Opowiadanie-sztuka "Roswell"
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
- Graalion
- Mroczny bóg
- Posts: 2018
- Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
- Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
- Contact:
Opowiadanie-sztuka "Roswell"
Pójdzie w kilku postach. Czekam na wrażenia. Tylko ostrzegam, że oskarżeń o profanację zwykle nie biorę sobie do serca
Roswell – sztuka w 6 aktach.
Prolog.
Kurtyna nadal jest zaciągnięta. Na scenę wchodzi Narrator. Jest elegancko ubrany. Podchodzi do mikrofonu stojącego na przedzie sceny.
Narrator: Witam szanownych Państwa ...
W podłodze uchyla się ukryta klapa, przez którą wpada Narrator. Słychać uderzenie i krzyki „Moja noga! Moja noga!”, które jednak szybko cichną.
Akt 1
Scena 1
Kurtyna odsłania naturalnej wielkości budynki w miasteczku Roswell. Wszystkie są umieszczone w tle. Na pierwszym planie stoi grupa niskich ufoludków, w szklanych hełmach i z karabinami wyglądającymi jak zabawki. Nagle zaczynają strzelać do widowni. Na szczęście większej jej części udaje się schronić za fotelami. Trafieni zamieniają się w dymiące jeszcze szkielety. Nie widząc więcej celów ufoludki przerywają ostrzał.
Scena 2
Z boku sceny wychodzi trzęsący się Narrator powiewając białą flagą. Utyka.
Narrator (w jego głosie słychać przerażenie): Przepraszam bardzo, ale film „Marsjanie atakują 2” jest kręcony dwie ulice dalej.
Ufoludki naradzają się przez chwilę, zabijają Narratora i opuszczają scenę.
Opada kurtyna.
Akt 2
Scena 1
Kurtyna podnosi się ujawniając tą samą scenerię co w poprzednim akcie. Wchodzi Max.
Max: Jakże ...
Spod sufitu spada reflektor roztrzaskując Maxa na miazgę.
Scena 2
Na scenę wchodzi – czy też może raczej zostaje na nią wypchnięty – Michael. Próbuje znów schować się za kulisami, lecz ponownie zostaje wypchnięty. Zrezygnowany wychodzi na środek sceny cały czas ostrożnie spoglądając w górę. Widać, że kluczy tak, by nie przechodzić pod żadnym z pozostałych reflektorów.
Michael: Jakże nieszczęśliwy los nas, Obcych. FBI pretekstu wypatruje tylko, by do białego pokoju nas wsadzić i eksperymenty na nas przeprowadzać. Dlategoż to nikomu sekretu naszego zdradzić nie możemy? Najsamotniejsi jesteśmy na całym tym obcym nam świecie. A ja w dodatku mam złego ojczyma.
Nagle dostrzega ciało Maxa.
Michael: A cóż to, czyżby martwe ciało przyjaciela mego, a brata w sercu, spoczywało otóż przede mną? Maxie, biedny Maxie, któż ci uczynił zbrodnię tak straszliwą?
Scena 3
Wchodzi Isabel. Na widowni słychać gwizdy wyrażające aprobatę, jednak szybko cichną gdy obrzuca ich autorów lodowatym spojrzeniem.
Isabel: Witaj Michaelu, bracie mój w sekrecie. Nie dostrzegł żeś gdzieś brata mego z krwi tej samej co i ja zrodzonego, Maxa? Szukałam go w miejscach wszelakich, jednakowoż nie dane mi było go odnaleźć.
Michael (na boku): Powiedzieć jej czyliż nie powiedzieć. Brat jej oto martwy leży, ona zaś nie zdając sobie sprawy stąpa w krwi jego. Powiem, prawdę musi usłyszeć. (głośno) Niestety, najdroższa moja przyjaciółko, oto brat twój rozgnieciony na miazgę leży, mózg jego rozchlapany, kości rozbite, a krew jako z rozbitej beczki płynie.
Isabel: Aaaaaa!!! (mdleje; po chwili orientuje się że upadła w kałużę krwi, więc podnosi się i kładzie trochę dalej)
Michael: Hmm.
Akt 3
Scena 1
Szkolny korytarz. Na scenę wchodzą Liz i Maria, zatrzymują się przy szafkach.
Maria: Uśmiech się po ustach twoich błąka. Szczęśliwaś z jakiegoś powodu?
Liz: Chłopak pewien, który dawno temu już zdobył serce moje, wczoraj wyznał mi, że i ja z myśli jego nie schodzę.
Maria: Byłbyż li to Max Evans, tenże który od lat oczami za tobą wodzi?
Liz: Onże sam ci jest. Nie wiedziałam jednakowóż, iż wzrok jego tak często na mnie pada. Niczegom takiego nie dostrzegła. Pewnaś tego, przyjaciółko?
Maria: Równie mocno jak tego, że Kyle wyznał ci miłość swą miesiąc temu dobry, a tyś go przyjęła.
Liz: Ale z ciebie małpa.
Scena 2
Wchodzi Bandyta. Wyciąga pistolet w stronę dziewczyn i strzela. Maria wali się na ziemię.
Bandyta (zakłopotany): Do diaska. Przepraszam. Nie mam pojęcia jak mogłem tak spudłować.
Liz klęka obok przyjaciółki, a po chwili zwraca wzrok na Bandytę.
Liz (z wściekłością): Ty idioto! Jak mogłeś zamiast mnie trafić ją? Ślepy jesteś? A zresztą to nawet nie jest kawiarnia. Co za matoł. Zjeżdżaj stąd, ale już!
Bandyta (skruszony): Przepraszam.
Bandyta schodzi ze sceny.
Scena 3
Liz (z płaczem): Przyjaciółko moja, proszę otwórz oczy. Wybacz mi złe słowa, w których małpą cię nazwałam, a które wyrwały mi się w uniesieniu. Żyjesz li, Mario?
Maria (otwiera oczy): Żyję.
Liz: Radość ogromną czuję słysząc twój głos ponownie, raz jeszcze mogąc spojrzeć w twe oczy.
Maria (szczękając zębami): Zimno mi, Liz. Tak mi zimno.
Liz (zdejmując kurtkę): Proszę, oto mój polar, przykryję cię nim.
Maria: Polar? Zaraz, zaraz ... (w tym momencie umiera)
Liz: Nieeeeeeee... (nabiera powietrza) ...eeeeeeeeeeeee!!!!!!!
Roswell – sztuka w 6 aktach.
Prolog.
Kurtyna nadal jest zaciągnięta. Na scenę wchodzi Narrator. Jest elegancko ubrany. Podchodzi do mikrofonu stojącego na przedzie sceny.
Narrator: Witam szanownych Państwa ...
W podłodze uchyla się ukryta klapa, przez którą wpada Narrator. Słychać uderzenie i krzyki „Moja noga! Moja noga!”, które jednak szybko cichną.
Akt 1
Scena 1
Kurtyna odsłania naturalnej wielkości budynki w miasteczku Roswell. Wszystkie są umieszczone w tle. Na pierwszym planie stoi grupa niskich ufoludków, w szklanych hełmach i z karabinami wyglądającymi jak zabawki. Nagle zaczynają strzelać do widowni. Na szczęście większej jej części udaje się schronić za fotelami. Trafieni zamieniają się w dymiące jeszcze szkielety. Nie widząc więcej celów ufoludki przerywają ostrzał.
Scena 2
Z boku sceny wychodzi trzęsący się Narrator powiewając białą flagą. Utyka.
Narrator (w jego głosie słychać przerażenie): Przepraszam bardzo, ale film „Marsjanie atakują 2” jest kręcony dwie ulice dalej.
Ufoludki naradzają się przez chwilę, zabijają Narratora i opuszczają scenę.
Opada kurtyna.
Akt 2
Scena 1
Kurtyna podnosi się ujawniając tą samą scenerię co w poprzednim akcie. Wchodzi Max.
Max: Jakże ...
Spod sufitu spada reflektor roztrzaskując Maxa na miazgę.
Scena 2
Na scenę wchodzi – czy też może raczej zostaje na nią wypchnięty – Michael. Próbuje znów schować się za kulisami, lecz ponownie zostaje wypchnięty. Zrezygnowany wychodzi na środek sceny cały czas ostrożnie spoglądając w górę. Widać, że kluczy tak, by nie przechodzić pod żadnym z pozostałych reflektorów.
Michael: Jakże nieszczęśliwy los nas, Obcych. FBI pretekstu wypatruje tylko, by do białego pokoju nas wsadzić i eksperymenty na nas przeprowadzać. Dlategoż to nikomu sekretu naszego zdradzić nie możemy? Najsamotniejsi jesteśmy na całym tym obcym nam świecie. A ja w dodatku mam złego ojczyma.
Nagle dostrzega ciało Maxa.
Michael: A cóż to, czyżby martwe ciało przyjaciela mego, a brata w sercu, spoczywało otóż przede mną? Maxie, biedny Maxie, któż ci uczynił zbrodnię tak straszliwą?
Scena 3
Wchodzi Isabel. Na widowni słychać gwizdy wyrażające aprobatę, jednak szybko cichną gdy obrzuca ich autorów lodowatym spojrzeniem.
Isabel: Witaj Michaelu, bracie mój w sekrecie. Nie dostrzegł żeś gdzieś brata mego z krwi tej samej co i ja zrodzonego, Maxa? Szukałam go w miejscach wszelakich, jednakowoż nie dane mi było go odnaleźć.
Michael (na boku): Powiedzieć jej czyliż nie powiedzieć. Brat jej oto martwy leży, ona zaś nie zdając sobie sprawy stąpa w krwi jego. Powiem, prawdę musi usłyszeć. (głośno) Niestety, najdroższa moja przyjaciółko, oto brat twój rozgnieciony na miazgę leży, mózg jego rozchlapany, kości rozbite, a krew jako z rozbitej beczki płynie.
Isabel: Aaaaaa!!! (mdleje; po chwili orientuje się że upadła w kałużę krwi, więc podnosi się i kładzie trochę dalej)
Michael: Hmm.
Akt 3
Scena 1
Szkolny korytarz. Na scenę wchodzą Liz i Maria, zatrzymują się przy szafkach.
Maria: Uśmiech się po ustach twoich błąka. Szczęśliwaś z jakiegoś powodu?
Liz: Chłopak pewien, który dawno temu już zdobył serce moje, wczoraj wyznał mi, że i ja z myśli jego nie schodzę.
Maria: Byłbyż li to Max Evans, tenże który od lat oczami za tobą wodzi?
Liz: Onże sam ci jest. Nie wiedziałam jednakowóż, iż wzrok jego tak często na mnie pada. Niczegom takiego nie dostrzegła. Pewnaś tego, przyjaciółko?
Maria: Równie mocno jak tego, że Kyle wyznał ci miłość swą miesiąc temu dobry, a tyś go przyjęła.
Liz: Ale z ciebie małpa.
Scena 2
Wchodzi Bandyta. Wyciąga pistolet w stronę dziewczyn i strzela. Maria wali się na ziemię.
Bandyta (zakłopotany): Do diaska. Przepraszam. Nie mam pojęcia jak mogłem tak spudłować.
Liz klęka obok przyjaciółki, a po chwili zwraca wzrok na Bandytę.
Liz (z wściekłością): Ty idioto! Jak mogłeś zamiast mnie trafić ją? Ślepy jesteś? A zresztą to nawet nie jest kawiarnia. Co za matoł. Zjeżdżaj stąd, ale już!
Bandyta (skruszony): Przepraszam.
Bandyta schodzi ze sceny.
Scena 3
Liz (z płaczem): Przyjaciółko moja, proszę otwórz oczy. Wybacz mi złe słowa, w których małpą cię nazwałam, a które wyrwały mi się w uniesieniu. Żyjesz li, Mario?
Maria (otwiera oczy): Żyję.
Liz: Radość ogromną czuję słysząc twój głos ponownie, raz jeszcze mogąc spojrzeć w twe oczy.
Maria (szczękając zębami): Zimno mi, Liz. Tak mi zimno.
Liz (zdejmując kurtkę): Proszę, oto mój polar, przykryję cię nim.
Maria: Polar? Zaraz, zaraz ... (w tym momencie umiera)
Liz: Nieeeeeeee... (nabiera powietrza) ...eeeeeeeeeeeee!!!!!!!
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
- Graalion
- Mroczny bóg
- Posts: 2018
- Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
- Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
- Contact:
Akt 4
Scena 1
Liz stoi w tym samym korytarzu. Ciała Marii już nie ma, została jednak plama krwi.
Liz: Przyjaciółko ma serdeczna, jakże tęsknię za tobą. Opuściłaś mnie na zawsze. Jakżesz poradzę sobie bez ciebie w tym niegościnnym świecie. I to w dodatku w liceum.
Scena 2
Wchodzi Michael.
Michael: Posłyszałem o tej tragedii i w te pędy przybyłem. Choć nie rozmawialiśmy często, jednakowóż lubiłem to dziewczę. Łączę się z tobą w smutku. Platonicznie, rzecz jasna.
Liz: Za jakież grzechy tak cierpieć musimy. Zazdroszczę Marii, ona już bólu nie odczuwa. My zaś, pozostawieni tutaj, znosić musimy ból ów wypełniający serca nasze. A gdzież jest druh twój serdeczny, Max Evans, z którym zawsze tak blisko byłeś, że niektórzy was o homoseksualizm posądzali?
Michael: Oszczerstwa to i potwarze. Przyjacielem on tylko był moim, jakowóż i jego siostra jest mą przyjaciółką. Gadanie ludzkie jednakoż najczystsze uczucie potrafi zohydzić, byleby pożywkę dla swej głupoty znaleźć.
Liz: Czemu „był” o nim mówisz? Czyżby scysja jakowaś pomiędzy wasz weszła? Powiedz li mi, proszę, że tak właśnie było, gdyż słyszę w twym głosie smutek od którego dusza ma wypełnia się trwogą.
Michael: Niestety, ach niestety, Max, przyjaciel mój wierny, został rozgnieciony na podłodze na miazgę przez spadający ciężar, niczym robal rozdeptany przez nieuważnego przechodnia.
Liz: Ach! Czyliż możliwe to? Czyż możliwe, by w tylko dwa dni po wyznaniu mi miłości życie ukochany mój utracił? Czyż ...
Michael (przerywa jej): Wcześniej mówiłaś, że wczoraj.
Liz: Co?
Michael: Marii mówiłaś, że wyznał ci to wczoraj.
Liz: Naprawdę? Możliwe. Ale przecież ty nie powinieneś tego wiedzieć. Nie było cię wtedy przy nas.
Michael: Wiem, ale ... dobra, powiedzmy, że to jedna z moich kosmicznych mocy.
Liz: O jakichże to mocach mówisz? Czyżby to była tajemnica owa, którą Max zdradzić mi obiecał, lecz słowa nie dotrzymał, bo zdechł ... znaczy się, umarł.
Michael: Skoro tyle już wiesz to zdradzę ci wszystko, ufając iż miłość twa do Maxa powstrzyma cię przed ujawnieniem tego. Jestem kosmitą.
Liz (niedowierzająco): Nie.
Michael: Tak. Co więcej, Max również był kosmitą.
Liz (jeszcze bardziej niedowierzająco): Nieee.
Michael: Tak. Co więcej, Isabel też jest kosmitką.
Liz (tak samo niedowierzająco jak poprzednio): Nieee.
Michael: Tak. Co więcej ... a nie, to już wszyscy.
Liz: Ni... Aha.
Liz zaczyna płakać.
Michael: Wiemże ja, iż wieści owe przerazić cię mogły, przyjmijże jednak moje zapewnienie, że skrzywdzić cię nie zamierzamy. Jako i wy jesteśmy, tyle tylko, iż zdolności mamy parę.
Liz (na boku): Powiedzieć mu czy nie powiedzieć? Powiem. (głośno) Nie dlatego szlocham, Michaelu. Ja również mam tajemnicę, a gdy wyznałeś mi swoją tym trudniejsze wyznanie mojej się staje.
Michael: Jakiż to sekret skrywasz? Jeśli to, że w składziku się z Kyle’m obściskiwałaś, to już to wiem. Jak i cała szkoła zresztą.
Liz (wściekła): Kłamstwo. Tylko mnie pocałował i to wszystko.
Michael: On mówi co innego. Podobno ma nawet zdjęcia.
Liz (na boku): Cholera, a mówił że w aparacie nie ma filmu. (głośno) Potwarz to jest, a zresztą nie o tym chciałam ci powiedzieć.
Michael: O czymże więc? Cóż to za tajemnica?
Liz: Jestem z FBI.
Michael: Co?
Liz (głośniej): Jestem z FBI!
Michael: Tak, tak, słyszałem za pierwszym razem.
Liz: Przysłano mnie, abym kosmitów znalazła. Nie wiedziałam jednakowóż, iż owymi moi najbliżsi znajomi się okażą. No i mój ukochany, teraz już zmiażdżony. Nie bójże się, Michaelu, nic wam z mojej strony nie grozi. Za przyjaciół was uważam i nie wydam osób waszych bezlitosnej agendzie rządowej.
Michael: Przykro mi, Liz, nie mogę ryzykować.
Wyciąga nóż i przebija nim Liz. Liz spogląda na rękojeść noża wystającą z rany.
Liz (zdziwiona): Dlaczego nie Mocą?
Michael (zmieszany): Mamy mały budżet, nie stać nas na efekty specjalne.
Liz: Świnie. Moglibyście przynajmniej na mojej śmierci nie oszczędzać.
Pada i umiera.
Michael: Fatum jakoweś nade mną wisi. Wszyscy bliscy moi umierają. Ja to mam pecha.
Schodzi ze sceny.
Akt 5
Scena 1
Pustynia. W tle skały. Na środku sceny stoi Isabel; jest w zaawansowanej ciąży. Wchodzi Michael.
Michael: Witaj, przyja... o w mordę.
Isabel: Witaj, przyjacielu.
Michael (wściekły): Kto to zrobił?!
Isabel: Co? A, to. Alexa to sprawka.
Michael: Alexa? A to drań! Zaraz, zaraz (spogląda na nią podejrzliwie) kiedy to się stało?
Isabel: Wczoraj wieczorem, na imprezie.
Michael: I już ci tak brzuch urósł? To znaczy ... (myśli jakby to inaczej ująć, ale w końcu rezygnuje) ... już ci tak brzuch urósł?
Isabel: Widocznie u nas to idzie szybciej.
Michael: Jak do tego doszło?!
Isabel (ze zdziwieniem): Chcesz powiedzieć że nie wiesz? (wzdycha) Kiedy mężczyzna i kobieta ...
Michael (krzyczy): Jak doszło do tego, że poszłaś z nim do łóżka?!
Isabel: Ach, to. Na zabawę poszliśmy wieczoru wczorajszego. Na zabawie owej Alex trunek za trunkiem mi podawał, a potem wykorzystując moje osłabienie cześć mą pohańbił.
Michael: Innymi słowy spił cię i przeleciał. Isabel, gdzie ty miałaś głowę?
Isabel: Pod stołem.
Michael (cedzi przez zęby): Zabiję drania. Niech go tylko znajdę.
Scena 2
Wchodzi Alex.
Michael (zdziwiony): Szybko poszło.
Rzuca się na Alexa i próbuje go przebić nożem. Alex uchyla się i zaczyna uciekać wkoło sceny przy akompaniamencie krzyków Isabel. Trwa to pewien czas, aż w końcu zniecierpliwiona Isabel podkłada Alexowi nogę. Michel dopada go i wbija mu nóż w plecy.
Michael (dysząc ciężko ze zmęczenia): Nieźle mnie wymęczył. Ale już po nim.
Scena 3
Wchodzi Kivar.
Kivar: Gotowaś do drogi, moja pani?
Isabel (zaskoczona): Co?
Michael: A kimże ty jesteś?
Kivar (patrząc ze zdziwieniem na Isabel): Jesteś w ciąży?
Michael: Kim jesteś pytam.
Kivar: Kivar brzmi imię moje.
Michael: Kivar! (kieruje ostrze noża w stronę Kivara)
Kivar spogląda na Isabel.
Kivar: Nie powiedziałaś mu?
Isabel: Niby czego? Znaczy się, czegóż to niby?
Kivar (wzdycha): Iże wieczoru wczorajszego zgodziłaś odlecieć ze mną na rodzinną naszą planetę, na Antar.
Isabel (gwałtownie): Wczoraj wieczorem? Jak to wczoraj wieczorem?
Michael (bawiąc się groźnie nożem, ale przestając gdy się skaleczył): Lepiej byś opowiedział wszystko, co wieczoru wczorajszego wydarzyło się.
Kivar: Przybrałem ja postać jej chłopaka. Zabrałem ją na zabawę, gdzie poczęstowano nas bursztynowym napojem jakowymś. Później, w czasie tańca, wyznałem jej prawdę o sobie. Ku zdziwieniu memu, nie zrobiło to na niej wrażenia. A raczej zrobiło, ale inne niż spodziewałem się. W jednym z pokoi na piętrze, gdzie się udaliśmy, wyznałem jej miłość i poprosiłem, by na Antar ze mną poleciała. Zgodziła się bez wahania.
Michael (jąka się): Zaraz ... chcesz powiedzieć ... nie, niemożliwe ... o w mordę ...
Isabel: Nieprawda! Nie zgodziłam się! Nie mogłam się zgodzić! Kłamiesz!
Kivar: Ależ ... prawdy słowa z ust mych płyną. Zaiste skonfundowany jestem, iż nie pamiętasz tego. Byłaś wprawdzie zajęta wbijaniem paznokci w moje plecy i krzykami o jakimś „ogierze”, ale zgodziłaś się mnie przyjąć i wrócić ze mną ...
Michael (zatykając uszy rękoma): Nie, nie, nie chcę li tego słuchać. Oszczędź mi, proszę, owych szczegółów.
Schodzi ze sceny wciąż zatykając uszy rękoma.
Scena 4
Isabel: To niemożliwe, niemożliwe.
Kivar (podchodzi i podaje jej dłoń): Polecisz li ze mną?
Isabel: Niemożliwe, niemożliwe. (na boku) W sumie całkiem atrakcyjny z niego mężczyzna. Gorszy trafić mi się mógł. A z dzieckiem i tak nikt mnie pewnie nie zechce. (głośno) Zgoda. Kiedy lecimy?
Kivar: Choćby zaraz.
Schodzą ze sceny.
Scena 1
Liz stoi w tym samym korytarzu. Ciała Marii już nie ma, została jednak plama krwi.
Liz: Przyjaciółko ma serdeczna, jakże tęsknię za tobą. Opuściłaś mnie na zawsze. Jakżesz poradzę sobie bez ciebie w tym niegościnnym świecie. I to w dodatku w liceum.
Scena 2
Wchodzi Michael.
Michael: Posłyszałem o tej tragedii i w te pędy przybyłem. Choć nie rozmawialiśmy często, jednakowóż lubiłem to dziewczę. Łączę się z tobą w smutku. Platonicznie, rzecz jasna.
Liz: Za jakież grzechy tak cierpieć musimy. Zazdroszczę Marii, ona już bólu nie odczuwa. My zaś, pozostawieni tutaj, znosić musimy ból ów wypełniający serca nasze. A gdzież jest druh twój serdeczny, Max Evans, z którym zawsze tak blisko byłeś, że niektórzy was o homoseksualizm posądzali?
Michael: Oszczerstwa to i potwarze. Przyjacielem on tylko był moim, jakowóż i jego siostra jest mą przyjaciółką. Gadanie ludzkie jednakoż najczystsze uczucie potrafi zohydzić, byleby pożywkę dla swej głupoty znaleźć.
Liz: Czemu „był” o nim mówisz? Czyżby scysja jakowaś pomiędzy wasz weszła? Powiedz li mi, proszę, że tak właśnie było, gdyż słyszę w twym głosie smutek od którego dusza ma wypełnia się trwogą.
Michael: Niestety, ach niestety, Max, przyjaciel mój wierny, został rozgnieciony na podłodze na miazgę przez spadający ciężar, niczym robal rozdeptany przez nieuważnego przechodnia.
Liz: Ach! Czyliż możliwe to? Czyż możliwe, by w tylko dwa dni po wyznaniu mi miłości życie ukochany mój utracił? Czyż ...
Michael (przerywa jej): Wcześniej mówiłaś, że wczoraj.
Liz: Co?
Michael: Marii mówiłaś, że wyznał ci to wczoraj.
Liz: Naprawdę? Możliwe. Ale przecież ty nie powinieneś tego wiedzieć. Nie było cię wtedy przy nas.
Michael: Wiem, ale ... dobra, powiedzmy, że to jedna z moich kosmicznych mocy.
Liz: O jakichże to mocach mówisz? Czyżby to była tajemnica owa, którą Max zdradzić mi obiecał, lecz słowa nie dotrzymał, bo zdechł ... znaczy się, umarł.
Michael: Skoro tyle już wiesz to zdradzę ci wszystko, ufając iż miłość twa do Maxa powstrzyma cię przed ujawnieniem tego. Jestem kosmitą.
Liz (niedowierzająco): Nie.
Michael: Tak. Co więcej, Max również był kosmitą.
Liz (jeszcze bardziej niedowierzająco): Nieee.
Michael: Tak. Co więcej, Isabel też jest kosmitką.
Liz (tak samo niedowierzająco jak poprzednio): Nieee.
Michael: Tak. Co więcej ... a nie, to już wszyscy.
Liz: Ni... Aha.
Liz zaczyna płakać.
Michael: Wiemże ja, iż wieści owe przerazić cię mogły, przyjmijże jednak moje zapewnienie, że skrzywdzić cię nie zamierzamy. Jako i wy jesteśmy, tyle tylko, iż zdolności mamy parę.
Liz (na boku): Powiedzieć mu czy nie powiedzieć? Powiem. (głośno) Nie dlatego szlocham, Michaelu. Ja również mam tajemnicę, a gdy wyznałeś mi swoją tym trudniejsze wyznanie mojej się staje.
Michael: Jakiż to sekret skrywasz? Jeśli to, że w składziku się z Kyle’m obściskiwałaś, to już to wiem. Jak i cała szkoła zresztą.
Liz (wściekła): Kłamstwo. Tylko mnie pocałował i to wszystko.
Michael: On mówi co innego. Podobno ma nawet zdjęcia.
Liz (na boku): Cholera, a mówił że w aparacie nie ma filmu. (głośno) Potwarz to jest, a zresztą nie o tym chciałam ci powiedzieć.
Michael: O czymże więc? Cóż to za tajemnica?
Liz: Jestem z FBI.
Michael: Co?
Liz (głośniej): Jestem z FBI!
Michael: Tak, tak, słyszałem za pierwszym razem.
Liz: Przysłano mnie, abym kosmitów znalazła. Nie wiedziałam jednakowóż, iż owymi moi najbliżsi znajomi się okażą. No i mój ukochany, teraz już zmiażdżony. Nie bójże się, Michaelu, nic wam z mojej strony nie grozi. Za przyjaciół was uważam i nie wydam osób waszych bezlitosnej agendzie rządowej.
Michael: Przykro mi, Liz, nie mogę ryzykować.
Wyciąga nóż i przebija nim Liz. Liz spogląda na rękojeść noża wystającą z rany.
Liz (zdziwiona): Dlaczego nie Mocą?
Michael (zmieszany): Mamy mały budżet, nie stać nas na efekty specjalne.
Liz: Świnie. Moglibyście przynajmniej na mojej śmierci nie oszczędzać.
Pada i umiera.
Michael: Fatum jakoweś nade mną wisi. Wszyscy bliscy moi umierają. Ja to mam pecha.
Schodzi ze sceny.
Akt 5
Scena 1
Pustynia. W tle skały. Na środku sceny stoi Isabel; jest w zaawansowanej ciąży. Wchodzi Michael.
Michael: Witaj, przyja... o w mordę.
Isabel: Witaj, przyjacielu.
Michael (wściekły): Kto to zrobił?!
Isabel: Co? A, to. Alexa to sprawka.
Michael: Alexa? A to drań! Zaraz, zaraz (spogląda na nią podejrzliwie) kiedy to się stało?
Isabel: Wczoraj wieczorem, na imprezie.
Michael: I już ci tak brzuch urósł? To znaczy ... (myśli jakby to inaczej ująć, ale w końcu rezygnuje) ... już ci tak brzuch urósł?
Isabel: Widocznie u nas to idzie szybciej.
Michael: Jak do tego doszło?!
Isabel (ze zdziwieniem): Chcesz powiedzieć że nie wiesz? (wzdycha) Kiedy mężczyzna i kobieta ...
Michael (krzyczy): Jak doszło do tego, że poszłaś z nim do łóżka?!
Isabel: Ach, to. Na zabawę poszliśmy wieczoru wczorajszego. Na zabawie owej Alex trunek za trunkiem mi podawał, a potem wykorzystując moje osłabienie cześć mą pohańbił.
Michael: Innymi słowy spił cię i przeleciał. Isabel, gdzie ty miałaś głowę?
Isabel: Pod stołem.
Michael (cedzi przez zęby): Zabiję drania. Niech go tylko znajdę.
Scena 2
Wchodzi Alex.
Michael (zdziwiony): Szybko poszło.
Rzuca się na Alexa i próbuje go przebić nożem. Alex uchyla się i zaczyna uciekać wkoło sceny przy akompaniamencie krzyków Isabel. Trwa to pewien czas, aż w końcu zniecierpliwiona Isabel podkłada Alexowi nogę. Michel dopada go i wbija mu nóż w plecy.
Michael (dysząc ciężko ze zmęczenia): Nieźle mnie wymęczył. Ale już po nim.
Scena 3
Wchodzi Kivar.
Kivar: Gotowaś do drogi, moja pani?
Isabel (zaskoczona): Co?
Michael: A kimże ty jesteś?
Kivar (patrząc ze zdziwieniem na Isabel): Jesteś w ciąży?
Michael: Kim jesteś pytam.
Kivar: Kivar brzmi imię moje.
Michael: Kivar! (kieruje ostrze noża w stronę Kivara)
Kivar spogląda na Isabel.
Kivar: Nie powiedziałaś mu?
Isabel: Niby czego? Znaczy się, czegóż to niby?
Kivar (wzdycha): Iże wieczoru wczorajszego zgodziłaś odlecieć ze mną na rodzinną naszą planetę, na Antar.
Isabel (gwałtownie): Wczoraj wieczorem? Jak to wczoraj wieczorem?
Michael (bawiąc się groźnie nożem, ale przestając gdy się skaleczył): Lepiej byś opowiedział wszystko, co wieczoru wczorajszego wydarzyło się.
Kivar: Przybrałem ja postać jej chłopaka. Zabrałem ją na zabawę, gdzie poczęstowano nas bursztynowym napojem jakowymś. Później, w czasie tańca, wyznałem jej prawdę o sobie. Ku zdziwieniu memu, nie zrobiło to na niej wrażenia. A raczej zrobiło, ale inne niż spodziewałem się. W jednym z pokoi na piętrze, gdzie się udaliśmy, wyznałem jej miłość i poprosiłem, by na Antar ze mną poleciała. Zgodziła się bez wahania.
Michael (jąka się): Zaraz ... chcesz powiedzieć ... nie, niemożliwe ... o w mordę ...
Isabel: Nieprawda! Nie zgodziłam się! Nie mogłam się zgodzić! Kłamiesz!
Kivar: Ależ ... prawdy słowa z ust mych płyną. Zaiste skonfundowany jestem, iż nie pamiętasz tego. Byłaś wprawdzie zajęta wbijaniem paznokci w moje plecy i krzykami o jakimś „ogierze”, ale zgodziłaś się mnie przyjąć i wrócić ze mną ...
Michael (zatykając uszy rękoma): Nie, nie, nie chcę li tego słuchać. Oszczędź mi, proszę, owych szczegółów.
Schodzi ze sceny wciąż zatykając uszy rękoma.
Scena 4
Isabel: To niemożliwe, niemożliwe.
Kivar (podchodzi i podaje jej dłoń): Polecisz li ze mną?
Isabel: Niemożliwe, niemożliwe. (na boku) W sumie całkiem atrakcyjny z niego mężczyzna. Gorszy trafić mi się mógł. A z dzieckiem i tak nikt mnie pewnie nie zechce. (głośno) Zgoda. Kiedy lecimy?
Kivar: Choćby zaraz.
Schodzą ze sceny.
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
- Graalion
- Mroczny bóg
- Posts: 2018
- Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
- Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
- Contact:
Akt 6
Scena 1
Cmentarz. Michael stoi przy grobie Alexa.
Michael: Samem został na tym świecie. Cóż ja pocznę teraz? Nic mnie więcej w tym mieście nie trzyma. Wyjadę więc, pójdę gdzie mnie oczy poniosą. Nic tu po mnie.
Scena 2
Wchodzi Courtney.
Courtney: Cześć, Misiek!
Michael: A tyś kto?
Courtney: Wierna fanka twoja. Kocham cię! Ze sobą weź mnie!
Michael: No co ty? Zaraz, czyż nie widziałem twej postaci w kawiarni? Azaliż pracujesz tam?
Courtney: Pozór to tylko, bym bliżej ciebie przebywać mogła. Widzisz ... ja nie pochodzę stąd.
Michael: Skąd więc?
Courtney wskazuje palcem w górę.
Michael (radośnie): Nie mów. Z Kanady?
Courtney (nieco zdezorientowana): Jasne, czemu nie.
Michael: Przemawia to na twoją korzyść. Lecz nadal powodu nie widzę, czemuż to miałbym brać cię ze sobą.
Courtney: Bo jesteś dla mnie bogiem i zrobię dla ciebie wszystko.
Michael: Wciąż ...
Courtney (z naciskiem): Wszystko.
Michael przez chwilę milczy, po czym z wyraźnym zainteresowaniem lustruje spojrzeniem sylwetkę Courtney.
Michael: Okay. Jedziemy razem.
Courtney: Na cóż więc czekamy? Chodźmy!
Michael: Jeszcze chwila. Czekam na coś.
Scena 3
Pojawia się duch Alexa.
Duch Alexa: Co się dzieje? Ja żyję! Żyję!!!
Michael: Wcale nie.
Duch Alexa: O, Michael. Jak to nie? Patrz, mogę się ruszać i w ogóle.
Michael: A oddychać?
Duch Alexa: Co? Ty, rzeczywiście, ja nie oddycham. Więc jestem duchem? Cóż, chyba mogło być gorzej. (głębokim głosem rozbrzmiewającym w całej sali) Czemuż to spokój mój zakłócasz? Śmiertelniku, azaliż nie wiesz, iże zniszczyć cię mogę jednym skinieniem? (normalnym głosem) Fajne efekty, co nie?
Courtney (z podziwem): Niezłe.
Michael: Przewidziała Isabel, iże coś takiego stać się może.
Alex: Isabel? Gdzie ona jest?
Michael: Azaliż narzucać się chcesz jej teraz? W stanie twoim ...?
Alex: A co, jak jestem martwy to muszę zapomnieć o swojej dziewczynie? (głębokim głosem) Gdzież jest ona, czemuż powitać mnie nie przyszła?
Michael: Niestety, miłość swą znalazła gdzie indziej.
Duch Alexa (ze smutkiem, wciąż głębokim głosem): Przykre to dla mnie. Szybko po zejściu moim do siebie przyszła. Lecz, jak wieść niesie, miłość nie wybiera, i ślepa jest. Niechże żyje w szczęściu. (wzdycha) A skoro jestem duchem ... zawsze byłem ciekaw jak wygląda szatnia dziewcząt. (uśmiecha się szelmowsko)
Michael: Poczekaj. Choć odleciała, nie zapomniała li ona o tobie. Przysłała kogoś, by ulżyć twemu cierpieniu.
Duch Alexa (niezbyt mądrze): Hę?
Scena 4
Wchodzi egzorcysta.
Egzorcysta: Tenże ci jest? Ów to?
Michael: Prawdę rzeczesz. Onże.
Egzorcysta (zaczyna rozkładać przyrządy do egzorcyzmowania duchów): Zaczynajmy więc.
Alex (normalnym głosem): Michael, no co ty?
Michael: Żegnaj, Alex. Dobrym byłeś przyjacielem. (odwraca się do Courtney) Możemy już iść.
Michael i Courtney schodzą ze sceny.
Duch Alexa: Michael, nie wygłupiaj się. Michael! Hej, co ty robisz, facet? Nie, zostaw! Nieeee!!!
Epilog
Ponownie sceneria Roswell (ta z 1 aktu). Na środku sceny Kyle i Tess, siedzą na ławce.
Kyle: No i się skończyło, a my nie wystąpiliśmy.
Tess: Ty i tak się ciesz, przynajmniej o tobie wspomnieli.
Kyle: Jasne, raz. I to na tle rozmowy o Maxie.
Tess (żałośnie): I co my teraz zrobimy? Zostaliśmy sami, w Roswell. Wszyscy albo nie żyją, albo wyjechali.
Kyle (z przygnębieniem): Trzeba będzie jakoś żyć.
Przez chwilę milczą patrząc przed siebie.
Kyle: Chcesz?
Tess (z westchnięciem): Dlaczego nie.
Kyle: U ciebie czy u mnie?
Tess: Przecież to i tak to samo miejsce.
Wstają i schodzą ze sceny.
KONIEC
Scena 1
Cmentarz. Michael stoi przy grobie Alexa.
Michael: Samem został na tym świecie. Cóż ja pocznę teraz? Nic mnie więcej w tym mieście nie trzyma. Wyjadę więc, pójdę gdzie mnie oczy poniosą. Nic tu po mnie.
Scena 2
Wchodzi Courtney.
Courtney: Cześć, Misiek!
Michael: A tyś kto?
Courtney: Wierna fanka twoja. Kocham cię! Ze sobą weź mnie!
Michael: No co ty? Zaraz, czyż nie widziałem twej postaci w kawiarni? Azaliż pracujesz tam?
Courtney: Pozór to tylko, bym bliżej ciebie przebywać mogła. Widzisz ... ja nie pochodzę stąd.
Michael: Skąd więc?
Courtney wskazuje palcem w górę.
Michael (radośnie): Nie mów. Z Kanady?
Courtney (nieco zdezorientowana): Jasne, czemu nie.
Michael: Przemawia to na twoją korzyść. Lecz nadal powodu nie widzę, czemuż to miałbym brać cię ze sobą.
Courtney: Bo jesteś dla mnie bogiem i zrobię dla ciebie wszystko.
Michael: Wciąż ...
Courtney (z naciskiem): Wszystko.
Michael przez chwilę milczy, po czym z wyraźnym zainteresowaniem lustruje spojrzeniem sylwetkę Courtney.
Michael: Okay. Jedziemy razem.
Courtney: Na cóż więc czekamy? Chodźmy!
Michael: Jeszcze chwila. Czekam na coś.
Scena 3
Pojawia się duch Alexa.
Duch Alexa: Co się dzieje? Ja żyję! Żyję!!!
Michael: Wcale nie.
Duch Alexa: O, Michael. Jak to nie? Patrz, mogę się ruszać i w ogóle.
Michael: A oddychać?
Duch Alexa: Co? Ty, rzeczywiście, ja nie oddycham. Więc jestem duchem? Cóż, chyba mogło być gorzej. (głębokim głosem rozbrzmiewającym w całej sali) Czemuż to spokój mój zakłócasz? Śmiertelniku, azaliż nie wiesz, iże zniszczyć cię mogę jednym skinieniem? (normalnym głosem) Fajne efekty, co nie?
Courtney (z podziwem): Niezłe.
Michael: Przewidziała Isabel, iże coś takiego stać się może.
Alex: Isabel? Gdzie ona jest?
Michael: Azaliż narzucać się chcesz jej teraz? W stanie twoim ...?
Alex: A co, jak jestem martwy to muszę zapomnieć o swojej dziewczynie? (głębokim głosem) Gdzież jest ona, czemuż powitać mnie nie przyszła?
Michael: Niestety, miłość swą znalazła gdzie indziej.
Duch Alexa (ze smutkiem, wciąż głębokim głosem): Przykre to dla mnie. Szybko po zejściu moim do siebie przyszła. Lecz, jak wieść niesie, miłość nie wybiera, i ślepa jest. Niechże żyje w szczęściu. (wzdycha) A skoro jestem duchem ... zawsze byłem ciekaw jak wygląda szatnia dziewcząt. (uśmiecha się szelmowsko)
Michael: Poczekaj. Choć odleciała, nie zapomniała li ona o tobie. Przysłała kogoś, by ulżyć twemu cierpieniu.
Duch Alexa (niezbyt mądrze): Hę?
Scena 4
Wchodzi egzorcysta.
Egzorcysta: Tenże ci jest? Ów to?
Michael: Prawdę rzeczesz. Onże.
Egzorcysta (zaczyna rozkładać przyrządy do egzorcyzmowania duchów): Zaczynajmy więc.
Alex (normalnym głosem): Michael, no co ty?
Michael: Żegnaj, Alex. Dobrym byłeś przyjacielem. (odwraca się do Courtney) Możemy już iść.
Michael i Courtney schodzą ze sceny.
Duch Alexa: Michael, nie wygłupiaj się. Michael! Hej, co ty robisz, facet? Nie, zostaw! Nieeee!!!
Epilog
Ponownie sceneria Roswell (ta z 1 aktu). Na środku sceny Kyle i Tess, siedzą na ławce.
Kyle: No i się skończyło, a my nie wystąpiliśmy.
Tess: Ty i tak się ciesz, przynajmniej o tobie wspomnieli.
Kyle: Jasne, raz. I to na tle rozmowy o Maxie.
Tess (żałośnie): I co my teraz zrobimy? Zostaliśmy sami, w Roswell. Wszyscy albo nie żyją, albo wyjechali.
Kyle (z przygnębieniem): Trzeba będzie jakoś żyć.
Przez chwilę milczą patrząc przed siebie.
Kyle: Chcesz?
Tess (z westchnięciem): Dlaczego nie.
Kyle: U ciebie czy u mnie?
Tess: Przecież to i tak to samo miejsce.
Wstają i schodzą ze sceny.
KONIEC
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Proponuję napisać kolejną sztukę, tymczasem tę - wysłać do działu fan-fictions na xcom (kategorie: wszyscy, różne; każdy akt do osobnej części)
התשׂכח אשׂה עולה מרחם בן בטנה גם אלה תשׂכחנה ואנכי לא אשׂכחך
הן על כפים חקתיך
comprendo.info - co autor miał na myśli - interpretacje piosenek
הן על כפים חקתיך
comprendo.info - co autor miał na myśli - interpretacje piosenek
- Graalion
- Mroczny bóg
- Posts: 2018
- Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
- Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
- Contact:
Inspiracja? A, tak mnie wena naszła, żeby napisać coś lekkiego i pokręconego, a przy tym w takiej właśnie formie. Na początku w sumie nie zamierzałem tego przelewać "na papier", tylko zostawić w głowie, ale jak już kilka początkowych scen nabrało wyraźnych kształtów, pomyślałem "dlaczego nie?"
Piter, widzę że bardzo ci się spodobało. Mój tekst w podpisie, no no, nigdy bym się nie spodziewał
Piter, widzę że bardzo ci się spodobało. Mój tekst w podpisie, no no, nigdy bym się nie spodziewał
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Graalion... czy masz jeszcze jakies pomysly, ktore uwazasz za niegodne wstukania na ekran..?
zastanow sie nad tym...
to co nastepne..? crossover Roswella i Matrixa...? ciekawe jak by to wyszlo...
ps: w kontynuacjach liczymy na pikantne szczegoly, zamiast "Wstają i schodzą ze sceny."...
XIII ksiega..?
i jeszcze jedno. tak z ciekawosci: ile Ci zajelo napisanie tej "sztuki"?
zastanow sie nad tym...
to co nastepne..? crossover Roswella i Matrixa...? ciekawe jak by to wyszlo...
ps: w kontynuacjach liczymy na pikantne szczegoly, zamiast "Wstają i schodzą ze sceny."...
XIII ksiega..?
i jeszcze jedno. tak z ciekawosci: ile Ci zajelo napisanie tej "sztuki"?
dzien dobry. jestem piter i wszystkich lubie.
- ciekawska_osoba
- Fan
- Posts: 773
- Joined: Sun Jul 13, 2003 11:35 am
- Location: Rybnik
- Contact:
Graalion to było fantastyczne!!!!!!!!!! Dawno sie tak nie uśmiałam!!! takie opowiadanka w takiej formie mogłabym godzinami czytać!!! Nareszcie świeży powiew czegoś zupełnie odmiennego od tradycyjnego popowiadania i to mi się bardzo podoba:)))) Chylę czoła to było po prostu najlepsze! Czy masz w zanadrzu coś jescze podobnego? Bo ja chcę więcej!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
"We shall never forget and never forgive. And never ever fear. Fear is for the enemy. Fear and bullets."
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 24 guests