The Gravity Series: Gravity Always Wins [by RosDeidre] cz.45
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Dziękuję Aneczko, jestem głęboko przekonana, że Ty także masz w tym swój udział - mam w pamięci Twoje wczorajsze słowa w PM
A wracając do GAW, Max był różnie nazywany...przywódcą, lidrem wodzem..i wreszcie królem...to chyba działa na wyobraźnię. Kiedy mamy odniesienia w akcji do Antaru, czy to w serialu, czy f-f np. AN, Exit Music, podobnie jak Ty zawsze mam przed oczami scenografię z filmu Diuna czy Dzieci Diuny....wspaniała technika, wyprzedzająca Ziemian a stroje, otoczenie, styl sprawowania rządów, ustrój monarchiczny...iście bajkowe. I to nie serial ale bogata wyobraźnia autorów fanficków stworzyła nam tę bajkę. Mimo wszystko, Max - ze swoimi cechami charakteru bardziej wpisuje mi się jako dobry, mądry, sprawiedliwy władca niż wojownik czy przywdca rebelintów...Ta jego łagodność, eteryczność i cechy typowego romantyka kojarzą się z pałacowymi ogrodami niż żołnierskim obozem...Tak zawsze postrzegałam Maxa...ale być może zbyt mocno jestem pod wpływem twórczości RosDeidre.
Dzinks, jeżeli miałaś na myśli prolog, to zgadzam się z Tobą.
A wracając do GAW, Max był różnie nazywany...przywódcą, lidrem wodzem..i wreszcie królem...to chyba działa na wyobraźnię. Kiedy mamy odniesienia w akcji do Antaru, czy to w serialu, czy f-f np. AN, Exit Music, podobnie jak Ty zawsze mam przed oczami scenografię z filmu Diuna czy Dzieci Diuny....wspaniała technika, wyprzedzająca Ziemian a stroje, otoczenie, styl sprawowania rządów, ustrój monarchiczny...iście bajkowe. I to nie serial ale bogata wyobraźnia autorów fanficków stworzyła nam tę bajkę. Mimo wszystko, Max - ze swoimi cechami charakteru bardziej wpisuje mi się jako dobry, mądry, sprawiedliwy władca niż wojownik czy przywdca rebelintów...Ta jego łagodność, eteryczność i cechy typowego romantyka kojarzą się z pałacowymi ogrodami niż żołnierskim obozem...Tak zawsze postrzegałam Maxa...ale być może zbyt mocno jestem pod wpływem twórczości RosDeidre.
Dzinks, jeżeli miałaś na myśli prolog, to zgadzam się z Tobą.
O rany jaki on piękny
Jeśli o mnie chodzi, to osobiście należę do anty- królewskiego obozu bo zgadzam się z twierdzącymi że mieszkańcy planety tak wysoce zaawansowanej powinni zerwać z feudalizmem miliony lat świetlnych temu a co do Maxa...on przecież nie był Zanem, miał również ludzka połowę własnej natury, w którą starał się wsłuchiwać...nie wiadomo tak naprawde jaki był Zan, z wyjątkiem tego, że był bardzo młody...zarówno Larek jak i matka opisali go bardzo pozytywnie, Langley wspominał go jako egoistę...zapewne prawda była gdzieś po srodku...co mnie jednak uderzyło, to to że Zan był jedynym Obcym którego oba klony były...dobre oczywiście mimo sporych nawet wad, despotyzmu i bezmyślności, których nie zamierzam negować...jaki był Max, wiemy wszyscy, jaki był Zan, wiemy po części z opowieści Avy- honorowy, uczciwy, zawsze dążący do perfekcji. Co do reszty- Ava wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, Tess- cóż, w 2 sezonie darzyłam ją sporą sympatią i nigdy tak naprawdę jej nie znienawidziłam, ale nie mam zamiaru usprawiedliwiać czymkolwiek zbrodni którą popełniła...choć moim zdaniem wynikała ona tak naprawdę z głupoty, egoizmu i braku wyobraźni niż z prawdziwie złej natury. Isabel potrafiła być zimna i egoistyczna, ale również oddana swojej rodzinie i wrażliwa. Michael okrutny, ale lojalny do bólu, kochał też tą swoją nietuzinkową rodzinę i urwał by pewnie głowę każdemu, kto spróbowałby ich skrzywdzić. Natomiast Lonnie była już wyłącznie suką, a Rath idiotą który chyba jeszcze nie opanował tabliczki mnożenia i wszelkich rozwiązań szukał w przemocy...cóż...podejrzana sprawa z tym podwójnie dobrym Zanem
Mi Max wojownik bardzo się podoba co by nie powiedzieć, ale Max z przyszłości wyglądał na żołnierza i rebelianta a nie na króla.
Jeśli o mnie chodzi, to osobiście należę do anty- królewskiego obozu bo zgadzam się z twierdzącymi że mieszkańcy planety tak wysoce zaawansowanej powinni zerwać z feudalizmem miliony lat świetlnych temu a co do Maxa...on przecież nie był Zanem, miał również ludzka połowę własnej natury, w którą starał się wsłuchiwać...nie wiadomo tak naprawde jaki był Zan, z wyjątkiem tego, że był bardzo młody...zarówno Larek jak i matka opisali go bardzo pozytywnie, Langley wspominał go jako egoistę...zapewne prawda była gdzieś po srodku...co mnie jednak uderzyło, to to że Zan był jedynym Obcym którego oba klony były...dobre oczywiście mimo sporych nawet wad, despotyzmu i bezmyślności, których nie zamierzam negować...jaki był Max, wiemy wszyscy, jaki był Zan, wiemy po części z opowieści Avy- honorowy, uczciwy, zawsze dążący do perfekcji. Co do reszty- Ava wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, Tess- cóż, w 2 sezonie darzyłam ją sporą sympatią i nigdy tak naprawdę jej nie znienawidziłam, ale nie mam zamiaru usprawiedliwiać czymkolwiek zbrodni którą popełniła...choć moim zdaniem wynikała ona tak naprawdę z głupoty, egoizmu i braku wyobraźni niż z prawdziwie złej natury. Isabel potrafiła być zimna i egoistyczna, ale również oddana swojej rodzinie i wrażliwa. Michael okrutny, ale lojalny do bólu, kochał też tą swoją nietuzinkową rodzinę i urwał by pewnie głowę każdemu, kto spróbowałby ich skrzywdzić. Natomiast Lonnie była już wyłącznie suką, a Rath idiotą który chyba jeszcze nie opanował tabliczki mnożenia i wszelkich rozwiązań szukał w przemocy...cóż...podejrzana sprawa z tym podwójnie dobrym Zanem
Mi Max wojownik bardzo się podoba co by nie powiedzieć, ale Max z przyszłości wyglądał na żołnierza i rebelianta a nie na króla.
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
No tak, mówiłam, że za mocno weszłam w GAW - jak mogłam nie pamiętać Maxa wojownika z TEOW. W tym swoim skórzanym wdzianku wygladał tak niesamowicie seksownie (Serena nosiła podobne) . Ale i tam miał w twarzy coś tragicznego...jakby uczestnictwo w tej rebelii było sprzeczne z jego naturą i przekonaniem. Podobnie było w Pilgrim Souls. Jakiego spustoszenia dokonało w nim nieszczęście Antaru i wieloletnia wojna...
Aniu, ciekawe zestawienie charakterów klonów i ludzi. I rzeczywiście Zan i Max...pozytywne osobowości, kochający tę samą dziewczynę...Wystarczy odnieść to do Burn For Me.
Co się stało, że zmieniłaś swój portrecik
Aniu, ciekawe zestawienie charakterów klonów i ludzi. I rzeczywiście Zan i Max...pozytywne osobowości, kochający tę samą dziewczynę...Wystarczy odnieść to do Burn For Me.
Co się stało, że zmieniłaś swój portrecik
No nic, serwer działa, ja się cieszę.... Elu, mam nadzieję, że PM'a dostałaś. Zamieszczam ponownie bannerek, bo nie wszyscy go widzieli Kliknijcie na miniaturkę, by zobaczyć wersję 800x600:
Król i tak dalej... mama Maxa i Isabel mówiła o nim jako o ukochanym przywódcy. Ale jak dla mnie - jedno wcale nie wynika z drugiego. Co prawda Larek wyraźnie mówił, że był na pogrzebie ojca Zana, potem jego koronacji... Ale kto wie, czy to po prostu nie stało sie przypadkiem po sobie i czy przypadkiem Max nie został wybrany na króla w poprzednim życiu krótko po śmierci ojca? Wyjaśniałoby to dlaczego Khivarowi tak łatwo udało sie zająć jego miejsce, a sąsiednie planety tak bardzo nie protestowały... chociaż z drugiejs trony wiadomo - nie zadzieraj z potężnym sąsiadem.
Król i tak dalej... mama Maxa i Isabel mówiła o nim jako o ukochanym przywódcy. Ale jak dla mnie - jedno wcale nie wynika z drugiego. Co prawda Larek wyraźnie mówił, że był na pogrzebie ojca Zana, potem jego koronacji... Ale kto wie, czy to po prostu nie stało sie przypadkiem po sobie i czy przypadkiem Max nie został wybrany na króla w poprzednim życiu krótko po śmierci ojca? Wyjaśniałoby to dlaczego Khivarowi tak łatwo udało sie zająć jego miejsce, a sąsiednie planety tak bardzo nie protestowały... chociaż z drugiejs trony wiadomo - nie zadzieraj z potężnym sąsiadem.
Last edited by Hotaru on Sat Jun 05, 2004 11:53 am, edited 2 times in total.
Hotaru, dzięki za banerek...już pisałam że jestem nim zachwycona, zwłaszcza słowami...cytat z GAW czy są Twojego pomysłu ? Tak czy tak, daje nam wiele do myślenia i chyba jest takim leciutkim spojlerem...ale jakże miłym.
Zagrała Twoja wyobraźnia i pociągnęłaś wątek wejścia na tron młodego króla - niedoświadczonego jak sugerujesz - który dopuścił do zagarnięcia swojej planety przez wrogów. Jednak nie zapominaj, matka powiedziała także że był ukochanym przez lud władcą. Więc musiał czymś się zasłużyć na to miano.
Zagrała Twoja wyobraźnia i pociągnęłaś wątek wejścia na tron młodego króla - niedoświadczonego jak sugerujesz - który dopuścił do zagarnięcia swojej planety przez wrogów. Jednak nie zapominaj, matka powiedziała także że był ukochanym przez lud władcą. Więc musiał czymś się zasłużyć na to miano.
Odnośnie "ukochanego władcy"... miałam na myśli, iż Max nie został królem dlatego, że jego ojciec był - ale dlatego, iż sobie niejako zasłużył na ten tytuł mimo młodego wieku (no nie wiem, może go wybrali) i dopiero później coś poszło nie tak... Larek mówił coś o reformach, zmianach, które Zan wprowadził trochę za wcześnie... kto to tak naprawdę wie?
Słowa na bannerze to jak najbardziej cytat z GAW... podobnie jak na fioletowym, który umieszczę przy 14 czy 13 częśći... nie pamiętam w tej chwili, który to był rozdział.
Słowa na bannerze to jak najbardziej cytat z GAW... podobnie jak na fioletowym, który umieszczę przy 14 czy 13 częśći... nie pamiętam w tej chwili, który to był rozdział.
Hotaru, ten baner jest jeszcze piękniejszy od poprzedniego jesteś bardzo utalentowaną osóbką, i to wszechstronnie utalentowaną nie mogę się doczekć następnych, szkoda że nie pomyśleliśmy o "zatrudnieniu" cię wczesniej, tak w okolicach Revelations
Elu, mam nadzieję że z twoją mamą wszystko już ok?
A co do Zana...jak napisałam, prawda pewnie leży gdzieś pośrodku...trudno do końca zawierzyć matce, jako mało raczej obiektywnemu źródłu informacji...no cóż matki są zawsze ślepo zapatrzone w swoich synków ale Nicholas, delikatnie mówiąc, też nie zasługuje na nadmierne zaufanie...najbardziej wiarygodny wydaje się Larek. Pewnie tak właśnie było...młody władca- czy jak ja wolę- przywódca, naiwny i pełen ideałów, które niewiele miały wspólnego z rzeczywistością, był łatwym celem demonicznego sąsiada ( nawiasem mówiąc, Kavaar to jeszcze jeden wątek który kompletnie skopali....opowiadania to jedyne miejsce, w którym potrafią stworzyć z niego facynującą postać....najlepszy był chyba w jednym z opowiadań słynnej Mockinbird...był tam...bratem Maxa- ona uwielbia obsypywać go dodatkowym rodzeństwem - który na swój sposób go kochał, tylko...cóż...drobne różnice poglądów ), ale najlepszym dowodem na to że jego lud naprawdę darzył go- i jego najblizszych- miłością, był fakt że zechciało się im ich sklonować i wysłać do jakiejś dziury (czytaj Ziemi), w celu zapewnienia im bezpieczeństwa.
Elu, mam nadzieję że z twoją mamą wszystko już ok?
A co do Zana...jak napisałam, prawda pewnie leży gdzieś pośrodku...trudno do końca zawierzyć matce, jako mało raczej obiektywnemu źródłu informacji...no cóż matki są zawsze ślepo zapatrzone w swoich synków ale Nicholas, delikatnie mówiąc, też nie zasługuje na nadmierne zaufanie...najbardziej wiarygodny wydaje się Larek. Pewnie tak właśnie było...młody władca- czy jak ja wolę- przywódca, naiwny i pełen ideałów, które niewiele miały wspólnego z rzeczywistością, był łatwym celem demonicznego sąsiada ( nawiasem mówiąc, Kavaar to jeszcze jeden wątek który kompletnie skopali....opowiadania to jedyne miejsce, w którym potrafią stworzyć z niego facynującą postać....najlepszy był chyba w jednym z opowiadań słynnej Mockinbird...był tam...bratem Maxa- ona uwielbia obsypywać go dodatkowym rodzeństwem - który na swój sposób go kochał, tylko...cóż...drobne różnice poglądów ), ale najlepszym dowodem na to że jego lud naprawdę darzył go- i jego najblizszych- miłością, był fakt że zechciało się im ich sklonować i wysłać do jakiejś dziury (czytaj Ziemi), w celu zapewnienia im bezpieczeństwa.
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Od kilku dni mama jest już w domu, stan zapalny pomału ustepuje, odrobinkę lepiej widzi. To będzie powolny proces ewentualnego powrotu do zdrowia. Musimy wszyscy uzbroić sięw cierpliwość.
Dzisiaj wrzucam kolejną część. W oryginale autorka popełniła pewną nieścisłość. Traktując to jako ciekawostkę zapytałam ją co z tym zrobić. Ze śmiechem przyznała się do niedopatrzenia...już to poprawiłam ale ciekawe czy wejdzie tutaj, żeby nam to wyjaśnić. Kochana RosDeidre.
Ciekawe czy ktoś to zauważył
Gravity Always Wins - część 9
Marco z trudem wchodził po schodach prowadzących do mieszkania które dzielił wspólnie z Sereną. W dalszym ciągu starał się zrozumieć co się właściwie dzisiaj stało. Ostatnia rzecz jaką pamiętał, to to, że Max i Liz spróbowali sięgnąć do jego podświadomości i wtedy cały świat zapadł się pod nim.
Porozmawia z Sereną, być może ona będzie umiała mu to wyjaśnić. Chciał wiedzieć co w trakcie ćwiczeń zrobił niewłaściwego by na przyszłość tego nie powtórzyć – nie tylko dla swojego psychicznego zdrowia, ale także ze względu na Maxa i Liz. Nie potrafił pozbyć się wrażenia, że w pewien sposób dopuścił się zdrady, wchodząc w ich najbardziej intymne sanktuarium – chociaż stało się to, jak sądził, zupełnie nieświadomie.
List. O, Boże...pisze w nim o swojej zdradzie. Czy ta wiadomość nawiązuje do dzisiejszego dnia ? Jedyną rzeczą której nigdy nie byłby w stanie zrobić, to zadać im jakiekolwiek cierpienie – a tym bardziej sprzeniewierzyć się im.
Zaciągnął się drżącym oddechem bo czuł jak rozpacz ściska mu serce.
Po prostu Serena będzie musiała pomóc mu zrozumieć ten dziwny przypadek, tak jak robiła to wiele razy, w krytycznych chwilach jego życia. Znała go lepiej niż ktokolwiek inny, więc z pewnością będzie umiała zrozumieć jego konsternację.
Wszedł na podest schodów i przekręcił klucz w zamku.
Otworzył drzwi, w przelocie dostrzegł siedzącą na kanapie Serenę. Usta miała ściągnięte w ponurą linijkę. Obok niej, z poważną i bladą twarzą przysiadł Riley.
A jeżeli był tutaj Riley, mogło to oznaczać tylko jedno.
- Co? – zapytał Marco, w głosie przebijała desperacja. Szybko wszedł do mieszkania – Powiedzcie, co się dzieje ?
- Teraz już wszystko jest w porządku – odpowiedziała zdecydowanie Serena – Przynajmniej na dzisiaj.
Marco rzucił wzrokiem na Rileya, którego oczy miały posępny wyraz - Jeśli Riley jest tutaj...
- Byłby to sygnał, że się zwijamy – dokończyła Serena kiwając spokojnie głową – Ale teraz to już nieaktualne.
- O Boże – jęknął Marco podchodząc bliżej. Riley podniósł głowę, patrzył na niego życzliwie a w jego zwykle ciepłych, brązowych oczach, Marco ujrzał błysk obawy. Przeciągnął drżącą dłonią po jasnych włosach.
- Jakieś czterdzieści pięć minut temu skontaktowała się ze mną Anna i powiadomiłem Serenę – wyjaśnił chrypliwym głosem – Właśnie zamierzaliśmy zadzwonić po ciebie...kiedy Anna znowu nawiązała kontakt by powiedzieć, że akcja została odwołana.
- Dlaczego ? - Marco czuł ściskanie w gardle – Dlaczego nie doprowadzimy tego do końca ?
- Anna mówi, że na razie zrezygnowali – odpowiedział Riley – Według jej przekonania, Max i Liz są teraz bezpieczni.
- Więc wcześniej nie byli ? – naciskał Marco, nagle wrogo nastawiony się do tej całej sytuacji. Zdawało mu się, że ściany małego mieszkania zaczęły się wokół niego zaciskać.
- Khivar zarządził uderzenie – stwierdziła spokojnie Serena, stykając się z jego nieufnym wzrokiem - Na oboje.
- Co? – wrzasnął – To dlaczego, do diabła wciąż tu siedzimy ? Dokończmy to wreszcie, do cholery.
- Ponieważ Khivar wszystko odwołał – wyjaśniła rzeczowo Serena - Anna nie została wtajemniczona jakie były jego motywy, wie tylko, że zmienił decyzję.
Marco chwilę zastanawiał się nad nowymi rewelacjami, przetarł oczy, czując nagle ogromne zmęczenie. Kiedy wreszcie skończy się ta karuzela, od której wszystkim robi się niedobrze ?
- I co cię przekonuje że nic im nie grozi, Serena ? – nalegał.
- Anna mówi o ustabilizowaniu się sytuacji – odpowiedziała – A my trzymamy się tej wersji.
Odwrócił się błyskawicznie i kucnął przed nią – Już czas. Robi się cholernie niebezpiecznie – naciskał, miał niski i naglący ton głosu – Dla każdego z nas - Zerknął znacząco na Rileya, ale ten odwrócił oczy.
- Marco, poradzimy sobie – zażartowała, by po chwili powiedzieć stanowczo – Czekamy.
- W tym tygodniu to już drugi sygnał, który odwołano – krzyknął podrywając się na nogi – Ktoś może ucierpieć jeżeli teraz się nie ruszymy.
Zauważył jak Riley drgnął i natychmiast pożałował swoich słów. Nie chodziło tylko o zagrożenie życia Maxa i Liz ale o osobę z ich wewnętrznego kontaktu - Annę Davidson, partnerkę Rileya.
- Marco, czy muszę ci przypominać, że jeżeli zbyt szybko się wyniesiemy, zwróci to uwagę Nicholasa ? - Serena ledwie panowała nad głosem – I może narazić życie Anny ?
- Nie – odpowiedział gorącym szeptem – Przecież mogłaby dzisiaj uciec.
- Wtedy nie dowiemy się co w najbliższym czasie knuje Khivar – dowodziła głośno Serena – I stracimy nad nim przewagę.
- Jeżeli stracimy Maxa i Liz, wtedy na nic nam się to nie przyda – miotał się bo tracił już cierpliwość – Dajmy spokój tym wszystkim zapewnieniom i zabierajmy się stąd.
Serena długo na niego patrzyła, bardzo długo, i Marco zorientował się, że przeholował.
- Czekamy – powtórzyła krótko, starając się panować nad głosem. Podniosła się z kanapy i skierowała do kuchni. Mijając go przesunęła po nim chłodnym wzrokiem. Doskonale znał nastroje Sereny, niemal jak swoje własne i teraz wiedział, że zdenerwowała się za jego prowokacyjne zachowanie, za naciskanie na nią w obecności Rileya.
Opadł ciężko na kanapę i odwrócił się do niego – Wybacz, nie myśl, że nie obchodzi mnie co stanie się z Anną.
- Wiem, Marco – zapewnił go miękko – To skomplikowana sytuacja.
Skomplikowana, to mało powiedziane. Znał Rileya całe życie, praktycznie wychowywali się razem. Ale pomijając ten fakt, Anna i Riley byli parą z zespołu siedmiu obrońców, którzy osiem lat temu zostali połączeni w określonym celu – mieli ściśle razem współpracować w roli do jakiej zostali przeznaczeni. Oboje posiadali silny dar intuicji, który, jak przypuszczali, będą w stanie wykorzystać w ruchu oporu. Mieli rację, bo do chwili gdy Marco poznał ogromne zdolności komunikowania się Maxa i Liz na odległość, jedynie oni posiadali także tę umiejętność.
Ich silne powiązanie było powodem umieszczenia Anny w strukturach obozu Khivara. Ciągnący się, powolny, szarpiący nerwy proces, który doskonalili ponad sześć lat. Anna była w stanie przekazywać im informacje łącząc się mentalnie z Rileyem, tyle razy ile było to konieczne, bez potrzeby kontaktu fizycznego, a tym samym narażania się na podejrzenia Nicholasa. Doskonała konspiracja, nikt niczego się nie domyślał.
Jednakże tworzyło to pewne komplikacje. W trakcie wykonywania swoich zadań, w tych politycznych kalkulacjach zeszła na dalszy plan głęboka miłość Anny i Rileya. A Marco, wyjątkowo po dzisiejszym dniu miał dla nich wiele zrozumienia. Jeżeli uczucia jakie żywili do siebie chociaż trochę przypominały to, co wyczuł w związku Maxa i Liz, musiało to być dla nich rozdzierające. Od sześciu lat nie spędzili ze sobą ani jednej chwili.
- Z Anną w porządku ? – zapytał miękko.
- Tak, w porządku...na skraju wytrzymałości...ale w porządku.
Na skraju wytrzymałości. Żadnej paniki czy przerażenia...po prostu na skraju wytrzymałości.
Marco wiedział dlaczego została umieszczona tam Anna – z ich dwojga, ona była silniejsza psychicznie, Riley miał w sobie więcej delikatności i wrażliwości. Czy jednak przebywanie tutaj ze świadomością, na co naraża się jego partnerka, jest łatwiejsze do zniesienia ? Marco wiedział, że Riley posiada cichą, wewnętrzną siłę a w ostatnich tygodniach zobaczył to wyjątkowo wyraźnie.
Riley odgarnął z twarzy wijące się włosy. Nosił te swoje jasne kędziory, długie i rozwichrzone, co jeszcze bardziej nadawało mu chłopięcy wygląd. Nikt by nie powiedział, że jest starszy od Marco o pięć lat, zwłaszcza teraz, kiedy ten górował nad nim wzrostem i wyglądał poważniej jak na swoje dwadzieścia pięć lat.
Marco obserwował Serenę. Kręciła się energicznie po kuchni, sprzątała naczynia, wycierała kontuar – zwykłe czynności, które były mu tak bliskie; widział ją przy nich przez te wszystkie lata. Riley pobiegł za nim wzrokiem, uśmiechnął się miękko przyciskając do siebie poduszkę z kanapy.
- Jest wkurzona – stwierdził i wskazał podbródkiem w jej stronę.
- Rzeczywiście.
Wystarczająco często oglądali ją w takim stanie żeby się specjalnie tym przejmować. Najlepiej było wtedy schodzić jej z oczu, tym bardziej, że tego nie nadużywała a język jej ciała łatwo dawał się przewidzieć.
Wróciła do pokoju, miała mocno zaciśnięte szczęki – Marco chciałabym z tobą porozmawiać – oznajmiła, zerkając na Rileya. Najwyraźniej nie tęsknił za jej rewelacjami bo zaraz wstał.
- Idę się trochę przespać – powiedział – Pogadamy jutro rano.
****
Usiadł przy kuchennym stole, w tym czasie Serena przyglądała mu się uważnie. Brązowe oczy płonęły gniewem i patrzyły na niego tak przenikliwie, że poczuł się trochę niepewnie.
- Wiem, że jesteś zła – odezwał się w końcu. Po tej uczciwej próbie oceny siebie, wyraz jej oczu nieco złagodniał.
- Marco – powiedziała cicho – Nie mam nic przeciwko wyrażaniu swojej opinii, ale...powinniśmy się wspierać.
Kiwnął głową, jakby znowu miał pięć lat a ona właśnie nakryła go w trakcie lekkomyślnego eksperymentowania swoimi mocami.
- Denerwuje mnie, kiedy to co mówię jest kwestionowane w obecności zespołu...którejkolwiek z osób z zespołu.
- Ale Riley...
- Jest częścią naszego zespołu.
Co miał powiedzieć, że Riley jest bliskim przyjacielem, niemal bratem ? Czy naprawdę musieli traktować go tak formalnie ? Widocznie tak, stwierdził z ciężkim westchnieniem i schował twarz w dłoniach. Miał uczcie jakby świat od ubiegłego tygodnia zmienił się w szaleńczy kręciołek, z tak niespodziewanymi zwrotami, że ledwie za wszystkim nadążał.
- Tak, Serena – odpowiedział zmęczonym głosem.
Nastała długa cisza a kiedy w końcu opuścił ręce, dostrzegł jak patrzy na niego zatroskanymi oczami.
- Nie chodzi tylko o bezpieczeństwo Maxa i Liz – powiedziała z naciskiem – Przyszedłeś już zdenerwowany, prawda ?
Przegryzł wargę i powoli skinął głową.
Niespodziewanie coś zmieniło się w jej brązowych oczach, i zobaczył miłość i niepokój odbijający się w ich czeluściach. Poczuł się trochę mniej samotny.
- Rozmawiaj ze mną – zachęciła, cała jej uwaga skupiła się na nim. Zamknął oczy, właśnie to w niej cenił najbardziej. Była nie znoszącym sprzeciwu, surowym dowódcą, ale potrafiła w jednej chwili przeistoczyć się w kogoś bliskiego, kogoś kto zastępuje mu matkę.
- Boże Serena – serce zaczęło mu mocno łomotać – Popełniłem dzisiaj ogromny błąd.
Zesztywniała na krześle ale spojrzeniem dodała mu otuchy.
- No dalej – poprosiła.
- Nawet nie wiem od czego zacząć.
****
Liz zerknęła na zegarek. Dochodziła północ. Max był głodny, a miał zamiar uczyć się przynajmniej jeszcze ze dwie godziny. Postanowiła przygotować mu jego ulubiony omlet z serem i jalapenos. Siedział przy kuchennym stole, pochylony nad swoim notesem wypełnionym notatkami. Rano miał mieć krótki test z historii a ponieważ do tej pory ogólna ocena z tego przedmiotu oscylowała w granicach 3.85 i 4.0, zawziął się, pracując z determinacją by otrzymać ocenę A.
Postawiła na stole dwa talerze a kiedy podniósł głowę zobaczyła zaczerwienione i zmęczone oczy.
- Dzięki, skarbie – uśmiechnął się – Pachnie bajecznie.
Podeszła do lodówki, wyjęła sok pomarańczowy – Tak ? - zapytała pełna wątpliwości, myśląc jak bardzo przygniatał ją ten aromat.
- Umm...- skosztował kawałek – A smakuje jeszcze bajeczniej.
Nalała sok do szklanki i wróciła do stołu.
- A co do zmysłu powonienia – powiedziała siadając obok niego – Czy też przez cały czas... odbierasz różne zapachy...tak intensywnie ? - zarumieniła się odrobinę. Dlaczego poruszając z nim ten temat czuje się zakłopotana.
Widelec zawisł w powietrzu a on tylko patrzył na nią, powolny uśmiech zaczął pojawiać mu się na twarzy - Liz Evans, dlaczego teraz o to pytasz ? – drażnił się z nią tym pseudo południowym akcentem. Zrozumiała, że wiedział doskonale dokąd zmierza jej pytanie.
- Bo od ubiegłej nocy...- zawahała się, próbując dobrać właściwe słowa i opisać czego doświadczała – Wszystko pachnie bardzo, bardzo mocno. Wręcz obezwładniająco.
- Widzę – uśmiechnął się szeroko, biorąc do ust następny kawałek omletu.
- No dobrze, co w tym śmiesznego ? – klepnęła go żartobliwie po ramieniu.
- O, czy musi być jakiś specjalny powód, moja królowo ? – roześmiał się – Tylko, że żyłem z tym cały czas...a teraz spotyka ciebie. I jakoś bardzo mnie to cieszy.
- Ale wywołuje mdłości – poskarżyła się.
- Wcale nie.
- Chodzi o mnie.
- No cóż, może dlatego, że jeszcze się nie przyzwyczaiłaś – wyjaśnił.
- Dobrze, ale chcę cię o coś zapytać - Liz upiła trochę soku z jego szklanki – Czy ty mnie czujesz..? O Boże, myślała że będzie łatwiej, No wiesz...wszędzie gdzie jesteś?
Sięgnął po jej rękę, schował miękko w swoich dłoniach – Liz, pewnie cię zaskoczę, ale zawsze znałem twój zapach – przyciągnął jej dłoń do ust. Leciutko przesuwał wargami po kostkach, i pod wpływem tej intymnej pieszczoty robiło jej się gorąco – Kilka lat temu korzystałem z okazji i przychodziłem do Crashdown by tobą pooddychać.
I znowu oblała się rumieńcem ale teraz z zupełnie innego powodu. Jej mąż był w stanie rozpalać ją takimi prostymi słowami.
- Naprawdę ? – zapytała z nieśmiałym uśmiechem.
- Naprawdę. I zawsze poznam cię pośród innych – potrząsnął głową i powiedział z przekornym uśmiechem – Pustynia po deszczu oddycha twoim urzekającym zapachem.
Odebrała to jak poezję i serce zaczęło mocniej bić.
- Cudownie – powiedziała miękko, spuszczając oczy. Chwilę milczeli, napięcie zaczęło między nimi wirować i w końcu powiedziała.
- Kiedy rano się obudziłam, miałam wrażenie jakbyś był...wszędzie – otworzyła szeroko oczy - Czy tak to wygląda ?
- Właśnie tak – potwierdził ciepło.
- Nie doprowadza cię to do szału ?
- Czasami – uśmiechnął się wabiąco – Szczególnie ostatnio.
- No tak, wiem o czym myślisz – odpowiedziała, czując w sobie wzbierające gorąco.
Palcami wolno przesuwał wzdłuż jej ramienia, dotyk wywoływał mrowienie na skórze...wszystko zaczynało się w niej gotować. Po ostatniej nocy sądziła, że osiągając to zwariowane crescendo, zakończyli dziwny okres godów, ale chyba się myliła.
- Chcesz się uczyć – oprzytomniała, próbując odsunąć od siebie rosnący pogłos pożądania.
- Wiem – szepnął Max, palce znieruchomiały na jej ramieniu. Wpatrywał się w otwarte książki, zastanawiał się, zmagał ze sobą – i wtedy popatrzył na nią a na zmienionych rysach twarzy dostrzegła dzikość i pragnienie.
- Ale chcę także ciebie – odetchnął.
Najważniejsza nauka, myślała, kiedy ujmował jej twarz w dłonie i całował łapczywie.
Och, nic nie jest ważniejsze od tego pocałunku, pomyślała jeszcze raz, zanim zagubiła się w ramionach swojego męża.
Serena zamyślona położyła na stole rękę i odchrząknęła. Marco zaczął lekko panikować, po tym co jej wyjawił nie potrafił przewidzieć jak zareaguje. Może ich zawiódł, nie będąc wystarczająco ostrożnym – chociaż nie bardzo wierzył, żeby to była prawda.
- Nigdy o czymś takim nie słyszałam – stwierdziła spokojnie – Więc nie wiem co mam myśleć.
Świetnie, błądziła tak samo jak on.
- Ale coś ci powiem – ciągnęła dalej – Pomagając im, musisz być ostrożniejszy. Z tą ich intuicją, są nadal jak małe dzieci.
- Myślisz, że można coś z tym zrobić ?
- Pomyśl...sięgnęli po coś w głąb twojej podświadomości – mówiła zamyślona - Podejrzewam, że jedno z nich nieopatrznie otworzyło się w tym momencie do ciebie...zwyczajny przypadek, w sytuacji kiedy łączą się bez fizycznej bliskości, zwłaszcza kiedy ty jesteś tak bardzo na nich wyczulony.
- No dobrze, jak tego uniknąć na przyszłość – zapytał poważnie, marszcząc z niezadowoleniem brwi.
- Musisz zawsze pamiętać, żeby w czasie kiedy nawiązują kontakt, blokować swój umysł. I nie wykonuj z nimi żadnych ćwiczeń, które mogą wiązać się z twoimi myślami.
- Poradzę sobie – zgodził się. W dalszym ciągu jednak męczyły go wątpliwości, A w innych sytuacjach, kiedy nie będzie wiedział że się kontaktują ? Jak wtedy sobie z tym radzić ?
- Jestem koszmarnie rozdarty, Serena – westchnął ciężko – Ciągle pamiętam o liście jaki do nich napisałem....z przyszłości.
Wpatrywał się w nią wnikliwie i nie uszedł jego uwadze jakiś błysk niepokoju w brązowych oczach.
- Masz rację – zgodziła się – Ale Marco, ja znam twoje serce a ono jest dobre. Ty już ich kochasz, jestem tego zupełnie pewna.
Tak, przez te wszystkie lata kochał ich jako prawowitego króla i królową, ale po dzisiejszym wieczorze jego uczucia pogłębiły się – zaczęło budzić się coś nieokreślonego, od kiedy na sobie odczuł czym jest ich więź.
- Przeczucie podpowiada mi ostrożność w stosunku do nich – poradziła – Dzisiaj zobaczyłeś, że w jakiś sposób jesteś na nich podatny, więc bądź swoim strażnikiem. Blokowanie będzie najlepszą ochroną. Wiem, że sobie z tym poradzisz.
Drżącą ręką przeciągnął po włosach i pragnął by Serena miała rację. Jednak gdzieś głęboko w sobie buntował się przeciwko jej słowom. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że dzisiejszy wieczór niósł w sobie jakieś złowróżbne przesłanie.
- Tak, na pewno – obiecał.
Odrzuciła za ramię upięte w koński ogon włosy, kończąc tym samym rozmowę – Marco, wierzę w ciebie – zapewniła - Pamiętaj o tym.
I zapomnij o liście, dokończył w myślach, ponieważ wiedział, że właśnie on nie dawało mu spokoju, bardziej niż dzisiejszy incydent.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy – powiedział z wymuszoną pewnością siebie, schylając lekko głowę.
Rozumiał to jednoznacznie – będzie robił wszystko co w jego mocy by ich chronić, a także by chronić ich przed swoją ewentualną zdradą, bo jego jedynym przeznaczeniem było im służyć, o tym mocno był przekonany.
Więc będzie strzegł ich za wszelką cenę – nawet wbrew sobie, jeżeli taka będzie konieczność.
Cdn.
Dzisiaj wrzucam kolejną część. W oryginale autorka popełniła pewną nieścisłość. Traktując to jako ciekawostkę zapytałam ją co z tym zrobić. Ze śmiechem przyznała się do niedopatrzenia...już to poprawiłam ale ciekawe czy wejdzie tutaj, żeby nam to wyjaśnić. Kochana RosDeidre.
Ciekawe czy ktoś to zauważył
Gravity Always Wins - część 9
Marco z trudem wchodził po schodach prowadzących do mieszkania które dzielił wspólnie z Sereną. W dalszym ciągu starał się zrozumieć co się właściwie dzisiaj stało. Ostatnia rzecz jaką pamiętał, to to, że Max i Liz spróbowali sięgnąć do jego podświadomości i wtedy cały świat zapadł się pod nim.
Porozmawia z Sereną, być może ona będzie umiała mu to wyjaśnić. Chciał wiedzieć co w trakcie ćwiczeń zrobił niewłaściwego by na przyszłość tego nie powtórzyć – nie tylko dla swojego psychicznego zdrowia, ale także ze względu na Maxa i Liz. Nie potrafił pozbyć się wrażenia, że w pewien sposób dopuścił się zdrady, wchodząc w ich najbardziej intymne sanktuarium – chociaż stało się to, jak sądził, zupełnie nieświadomie.
List. O, Boże...pisze w nim o swojej zdradzie. Czy ta wiadomość nawiązuje do dzisiejszego dnia ? Jedyną rzeczą której nigdy nie byłby w stanie zrobić, to zadać im jakiekolwiek cierpienie – a tym bardziej sprzeniewierzyć się im.
Zaciągnął się drżącym oddechem bo czuł jak rozpacz ściska mu serce.
Po prostu Serena będzie musiała pomóc mu zrozumieć ten dziwny przypadek, tak jak robiła to wiele razy, w krytycznych chwilach jego życia. Znała go lepiej niż ktokolwiek inny, więc z pewnością będzie umiała zrozumieć jego konsternację.
Wszedł na podest schodów i przekręcił klucz w zamku.
Otworzył drzwi, w przelocie dostrzegł siedzącą na kanapie Serenę. Usta miała ściągnięte w ponurą linijkę. Obok niej, z poważną i bladą twarzą przysiadł Riley.
A jeżeli był tutaj Riley, mogło to oznaczać tylko jedno.
- Co? – zapytał Marco, w głosie przebijała desperacja. Szybko wszedł do mieszkania – Powiedzcie, co się dzieje ?
- Teraz już wszystko jest w porządku – odpowiedziała zdecydowanie Serena – Przynajmniej na dzisiaj.
Marco rzucił wzrokiem na Rileya, którego oczy miały posępny wyraz - Jeśli Riley jest tutaj...
- Byłby to sygnał, że się zwijamy – dokończyła Serena kiwając spokojnie głową – Ale teraz to już nieaktualne.
- O Boże – jęknął Marco podchodząc bliżej. Riley podniósł głowę, patrzył na niego życzliwie a w jego zwykle ciepłych, brązowych oczach, Marco ujrzał błysk obawy. Przeciągnął drżącą dłonią po jasnych włosach.
- Jakieś czterdzieści pięć minut temu skontaktowała się ze mną Anna i powiadomiłem Serenę – wyjaśnił chrypliwym głosem – Właśnie zamierzaliśmy zadzwonić po ciebie...kiedy Anna znowu nawiązała kontakt by powiedzieć, że akcja została odwołana.
- Dlaczego ? - Marco czuł ściskanie w gardle – Dlaczego nie doprowadzimy tego do końca ?
- Anna mówi, że na razie zrezygnowali – odpowiedział Riley – Według jej przekonania, Max i Liz są teraz bezpieczni.
- Więc wcześniej nie byli ? – naciskał Marco, nagle wrogo nastawiony się do tej całej sytuacji. Zdawało mu się, że ściany małego mieszkania zaczęły się wokół niego zaciskać.
- Khivar zarządził uderzenie – stwierdziła spokojnie Serena, stykając się z jego nieufnym wzrokiem - Na oboje.
- Co? – wrzasnął – To dlaczego, do diabła wciąż tu siedzimy ? Dokończmy to wreszcie, do cholery.
- Ponieważ Khivar wszystko odwołał – wyjaśniła rzeczowo Serena - Anna nie została wtajemniczona jakie były jego motywy, wie tylko, że zmienił decyzję.
Marco chwilę zastanawiał się nad nowymi rewelacjami, przetarł oczy, czując nagle ogromne zmęczenie. Kiedy wreszcie skończy się ta karuzela, od której wszystkim robi się niedobrze ?
- I co cię przekonuje że nic im nie grozi, Serena ? – nalegał.
- Anna mówi o ustabilizowaniu się sytuacji – odpowiedziała – A my trzymamy się tej wersji.
Odwrócił się błyskawicznie i kucnął przed nią – Już czas. Robi się cholernie niebezpiecznie – naciskał, miał niski i naglący ton głosu – Dla każdego z nas - Zerknął znacząco na Rileya, ale ten odwrócił oczy.
- Marco, poradzimy sobie – zażartowała, by po chwili powiedzieć stanowczo – Czekamy.
- W tym tygodniu to już drugi sygnał, który odwołano – krzyknął podrywając się na nogi – Ktoś może ucierpieć jeżeli teraz się nie ruszymy.
Zauważył jak Riley drgnął i natychmiast pożałował swoich słów. Nie chodziło tylko o zagrożenie życia Maxa i Liz ale o osobę z ich wewnętrznego kontaktu - Annę Davidson, partnerkę Rileya.
- Marco, czy muszę ci przypominać, że jeżeli zbyt szybko się wyniesiemy, zwróci to uwagę Nicholasa ? - Serena ledwie panowała nad głosem – I może narazić życie Anny ?
- Nie – odpowiedział gorącym szeptem – Przecież mogłaby dzisiaj uciec.
- Wtedy nie dowiemy się co w najbliższym czasie knuje Khivar – dowodziła głośno Serena – I stracimy nad nim przewagę.
- Jeżeli stracimy Maxa i Liz, wtedy na nic nam się to nie przyda – miotał się bo tracił już cierpliwość – Dajmy spokój tym wszystkim zapewnieniom i zabierajmy się stąd.
Serena długo na niego patrzyła, bardzo długo, i Marco zorientował się, że przeholował.
- Czekamy – powtórzyła krótko, starając się panować nad głosem. Podniosła się z kanapy i skierowała do kuchni. Mijając go przesunęła po nim chłodnym wzrokiem. Doskonale znał nastroje Sereny, niemal jak swoje własne i teraz wiedział, że zdenerwowała się za jego prowokacyjne zachowanie, za naciskanie na nią w obecności Rileya.
Opadł ciężko na kanapę i odwrócił się do niego – Wybacz, nie myśl, że nie obchodzi mnie co stanie się z Anną.
- Wiem, Marco – zapewnił go miękko – To skomplikowana sytuacja.
Skomplikowana, to mało powiedziane. Znał Rileya całe życie, praktycznie wychowywali się razem. Ale pomijając ten fakt, Anna i Riley byli parą z zespołu siedmiu obrońców, którzy osiem lat temu zostali połączeni w określonym celu – mieli ściśle razem współpracować w roli do jakiej zostali przeznaczeni. Oboje posiadali silny dar intuicji, który, jak przypuszczali, będą w stanie wykorzystać w ruchu oporu. Mieli rację, bo do chwili gdy Marco poznał ogromne zdolności komunikowania się Maxa i Liz na odległość, jedynie oni posiadali także tę umiejętność.
Ich silne powiązanie było powodem umieszczenia Anny w strukturach obozu Khivara. Ciągnący się, powolny, szarpiący nerwy proces, który doskonalili ponad sześć lat. Anna była w stanie przekazywać im informacje łącząc się mentalnie z Rileyem, tyle razy ile było to konieczne, bez potrzeby kontaktu fizycznego, a tym samym narażania się na podejrzenia Nicholasa. Doskonała konspiracja, nikt niczego się nie domyślał.
Jednakże tworzyło to pewne komplikacje. W trakcie wykonywania swoich zadań, w tych politycznych kalkulacjach zeszła na dalszy plan głęboka miłość Anny i Rileya. A Marco, wyjątkowo po dzisiejszym dniu miał dla nich wiele zrozumienia. Jeżeli uczucia jakie żywili do siebie chociaż trochę przypominały to, co wyczuł w związku Maxa i Liz, musiało to być dla nich rozdzierające. Od sześciu lat nie spędzili ze sobą ani jednej chwili.
- Z Anną w porządku ? – zapytał miękko.
- Tak, w porządku...na skraju wytrzymałości...ale w porządku.
Na skraju wytrzymałości. Żadnej paniki czy przerażenia...po prostu na skraju wytrzymałości.
Marco wiedział dlaczego została umieszczona tam Anna – z ich dwojga, ona była silniejsza psychicznie, Riley miał w sobie więcej delikatności i wrażliwości. Czy jednak przebywanie tutaj ze świadomością, na co naraża się jego partnerka, jest łatwiejsze do zniesienia ? Marco wiedział, że Riley posiada cichą, wewnętrzną siłę a w ostatnich tygodniach zobaczył to wyjątkowo wyraźnie.
Riley odgarnął z twarzy wijące się włosy. Nosił te swoje jasne kędziory, długie i rozwichrzone, co jeszcze bardziej nadawało mu chłopięcy wygląd. Nikt by nie powiedział, że jest starszy od Marco o pięć lat, zwłaszcza teraz, kiedy ten górował nad nim wzrostem i wyglądał poważniej jak na swoje dwadzieścia pięć lat.
Marco obserwował Serenę. Kręciła się energicznie po kuchni, sprzątała naczynia, wycierała kontuar – zwykłe czynności, które były mu tak bliskie; widział ją przy nich przez te wszystkie lata. Riley pobiegł za nim wzrokiem, uśmiechnął się miękko przyciskając do siebie poduszkę z kanapy.
- Jest wkurzona – stwierdził i wskazał podbródkiem w jej stronę.
- Rzeczywiście.
Wystarczająco często oglądali ją w takim stanie żeby się specjalnie tym przejmować. Najlepiej było wtedy schodzić jej z oczu, tym bardziej, że tego nie nadużywała a język jej ciała łatwo dawał się przewidzieć.
Wróciła do pokoju, miała mocno zaciśnięte szczęki – Marco chciałabym z tobą porozmawiać – oznajmiła, zerkając na Rileya. Najwyraźniej nie tęsknił za jej rewelacjami bo zaraz wstał.
- Idę się trochę przespać – powiedział – Pogadamy jutro rano.
****
Usiadł przy kuchennym stole, w tym czasie Serena przyglądała mu się uważnie. Brązowe oczy płonęły gniewem i patrzyły na niego tak przenikliwie, że poczuł się trochę niepewnie.
- Wiem, że jesteś zła – odezwał się w końcu. Po tej uczciwej próbie oceny siebie, wyraz jej oczu nieco złagodniał.
- Marco – powiedziała cicho – Nie mam nic przeciwko wyrażaniu swojej opinii, ale...powinniśmy się wspierać.
Kiwnął głową, jakby znowu miał pięć lat a ona właśnie nakryła go w trakcie lekkomyślnego eksperymentowania swoimi mocami.
- Denerwuje mnie, kiedy to co mówię jest kwestionowane w obecności zespołu...którejkolwiek z osób z zespołu.
- Ale Riley...
- Jest częścią naszego zespołu.
Co miał powiedzieć, że Riley jest bliskim przyjacielem, niemal bratem ? Czy naprawdę musieli traktować go tak formalnie ? Widocznie tak, stwierdził z ciężkim westchnieniem i schował twarz w dłoniach. Miał uczcie jakby świat od ubiegłego tygodnia zmienił się w szaleńczy kręciołek, z tak niespodziewanymi zwrotami, że ledwie za wszystkim nadążał.
- Tak, Serena – odpowiedział zmęczonym głosem.
Nastała długa cisza a kiedy w końcu opuścił ręce, dostrzegł jak patrzy na niego zatroskanymi oczami.
- Nie chodzi tylko o bezpieczeństwo Maxa i Liz – powiedziała z naciskiem – Przyszedłeś już zdenerwowany, prawda ?
Przegryzł wargę i powoli skinął głową.
Niespodziewanie coś zmieniło się w jej brązowych oczach, i zobaczył miłość i niepokój odbijający się w ich czeluściach. Poczuł się trochę mniej samotny.
- Rozmawiaj ze mną – zachęciła, cała jej uwaga skupiła się na nim. Zamknął oczy, właśnie to w niej cenił najbardziej. Była nie znoszącym sprzeciwu, surowym dowódcą, ale potrafiła w jednej chwili przeistoczyć się w kogoś bliskiego, kogoś kto zastępuje mu matkę.
- Boże Serena – serce zaczęło mu mocno łomotać – Popełniłem dzisiaj ogromny błąd.
Zesztywniała na krześle ale spojrzeniem dodała mu otuchy.
- No dalej – poprosiła.
- Nawet nie wiem od czego zacząć.
****
Liz zerknęła na zegarek. Dochodziła północ. Max był głodny, a miał zamiar uczyć się przynajmniej jeszcze ze dwie godziny. Postanowiła przygotować mu jego ulubiony omlet z serem i jalapenos. Siedział przy kuchennym stole, pochylony nad swoim notesem wypełnionym notatkami. Rano miał mieć krótki test z historii a ponieważ do tej pory ogólna ocena z tego przedmiotu oscylowała w granicach 3.85 i 4.0, zawziął się, pracując z determinacją by otrzymać ocenę A.
Postawiła na stole dwa talerze a kiedy podniósł głowę zobaczyła zaczerwienione i zmęczone oczy.
- Dzięki, skarbie – uśmiechnął się – Pachnie bajecznie.
Podeszła do lodówki, wyjęła sok pomarańczowy – Tak ? - zapytała pełna wątpliwości, myśląc jak bardzo przygniatał ją ten aromat.
- Umm...- skosztował kawałek – A smakuje jeszcze bajeczniej.
Nalała sok do szklanki i wróciła do stołu.
- A co do zmysłu powonienia – powiedziała siadając obok niego – Czy też przez cały czas... odbierasz różne zapachy...tak intensywnie ? - zarumieniła się odrobinę. Dlaczego poruszając z nim ten temat czuje się zakłopotana.
Widelec zawisł w powietrzu a on tylko patrzył na nią, powolny uśmiech zaczął pojawiać mu się na twarzy - Liz Evans, dlaczego teraz o to pytasz ? – drażnił się z nią tym pseudo południowym akcentem. Zrozumiała, że wiedział doskonale dokąd zmierza jej pytanie.
- Bo od ubiegłej nocy...- zawahała się, próbując dobrać właściwe słowa i opisać czego doświadczała – Wszystko pachnie bardzo, bardzo mocno. Wręcz obezwładniająco.
- Widzę – uśmiechnął się szeroko, biorąc do ust następny kawałek omletu.
- No dobrze, co w tym śmiesznego ? – klepnęła go żartobliwie po ramieniu.
- O, czy musi być jakiś specjalny powód, moja królowo ? – roześmiał się – Tylko, że żyłem z tym cały czas...a teraz spotyka ciebie. I jakoś bardzo mnie to cieszy.
- Ale wywołuje mdłości – poskarżyła się.
- Wcale nie.
- Chodzi o mnie.
- No cóż, może dlatego, że jeszcze się nie przyzwyczaiłaś – wyjaśnił.
- Dobrze, ale chcę cię o coś zapytać - Liz upiła trochę soku z jego szklanki – Czy ty mnie czujesz..? O Boże, myślała że będzie łatwiej, No wiesz...wszędzie gdzie jesteś?
Sięgnął po jej rękę, schował miękko w swoich dłoniach – Liz, pewnie cię zaskoczę, ale zawsze znałem twój zapach – przyciągnął jej dłoń do ust. Leciutko przesuwał wargami po kostkach, i pod wpływem tej intymnej pieszczoty robiło jej się gorąco – Kilka lat temu korzystałem z okazji i przychodziłem do Crashdown by tobą pooddychać.
I znowu oblała się rumieńcem ale teraz z zupełnie innego powodu. Jej mąż był w stanie rozpalać ją takimi prostymi słowami.
- Naprawdę ? – zapytała z nieśmiałym uśmiechem.
- Naprawdę. I zawsze poznam cię pośród innych – potrząsnął głową i powiedział z przekornym uśmiechem – Pustynia po deszczu oddycha twoim urzekającym zapachem.
Odebrała to jak poezję i serce zaczęło mocniej bić.
- Cudownie – powiedziała miękko, spuszczając oczy. Chwilę milczeli, napięcie zaczęło między nimi wirować i w końcu powiedziała.
- Kiedy rano się obudziłam, miałam wrażenie jakbyś był...wszędzie – otworzyła szeroko oczy - Czy tak to wygląda ?
- Właśnie tak – potwierdził ciepło.
- Nie doprowadza cię to do szału ?
- Czasami – uśmiechnął się wabiąco – Szczególnie ostatnio.
- No tak, wiem o czym myślisz – odpowiedziała, czując w sobie wzbierające gorąco.
Palcami wolno przesuwał wzdłuż jej ramienia, dotyk wywoływał mrowienie na skórze...wszystko zaczynało się w niej gotować. Po ostatniej nocy sądziła, że osiągając to zwariowane crescendo, zakończyli dziwny okres godów, ale chyba się myliła.
- Chcesz się uczyć – oprzytomniała, próbując odsunąć od siebie rosnący pogłos pożądania.
- Wiem – szepnął Max, palce znieruchomiały na jej ramieniu. Wpatrywał się w otwarte książki, zastanawiał się, zmagał ze sobą – i wtedy popatrzył na nią a na zmienionych rysach twarzy dostrzegła dzikość i pragnienie.
- Ale chcę także ciebie – odetchnął.
Najważniejsza nauka, myślała, kiedy ujmował jej twarz w dłonie i całował łapczywie.
Och, nic nie jest ważniejsze od tego pocałunku, pomyślała jeszcze raz, zanim zagubiła się w ramionach swojego męża.
Serena zamyślona położyła na stole rękę i odchrząknęła. Marco zaczął lekko panikować, po tym co jej wyjawił nie potrafił przewidzieć jak zareaguje. Może ich zawiódł, nie będąc wystarczająco ostrożnym – chociaż nie bardzo wierzył, żeby to była prawda.
- Nigdy o czymś takim nie słyszałam – stwierdziła spokojnie – Więc nie wiem co mam myśleć.
Świetnie, błądziła tak samo jak on.
- Ale coś ci powiem – ciągnęła dalej – Pomagając im, musisz być ostrożniejszy. Z tą ich intuicją, są nadal jak małe dzieci.
- Myślisz, że można coś z tym zrobić ?
- Pomyśl...sięgnęli po coś w głąb twojej podświadomości – mówiła zamyślona - Podejrzewam, że jedno z nich nieopatrznie otworzyło się w tym momencie do ciebie...zwyczajny przypadek, w sytuacji kiedy łączą się bez fizycznej bliskości, zwłaszcza kiedy ty jesteś tak bardzo na nich wyczulony.
- No dobrze, jak tego uniknąć na przyszłość – zapytał poważnie, marszcząc z niezadowoleniem brwi.
- Musisz zawsze pamiętać, żeby w czasie kiedy nawiązują kontakt, blokować swój umysł. I nie wykonuj z nimi żadnych ćwiczeń, które mogą wiązać się z twoimi myślami.
- Poradzę sobie – zgodził się. W dalszym ciągu jednak męczyły go wątpliwości, A w innych sytuacjach, kiedy nie będzie wiedział że się kontaktują ? Jak wtedy sobie z tym radzić ?
- Jestem koszmarnie rozdarty, Serena – westchnął ciężko – Ciągle pamiętam o liście jaki do nich napisałem....z przyszłości.
Wpatrywał się w nią wnikliwie i nie uszedł jego uwadze jakiś błysk niepokoju w brązowych oczach.
- Masz rację – zgodziła się – Ale Marco, ja znam twoje serce a ono jest dobre. Ty już ich kochasz, jestem tego zupełnie pewna.
Tak, przez te wszystkie lata kochał ich jako prawowitego króla i królową, ale po dzisiejszym wieczorze jego uczucia pogłębiły się – zaczęło budzić się coś nieokreślonego, od kiedy na sobie odczuł czym jest ich więź.
- Przeczucie podpowiada mi ostrożność w stosunku do nich – poradziła – Dzisiaj zobaczyłeś, że w jakiś sposób jesteś na nich podatny, więc bądź swoim strażnikiem. Blokowanie będzie najlepszą ochroną. Wiem, że sobie z tym poradzisz.
Drżącą ręką przeciągnął po włosach i pragnął by Serena miała rację. Jednak gdzieś głęboko w sobie buntował się przeciwko jej słowom. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że dzisiejszy wieczór niósł w sobie jakieś złowróżbne przesłanie.
- Tak, na pewno – obiecał.
Odrzuciła za ramię upięte w koński ogon włosy, kończąc tym samym rozmowę – Marco, wierzę w ciebie – zapewniła - Pamiętaj o tym.
I zapomnij o liście, dokończył w myślach, ponieważ wiedział, że właśnie on nie dawało mu spokoju, bardziej niż dzisiejszy incydent.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy – powiedział z wymuszoną pewnością siebie, schylając lekko głowę.
Rozumiał to jednoznacznie – będzie robił wszystko co w jego mocy by ich chronić, a także by chronić ich przed swoją ewentualną zdradą, bo jego jedynym przeznaczeniem było im służyć, o tym mocno był przekonany.
Więc będzie strzegł ich za wszelką cenę – nawet wbrew sobie, jeżeli taka będzie konieczność.
Cdn.
Last edited by Ela on Mon Jul 12, 2004 1:55 pm, edited 2 times in total.
Kolejna część... Dobrze też, że z twoją mamą jest lepiej...
Wciąż myślę o tym trailerze do opowiadania. Mam już nawet pierwszy szkic, ale brakuje mi niestety klipów z c.f. Muszę się wybrać do jakiegoś studenta
Marco. On to jest najbardziej pokrzywdzony w całej tej sytuacji. Jest empatem (nie wiem, jak to po polsku brzmi, dziwnie, prawda?), blisko związany z Maxem i Liz... i bah, w samym środku ich związku. Jeszcze nie wie, co sie stanie... ale już ma przeczucie, jak doszło do tej sytuacji z listu... jakby podejrzewał, iż to właśnie miłośc do Maxa i Liz pchnęła go do zdrady.
Wciąż myślę o tym trailerze do opowiadania. Mam już nawet pierwszy szkic, ale brakuje mi niestety klipów z c.f. Muszę się wybrać do jakiegoś studenta
Marco. On to jest najbardziej pokrzywdzony w całej tej sytuacji. Jest empatem (nie wiem, jak to po polsku brzmi, dziwnie, prawda?), blisko związany z Maxem i Liz... i bah, w samym środku ich związku. Jeszcze nie wie, co sie stanie... ale już ma przeczucie, jak doszło do tej sytuacji z listu... jakby podejrzewał, iż to właśnie miłośc do Maxa i Liz pchnęła go do zdrady.
W Marco zwraca uwagę to jego tragiczne poczucie samotności, w zderzeniu z głęboką miłością Maxa i Liz. Być może stąd bierze się jego potrzeba przebywania blisko nich, otaczania się nimi i kochania za to jacy są - mniej kim są. W jakiś magiczny sposob przyciągają do siebie ludzie szczęśliwi, jakby inni pragnęli uszczyknąć odrobinę tej ich radości.
Fascynują ale także pogłębiają poczucie izolacji, co jeszcze bardziej do nich przyciąga. Koło się zamyka.
Marco musi znaleźć swoją własną Liz. Ma tyle uczuć do zaofiarowania, jest tak wspaniałą postacią. I z Twojego banerka, Hotaru, a właściwie z napisu pod nim płyną prorocze słowa. Jakby błagał o ocalenie. Dlatego tak bardzo mnie zachwyciły. I cieszę się, że nie znam kolejnych części...z tym większą niecierpliwością i ciekawością biorę się za następną.
Dorwałam dzisiaj "Budkę telefoniczną" z Colinem Farrellem. Polecam gorąco, szczególnie Nan - nie widziałaś żadnego jego filmu, prawda ? Ja wcześniej także. Film trzeba obejrzeć, Colina tym bardziej, gra fantastycznie (potrafi się podobać ) a historia jaką nam przekazuje jest z tych, że kiedy ukazują się końcowe napisy siedzimy bez ruchu i analizujemy ją od początku a potem ma się ochotę zobaczyć to jeszcze raz. Uwielbiam takie klimaty.
Fascynują ale także pogłębiają poczucie izolacji, co jeszcze bardziej do nich przyciąga. Koło się zamyka.
Marco musi znaleźć swoją własną Liz. Ma tyle uczuć do zaofiarowania, jest tak wspaniałą postacią. I z Twojego banerka, Hotaru, a właściwie z napisu pod nim płyną prorocze słowa. Jakby błagał o ocalenie. Dlatego tak bardzo mnie zachwyciły. I cieszę się, że nie znam kolejnych części...z tym większą niecierpliwością i ciekawością biorę się za następną.
Dorwałam dzisiaj "Budkę telefoniczną" z Colinem Farrellem. Polecam gorąco, szczególnie Nan - nie widziałaś żadnego jego filmu, prawda ? Ja wcześniej także. Film trzeba obejrzeć, Colina tym bardziej, gra fantastycznie (potrafi się podobać ) a historia jaką nam przekazuje jest z tych, że kiedy ukazują się końcowe napisy siedzimy bez ruchu i analizujemy ją od początku a potem ma się ochotę zobaczyć to jeszcze raz. Uwielbiam takie klimaty.
Hotaru:
Gorgeous banner!!! I clicked in the other day and saw it, but haven't been able to come online and post my thanks. Love it! You guys are so awesome. I love all the art and banners. I am traveling on business over the next few weeks, so I may not be around very much, but wanted to say hello and *thank you*.
hugs, RosD
Gorgeous banner!!! I clicked in the other day and saw it, but haven't been able to come online and post my thanks. Love it! You guys are so awesome. I love all the art and banners. I am traveling on business over the next few weeks, so I may not be around very much, but wanted to say hello and *thank you*.
hugs, RosD
Uff, miałam wpaść tu wcześniej ale kofani braciszkowie wyrzucili mnie sprzed komputera
Tylko co to u licha jest jalapenos?? Pyta potulnie wieśniak Ania
Tak powaznie, to bardzo mi się podoba zmysłowość Maxa w tym opowiadaniu....mmm...ten chłopak wprost nią promieniuje, w jakiś bardzo subtelny, trudny do określenia sposób....takim zapamietałam go z serialu...zapewne nie tylko ja...szczególnie w odcinkach takich jak TEOTW..spojrzenia, szybkie i tajemnicze, półuśmiechy i uśmiechy, tembr głosu, sposób w jaki się poruszał...Deidre świetnie to uchwyciła, łącząc zaskakująco z jego nieśmiałością, niewinnością, naprawdę uroczo, bez cienia sztuczności czy przesady.
Czytałam kiedyś jakieś opowiadanie, w którym Max i Liz przeżywali swój pierwszy raz i "po"...hm, jakby to delikatnie powiedzieć...Max zobaczył krew na prześcieradle i narobił takiej paniki, jakby Liz conajmniej głowę urwało. Wówczas Liz musiała mu wyłożyć, że coś takiego zawsze przydarza się kobietom za pierwszy razem
Serio nie zdziwiłabym się gdyby się okazało, że Max jeszcze wierzy w bociany.
W przypadku RosDedre człowiek nie musi się martwić, że natrafi na takie hocki
Dzięki Elu
RosDeidre nice to see you here! Could I ask you about something? Are you going to write some new roswell fanfiction? Or you left writing this kind of stories behind you? Because I miss your writing and I've seen some wonderful challenge once and though that you are the one who could create amazing story in response to that
Hugs.
czy ten nie jest wprost idealny do "Anatarian Sky"?
Liz pichcąca dla omlet dla Maxia. Sielanka. Mogliby malować ich na cukierniczkach ach, czemu JKass szczędził nam takich słodkich scen?Liz zerknęła na zegarek. Dochodziła północ. Max był głodny, a miał zamiar uczyć się przynajmniej jeszcze ze dwie godziny. Postanowiła przygotować mu jego ulubiony omlet z serem i jalapenos
Tylko co to u licha jest jalapenos?? Pyta potulnie wieśniak Ania
AAAAA czy ktoś tu wspominał o HISTORII?! Czy to tylko ja mam już obsesję? Jeżeli to nie były wytwory mojego zdegenerowanego mózgu, to łączę się z Maxem w bólu i ropaczy. Aż nazbyt dobrze wiem co znaczy ślęczenie nad notatkami z historii do późnej nocy Maxiu czyś ty z konia spadł? W co ty się wpakowałeś?!Rano miał mieć krótki test z historii a ponieważ do tej pory ogólna ocena z tego przedmiotu oscylowała w granicach 3.85 i 4.0, zawziął się, pracując z determinacją by otrzymać ocenę A.
Tak powaznie, to bardzo mi się podoba zmysłowość Maxa w tym opowiadaniu....mmm...ten chłopak wprost nią promieniuje, w jakiś bardzo subtelny, trudny do określenia sposób....takim zapamietałam go z serialu...zapewne nie tylko ja...szczególnie w odcinkach takich jak TEOTW..spojrzenia, szybkie i tajemnicze, półuśmiechy i uśmiechy, tembr głosu, sposób w jaki się poruszał...Deidre świetnie to uchwyciła, łącząc zaskakująco z jego nieśmiałością, niewinnością, naprawdę uroczo, bez cienia sztuczności czy przesady.
Czytałam kiedyś jakieś opowiadanie, w którym Max i Liz przeżywali swój pierwszy raz i "po"...hm, jakby to delikatnie powiedzieć...Max zobaczył krew na prześcieradle i narobił takiej paniki, jakby Liz conajmniej głowę urwało. Wówczas Liz musiała mu wyłożyć, że coś takiego zawsze przydarza się kobietom za pierwszy razem
Serio nie zdziwiłabym się gdyby się okazało, że Max jeszcze wierzy w bociany.
W przypadku RosDedre człowiek nie musi się martwić, że natrafi na takie hocki
Dzięki Elu
RosDeidre nice to see you here! Could I ask you about something? Are you going to write some new roswell fanfiction? Or you left writing this kind of stories behind you? Because I miss your writing and I've seen some wonderful challenge once and though that you are the one who could create amazing story in response to that
Hugs.
czy ten nie jest wprost idealny do "Anatarian Sky"?
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Marco, Marco... A zwykle zawsze użalałam się nad Maxem. No może nie użalałam się, ale był dla mnie tym kimś na którego sypią sie wszystkie nieszcześcia świata. Tylko, że akurat u RosDeidre większa sympatię budzi we mnie Marco (nie żebym "zdradzała" M. ). Wśród tego ogromu miłości M&L jego samotność, musi być odczuwalna sto razy silniej! Biedny chłopak!
Dzięki Elu za tłumaczenie!
Hotaru - banerek jest świetny, i ten podpis , całość na 6!
Aha! Potwierdzam to o historii! W co On się wpakował! Już patrzeć na książki, notatki nie mogę! Mam przesyt! Brr... A to jeszcze nie koniec!
Dzięki Elu za tłumaczenie!
Hotaru - banerek jest świetny, i ten podpis , całość na 6!
Aha! Potwierdzam to o historii! W co On się wpakował! Już patrzeć na książki, notatki nie mogę! Mam przesyt! Brr... A to jeszcze nie koniec!
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"
Hotaru "Freak Nation"
Boże!!! Jaki dzisiaj jest cudowny dzień!!! Nasze choroby weneryczne wyjechały z Warszawy!!! Aż żałuję, że moja (f)Franca wywiozła ze sobą flachę, bo bym się mogła upić z tej radości I wszystkie oceny już są niemal wystawione, wszystko mi jedno, czy mam trzy czy cztery na koniec roku Nie kłopotałam się również siedzeniem na matematyce i angielskim...
Jak to wspaniale przeczytać kolejną część. Interesujący Marco i gody kosmitów... No i rzecz jasna kochana Serena - jak zwykle pełna ciepła i silna. I na razie powiem tyle, że Riley i Anna mnie zaciekawili. Czyżby doznania między M&L występowały jeszcze między kimś innym...? Cóż za nowość i odmiana
Elu, żadnego. Za to obejrzałam masę zdjęć z Aleksandra i przy połowie chichotałam. Zamierzam wyciągnąć na to przyjaciółkę, choć ona nie przepada za takimi filmami, tyle że z nią na Troi popłakałam się ze śmiechu... Budka Telefoniczna. Zapiszę i postaram się to zdobyć. A przy okazji - pozdrów mamę.
Lizziett, jako naczelna miłośniczka AS (jak ośmielę się siebie nazwać) muszę przyznać, że jednak ten fanart nie bardzo do mnie trafia. Jakoś tak... szczerze mówiąc nie ma tutaj tego klimatu. Chyba mam własne wyobrażenie AS...
Wiecie co, wyście chyba na główki upadły. Co byście wybrały - ślęczenie nad historią czy nad fizyką albo taką powiedzmy chemią ? Bo ja z pocałowaniem ręki wybrałabym historię...
Nareszcie mogę iść posprzątać pokój... Chyba coś ciężkiego spadło mi na głowę, kto to widział lubić sprzątać... No cóż, ktoś musi być dziwny
Jak to wspaniale przeczytać kolejną część. Interesujący Marco i gody kosmitów... No i rzecz jasna kochana Serena - jak zwykle pełna ciepła i silna. I na razie powiem tyle, że Riley i Anna mnie zaciekawili. Czyżby doznania między M&L występowały jeszcze między kimś innym...? Cóż za nowość i odmiana
Elu, żadnego. Za to obejrzałam masę zdjęć z Aleksandra i przy połowie chichotałam. Zamierzam wyciągnąć na to przyjaciółkę, choć ona nie przepada za takimi filmami, tyle że z nią na Troi popłakałam się ze śmiechu... Budka Telefoniczna. Zapiszę i postaram się to zdobyć. A przy okazji - pozdrów mamę.
Lizziett, jako naczelna miłośniczka AS (jak ośmielę się siebie nazwać) muszę przyznać, że jednak ten fanart nie bardzo do mnie trafia. Jakoś tak... szczerze mówiąc nie ma tutaj tego klimatu. Chyba mam własne wyobrażenie AS...
Wiecie co, wyście chyba na główki upadły. Co byście wybrały - ślęczenie nad historią czy nad fizyką albo taką powiedzmy chemią ? Bo ja z pocałowaniem ręki wybrałabym historię...
Nareszcie mogę iść posprzątać pokój... Chyba coś ciężkiego spadło mi na głowę, kto to widział lubić sprzątać... No cóż, ktoś musi być dziwny
Ach dziewczyny, jak to miło zobaczyć tak szanowne grono rozjaśnionych i szczęśliwych posiadaczek kolejnych zaliczeń, egzaminów i wystawionych ocen. Nan, którą cieszy sprzątanie pokoju, Lizziett aż tryska radością (dmucham teraz na moje popuchnięte od ściskania paluszki – ale czuję, że się opłaciło, dzięki za wczorajszą wiadomość ), Hotaru pewnie coś już ma za sobą, Adka też jest na finiszu. Gratulacje od nas czyli tych, którzy Wam troszkę – a jakże – zazdroszczą, tej satysfakcjonującej dumy z samych siebie, o co potem w pracy czasami trudno. Bardzo się cieszę i jestem z Was dumna.
Lizziett tak cudownie napisała o Maxie, pewnie nabił u niej punkty tym zamiłowaniem do historii... to taki ciekawy przedmiot, zwłaszcza, jak to pisze Nan w zderzeniu z matematyką czy fizyką, bleee.
Lizziett, piękne dzięki za fanarty, mnie przeciwnie, bardzo pasuje do AS. A „Budkę telefoniczną” polecam jeszcze raz gorąco – jeszcze we mnie siedzi.
I chcę się sama dołożyć do tej radości kolejną częścią GAW, którą, przyznam się tłumaczyłam z rozczuleniem, gdzie jest także leciutkie nawiązanie do prologu.
Mam jeszcze ogromną prośbę. W kolejnej części występuje zdanie, a właściwie tytuł piosenki The Beatles „Welcome to Your Revolution” . Może ktoś zna odpowiednik polskiego tytułu. (wiem, że w przekładzie jest „witaj w twojej rewolucji”- ale jakoś mi to nie brzmi ładnie, a może tak zostawić ?)
Gravity Always Wins - część 10
Tess przewróciła się na drugą stronę, naciągając na głowę nakrycie. Wiedziała, że było już dobrze po dziesiątej ale nie będzie miała zajęć jeszcze przez kolejną godzinę więc wykorzystała tę szansę na dodatkowy odpoczynek. Uczyła się ostatnio bardzo dużo i stale była zmęczona. Więc zamknęła mocno oczy, wcisnęła twarz w poduszkę mając nadzieję, że przenikliwe, poranne słońce znów jej nie obudzi.
Zaczęła szybko zapadać w sen, jasność wokół niej przygasła, wszystko stało się zamglone, i nagle ona i Liz znalazły się w ciszy pustyni. Żar falami unosił się z pokrytej bitumem nawierzchni a one powoli szły wzdłuż drogi.
Dlaczego tu jesteśmy ? zwróciła się z ciekawością do Liz. Nie przypominała sobie w jaki sposób się tu dostały, po prostu była tutaj, idąc w towarzystwie swojej przyjaciółki – z kimś, kogo uważała za najbliższego przyjaciela. Jednak coś w tym było nie tak.
Znasz odpowiedź Tess, odpowiedziała Liz z łagodnym uśmiechem a potem odwróciła się od niej, zeszła z szosy w piach i poszła przed siebie przedzierając się przez suche krzewy szałwi.
Patrzyła za oddalającą się sylwetką Liz, której wiatr rozwiewał ciemne włosy.
Dlaczego tu jesteśmy ? zawołała znowu za nią Tess. Oślepiające słońce, lśniące skały migoczące jak fatamorgana i Liz odwracająca się powoli do niej.
Wiesz dlaczego, droczyła się z miękkim uśmiechem. Nagle wysoko zaczęły zbierać się ciemne chmury, migotliwe światło zmatowiało i zrobiło się chłodniej.
Tess uniosła głowę, popatrzyła w niebo. Zaciągnięte było ciężkimi, burzowymi chmurami i za chwilę delikatne krople deszczu uderzyły ją po twarzy. Liz zniknęła, zostawiając ją na tym pustkowiu zupełnie samą. Zgubiła się, strach zaczął dławić serce bo nie miała pojęcia gdzie rzeczywiście się znajdowała – aż zauważyła pojawiające się przed sobą skaliste wzniesienie i zrozumiała, że Liz przywiodła ją w pobliże jaskini.
Dlaczego tu jestem ? zapytała nie wiadomo kogo. Odpowiedź nadeszła, kiedy silna ręka chwyciła ją za ramię i odwróciła do siebie.
Smagła twarz obcego człowieka.
Jednak ten ktoś nie był obcy. W jej oczy z uwagą patrzył Marco, włosy zmoczone deszczem opadały mu luźno wzdłuż twarzy. Jesteś tutaj dla mnie, odetchnął. Przytulił dłonie do jej twarzy i zbliżył usta do warg. Czuła ciepło oddechu owiewającego policzek, kiedy wpatrzony w nią powstrzymał się na moment. Jego oczy były jak wspaniała, ciemna czekolada, miał zwilżone deszczem rzęsy.
Wiesz, że jesteś tu tylko z jednego powodu. Dla mnie.
Poderwała się gwałtownie i obudzona usiadła na łóżku.
Serce gnało jak po szybkim biegu i łapała z trudem oddech. Sen był tak realny, emocje wręcz wybuchały. Potrząsnęła głową, starając się rozjaśnić mgłę która ogarnęła myśli. Powinna wziąć się w garść – do tej pory nie odczuwała jakiegoś dokuczliwego pociągu do Marco, teraz potoczyło się dalej, zaczęła mieć o nim głęboko erotyczne sny.
I w jakim celu była tam Liz ? Jak gdyby ją prowadziła, w jakiś sposób nią kierowała, i Tess zastanawiała się dlaczego to było takie ważne.
****
Marco przystanął przed akademickim pokojem Tess. Patrzył na drzwi oblepione wielkim plakatem Jamesa Deana, myśląc po co tu właściwie przyszedł. Przekonywał siebie, że chciał tylko porozmawiać o bieżącej sytuacji, upewnić się czy wszyscy są przygotowani na wszelką ewentualność, ale sam wiedział, że prawdziwy powód jest dużo bardziej skomplikowany. Przecież bez trudu mógł przekazać Maxowi informację dotyczącą środków bezpieczeństwa, jednak coś go tu ciągnęło – nie był w stanie otrząsnąć się od ubiegłej nocy – gdy serce okryło się cieniem głębokiej samotności.
Od tamtego snu, po którym obudził się w środku nocy niemal rozedrgany.
W tym śnie on i Tess jechali nocą na motorze, a ona zaciskała drobne dłonie trzymając je nisko wokół jego talii. Niejasne było dokąd jechali, ale był pewny, że w jakieś miejsce...by się kochać. Nie rozmawiali, ogłuszeni szumem silnika – i wtedy usłyszał jej głos, jasny i pewny. Jestem tu z twojego powodu.
Wciągnął drżący oddech i podniósł dłoń. Zapukał mocno między oczami Jamesa Deana i usłyszał dochodzący z pokoju przytłumiony odgłos.
****
Maria znowu zapomniała kluczy, pomyślała Tess idąc boso do drzwi żeby ją wpuścić. A kiedy otworzyła, i zamiast Marii po drugiej stronie pokoju zobaczyła Marco – zbyt późno doszło do niej, że ma na sobie tylko dłuższy t-shirt.
Dłuższy, bardzo cienki t-shirt.
- Hej – przywitał ją tym swoim głębokim, gardłowym głosem. Tess nie mogła nie dostrzec w jaki sposób jej się przyglądał a w nastrojowych oczach zamigotało zaskoczenie. Zaskoczenie lub...coś jeszcze, czego zupełnie nie mogła rozpoznać do chwili, kiedy na krótko rzucił wzrokiem w dół i wtedy lekko poczerwieniała.
- Hej – pisnęła, szybko objęła się rękami i zdała sobie sprawę, że jej twarz spłonęła zakłopotaniem.
- Chcę z tobą porozmawiać – powiedział sztywno, rzucając oczami w jakiś nieokreślony punkt w głębi pokoju. Chyba nie było mu trudno zważywszy, że był przynajmniej stopę wyższy od niej.
- Jasne – odpowiedziała, trochę napinając głos i otworzyła szerzej drzwi. Przeszedł obok niej i wszedł do środka tym samym pewnym krokiem jaki już wcześniej widziała, i serce zaczęło się ciężko tłuc.
Dlaczego pojawił się tutaj, zaraz po tym gdy widziała go we śnie ? Ten zbieg okoliczności był niesamowity więc kiedy zamykała za nim drzwi poczuła się tak samo zdezorientowana – jak w chwili, kiedy otwierając mu drzwi stwierdziła, że jest niemal naga. Starała się znaleźć w myślach jakieś wyjście z tej niezręcznej sytuacji by zaoszczędzić obojgu dalszego zmieszania. Jedyne co jej przyszło do głowy to wskoczyć szybko pod kołdrę i zakryć się po uszy. A kiedy tak zrobiła i zerknęła na niego, stał po środku pokoju i z twarzą chyba jeszcze bardziej zaczerwienioną, spoglądał na nią.
Świetnie, pomyślała, Tak sobie poradziłam, że zrobiło się jeszcze bardziej głupio niż poprzednio.
- Wiesz, właściwie...- zająknęła się, porażona na moment jego ciemnymi, przygniatającymi oczami – Właściwie, może będzie lepiej jak szybko się ubiorę – wyminęła go niezgrabnie i podbiegła do komody.
Czuła na sobie jego oczy, kiedy szarpała się z szufladą i dygoczącymi rękami wyciągała z niej dżinsy i koszulkę. Potem kolejną szufladę z bielizną którą penetrowała, jak jej się wydawało, nieskończenie długo – pewnie zauważył jak wyciągnęła z niej biustonosz. Cholera.
- Może poczekam na zewnątrz – zaproponował Marco śmiejąc się gardłowo – Chyba tak będzie lepiej dla nas obojga.
Odwróciła się powoli przyciskając do siebie ubranie i zaskoczył ją ciepłym, urzekającym uśmiechem.
- Pewnie tak – roześmiała się. Kiedy tak stali a oczy zetknęły się na dłużej, przysięgłaby, że w czarnych oczach zaiskrzyło pożądanie, na co w odpowiedzi jej ciało zareagowało podobnie.
Zaciągnęła się szybkim oddechem starając się nad nim zapanować - Za chwilkę cię zawołam – dokończyła. Zrozumiała, że jej głos zabrzmiał podekscytowanym tchnieniem dlatego bo on zdołał wzburzyć jej uczucia.
****
Marco stał na korytarzu zastanawiając się co się właściwie między nimi wydarzyło. Serce biło mu szybko, nic nie mógł na to poradzić ale czuł się lekko pobudzony. Nie spodziewał się, że otwierając mu drzwi będzie tak wyglądała, z tymi rozwichrzonymi jasnymi włosami i zarumienioną od snu twarzą.
A najbardziej wytrąciła go z równowagi jej koszulka, pod nią zarys pełnych piersi z widocznymi pod cienkim materiałem sutkami.
Spojrzała na niego niemal tak, jakby robili coś bardzo intymnego a nie tylko zwyczajnie witali się w drzwiach. Marco potrząsnął głową starając się rozluźnić – nie mógł pozwolić sobie na takie myśli o Tess, szczególnie w chwili kiedy sytuacja związana była z realnym niebezpieczeństwem. Poprawka, pomyślał, nie mógł pozwolić sobie na to w żadnym momencie. Była członkiem grupy, a on był obrońcą – koniec, kropka. Przyznawał, nie był jej obrońcą ale to i tak nie miało znaczenia. Nie może pozwolić żadnym zwariowanym marzeniom by mieszały mu myśli...sprawiały, że zacznie podejmować nieracjonalne decyzje.
Nie potrafił jednak zaprzeczyć, że zrobiła na nim wrażenie, a także temu co czuł kiedy śnił o niej w zmysłowy sposób – snem o tak dużym ładunku emocjonalnym, że przyszedł dzisiaj do niej bez wyraźnej przyczyny.
****
Zapięła dżinsy mając świadomość swoich lekko drżących palców. Najgorsze, że czuła się rozchwiana nie sytuacją w jakiej się znaleźli, ale samym Marco. Pamiętała jak bardzo jej się podobał podczas pierwszego spotkania ale teraz, po tym co jej się śniło, wydawał jej się jeszcze bardziej oszałamiający. Ciemne włosy, smagła oliwkowa karnacja kontrastowały z białą koszulką i czarnymi dżinsami, co nadawało mu bardzo niepokojący wygląd.
Przyznaj to, pomyślała, Facet jest gorący jak diabli. I po chwili przypomniała sobie jak Liz droczyła się z nią niemiłosiernie na jego temat – jakby znała jej myśli.
Świetnie, jęknęła. Zachowuję się jak kompletna idiotka. Oczywiście, pomyśli sobie, że jest niekompetentna jeżeli chodzi o swoje obowiązki, że zachowuje się jak podekscytowane dziecko. Weszła do łazienki, chwyciła szczotkę ale kiedy zobaczyła w lustrze swoje odbicie nie mogła się powstrzymać żeby znów nie jęknąć.
Włosy nie uczesane, cała twarz rozpłomieniona.
Ten rumieniec to jego sprawka, i na pewno o tym wiedział.
Ale sprawiłaś, że on także się zarumienił, przypomniał jej cichy głos. Kiedy zobaczył cię w koszulce. Serce zaczęło bić jeszcze mocniej i zastanawiała się, jak w ogóle przeżyje to krótkie z nim spotkanie.
****
Siedziała na łóżku, nogi podwinęła pod siebie i była bardzo zadowolona, że jest przyzwoicie ubrana gdy Marco podszedł i usiadł obok niej – Chciałbym z tobą porozmawiać o tym, czego każdy może się spodziewać – zawahał się na moment, przeciągając dłonią po włosach – Chodzi mi o sprawę bezpieczeństwa – wyjaśnił.
- Ze mną ? – zaskoczona uniosła brwi – Nie powinieneś porozmawiać z Michaelem ?
Zerknął na nią z boku a ona zdała sobie sprawę, że jego udo niemal dotyka jej uda, wywołując lekki dreszcz na skórze. Dlaczego siedział tak blisko ?
- Jesteś zastępcą Maxa – powiedział stanowczo.
- Oficjalnie tak. Ale...- zawiesiła głos bo wiedziała jak trudno będzie mu wytłumaczyć te wszystkie subtelne między nimi zależności.
- Ale ? – naciskał, ściągając z zakłopotaniem brwi.
- No dobrze Marco, jakiś czas temu sprawy się trochę pogmatwały – tłumaczyła – Przez dłuższy czas myśleliśmy, że to Michael jest jego zastępcą i nawet teraz podchodzimy do tego trochę inaczej. Oboje wspieramy Maxa...w takim samym stopniu.
- Rozumiem – kiwnął głową – Więc przyjęłaś, że powinienem porozmawiać z Michaelem...nie z tobą.
Patrzył jej w oczy znacząco, głęboko, i pojęła z jaką łatwością ją przejrzał.
- Tak się między nami to odbywa – powiedziała cicho - Czytałeś list...wiesz co myśleliśmy.
Westchnął ciężko, przecierając oczy - Ach tak, list.
Tess zaskoczona zobaczyła zmianę w wyrazie jego oczu. Gdzieś głęboko czaiło się w nich coś na kształt smutku. Widząc to poczuła w sercu szarpnięcie. Czy taki silny mężczyzna – obrońca – może nagle okazać się tak bardzo wrażliwy ?
Zaskoczona własną śmiałością, lekko dotknęła jego ręki – Ten list cię martwi, prawda ? - spytała ciepło.
- To nieważne – zniechęcony wzruszył ramionami a jego głos stał się nagle odległy.
- Oczywiście, że tak – stwierdziła z naciskiem i zabrała dłoń z jego ramienia.
- Naprawdę nie – powiedział i szybko zerknął na nią – Bardziej mnie interesuje dlaczego nie godzisz się na swoje przewodnictwo w grupie.
- Odczep się, skąd możesz o tym wiedzieć - zdenerwowała się. Była zaskoczona, że tak nagle ją rozgniewał.
- Przecież sama powiedziałaś, że powinienem porozmawiać z Michaelem, nie z tobą – odpowiedział spokojnie.
Zeskoczyła z łóżka. Chciała zrobić cokolwiek, żeby być jak najdalej od tej narzucającej się obecności Marco, jego obezwładniającej fizyczności. Gniewało ją nawet ciepło bijące od jego ciała, było takie niepokojące. Istotnie, ta cała wymiana zdań zaczynała doprowadzać ją do pasji.
- Możemy to zostawić ? – warknęła – Naprawdę.
- Oczywiście. Wszystko czego sobie życzysz.
- Co chciałeś mi powiedzieć ? – odrzuciła wyzywająco za ramię włosy i odwróciła się do niego. Wcześniejsze seksualne napięcie gdzieś wyparowało, nastawiła się teraz bojowo.
- Chciałem tylko żebyś wiedziała, że robi się coraz bardziej niebezpiecznie.
- Po to przyszedłeś do mnie ? – powiedziała z niedowierzaniem – Już wcześniej nam o tym mówiłeś.
Zmieszany odwrócił od niej wzrok. Nagle zaczęła podejrzewać, że to nie jest prawdziwy powód tej całej wizyty – wręcz czytała to w jego twarzy.
Więc dlaczego przyszedł ? I nagle wypłynęły słowa ze snu.
Wiesz, że jesteś tu z jednego powodu. Dla mnie.
- Chciałem zaproponować żeby na wszelki wypadek zapakować w torbę najpotrzebniejsze rzeczy – odpowiedział cicho, patrząc w podłogę – To jeszcze nic pewnego ale kiedy nadejdzie polecenie, nie będzie na to czasu.
Krew w niej zastygła – te słowa przyniosły powiew niepokoju, sprawiły, że wszystko czego się obawiali stawało się teraz w osobliwy sposób realne. I całe jej wcześniejsze rozdrażnienie znikło.
- Naprawdę sądzisz, że nie będziemy mieli za wiele czasu ? – zapytała.
- Tak.
Usiadła na łóżku, tym razem pilnując się, żeby nie znaleźć się zbyt blisko niego.
- Nie chciałbym nikogo przestraszyć – upewnił ją – Mogę liczyć na dyskrecję ?
- Całkowicie – kiwnęła głową – I powiem Michaelowi – dokończyła zerkając na niego znacząco. Dłuższy czas patrzyli na siebie i znowu czuła dudniące szybko serce, bo pożądanie odezwało się od nowa. To właśnie robiło z nią szczere spojrzenie Marco – powodowało, że za każdym razem kiedy spotykała jego ciemne oczy, traciła to niewielkie oparcie w rzeczywistości.
Uśmiechnął się do niej, widocznie zdając sobie sprawę, że ona właśnie przyjęła do wiadomości coś, co wcześniej jej sugerował – To dobrze – skinął głową – Powinien wiedzieć.
Podniósł się powoli z łóżka i podszedł do wyjścia – Jestem pewny, że niedługo porozmawiamy – otworzył drzwi a potem zerknął na nią z nieśmiałym uśmiechem.
- A tak przy okazji, wyglądałaś cudownie w tej koszulce – wyszeptał, jego głos stał się nagle bardzo chrapliwy. Wyszedł na korytarz i zanim była w stanie cokolwiek odpowiedzieć, zamknął za sobą drzwi.
To co mogła teraz zrobić, to tylko usiąść na łóżku i mocno zarumieniona zastanawiać się czy może właśnie wyobraziła sobie tę całą nierzeczywistą sytuację.
By w końcu, słysząc oddalające się po korytarzu przytłumione kroki, rzucić się na poduszkę z głośnym jękiem – i być pewnym tylko jednego.
Marco McKinley był bardzo seksownym i zagadkowym mężczyzną.
Cdn.
Lizziett tak cudownie napisała o Maxie, pewnie nabił u niej punkty tym zamiłowaniem do historii... to taki ciekawy przedmiot, zwłaszcza, jak to pisze Nan w zderzeniu z matematyką czy fizyką, bleee.
Lizziett, piękne dzięki za fanarty, mnie przeciwnie, bardzo pasuje do AS. A „Budkę telefoniczną” polecam jeszcze raz gorąco – jeszcze we mnie siedzi.
I chcę się sama dołożyć do tej radości kolejną częścią GAW, którą, przyznam się tłumaczyłam z rozczuleniem, gdzie jest także leciutkie nawiązanie do prologu.
Mam jeszcze ogromną prośbę. W kolejnej części występuje zdanie, a właściwie tytuł piosenki The Beatles „Welcome to Your Revolution” . Może ktoś zna odpowiednik polskiego tytułu. (wiem, że w przekładzie jest „witaj w twojej rewolucji”- ale jakoś mi to nie brzmi ładnie, a może tak zostawić ?)
Gravity Always Wins - część 10
Tess przewróciła się na drugą stronę, naciągając na głowę nakrycie. Wiedziała, że było już dobrze po dziesiątej ale nie będzie miała zajęć jeszcze przez kolejną godzinę więc wykorzystała tę szansę na dodatkowy odpoczynek. Uczyła się ostatnio bardzo dużo i stale była zmęczona. Więc zamknęła mocno oczy, wcisnęła twarz w poduszkę mając nadzieję, że przenikliwe, poranne słońce znów jej nie obudzi.
Zaczęła szybko zapadać w sen, jasność wokół niej przygasła, wszystko stało się zamglone, i nagle ona i Liz znalazły się w ciszy pustyni. Żar falami unosił się z pokrytej bitumem nawierzchni a one powoli szły wzdłuż drogi.
Dlaczego tu jesteśmy ? zwróciła się z ciekawością do Liz. Nie przypominała sobie w jaki sposób się tu dostały, po prostu była tutaj, idąc w towarzystwie swojej przyjaciółki – z kimś, kogo uważała za najbliższego przyjaciela. Jednak coś w tym było nie tak.
Znasz odpowiedź Tess, odpowiedziała Liz z łagodnym uśmiechem a potem odwróciła się od niej, zeszła z szosy w piach i poszła przed siebie przedzierając się przez suche krzewy szałwi.
Patrzyła za oddalającą się sylwetką Liz, której wiatr rozwiewał ciemne włosy.
Dlaczego tu jesteśmy ? zawołała znowu za nią Tess. Oślepiające słońce, lśniące skały migoczące jak fatamorgana i Liz odwracająca się powoli do niej.
Wiesz dlaczego, droczyła się z miękkim uśmiechem. Nagle wysoko zaczęły zbierać się ciemne chmury, migotliwe światło zmatowiało i zrobiło się chłodniej.
Tess uniosła głowę, popatrzyła w niebo. Zaciągnięte było ciężkimi, burzowymi chmurami i za chwilę delikatne krople deszczu uderzyły ją po twarzy. Liz zniknęła, zostawiając ją na tym pustkowiu zupełnie samą. Zgubiła się, strach zaczął dławić serce bo nie miała pojęcia gdzie rzeczywiście się znajdowała – aż zauważyła pojawiające się przed sobą skaliste wzniesienie i zrozumiała, że Liz przywiodła ją w pobliże jaskini.
Dlaczego tu jestem ? zapytała nie wiadomo kogo. Odpowiedź nadeszła, kiedy silna ręka chwyciła ją za ramię i odwróciła do siebie.
Smagła twarz obcego człowieka.
Jednak ten ktoś nie był obcy. W jej oczy z uwagą patrzył Marco, włosy zmoczone deszczem opadały mu luźno wzdłuż twarzy. Jesteś tutaj dla mnie, odetchnął. Przytulił dłonie do jej twarzy i zbliżył usta do warg. Czuła ciepło oddechu owiewającego policzek, kiedy wpatrzony w nią powstrzymał się na moment. Jego oczy były jak wspaniała, ciemna czekolada, miał zwilżone deszczem rzęsy.
Wiesz, że jesteś tu tylko z jednego powodu. Dla mnie.
Poderwała się gwałtownie i obudzona usiadła na łóżku.
Serce gnało jak po szybkim biegu i łapała z trudem oddech. Sen był tak realny, emocje wręcz wybuchały. Potrząsnęła głową, starając się rozjaśnić mgłę która ogarnęła myśli. Powinna wziąć się w garść – do tej pory nie odczuwała jakiegoś dokuczliwego pociągu do Marco, teraz potoczyło się dalej, zaczęła mieć o nim głęboko erotyczne sny.
I w jakim celu była tam Liz ? Jak gdyby ją prowadziła, w jakiś sposób nią kierowała, i Tess zastanawiała się dlaczego to było takie ważne.
****
Marco przystanął przed akademickim pokojem Tess. Patrzył na drzwi oblepione wielkim plakatem Jamesa Deana, myśląc po co tu właściwie przyszedł. Przekonywał siebie, że chciał tylko porozmawiać o bieżącej sytuacji, upewnić się czy wszyscy są przygotowani na wszelką ewentualność, ale sam wiedział, że prawdziwy powód jest dużo bardziej skomplikowany. Przecież bez trudu mógł przekazać Maxowi informację dotyczącą środków bezpieczeństwa, jednak coś go tu ciągnęło – nie był w stanie otrząsnąć się od ubiegłej nocy – gdy serce okryło się cieniem głębokiej samotności.
Od tamtego snu, po którym obudził się w środku nocy niemal rozedrgany.
W tym śnie on i Tess jechali nocą na motorze, a ona zaciskała drobne dłonie trzymając je nisko wokół jego talii. Niejasne było dokąd jechali, ale był pewny, że w jakieś miejsce...by się kochać. Nie rozmawiali, ogłuszeni szumem silnika – i wtedy usłyszał jej głos, jasny i pewny. Jestem tu z twojego powodu.
Wciągnął drżący oddech i podniósł dłoń. Zapukał mocno między oczami Jamesa Deana i usłyszał dochodzący z pokoju przytłumiony odgłos.
****
Maria znowu zapomniała kluczy, pomyślała Tess idąc boso do drzwi żeby ją wpuścić. A kiedy otworzyła, i zamiast Marii po drugiej stronie pokoju zobaczyła Marco – zbyt późno doszło do niej, że ma na sobie tylko dłuższy t-shirt.
Dłuższy, bardzo cienki t-shirt.
- Hej – przywitał ją tym swoim głębokim, gardłowym głosem. Tess nie mogła nie dostrzec w jaki sposób jej się przyglądał a w nastrojowych oczach zamigotało zaskoczenie. Zaskoczenie lub...coś jeszcze, czego zupełnie nie mogła rozpoznać do chwili, kiedy na krótko rzucił wzrokiem w dół i wtedy lekko poczerwieniała.
- Hej – pisnęła, szybko objęła się rękami i zdała sobie sprawę, że jej twarz spłonęła zakłopotaniem.
- Chcę z tobą porozmawiać – powiedział sztywno, rzucając oczami w jakiś nieokreślony punkt w głębi pokoju. Chyba nie było mu trudno zważywszy, że był przynajmniej stopę wyższy od niej.
- Jasne – odpowiedziała, trochę napinając głos i otworzyła szerzej drzwi. Przeszedł obok niej i wszedł do środka tym samym pewnym krokiem jaki już wcześniej widziała, i serce zaczęło się ciężko tłuc.
Dlaczego pojawił się tutaj, zaraz po tym gdy widziała go we śnie ? Ten zbieg okoliczności był niesamowity więc kiedy zamykała za nim drzwi poczuła się tak samo zdezorientowana – jak w chwili, kiedy otwierając mu drzwi stwierdziła, że jest niemal naga. Starała się znaleźć w myślach jakieś wyjście z tej niezręcznej sytuacji by zaoszczędzić obojgu dalszego zmieszania. Jedyne co jej przyszło do głowy to wskoczyć szybko pod kołdrę i zakryć się po uszy. A kiedy tak zrobiła i zerknęła na niego, stał po środku pokoju i z twarzą chyba jeszcze bardziej zaczerwienioną, spoglądał na nią.
Świetnie, pomyślała, Tak sobie poradziłam, że zrobiło się jeszcze bardziej głupio niż poprzednio.
- Wiesz, właściwie...- zająknęła się, porażona na moment jego ciemnymi, przygniatającymi oczami – Właściwie, może będzie lepiej jak szybko się ubiorę – wyminęła go niezgrabnie i podbiegła do komody.
Czuła na sobie jego oczy, kiedy szarpała się z szufladą i dygoczącymi rękami wyciągała z niej dżinsy i koszulkę. Potem kolejną szufladę z bielizną którą penetrowała, jak jej się wydawało, nieskończenie długo – pewnie zauważył jak wyciągnęła z niej biustonosz. Cholera.
- Może poczekam na zewnątrz – zaproponował Marco śmiejąc się gardłowo – Chyba tak będzie lepiej dla nas obojga.
Odwróciła się powoli przyciskając do siebie ubranie i zaskoczył ją ciepłym, urzekającym uśmiechem.
- Pewnie tak – roześmiała się. Kiedy tak stali a oczy zetknęły się na dłużej, przysięgłaby, że w czarnych oczach zaiskrzyło pożądanie, na co w odpowiedzi jej ciało zareagowało podobnie.
Zaciągnęła się szybkim oddechem starając się nad nim zapanować - Za chwilkę cię zawołam – dokończyła. Zrozumiała, że jej głos zabrzmiał podekscytowanym tchnieniem dlatego bo on zdołał wzburzyć jej uczucia.
****
Marco stał na korytarzu zastanawiając się co się właściwie między nimi wydarzyło. Serce biło mu szybko, nic nie mógł na to poradzić ale czuł się lekko pobudzony. Nie spodziewał się, że otwierając mu drzwi będzie tak wyglądała, z tymi rozwichrzonymi jasnymi włosami i zarumienioną od snu twarzą.
A najbardziej wytrąciła go z równowagi jej koszulka, pod nią zarys pełnych piersi z widocznymi pod cienkim materiałem sutkami.
Spojrzała na niego niemal tak, jakby robili coś bardzo intymnego a nie tylko zwyczajnie witali się w drzwiach. Marco potrząsnął głową starając się rozluźnić – nie mógł pozwolić sobie na takie myśli o Tess, szczególnie w chwili kiedy sytuacja związana była z realnym niebezpieczeństwem. Poprawka, pomyślał, nie mógł pozwolić sobie na to w żadnym momencie. Była członkiem grupy, a on był obrońcą – koniec, kropka. Przyznawał, nie był jej obrońcą ale to i tak nie miało znaczenia. Nie może pozwolić żadnym zwariowanym marzeniom by mieszały mu myśli...sprawiały, że zacznie podejmować nieracjonalne decyzje.
Nie potrafił jednak zaprzeczyć, że zrobiła na nim wrażenie, a także temu co czuł kiedy śnił o niej w zmysłowy sposób – snem o tak dużym ładunku emocjonalnym, że przyszedł dzisiaj do niej bez wyraźnej przyczyny.
****
Zapięła dżinsy mając świadomość swoich lekko drżących palców. Najgorsze, że czuła się rozchwiana nie sytuacją w jakiej się znaleźli, ale samym Marco. Pamiętała jak bardzo jej się podobał podczas pierwszego spotkania ale teraz, po tym co jej się śniło, wydawał jej się jeszcze bardziej oszałamiający. Ciemne włosy, smagła oliwkowa karnacja kontrastowały z białą koszulką i czarnymi dżinsami, co nadawało mu bardzo niepokojący wygląd.
Przyznaj to, pomyślała, Facet jest gorący jak diabli. I po chwili przypomniała sobie jak Liz droczyła się z nią niemiłosiernie na jego temat – jakby znała jej myśli.
Świetnie, jęknęła. Zachowuję się jak kompletna idiotka. Oczywiście, pomyśli sobie, że jest niekompetentna jeżeli chodzi o swoje obowiązki, że zachowuje się jak podekscytowane dziecko. Weszła do łazienki, chwyciła szczotkę ale kiedy zobaczyła w lustrze swoje odbicie nie mogła się powstrzymać żeby znów nie jęknąć.
Włosy nie uczesane, cała twarz rozpłomieniona.
Ten rumieniec to jego sprawka, i na pewno o tym wiedział.
Ale sprawiłaś, że on także się zarumienił, przypomniał jej cichy głos. Kiedy zobaczył cię w koszulce. Serce zaczęło bić jeszcze mocniej i zastanawiała się, jak w ogóle przeżyje to krótkie z nim spotkanie.
****
Siedziała na łóżku, nogi podwinęła pod siebie i była bardzo zadowolona, że jest przyzwoicie ubrana gdy Marco podszedł i usiadł obok niej – Chciałbym z tobą porozmawiać o tym, czego każdy może się spodziewać – zawahał się na moment, przeciągając dłonią po włosach – Chodzi mi o sprawę bezpieczeństwa – wyjaśnił.
- Ze mną ? – zaskoczona uniosła brwi – Nie powinieneś porozmawiać z Michaelem ?
Zerknął na nią z boku a ona zdała sobie sprawę, że jego udo niemal dotyka jej uda, wywołując lekki dreszcz na skórze. Dlaczego siedział tak blisko ?
- Jesteś zastępcą Maxa – powiedział stanowczo.
- Oficjalnie tak. Ale...- zawiesiła głos bo wiedziała jak trudno będzie mu wytłumaczyć te wszystkie subtelne między nimi zależności.
- Ale ? – naciskał, ściągając z zakłopotaniem brwi.
- No dobrze Marco, jakiś czas temu sprawy się trochę pogmatwały – tłumaczyła – Przez dłuższy czas myśleliśmy, że to Michael jest jego zastępcą i nawet teraz podchodzimy do tego trochę inaczej. Oboje wspieramy Maxa...w takim samym stopniu.
- Rozumiem – kiwnął głową – Więc przyjęłaś, że powinienem porozmawiać z Michaelem...nie z tobą.
Patrzył jej w oczy znacząco, głęboko, i pojęła z jaką łatwością ją przejrzał.
- Tak się między nami to odbywa – powiedziała cicho - Czytałeś list...wiesz co myśleliśmy.
Westchnął ciężko, przecierając oczy - Ach tak, list.
Tess zaskoczona zobaczyła zmianę w wyrazie jego oczu. Gdzieś głęboko czaiło się w nich coś na kształt smutku. Widząc to poczuła w sercu szarpnięcie. Czy taki silny mężczyzna – obrońca – może nagle okazać się tak bardzo wrażliwy ?
Zaskoczona własną śmiałością, lekko dotknęła jego ręki – Ten list cię martwi, prawda ? - spytała ciepło.
- To nieważne – zniechęcony wzruszył ramionami a jego głos stał się nagle odległy.
- Oczywiście, że tak – stwierdziła z naciskiem i zabrała dłoń z jego ramienia.
- Naprawdę nie – powiedział i szybko zerknął na nią – Bardziej mnie interesuje dlaczego nie godzisz się na swoje przewodnictwo w grupie.
- Odczep się, skąd możesz o tym wiedzieć - zdenerwowała się. Była zaskoczona, że tak nagle ją rozgniewał.
- Przecież sama powiedziałaś, że powinienem porozmawiać z Michaelem, nie z tobą – odpowiedział spokojnie.
Zeskoczyła z łóżka. Chciała zrobić cokolwiek, żeby być jak najdalej od tej narzucającej się obecności Marco, jego obezwładniającej fizyczności. Gniewało ją nawet ciepło bijące od jego ciała, było takie niepokojące. Istotnie, ta cała wymiana zdań zaczynała doprowadzać ją do pasji.
- Możemy to zostawić ? – warknęła – Naprawdę.
- Oczywiście. Wszystko czego sobie życzysz.
- Co chciałeś mi powiedzieć ? – odrzuciła wyzywająco za ramię włosy i odwróciła się do niego. Wcześniejsze seksualne napięcie gdzieś wyparowało, nastawiła się teraz bojowo.
- Chciałem tylko żebyś wiedziała, że robi się coraz bardziej niebezpiecznie.
- Po to przyszedłeś do mnie ? – powiedziała z niedowierzaniem – Już wcześniej nam o tym mówiłeś.
Zmieszany odwrócił od niej wzrok. Nagle zaczęła podejrzewać, że to nie jest prawdziwy powód tej całej wizyty – wręcz czytała to w jego twarzy.
Więc dlaczego przyszedł ? I nagle wypłynęły słowa ze snu.
Wiesz, że jesteś tu z jednego powodu. Dla mnie.
- Chciałem zaproponować żeby na wszelki wypadek zapakować w torbę najpotrzebniejsze rzeczy – odpowiedział cicho, patrząc w podłogę – To jeszcze nic pewnego ale kiedy nadejdzie polecenie, nie będzie na to czasu.
Krew w niej zastygła – te słowa przyniosły powiew niepokoju, sprawiły, że wszystko czego się obawiali stawało się teraz w osobliwy sposób realne. I całe jej wcześniejsze rozdrażnienie znikło.
- Naprawdę sądzisz, że nie będziemy mieli za wiele czasu ? – zapytała.
- Tak.
Usiadła na łóżku, tym razem pilnując się, żeby nie znaleźć się zbyt blisko niego.
- Nie chciałbym nikogo przestraszyć – upewnił ją – Mogę liczyć na dyskrecję ?
- Całkowicie – kiwnęła głową – I powiem Michaelowi – dokończyła zerkając na niego znacząco. Dłuższy czas patrzyli na siebie i znowu czuła dudniące szybko serce, bo pożądanie odezwało się od nowa. To właśnie robiło z nią szczere spojrzenie Marco – powodowało, że za każdym razem kiedy spotykała jego ciemne oczy, traciła to niewielkie oparcie w rzeczywistości.
Uśmiechnął się do niej, widocznie zdając sobie sprawę, że ona właśnie przyjęła do wiadomości coś, co wcześniej jej sugerował – To dobrze – skinął głową – Powinien wiedzieć.
Podniósł się powoli z łóżka i podszedł do wyjścia – Jestem pewny, że niedługo porozmawiamy – otworzył drzwi a potem zerknął na nią z nieśmiałym uśmiechem.
- A tak przy okazji, wyglądałaś cudownie w tej koszulce – wyszeptał, jego głos stał się nagle bardzo chrapliwy. Wyszedł na korytarz i zanim była w stanie cokolwiek odpowiedzieć, zamknął za sobą drzwi.
To co mogła teraz zrobić, to tylko usiąść na łóżku i mocno zarumieniona zastanawiać się czy może właśnie wyobraziła sobie tę całą nierzeczywistą sytuację.
By w końcu, słysząc oddalające się po korytarzu przytłumione kroki, rzucić się na poduszkę z głośnym jękiem – i być pewnym tylko jednego.
Marco McKinley był bardzo seksownym i zagadkowym mężczyzną.
Cdn.
Last edited by Ela on Mon Jul 12, 2004 2:09 pm, edited 4 times in total.
Uh czekałam na tę część, nareszcie ten tydzień męki się skończył, zazdroszcze tym , którzy mają oceny wystawione , część bardzo subtelna i zmysłowa... dalej... dalej
Mon cher Tu dois attender pour le aveu ...[...]Bo kocham go całym sercem , umieram kiedy nie ma go przy mnie , moja bluzka przykleja się do mojego spoconego ciała, kiedy on mnie dotyka[...]Głowa w lodówce
Piękne. Proszę mi wybaczyć, ale tym razem, tak wyjątkowo, o wiele bardziej interesuje mnie para pod tytułem Marco&Tess a nie Max&Liz. No bo jak tu nie lubić Tess? Coś mnie ostatnio wzięło na takie... inne pary... Ze dwie osoby mogłyby coś na ten temat powiedzieć Tak więc Marco nabiera ciała i staje się coraz bardziej realny. W końcu przestała mnie męczyć wizja blondwłosego Collina w zestawieniu z Emilie W czymś w rodzaju polskiego odpowiednika francuskiego Fnaca, domu z prasą i gazetami, o niebo lepsze niż Empik, oglądałam sobie dzisiaj gazetki. I bum, w którejś z nich trafiłam na zdjęcie Colina. A teraz uznacie mnie za pomyloną... Jak widzę jego zdjęcia to rzucają mi się w oczy jego nogi. Nie to, żeby mi się podobały, bo mi się nie podobają ale cały czas mam wrażenie, że on ma te nóżki wydepilowane..... Ah bon, jak to się mówi Tyle że nie bardzo mi to pasuje w zestawieniu z facetem primo na motorze, secundo takiego typu jak Marco - ten cały obrońca, wojownik... W każdym razie jestem szczęśliwa, że Tess również... hm, zapadła na to tajemnicze coś Marco też jest hybrydą? Tak tylko się pytam...
Boże święty, potrzebuję wakacji... Najpierw zaczęłam pisać po francusku... tragiczne.
A co do fanartu - nadal upieram się przy swoim. Nawiasem mówiąc gdy zobaczyłam okładkę książki "Spalona żywcem" przeżyłam szok - moja spaczona wyobraźnia natychmiast przywiodła mi na myśl Maxa z AS. Na obrazku wiadomym brakuje mi... hm, powiedziałabym, że duszy tej opowieści... Tyle że chyba jednak nie był robiony z myślą o AS
Boże święty, potrzebuję wakacji... Najpierw zaczęłam pisać po francusku... tragiczne.
A co do fanartu - nadal upieram się przy swoim. Nawiasem mówiąc gdy zobaczyłam okładkę książki "Spalona żywcem" przeżyłam szok - moja spaczona wyobraźnia natychmiast przywiodła mi na myśl Maxa z AS. Na obrazku wiadomym brakuje mi... hm, powiedziałabym, że duszy tej opowieści... Tyle że chyba jednak nie był robiony z myślą o AS
Nan, masz fatalne skojarzenia w związku z Colinem - wydepilowane nóżki Matko, oglądnij Budkę, ja mam już w zanadrzu Rekruta - podobno też niezły. A co z myslisz o tytule Welcome to your revolution ?
Acha Lizziett, wieśniaczka Ela też nie ma zielonego pojęcia co to jest jalapenos. Ostatnio Nan obraca się w wielkim świecie, może ona wie...
I tak, Marco jest hybrydą. O tym mówił Liz, gdy więził ją w jaskini i tłumaczył, jej i swoje pochodzenie, w HTDC.
Acha Lizziett, wieśniaczka Ela też nie ma zielonego pojęcia co to jest jalapenos. Ostatnio Nan obraca się w wielkim świecie, może ona wie...
I tak, Marco jest hybrydą. O tym mówił Liz, gdy więził ją w jaskini i tłumaczył, jej i swoje pochodzenie, w HTDC.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 2 guests