Niebezpieczne związki
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Heh. Uwielbiam was dręczyć, ale to potęguje moje zadowolenie, bo więcej komentujecie i mam wrażenie, że z większym etuzjazmem czytacie. Ale dobiję was jeszcze bardziej! Nie wyjaśnię propozycji Liz To będzie (jak na razie) tajemnica. A teraz, żeby za długo was nie drażnić, kolejna część.... już kompletnie się zakręcicie...
NIEBEZPIECZNE ZWIĄZKI
VIII
Liz weszła na zajęcia i zajęła swoje tradycyjne miejsce. Rozejrzała się niepewnie dokoła. Nie było nigdzie śladu Maxa. Może się spóźni? Ale dzwonek już zabrzmiał, nauczyciel wszedł i rozpoczął temat, a po Evansie nie było ani śladu. Ku swojemu zdziwieniu, ale i zadowoleniu, Liz odetchnęła z ulgą. Nie miała ochoty spotykać go po tym, co zaszło, ani po tym, co usłyszała. Wolała spokojnie przeżyć choć jedną lekcję. Jednak nie udało jej się to. Ledwo minęło piętnaście minut lekcji, a włączył się mikrofon radiowęzła. Wszyscy nasłuchiwali, sądząc, że dyrektor wygłosi jakiś niezmiernie ważny i nudny komunikat. Ale po kilku sekundach z głośników popłynęła muzyka. „Must have been love” zadźwięczało w uszach wszystkich, a potem dało się jeszcze słyszeć:
- Liz Parker, przepraszam. Bardzo mi na tobie zależy.
Liz poczuła jak serce jej staje, fala rumieńca pokrywa jej twarz. Wiedziała, że teraz wszyscy się na nią gapią. Miałaby może wątpliwości, że ktoś sobie kawał zrobił. Ale głos Maxa Evansa była w stanie rozpoznać wszędzie. Przełknęła ślinę i lekko się uśmiechnęła, a inni uczniowie zaczęli gwizdać i bić brawo. Nauczyciel pokręcił głową i kazał im się uspokoić. Kiedy dzwonek obwieścił koniec lekcji, Liz nie miała najmniejszej ochoty wychodzić z klasy. Doskonale wiedziała, że będzie obiektem uważnych obserwacji. Poza tym istniała duża szansa, że natknie się na Maxa. A na to chyba jeszcze nie była gotowa. Powinna go nienawidzić, za to, co zrobił, za to, że miała być tylko kolejną ofiarą. Tylko, że Liz Parker miała ogromny problem. Nie potrafiła go nienawidzić. W głębi serca niesamowicie cieszyła się na samą myśl o spotkaniu z nim, była w stanie mu to wybaczyć, gdyby tylko miała pewność, że jednak prawdziwie coś do niej czuje. Po tym numerze z radiowęzłem jeszcze bardziej była niepewna. Mogło to być przejawem jego skruchy i mógł mówić prawdę. Ale jeżeli to była kolejna zagrywka? Musiała to wiedzieć, ale bała się to sprawdzać. Bała się, że jednak się zawiedzie. Zebrała wszystkie swoje siły, wstała i wyszła na korytarz. Nie myliła się, wszystkie spojrzenia były zwrócone na nią. Podniosła wyżej głowę i jakby nigdy nic przeszła przez cały korytarz. Stanęła przy swojej szafce i schowała wszystkie zeszyty, rozejrzała się. Nadal wszyscy się na nią gapili, łącznie z jej przyjacielem z dzieciństwa, który był dla niej jak brat, Alex Whitman podszedł do niej, chwycił ja za ramię i zapytał z niepokojem:
- Liz. Czy wszystko ok.?
- Tak Alex. – lekko się uśmiechnęła
- A może chciałabyś mi coś wyjaśnić? – zapytał z naciskiem
- Nie teraz Al. – rozejrzała się dokoła – Potem.
To powiedziawszy ruszyła przed siebie. Skierowała się w stronę wyjścia, przy którym stała grupka chłopaków. Wśród nich znajdował się Max Evans i jeszcze jej najwyraźniej nie zauważył. Kumple coś do niego mówili z wyraźnym uśmiechem, poklepując go po plecach. Kiedy jeden z nich zauważył Liz zmierzającą w ich stronę, powiedział coś do Maxa, a ten się wyprostował i spojrzał wprost na Liz. Ta podeszła do niej i bez słowa chwyciła Maxa za koszulę i pociągnęła w swoją stronę. Zaskoczony chłopak podszedł do niej. Bez większego wahania Parker ścisnęła mocniej skrawki koszuli, przyciągając Maxa. A potem pocałowała go. Tego się nie spodziewał, ale po kilku sekundach postanowił to odwzajemnić. Złapał ją w pasie i odwzajemnił pocałunek, pochylając się w jej stronę. Zewsząd dobiegły ich krzyki aprobaty, oklaski i gwizdy. Kiedy Liz oderwała się na chwilę, Evans z uśmiechem się w nią wpatrywał. Chciał ją ponownie pocałować, ale ta odchyliła głowę i poważnym głosem zapytała:
- A teraz mi powiesz Evans, czy to była prawda?
Spojrzał na nią dziwnie, najwyraźniej nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi. Liz ścisnęła mocniej koszulę i wyjaśniła:
- To, co mówiłeś przez radiowęzeł. Prawda czy kolejny podstęp w twojej nędznej gierce?
- Jakiej gier... – chciał zapytać
- Nie rób ze mnie idiotki! – jej głos zabrzmiał niezwykle chłodno i ostro – Wiem o planie twojej siostry i wiem, że to twoją ofiara miałam być. A teraz chce wiedzieć, czy to, co mówiłeś było kłamstwem i podstępem czy prawdą?
Max spojrzał na nią w zdumieniu. Więc się wydało. Tylko, że teraz już mało go to obchodziło, bo chyba rzeczywiście przestała go już bawić ta gierka. Najpierw nic nie zapowiadało takiego obrotu wypadków. Potem jego fascynacja zaczęła się robić niebezpieczna. Potem zazdrość na widok Liz i Valentiego razem. A już wszystkiego dopełnił ten ostatni wieczór, kiedy nie potrafił skrzywdzić Liz. Max przełknął ślinę. Jeszcze raz uważnie spojrzał na dziewczynę. Nie wiedząc, co robić, po prostu odszedł. Był wściekły na siebie i na to, że ona tak na niego działała.
* * *
Michael szedł niedbale przez dziedziniec szkoły. Kiedy zobaczył Isabel siedzącą na ławce uśmiechnął się sam do siebie. Dziewczyna właśnie wgapiała się w swoje małe lusterko i poprawiała makijaż. Jasne fale włosów gładko opadały na ramiona, na których przewiązany był błękitny sweterek. Issy jeszcze raz zerknęła do lusterka. Zauważyła w nim postać chłopaka, który teraz stał już przy niej. Lekko drwiący uśmieszek zagościł na jej twarzy. Zamknęła lustereczko i wrzuciła je do plecaka. Obróciła się i skierowała twarz ku górze, aby jej słowa doleciały do uszu chłopaka. Nim jednak zdołała z siebie wydobyć jakikolwiek dźwięk, Guerin pochylił się i pocałował ją znienacka. Issy uniosła ramiona, była niesamowicie zaskoczona, ale jednak się nie odsunęła. Nie podejrzewała, że ten pocałunek może się jej tak podobać. Po kilkunastu sekundach Michael oderwał się od niej i to on w tym momencie uśmiechnął się z kpina i tryumfem. Ale potem jego uśmiech zmienił się na zwykły i mrugnął do Isabel. Usiadł obok niej i wepchnął sobie jabłko do buzi, odgryzając jego spory kawałek. Zszokowana Isabel wciąż na niego spoglądała. Gdy tylko zabrzmiał dzwonek, podniosła się, ale rzuciła do niego krótkie:
- O piątej w parku.
Odeszła. A Michael został ze swoim jabłkiem, wciąż się uśmiechając.
c.d.n.
NIEBEZPIECZNE ZWIĄZKI
VIII
Liz weszła na zajęcia i zajęła swoje tradycyjne miejsce. Rozejrzała się niepewnie dokoła. Nie było nigdzie śladu Maxa. Może się spóźni? Ale dzwonek już zabrzmiał, nauczyciel wszedł i rozpoczął temat, a po Evansie nie było ani śladu. Ku swojemu zdziwieniu, ale i zadowoleniu, Liz odetchnęła z ulgą. Nie miała ochoty spotykać go po tym, co zaszło, ani po tym, co usłyszała. Wolała spokojnie przeżyć choć jedną lekcję. Jednak nie udało jej się to. Ledwo minęło piętnaście minut lekcji, a włączył się mikrofon radiowęzła. Wszyscy nasłuchiwali, sądząc, że dyrektor wygłosi jakiś niezmiernie ważny i nudny komunikat. Ale po kilku sekundach z głośników popłynęła muzyka. „Must have been love” zadźwięczało w uszach wszystkich, a potem dało się jeszcze słyszeć:
- Liz Parker, przepraszam. Bardzo mi na tobie zależy.
Liz poczuła jak serce jej staje, fala rumieńca pokrywa jej twarz. Wiedziała, że teraz wszyscy się na nią gapią. Miałaby może wątpliwości, że ktoś sobie kawał zrobił. Ale głos Maxa Evansa była w stanie rozpoznać wszędzie. Przełknęła ślinę i lekko się uśmiechnęła, a inni uczniowie zaczęli gwizdać i bić brawo. Nauczyciel pokręcił głową i kazał im się uspokoić. Kiedy dzwonek obwieścił koniec lekcji, Liz nie miała najmniejszej ochoty wychodzić z klasy. Doskonale wiedziała, że będzie obiektem uważnych obserwacji. Poza tym istniała duża szansa, że natknie się na Maxa. A na to chyba jeszcze nie była gotowa. Powinna go nienawidzić, za to, co zrobił, za to, że miała być tylko kolejną ofiarą. Tylko, że Liz Parker miała ogromny problem. Nie potrafiła go nienawidzić. W głębi serca niesamowicie cieszyła się na samą myśl o spotkaniu z nim, była w stanie mu to wybaczyć, gdyby tylko miała pewność, że jednak prawdziwie coś do niej czuje. Po tym numerze z radiowęzłem jeszcze bardziej była niepewna. Mogło to być przejawem jego skruchy i mógł mówić prawdę. Ale jeżeli to była kolejna zagrywka? Musiała to wiedzieć, ale bała się to sprawdzać. Bała się, że jednak się zawiedzie. Zebrała wszystkie swoje siły, wstała i wyszła na korytarz. Nie myliła się, wszystkie spojrzenia były zwrócone na nią. Podniosła wyżej głowę i jakby nigdy nic przeszła przez cały korytarz. Stanęła przy swojej szafce i schowała wszystkie zeszyty, rozejrzała się. Nadal wszyscy się na nią gapili, łącznie z jej przyjacielem z dzieciństwa, który był dla niej jak brat, Alex Whitman podszedł do niej, chwycił ja za ramię i zapytał z niepokojem:
- Liz. Czy wszystko ok.?
- Tak Alex. – lekko się uśmiechnęła
- A może chciałabyś mi coś wyjaśnić? – zapytał z naciskiem
- Nie teraz Al. – rozejrzała się dokoła – Potem.
To powiedziawszy ruszyła przed siebie. Skierowała się w stronę wyjścia, przy którym stała grupka chłopaków. Wśród nich znajdował się Max Evans i jeszcze jej najwyraźniej nie zauważył. Kumple coś do niego mówili z wyraźnym uśmiechem, poklepując go po plecach. Kiedy jeden z nich zauważył Liz zmierzającą w ich stronę, powiedział coś do Maxa, a ten się wyprostował i spojrzał wprost na Liz. Ta podeszła do niej i bez słowa chwyciła Maxa za koszulę i pociągnęła w swoją stronę. Zaskoczony chłopak podszedł do niej. Bez większego wahania Parker ścisnęła mocniej skrawki koszuli, przyciągając Maxa. A potem pocałowała go. Tego się nie spodziewał, ale po kilku sekundach postanowił to odwzajemnić. Złapał ją w pasie i odwzajemnił pocałunek, pochylając się w jej stronę. Zewsząd dobiegły ich krzyki aprobaty, oklaski i gwizdy. Kiedy Liz oderwała się na chwilę, Evans z uśmiechem się w nią wpatrywał. Chciał ją ponownie pocałować, ale ta odchyliła głowę i poważnym głosem zapytała:
- A teraz mi powiesz Evans, czy to była prawda?
Spojrzał na nią dziwnie, najwyraźniej nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi. Liz ścisnęła mocniej koszulę i wyjaśniła:
- To, co mówiłeś przez radiowęzeł. Prawda czy kolejny podstęp w twojej nędznej gierce?
- Jakiej gier... – chciał zapytać
- Nie rób ze mnie idiotki! – jej głos zabrzmiał niezwykle chłodno i ostro – Wiem o planie twojej siostry i wiem, że to twoją ofiara miałam być. A teraz chce wiedzieć, czy to, co mówiłeś było kłamstwem i podstępem czy prawdą?
Max spojrzał na nią w zdumieniu. Więc się wydało. Tylko, że teraz już mało go to obchodziło, bo chyba rzeczywiście przestała go już bawić ta gierka. Najpierw nic nie zapowiadało takiego obrotu wypadków. Potem jego fascynacja zaczęła się robić niebezpieczna. Potem zazdrość na widok Liz i Valentiego razem. A już wszystkiego dopełnił ten ostatni wieczór, kiedy nie potrafił skrzywdzić Liz. Max przełknął ślinę. Jeszcze raz uważnie spojrzał na dziewczynę. Nie wiedząc, co robić, po prostu odszedł. Był wściekły na siebie i na to, że ona tak na niego działała.
* * *
Michael szedł niedbale przez dziedziniec szkoły. Kiedy zobaczył Isabel siedzącą na ławce uśmiechnął się sam do siebie. Dziewczyna właśnie wgapiała się w swoje małe lusterko i poprawiała makijaż. Jasne fale włosów gładko opadały na ramiona, na których przewiązany był błękitny sweterek. Issy jeszcze raz zerknęła do lusterka. Zauważyła w nim postać chłopaka, który teraz stał już przy niej. Lekko drwiący uśmieszek zagościł na jej twarzy. Zamknęła lustereczko i wrzuciła je do plecaka. Obróciła się i skierowała twarz ku górze, aby jej słowa doleciały do uszu chłopaka. Nim jednak zdołała z siebie wydobyć jakikolwiek dźwięk, Guerin pochylił się i pocałował ją znienacka. Issy uniosła ramiona, była niesamowicie zaskoczona, ale jednak się nie odsunęła. Nie podejrzewała, że ten pocałunek może się jej tak podobać. Po kilkunastu sekundach Michael oderwał się od niej i to on w tym momencie uśmiechnął się z kpina i tryumfem. Ale potem jego uśmiech zmienił się na zwykły i mrugnął do Isabel. Usiadł obok niej i wepchnął sobie jabłko do buzi, odgryzając jego spory kawałek. Zszokowana Isabel wciąż na niego spoglądała. Gdy tylko zabrzmiał dzwonek, podniosła się, ale rzuciła do niego krótkie:
- O piątej w parku.
Odeszła. A Michael został ze swoim jabłkiem, wciąż się uśmiechając.
c.d.n.
Osz ty! Czemu tak nas trzymasz w niepewności?Ale dobiję was jeszcze bardziej! Nie wyjaśnię propozycji Liz To będzie (jak na razie) tajemnica.
I rzeczywiście kompletnie się zakręciłam w tym. To w końcu co jest między Maxem a Liz, Michaelem a Isabel? Poza tym całkiem fajne i znów przerywasz w takim momencie... Ale nie podejrzewałam, że Stalowa Isabel tak łatwo ulegnie Michaelowi. Chociaż ulepieni są z tej samej gliny, więc zaczęła się poddawać. A panna Parker wystrzeliła z grubej rury i ostro potraktowała Maxa - i dobrze
No comment - wszystkiego dowiecie się w ostatniej częściLiz potrafiła się postawić i zaplanować małą zemstę, bo do tego namówiła chyba Michaela, prawda?
Tymczasem kolejna porcja:
NIEBEZPIECZNE ZWIĄZKI
IX
Isabel weszła spokojnie do domu. Coś ją gnębiło i ciemna chmura tej niepewności przesłoniła jej oczy. Z zamyślenia wyrwała ja gwałtowna muzyka dochodząca z salonu. Isabel zmarszczyła czoło. Ktoś grał na fortepianie i to grał niezwykle burzliwie, jakby się na nim wyżywał. Spojrzała na zegarek. Rodziców jeszcze nie mogło być, wracali z Paryża dopiero po siedemnastej. Max? Ale on powinien mieć jeszcze lekcje. Blondynka rzuciła plecak na schody i cicho przeszła w stronę obszernego salonu. Uchyliła drzwi i zajrzała do środka. A jednak to Max. Pokręciła głową i już chciała wyjść, ale jednak cofnęła się i weszła do środka. Max zdawał się jej nie widzieć i wciąż z ogromną furią grał. Isabel uśmiechnęła się z kpiną i podeszła bliżej. Oparła się o instrument i zapytała słodziutko, nawet za słodko:
- Coś się stało, braciszku?
Max podniósł głowę i wlepił w nią rozgniewany wzrok. Nadal grał.
- Czyżby coś poszło nie tak?
- Owszem. – odpowiedział
- Liz ci nie uwierzyła? – niby to ze zdumieniem zapytała – Po tym romantycznym numerze z radiowęzłem powinna była ci wpaść w ramiona.
- I tak było. – odpowiedział, nadal grając
- Więc w czym problem? – tego już nie mogła naprawdę zrozumieć
- We mnie. – odpowiedział z gniewem i naciskiem, a potem nagle przerwał grę i zerwał się z miejsca
Isabel spoważniała. Wyprostowała się, zmrużyła oczy uważnie śledząc każdy gest brata. Podeszła nieco bliżej, poczym cofnęła się i usiadła ostentacyjnie na sofie. Założyła nogę na nogę i powiedziała:
- Słucham.
Max spoglądał za okno. Kiedy zimny i przeszywający głos jego siostry zabrzmiał w jego uszach, obrócił nieco twarz. Ale nic nie odpowiedział. Isabel nabrała głęboko powietrza. Wiedział, że się niecierpliwi i najwyraźniej ma coś jeszcze na głowie niż ten problem. Odwrócił się. Zmierzył wzrokiem postać Isabel, pokiwał głową i powiedział:
- Chyba się zakochałem.
Issy nawet nie drgnęła. Zamrugała tylko oczami, ponownie spojrzała na brata, zwilżyła usta i zapytała ostro:
- Słucham? Mógłbyś to powtórzyć, bo chyba nie zrozumiałam.
- Zakochałem się w Liz Parker. – odpowiedział chłodno
Isabel gwałtownie poderwała się z miejsca. Przeszła kilka razy pokój, a potem skrzyżowała ramiona i powiedziała ostro:
- Jak to możliwe?
- Normalnie. – Max był chyba bardziej wściekły od niej – Początkowo było normalnie. Nie traktowałem tego poważnie. Ale potem wszystko się zaczęło zmieniać. Ona jest... inna.
- Inna?
- Tak. Nie taka, jak te wszystkie panienki wokół. Ma w sobie to coś.
- I co z tego?!
- To z tego, że się w niej zakochałem Isabel! – krzyknął
- Skąd ta pewność? – zakpiła – Nigdy nie byłeś zakochany. Żadnej nigdy nie kochałeś. Skąd wiesz jak wygląda miłość? Wiesz co to znaczy być zakochanym?
- Jeżeli być zakochanym znaczy nie móc żyć bez posiadania tego, czego się pragnie, poświęcać temu swój czas swoje przyjemności, życie, to naprawdę jestem zakochany.
Isabel spojrzała na niego inaczej. Jakby z szokiem i niezrozumieniem. Pokręciła głową, załamała ręce i powiedziała z niedowierzaniem:
- Matko... ty naprawdę się w niej zakochałeś.
- Owszem. – przytaknął z gniewem Max – Już w tym dniu, kiedy pierwszy raz była u nas. Potem jeszcze bardziej mnie w sobie rozkochała, kiedy odmówiła mi spotkania. A kiedy mnie spoliczkowała, wiedziałem, że coś ze mną nie tak. Nie potrafiłem nawet zrobić tego, co do tej pory przychodziło mi z łatwością – obrócił się plecami do siostry – Była gotowa, czekała tylko na mój ruch, a ja po prostu nie potrafiłem... A dzisiaj...
- Co dzisiaj?
- Zapytała mnie czy ten numer z radiowęzłem to tylko sztuczka w mojej grze czy to prawda, że ją kocham.
- I? – Isabel się niecierpliwiła – I?!
- I nie odpowiedziałem, bo moja odpowiedź mnie przeraziła. – jęknął i obrócił się z powrotem – To była prawda.
Zapanowała cisza. Isabel najwyraźniej uważnie się nad czymś zastanawiała. Potem podeszła do brata, skrzyżowała ręce i powiedziała chłodno i ostro, jakby rozkazująco:
- Nic mnie to nie obchodzi. Mieliśmy umowę.
- Isabel, mam gdzieś naszą umowę. – powiedział niezwykle pewnie
- Dobrze. Więc zmuszasz mnie do innych kroków. A mam kilka możliwości – uśmiechnęła się diabelsko
Obróciła się i ponownie zasiadła na sofie, zakładając nogę na nogę i figlarnie spoglądając na brata. Max przeczuwał, że może coś knuć. Zawsze uważał ją za zdzirę, ale żeby do tego stopnia? Blondynka tymczasem westchnęła i zaczęła mówić:
- Mogę rozpowiedzieć, że ją przeleciałeś. A doskonale wiesz, że ludzie w to uwierzą. Nie będzie mogła temu zaprzeczyć, straci szacunek, straci Kyla i będzie wierzyła, że to ty o tym rozpowiedziałeś. Mogę jej powiedzieć, że to była tylko gra, a ja jako wspaniała przyjaciółka, nie mogłam dopuścić do tego, aby mój nikczemny brat ją zniszczył. W ten sposób odwróci się od ciebie, a ja nadal będę miała nad nią kontrolę. No i oczywiście mogę posunąć się do czegoś innego. Nie tylko ty jesteś dobry w te klocki. Mam jeszcze Michaela, a on na pewno bez żadnych skrupułów dokończy za ciebie robotę i to z uśmiechem na twarzy. – kiedy Max z niedowierzaniem i furią na nią spoglądał, ta dokończyła chłodno, ale z tryumfem – Więc mój kochany braciszku, albo dokończysz co zacząłeś albo daję ci dwadzieścia cztery godziny na pożegnanie się z nią i dzwonię do Michaela.
- Nie zrobisz tego. – powiedział sucho
- Owszem, zrobię. – odpowiedział szybko i dodała – Masz dwadzieścia cztery godziny na zerwanie z nią wszelkich kontaktów. Kochasz ją? Jeśli tak, to chyba nie chcesz, aby to Ciebie nienawidziła do końca życia, prawda?
To powiedziawszy wstała i wyszła z pokoju. Max usłyszał jej lekkie kroki na schodach. Nie mógł uwierzyć, że jego własna siostra wywinęła mu taki numer. W przypływie złości obrócił się i jednym ruchem strącił ze stolika jej ulubiony wazon, który roztrzaskał się w drobny mak. Zegar wybił godzinę drugą. Max wyszedł z domu i pospiesznym krokiem skierował się w stronę Crashdown.
c.d.n.
zgadzam sie z Lyss cytat piekny
a co do calosci to mosze przyznac _liz ze to sie robi coraz lepsze ogolnie az trudno wyrazic mi podziw dla twojej tworczosci
no a ten maxio zakochany w liz... miodzio (heh mimo ze wole polarki ) a tak cos czulam ze maxio sie zakocha
no pozostaje mi napisac juz tylko to co zwykle _liz kiedy nastepna czesc mam nadzieje ze nie bedziesz zbyt dlugo trzymala nas w niecierpliwym oczekiwaniu
a co do calosci to mosze przyznac _liz ze to sie robi coraz lepsze ogolnie az trudno wyrazic mi podziw dla twojej tworczosci
no a ten maxio zakochany w liz... miodzio (heh mimo ze wole polarki ) a tak cos czulam ze maxio sie zakocha
no pozostaje mi napisac juz tylko to co zwykle _liz kiedy nastepna czesc mam nadzieje ze nie bedziesz zbyt dlugo trzymala nas w niecierpliwym oczekiwaniu
Isabel wydaje się tak zagbiona. Wie czego chce, ale czy naprawdę? Jest tak cyniczna, pragnie zemsty, ale dlatego że ją zraniono. Pewnie powiecie, że zranioną ma tylko dumę i ego, a nie wyższe uczucia, ale człowiek nie rodzi się cynikiem, coś, jakie wydarzenie z przeszłości srawia, że ludzie stają się tak oziębli emocjonalnie (nie mówię o psycholach).
A zresztą _Liz sama wymyśli jak dalej nakreślić postać Is, czy do końca będzie taką "zdzirą" jak jej pierwowzór, czy jak Max dopuści do siebie myśl o tym, że można życ inaczej, z ludźmi, a nie tylko wykorzystując ich.
[/quote]
A zresztą _Liz sama wymyśli jak dalej nakreślić postać Is, czy do końca będzie taką "zdzirą" jak jej pierwowzór, czy jak Max dopuści do siebie myśl o tym, że można życ inaczej, z ludźmi, a nie tylko wykorzystując ich.
[/quote]
mam nadzieję że to opowiadanie nie skończy się tak jak film o którym trobię na lewo i prawo choć wolałabym żeby to Michael zakochał się w Liz , mimo że Max kocha Liz to nie wydaje mi się żeby ona kochała jego...
a Max jest głupiutki jak zwykle i pewnie tak samo postapi - głupiutko no ale zobaczymy
a Max jest głupiutki jak zwykle i pewnie tak samo postapi - głupiutko no ale zobaczymy
Czytaj między wierszami...
To ja chyba się wcześniej zabezpieczę przed zmasowanym atakiem i wkleję kolejną część
NIEBEZPIECZNE ZWIĄZKI
X
Liz siedziała na swoim balkonie i czytała książkę. Kiedy usłyszała, jak ktoś wspina się po drabince, oderwała swój wzrok od lektury i zerknęła na przybysza. To był Max. Serce jej nagle załomotało, ale nie dała po sobie nic poznać. Z chłodem i obojętnością go przyjęła:
- Czego chcesz Max?
- Przyszedłem odpowiedzieć na twoje pytanie.
Parker aż się wyprostowała. Czekała na tę odpowiedź, ale bała się ją usłyszeć. Nawet jeśli miałaby ona ją zadowolić, wciąż nie wiedziała jak powinna zareagować. Max stał, trzymając ręce w kieszeniach. Nie patrzył na nią, wzrok wbijał gdzieś w bok. Liz tymczasem opuściła głowę, sama bała się spojrzeć mu w oczy. Głos Maxa zadźwięczał w jej uszach, jak odgłos spadającej gilotyny:
- To w radiowęźle... to była prawda.
Liz podniosła lekko głowę i utkwiła w nim wzrok. Czyżby wszystko się nagle rozjaśniło? O nie, to było zbyt piękne. Max mówił dalej:
- To była prawda, ale to bez znaczenia.
- Słucham?
- To bez znaczenia, bo to, co było wcześniej było skierowane przeciwko tobie. I choćbym nie wiem jak się starał, to nadal jestem tym, kim jestem i nie mam zamiaru tego zmieniać.
- Wynoś się... – szepnęła Liz
Nie musiała powtarzać. Max bez większych oporów zszedł po drabince i ruszył w głąb uliczki. Ona została sama na balkonie.
* * *
Isabel chodziła niespokojnie w te i z powrotem, rozglądając się co jakiś czas po parku, czy nikt nie idzie. Dziwne. Nigdy wcześniej się tak nie czuła. Przypomniało jej się, jak Michael ją pierwszy raz pocałował i jak dziwne motylki uniosły się w jej brzuchu. Szybko je stłumiła swoim chłodem. Guerin był zawsze tylko przyjacielem i tylko towarzyszem psychologicznych gierek, niczym więcej. Ale jednak coś w niej cicho pękło... Kiedy pocałował ja drugi raz, wybił ją całkowicie z rytmu. Wiedziała, że jest do tego zdolny, że jeden jego dotyk potrafi zniweczyć cały system obronny. Jednak nigdy nie podejrzewała, że ona też jest tak na to podatna. Do tej pory uważała siebie za nie do zdobycia. Znała wszystkie możliwe sztuczki facetów i dokładnie wiedziała, jak się im przeciwstawiać. A tu nagle stało się coś, czego nie podejrzewała. Z drugiej strony o obawie nie było mowy, bo za dobrze znała Michaela. A on za dobrze znał ją. Nie posunąłby się do czegoś takiego tylko po to, aby ja pokonać, to musiało być coś więcej, coś czego pragnął od dawna. I to ja najbardziej przerażało. Choć nie tak bardzo, jak sam fakt, że jej się to zaczynało podobać, że mogła pragnąć tego, co on. Kiedy tak rozmyślała nad tym co właśnie się w niej kotłuje, ktoś podszedł do niej z tyłu i mocno ją objął. Odwróciła się błyskawicznie i nim zdążyła nawet zauważyć kto to, poczuła namiętny pocałunek. Nogi same się pod nią ugięły, a serce zaczęło bić mocniej. Zadrżała. Poczuła to drżenie i przestraszyła się jeszcze bardziej. To oznaczało słabość i poddanie. Michael odczuł jej niepewność, a zaraz potem drżenie jej ciała. Oderwał od niej usta i uśmiechnął się.
- Drżysz. – powiedział cicho
- Owszem. – wymamrotała, ale zaraz powróciła swój chłodny ton i dodała wyniośle – Masz zimne ręce.
Michael zaśmiał się, wiedział, że kłamała. Uwolnił ją z uścisku. Stali dłuższa chwilkę naprzeciwko siebie, a potem usiedli na ławce. Isabel zaczęła, jakby nie chcąc słyszeć tego, co on miał do powiedzenia.
- Czy możesz mi wyjaśnić, co wyprawiasz?
- Co masz na myśli? – zapytał beztrosko i wygodniej rozłożył się na ławce, spoglądając w niebo
- Michael, wiesz, że jestem na to za sprytna. Więc lepiej sam powiedz, o co ci chodzi. Chcesz mnie zdobyć dla własnej satysfakcji? Coś mi udowodnić? A może to jakaś zemsta z niewiadomego mi powodu?
- Nic z tych rzeczy. – odpowiedział lekkim tonem, a potem spojrzał wprost na nią – Po prostu mi się podobasz.
Isabel zamrugała gwałtownie, a potem zaśmiała się:
- Ta, jasne. Michael bez kitu proszę...
- Isabel, wiem, że jesteś zdzirą jakich mało. Ale wiem też, że masz słabe punkty. Gdybym chciał cię zdobyć, już dawno byłabyś moja. Gdyby to miała być zemsta, to inaczej bym to rozegrał. Znasz mnie.
- No właśnie znam. – potwierdziła – I dlatego nie wiem co się dzieje.
- Dlaczego wydaje ci się, że nikomu nie możesz się naprawdę podobać? Nie chodzi tu o twoja urodę. – przysunął się bliżej niej i pochylił – Chodzi o samą ciebie.
- Ale... – głos jej lekko zadrżał – Przecież jesteśmy przyjaciółmi.
- Hmmm... – mruknął – Czas to zmienić. – pocałował ją
c.d.n.
NIEBEZPIECZNE ZWIĄZKI
X
Liz siedziała na swoim balkonie i czytała książkę. Kiedy usłyszała, jak ktoś wspina się po drabince, oderwała swój wzrok od lektury i zerknęła na przybysza. To był Max. Serce jej nagle załomotało, ale nie dała po sobie nic poznać. Z chłodem i obojętnością go przyjęła:
- Czego chcesz Max?
- Przyszedłem odpowiedzieć na twoje pytanie.
Parker aż się wyprostowała. Czekała na tę odpowiedź, ale bała się ją usłyszeć. Nawet jeśli miałaby ona ją zadowolić, wciąż nie wiedziała jak powinna zareagować. Max stał, trzymając ręce w kieszeniach. Nie patrzył na nią, wzrok wbijał gdzieś w bok. Liz tymczasem opuściła głowę, sama bała się spojrzeć mu w oczy. Głos Maxa zadźwięczał w jej uszach, jak odgłos spadającej gilotyny:
- To w radiowęźle... to była prawda.
Liz podniosła lekko głowę i utkwiła w nim wzrok. Czyżby wszystko się nagle rozjaśniło? O nie, to było zbyt piękne. Max mówił dalej:
- To była prawda, ale to bez znaczenia.
- Słucham?
- To bez znaczenia, bo to, co było wcześniej było skierowane przeciwko tobie. I choćbym nie wiem jak się starał, to nadal jestem tym, kim jestem i nie mam zamiaru tego zmieniać.
- Wynoś się... – szepnęła Liz
Nie musiała powtarzać. Max bez większych oporów zszedł po drabince i ruszył w głąb uliczki. Ona została sama na balkonie.
* * *
Isabel chodziła niespokojnie w te i z powrotem, rozglądając się co jakiś czas po parku, czy nikt nie idzie. Dziwne. Nigdy wcześniej się tak nie czuła. Przypomniało jej się, jak Michael ją pierwszy raz pocałował i jak dziwne motylki uniosły się w jej brzuchu. Szybko je stłumiła swoim chłodem. Guerin był zawsze tylko przyjacielem i tylko towarzyszem psychologicznych gierek, niczym więcej. Ale jednak coś w niej cicho pękło... Kiedy pocałował ja drugi raz, wybił ją całkowicie z rytmu. Wiedziała, że jest do tego zdolny, że jeden jego dotyk potrafi zniweczyć cały system obronny. Jednak nigdy nie podejrzewała, że ona też jest tak na to podatna. Do tej pory uważała siebie za nie do zdobycia. Znała wszystkie możliwe sztuczki facetów i dokładnie wiedziała, jak się im przeciwstawiać. A tu nagle stało się coś, czego nie podejrzewała. Z drugiej strony o obawie nie było mowy, bo za dobrze znała Michaela. A on za dobrze znał ją. Nie posunąłby się do czegoś takiego tylko po to, aby ja pokonać, to musiało być coś więcej, coś czego pragnął od dawna. I to ja najbardziej przerażało. Choć nie tak bardzo, jak sam fakt, że jej się to zaczynało podobać, że mogła pragnąć tego, co on. Kiedy tak rozmyślała nad tym co właśnie się w niej kotłuje, ktoś podszedł do niej z tyłu i mocno ją objął. Odwróciła się błyskawicznie i nim zdążyła nawet zauważyć kto to, poczuła namiętny pocałunek. Nogi same się pod nią ugięły, a serce zaczęło bić mocniej. Zadrżała. Poczuła to drżenie i przestraszyła się jeszcze bardziej. To oznaczało słabość i poddanie. Michael odczuł jej niepewność, a zaraz potem drżenie jej ciała. Oderwał od niej usta i uśmiechnął się.
- Drżysz. – powiedział cicho
- Owszem. – wymamrotała, ale zaraz powróciła swój chłodny ton i dodała wyniośle – Masz zimne ręce.
Michael zaśmiał się, wiedział, że kłamała. Uwolnił ją z uścisku. Stali dłuższa chwilkę naprzeciwko siebie, a potem usiedli na ławce. Isabel zaczęła, jakby nie chcąc słyszeć tego, co on miał do powiedzenia.
- Czy możesz mi wyjaśnić, co wyprawiasz?
- Co masz na myśli? – zapytał beztrosko i wygodniej rozłożył się na ławce, spoglądając w niebo
- Michael, wiesz, że jestem na to za sprytna. Więc lepiej sam powiedz, o co ci chodzi. Chcesz mnie zdobyć dla własnej satysfakcji? Coś mi udowodnić? A może to jakaś zemsta z niewiadomego mi powodu?
- Nic z tych rzeczy. – odpowiedział lekkim tonem, a potem spojrzał wprost na nią – Po prostu mi się podobasz.
Isabel zamrugała gwałtownie, a potem zaśmiała się:
- Ta, jasne. Michael bez kitu proszę...
- Isabel, wiem, że jesteś zdzirą jakich mało. Ale wiem też, że masz słabe punkty. Gdybym chciał cię zdobyć, już dawno byłabyś moja. Gdyby to miała być zemsta, to inaczej bym to rozegrał. Znasz mnie.
- No właśnie znam. – potwierdziła – I dlatego nie wiem co się dzieje.
- Dlaczego wydaje ci się, że nikomu nie możesz się naprawdę podobać? Nie chodzi tu o twoja urodę. – przysunął się bliżej niej i pochylił – Chodzi o samą ciebie.
- Ale... – głos jej lekko zadrżał – Przecież jesteśmy przyjaciółmi.
- Hmmm... – mruknął – Czas to zmienić. – pocałował ją
c.d.n.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 42 guests