nadal mam) w ustach niesmak. Do kitu z takimi opowiadaniami.
A dwa - przeczytałam wczoraj Serce Feniksa. Po ósmej części tata kazał mi sobie pójść do siebie, zabierając resztę opowiadania na dyskietce. To mnie uratowało, awaria komputera, w każdym razie wybrałam sobie jakże uroczy podkład muzyzny, no i pożegnałam się z paczką chusteczek. Ryczałam jak bóbr, mówiąc bez ogródek a to zdarza mi się na ogół jedynie przy Antarian Sky i ostatniom rozdziale "Znaczy kapitana". No i czasami przy Majesty.
Nadal grożę obszerną recenzją zbiorczą Majesty.
PS: Tępak Ania wczoraj przestała myśleć. Wiem, ten komentarz o rodzeństwie tyczył się pierwszego fanartu, nie "Closer". Mózg czasami się buntuje i odłącza...
Po pierwsze sprostowanie - Closer to nie jest opowiadanie o M/L jako rodzeństwie... Czytałam to. Max wciąż szuka swojego syna i w końcu wyjeżdża żeby go uratować, zostawiając rzecz jasna Liz. Wszyscy wieszają na nim psy bo Liz jest w ciąży (jakoś mnie to nie zdziwiło). Po jakimś tam czasie zbrodniarz wraca ze swoim synkiem, wszystko jest źle, ta Niepokalana rzecz jasna miota biedym facetem, cholera, wszyscy nim miotają... Bez wyjątku - wszyscy. Nie podobało mi się. I to nawet bardzo. Miałam ( i nadal mam) w ustach niesmak. Do kitu z takimi opowiadaniami.
A dwa - przeczytałam wczoraj Serce Feniksa. Po ósmej części tata kazał mi sobie pójść do siebie, zabierając resztę opowiadania na dyskietce. To mnie uratowało, awaria komputera, w każdym razie wybrałam sobie jakże uroczy podkład muzyzny, no i pożegnałam się z paczką chusteczek. Ryczałam jak bóbr, mówiąc bez ogródek a to zdarza mi się na ogół jedynie przy Antarian Sky i ostatniom rozdziale "Znaczy kapitana". No i czasami przy Majesty.
Nadal grożę obszerną recenzją zbiorczą Majesty.
PS: Tępak Ania wczoraj przestała myśleć. Wiem, ten komentarz o rodzeństwie tyczył się pierwszego fanartu, nie "Closer". Mózg czasami się buntuje i odłącza...
Ekh, kochani moi, ostatnio nieczesto tu bywałam i kiedy ściągałam i zaczynałam czytać opowiadanie Majesty, był tylko post o tym, że Max leżał przez tydzień w tunelach... za przeproszeniem, to wcal nei ostrzegło, husteczki także... Bo są opowiadania, gdzie maltretują Maxa, a wcale tonie trafia tak do duszy, jak Majesty. Nie ma co, budzi mój szacunek.
Closer też już sobie ściągnęłam i zajrzałam niemal natychmiast. Ale tylko zajrzałam, rzeczywiscie nie jest o rodzeństwie... Lexi, urocze imię, ale za barzdo kojarzy mi się z Tułaczymi duszami... ponieważ nie było o rodzeństwie, zacząłam szukać tego powyższego (pomyślałam, że może pomyliłam obrazki czy coś...). Troche poszperałam na RF, ale nie znalazłam. Pewnie przeoczyłam... albo weszłam nie tam, gdzie trzeba. Gdzie to znaleźć?
Uff, mój komenatrz do Serendipity zostawię później, muszę ochłonąć do końca trochę mi przeszło, wczorajsza wycieczka do Darłówka też pomogła (aaach, jak ktoś bedzie w pobliżu D. Wschodniego, to niech zajedzie do parku wodnego... machnie ręką na morze i wybeirze sie na zjeżdżalnie... chociaż tym razem miałam nieodparte wrażenie, że czerwoną zwolniono... bo można było dostać zawału serca zjeżdżajac z niej... a była taka świetna na odreagowanie... ). Hm, Home Series też skomentuję, nie bójcie się...
Closer też już sobie ściągnęłam i zajrzałam niemal natychmiast. Ale tylko zajrzałam, rzeczywiscie nie jest o rodzeństwie... Lexi, urocze imię, ale za barzdo kojarzy mi się z Tułaczymi duszami... ponieważ nie było o rodzeństwie, zacząłam szukać tego powyższego (pomyślałam, że może pomyliłam obrazki czy coś...). Troche poszperałam na RF, ale nie znalazłam. Pewnie przeoczyłam... albo weszłam nie tam, gdzie trzeba. Gdzie to znaleźć?
Uff, mój komenatrz do Serendipity zostawię później, muszę ochłonąć do końca trochę mi przeszło, wczorajsza wycieczka do Darłówka też pomogła (aaach, jak ktoś bedzie w pobliżu D. Wschodniego, to niech zajedzie do parku wodnego... machnie ręką na morze i wybeirze sie na zjeżdżalnie... chociaż tym razem miałam nieodparte wrażenie, że czerwoną zwolniono... bo można było dostać zawału serca zjeżdżajac z niej... a była taka świetna na odreagowanie... ). Hm, Home Series też skomentuję, nie bójcie się...
Oki, mam tę chwilkę.
Serendipity... kochani, nieświadomie zepsuliśmy Eli apetyt na tę opowieść Nasze narzekania i spoilery zrobiły swoje. Ogólnie rzecz biorąc w całym tym opowiadaniu, skądinąd niesamowitym, brakuje mi większego rysu charketerów Isabel i Michaela. Już o Alexie i Marii czytało mi się znacznie lepiej. Ale to, czego mi tak brakowało w S. znaleźć można w Genesis.
No cóż, opowiadanie wybitnie... dziwne jak na kategorię dreamer. Mimo wszystko są zachwycajace momenty, po których można się jednocześnie śmiać i płakać. Przez większość czasu jednak potrzebne będa fundusze na chusteczki albo dentystę (zgrzytanie zębami na autorkę, jak mogła pomiatac tak biednym Maxem!).
Closer. Ściągnęłam. Zajrzałam. Zaczęłam czytać i straciłam szacunek do nagród na RF. Co oni w tym ff widzieli? No, Michael i "mój Ike" było super, kilka innych scen także. Ale po lekturze Home Series, Closer jest dla mnie niestrawne! Niepokalana, Max, który stwierdził, że musiał dorosnąć, do tego solidna porcja kosmicznych kłopotów oraz najczęstsze w dreamerowych opowiadaniach pomiatanie Tess i robienie z niej super-czarnego-bohatera (no bo nie powiedziała, że Zan ma moce - hm, a kim niby są, wystarczyło sprawdzic krew... jakoś usprawiedliwienie Maxa przed Sereną nie przypadło mi do gustu, beee)... odradzam, chyba, że ktoś lubi tego typu historie.
Home Series: miodzio. Wszystko, czego chcieliby fani po pierwszym sezonie. Powinniśmy obsypać EmilyluvsRoswell złotem. Nawet wyjaśnienie, o co chodziło w konflikcie na Antarze jest po prostu genialne. Naturalne (gwiazda). I chociaż ostateczne starcie z wrogami trochę zachwiało moją wiarą w wyobraźnię E., to jednak obstaję przy swoim, iż tych 7 opowiadań to najprawdziwsza perła. Bardziej mi się podobało niż Revelations, które również przemawiało do serca.
Serendipity... kochani, nieświadomie zepsuliśmy Eli apetyt na tę opowieść Nasze narzekania i spoilery zrobiły swoje. Ogólnie rzecz biorąc w całym tym opowiadaniu, skądinąd niesamowitym, brakuje mi większego rysu charketerów Isabel i Michaela. Już o Alexie i Marii czytało mi się znacznie lepiej. Ale to, czego mi tak brakowało w S. znaleźć można w Genesis.
No cóż, opowiadanie wybitnie... dziwne jak na kategorię dreamer. Mimo wszystko są zachwycajace momenty, po których można się jednocześnie śmiać i płakać. Przez większość czasu jednak potrzebne będa fundusze na chusteczki albo dentystę (zgrzytanie zębami na autorkę, jak mogła pomiatac tak biednym Maxem!).
Closer. Ściągnęłam. Zajrzałam. Zaczęłam czytać i straciłam szacunek do nagród na RF. Co oni w tym ff widzieli? No, Michael i "mój Ike" było super, kilka innych scen także. Ale po lekturze Home Series, Closer jest dla mnie niestrawne! Niepokalana, Max, który stwierdził, że musiał dorosnąć, do tego solidna porcja kosmicznych kłopotów oraz najczęstsze w dreamerowych opowiadaniach pomiatanie Tess i robienie z niej super-czarnego-bohatera (no bo nie powiedziała, że Zan ma moce - hm, a kim niby są, wystarczyło sprawdzic krew... jakoś usprawiedliwienie Maxa przed Sereną nie przypadło mi do gustu, beee)... odradzam, chyba, że ktoś lubi tego typu historie.
Home Series: miodzio. Wszystko, czego chcieliby fani po pierwszym sezonie. Powinniśmy obsypać EmilyluvsRoswell złotem. Nawet wyjaśnienie, o co chodziło w konflikcie na Antarze jest po prostu genialne. Naturalne (gwiazda). I chociaż ostateczne starcie z wrogami trochę zachwiało moją wiarą w wyobraźnię E., to jednak obstaję przy swoim, iż tych 7 opowiadań to najprawdziwsza perła. Bardziej mi się podobało niż Revelations, które również przemawiało do serca.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 28 guests