to mój pierwszy ff i mam nadzieję, że się wam spodoba!!! podam go w kilku częściach choć i tak jest krótki... oto on.....
![Laughing :lol:](./images/smilies/icon_lol.gif)
REBELIANCI
cz.1.
Kyle siedział w domu i rozmyślał. To wszystko potoczyło się tak szybko. Śmierć Tess, która wysadzilła bazę FBI w powietrze, a teraz wojsko chce zabić jego najlepszych przyjaciół. Max, Liz, Isabel i Michael byli jego najlepszymi przyjaciółmi. Połączyła ich wspólna tajemnica. Jego nie zabiją, ale nie może ich tak zostawić. Uciekną razem. Bał się coraz bardziej. No cóż, trzeba iść po świadectwo...
***
Przyjaciele usiedli osobno. Spodziewali się ataku w każdej chwili. Nagle Max wyczuł, że są obserwowani. Spojrzał w górę i dostrzegł snajperów zajmujących pozycje. Dał znak przyjaciołom i poszedł w stronę sceny. Tam wyłączył światło aby przyjaciele mogli spokojnie wydostać się ze szkoły. Max ewakuował się tylnym wyjściem. Mieli spotkać się przy jaskini z inkubatorami....
***
- Czy wszyscy bezpiecznie dotarli? - zapytał Max
- Tak, wszyscy są - mruknął Michael
W tym samym momencie Isabel żegnała Jesse'a.
- Kocham cię, ale nie mogę cię narażać. Będzie lepiej jak się rozstaniemy- mówiła. Jesse musiał odejść. Kiedy wszyscy wsiedli do samochodu Kyle nagle postanowił zostać.
- Nie mogę jechać! Nie zostawię ojca, mój dom jest w Roswell. Bardzo chcę jechać z wami, ale równie mocno chcę zostać. Przykro mi. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy - powiedział Kyle i wysiadł. Nikt go nie zatrzymywał. Kyle nie żałował swej decyzji.
***
Kyle wrócił do domu, gdzie powitał go ojciec. Obaj padli sobie w ramiona. Jim Valenti bardzo się cieszył, że jego syn został. Postanowili zacząć życie od nowa, choć to wcale nie było proste. Nie chcieli wspominać tamych wydarzeń. Jim został szeryfem, a jego syn otworzył własny warsztat smochodowy. Obaj żyli własnym życiem i nie wspominali kosmcznej czwórki oraz ich przyjaciół
***
Kyle właśnie oglądał telewizję, gdy nagle rozległo sie pukanie. Niechętnie odszedł od telewizora, gdyż leciał najważniejszy mecz sezonu. Kiady otworzył drzwi to o mało nie zemdlał. Nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa.
- Tess? Co ty tu robisz? - udało mu się wyrzucić z siebie tych kilka słów. - Przecież ty nie żyjesz! - mówił spanikowany. Oto stała przednim jak gdyby nigdy nic Tess Harding.
- Jak widzisz żyję. Czy mogę wejść? Chyba, że... - powiedziała spokojnie Tess, choć w jej oczach było widać strach.
- No... nie wiem... A jak... No wiesz... - jąkał się Kyle
- Nie bądź głupi! - Tess odsunęła chłopaka i weszła do środka. - Nic się tutaj nie zmieniło. No, może tylko program telewizyjny, bo zamiast nagich króliczków jest mecz - ironizowała Tess, starając się rozluźnić atmosferę
- Mecz? Co??? Aaaa... Mecz!!!! - Kyle sam nie wiedział co mówi - jak możesz tu przyjść po tym co zrobiłaś i jeszcze udajesz, że nic się nie stało - mówił zdezorientowany Kyle. Ośmieliła się tu wrócić i zachowuje się jakby wróciła z wakacji a nie z.... no właśnie. Skąd? Przecież umarła! A może stoi przed nim jej duch?
- Czy możesz mi dać coś do picia? - spytała słodko Tess. Kyle zanim zastanowił się co robi, przyniósł jej wodę.
- Możesz mi wytłumaczyć jak to się stało, że ty... że nie... - plątał się Kyle
- Że nie umarłam? - zaśmiała się Tess. Wtedy drzwi się otworzyły i do mieszkania wszedł szeryf Valenti.
- co to ma być? Co ona tu robi?- Jim wyciągnąl broń
- Właśnie chcę się dowiedzieć, ale na razie możesz schować broń. Ona jest nieroźna- uspokoił ojca
- Nie chcę zrobić wam krzywdy! Wy mi kiedyś pomogliście i to dwa razy. - broniła się Tess
- Więc mów. Jak to się stało, że żyjesz? - pytał szeryf
- Usiądźcie to wam wszystko opowiem- uspokoiła ich Tess i zaczęła swą opowieść. - Liz zawiozła mnie do bazy FBI. Ja włączyłam alarmy, ale nie weszłam do środka. Kiedy nastąpił wybuch, uciekłam. Wszyscy myśleli, że nie żyję, więc nikt mnie nie ścigał. Schroniłam się w lesie a kiedy wszystko ucichło, odnalazłam statek, który zostawił dla mnie Nasedo, w razie gdybym musiała uciekać. Wróciłam na Antar, ale Kavar chciał mnie zabić, więc musiałam uciekać....
- Chciał cię zabić? Dlaczego? - przerwał Kyle
- Wiem za dużo o jego przekrętach. On dzielił się e mną wszystkimi planami i bał się, że coś powiem a wtedy koniec jego marzeń o tronie. Uciekłam na ziemię a on wysłał za mną skórów. Udało mi się uciec, ale obawiam się, że mnie znajdzie. Na razie nie podejrzewa, że wróciłam do Roswell. Mam nadzieję, że mi pomożecie. Maxa nie ma a ja sama nie dam im rady. Obserwowałam was przez kilka dni i upewniłam się, że jesteście wporządku. Nie będę naginała umysłów. Nikomu! Pomóżcie mi proszę... - prosiła Tess
- Hoho!!!! Wielka Tess Harding, morderczyni i naginaczka umysłów leży u mych stóp i błaga o pomoc! Tego nigdy bym się nie spodziewał. - Kyle wybuchnął śmiechem
- Zamknij się Kyle! - uciszył go oiciec - Ok. Zaufamy ci i damy szansę. Nie zmarnuj jej! - zwrócił się do Tess, która miała ochotę walnąć Kyle'm o ścianę
- Dziękuję - uśmiechnęła sie do szeryfa
- Na razie zajmij pokój Kyle'a a potem pomyślimy. Idźcie spać bo już późno - powiedział szeryf
- Co?? A ja? Kanapa? Ok. Już nic nie mówię. - Kyle zaprowadził Tess do pokoju
- Dzięki Kyle - Tess pocałowała go w policzek a on sie uśmiechnął
- Będzie dobrze. Dobranoc. - powiedział i poszedł.
W nocy Kyle dużo rozmyślał. Wróciły do niego te wszystkie kosmiczne sprawy od których chciał uciec. Ale Tess....Zajęła jego pokój a on... On już sam nie wiedział. Ten jej pocałunek... Mimo wszystko nie czuł do niej wielkiego żalu. Kochał ją ale nie jak siostrę. Kochał??? Tak, to dobre słowo. Kiedy stanęła w progu jego domu to nawet się uciezył a jego serce dziwnie podskoczyło... Może będzie dobrze....
***
to by bylo na tyle...