M :: Czytelnia literatury światowej
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
No, jak polarek, to raczej nie pomogę - bardziej coś z Maxem niż z Michaelem - tak, ale odwrotnie to ciężko.Za to wczoraj, w ramach odstresowania się po wizycie kochanej rodziny, postanowiłam przeczytać opowiadanie. Nie historyczne, ale... źle trafiłam. Mogłam się tylko bardziej zestresować. Właściwie to nie wiem, dlaczego to przeczytałam. Zdecydowanie nie należało do lekkich i aż się dziwię, że mi się później nie przyśniło, bo mogło, oj mogło. Zwłaszcza z takim zakończeniem. Miałam ochotę udusić autorkę. Rozdział 26 - "coming soon". Aha, a ja jestem arcybiskup. W sumie pod koniec nieco się zaplątałam w te wszystkie pieczęci, granolithy i inne, zaczęłam się zastanawiać, co na to wszystko rodzice Liz, Alexa i Marii, w końcu z prawdziwą ulgą wyłączyłam komputer po doczytaniu do końca. W dodatku cały czas siedziałam jak na szpilkach, bo było dość późno a mój tatuś mówił coś kiedyś o granicy czasowej korzystania z komputera, że niby do 22. Dlaczego w ogóle do tego sięgnęłam...? Przez Lizziett. Bo kiedyś napisała, że Liz zabija agenta FBI łopatą, a pbraz, który powstał w mojej wyobraźni był dość groteskowy. Po przeczytanie "Flagellation" Majesty przestał być groteskowy.
Pisząc to zdaje się popełniam samobójstwo, albo raczej dopraszam się byście to wy skorzystali z łopaty Otóż zabrałam się za Lethal Whispers, gdy Nan zaczęła je tłumaczyć. Pamiętając, jak wszyscy zachwalali to opowiadanie nie mogłam się doczekać bym i ja doznała tego niesamowitego uczucia. Jak narazie przeczytałąm 12 części. I co? I jajco, jak to się czasem mówi. Uwaga (!) teraz nastąpi poważna krytyka we współcześnym, nieco mylnym tego słowa znaczeniu. Pierwszy rozdział mnie zaciekawił, za to potem same flaki z olejem. Były nawet momenty, które przeskakiwałam, co przy czytaniu zdarzyło mi się chyba po raz pierwszy (nielicząc opowiadań gniotów). Każdą następną część czytałam z nadzieją na rozkręcenie akcji. Nadal czekam... Drażni mnie również brak uporządkowania. Ni stąd ni z nikąd pojawiają się przerwy w texcie, multum kreseczek i te dialogi. Od kiedy zaczytałam się w opowiadaniach z rodzaju "wypowiedź jednozdaniowa + kilkuzdaniowy komentarz" jakoś nie mogę się przyzwyczaić do tego opowiadania. Mam wrażenie, że w jego kompozycji panuje szalony bałagan. W zasadzie czytam LW tylko dlatego, iż tak wspaniałe osobistości, jak wy je polecają. W dodatku opo. doczekało się fantasycznego tłumaczenia, więc przypuszczam, że coś w nim musi być. Zresztą chyba nawet powoli zaczyna mnie przyciągać, szczególne po pierwszym spotkaniu Maxa z Alexem w mieszkanu Liz. Komentarz Alexa i zachowanie Maxa, to coś, co tygryski lubią najbardziej Poczekamy, zobaczymy...
No cóż Olka, zdaża sie, postaramy się ciebie nie oskalpować czasami tak bywa, że komus nie podchodza opowiadania, które inni wychwalają pod niebiosa, tak jest np. ze mną i opowiadaniami Lelei, przy których niektórzy konaja z ekstazy, a ja ze zniechęcenia....stężenie walecznej i ciepiącej Liz w stężeniu zabójczym W LW urzekło mnie własnie to, ze oderwać się od tego nie mogłam, łaziłam jak we śnie i gdyby nie zajęcia, i obowiązki, pewnie wogóle nie odchodziłabym od kompa...pierwszy raz mi sie to chyba zdażyło (przy roswelliańskim opowiadaniu), że nie nadawałam się dosłownie do niczego, dopóki nie skończyłam lektury.Hotaru, chciałam o to zapytać na RF w "Just ask Marelli"ale Milla mnie ubiegła kto wie, może juz niedługo zlokalizują ci twoje opowiadanie.Nan- fajnie że przeczytałaś "Flagellation", bo to jedno z moich ulubionych opowiadań, również jedno z pierwszych jakie przeczytałam. Majesty pod względem poniewierania Maxem na głowę bije Deejonaise ( która coraz bardziej mnie irytuje- w jednym opo Liz zdradza Maxa w brudnej toalecie, w drugim Max proponuje Liz aborcję ) i RossDeidre razem wzięte, Flagellation to jeszcze małe piwko W "Senseless" go postrzelili ( rzecz jasna walecznie rzucił sie zasłaniać Liz swoim boskim ciałem ) i umierał przez 8 rozdziałów, by nastepnie odać sie w łapy Kavara i niemal umrzeć po raz kolejny, ludzie co za idiota, w Skies of Fire zbawiał świat ( ze szczególnym uwzględnieniem NY) jednoczesnie walcząc ze smiertelną chorobą, w "To hell and back" Kavaar i Tess urzadzili go tak, że ani łapką ani nogą ruszyć nie mógł, no ale sam siebie to przeszedł w "Heart of Phoenix"- zaczęło sie od jego pogrzebu Jednym słowem- wypas Wydaje mi się że pół RF przeniosło się do Tribeca. Podobno dzisiejszy ( dopiero bedzie) pokaz HEA jest tak popularny, że wszystkie bilety dawno juz sprzedano. Hm
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Cofam wszystkie moje słowa Czytam, czytam, czytam... Nawet pisząc te słowa skręca mnie, że przerwałam lekturę LW. Boże, łaj?!?!?!?!?! Dzisiaj już chyba nic nie zrobię. Najlepiej będzie, jak nie pójdę spać, przeczytam wszystkie części i ze spokojem bedę mogła usiąść nas książkami. O zgrozo, jeszcze tylko tydzień do matury... Po co ja się za to brałam. Powinnam była przestać, kiedy się jeszcze nudziłam.Mam jeszcze pytanko. Gdzie znajdę "Core", bo od jakiegoś czasu szukam i nic...
Hotaru próbuję zlokalizować to opowiadanie, ale jak na razie bez powodzenia, polar to troche nie moja działka. Ale nie traćmy nadziei Chciałam dzisiaj przedstawić opowiadanie, przez które zawaliłam ostatnie trzy noce, siedząc do 3 nad ranem przez monitorem. Spytacie co to za cudo? Otóż nic inego jak Revelations EmilyuvsRoswell. Od jakiegoś juz czasu opowiadanko to znajdowało się na mojej liście do przeczytania, ale dopiero teraz znalazłam dość czasu, by się za nie zabrać. Jest długie, więc zaplanowałam sobie czytanie na tydzień, albo trochę więcej, a tu tak mnie wciągnęlo, że nie mogłam sie oderwać. Czytałam, czytałam i czytałam i nie mogłam się oderwać.Zaczyna sie od "The End of the World" ale trochę inaczej, otóż po tym jak Max przyłapuje Liz z Kylem ona idzie do łóżka z Maxem z przyszłości, bo mysli, że nigdy nie będzi mogła być z Maxem bla bla bla. Oczywioście zachodzi w ciążę i tu się sprawy komplikują. Wszyscy myślą, że to dziecko Maxa, Max myśli, że to dziecko Kyle'a. Opowiadanie z punktu widzenia Liz i to jedyna rzecz, jaka mi w nim przeszkadzała, bo bardzo chciałam poznać punkt widzenia Maxa w pewnych sytuacjach. No cóż nie można mieć wszystkiego. W każdym razie opowiadanie jest świetne i szczeże polecam, nic dziwnego, że należy do kanonu opowiadań, które 'trzeba przeczytać'. Hmmm... po Revelations to chyba doszłam już do połowy tej listy.Nie ważne, revelations to wszystko to co lubię, bez świętej Liz, fakt tu też poświęca się dla świata, ale... powiedzmy, że autorka mimo punktu widzenia Liz, nie starała się wybielić jej na siłę. Czytając to sympatyzujesz z Maxem, który jest bardzo autentyczny, jest zły, rozczarowany i nie wybacza Liz wszystkiego, tylko dlatego,że to jego Liz.Oto link:http://www.roswellfanatics.net/viewtopic.php?t=2033Tak sobie pomyślałam... później jeszcze wpadnę i wspomne o tych opowiadaniach, przez które zarwałam noce, po prostu nie można się od nich oderwać. Na RF jest dyskusja, gdzie ludzie mówią co przetrzymało ich do rana... ciekawe, wszyscy podają raczej te same tytuły. Ja nie jestem wyjątkiem
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle
Millu, ja z kolei czytałam Revelations dwujęzycznie... Najpierw po angielsku, a później to samo po polsku. Nawiasem mówiąc było to chyba pierwsze tłumaczenie na tej stronie. Eli. Jest gdzieś w dole albo na drugiej stronie.Olka, no cóż - LW jest cudne... Choć jak zwykle Jo przyprawia mnie o dreszcze. Przyznać się, kto tu czyta Solar Eclipse? Mało zawału nie dostałam przy ostatniej części - uśmiercanie dzieci... dobra, to pasuje do Dee, ale nie do Josephin, rany boskie! Może ja złe opowiadanie czytam...! Nie, dobre. Później o mało się nie rozpłakałam. A na koniec miałam ochotę udusić Jo gołymi rękami (a swoją drogą... w rękawiczkach jest niby łatwiej...?). nie ma bardziej irytującego sposobu zakańczania części jak "Max, popatrz! Max odwraca się, widok, który ukazał się jego oczom, sprawił, że krew zamarła mu w żyłach... TBC".Lizziett, tego... Dee poniewiera nim bardziej psychicznie (choć nie zawsze - odstrzelenie kawałka mózgu było raczej fizyczne...), ale mimo wszystko... mam czasami wrażenie, że ona robi to z miłości do niego Senseless pamiętam, jasne. Liz agentką FBI, ale jak zwykle pogubiłam się przy tych różnych Zanach. Czy ja dobrze pamiętam, że ten chłopiec to Ryan...? Chyba opowiadania mi się plączą... A na koniec Liz była drużbą Kyle'a. Szałowe. normalnie szał ciał i uprzęży (zwłaszcza tych pierwszych. Co sen to seks w innym miejscu - a to las a to coś tam innego). Zastanawiałam się, dlaczego tak rzadko czytam opowiadania Majesty. I już wiem. Bo mnie od nich momentami odrzuca. Tak było przy Pierce'u w Flagellation (rany boskie, gorzej niż przy czytaniu "Lotu nad kukułczym gniazdem"... a swoją drogą dziwny zbieg okoliczności - dzień wcześniej przeczytałam Szczepkowską i zaczęło mi się wydawać, że jestem bocianem. Potem Pierce i skojarzenie z Lotem. Zabójcze).
Milla, Revelations (Objawienia) było naszym ukochanym opowiadaniem - tu, na Forum - od września do końca stycznia czyli do chwili kiedy Emily zakończyła go epilogiem, przy ogólnych ochach i achach, zbiorowym jęku, że nie będzie kontynuacji do której usilnie namawiali ją czytelnicy proponując popatrzenie na historię oczami Maxa.I tu w czytelni jak i w naszych postach do opowiadania, rozmawialiśmy sporo na temat świetnie wykreowanej przez autorkę postaci Maxa, wyjątkowo zbliżonej do tej jaką znamy z serialu, a jednak pełnego buntu, głęboko zranionego. Tyle rzeczy spadło mu nagle na głowę, zdrada, cierpienie, wejście w rolę do której nie był przygotowany, niemożność pogodzenia się z własnymi uczuciami. Ta naturalność i realność bohaterów, tak świetnie przedstawiona przez EM to był klucz do tego, że Revalatios zostało pokochane przez czytelników. I na RF i u nas. Mnie Revelations zauroczyło od prologu - czyli od samego początku, i niemal na bezdechu ciągnęliśmy je przez pięć miesięcy.Trochę się rozpisałam ale...wróciły wspomnienia. Mamy jeszcze jedno przetłumaczone przez Lizziett opow. EmilyluvsRoswell „Tułacze Dusze”Lizziett, nie tylko pół RF wybyło do Tribeca ale prawie całe F4F. Zdaje się, że wszyscy nieźle się bawią, przy okazji promując HEA i J.B. Liczę na dużo fotek.
Wow Elu, muszę powiedzieć,że cię podziwiam za przetłumaczenie takiego dzieła. Przy okazji to chyba nie najlepiej o mnie świadczy, że nie wiedziałam, iż to opowiadanie zostało przetłumaczone na polski. Obiecuję, że sie poprawię. Dziś wieczorem usiądę i sprawdzę wszystkie opowiadania jakie są na tym forum. Daję słowo.A w wakacje przeczytam polską wersję "Revelations", mimo że zwykle czytam tylko w orginale, ale cóż dla tego opowiadania zrobię wyjątek.Zauważyłam też, że miałaś drobne problemy z autorką, której ktoś 'życzliwy' doniósł o twoim tłumaczeniu. Cieszę się, że wszystko się wyjaśniło. Żeby uniknąć takich sytuacji, najlepiej przed rozpoczęciem tłumaczenia zapytać autora o zgodę na zrobienie tego. Nigdy nie odmawiają. Nan i Lizziett: jak myslicie co zrobiłam? Tak, tak macie rację. Zabrałam sie za "The Way Loves Goes", mimo że obiecywałam iż tego nie zrobię. Ale cóż, nie mogłam się powstrzymać. Po tym jak u Lindsay odbyła się to mała debata, w wyniku której Dee i Lindsay ustaliły między sobą, że Lindsay będzie poprawiała nastroje czytelników, którzy nurzają się w depresji, po przeczytaniu nowej części TWLG, po prostu nie mogłam tamnie zajrzeć.Nie jestem pewna, czy dobrze zrobiłam, bo po raz pierwszy w życiu mam nadzieję, że Max i Liz nie będą razem. Fakt jestem dopiero po 10 części, wiele się jeszcze może zdarzyć, ale jak na razie to chcę, żeby Max ułozył sobie życie, znalazł jakąś kobietę, którą pokocha i która nie zrobi mu czegoś takiego. Może to trochę skrajne, ale po tym co do tej pory przeczytałam nienawidzę Liz. Hmmm... chyba jestem bez serca, w końcu ona straciła właśnie ukochanego i walczy o życie w szpitalu, a ja tu takie rzeczy wypisuję... Nie ważne, nie chcę jej z Maxem.A teraz wracam do czytania, mam jeszcze sześć gotowych już części do przeczytania. Kurcze, jednak są dobre strony leżenia w łóżku z przeziębieniem.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle
Och, szczęściaro!!! Ja już od dwóch tygodni usiłuję przekonać moje gardło, żeby zastrajkowało jakoś porządniej, nawet lody i siedzenie w przeciągu nie pomaga, moje kochane końskie zdrowie...!Yh, no nic, jestem dzisiaj wymęczona nic-nie-myśleniem. Cztery godziny francuskiego prawie przespałam (nic z tego, pani prosefor, problem papierosowy przerabiałam już zbyt często a słówkami mogę służyć!), na matmie zdychałam z nudy, informatykę mi zabrano a na 'okienku' powygrzewałam się na słońcu. Rezultat był taki, że wróciłam do domu zła i zmęczona, ale weszłam na właściwą stronę i przeczytałam 16 rozdział 'The Way...'. Poprawiło mi się troszeczkę, ale tylko troszeczkę - nadal byłam wściekła na Liz, choć przyznawałam sama sobie, że to było najlepsze wyjście. A jednak... pomimo tego wszystkiego, pomimo kalectwa (spoiler...?), kotów i innych... miałam cichą nadzieję, że Maxowi stanie na drodze... nie, nie druga Candy/Cake... ale taka druga Gavin, rzecz jasna w wersji żeńskiej. No bo co u licha, tamta kochała Gavina i w ogóle, dobrze, jasne, staram się zrozumieć. I teraz mam tylko jedno marzenie - niech Dee nie wpycha ich ponownie w związek. Nawet po kolejnych paru latach. Niech oni tylko zostaną przyjaciółmi. Tak będzie lepiej. Niech on znajdzie swoją Gavinę i koniec (przyznaję - w tym opowiadaniu naprawdę nie mam sympatii dla Liz. Zaskakujące? Zależy). I bardzo dobrze, że Dee nie dała im żadnych dzieci.I wiesz, Millu, ja bym radziła zarezerwować więcej czasu na poczytanie tłumaczeń. Jeszcze niedawno miałam wrażenie, że to koło zamachowe Twórczości. Przeczytaj i Objawienia, i koniecznie Pilgrim Souls, bo one również warte są wyjątku. Uwielbiałam te fragmenty z dziennika Liz... I tłumaczenia Leo - Spin i Core. Core bije na głowę Spin I jak już chyba kiedyś pisałam... dla mnie opowiadania są już przypisane do konkretnych osób. Gdyby ktoś inny podjął się tłumaczenia GAW - uznałabym to za nieporozumienie, bo to należy do Eli. Tak samo nie wyobrażam sobie ciętych słówek Leo w zestawieniu z jakimkolwiek innym opowiadaniem, ani tych lekko ponurych Pilegrzymich Dusz, gdyby tknął je ktoś inny niż Lizziett. Warto poczytać literaturę - na wpół rodzimą, a jednak zagraniczną. Oj warto... przy okazji nacieszysz zmysł estetyczny, jeśli lubisz ilustracje
Właśnie skończyłam 16 rozdział TWLG i jestem w Deepresji. Mimo wszystko nie zmieniłam zdania. Nie chcę by Max i Liz wrócili do siebie. To by wszystko zepsuło. No chyba, że Dee zdoła jakoś przekonać mnie do Liz. To nie pierwsze opowiadanie, w którym Liz zdradziła Maxa, ale tym razem to co innego, bo ona zakochał się w kim innym. I co jak tamten zginął, to ona chce Maxa z powrotem. Fakt, że przeszła przez piekło, jest sama, kaleka, minęło osiem lat, ale trzymam się pierwszej opinii, Maxowi lepiej bez niej. I to mówi osoba, która zazwyczaj chce widzieć tych dwoje razem, choćby nie wiem co... Dee jest świetna i potrafi zmienić uczucia czytelnika do danej postaci, ale tym razem przeszła samą siebie. Nie lubię Liz.Natomiast nie miałam nic przeciw Gavinowi. Nie wiedział, że Liz jest mężatką, a później odmówił wskoczenia z nią do łózka, dopóki jest żoną Maxa. Wspominam o tym, bo z komentarzy, które przeczytałm wynika, że większość ludzi nie cierpiała tego chłopaka.Nan, czy czytajac komentarze zwróciłaś może uwagę na niejaką Livia. Skąd ta dziewczyna sie urwała, z księżyca? Pp przeczytaniu paru jej postów, siedziałam z otwartymi ustami i gapiłam sie na ekran, by sprawdzić, czy dobrze przeczytałam. Nie jestem pewna, czy zostawię jakąś odpowiedź do tej historii. To co tam widziałam, bardziej przypomina regularną bitwę między czytelnikami niż dyskusję.Na pewno przeczytam tłumaczenia, juz dodałam kilka do swojej listy. Niestety jest ona dość długa, więc przed wakacjami raczej się do nich nie zabiorę. Na samej górze jest w tej chwili 'The Homes Series' Emily.Najprawdopodobniej przeziębienie uziemi mnie do końca tygodnia, bo teraz czuję się fatalnie, więc jutr planuję zacząć czytać. I to będzie chyba ostatnia okazja na nadplanową lekturę przed sesją. Z jednej strony fajnie, że mam czas trochę poczytać, ale z drugiej nie cierpię byc chora. Nie będę mogła iść na angielski. A to oznacza, górę nadrabiania w domu.A teraz idę na poszukiwanie jakiegoś fluff, jestem w wielkiej potrzebie poprawy humoru. Może Lindsay coś zamieściła...
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle
Livia - a owszem, jest tam taka. A wszystkie komentarze są systematycznie kasowane co kilka dni... Wciągu ubiegłego tygodnia zrobili to już kilka razy, ale gdyby pozostawili to nienaruszone, to już teraz ilość stron przekraczałaby setkę. Chyba nauczyli się tego po "Eyes Like Mine", które miały rzekomo podobną frekwencję, a może i nawet większą.No i proszę, nie tylko ja nie mam ochoty widzieć Maxa i Liz znowu razem. Gavin - no teoretycznie też nie mam nic do zarzucenia, no fakt, był nawet całkiem niezły - i szczerze mówiąc przez pierwsze kilka zdań myślałam, że Dee pisze o Maxie. Był w porządku. ALE nie w porządku była Liz. Myślcie co chcecie, że nie znam się na życiu i tak dalej, bo i dlaczego miałabym się znać, jedna z czytelniczek - Breathless...? Frenchkiss...? Któraś pisała, że była w podobnej sytuacji. Ja nie byłam, ale zdanie i tak mam. Wszystko jasne, wszystko wina Maxa, prawda, bo tak bardzo był zapracowany (swoją drogą temat na czasie), ale... to, co zrobiła Liz i tak nie było w porządku. Choć może to skutek wpajanych od dzieciństwa morałów rodziny (ciekawe, jak wiele rzeczy wpoiła rodzinka. Zaskakujące). Choć z drugiej strony... jestem ciekawa, co zrobiłaby Liz, gdyby ona i Max mieli dziecko. Zostawiłaby dziecko Maxowi, a sama rzuciła się na łóżko Gavina? (podkreślam - na). A może jednak by została? A może zabrałaby dziecko ze sobą. Nie, jednak lepiej, że nie ma tam żadnego dziecka. Chyba mogę normalnie pisać takie rzeczy, bo nie czytałam 'The Way' w większej ilości i dość dawno... Zdrowiej, Millu, zdrowiej. Swoją drogą - czy to nie jest wredne rozchorować się przy takiej pogodzie...?
Nan chyba przez zwykłą skromność nie wspomniała o swoim cudownym tłumaczeniu ukochanego "Antarian Sky", z którym zawsze będę ją kojarzyć. I oczywiście prześliczne perełki jakimi nas raczyła w okresie świąt Bożego Narodzenia.Mimo wszysko zawsze wolę przeczytać opowiadanie w naszym języku, dlatego rzucam się na każde nowe tłumaczenie znanego z RF fanficku. Podobnie jak Nan namawiam Cię gorąco do przeczytania SPIN i CORE w perfekcyjnym przekładzie LEO. Tego nie można pominąć, obowiązkowy temat na naszym Forum z którego jesteśmy tacy dumni GAW dopiero się zaczyna, jeszcze wywoła niejedną kontrowersyją dyskusję, póki co ukończony jest HTDC i Exit Music.Warto także zajrzeć do September and other Sorrows, z którym tak dzielnie zmaga się tigi i prześlicznego "Miłość niejedno ma imię" max and liz beliver w tł. Lizziett, podobnie jak i tej samej autorki mrocznego i posiadającego specyficzny klimat "Lethal Whispers" - Nan. Uff, to narazie to co pamiętam, z tych najciekawszych. Mamy także nowy temat - wątki autorskie...Ehh...gdyby doba miała więcej godzin. Życzę zdrowia Milla a Nan niech nie wywołuje wilka z lasu
Millu, życzyłabym ci szybkiego powrotu do zdrowia, ale jak widzę, szczególnie ci sie do tego nie pali Zrozumiałam też, że jesteś studentką, tak jak ja, ciekawa jestem, czy też zapierniczasz w chwili obecnej jak mały samochodzik? Mi po nocach śni się czerwiec i budzę się z mrożącym krew w żyłach krzykiem Co do "The way..." cóż, ja również brałam udział w tej przepychance słownej , ale starałam się nikogo nie obrażać, jedna czytelniczka, chyba frenchkiss, nazwała mnie nawet swoim idolem po tym jak z lekka zgasiłam Livię...no cóż, mnie już ona nie dziwi razem z paroma równie zdolnymi należy do klubu "Shiri Appleby Lesbian Lovers", sorry, to było trochę zjadliwe ale nie mogłam się powstrzymać.Każdy, kto nie nazywa się Shiri Appleby, nie ma prawa wyglądać ładnie, być miłym, lubianym, odnosić sukcesów i kręcić dobrych filmów. Nie próbuj chwalić nikogo, kto nie nazywa się Shiri Appleby, bo dostaną ataku kolki sercowej i zaraz wgniotą cię w ziemię . Nie próbuj twierdzić, że ktoś w Roswell dorównywał Shiri Appleby pod względem talentu, urody, wdzieku i zaangażowania, bo zaraz wytoczą armaty Nie próbuj też wtrącić, że Roswell sezon 2 i 3 miało jakiekolwiek jasne punkty, poza Shiri Appleby, i za żadne skarby świata nie twierdż, że KH jest lepszą aktorką. A wogóle to najlepiej nic nie twierdź, tylko powtarzaj z obłędem w oczach "Shiri is stunning, Shiri is stunning, Shri is stunning" Jestem złośliwa wiem ale nic na to nie poradzę że zaślepienie ludzkie mnie wkurza. Jakoś nic nie robią sobie z faktu, że liczne roswelliańskie recenzje chwaliły na zmianę, owszem Majandrę, Jasona, Kate, Brendana, czasem Colina, ale nigdy nie ją, pisząc co najwyżej o jej niesamowitej chemii z Behrem.I choć osobiście nie wyobrażam sobie nikogo innego w roli Liz, nawet pomimo jej potknięć aktorskich, to uważam że wszystko powinno mieć swoje granice.A wracając do "The way..." przyznam że choć nie odczuwam do Liz niechęci, a po wypadku cała moje wściekłość na nią wyparowała, to jednak...też nie chcę jej z Maxem. Co za dużo....są rzeczy, po których poprostu trudno coś odbudować. To jeden z takich przypadków.
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Całkowicie cię rozumiem. Ich kulb trudno inaczej nazwać, swoją drogą dziewczyny chyba powinny zacząć się leczyć.... Po namyśle, nieeee, im to chyba juz nic nie pomoże.Zauwarzyłam tu jakiś patern. Chyba nikt nie chce, by Liz i Max byli razem. Mam tylko nadzieję, że Dee weźmie to pod uwagę i nie połączy ich ponownie tylko dlatego, że Liz i Max zawsze muszą być razem. Kocham opowiadania Dee, ale tym razem roztrzaskała ich związek tak, że raczej nie da się tego poskładać. Nawet ja muszę to przyznać Wyciągnęłaś dobre wnioski, jestem studentką i już teraz straszy mnie wizja sesji. Te dwa miesiace w roku to prawdziwy czyściec. Ale kiedy pomyślę o liceum, to wiem, że tysiac razy bardziej wolę studia.Lizziett wrote:no cóż, mnie już ona nie dziwi razem z paroma równie zdolnymi należy do klubu "Shiri Appleby Lesbian Lovers", sorry, to było trochę zjadliwe ale nie mogłam się powstrzymać.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle
YAHHHH.... (ziewnięcie ) która to już godzina? Coś po pierwszej w nocy. No to zostało mi jeszcze 5 rozdziałów i wszystkie dostępne części LW zostaną pochłonięte. Dwa dni wyrwane z życiorysu, ale było warto! Chociaż nadal Revelations i Spin są u mnie na I miejscu.Tak się zastanwiam jeszcze, co wam polecić... hmmm Zajrzę najpierw na listę wszystkich tu wymienionych ff żeby się nie powtarzać... No to dobranoc, albo jak kto woli dzień dobry
Ponieważ jakimś cudem zwlekłam się z łóżka godzinę wcześniej niż planowałam, postanowiłam wykorzystać te dodatkowe minuty na przyjemności. Jako że (podobno to wyrażenie jest anachronizmem ) Roswell właśnie do nich należy pobuszowałam w internecie by sprawdzić, czy znajdę coś wartego zawieszenia na nim oka.Wpadłam na pewne opowiadanko. Jeszcze go nie czytałam, więc nie wiem, czy mam go polecać, ale jest coś co zwróciło moją uwagę na The Concubine. Spotkałam się z kilkoma zapisami imienia nieszczęsnego uwodzidziela Vilandry. Był Kivar, Kavar, Kawar itd. Natomiast tutaj... Hmmm... Wplatając "i" w odpowiednie miejsce byłby z jego imienia smaczny rarytas - Cavor.Won't back down - użyłam koloru białego, bo za wiele nie da się powiedzieć o tym opowiadaniu. Autorka zamieściła jedynie 6 części, które nie należą do najdłuższych. Prawdę mówiąc opowiadanie o wiele lepiej się zapowiadało na początku. Można w nim znależć kilka niespójnych, czy nielogicznych zachowań bohaterów, ale zasakująco dobrze się go czyta. Myślę, że coś się z tego da jeszcze wycisnąć. Poprowadzone w odpowiednią stronę, WBD ma szansę być całkiem dobrym ff. Zobaczymy...
Mam wieści. Nie uwierzycie, ale DEE PISZE FLUFF FIC.Opowiadanie nazywa się Elisabetta and Massimiliano. Znajcuje się na AU na RF. Na razie zamieściła tylko prolog i pierwszą część, ale zapowiada się ciekawie. Zdaje się, że TWLG wykańcza emocjonalnie nie tylko czytelników, ale też samą Dee. Biedna dziewczyna czerpała pocieszenie w czytaniu opowiadań Lindsay, ale ta niestety pisze wolniej niż Dee, więc co miała zrobic? Sama postanowiła napisać coś lekkiego.Za wcześnie, by ocenić ten kawałek, ale wszystko co pisze Dee jest genialne, więc czemu to miałoby być inne.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle
Cavor Ciekawe, czy ktoś się posunie do Kawiora A swoją drogą to niesamowicie złości mnie stosowanie imienia 'Vilondra', zamiast 'Vilandra'. Jakby ktoś miał landrynkę w gębie i nie zdążył jej pogryźć I szczęściary z was, ja mam rzekomo dzień wolny - rzekomo, bo pomiędzy odrabianiem w miarę normalnych rzeczy, usiłuję przeczytać do końca 'Imię róży'... Wolałabym to czytać tak, jak inne rzeczy - to znaczy po kawałeczku, wracając do tego, nieśpiesznie... A tu guzik, albo przeczytam do jutra pozostałe 200 stron, albo zrezygnuję z 'wycieczki klasowej'. Chyba nie muszę mówić, że stanowczo preferuję to drugie... Oj, przydałby mi się teraz fluff fic! Trudno, poczekam do piątku a miałam ochotę zacząć kolejne opowiadanie Majesty... Chyba w końcu do mnie trafiła - musiała się 'odleżeć' troszeczkę...
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 27 guests