Razem jesteśmy silni
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
- Graalion
- Mroczny bóg
- Posts: 2018
- Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
- Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
- Contact:
Ja przecież prawie wcale nie gram. W każdym razie bardzo mało. Ja tylko ... Hmm, co ja właściwie tak naprawdę robię? Gdzie mi ten czas ucieka? W sumie mnóstwo czasu ostatnio siedzę na necie. I nie wiem co na nim robię. Bo przecież odwiedzić te 3 czy 4 fora to tyle co nic. Zwłaszcza że żadnego nie sprawdzam tak dokładnie jak Roswell. Ostatnio RPG przez forum zajmuje mi trochę czasu, ale nie aż tak dużo. Więc ja się pytam: gdzie jest ten czas??? Ja już nic nie rozumiem ...
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Dobre pytanie!!Graalion wrote: Ja przecież prawie wcale nie gram. W każdym razie bardzo mało. Ja tylko ... Hmm, co ja właściwie tak naprawdę robię?
Jeszcze lepsze. Czas przecieka nam między palcami i nie jesteśmy w stanie go zatrzymać, choćby nie wiem, jak desperacko bysmy tego pragnęli!!Graalion wrote:Więc ja się pytam: gdzie jest ten czas??? Ja już nic nie rozumiem ...
Dodaje kolejny kawałek i jak zawsze czekam na wasze opinię. Musze przyznać, że jest to trzecie moje opowiadanko ( poprzednia dwa jeszcze nie skończyłam) ale najbardziej mnie się podoba. Jestem z niego dumna. Nie jest rewelacyjne jak Hotori, Hotaru, brak mi tego talentu, ale uważamy że nie jest najgorsze.
Nasedo spojrzał szybko w stronę Maxa czy nic nie słyszał. Ten gest nie uszedł uwagi Raya, nachylił się nad kolegą.
- Czemu co chwila spoglądasz na tego chłopaka? – Ray miał nadzieję, że jest to Zan, choć jeśli tak to dziwiło go że się nie przysiadł.
- Boję się żeby nic nie usłyszał. Jak wytłumaczę Zanowi twoją odmowę. Mamy spełniać rozkazy królewskie.
Ray spojrzał pierwszy raz w oczy Nasedo. Wiedział, że jest to bardzo nieostrożny temat, zesłani tu są do opieki królewskiej czwórki, ale też by spełniać ich ewentualne rozkazy. Widział w tych lodowatych oczach nienawiść, chytrość, wszystko co umocniło go w postanowieniu zdobycia zaufania króla. Los Zana, ich wszystkich jest niepewny, jedno słowo Zana, ruch i Ray wiedział, że przegra. Ale w tej chwili siedział przed nim nie król, tylko jego opiekun, a to znaczy że mają jeszcze trochę czasu.
- Zgadam się, że rozkazy króla mamy spełniać. Ale w tej chwili rozmawiam z Tobą, nie z nim. A to jest różnica. A teraz wybacz nam, mamy obowiązki.
Michael z Rayem opuścili stolik i spokojnym krokiem wyszli z kawiarni. Z pozostałymi umówili się w domu Marii, ponieważ jej matkę wyjechała na dwa dni do ciotki.
Po ich wyjściu, Max przysiadł się do Naseda.
- Nie dadzą kamieni?
- Nie. Musimy wszyscy się spotkać. Chcą rozmawiać z Tobą.
- Trzeba było mnie poprosić. Chce mieć to z głowy i wreszcie poznać matkę.
- I wrócić do naszego dobrze znanego Nowego Jorku.
- Niekoniecznie.
Nasedo spojrzał pytająca na Maxa, ale nie uzyskał odpowiedź. Chłopak wstał, wyszedł i podążał powolny krokiem w stronę szkoły.
Poczuł nasilającą się swoją samotność. Pragnął wyjawić swoją tajemnicę komuś obcemu, porozmawiać, znaleźć pokrewną duszę. Lubił Tess, mógł z nią rozmawiać o kosmicznych problemach, o przeszłości, ale pragnął zmiany, poznania nowych przyjaciół. Dzisiaj widząc Michaela zapragnął podejść i przywitać się, ale obecność Naseda powstrzymywała go. Bał się jego reakcji, ostrzegał ich przed nimi, że nie chce narażać ich na niebezpieczeństwo. Pozwolił jemu i Tess przyjechać tu tylko pod warunkiem że się nie zdradzą nikomu, a on dzisiaj był mały krok przed popełnieniem błędu. Gdyby chodziło tylko o niego zdecydowałby się, ale musi myśleć jeszcze o Tess. Jako król jest za nią odpowiedzialny, tak samo mimo wszystko za Naseda, ale też i za Ratha, Vilandrę. Nagle pożałował że nie zna ich ziemskich imion. Może spotkam ich dzisiaj wieczorem w Crashdown, znam Ratha, poznam jego imię. Na pewno trzyma z moja siostrą, myślał Max.
Idąc tak doszedł pod szkołę. Rozejrzał się po boisku w poszukiwaniu kogoś znajomego. Niekoniecznie Tes, której w tej chwili nie pragnął widzieć, ale może te nowe dziewczyny: Liz i Isabel. Ale nie zauważywszy nikogo, skierował się w stronę mieszkania. Nie wiedział czy Nasado będzie chciał coś więcej powiedzieć im o kamieniach.
W mieszkaniu Michaela, wszyscy patrzyli oczekująca na Raya. Byli ciekawi jak potoczyła się rozmowa. Natomiast Ray po kolei spoglądał na nich. Czy mówić im o zagrożeniu jakie im grozi, jeśli... No właśnie co, myślał. Jeśli dadzą kamienie? To w tej chwili nie wchodziło w grę, nie pozwoli do zdrady króla. Jeśli Zan rozkaże mu je oddać? Nie będzie miał wyboru. Jedyna nadzieja że ostrzega go przed Nasadem. Jeśli Nasedo zaatakuje, ukradnie je? Wtedy na pewno przegrają i będą musieli uciekać. Tylko jak długo można uciekać, przed armią obcych?
- Musicie o czymś wiedzieć- zadecydował Ray. – musimy jak najszybciej odszukać Zana. Grozi nam wszystkim niebezpieczeństwo.
- Jakie?!
- Nasedo chce zdradzić króla. Nie możemy do tego dopuścić. Ponieważ wtedy i nas zechce zniszczyć.
- To nie chce kamieni? – zapytał Maria.
- Chce, ale posłuży się nimi do skontaktowania z Antarem i sprowadzi tu wojska nieprzyjaciół- odezwał się Michael.
- Co mamy robić? – zapytał Kyle.
- Isabel, wyczułaś moc brata? – zadał pytanie Ray.
- Żadnej mocy nie poczułam, ale... – dziewczyna zawahała się. Powiedzieć im o Maxie. Nie raz wyczuwała uczucia, kogoś bliskiego. Ale go nigdy wcześniej nie widziała. Czyżby to był on? – ale, poczułam uczucia jednego chłopaka. Jest nowy.
- Musisz nam go pokazać. Ja również mam podejrzenia, kto może być królem. Michael zauważyłeś zmianę w zachowaniu Nasedo jak wszedł ten chłopak? – Michael skinął głową – To może być on. Nasedo nie chciał by coś usłyszał.
- Pójdziemy wieczorem do Crashdown. Mamy dużą szanse go tam spotkać. – zakończyła dyskusję Liz.
cdn.
Dopiero dzisiaj zauważyłam że mało treści poświęcam Marii, Liz, Alexowi. Obiecuję to niedługo nadrobić. Tak jakoś wyszło, że fanfick ten poświęciłam kosmicznym problemom.
Nasedo spojrzał szybko w stronę Maxa czy nic nie słyszał. Ten gest nie uszedł uwagi Raya, nachylił się nad kolegą.
- Czemu co chwila spoglądasz na tego chłopaka? – Ray miał nadzieję, że jest to Zan, choć jeśli tak to dziwiło go że się nie przysiadł.
- Boję się żeby nic nie usłyszał. Jak wytłumaczę Zanowi twoją odmowę. Mamy spełniać rozkazy królewskie.
Ray spojrzał pierwszy raz w oczy Nasedo. Wiedział, że jest to bardzo nieostrożny temat, zesłani tu są do opieki królewskiej czwórki, ale też by spełniać ich ewentualne rozkazy. Widział w tych lodowatych oczach nienawiść, chytrość, wszystko co umocniło go w postanowieniu zdobycia zaufania króla. Los Zana, ich wszystkich jest niepewny, jedno słowo Zana, ruch i Ray wiedział, że przegra. Ale w tej chwili siedział przed nim nie król, tylko jego opiekun, a to znaczy że mają jeszcze trochę czasu.
- Zgadam się, że rozkazy króla mamy spełniać. Ale w tej chwili rozmawiam z Tobą, nie z nim. A to jest różnica. A teraz wybacz nam, mamy obowiązki.
Michael z Rayem opuścili stolik i spokojnym krokiem wyszli z kawiarni. Z pozostałymi umówili się w domu Marii, ponieważ jej matkę wyjechała na dwa dni do ciotki.
Po ich wyjściu, Max przysiadł się do Naseda.
- Nie dadzą kamieni?
- Nie. Musimy wszyscy się spotkać. Chcą rozmawiać z Tobą.
- Trzeba było mnie poprosić. Chce mieć to z głowy i wreszcie poznać matkę.
- I wrócić do naszego dobrze znanego Nowego Jorku.
- Niekoniecznie.
Nasedo spojrzał pytająca na Maxa, ale nie uzyskał odpowiedź. Chłopak wstał, wyszedł i podążał powolny krokiem w stronę szkoły.
Poczuł nasilającą się swoją samotność. Pragnął wyjawić swoją tajemnicę komuś obcemu, porozmawiać, znaleźć pokrewną duszę. Lubił Tess, mógł z nią rozmawiać o kosmicznych problemach, o przeszłości, ale pragnął zmiany, poznania nowych przyjaciół. Dzisiaj widząc Michaela zapragnął podejść i przywitać się, ale obecność Naseda powstrzymywała go. Bał się jego reakcji, ostrzegał ich przed nimi, że nie chce narażać ich na niebezpieczeństwo. Pozwolił jemu i Tess przyjechać tu tylko pod warunkiem że się nie zdradzą nikomu, a on dzisiaj był mały krok przed popełnieniem błędu. Gdyby chodziło tylko o niego zdecydowałby się, ale musi myśleć jeszcze o Tess. Jako król jest za nią odpowiedzialny, tak samo mimo wszystko za Naseda, ale też i za Ratha, Vilandrę. Nagle pożałował że nie zna ich ziemskich imion. Może spotkam ich dzisiaj wieczorem w Crashdown, znam Ratha, poznam jego imię. Na pewno trzyma z moja siostrą, myślał Max.
Idąc tak doszedł pod szkołę. Rozejrzał się po boisku w poszukiwaniu kogoś znajomego. Niekoniecznie Tes, której w tej chwili nie pragnął widzieć, ale może te nowe dziewczyny: Liz i Isabel. Ale nie zauważywszy nikogo, skierował się w stronę mieszkania. Nie wiedział czy Nasado będzie chciał coś więcej powiedzieć im o kamieniach.
W mieszkaniu Michaela, wszyscy patrzyli oczekująca na Raya. Byli ciekawi jak potoczyła się rozmowa. Natomiast Ray po kolei spoglądał na nich. Czy mówić im o zagrożeniu jakie im grozi, jeśli... No właśnie co, myślał. Jeśli dadzą kamienie? To w tej chwili nie wchodziło w grę, nie pozwoli do zdrady króla. Jeśli Zan rozkaże mu je oddać? Nie będzie miał wyboru. Jedyna nadzieja że ostrzega go przed Nasadem. Jeśli Nasedo zaatakuje, ukradnie je? Wtedy na pewno przegrają i będą musieli uciekać. Tylko jak długo można uciekać, przed armią obcych?
- Musicie o czymś wiedzieć- zadecydował Ray. – musimy jak najszybciej odszukać Zana. Grozi nam wszystkim niebezpieczeństwo.
- Jakie?!
- Nasedo chce zdradzić króla. Nie możemy do tego dopuścić. Ponieważ wtedy i nas zechce zniszczyć.
- To nie chce kamieni? – zapytał Maria.
- Chce, ale posłuży się nimi do skontaktowania z Antarem i sprowadzi tu wojska nieprzyjaciół- odezwał się Michael.
- Co mamy robić? – zapytał Kyle.
- Isabel, wyczułaś moc brata? – zadał pytanie Ray.
- Żadnej mocy nie poczułam, ale... – dziewczyna zawahała się. Powiedzieć im o Maxie. Nie raz wyczuwała uczucia, kogoś bliskiego. Ale go nigdy wcześniej nie widziała. Czyżby to był on? – ale, poczułam uczucia jednego chłopaka. Jest nowy.
- Musisz nam go pokazać. Ja również mam podejrzenia, kto może być królem. Michael zauważyłeś zmianę w zachowaniu Nasedo jak wszedł ten chłopak? – Michael skinął głową – To może być on. Nasedo nie chciał by coś usłyszał.
- Pójdziemy wieczorem do Crashdown. Mamy dużą szanse go tam spotkać. – zakończyła dyskusję Liz.
cdn.
Dopiero dzisiaj zauważyłam że mało treści poświęcam Marii, Liz, Alexowi. Obiecuję to niedługo nadrobić. Tak jakoś wyszło, że fanfick ten poświęciłam kosmicznym problemom.
Dodaję koejny odcinek, ale następnego nie umieszczę jak nie będzie komentarzy, bo to znaczy że wam się nie podoba i nie warto pisać. Dlatego komentujcie , nawet negatywnie, bo będę wiedziała że fanfick ten ma choćby małe zainteresowanie.
Tess siedziała na krześle i patrzyła niepokojącym wzrokiem na chodzącego w kółko Nasedo. Max wróciwszy usiadł koło niej i patrzył przez okno. Domyślała się ze jednak poszedł za Nasedo. Starała się z ruchów opiekuna wyczytać jak potoczyła się rozmowa. Widać było że nie jest zły na Maxa, tylko co chwila na niego spoglądał, jak gdyby bał się czegoś z jego strony. W końcu nie wytrzymała.
- To będziemy mieć te kamienie!
- Nie, musi Max z nimi porozmawiać i teraz zastanawiam się czy to bezpieczne – „dla mojego planu” dodał w myślach.
- Pójdziemy w trójkę porozmawiać. Jesteśmy silniejsi od nich. Będą musieli nam oddać kamienie.
- Czemu musimy być do nich złowrogo nastawieni? Nie można tego pokojowo załatwić. Czy im też nie zależy na skontaktowaniu się z Antarem? - odezwał się do tej pory milczący Max.
- Oni Ziemię uważają za dom i nie mają zamiaru nigdy powrócić do domu. Czują się tu bezpieczni i szczęśliwi. W przeciwieństwie do nas - Nasedo zaniepokoił się sugestią Maxa. Co ten chłopak zamierza? Czy słyszał jego rozmowę na temat zdrady? Przeklinał w duchu pojawienie się Maxa w kawiarni.
- Nie zastanowiłeś się dlaczego my nie jesteśmy szczęśliwi?!
- Robiłem wszystko by zapewnić nam byt, szczęście.
- Może trzeba było z nim zostać 12 lat temu. Też byśmy byli szczęśliwi.
- To zdrajcy!
- Mówiłeś że tylko Ray jest zdrajcom, a mogłeś go wtedy usunąć. I byśmy razem w piątkę byli szczęśliwi i razem powrócili kiedyś na Antar!
- Przestańcie się kłócić! - w oczach Tess pojawiły się łzy. Nigdy nie była świadkiem kłótni między dwoma tak bliskimi jej osobami. I to o co? O jakieś szczęście zdrajców.
- Wychodzę! - Max wziął kurtkę i trzasnął drzwiami. Tess spojrzała pytająco na Nasedo.
- Nie idziesz za nim?
- Niech ochłonie. Idź do swego pokoju.
Tess posłusznie opuściła salon. Włączyła u siebie muzykę i położyła się na łóżku. Postanowiła porozmawiać z Maxem, bo od Nasedo nie dowie się wszystkiego, poza tym chciała poznać punkt widzenia wydarzeń przez Maxa.
Maria przyszła pół godziny przed rozpoczęciem swojej zmiany. Chciała pobyć trochę sama i przemyśleć wszystkie wydarzenia ostatnich dni. Martwiła się o Michaela żeby nie popełnił głupstwa, żeby nie poszedł do Naseda. Nie rozumiała wszystkiego, jak Nasedo zajął się Zanem i Avą, czemu się go boją, po co mu kamienie i co z tą zdradą, czemu im tez grozi niebezpieczeństwo. Chciała porozmawiać na osobności z Rayem ale to było niemożliwe w ostatnich dniach, a Michael poświęcał więcej czasu sprawie niż jej. Postanowiła porozmawiać z Liz, która sprawia wrażenie że rozumie wszystko. Po Isabel widać że się martwi oraz że jest skoncentrowana na szukaniu brata. Nie powinna zawracać jej głowy swoim problemami. Kim jest właściwie ten Zan, czemu mają pozyskać go na swoją stronę? Przecież jest ich wrogiem nie potrzebują go.
Maria nadal by tak rozmyślała gdyby nie nagłe wejście Liz na zaplecze.
- Maria? Co ty już tutaj robisz? - zdziwiła się przyjaciółka.
- Przyszłam wcześniej by poważnie z tą porozmawiać.
- Czy coś się stało? - zaniepokoiła się Liz, która już była przyzwyczajona do nagłych wydarzeń. Ton jej przyjaciółki nie uspakajał jej.
- Liz, chodzi o sprawy naszych przyjaciół Czechosłowaków. Nic nie rozumiem.
- Chodźmy do mojego pokoju.
Dziewczyny udały się do pokoju Liz i usiadły na balkonie.
- Co chcesz się dowiedzieć?
- O co chodzi w tym całym zamieszaniu? Czemu boimy się Naseda? Czemu musimy zdobyć zaufanie Zana? No i najważniejsze co to za zdrada? - Maria zasypała Liz lawiną pytań.
- Wytłumaczę Ci wszystko powoli. Nasedo pragnie zdradzić króla, dlatego powinniśmy go ostrzec, a nie uwierzy nam, jeśli wcześniej nie zdobędziemy jego zaufania, przyjaźni. Do zdrady potrzebną są mu kamienie, które oprócz uzdrawiającej mocy, można za ich pośrednictwem skontaktować się z Antarem. Nasedo chce tak sprowadzić do Roswell naszych wrogów i prawdopodobnie oprócz Zana, zlikwiduje nas. Nie możemy do tego dopuścić.
- Aha, dzięki Liz za wytłumaczenie. Ale boję się o Michaela. Czy nie grozi mu niebezpieczeństwo ze strony Naseda, przecież on wie jak wygląda Michael.
- Maria, nie pytaj mnie o takie rzeczy. Nie wiem. - Liz przytuliła Marię. Rozumiała jej obawy. Sama też bałaby się o swojego chłopaka, gdyby go miała. Przypomniała sobie Maxa. Zaintrygowały ją jego oczy, takie pozaziemskie. Isabel mówiła o nowo poznanym chłopaku, czyżby to był Max? Zaczęła sobie wyobrażać Maxa jako Zana, a ona u jego boku, razem stawiają czoło Nasedo i jego wojsku. Nie Liz, to nigdy się nie spełni, skarciła się w duchu dziewczyna. Max to nie Zan, i nigdy nie spojrzałby na taką przeciętną dziewczynę jaką jesteś.
- Liz?- zapytała Maria, widząc na twarzy Liz nieśmiały uśmieszek.
- Zamyśliłam się!
cdn.
Tess siedziała na krześle i patrzyła niepokojącym wzrokiem na chodzącego w kółko Nasedo. Max wróciwszy usiadł koło niej i patrzył przez okno. Domyślała się ze jednak poszedł za Nasedo. Starała się z ruchów opiekuna wyczytać jak potoczyła się rozmowa. Widać było że nie jest zły na Maxa, tylko co chwila na niego spoglądał, jak gdyby bał się czegoś z jego strony. W końcu nie wytrzymała.
- To będziemy mieć te kamienie!
- Nie, musi Max z nimi porozmawiać i teraz zastanawiam się czy to bezpieczne – „dla mojego planu” dodał w myślach.
- Pójdziemy w trójkę porozmawiać. Jesteśmy silniejsi od nich. Będą musieli nam oddać kamienie.
- Czemu musimy być do nich złowrogo nastawieni? Nie można tego pokojowo załatwić. Czy im też nie zależy na skontaktowaniu się z Antarem? - odezwał się do tej pory milczący Max.
- Oni Ziemię uważają za dom i nie mają zamiaru nigdy powrócić do domu. Czują się tu bezpieczni i szczęśliwi. W przeciwieństwie do nas - Nasedo zaniepokoił się sugestią Maxa. Co ten chłopak zamierza? Czy słyszał jego rozmowę na temat zdrady? Przeklinał w duchu pojawienie się Maxa w kawiarni.
- Nie zastanowiłeś się dlaczego my nie jesteśmy szczęśliwi?!
- Robiłem wszystko by zapewnić nam byt, szczęście.
- Może trzeba było z nim zostać 12 lat temu. Też byśmy byli szczęśliwi.
- To zdrajcy!
- Mówiłeś że tylko Ray jest zdrajcom, a mogłeś go wtedy usunąć. I byśmy razem w piątkę byli szczęśliwi i razem powrócili kiedyś na Antar!
- Przestańcie się kłócić! - w oczach Tess pojawiły się łzy. Nigdy nie była świadkiem kłótni między dwoma tak bliskimi jej osobami. I to o co? O jakieś szczęście zdrajców.
- Wychodzę! - Max wziął kurtkę i trzasnął drzwiami. Tess spojrzała pytająco na Nasedo.
- Nie idziesz za nim?
- Niech ochłonie. Idź do swego pokoju.
Tess posłusznie opuściła salon. Włączyła u siebie muzykę i położyła się na łóżku. Postanowiła porozmawiać z Maxem, bo od Nasedo nie dowie się wszystkiego, poza tym chciała poznać punkt widzenia wydarzeń przez Maxa.
Maria przyszła pół godziny przed rozpoczęciem swojej zmiany. Chciała pobyć trochę sama i przemyśleć wszystkie wydarzenia ostatnich dni. Martwiła się o Michaela żeby nie popełnił głupstwa, żeby nie poszedł do Naseda. Nie rozumiała wszystkiego, jak Nasedo zajął się Zanem i Avą, czemu się go boją, po co mu kamienie i co z tą zdradą, czemu im tez grozi niebezpieczeństwo. Chciała porozmawiać na osobności z Rayem ale to było niemożliwe w ostatnich dniach, a Michael poświęcał więcej czasu sprawie niż jej. Postanowiła porozmawiać z Liz, która sprawia wrażenie że rozumie wszystko. Po Isabel widać że się martwi oraz że jest skoncentrowana na szukaniu brata. Nie powinna zawracać jej głowy swoim problemami. Kim jest właściwie ten Zan, czemu mają pozyskać go na swoją stronę? Przecież jest ich wrogiem nie potrzebują go.
Maria nadal by tak rozmyślała gdyby nie nagłe wejście Liz na zaplecze.
- Maria? Co ty już tutaj robisz? - zdziwiła się przyjaciółka.
- Przyszłam wcześniej by poważnie z tą porozmawiać.
- Czy coś się stało? - zaniepokoiła się Liz, która już była przyzwyczajona do nagłych wydarzeń. Ton jej przyjaciółki nie uspakajał jej.
- Liz, chodzi o sprawy naszych przyjaciół Czechosłowaków. Nic nie rozumiem.
- Chodźmy do mojego pokoju.
Dziewczyny udały się do pokoju Liz i usiadły na balkonie.
- Co chcesz się dowiedzieć?
- O co chodzi w tym całym zamieszaniu? Czemu boimy się Naseda? Czemu musimy zdobyć zaufanie Zana? No i najważniejsze co to za zdrada? - Maria zasypała Liz lawiną pytań.
- Wytłumaczę Ci wszystko powoli. Nasedo pragnie zdradzić króla, dlatego powinniśmy go ostrzec, a nie uwierzy nam, jeśli wcześniej nie zdobędziemy jego zaufania, przyjaźni. Do zdrady potrzebną są mu kamienie, które oprócz uzdrawiającej mocy, można za ich pośrednictwem skontaktować się z Antarem. Nasedo chce tak sprowadzić do Roswell naszych wrogów i prawdopodobnie oprócz Zana, zlikwiduje nas. Nie możemy do tego dopuścić.
- Aha, dzięki Liz za wytłumaczenie. Ale boję się o Michaela. Czy nie grozi mu niebezpieczeństwo ze strony Naseda, przecież on wie jak wygląda Michael.
- Maria, nie pytaj mnie o takie rzeczy. Nie wiem. - Liz przytuliła Marię. Rozumiała jej obawy. Sama też bałaby się o swojego chłopaka, gdyby go miała. Przypomniała sobie Maxa. Zaintrygowały ją jego oczy, takie pozaziemskie. Isabel mówiła o nowo poznanym chłopaku, czyżby to był Max? Zaczęła sobie wyobrażać Maxa jako Zana, a ona u jego boku, razem stawiają czoło Nasedo i jego wojsku. Nie Liz, to nigdy się nie spełni, skarciła się w duchu dziewczyna. Max to nie Zan, i nigdy nie spojrzałby na taką przeciętną dziewczynę jaką jesteś.
- Liz?- zapytała Maria, widząc na twarzy Liz nieśmiały uśmieszek.
- Zamyśliłam się!
cdn.
Alex siedział razem z Isabel w jej pokoju. Chłopak wyraźnie martwił się o samopoczucie dziewczyny. Rozumiał że martwi się o kosmiczne sprawy, ale według niego nie mam na razie czym, ani Nasedo nie ma kamieni, ani oni nie znaleźli Zana. Czy on był nawet w Roswell?
- Isabel?
Dziewczyna powoli odwróciła głowę w jego kierunku.
- Chyba czas iść do Crashdown. Może przyjdzie tam ten nowy chłopak, pokażesz go nam.
- To chodźmy.
Wszyscy już byli w kawiarni, kiedy dotarli do nich Alex i Isabel.
- Isabel, widzisz gdzieś tego chłopaka? – zapytał Kyle.
Dziewczyna rozejrzała się.
- Nie.
- I co teraz? – zapytała Maria.
Dzwoneczki przy drzwiach zadzwoniły, obwieszczając nowego klienta. Do środka weszła Tess.
- To ta blondyna która była na festiwalu z Maxem. – zauważyła Liz. – Może wie gdzie jest?
- I co, podejdziesz do niej i spytasz się gdzie jest Max? Przecież my oprócz jego imienia nic o nim nie wiemy. – zauważył Kyle.
- Przecież możemy powiedzieć że go dzisiaj poznaliśmy.
- A skąd wiecie, że ona go zna? To wyglądałoby jak byśmy go śledzili. – do wszystkich dotarło, co mówi Kyle. Wiedzieli że ma rację.
- To zostaje nam czekanie? Zrozum, Kyle to być może mój brat?
- Isabel, musisz uzbroić się w cierpliwość.
Michael przyglądał się Isabel. Rozumiał co czuje. Dla niego znalezienie Zana również wiele znaczyło. Wierzył, że znajdzie w nim przyjaciela, brata.
Tess podeszła do lady zamówić wodę mineralną. Już miała skierować się do wolnego stilika, kiedy do kawiarni wszedł Max.
- To on – wyszeptała Isabel do Raya.
- Wiecie co jest w tym najdziwniejsze? – zapytał ich wszystkich Ray. – Że ja jego też podejrzewałem.
- To ten chłopak co usiadł niedaleko Nasedo. Co on może mieć wspólnego? – nie rozumiał Michael.
- Od jego wejścia, Nasedo się zmienił, stał się czujny na to co mówi i co chwila spoglądał na chłopaka.
- Sądzisz, że to on?
Ray nic nie odpowiedział, tylko skierował swoją uwagę na Maxa. Chłopak zauważywszy Tess podszedł do niej.
- Co ty tu robisz?
- Siedziałam u siebie w pokoju, czekając na ciebie, ale długo się nie zjawiałeś więc wyszłam na spacer. Chciałabym z tobą porozmawiać o tym co się wydarzyło dzisiaj. – Tess spojrzała chłopakowi w oczy.
- Nie teraz Tess. Wracaj do domu. – Max po raz pierwszy rozejrzał się po wnętrzu. Natychmiast dostrzegł Raya i chłopaka towarzyszącemu mu na spotkaniu z Nasedo. Nie umknęło jego uwagi, że wpatrywali się w nich. Maxa zadziwiła taka duża grupa ludzi wokół nich, według nie go w Roswell była tylko trójka kosmitów. Więc kim są ci ludzie? Wrogami czy przyjaciółmi? Znają ich prawdę o pochodzeniu?
- Max nie będziesz mi rozkazywał! – usłyszał podniesiony ton głosu Tess.
- Usiądźmy. – razem skierowali się do pustego stolika, który sąsiadował ze stolikiem zajmowanym przez Raya.
- Tess – mówił szeptem Max – ta kłótnia między mną a Nasedo wynikła ze stresu, napięcia. Wszyscy musimy się spotkać i obgadać sprawę kamieni. Nie wierze że oni też nie chcą poznać naszego prawdziwego domu.
- Max, ty śledziłeś wtedy Nasedo. Jak oni wyglądają?
- Tess, wybacz nie powiem ci tego. Jeszcze się przed nimi zdradzisz. Nie mogę narażać cię na niebezpieczeństwo.
- Ale ty wiesz jak wyglądają! A czy oni wiedzą o tobie?
- Wątpię. Nie dosiadłem się do Nasedo, jak oni byli w kawiarni.
- Max, wiem że chcesz ich poznać, widać to po twoich oczach. Ale proszę cię, nie narażaj siebie na niebezpieczeństwo. To zdrajcy i nie wiemy jakie mogą mieć plany wobec nas. Obiecaj mi, że będziesz rozsądny.
- Obiecuję. A teraz zmykaj do domu. – uśmiechnął się Max. Tess wstała i wyszła z kawiarni.
Dziwiło go zachowanie Tess. Dawno nie była taka opiekuńcza, troskliwa o niego. Bała się. Czuł, że jest przerażona. Rzadko kłócili się z Nasedo, prawie nigdy, a jak już to o drobnostki życia codziennego: że Max się spóźnił na spotkanie, wrócił za późno, czy wyjechał bez uprzedzenia za miasto, ale nigdy o sprawy kosmiczne. Nigdy, dopóki nie przyjechali do Roswell, miasta kosmitów. Wiedział że Tess boi się rozszyfrowania kim jest, woli pozostać dla wszystkich anonimowa, nie chce poznać pozostałych. Dlatego że byli zdrajcami. Maxa zdziwiło ile razy powtarzają dziennie słowo zdrajcy. Dlaczego ich tak nazywamy? Dlatego że rozbili statek? Może to był błąd przy lądowaniu. Przecież o wszystkim wiemy z ust Nasedo, a jeżeli on wyolbrzymił prawdę. Jeśli Ray popełnił tylko mały błąd przy lądowaniu? Chciałbym móc z nimi porozmawiać, ale bez odkrywania kim jestem. Szkoda że nie mam tej mocy co ma Nasedo.
Tess szła ciemny chodnikiem do domu. Bała się o siebie i o ... Maxa. Zawsze się bała o Maxa, ale to mieli małe problemy ze skórami czy FBI, ale teraz czuła że jest to poważna sprawa. Nigdy nie spotkali tak silnego wroga. Ale najbardziej przerażała ją myśl, że nie boi się o Maxa jak o przyjaciela tylko jak o ... chłopaka, miłość swojego życia. Czyżbym się zakochała? Czy to nasza mocna więź na mnie tak działa?
Nagle z krzaków wyłoniła się ręka, która chwyciła Tess za ramię. Dziewczyna przeraźliwie krzyknęła. Pomyślała że to Ray pochwycił ją. Tajemnicza postać zasłoniła jej usta.
- Nie krzycz to ja! – Dziewczyna spojrzała na postać. Rozpoznała w niej ... Nasedo.
- Co ty tu robisz? – wyszeptała, jeszcze przerażona Tess.
- Idę pod Crashdown, by następnie śledzić Raya. Chce mu wykraść kamienie.
- Nie lepiej porozmawiać.
- Tess, chyba mnie zrozumiesz. Nie chcę narażać ani ciebie ani tym bardziej Maxa na wystawianie się na niebezpieczeństwo.
- Też nie chce, ale obiecał nie popełniać głupstwa.
- Rozmawiałaś z nim – Nasedo stał się podejrzliwy.
- Tak. Wie kim jest Ray i Rath. Obiecał mi ich nie poznać bliżej.
- Tess, chcesz go uchronić przed nimi. Prawda? – dziewczyna przytaknęła. – Musisz trzymać go z daleka od nich i ode mnie. Jeśli będzie zawsze mnie śledził, nie będę mógł wykraść kamieni.
- Ale jak mam to robić?
- Chodź z nim wszędzie. Przy tobie będzie zachowywał się rozsądnie.
- Dobrze.
Do Maxa podeszła Isabel.
- Cześć, poznaliśmy się dzisiaj na festiwalu. Dołącz do nas. – poprosiła. Przedstawiła wszystkich chłopakowi.
Rozmawiali o festynie, pogodzie, Roswell. Max polubił wszystkich, ale czuł się spięty, znając prawdę o nich, a nie mogąc się przyznać.
- Wierzysz w katastrofę UFO, która miała tu miejsce? – zapytał nagle Ray.
- Tak. To możliwe że kosmici żyją wśród nas. – „Wchodzimy na niebezpieczną drogę”
Max odwrócił na chwilę głowę. Ray postanowił to wykorzystać na sprawdzenie kim jest Max? Jeśli się odwróci jak go zawołam to znaczy że jest królem. Oby nim był. Wyczuł napięcie które emitowało od Isabel i Michaela. Oni tez zdawali sobie sprawę że nadchodzi moment rozłożenia kart.
- Zan? – wyszeptał Ray. Czuł jak głos staje mu w gardle.
cdn.
Proszę komentujcie! Nie chce przestać umieszczać dalszych części.
- Isabel?
Dziewczyna powoli odwróciła głowę w jego kierunku.
- Chyba czas iść do Crashdown. Może przyjdzie tam ten nowy chłopak, pokażesz go nam.
- To chodźmy.
Wszyscy już byli w kawiarni, kiedy dotarli do nich Alex i Isabel.
- Isabel, widzisz gdzieś tego chłopaka? – zapytał Kyle.
Dziewczyna rozejrzała się.
- Nie.
- I co teraz? – zapytała Maria.
Dzwoneczki przy drzwiach zadzwoniły, obwieszczając nowego klienta. Do środka weszła Tess.
- To ta blondyna która była na festiwalu z Maxem. – zauważyła Liz. – Może wie gdzie jest?
- I co, podejdziesz do niej i spytasz się gdzie jest Max? Przecież my oprócz jego imienia nic o nim nie wiemy. – zauważył Kyle.
- Przecież możemy powiedzieć że go dzisiaj poznaliśmy.
- A skąd wiecie, że ona go zna? To wyglądałoby jak byśmy go śledzili. – do wszystkich dotarło, co mówi Kyle. Wiedzieli że ma rację.
- To zostaje nam czekanie? Zrozum, Kyle to być może mój brat?
- Isabel, musisz uzbroić się w cierpliwość.
Michael przyglądał się Isabel. Rozumiał co czuje. Dla niego znalezienie Zana również wiele znaczyło. Wierzył, że znajdzie w nim przyjaciela, brata.
Tess podeszła do lady zamówić wodę mineralną. Już miała skierować się do wolnego stilika, kiedy do kawiarni wszedł Max.
- To on – wyszeptała Isabel do Raya.
- Wiecie co jest w tym najdziwniejsze? – zapytał ich wszystkich Ray. – Że ja jego też podejrzewałem.
- To ten chłopak co usiadł niedaleko Nasedo. Co on może mieć wspólnego? – nie rozumiał Michael.
- Od jego wejścia, Nasedo się zmienił, stał się czujny na to co mówi i co chwila spoglądał na chłopaka.
- Sądzisz, że to on?
Ray nic nie odpowiedział, tylko skierował swoją uwagę na Maxa. Chłopak zauważywszy Tess podszedł do niej.
- Co ty tu robisz?
- Siedziałam u siebie w pokoju, czekając na ciebie, ale długo się nie zjawiałeś więc wyszłam na spacer. Chciałabym z tobą porozmawiać o tym co się wydarzyło dzisiaj. – Tess spojrzała chłopakowi w oczy.
- Nie teraz Tess. Wracaj do domu. – Max po raz pierwszy rozejrzał się po wnętrzu. Natychmiast dostrzegł Raya i chłopaka towarzyszącemu mu na spotkaniu z Nasedo. Nie umknęło jego uwagi, że wpatrywali się w nich. Maxa zadziwiła taka duża grupa ludzi wokół nich, według nie go w Roswell była tylko trójka kosmitów. Więc kim są ci ludzie? Wrogami czy przyjaciółmi? Znają ich prawdę o pochodzeniu?
- Max nie będziesz mi rozkazywał! – usłyszał podniesiony ton głosu Tess.
- Usiądźmy. – razem skierowali się do pustego stolika, który sąsiadował ze stolikiem zajmowanym przez Raya.
- Tess – mówił szeptem Max – ta kłótnia między mną a Nasedo wynikła ze stresu, napięcia. Wszyscy musimy się spotkać i obgadać sprawę kamieni. Nie wierze że oni też nie chcą poznać naszego prawdziwego domu.
- Max, ty śledziłeś wtedy Nasedo. Jak oni wyglądają?
- Tess, wybacz nie powiem ci tego. Jeszcze się przed nimi zdradzisz. Nie mogę narażać cię na niebezpieczeństwo.
- Ale ty wiesz jak wyglądają! A czy oni wiedzą o tobie?
- Wątpię. Nie dosiadłem się do Nasedo, jak oni byli w kawiarni.
- Max, wiem że chcesz ich poznać, widać to po twoich oczach. Ale proszę cię, nie narażaj siebie na niebezpieczeństwo. To zdrajcy i nie wiemy jakie mogą mieć plany wobec nas. Obiecaj mi, że będziesz rozsądny.
- Obiecuję. A teraz zmykaj do domu. – uśmiechnął się Max. Tess wstała i wyszła z kawiarni.
Dziwiło go zachowanie Tess. Dawno nie była taka opiekuńcza, troskliwa o niego. Bała się. Czuł, że jest przerażona. Rzadko kłócili się z Nasedo, prawie nigdy, a jak już to o drobnostki życia codziennego: że Max się spóźnił na spotkanie, wrócił za późno, czy wyjechał bez uprzedzenia za miasto, ale nigdy o sprawy kosmiczne. Nigdy, dopóki nie przyjechali do Roswell, miasta kosmitów. Wiedział że Tess boi się rozszyfrowania kim jest, woli pozostać dla wszystkich anonimowa, nie chce poznać pozostałych. Dlatego że byli zdrajcami. Maxa zdziwiło ile razy powtarzają dziennie słowo zdrajcy. Dlaczego ich tak nazywamy? Dlatego że rozbili statek? Może to był błąd przy lądowaniu. Przecież o wszystkim wiemy z ust Nasedo, a jeżeli on wyolbrzymił prawdę. Jeśli Ray popełnił tylko mały błąd przy lądowaniu? Chciałbym móc z nimi porozmawiać, ale bez odkrywania kim jestem. Szkoda że nie mam tej mocy co ma Nasedo.
Tess szła ciemny chodnikiem do domu. Bała się o siebie i o ... Maxa. Zawsze się bała o Maxa, ale to mieli małe problemy ze skórami czy FBI, ale teraz czuła że jest to poważna sprawa. Nigdy nie spotkali tak silnego wroga. Ale najbardziej przerażała ją myśl, że nie boi się o Maxa jak o przyjaciela tylko jak o ... chłopaka, miłość swojego życia. Czyżbym się zakochała? Czy to nasza mocna więź na mnie tak działa?
Nagle z krzaków wyłoniła się ręka, która chwyciła Tess za ramię. Dziewczyna przeraźliwie krzyknęła. Pomyślała że to Ray pochwycił ją. Tajemnicza postać zasłoniła jej usta.
- Nie krzycz to ja! – Dziewczyna spojrzała na postać. Rozpoznała w niej ... Nasedo.
- Co ty tu robisz? – wyszeptała, jeszcze przerażona Tess.
- Idę pod Crashdown, by następnie śledzić Raya. Chce mu wykraść kamienie.
- Nie lepiej porozmawiać.
- Tess, chyba mnie zrozumiesz. Nie chcę narażać ani ciebie ani tym bardziej Maxa na wystawianie się na niebezpieczeństwo.
- Też nie chce, ale obiecał nie popełniać głupstwa.
- Rozmawiałaś z nim – Nasedo stał się podejrzliwy.
- Tak. Wie kim jest Ray i Rath. Obiecał mi ich nie poznać bliżej.
- Tess, chcesz go uchronić przed nimi. Prawda? – dziewczyna przytaknęła. – Musisz trzymać go z daleka od nich i ode mnie. Jeśli będzie zawsze mnie śledził, nie będę mógł wykraść kamieni.
- Ale jak mam to robić?
- Chodź z nim wszędzie. Przy tobie będzie zachowywał się rozsądnie.
- Dobrze.
Do Maxa podeszła Isabel.
- Cześć, poznaliśmy się dzisiaj na festiwalu. Dołącz do nas. – poprosiła. Przedstawiła wszystkich chłopakowi.
Rozmawiali o festynie, pogodzie, Roswell. Max polubił wszystkich, ale czuł się spięty, znając prawdę o nich, a nie mogąc się przyznać.
- Wierzysz w katastrofę UFO, która miała tu miejsce? – zapytał nagle Ray.
- Tak. To możliwe że kosmici żyją wśród nas. – „Wchodzimy na niebezpieczną drogę”
Max odwrócił na chwilę głowę. Ray postanowił to wykorzystać na sprawdzenie kim jest Max? Jeśli się odwróci jak go zawołam to znaczy że jest królem. Oby nim był. Wyczuł napięcie które emitowało od Isabel i Michaela. Oni tez zdawali sobie sprawę że nadchodzi moment rozłożenia kart.
- Zan? – wyszeptał Ray. Czuł jak głos staje mu w gardle.
cdn.
Proszę komentujcie! Nie chce przestać umieszczać dalszych części.
Tigi nie przestawaj zamieszczać kolejnych części. To opowiadanko jest świetna śuper poprowadziłaś wątek. To jest świeże spojrzenia na losy bohaterów i zapowiada się coraz lepiej. A teraz biorę się do czytania części którą właśnie zamieściłaś O moich przemyśleniach napiszę później ale nie jestem pewna czy właśnie dzisiaj.
Aha mam pytanko dlaczego nie kończysz "Przeznaczenia" ?? Ta historia też była świetna
Aha mam pytanko dlaczego nie kończysz "Przeznaczenia" ?? Ta historia też była świetna
Natalii, specjalnie dla ciebie zamieszcze niedługo na xcomie. Przeznaczenie. Tylko popracuje nad nowym zakończeniem. Przeznaczenie skończyłam dawno temu, ale nie zamieszczam, ponieważ końcówka mi się nie podoba i powinnam ją zmienić, tylko mi się nie chcę. Ale jeśli Ci się podobało, to się zmobilizuje.
Oto i kolejna część.
Pod Crashdown doszedł Nasedo. Zauważył Maxa siedzącego razem z Rayem. Zaniepokojony tym faktem Nasedo wszedł szybko do środka. Na odgłos dzwoneczka, Max odwrócił się. Usłyszał jak Ray wymawia jego antarskie imię. Chciał się odwrócić, ale mocne spojrzenia Nasedo powstrzymywało go.
- Zan? – powtórzył Ray. Kiedy to nie poskutkowało, zapytał – Max?
- Max co się stało? – zaniepokoiła się Isabel. Chłopak w ogóle nie reagował na nich.
- Zan? – zapytał tym razem Michael. Max odwrócił się do niego. Jego oczy nic nie wyrażały. Wszyscy byli zdumieni oraz zaniepokojeni.
- Macie rację. Czas odkryć, kim jestem.
Do stolika podszedł szybko Nasedo. W tym momencie był z siebie zadowolony, że na dzisiejsze spotkanie miał maskę.
- Max! Idziemy!
Chłopak spojrzał na niego ostrym wzrokiem.
- Chodź. – Max widział to wściekłe spojrzenie, pragnął zostać na miejscu i porozmawiać z Rayem o kamieniach, ale nie miał na dzisiaj już sił na kolejną kłótnię z Nasedo, a na to się zanosiło. Wolał już go dzisiaj nie prowokować.
Max wstał i podążył za Nasedo.
- Kim był ten człowiek? – zapytała nieśmiało Maria.
- Musimy się pośpieszyć! – Ray wstał gwałtownie i podążył do wyjścia. Zależało mu na śledzeniu Maxa i jego towarzysza. Jeśli to Zan, a wszystko na to wskazywało, ciągle pamiętał zdanie wypowiedziane przez Maxa, że czas odkryć prawdę, to jest w niebezpieczeństwie.
Za Rayem szybko podążali Micheal i Isabel.
- Max, co ty sobie wyobrażasz! To nasi wrogowie, a ty z nimi po przyjacielsku siadasz? Wytłumacz mi się natychmiast! – krzyczał Nasedo.
- Poczekaj aż dojdziemy do domu. Wszyscy się na nas patrzą.
- Nie mam zamiaru znów denerwować Tess. Jedziemy na pustynię.
- Dokąd oni jadą? – zapytała Isabel.
- Nie wiem. Obojętnie co usłyszycie na mój temat, swój nie wierzcie temu. Pamiętajcie Nasedo chce Zana zrazić do nas. Wy się schowacie i nie będzie się pokazywać. – tłumaczył Ray.
- Co może się stać?
- Nie wiem. Naszym zadaniem jest chronienie i uratowanie Zana. Nie mogę zostawić go samego z złym Nasedo. On nie panuje nad sobą.
- Sam nie dasz rady! A co jeśli to jednak nie jest On? – Isabel zaczęła się bać. Nigdy ray nie był tak poważny.
- To tylko popatrzymy! – odpowiedział za niego Michael.
Skręcili za nimi na pustynie. Schowali wóz za skałami a sami podbiegli bliżej by słyszeć o czym rozmawiają.
Nasedo krążył wokół Maxa. Spojrzał na Maxa. Chłopak przestał się już bać. Wiedział że Nasedo najwyżej tylko pokrzyczy, ale nic więcej nie zrobi. Spokojne spojrzenie Maxa jeszcze bardziej zdenerwowało Nasedo. Wymierzył mu policzka.
- Już więcej nie zachce Ci się głupot.
Max nie był już tym spokojnym chłopcem co przed chwilą. Patrzył gniewnie na opiekuna.
- Czy ty chcesz nas zgubić?! Zależy Ci na naszej śmierci!? Pomyśl o Tess. Przy nich jest bezbronna. Czy ty myślisz że jak jesteś królem to masz niewyobrażalną moc, którą możesz ich zawsze pokonać? Po co się ujawniać! Lepiej jak chcesz zaatakować to z ukrycia, niech nie wiedzą kim jesteś! Jutru wykradniemy im kamienie! – krzyczał Nasedo.
- Licz się tonem jakim do mnie mówisz! – zdenerwował się Max. – Twoje zachowanie jest nie do zniesienia. Będę robić co uważam za słuszne. Spróbuję po przyjacielsku porozmawiać, a nie od razu kraść. Wydają mi się mili.
- Bo nie wiedzą kim jesteś!
- Zamilcz! Czy ty czasami nie chcesz mnie zmylić? – Max stał się podejrzliwy. – Co ty kombinujesz?
- Wrócić do domu.
- Nie słuchaj go, panie! – zza skał wyszedł Ray. – Chce Cię zdradzić. Przyznał się!
Max obejrzał się zaskoczony. Michael i Isabel również spoglądali na niego zdziwieni, ale zostali na swoich miejscach.
- O czym ty mówisz? – zapytał Max.
- Mówiłem że to zdrajca. Chce nas zmylić! –Nasedo wystrzelił promień w kierunku Raya, ale ten zdążył się zasłonić.
- Porozmawiajmy w trójkę! – rozkazał Max.
- Chcesz go słuchać! – nie dowierzał Nasedo.
- A ma słuchać ciebie!? Można tobie jeszcze wierzyć?
Pojawienie się Raya wywołało na Maxie wielkie zdziwienie, ale i radość. Nareszcie porozmawiają. Ale również się obawiał czy Nasedo jednak nie miał racji co do jego zdrady. Czemu by ich śledził na pustyni. Żeby ich zabić? Ale znowu Nasedo ciągle oszukiwał go i załatwiał wszystko na własną rękę.
Ray podszedł powoli do stojącej dwójki. Nie spodziewał się, że Max pozwoli mu mówić. W ich kłótni wyczuł szansę uratowania Zana.
Zaś w duszy Nasedo rosło uczucie przerażenia, jak i złość na Raya, Maxa. Czemu dał się sprowokować i zaatakował Raya. Tym samym przyznał się częściowo do zdrady Maxa.
Dla Isabel i Michaela ta chwila trwała wieczność. Michael już wstawał by obronić Raya, ale Isabel go powstrzymała.
- Poradzi sobie! – szepnęła.
Dziewczyna przytuliła się do chłopaka.
- Odnalazłam brata. Tak się cieszę że to on!
- Zan czy lepiej Max, on chce kamienie by sprowadzić tu wojska nieprzyjaciela. Jak cię pokona, to Kivar będzie mógł zająć twoje miejsce i zostać królem Antaru.
- Kłamie! Jak bym chciał go zdradzić, zrobiłbym to 10 lat temu, gdy był mały.
- 10 lat temu, Kivar nie wiedział nic o nas na Ziemi. Nie dawno Ziemię odwiedził jeden ze sług Kivara. Wiesz gdzie trafił? Do Los Angeles.
- Przecież my tak mieszkaliśmy! – zdumiał się Max.
- Tak. Przyleciał zawrzeć z Nasedo układ, na mocy którego miałeś zginąć.
- Jaki układ? Żaden obcy nas nie odwiedził. Powiedz lepiej że trafił do Roswell, jeśli wiesz o jego istnieniu.
- Tobie nie będę się tłumaczył. Zan, uwierz mi. Mam dobre intencje.
- A kto spowodował katastrofę? Specjalnie zderzyłeś nas z Ziemią byśmy zginęli – Nasedo nie poddawał się.
- To był wypadek. Wszyscy dobrze o tym wiemy.
- Przestańcie! – Max miał już dosyć słuchania ich kłótni. – Wracam do domu!
- Grozi Ci niebezpieczeństwo! – chciał powstrzymać Maxa Ray. Nie mógł nie wiedzieć komu ufa, teraz król.
Zza skał wyszła Isabel z Michaelem.
- Max, uwierz nam! – spojrzała błagalnie na Maxa. Choć tym razem stała w odległość od niego, wyczuwała jego strach. Ta sytuacja przerastała go. Współczuła mu wyboru komu ma zaufać. My jesteśmy dla niego obcymi ludźmi, myślała.
Max odwrócił się aby spojrzeć na twarze Raya i Nasedo. Komu mam ufać? Musze to przemyśleć. Max spojrzał na siostrę. Czy ona mogła by chcieć go zdradzić? Czy Tess też jest w to zaplątana, jeśli to Nasedo jest zdrajcom. Poczuł odrazę do tego miejsca. Po co przyjeżdżali do Roswell. Czemu zachciało im się poznać Antar? Tyle przez to problemów.
- Dajcie mi spokój! Wszyscy!
Ruszył biegiem przed siebie, nie obdarzywszy ich już więcej spojrzeniem.
- Co będzie teraz? – zapytał Micheal.
- Jest remis. – powiedział Ray patrząc na Nasedo – Nie uwierzył nam do końca, ale nie jest ufa już Nasedo.
- To wy przegracie! – nasedo udał się do samochodu.
- Nie bądź tego taki pewny.
Całą drogę do Crashdown, Ray przemilczał. W środku wszyscy jeszcze na nich czekali.
- I co? – pytali, zanim tamci zdążyli usiąść.
- Mam dla was zadanie – Ray popatrzył po wszystkich twarzach. – Liz, Maria, któraś z was musi przekonać Maxa do nas. Nie jest źle, waha się, kto z nas mówi prawdę. Musimy to wykorzystać. Nasedo ma Ava, my mamy siebie. Która z was podejmie się tego zadania?
- Ja, poznałam go już w szkole, będzie mi łatwiej. – powiedziała Liz.
- Dobra. Nie możemy napierać, ale też nie możemy czekać bezczynnie. Michael i Isabel, wy się nie wtrącajcie. Czekajcie.
- Ale on jest jednym z nas, moim bratem.
- Isabel, przyjdzie czas że porozmawiacie. Wracajcie do domów, jest późno.
Max nie wiedział jak długo biegł. Chciał uciec, uciec od kłótni, myśli. Myśli, które mu cały czas przewijały się. Komu wierzyć? Tak bardzo chciał ich poznać, ale w innej sytuacji. Oni go po prostu szpiegowali! Z Nasedo żył 10 lat, ufał mu, choć ostatnio Nasedo dziwne podejmował decyzję, nie mógł uwierzyć że on miałby być zdrajcom.
Ray. Max wcale go nie znał, ale jeśli chciałby go zdradzić czy by mówił mu że grozi niebezpieczeństwo. Jego siostra. Czy nie chciałaby go poznać, tylko od razu zdradzać?
Ale Nasedo ostrzegał.
Max zapragnął porozmawiać z kimś nie zaplątanym w tą sytuację, ale z kimś kto znałby prawdę. Mógł mu doradzić. Czuł na sobie wielką odpowiedzialność za Tess, siebie, mieszkańców Antaru i za Nasedo i Raya. Któryś z nich kłamie, ale który?
Max dobiegł do drogi. Przez chwilę stał próbując nabrać tchu. Postanowił wracać do Roswell, szedł parę metrów od drogi, by żaden samochód go nie zauważył.
Nasedo wszedł wściekły do mieszkania. Nie zważał uwagi, że już dawno po północy i Tess może spać. Dziewczyna jednak siedziała na fotelu, ze skulonymi nogami.
- Gdzie Max?
- Nie wiem. Tess, ufasz mi?
- Oczywiście, jesteś dla nas jak ojciec.
- Idź spać.
- Na stole masz zrobioną kolację.
Nasedo zostawszy sam usiadł przy stole. Był zmęczony dzisiejszym dniem. Tyle wydarzeń: rozmowa z Rayem, kłótnia z Maxem, szukanie go, no i wydarzenie na pustyni. Gdzie jest Max? Odbiegł od nich tak szybko. Był pełen wątpliwość, czy nie zrobił sobie krzywdy? Choć miał go zdradzić już niedługo, żal zrobiło mu się chłopaka, tego co teraz przeżywa. Zdziwiło go, że jest wstanie zrozumieć co dzieję się w duszy Maxa. Tyle wydarzeń kręci się teraz wokół jego osoby. Nigdy nie mieli tylu problemów, wątpliwość. Prawie czuł jego bezradność, przerażenie. Najchętniej pojechałby na poszukiwanie go, ale nie chciał zostawiać Tess samej. Dziewczyna musiała się bać. Tak długo nie wracali, Maxa nie było. Gdyby ją teraz zostawił, na pewno by mu nie wybaczyła. Teraz bał się też o siebie. Martwił się o innych co nigdy się nie zdarzało. Gdyby to się działo przed spotkanie z wysłannikiem Kivara, nie byłby wstanie zdradzić Zana. Ale zrobił to. Dla kogo? Dla Tess? Obroniłby ją razem z Maxem, przed Kivarem. Nie pozwoliłby jej skrzywdzić. Ale już za późno.
Nasedo wziął talerz, wlał herbatę i szybko zjadł kolację. Jeszcze chwilę posiedział przy stole i zapadł w sen.
Na dworze świtało. Wschodził nowy dzień, kiedy Max wreszcie dotarł do mieszkanie. Otworzył po cichu drzwi. Wszyscy spali, może w niecodziennych pozach, jak Nasedo na krześle, ale było cicho.
Umył twarz i poszedł do swego pokoju położyć się. Był tak wyczerpany wydarzeniami i przebytą drogą że momentalnie usnął.
Tess obudziła się pierwsza. Niespokojna o Maxa, poszła szybko sprawdzić czy przebywa w swoim pokoju. Na jego widok uspokoiła się. Przykryła kocem i zamknęła ostrożnie drzwi. Następnie w kuchni pozmywała i zaczęła robić pyszne śniadanie dla trzech osób.
Nie wiedziała co wydarzyło się wczoraj w nocy, i nie pragnęła. Czuła, że obaj mężczyźni zaopiekują się nią i nie pozwolą jej skrzywdzić. Nie będzie mieszała się w sprawy nie dotyczące jej.
Zapach przygotowywanej jajecznicy obudził Nasedo.
- Witaj Tess. – uśmiechnął się do niej.
- Max wrócił. – Nasedo spojrzał szybko na drzwi do Maxa pokoju. Poczuł ulgę wiedząc o jego obecność. Nie wiedział czy to ulga spowodowane tym że Max jeszcze trochę mu ufa czy tym że nic złego mu się nie przytrafiło.
- Tess, pójdziesz sama do szkoły. Dajmy mu się wyspać.
- Dobrze.
Liz wstała z uśmiechem na twarzy. Miała w szkole do wypełnienia ważne zadanie, które sprawiało jej wiele radość. Wreszcie będzie mogła lepiej poznać Maxa. Ciągle pamiętała jego nieziemskie oczy, ale teraz jej już ni dziwiły. W końcu pochodził stamtąd.
W szkole przez każda godzinę starała się znaleźć Maxa, a nie było to łatwe ponieważ dzisiaj jeszcze w szkole trwał festiwal. Od jutra mieli mieć dopiero normalne lekcje. Mignęła jej parę razy sylwetka Tess, ale zawsze była sama. Bez niego. Liz zaczęła się niepokoić. Może coś mu się stało na pustyni w nocy? Jej obawy przeszły dopiero popołudniu. Zauważyła Maxa stojącego pod drzewem. Zauważyła z daleka że Tess idzie w jego kierunku. Liz zapragnęła być wcześniej i wymienić z nim parę zdań. Przyśpieszyła kroku.
- Max, cześć to ja Liz. – chłopak spojrzał na nią. Nie był zadowolony z jej widoku, pamiętał ją siedząca z Rayem. Czy wie o ich prawdziwej tożsamość?
- Cześć.
- Podoba Ci się w Roswell?
- Ładne miasteczko. Czy chcesz ode mnie czegoś konkretnego?
- Nie, chciałam tylko porozmawiać.
- Na temat wczorajszych wydarzeń.
- Też. – Liz uznała że nie ma co kłamać, jeśli ma zdobyć jego zaufanie.
- Czemu się mieszasz w nie swoje sprawy?
- To też jest moja. To są moi przyjaciele.
Do rozmawiających podeszła Tess.
- To jest Tess, a to Liz. – zapoznał Max dziewczyny ze sobą.
- Wyspałeś się? – zapytał słodko Tess.
- Tak. Dzięki za koc i śniadanie. Idziemy?
Para już odchodziła kiedy Liz przytrzymała rękę Maxa.
- Oni są godni zaufania. Musisz się zastanowić, komu ufać. To nie będzie się wiecznie ciągnęło, oni w końcu przylecą.
Max poczuł emocje Liz, przez dotyk. Widział obrazy z jej życia. Widział jak poznała obcych, jak ufali sobie wszyscy nawzajem i nie było wśród nich negatywnych uczuć. Nikt nie pragnął nikogo skrzywdzić.
Max spojrzał na Liz.
- Wszystko w swoim czasie. – Liz wyczuła w tym zdaniu sympatię do niej po raz pierwszy. Zastanawiała się co spowodowało taką zmianę. Ale Liz się ucieszyła. Nie stali na przegranej pozycji.
Liz oczekiwała cały wieczór, że Max przyjdzie do Crashdown, ale już zamykała z Marią drzwi, a on nie zjawił się. Nikt z obcych nie zjawił się.
- Rozmawiałaś z nim? –Maria wreszcie nie wytrzymała i spytała Liz.
- Tak, nie było to najlepsza rozmowa, ale nie możemy tracić nadziei.
- To musi być ciężkie wybrać miedzy osobami znanymi od dzieciństwa a nowo poznanymi. Jak mu chcesz pomóc?
- Maria, nie mam pojęcia. Nie miałabym tyle sił, gdyby nie wierzyła że w końcu zaufa nam.
Tydzień do końca mijał spokojnie. Max z Nasedo odnosili się do siebie sympatycznie, postronny obserwator, nie zauważyłby że parę dni temu zdarzył się coś bardzo ważnego dla obu. Liz starała się rozmawiać z Maxem, ale on nie chciał na temat komu zaufać, więc rozmawiali o normalnych sprawach. Coraz bardziej Liz poznawała wnętrze Maxa, i co dziwne, zakochała się. Każdego dnia myślała o Maxie. Wreszcie odnalazła swóją druga połówkę. Tylko na drodze stała jej Tess. Kim była dla Maxa? Dziewczyną czy przyjaciółką?
Ray codziennie obserwował z daleka Maxa, w razie czego gotów go chronić. Isabel siedziała po szkole albo u siebie albo u Alexa. Nie chodziła do Crashdown by przypadkowo nie spotkać Maxa. Nie byłby wtedy powstrzymać się i zagadałaby do niego. Michael. Michael cały tydzień chodził po mieście najbardziej wyluzowany z obcych. Pamiętał o prośbie Raya by z Maxem nie rozmawiać, ale to nie przeszkadzało mu na spotykaniu się z Marią. Kyle nie przejmował się sytuacją z Maxem. Żył normalnie. Wszyscy żyli spokojnie.
Aż nastał ten dzień. Dzień który zapoczątkował wiele zmian w życiu niektórych z nich. A zaczął się zwyczajnie. Niebo było raczej bezchmurne, czasami gdzieś na horyzoncie widać było mały obłoczek chmurki. Słońce od rana ciepło świeciło. Ptaki ćwierkały, psy biegały po ulicach. Sklepy normalnie otwierano. Zwykły powszedni dzień.
Ray obudził się ze złym przeczuciem. Wielkie zło zbliżało się do Roswell. Ubrał się szybko, wziął dwie skibki chleba. Napisał szybko karteczkę Michaelowi i wybiegł z domu. Chciał jak najszybciej dostać się do jaskini i sprawdzić co za niebezpieczeństwo się zbliża. Był bardzo zdziwiony, kiedy w jaskini Granolith pokazał czyste niebo. Nikt nie zbliżał się do Roswell. Więc co to za zagrożenie?
Michael obudził się chwilę po wyjściu Raya. Przeczytał karteczkę:
Pilnuj Maxa. Grozi mu dzisiaj wielkie niebezpieczeństwo. Ray
Chłopak wziął prysznic i poszedł czuwać pod mieszkaniem Maxa. Dzięki Rayowi wiedzieli już gdzie mieszka.
Cały czas mieszkanie Michaela obserwował Nasedo. On tak samo jak Ray bawił się w śledzenie. Wiedział co robi Ray, jak chodzi za Maxem i wraca potem do domu.
Nie umknęło mu wyjście dzisiaj ani Raya ani Michaela. Zakradł się do ich mieszkania i przeszukiwał je. W końcu znalazł to po co przyszedł. Kamienie. Były schowane pod łóżkiem Raya. Zostawił wszystkie rzeczy na swoim miejscu i wyszedł. Następnie udał się na pustynię. Zastanawiał się przez chwilę, ale w końcu wysłał sygnał. Sygnał który odebrał Kivar.
Ray chciał już wychodzić z jaskini, kiedy na świetlnej mapie Granolithu pojawił się znak, który posuwał się w kierunku Ziemi. Ray rozpoznał kształt tych punkcików.
- Wojska Kivara – wyszeptał. Wybiegł z jaskini. Znaczyło to, że Nasedo zdobył kamienie.
Pod Crashdown doszedł Nasedo. Zauważył Maxa siedzącego razem z Rayem. Zaniepokojony tym faktem Nasedo wszedł szybko do środka. Na odgłos dzwoneczka, Max odwrócił się. Usłyszał jak Ray wymawia jego antarskie imię. Chciał się odwrócić, ale mocne spojrzenia Nasedo powstrzymywało go.
- Zan? – powtórzył Ray. Kiedy to nie poskutkowało, zapytał – Max?
- Max co się stało? – zaniepokoiła się Isabel. Chłopak w ogóle nie reagował na nich.
- Zan? – zapytał tym razem Michael. Max odwrócił się do niego. Jego oczy nic nie wyrażały. Wszyscy byli zdumieni oraz zaniepokojeni.
- Macie rację. Czas odkryć, kim jestem.
Do stolika podszedł szybko Nasedo. W tym momencie był z siebie zadowolony, że na dzisiejsze spotkanie miał maskę.
- Max! Idziemy!
Chłopak spojrzał na niego ostrym wzrokiem.
- Chodź. – Max widział to wściekłe spojrzenie, pragnął zostać na miejscu i porozmawiać z Rayem o kamieniach, ale nie miał na dzisiaj już sił na kolejną kłótnię z Nasedo, a na to się zanosiło. Wolał już go dzisiaj nie prowokować.
Max wstał i podążył za Nasedo.
- Kim był ten człowiek? – zapytała nieśmiało Maria.
- Musimy się pośpieszyć! – Ray wstał gwałtownie i podążył do wyjścia. Zależało mu na śledzeniu Maxa i jego towarzysza. Jeśli to Zan, a wszystko na to wskazywało, ciągle pamiętał zdanie wypowiedziane przez Maxa, że czas odkryć prawdę, to jest w niebezpieczeństwie.
Za Rayem szybko podążali Micheal i Isabel.
- Max, co ty sobie wyobrażasz! To nasi wrogowie, a ty z nimi po przyjacielsku siadasz? Wytłumacz mi się natychmiast! – krzyczał Nasedo.
- Poczekaj aż dojdziemy do domu. Wszyscy się na nas patrzą.
- Nie mam zamiaru znów denerwować Tess. Jedziemy na pustynię.
- Dokąd oni jadą? – zapytała Isabel.
- Nie wiem. Obojętnie co usłyszycie na mój temat, swój nie wierzcie temu. Pamiętajcie Nasedo chce Zana zrazić do nas. Wy się schowacie i nie będzie się pokazywać. – tłumaczył Ray.
- Co może się stać?
- Nie wiem. Naszym zadaniem jest chronienie i uratowanie Zana. Nie mogę zostawić go samego z złym Nasedo. On nie panuje nad sobą.
- Sam nie dasz rady! A co jeśli to jednak nie jest On? – Isabel zaczęła się bać. Nigdy ray nie był tak poważny.
- To tylko popatrzymy! – odpowiedział za niego Michael.
Skręcili za nimi na pustynie. Schowali wóz za skałami a sami podbiegli bliżej by słyszeć o czym rozmawiają.
Nasedo krążył wokół Maxa. Spojrzał na Maxa. Chłopak przestał się już bać. Wiedział że Nasedo najwyżej tylko pokrzyczy, ale nic więcej nie zrobi. Spokojne spojrzenie Maxa jeszcze bardziej zdenerwowało Nasedo. Wymierzył mu policzka.
- Już więcej nie zachce Ci się głupot.
Max nie był już tym spokojnym chłopcem co przed chwilą. Patrzył gniewnie na opiekuna.
- Czy ty chcesz nas zgubić?! Zależy Ci na naszej śmierci!? Pomyśl o Tess. Przy nich jest bezbronna. Czy ty myślisz że jak jesteś królem to masz niewyobrażalną moc, którą możesz ich zawsze pokonać? Po co się ujawniać! Lepiej jak chcesz zaatakować to z ukrycia, niech nie wiedzą kim jesteś! Jutru wykradniemy im kamienie! – krzyczał Nasedo.
- Licz się tonem jakim do mnie mówisz! – zdenerwował się Max. – Twoje zachowanie jest nie do zniesienia. Będę robić co uważam za słuszne. Spróbuję po przyjacielsku porozmawiać, a nie od razu kraść. Wydają mi się mili.
- Bo nie wiedzą kim jesteś!
- Zamilcz! Czy ty czasami nie chcesz mnie zmylić? – Max stał się podejrzliwy. – Co ty kombinujesz?
- Wrócić do domu.
- Nie słuchaj go, panie! – zza skał wyszedł Ray. – Chce Cię zdradzić. Przyznał się!
Max obejrzał się zaskoczony. Michael i Isabel również spoglądali na niego zdziwieni, ale zostali na swoich miejscach.
- O czym ty mówisz? – zapytał Max.
- Mówiłem że to zdrajca. Chce nas zmylić! –Nasedo wystrzelił promień w kierunku Raya, ale ten zdążył się zasłonić.
- Porozmawiajmy w trójkę! – rozkazał Max.
- Chcesz go słuchać! – nie dowierzał Nasedo.
- A ma słuchać ciebie!? Można tobie jeszcze wierzyć?
Pojawienie się Raya wywołało na Maxie wielkie zdziwienie, ale i radość. Nareszcie porozmawiają. Ale również się obawiał czy Nasedo jednak nie miał racji co do jego zdrady. Czemu by ich śledził na pustyni. Żeby ich zabić? Ale znowu Nasedo ciągle oszukiwał go i załatwiał wszystko na własną rękę.
Ray podszedł powoli do stojącej dwójki. Nie spodziewał się, że Max pozwoli mu mówić. W ich kłótni wyczuł szansę uratowania Zana.
Zaś w duszy Nasedo rosło uczucie przerażenia, jak i złość na Raya, Maxa. Czemu dał się sprowokować i zaatakował Raya. Tym samym przyznał się częściowo do zdrady Maxa.
Dla Isabel i Michaela ta chwila trwała wieczność. Michael już wstawał by obronić Raya, ale Isabel go powstrzymała.
- Poradzi sobie! – szepnęła.
Dziewczyna przytuliła się do chłopaka.
- Odnalazłam brata. Tak się cieszę że to on!
- Zan czy lepiej Max, on chce kamienie by sprowadzić tu wojska nieprzyjaciela. Jak cię pokona, to Kivar będzie mógł zająć twoje miejsce i zostać królem Antaru.
- Kłamie! Jak bym chciał go zdradzić, zrobiłbym to 10 lat temu, gdy był mały.
- 10 lat temu, Kivar nie wiedział nic o nas na Ziemi. Nie dawno Ziemię odwiedził jeden ze sług Kivara. Wiesz gdzie trafił? Do Los Angeles.
- Przecież my tak mieszkaliśmy! – zdumiał się Max.
- Tak. Przyleciał zawrzeć z Nasedo układ, na mocy którego miałeś zginąć.
- Jaki układ? Żaden obcy nas nie odwiedził. Powiedz lepiej że trafił do Roswell, jeśli wiesz o jego istnieniu.
- Tobie nie będę się tłumaczył. Zan, uwierz mi. Mam dobre intencje.
- A kto spowodował katastrofę? Specjalnie zderzyłeś nas z Ziemią byśmy zginęli – Nasedo nie poddawał się.
- To był wypadek. Wszyscy dobrze o tym wiemy.
- Przestańcie! – Max miał już dosyć słuchania ich kłótni. – Wracam do domu!
- Grozi Ci niebezpieczeństwo! – chciał powstrzymać Maxa Ray. Nie mógł nie wiedzieć komu ufa, teraz król.
Zza skał wyszła Isabel z Michaelem.
- Max, uwierz nam! – spojrzała błagalnie na Maxa. Choć tym razem stała w odległość od niego, wyczuwała jego strach. Ta sytuacja przerastała go. Współczuła mu wyboru komu ma zaufać. My jesteśmy dla niego obcymi ludźmi, myślała.
Max odwrócił się aby spojrzeć na twarze Raya i Nasedo. Komu mam ufać? Musze to przemyśleć. Max spojrzał na siostrę. Czy ona mogła by chcieć go zdradzić? Czy Tess też jest w to zaplątana, jeśli to Nasedo jest zdrajcom. Poczuł odrazę do tego miejsca. Po co przyjeżdżali do Roswell. Czemu zachciało im się poznać Antar? Tyle przez to problemów.
- Dajcie mi spokój! Wszyscy!
Ruszył biegiem przed siebie, nie obdarzywszy ich już więcej spojrzeniem.
- Co będzie teraz? – zapytał Micheal.
- Jest remis. – powiedział Ray patrząc na Nasedo – Nie uwierzył nam do końca, ale nie jest ufa już Nasedo.
- To wy przegracie! – nasedo udał się do samochodu.
- Nie bądź tego taki pewny.
Całą drogę do Crashdown, Ray przemilczał. W środku wszyscy jeszcze na nich czekali.
- I co? – pytali, zanim tamci zdążyli usiąść.
- Mam dla was zadanie – Ray popatrzył po wszystkich twarzach. – Liz, Maria, któraś z was musi przekonać Maxa do nas. Nie jest źle, waha się, kto z nas mówi prawdę. Musimy to wykorzystać. Nasedo ma Ava, my mamy siebie. Która z was podejmie się tego zadania?
- Ja, poznałam go już w szkole, będzie mi łatwiej. – powiedziała Liz.
- Dobra. Nie możemy napierać, ale też nie możemy czekać bezczynnie. Michael i Isabel, wy się nie wtrącajcie. Czekajcie.
- Ale on jest jednym z nas, moim bratem.
- Isabel, przyjdzie czas że porozmawiacie. Wracajcie do domów, jest późno.
Max nie wiedział jak długo biegł. Chciał uciec, uciec od kłótni, myśli. Myśli, które mu cały czas przewijały się. Komu wierzyć? Tak bardzo chciał ich poznać, ale w innej sytuacji. Oni go po prostu szpiegowali! Z Nasedo żył 10 lat, ufał mu, choć ostatnio Nasedo dziwne podejmował decyzję, nie mógł uwierzyć że on miałby być zdrajcom.
Ray. Max wcale go nie znał, ale jeśli chciałby go zdradzić czy by mówił mu że grozi niebezpieczeństwo. Jego siostra. Czy nie chciałaby go poznać, tylko od razu zdradzać?
Ale Nasedo ostrzegał.
Max zapragnął porozmawiać z kimś nie zaplątanym w tą sytuację, ale z kimś kto znałby prawdę. Mógł mu doradzić. Czuł na sobie wielką odpowiedzialność za Tess, siebie, mieszkańców Antaru i za Nasedo i Raya. Któryś z nich kłamie, ale który?
Max dobiegł do drogi. Przez chwilę stał próbując nabrać tchu. Postanowił wracać do Roswell, szedł parę metrów od drogi, by żaden samochód go nie zauważył.
Nasedo wszedł wściekły do mieszkania. Nie zważał uwagi, że już dawno po północy i Tess może spać. Dziewczyna jednak siedziała na fotelu, ze skulonymi nogami.
- Gdzie Max?
- Nie wiem. Tess, ufasz mi?
- Oczywiście, jesteś dla nas jak ojciec.
- Idź spać.
- Na stole masz zrobioną kolację.
Nasedo zostawszy sam usiadł przy stole. Był zmęczony dzisiejszym dniem. Tyle wydarzeń: rozmowa z Rayem, kłótnia z Maxem, szukanie go, no i wydarzenie na pustyni. Gdzie jest Max? Odbiegł od nich tak szybko. Był pełen wątpliwość, czy nie zrobił sobie krzywdy? Choć miał go zdradzić już niedługo, żal zrobiło mu się chłopaka, tego co teraz przeżywa. Zdziwiło go, że jest wstanie zrozumieć co dzieję się w duszy Maxa. Tyle wydarzeń kręci się teraz wokół jego osoby. Nigdy nie mieli tylu problemów, wątpliwość. Prawie czuł jego bezradność, przerażenie. Najchętniej pojechałby na poszukiwanie go, ale nie chciał zostawiać Tess samej. Dziewczyna musiała się bać. Tak długo nie wracali, Maxa nie było. Gdyby ją teraz zostawił, na pewno by mu nie wybaczyła. Teraz bał się też o siebie. Martwił się o innych co nigdy się nie zdarzało. Gdyby to się działo przed spotkanie z wysłannikiem Kivara, nie byłby wstanie zdradzić Zana. Ale zrobił to. Dla kogo? Dla Tess? Obroniłby ją razem z Maxem, przed Kivarem. Nie pozwoliłby jej skrzywdzić. Ale już za późno.
Nasedo wziął talerz, wlał herbatę i szybko zjadł kolację. Jeszcze chwilę posiedział przy stole i zapadł w sen.
Na dworze świtało. Wschodził nowy dzień, kiedy Max wreszcie dotarł do mieszkanie. Otworzył po cichu drzwi. Wszyscy spali, może w niecodziennych pozach, jak Nasedo na krześle, ale było cicho.
Umył twarz i poszedł do swego pokoju położyć się. Był tak wyczerpany wydarzeniami i przebytą drogą że momentalnie usnął.
Tess obudziła się pierwsza. Niespokojna o Maxa, poszła szybko sprawdzić czy przebywa w swoim pokoju. Na jego widok uspokoiła się. Przykryła kocem i zamknęła ostrożnie drzwi. Następnie w kuchni pozmywała i zaczęła robić pyszne śniadanie dla trzech osób.
Nie wiedziała co wydarzyło się wczoraj w nocy, i nie pragnęła. Czuła, że obaj mężczyźni zaopiekują się nią i nie pozwolą jej skrzywdzić. Nie będzie mieszała się w sprawy nie dotyczące jej.
Zapach przygotowywanej jajecznicy obudził Nasedo.
- Witaj Tess. – uśmiechnął się do niej.
- Max wrócił. – Nasedo spojrzał szybko na drzwi do Maxa pokoju. Poczuł ulgę wiedząc o jego obecność. Nie wiedział czy to ulga spowodowane tym że Max jeszcze trochę mu ufa czy tym że nic złego mu się nie przytrafiło.
- Tess, pójdziesz sama do szkoły. Dajmy mu się wyspać.
- Dobrze.
Liz wstała z uśmiechem na twarzy. Miała w szkole do wypełnienia ważne zadanie, które sprawiało jej wiele radość. Wreszcie będzie mogła lepiej poznać Maxa. Ciągle pamiętała jego nieziemskie oczy, ale teraz jej już ni dziwiły. W końcu pochodził stamtąd.
W szkole przez każda godzinę starała się znaleźć Maxa, a nie było to łatwe ponieważ dzisiaj jeszcze w szkole trwał festiwal. Od jutra mieli mieć dopiero normalne lekcje. Mignęła jej parę razy sylwetka Tess, ale zawsze była sama. Bez niego. Liz zaczęła się niepokoić. Może coś mu się stało na pustyni w nocy? Jej obawy przeszły dopiero popołudniu. Zauważyła Maxa stojącego pod drzewem. Zauważyła z daleka że Tess idzie w jego kierunku. Liz zapragnęła być wcześniej i wymienić z nim parę zdań. Przyśpieszyła kroku.
- Max, cześć to ja Liz. – chłopak spojrzał na nią. Nie był zadowolony z jej widoku, pamiętał ją siedząca z Rayem. Czy wie o ich prawdziwej tożsamość?
- Cześć.
- Podoba Ci się w Roswell?
- Ładne miasteczko. Czy chcesz ode mnie czegoś konkretnego?
- Nie, chciałam tylko porozmawiać.
- Na temat wczorajszych wydarzeń.
- Też. – Liz uznała że nie ma co kłamać, jeśli ma zdobyć jego zaufanie.
- Czemu się mieszasz w nie swoje sprawy?
- To też jest moja. To są moi przyjaciele.
Do rozmawiających podeszła Tess.
- To jest Tess, a to Liz. – zapoznał Max dziewczyny ze sobą.
- Wyspałeś się? – zapytał słodko Tess.
- Tak. Dzięki za koc i śniadanie. Idziemy?
Para już odchodziła kiedy Liz przytrzymała rękę Maxa.
- Oni są godni zaufania. Musisz się zastanowić, komu ufać. To nie będzie się wiecznie ciągnęło, oni w końcu przylecą.
Max poczuł emocje Liz, przez dotyk. Widział obrazy z jej życia. Widział jak poznała obcych, jak ufali sobie wszyscy nawzajem i nie było wśród nich negatywnych uczuć. Nikt nie pragnął nikogo skrzywdzić.
Max spojrzał na Liz.
- Wszystko w swoim czasie. – Liz wyczuła w tym zdaniu sympatię do niej po raz pierwszy. Zastanawiała się co spowodowało taką zmianę. Ale Liz się ucieszyła. Nie stali na przegranej pozycji.
Liz oczekiwała cały wieczór, że Max przyjdzie do Crashdown, ale już zamykała z Marią drzwi, a on nie zjawił się. Nikt z obcych nie zjawił się.
- Rozmawiałaś z nim? –Maria wreszcie nie wytrzymała i spytała Liz.
- Tak, nie było to najlepsza rozmowa, ale nie możemy tracić nadziei.
- To musi być ciężkie wybrać miedzy osobami znanymi od dzieciństwa a nowo poznanymi. Jak mu chcesz pomóc?
- Maria, nie mam pojęcia. Nie miałabym tyle sił, gdyby nie wierzyła że w końcu zaufa nam.
Tydzień do końca mijał spokojnie. Max z Nasedo odnosili się do siebie sympatycznie, postronny obserwator, nie zauważyłby że parę dni temu zdarzył się coś bardzo ważnego dla obu. Liz starała się rozmawiać z Maxem, ale on nie chciał na temat komu zaufać, więc rozmawiali o normalnych sprawach. Coraz bardziej Liz poznawała wnętrze Maxa, i co dziwne, zakochała się. Każdego dnia myślała o Maxie. Wreszcie odnalazła swóją druga połówkę. Tylko na drodze stała jej Tess. Kim była dla Maxa? Dziewczyną czy przyjaciółką?
Ray codziennie obserwował z daleka Maxa, w razie czego gotów go chronić. Isabel siedziała po szkole albo u siebie albo u Alexa. Nie chodziła do Crashdown by przypadkowo nie spotkać Maxa. Nie byłby wtedy powstrzymać się i zagadałaby do niego. Michael. Michael cały tydzień chodził po mieście najbardziej wyluzowany z obcych. Pamiętał o prośbie Raya by z Maxem nie rozmawiać, ale to nie przeszkadzało mu na spotykaniu się z Marią. Kyle nie przejmował się sytuacją z Maxem. Żył normalnie. Wszyscy żyli spokojnie.
Aż nastał ten dzień. Dzień który zapoczątkował wiele zmian w życiu niektórych z nich. A zaczął się zwyczajnie. Niebo było raczej bezchmurne, czasami gdzieś na horyzoncie widać było mały obłoczek chmurki. Słońce od rana ciepło świeciło. Ptaki ćwierkały, psy biegały po ulicach. Sklepy normalnie otwierano. Zwykły powszedni dzień.
Ray obudził się ze złym przeczuciem. Wielkie zło zbliżało się do Roswell. Ubrał się szybko, wziął dwie skibki chleba. Napisał szybko karteczkę Michaelowi i wybiegł z domu. Chciał jak najszybciej dostać się do jaskini i sprawdzić co za niebezpieczeństwo się zbliża. Był bardzo zdziwiony, kiedy w jaskini Granolith pokazał czyste niebo. Nikt nie zbliżał się do Roswell. Więc co to za zagrożenie?
Michael obudził się chwilę po wyjściu Raya. Przeczytał karteczkę:
Pilnuj Maxa. Grozi mu dzisiaj wielkie niebezpieczeństwo. Ray
Chłopak wziął prysznic i poszedł czuwać pod mieszkaniem Maxa. Dzięki Rayowi wiedzieli już gdzie mieszka.
Cały czas mieszkanie Michaela obserwował Nasedo. On tak samo jak Ray bawił się w śledzenie. Wiedział co robi Ray, jak chodzi za Maxem i wraca potem do domu.
Nie umknęło mu wyjście dzisiaj ani Raya ani Michaela. Zakradł się do ich mieszkania i przeszukiwał je. W końcu znalazł to po co przyszedł. Kamienie. Były schowane pod łóżkiem Raya. Zostawił wszystkie rzeczy na swoim miejscu i wyszedł. Następnie udał się na pustynię. Zastanawiał się przez chwilę, ale w końcu wysłał sygnał. Sygnał który odebrał Kivar.
Ray chciał już wychodzić z jaskini, kiedy na świetlnej mapie Granolithu pojawił się znak, który posuwał się w kierunku Ziemi. Ray rozpoznał kształt tych punkcików.
- Wojska Kivara – wyszeptał. Wybiegł z jaskini. Znaczyło to, że Nasedo zdobył kamienie.
To naprawdę dobre opowiadanie...dziewczyno nie pisz, ze brak ci talentu...postacie wydają sie takie niejednoznaczne, skomplikowane...szczególnie przypadła mi do gustu postać Nasedo ...ciekawie rozwijasz watki, i nie zapominasz o tym, co ja osobiscie cenię najbardziej- o emocjach, myslach, refleksjach, wrażeniach...pisz dalej, jestem zaintrygowana...
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Zawsze podziwiam, jak ktoś potrafi uruchomić wyobraźnie i sam coś stworzyć. Jesteś tego przykładem tigi. Opowiadanie jest bardzo ciekawe, sporo sie dzieje i intrygująco są nakreślone sylwetki bohaterów. Mnie także podobał się Nasedo. No i Liz, tym razem ona kocha sie skrycie w chłopaku, który niewiele wie o jej uczuciach. Zaciekawiło mnie.
Gratuluję fantazji, pomysłów i zachęcam do pisania, tigi.
Gratuluję fantazji, pomysłów i zachęcam do pisania, tigi.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 32 guests