Dzisiaj przedostatni odcinek
How to Disappear Completely - część 28 Była pierwsza w nocy a Liz niemal od godziny leżała bezsennie w łóżku. Max nie wrócił do Crashdown więc kiedy Michael i Tess wyszli, pogasiła wszystkie światła i poszła na górę.
Wrócę, obiecał.Zastanawiała się nerwowo co zaszło z Isabel – co zatrzymało go na tak długo – i niepokoiła się coraz bardziej. Wiedziała, że przyjdzie do niej w nocy, wiedziała bo otaczała ją jego energia którą w sobie czuła. Tak bardzo się spóźniał.Przewróciła się znowu na łóżku patrząc w puste okno. Spodziewała się ujrzeć go lada chwila, przyzywała go – ale była tak zmęczona po tym pełnym wrażeń dniu.
Może czekając, tylko na moment zamknie oczy. ****Sen ją otoczył, składając wokół niej wszystkie niewyraźne kontury, przyćmiewał świadomość. Zaczęła lekko drzemać jednak wszystkie zmysły miała wyostrzone w oczekiwaniu na Maxa. I tęskniła trwając w tym niespokojnym stanie półsnu.Pragnęła cieszyć się z nim, zaznaczyć ten dzień w szczególny sposób bo po raz pierwszy nic nie stało im na drodze. Poznali swoje prawdziwe przeznaczenie...i mogli wkroczyć w przyszłość bez przeszkód.Przewracała się niespokojnie we śnie, tak bardzo go potrzebując.
Spragniona swojego ukochanego.
Zamglone obrazy...jeep Maxa, jej włosy rozwiane na wietrze, rozjaśnione blaskiem słońca. Śmiech...ich obojga, na przemian, ulatujący radośnie ku niebu.Zblakło światło dnia, nastanie nocy...gwiazdy...niebo. Całuje ją...spowija ich atramentowa ciemność, mroczniejsza gdy Max przykrywa ją sobą. Coś w niej drgnęło...ciepło. Dojmujące ciepło i leciutki dotyk na skórze.Ocknęła się nagle i zobaczyła klęczącego przy łóżku Maxa, ledwie był widoczny w nikłym świetle księżyca.- Przepraszam – szepnął przeciągając delikatnie palcem wzdłuż jej policzka – Nie chciałem cię obudzić.Uśmiechnęła się w ciemnościach – Żartujesz ? Czekałam na ciebie.Pochylił się nad nią całując czule, jego wargi miały zaskakująco słony smak – i tak znajomy. Spotkała je i odpowiedział wchodząc w jej usta głębiej.I wtedy otulające podczas snu ciepło wniknęło w jej ciało mocniej rozchodząc się do każdej jego części. W pokoju było cicho, słychać było tylko lekki oddech Maxa owiewający jej twarz.- Chodź – szepnęła.- Jesteś pewna ? – zapytał spoglądając na drzwi sypialni.- Tak – odetchnęła – Bardzo cię teraz potrzebuję.Przesunęła się, nagle świadoma swojej skąpej koszulki i bielizny kiedy kładł się obok. Przygarnął ją do piersi, był jak piecyk w zderzeniu z zimową nocą.- Z Isabel w porządku ? – szepnęła.- Tak – całował ją znowu, teraz pełniej i bardziej zmysłowo – Musiałem zabrać ją do domu i poczekać aż rodzice się położą. Dlatego to tak długo trwało – mruczał jej do ucha – Godzinami na to czekałem, Liz.Z westchnieniem ulgi wsunął dłonie pod jej koszulkę. Gładził po plecach, pocałunki pogłębiały się, były tak soczyste, tak rozkoszne.- Twoi rodzice...- zapytał przesuwając ustami po twarzy a potem w dół aż do szyi.- Musimy zachowywać się cicho – szepnęła – Spokojnie.Nieoczekiwanie zatrzymał się wpatrując się w jej oczy. W jego oczach płonęła niewiarygodna tęsknota, ale ona widziała w nich dużo więcej – nagą, nieskrywaną miłość – namiętność, spotęgowaną napięciem poprzednich dni.- Co ? – szepnęła.Uśmiechnął się, gładził jej włosy odgarniając je z twarzy i wolno potrząsnął głową. Przytulił dłoń do policzka, przysunął usta tak by mógł chłonąć jej oddech...jednak nic nie mówił.
I wtedy poczuła...wiedziała co teraz robi.W nagłym, rosnącym rytmie przemknęło po niej ciepło rozchodząc się po całym ciele – rozdarta energia Maxa wypalająca każdą cząstkę jej ciała.
Całego ciała, nawet te najbardziej delikatne miejsca. Miejsca, które teraz należały wyłącznie do niego.Otwierała się do niego powoli, dręcząc go – a potem wszystko wezbrało i poczuła coś więcej niż tylko jego energię...
poczuła Maxa.Był na niej, dotykał jej.Prześlizgiwał się wzdłuż skóry, przedzierał poprzez ich zespolenie a kiedy patrzyła na niego w ciemności, leżał zupełnie nieruchomo.Przycisnął usta do jej czoła całując leciutko a ona upajała się odgłosem jego przyspieszonego oddechu. Kochali się w najgłębszy, najbardziej tajemniczy...i najspokojniejszy sposób. Rodzice się nie dowiedzą – ta myśl pozwoliła jej odsłonić się odrobinę i Max wdarł się w nią, tak desperacko, tak pełen pożądania. Odnalazła w ciemnościach jego usta i pocałunki stawały się coraz bardziej intensywne.W sposób w jaki się z nim droczyła, nie chcąc się zupełnie otworzyć, i leżąc obok niego w tej kusej koszulce, doprowadzał go do obłędu. Jeżeli nie mógł kochać się z nią fizycznie to przynajmniej pragnął zupełnej jedności...zespolenia, które wykluczałoby wszelkie inne doznania. A jednak celowo go prowokowała, igrała z nim miłośnie i robiła to tak niewinnie. Czuł ją na sobie jak szept muskający jego skórę.I wreszcie rozpostarli się szeroko – teraz ona była w nim i on w niej.
Och, ale on pragnął by ułożyła się w nim wygodnie...a ona kręciła się i wirowała. Próbował ją wyciszyć a ona szukała go niespokojnie tam i z powrotem, aż w końcu jedno odnalazło drugie.
W najgłębszym zachwycie dotykał jej duszy....była tak szczera, taka piękna. I jak poprzednio zobaczył kolory...karmazynowy i zielony...i troszkę purpury. Obracały się, przenikały, mieszały ze sobą. A potem kolory połączyły się w jedną, niespotykaną barwę w chwili, kiedy poczuł jak dusze sekretnie się spajają.Westchnął miękko czując dziką satysfakcję kiedy Liz wzdrygała się w jego ramionach. Zdawał sobie sprawę jak ciężki staje się teraz jego oddech i jak bardzo pragnie jej fizycznie. Po prostu nie można było oddzielić dwóch różnych wymiarów miłości...jedno kochanie zawsze prowadziło do następnego.
Skarbie, jęknął,
To nie wystarczy...
Wiem, odpowiedziała całując go po szyi.
Pragnę cię całą, błagał.Położył ją na plecy, całował szyję i jeszcze niżej aż do obojczyka a ona rozpinała mu koszulę. Pomógł jej zdjąć koszulkę uwalniając piersi, miał je teraz miał pod sobą, a do nich, jak po ścieżce wiodły jego usta drobne pieprzyki.Och, widział je w świetle księżyca, jak cudowne pokrywają skórę.
Naprawdę tak ci się podobają ? chwytała oddech.
Umm… nie był w stanie niczego więcej powiedzieć.Uniósł głowę, przesuwając delikatnie palcami po ciemnych plamkach prowadzących do piersi.Jej dygot poczuł w sobie jak porażenie. I to, że podobnie reagowała na każdy jego dotyk wywoływało u niego uczucie ogromnej pokory.
Właśnie tak się czuję kiedy mnie dotykasz, przypomniała mu szeptem.
Pokaż mi, nalegał.Położył się na niej wsuwając delikatnie kolano między uda. Skończyła rozpinać mu koszulę rozsuwając na materiał na boki i teraz została tylko skóra przy skórze. Nagie piersi przylgnęły do siebie, tak łagodnie jedne do drugich.Jęknął głośniej – mimo wszystko nie potrafił się opanować.
Max, ostrzegła go cichutko.
To twoja wina, żalił się.A w odpowiedzi, jak gdyby promyk słońca zatańczył wzdłuż jego ramion, pleców, migoczący złoty pyłek na całej skórze...Liz szeptała z głębi ich dusz, coś mu śpiewała...Co próbowała mu powiedzieć ?
Wejdź we mnie, moja miłości, przyzywała go miękko.Musiał natychmiast uwolnić się z tych przeklętych dżinsów.Szybko się ich pozbył i z ukojeniem znowu położyła się na niej. Czuła przez spodenki jak bardzo był rozbudzony. Przycisnął się do niej i pomimo bielizny zaczęli miękko, rytmicznie poruszać biodrami. Kołysali się łagodnie tam i z powrotem, i Liz czuła jak z ich zespoleniem dzieje się coś dziwnego. Nagle, bez ostrzeżenia staje się spragnione i naglące. Próbowała przyciągnąć go jeszcze bliżej do siebie, jak gdyby desperackie, fizyczne pożądanie pominęło ich zespolenie. Pamiętała, że wcześniej się połączyli, jednak teraz wybiegło to znacznie dalej – potrzebowała go jeszcze mocniej.Zsunęła spodenki wzdłuż jego gorących bioder, on rozebrał ją do końca wślizgując się między jej nogi. Była niebywale mokra i wystarczył zdecydowany ruch by znalazł się wewnątrz, wypełniając i otulając ją swym ciepłem.
Musimy zachowywać się bardzo spokojnie, szepnęła.Nieprawdopodobne fizyczne pragnienie, nie reagujące na wszelkie inne doznania. Pozostały jedynie dwa ciała wyczulone na tak silne wołanie.Max delikatnie zaczął się w niej poruszać i w tym samym czasie poczuła jego uchwyt wewnątrz ich zespolenia. Duchowe łączenie stało się nagle głębsze, bardziej intensywne i przygarnął ją mocno w sobie, zachłannie i zaborczo – bo ich fizyczna miłość była tylko odbitym obrazem tego, co działo się w obrębie ich dusz. Tak głębokie łączenie mogło rozgrywać się jedynie w wewnątrz skrywanych, nieznanych im wcześniej miejsc. Jak w jakimś osobliwym tańcu, kochały się obca i ludzka natura czerpiąc z jednej i drugiej po trochę, raz z tej, raz z tamtej.Odgarnął jej włosy z twarzy i patrzył w oczy. Nagle jego ruchy złagodniały i w pełnej oczekiwania ciszy tkliwie gładził ją po włosach wpatrując się w nią, aż łzy podeszły jej do oczu.Miękko kołysał się w niej, tam i z powrotem i nie mogła uwierzyć w to co się z nią dzieje – jak pożądanie zaczyna się nasilać wprawiając jej zmysły w nagłe szaleństwo.Oddechy stawały się urywane i chrapliwe a ciała bardziej uporczywe i stanowcze kiedy rytm ruchów przybierał na sile. Jego pragnienie wzmagało się, było odbiciem jej własnych odczuć i cicho jęczał przy jej uchu podczas gdy w sobie słyszała jego krzyk. Namiętność potężniała, wiodąc oboje do granic...i dalej, by powracać jeszcze raz i jeszcze raz.I gdy się dokonało a Max wciąż łagodnie tulił się w niej, mogli jedynie pozostawać w bezruchu i milczeniu.Gładziła go po plecach, czując pod dłońmi zarysy mięśni i linię kręgosłupa by w końcu wsunąć palce w jego włosy kiedy on ukrył twarz w jej włosach. Oddechy zwalniały, a w niej pozostał pogłos i blask jego energii. Zauważyła to już poprzednim razem - jak gdyby za każdym razem zostawiał w niej część swojej mocy – ślad promieniującego światła rozbudzonego jego kochaniem.
Jak gdyby Max wchodząc do jej ciała i duszy, ogniem przecierał szlak i naznaczał ją sobą.*****Leżeli teraz lgnąc do siebie. Był senny i tak wyczerpany...ale chciał pozostać z nią.
Liz, wszystko zmieniło się na zawsze.
Wiem.Nawet trochę się boję, przyznał. Podniosła na niego zaniepokojone oczy.
Nie,...chodzi mi o to, że to prawie nierzeczywiste. Mieć cię tak zupełnie...Przytuliła dłoń do jego policzka a potem pogładziła po twarzy.
Wiedząc, że kiedyś byłaś moja, i że z tak daleka...znowu odnaleźliśmy do siebie drogę, ciągnął.
Tak się stało ponieważ byliśmy sobie przeznaczeni, Max. To nie był przypadek.Skinął głową. Wiedział, że mimo ogromnych obaw musi się z czegoś jej zwierzyć.Ale powinna się dowiedzieć.
Co to jest ? zapytała odczuwając w sobie coś, czego nie umiała nazwać. Właściwie nie lęk...tylko niepokój. Przygarnął ją mocniej. Położyła mu głowę na piersiach a on gładził jej włosy i bawił się ich pasmami.
Jest coś czego ci nie powiedziałem, Liz.Co ? poczuła lęk. Przecież pozbyli się wszystkich tajemnic, więc co to było ?
To stało się... kilka miesięcy temu, już po pojawieniu się Tess. Pewnej nocy miałem sen. I przypomniałem sobie swoją żonę. Westchnął.
Boże, jak ja ją kochałem... Serce zaczęło się w niej tłuc. Kochał ją poprzez wszystkie istnienia, i on to pamiętał...
Nie powiedziałem ci o tym bo nie chciałem sprawić ci bólu...pomyślałabyś, że chodzi o Tess. Ale to byłam ja, dokończyła miękko.
Tak, patrzył w jej oczy.
I coś jeszcze Liz...wszystko odbywało się w ten sam sposób...dokładnie jak teraz, te same emocje... Tylko teraz jest bardzie intensywne, prawda ? zapytała szeptem.Chwilę się wahał a potem powiedział – Z jakiegoś powodu zwielokrotnione.
Może dlatego, że nie po raz pierwszy idziemy tą drogą. Max odwrócił się na bok, tuląc ją do piersi i schował twarz w jej włosach. Pragnął snu - czuła to. Otoczył go taki spokój, pewnie także dlatego, że podzielił się tym co przed nią ukrywał.Leżeli tak długi czas, w ciszy i bliskości, w odgłosach rytmicznych oddechów – w nocnym tam i z powrotem - i w poczuciu nagich ciał przy sobie.Odniosła wrażenie, że ich połączenie zmienia się w coś miękkiego i kojącego jak ciepła kąpiel, i po tym poczuła że Max zasnął.A jednak trwali w zespoleniu, nawet gdy spał tak spokojnie w jej ramionach.Ale ona nie chciała jeszcze zasnąć – pragnęła zachować tę chwilę w pamięci, wyryć ją w sobie na zawsze.Jeden wspaniały dzień wtapiał się w kolejny, nowy, który już się właściwie zaczął. W przyszłości być może czeka ich wiele bitew, ale wiedziała, że będą walczyć razem, stojąc jedno przy drugim.Bo teraz istotnie należeli do siebie, w sposób niewyobrażalny...i nikt, nigdy nie będzie w stanie ich rozdzielić.
Ten czas wreszcie należał do nich. Cdn.