Disclaimer: The characters of Roswell are the property of Twentieth Century Fox Television and Regency Productions. All original characters and concepts are the property of the author. No profit has been made from the distribution of this work of fiction. No infringement intended towards the Radiohead song, EXIT MUSIC, either. This is just a Radiohead series, let’s face it!
Category: Tag fiction to How to Disappear Completely, and the entire Gravity Always Wins series. Serena’s POV.
Summary: This short piece takes place the night before Serena leaves to pilot the ship back to Earth in 1946, with all the podsters inside it. Remember, she was in the crash of 1947, and this takes place the night before her own departure from Antar.
Rating:PG
EXIT MUSIC
ANTAR, 1946 CZASU ZIEMSKIEGO
Przyszłam by się pożegnać. To nie jest coś, w czym jesteśmy szczególnie dobrzy; zawsze tego unikaliśmy, nawet w ostatnim czasie. Ale nie dzisiejszej nocy. Jestem tu bo nie mogę bez tego odejść, bez ostatniego pocałunku z głębi serca, dla niego.
Więc wchodzę w ciszę budynku, moje buty wybijają równy rytm na gładkiej podłodze a ja wpatruję się w znajome rzędy. Numery, litery, oznaczenia, równy ciąg od podłogi do sufitu na całej długości każdego z korytarzy którymi przechodzę. To dobrze że znam do niego drogę, lewy korytarz, dokładnie dwadzieścia dwa kroki w głąb.
Stąpam powoli, zsuwając w międzyczasie rękawice, pojazd zaparkowany na zewnątrz wydaje cichy dźwięk przed tą marmurową kryptą. Ponad dwie godziny zabrało mi by dostać się tutaj pod osłoną ciemności. Nie żebym miała zakaz przychodzenia. Mimo wszystko rząd to usankcjonował ponieważ to najlepsze co mogą zrobić wrogowie dla poległych bohaterów.
Na moment ściska mnie w gardle gdy myślę o naszym synu Rasme. Jak strasznie jego los przeczy temu gdzie teraz jestem. Jak po bitwie o Narat wrzucono go po prostu w jakiś bezimienny dół, a ciało wystawione na szalejące żywioły i huragany w krótkim czasie zostało unicestwione. I wiem, że długo umierał, że wykrwawiał się od ran i tortur zadanych rękami Antousianów.
Znam jedynie skąpe szczegóły ponieważ kilku ludzi Rasme przeżyło i potem mogli opowiedzieć mi o jego losie. Tego obrazu nie potrafię zapomnieć, nawiedza mnie w snach i w chwilach czuwania, nie daje się zatrzeć odciśnięty w podświadomości. Pragnęłabym o tym nie wiedzieć, przynajmniej mogłabym sobie wyobrazić bardziej szlachetną śmierć dla mojego pięknego, upartego syna.
Wytężam wzrok i idąc wpatruję się w każdą kryptę znajdującą się na poziomie oczu, światła halogenów odbijają się w metalicznych ścianach. Dwadzieścia kroków, dwadzieścia jeden, teraz się zatrzymuję. Czarne, skórzane rękawice wsuwam za krawędź pasa z kaburą i niepewnie unoszę rękę przesuwając nią po oznaczeniu. Generał. Na koniec uznali kim był, czym był. Bez nazwiska, identyfikatora ale przynajmniej pozostała ranga.
I nawet bez tego wiem, że to mój mąż, ponieważ rozmawiałam z wojskowymi. Jeszcze jedna niespodziewana łaska podarowana przez rząd, którym gardzę. Ale ten brak konsekwencji mnie nie dziwi. Wpuszczono mnie bym mogła zobaczyć, że tu przebywają – obliczone posunięcie by powoli łagodzić moich ludzi.
Ich celem jest zdławienie w nas chęci zwycięstwa, stopniowe przejmowanie należnego nam miejsca na tej planecie, będącej naszą własnością. Przez zamordowanie naszego króla i królowej, myślę o tym i zaraz krzywię się gdy ogarnia mnie to wspomnienie na które nie jestem przygotowana. Wizje krwi i dokonywanych rzezi i...nie, nie mogę, nie teraz. Nie, kiedy idę do mojego ukochanego Trasne by powiedzieć mu żegnaj. Potrząsam głową starając się pozbyć pędzących obrazów, i znowu przesuwam końcami palców wzdłuż pośmiertnej pieczęci.
Generał. Żadnych, innych słów, nie ma męża Surinah, nie ma ojca Rasme. Jedynie generał, jak gdyby ten prosty tytuł mógł być wyznacznikiem jego istnienia, mógł powiedzieć kim był.
Pod rangą znajduje się mały elektroniczny panel i wciskam metaliczny przycisk. Dysk pamięci powoli wpada w moje dłonie, a ja przez chwilę go przytrzymuję. Nie wiem czy jestem na to gotowa, czy będę w stanie się nim posłużyć. Patrzę w głąb korytarza i widzę małą salę telewizyjną, skórzane krzesła zostały z szacunkiem, w równych rzędach ustawione przed holograficznym ekranem.
Prawie wbrew sobie wchodzę do środka, świadoma głośnego dźwięku jakim jest stukot butów na gładkiej podłodze. Jestem w swoim uniformie, takim samym od trzydziestu lat. Czarne skórzane spodnie, czarne skórzane buty. W tym samym ubraniu jakie Trasna miał zwyczaj zrywać ze mnie kiedy wracał z bitew – nigdy nie był w stanie spokojnie go zdjąć. Ale Tras kochając się nie zachowywał się jak Antarianin. Bez względu na porę, nie był powściągliwy. Był gwałtowny i nieprzewidywalny, taki sam jak jego ciemne oczy, w które pierwszy raz spojrzałam lata temu, wewnątrz pałacowych ścian.
Wsuwam dyskietkę do odtwarzacza, siadając ciężko w fotelu. I kiedy niewyraźne sceny sprzed trzydziestu lat zaczynają migotać na ekranie, wiem dlaczego zawsze trzymałam się od tego z daleka.
****
Antousianie są wyczuleni na tę kryptę pamięci. Ofiarowali ją w dowód życzliwości swoim wrogom, których całkowicie zniewolili na znak, że życie tutaj toczy się zupełnie inaczej. Normalne. Zgodnie z tym otrzymałam pozwolenie na odwiedzanie grobu mojego męża i teraz, mimo wyświetlania o nim propagandowego filmu widzę jedynie wizerunek Trasny, w trzy lata po jego śmierci.
Ale kiedy rozbłyskują ziarniste obrazy i narrator opisuje Trasnę jako kogoś, kto „obrał niewłaściwy kierunek”, wyłączam głos i po prostu patrzę. Nie mogę znieść słysząc, że jego czyny, które zabrały mu tyle serca, komentowane są jako zdradziecka działalność.
Zamiast tego, siadam wygodnie w fotelu, trochę się odprężam i widzę mojego nieżyjącego męża w całej młodzieńczej sławie. Pojawia się obraz za obrazem, jakieś kolory, jakieś migawki ale jego oczy fascynują mnie najbardziej. Niemal zapomniałam to spojrzenie, ich zadziorny wyraz w których zakochałam się jak zwyczajna dziewczyna.
I teraz cofam się w czasie, nie ma tych trzydziestu lat, jestem tylko ja i mój pierwszy dzień w pałacu. Rodzice przeznaczyli mnie do gwardii obrońców króla, to ogromne wyróżnienie, ale nie dla zalęknionej wiejskiej dziewczyny, która dopiero poznaje miasto. Całe moje pokolenie ominęło powołanie, od czasów dziadka nikt nie składał przysięgi. Dopiero ja dostąpiłam tego zaszczytu i gdy maszerowałam w równym szyku za dowódcą oddziału, oglądając szeroko otwartymi oczami pałac, nagle, na korytarzu pojawił się kapitan z trzema swoimi ludźmi. Jego pewność siebie i swobodny uśmiech zwróciły tamtego dnia moją uwagę. Zdawał się być tak inny, kojarzył się z wielkością i przepychem pałacu, w którym miałam pełnić służbę. I wtedy stało się coś niezrozumiałego, spojrzał na mnie, we mnie a w jego oczach zatańczyły wesołe ogniki.
Nie mogłam oderwać wzroku, gapiłam się dłużej niż wypadało kiedy mijaliśmy się w wielkim holu. Cały czas myślałam, że odwróci się do swoich żołnierzy ale Trasna się nie wycofał i w rezultacie moje policzki zrobiły się gorące a on przemknął obok mnie z porozumiewawczym uśmiechem.
Pięć minut później jeszcze dygotałam i nie mogłam wyjść z podziwu jak szybko zaschło mi w gardle w wyniku tego niewinnego zdarzenia. Ale ono nie miało posmaku niewinności, było śmiałe, tak śmiałe jak zuchwałe było spojrzenie kapitana.
Przez pół nocy nie mogłam spać i siedząc w niewielkim oknie mojej kwatery, wpatrzona w dalekie ogrody zastanawiałam się kto to był. Dla mnie zdawał się być księciem, w tym wspaniałym mundurze i dziwnie zniewalającymi oczami.
Tymi samymi oczami, które teraz wpatrują się we mnie z holograficznego ekranu. To trwało kilka chwil, musiał wcześniej patrzeć w obiektyw i teraz spogląda prosto na mnie. Nagle czas przestał istnieć i znowu się rumienię. Jestem pierwszy dzień w pałacu i twarz mi płonie, niemal od czubka głowy po koniuszki palców stóp, pod tym bezczelnym spojrzeniem.
Bezwiednie przyciskam ręce do gardła, zaczynam ciężej oddychać ponieważ mój mąż jest tak wspaniały w tych scenach, taki jakim był w moich ramionach, w moim łóżku...i w życiu.
Nie spodziewam się tego co teraz nastąpi, a dzieje się to tak szybko, że jestem w stanie jedynie krzyknąć z szarpiącego bólu. Krótkie zbliżenie naszego syna Rasme stojącego obok ojca w czasie publicznej ceremonii. Ale obraz staje się niewyraźny, przesłaniają go niekontrolowane łzy napływające do oczu. Wycieram je wierzchem dłoni sięgając do pulpitu sterowniczego. Scena zostaje powtórzona jeszcze raz i głos mechanicznie relacjonuje.
„ Męstwo generała można porównywać tylko z bohaterstwem jego syna. W tym jednym rząd wyraża żal, że ci dwaj żołnierze stanęli po stronie...”
Znowu wyłączam dźwięk. Nie jestem w stanie ich słuchać, jak uwłaczają pamięci mojej rodziny, jak zmieniają historię mojej planety wykorzystując ją do własnych celów.
Nagle obraz dwóch mężczyzn zaciera się, ekran robi się czarny i chip pamięci wysuwa się z odtwarzacza. Towarzyszy mi cisza, jednostajny odgłos urządzeń pracujących w tym pogrzebowym kompleksie odciska się we mnie i powoduje drżenie. Spoglądam w górę, wzrok pada na małą, zainstalowaną kamerę. Oczywiście, mogłam się spodziewać, że będę obserwowana, zawsze tak robią i dlatego dobrze, że przyszłam tu wcześniej.
Ponieważ za kilka godzin wylatuję z najważniejszą misją swojego życia, chociaż rząd o tym nie wie. Dla nich jestem tylko pogrążoną w żałobie żoną i matką, wspomnieniem wymierającej klasy społecznej, bez sensu przywiązaną do jej tradycji, jak głupcy za których nas uważają.
Ale nie wiedzą o naszym tajnym przedsięwzięciu. Nie wiedzą, że na statku znajdującym się w pobliżu Vatari Port spoczywają bezpiecznie ukryte, komory inkubacyjne. Wycieram oczy, odwracam głowę od kamery, żeby nie widzieli mojego uśmiechu.
Generał byłby dumny ze swojej żony, a żołnierz dumny ze swojej matki. O tak, uśmiecham się nawet wtedy kiedy wycieram wilgotne policzki, nawet wiedząc, że to ostatnie pożegnanie.
***
Na krótko zatrzymuję się przy jego krypcie gładząc palcami litery. Pragnę by był to policzek Trasny a nie nieczuły kamień. Nie będzie mnie więcej przy nim, przynajmniej fizycznie, ponieważ nie wrócę. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Udaję się na Ziemię jako ochrona króla, królowej i pozostałych. Jeżeli znajdziemy tam dom, wątpię czy będę ponownie częścią tego świata.
Na moment opieram głowę o chłodny marmur, jestem taka zmęczona. Zmęczona śmiercią, wojną, i walką, i jedyne czego pragnę to w jakiś sposób odpocząć tutaj, z Trasne. Ale nie ma na to czasu bo statek odtransportuje nas za kilka godzin, co oznacza, że niedługo muszę stawić się na miejscu.
Podnoszę głowę i ostatni raz wpatruję się w kryptę. Chip pamięci wychładza się w dłoni, metaliczny i potężny. Obracam go w palcach. Wiem, że powinnam go włożyć do panelu i odejść.
Ale nie chcę tego zrobić.
Chcę zabrać go ze sobą na statek, zabrać na Ziemię bym mogła patrzeć na moją rodzinę, kiedy tęsknota za nimi stanie się nie do zniesienia. Ale jest coś więcej. Ostatni raz chcę uderzyć w ten system, chcę im coś wykraść - za zgotowanie nam piekła. I mam do tego prawo.
Tak jak oni ukradli wszystko, co liczyło się dla mnie w życiu.
Patrząc na ciąg migoczących świateł obracam chip w ręku jak monetę lub cenny klejnot. Nikt z nich i nikt inny nie przyjdzie do tego grobu kiedy odejdę. Więc w pewnym sensie ta część należy do mnie od kiedy moje wspomnienia zostały wystawione na publiczny osąd.
Sięgam do krypty i pokazuję, że wsuwam chip na miejsce podczas gdy faktycznie ukrywam go w dłoni. A potem ostrożnie wkładam rękawice i kieruję się do wyjścia.
Trzymam wysoko głowę a korytarz rozmazuje się od połykanych łez. Zapamiętuję każdy krok, wiem co zostawiam za sobą tej nocy, kogo opuszczam – jednak dla mnie, tutaj też nic nie zostało. Jestem teraz rzucona między dwa światy, tęskniąc za jednym który odszedł, obawiając się drugiego, który na mnie czeka.
Ale opuszczam go dla wolnego świata, eskortując mojego króla i królową, i na teraz to wystarczy.
Trasna nie pragnąłby niczego więcej. Bo przecież okupił tę szansę swoim życiem, a ja ją wykorzystam.
Koniec.
T: The Gravity Series: Exit Music [by RosDeidre]
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
T: The Gravity Series: Exit Music [by RosDeidre]
Last edited by Ela on Fri Mar 04, 2005 3:15 pm, edited 2 times in total.
Elu, nie wiem co napisać. Jestem w pracy, popłakać nie mogę a bardzo by mi to pomogło. Tą część odebrałam bardzo osobiście, tak jakbym sama tam była i przeżywała. Wiedziałam, że RosDeidre potrafi pięknie pisać o miłości pomiędzy Liz i Maxem, a teraz przekonałam się ostatecznie, że i inne uczucia potrafi opisać równie wspaniale.Pieknie dziękuję za kontunuację tłumaczenia tej serii.
Ja tez nie wiem. Wpadłam wczoraj na kilka chwil, by sprawdzić, czy nie ma jakichś wieści od ciebie w sprawie kolejnego chapterka Poprzez naszą historię... a tu bęc. Usta otwierają się w szoku. Nie, niemożliwe... mrugnięcie... a jednak...Zasiadam sobie później spokojnie w fotelu, sezon czeka na poprawki... na stoliku piętrzy się stos notatek do przepisania... a jednak siedzę po prostu i patrzę w ekran. W tle płynie fantastyczna piosenka Missing Evanescece i chociaż nie bardzo treścią pasuje do Exit Music, to jednak w pewnym sensie odzwierciedla mój zachwyt nad tym opowiadaniem. Spokój. Głęboki żal nad tym, co odeszło na zawsze... niewypowiedziany smutek wisi w powietrzu... i tu nagle ciepłe wspomnienie nieśmiałej młodej dziewczyny, która stawia swoje pierwsze kroki w krolewskim pałacu... i znowu trzydzieści lat później, kiedy nadzieja i inne uczucia kłębią się w sercu. Nadzieja, że gdzieś jednak znajdą dom, że jednak uda się jej odwrócić katastrofę. Ciepła świadomość, iz jednak jej niejedno marzenie się spełni (również dzięki Liz) pewnego dnia na słonecznej ziemi Nowego Meksyku... nawet ta wizja, te obrazy z GAW nie wymazuja dojmującego smutku, jaki ogarnia mnie po przeczytaniu Exit Music.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 17 guests