To opowiadanie dedykuje: Cry, Dżolce, Nowej, Tess i Liz_Parker i wszystkim fanom „takich” opowiadań. I jeszcze pewnemu adminowi divxserwis.
![Cool 8)](./images/smilies/icon_cool.gif)
Spotykają się dwa samotne serca, patrzą na siebie i od razu się zakochują. Nie tak nie będzie, tym razem to co innego, porozmawiamy o miłości, ale nie teraz
![Smile :-)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Prolog
Ogromne błękitne oczy wpatrywały się w kobietę, która walczy o życie, próbuje wyrwać się ze szponów śmierci, ale ona stała już nad nią ściskając kosę. Świat widziany oczami tej małej istotki rozsypywał się na kawałeczki, był pełen ran, twardych strupów, tutaj karty rozkładało zło.
Mały jasnowłosy chłopczyk nie mrugał, patrzył intensywnie na ratowników, którzy uwijali się przy rannej kobiecie. Powoli ulatywało z niej życie. Przed kilkoma minutami wyniesiono ją z płonącego budynku, żyła, jeszcze żyła. Chłopczyk spojrzał na dom, fundamenty powoli się osuwały, płomienie ognia zjadały szatnie skrawki drewna. W niebieskich diamentowych oczach odbijała się czerwona łuna ognia.
Zacisnął małe piąstki i ponownie szukał wzrokiem kobiety. Kryształowa łza pojawiła się w kąciku oka i powoli spłynęła po osmolonym policzku. Ludzi nie obchodził mały chłopczyk, stojący na środku jezdni, zajmowali się swoimi sprawami no i ratowali ludzkie życie. Strażacy wyciągali węże, panowali nad wodą, poskramiali ogień, nikt nie zauważał małego człowieka, który z całych sił próbował dodać otuchy kobiecie, sprawić by jeszcze żyła.
- Mamusiu- szepnął. Leżała już w karetce, nie słyszała go. Wyciągnął mała rączkę, jakby chciał jej dotknąć, ale ona zniknęła, odjeżdżała zostawiając go samego na tym złym świecie.
Zauważył znikającą śmierć, która ze złości rzuciła kosą o ziemie. Zdjęła kaptur, zimne stalowe oczy wpatrywały się w jasnowłose dziecko. Ona także zniknęła i znowu został sam.
Musiał uciec, biec jak najdalej, nie ważne, że ktoś chciał go zatrzymać, nie ważne, że ktoś go wołał, w jego małym serduszku było pełno goryczy do tego świata..
***
Mężczyzna w białym fartuchu wpatrywał się w nieprzytomną blondynkę, jej skóra była blada, zbyt blada. Oddychał za nią respirator. „ Już długo tak nie pociągnie”- pomyślał lekarz i pokiwał bezradnie głową. Zamknął ostrożnie drzwi i wyszedł na korytarz.
- I co z tą kobietą?- padło pytanie, lekarz odwrócił się spojrzał na policjanta.
- Jest w ciężkim stanie, wątpię żeby przeżyła, nie mówiąc o poparzeniach- wyjaśnił. Na twarzy policjanta pojawił się smutek.
- Może ma jakieś szanse?
- Zdecyduje o tym dzisiejsza noc, odnalazł pan jej rodzinę?- dodał lekarz. Policjant pokiwał przecząco głową.
Osiem lat później
- MAMO!!!!!!- głuchy krzyk rozniósł się po dużej sali pełnej łóżek, żaden z chłopców się nie zbudził. Wielkie mokre od łez niebieskie oczy rozglądały się dookoła. Otarł łzy i usiadł na łóżku, zawsze w ten sam dzień, każdego roku budził się zlany potem i ze łzami w oczach. Śnił ten sen, o płonącym domu i o mamie.
Nawet nie pamiętał jak wyglądała, nie wiedział, jaki ma kolor włosów, co lubi robić, jak wygląda, kiedy się uśmiecha. Sen zawsze był o tym samym i zawsze sprawiał wielkie cierpienie.
Zapalił lampkę, jego sąsiad poruszył się niespokojnie, ale nie obudził. Chłopiec westchnął i otworzył szufladę, wyjął z niej mały łańcuszek.
- Mamo, dlaczego cię tutaj nie ma?
C.d.n.