Shattered like a falling glass
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
A mnie się właśnie tam Kyle nie podoba Tzn. jako Kyle mi się nie podoba, jest taki... niekylowaty
Za to po tak entuzjastycznej wypowiedzi Hotaru zerknęłam do Steal Your Pain i tu strzał w.... no może narazie nie w 10, jestem przy początku dopiero, ale wciągam się Onarku, to też crossover, Liz/Alec
Za to po tak entuzjastycznej wypowiedzi Hotaru zerknęłam do Steal Your Pain i tu strzał w.... no może narazie nie w 10, jestem przy początku dopiero, ale wciągam się Onarku, to też crossover, Liz/Alec
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Nie sądzę abyśmy mieli te krople krwi i inne podteksty w bajkach traktować serio, bo wtedy będziemy się bali zajrzeć do jakiejkolwiek książki, a już o czytaniu własnym dzieciom nie będzie mowy... Ale można to potraktować z przymrużeniem oka i samamu zabawić się w doszukiwanie podtekstwó w bajkach - poprawa humoru gwarantowana.Qrcze więc wychodzi, że wszystko przesycone jest erotyzmem nawet bajeczki dla dzieci... Biedne dzieci nieświadome tego co czytają Chociaż muszę się przyznać, że ja sama tego świadoma nie byłam aż do dziś
Hotaru już nie przesadzaj. Wcale cię tak nie dręczyłam. To raczej ty gnębiłaś mnie i gnębisz nadal rzadko przesyłając mi FN. I na dodatek podsycasz mój apetyt krótkimi zdaniami, lekko spoilerując i całkowicie denerwując moją wyobraźnię, która sama już nie wie, w którym kierunku powinna iść...Tzn. wie zdecydowanie, w którym kierunku by chętnie poszła, ale musze cierpliwie (co jest dla mnie bardzo trudne) czekać na łaskę wielkiej Hotaru.
SYP 2?! Zaraz zabieram się do czytania! Jestem ciekawa co będzie się działo tym razem... A wszystkim, którzy zabrali się za opowiadania Calinii radzę zrobić to, co powiedziała Hotaru. Zacząć po kolei (chociaż sama zaczynałam od DTD, ale szybko rzuciłam się DDIO). Don't dream it's over jest specyficznym opowiadaniem, w które trzeba się wczuć, bo inaczej może się kompletnie nie sposobać, a powinno. Kyle tutaj jest całkowicie jak Kyle w Roswell - przyjaciel zawsze i wszędzie, lekko stuknięty, ale mimo wszystko zawsze wspiera Liz. A poza tym w dalszych częściach pojawia się... a nie będe spoilerować! Czytajcie! Powiem tylko, że dla samej "tradycji" jaką w tym opowiadaniu umieściła Calinia, warto czytać.
A teraz wracamy do SLAFG. Obiecałam wam dzisiaj kolejną część i słowa dotrzymuję (obiecałam też Hotaru 24 część i spełnię tę obietnicę, ale musze najpierw to przepisać). Wydaje mi się, że to rozdział idealny na sobotni dzionek, popołudnie i wieczór, a nawet noc...
X
Liz siedziała w pełni swobodnie na ladzie, wymachując nogami w powietrzu. Teraz rozumiała czemu Alec tak bardzo lubił tu siedzieć. Można poczuć się jak dziecko i jednocześnie spojrzeć na wszystko z innej perspektywy. Z tego miejsca wszystkie problemy wydawały się być odległe i obce. Bliskie za to wydawały się trzy osoby. Hotaru chociaż nieco chłodna, była dobrym duchem tej trójki. Uśmiechała się najczęściej, chwytała w mig wszystkie żarty, potrafiła prostymi sposobami poprawić samopoczucie. Tyle energii życia w tak niepozornej osóbce. Max była z nich wszystkich najbardziej zdystansowana i zamknięta, ale i ją na swój sposób dawało się polubić. Liz określiła ją mianem „myślącej za grupę”. Natomiast Alec...
Liz potrząsnęła głową. Alec to po prostu Alec. Potrafi ze wszystkiego zrobić sytuację, w której był zdobywcą a druga osoba ofiarą. Jedno spojrzenie zielonych oczu rozpuszczało wszelkie blokady samokontroli. Mogła bardzo chcieć go nie lubić i opierać się wszelkim uwodzicielskim sztuczkom, ale w efekcie sama szukała jego obecności.
Był tak inny od Maxa. Zupełne przeciwieństwo. Nawet z wyglądu. Ciemne, ciepłe oczy Evansa nie umywały się do zielonego wodospadu iskier w tęczówkach Alec'a. Główna jednak różnica opierała się na kontraście charakterów. Przy Evansie czuła się kochana, piękna, niezwykła, ale wciąż była grzeczną dziewczynką żyjącą pod kloszem. Max otaczał ją bezpieczeństwem zawsze i wszędzie, był nawet w stanie ją łapać, gdy się potykała. Alec sprawiał, że czuła się jak kobieta. Patrzył na nią głodnym wzrokiem, powodując ciarki wstrząsające całym ciałem. Jego dotyk, spojrzenie, głos sprawiały, że zanikały wszelkie bariery pruderyjności. A sama jego obecność niosła ze sobą mnóstwo niebezpieczeństwa. Może to właśnie ją przyciągało?
Nie bycie księżniczką w wieży tylko prawdziwa Liz w prawdziwym świecie.
- Jeszcze nie gotowa? - Hotaru stała w progu i spoglądała na zamyśloną Liz
Ona była już przygotowana. Oczywiście nowa bluzka już była w użyciu. I pasowała idealnie. Podkreślała turkusowe zabarwienie oczu. Dziewczyna skrzyżowała ramiona, czekając aż Liz wreszcie się ruszy. Ta niechętnie zsunęła się z blatu i powędrowała do drugiego pokoju, żeby się przebrać.
Spojrzała na ubrania leżące na łóżku. Nic z tego! Kupiła je w przypływie złości i chęci udowodnienia czegoś. Kiedy teraz na to patrzyła, od razu nie podobała jej się myśl o wkładaniu tego. Rozejrzała się. Odnalazła swoją torbę i wygrzebała z niej zieloną bluzkę na ramiączkach. Założyła ją i wyszła z pokoju.
- Co ty masz na sobie? - głos Hotaru zaczynał zahaczać o struny gniewu
Liz chciała coś powiedzieć, ale została z powrotem wepchnięta do pokoju.
- Przebierz się wreszcie!
Skapitulowała. Chcąc nie chcąc zdjęła stare, dobre dżinsy wciągając na siebie obcisłe skórzane nogawki. Co to ma być? Narzędzie tortur? Na spodnie to nie wyglądało. Sięgnęła po bluzkę. Przynajmniej ona była czymś więcej niż skrawkiem materiału. Wprawdzie dość odsłaniała plecy, ale mimo wszystko czuła się w niej komfortowo. Otuliła się ramionami czując chłodne powietrze. Chociaż bardziej jej przeszkadzał nieco odsłonięty brzuch niż gołe ramiona.
Teraz wystarczyło zadbać o dobry nastrój.
* * *
Klub nie był specjalnie zatłoczony. W sumie sądziła, że będzie tu tłum. Mimo to, już kiedy schodziły po schodach na główną salę, czuła na sobie spojrzenia ludzi. Nie przywykła do tego, że tak się jej przyglądano, a zwłaszcza płeć przeciwna. Po kilku sekundach jednak zaczynało jej się to powoli podobać. To nowe wrażenie być przedmiotem pożądania. Od razu powrócił w pamięci plan, którym chciała zaskoczyć zielonookiego chłopaka. Przede wszystkim zero rumieńców. Starała się nie odstępować Hotaru na krok, gdy zbliżały się do baru. Już z daleka rozpoznała mężczyznę, którego dzisiaj poznała w sklepie.
- Hej Biggs – Hotaru powitała go z uśmiechem
Liz dziwnie się poczuła, czując jak jego spojrzenie lustruje całą jej postać. Uśmiechnął się i powiedział z rozbawieniem:
- Nie widzę ciuchów po mamie. Alec będzie musiał zmienić zdanie.
Zmrużyła oczy i wykrzywiła usta w kwaśnym uśmiechu.
- Alec będzie musiał zmienić wiele rzeczy, jeśli chce mieć wszystkie zęby. - mruknęła
Biggs roześmiał się.
Przypadła mu do gustu ta mała istotka. Może i była niepozorna, ale wyczuwał w niej mnóstwo odwagi i zacięcia. Jednocześnie miało się ogromną ochotę ją chronić jak młodsza siostrę. Jeszcze bardziej utwierdził się w tym przekonaniu, gdy powiedziała, że do picia chce tylko soku. Hotaru pokręciła głową, ale nie komentowała tego.
- O, jesteście – Liz obróciła się słysząc za sobą znajomy głos
Niewiele wyższa od niej Max stała obok jakiejś czarnoskórej dziewczyny w skąpych ciuszkach.
- Original Cindy to jest właśnie Liz – przedstawiła ją z uśmiechem
Czy to na pewno była Max Guevara? Ta pochmurna i poważna, teraz w pełni uśmiechnięta i miła. To jakby zobaczyć uśmiechniętego Michaela albo Isabel bez makijażu. Liz zamrugała z niedowierzaniem, ale uścisnęła dłoń Cindy.
- Ok. Test – czarnoskóra dziewczyna skrzyżowała ramiona i wbiła wzrok w Liz – Lepiej być hetero czy homo?
Brunetka rozchyliła usta. Zaskakująco nie zarumieniła się, tylko odpowiedziała bez namysłu.
- Bez różnicy byle sex był dobry.
Max i Hotaru dostawały właśnie zawału, a ich szczęki przebijały podłogę. Żadna z nich nie spodziewała się takiej reakcji po małej brunetce. Ona sama w życiu nie posądziłaby się o takie zachowanie. Ale chyba terapia Hotaru, mająca na celu wydobyć prawdziwą Liz, zaczynała działać.
- Dziewczyno, jesteś szalona – powiedziała z zachwytem Cindy – Już cię lubię.
Liz uśmiechnęła się, ale szybko odwróciła wzrok wbijając go w parkiet. Po chwili błądziła spojrzeniem po całej sali, szukając swojego diabła w anielskiej postaci. Ale nigdzie nie było śladu zielonookiego chłopaka.
Poczuła czyjąś ciepłą dłoń na ramieniu. Momentalnie obróciła głowę, ale to był tylko Biggs. Tylko... Uśmiechnęła się, tuszując rozczarowanie. Lubiła go, jednak jakaś jej część wolała, żeby to był Alec.
- Masz ochotę potańczyć? - zapytał ciepło
Nie miała siły mu odmówić. Poza tym lepsze to niż stanie w miejscu jak kołek. Poszła wiec na parkiet.
Rytm muzyki powoli wdrażał jej krew w pulsowanie tym samym tempem. Zmieniające co chwilę barwę światła, hipnotyzowały. Już po chwili Liz była całkowicie pochłonięta wirowaniem i wyrzucaniem z siebie nadmiaru energii. W tym momencie nawet niewygodne spodnie przestały sprawiać problem. Myśli ulatywały daleko. Pełnia wolności.
What have you done to me,
I'll never be the same I'll tell you for sure
You really are my ecstasy
My real life fantasy
- Ta dziewczyna jest gorąca – Cindy nie odrywała wzroku od Liz szalejącej z Biggdem na parkiecie
- Będziesz musiała się obejść smakiem – powiedziała Hotaru, wręczając jej drinka
Czarnoskóra dziewczyna spojrzała na nią z wyższością. Potrafiła uwodzić, więc nie widziała przeszkód. Dopóki blondynka nie wskazała ponownie na parkiet.
- Alec – syknęła Cindy – Czy on zawsze musi mi sprzątać sprzed nosa najlepsze dziewczyny?
* * *
You really are my ecstasy
my real life fantasy
Liz wykonywała kolejny obrót, kiedy takty muzyki powoli dobiegały końca. Łapiąc oddech zatrzymała się i uniosła głowę by spojrzeć na Biggsa i podziękować mu za taniec. Ale jej wzrok natrafił na zielone tęczówki iskrzące niebezpiecznie.
Spanikowana rozejrzała się za Biggsem. Był już daleko, prawie przy barze. A ona została na parkiecie z Aleciem. Jego wzrok przesunął się po całej jej postaci. Najwyraźniej niesamowicie mu się podobał nowy image Liz. Leniwy uśmieszek pojawił się na jego ustach, kiedy podszedł a ona się nie odsunęła. Musiał przyznać, że bardzo go to zaskoczyło. Podejrzewał, że gdy tylko się pojawi będzie się rumieniła i szukała ucieczki. Powoli wsunął dłoń na jej talię, przysuwając ciało Liz bliżej. Dużo bliżej. Za blisko. Nie było milimetra wolnej przestrzeni pomiędzy nimi. Druga ręka przesunęła się wzdłuż jej pleców, pozostawiając gorącą ścieżkę na jej skórze. Melodia kolejnego utworu zaczęła nimi kołysać.
I know it's not a game to play
Your eyes they show no fear
I burn inside
And cannot wait to be
Dreszcze przyjemnej ekscytacji pobudził ciało Liz. Niepewnie wsunęła dłonie na szyję Alec'a czując ciepło jego skóry pod opuszkami. Cicho jęknęła, gdy druga ręka chłopaka przesunęła się na brzeg jej spodni. Kąciki jego ust uniosły się jeszcze wyżej.
The man
That feels your body close
Is here to set you free
To hold you near
And satisfy your needs
Całe jego ciało było niezwykle gorące, aż chciało się do niego lgnąć. Przysunęła twarz do jego szyi, opierając policzek o jego ramię. Pachniał niesamowicie, wręcz upajająco. Niebezpiecznie i sennie jednocześnie. Przymknęła powieki, gdy przesunął dłoń ponownie po nagiej skórze jej pleców. Zadrżała lekko. Uwielbiała jego dotyk, wywołujący całe zastępy drobnych impulsów. Adrenalina mieszała się z hormonami odpowiedzialnymi za reakcje ciała. Może to przez te feromony jakie wydzielał Alec, a może to było coś innego. Nie miała ochoty się w to zagłębiać. Teraz liczył się tylko taniec, bliskość, dotyk.
You shiver as I touch your neck
And slowly close your eyes
I can't resist
Even if I try
Czuł jej oddech na swojej szyi. Drobne palce Liz błądziły po jego karku co jakiś czas zaplątując się w jego włosy. Z każdym kolejnym dotykiem jego dłoni, zatapiała się w jego ciele jeszcze bardziej. Ciemna niczym mokka skóra pod jego opuszkami zdawała się być delikatna jak kwiatowe płatki. Niesamowicie przyjemne wrażenie, kiedy kolejny dreszcz przebiegł przez jej ciało. Nie sądził, że to będzie aż tak obezwładniające. Mała osóbka miała w sobie mnóstwo nieodkrytej zmysłowości.
And you run your fingers
Through my hair
Your lips come close to mine
The tension becomes more
Than I can bear
Powoli oderwała głowę od jego ramienia, spoglądając na niego. Jej oczy chyba po raz pierwszy nie unikały kontaktu wzrokowego. Pochylił się, skracając odległość pomiędzy ich ustami. Jęknęła, całkowicie się poddając chwili. Gorące opuszki przesunęły się na jej szyję, odnajdując przyspieszony puls. Odgarnął pasemko włosów z jej twarzy. Jeszcze kilka milimetrów i posmakuje kuszących ust. Liz jednak odsunęła nieco głowę i z błyskiem w oku szepnęła:
- Chodź.
Pociągnęła go za rękę w stronę wyjścia.
c.d.n.
Chyba Liz nie myśli o tym, co ja myślę, że myśli, wychodząc z nim? Chociaż... no dobrze, w końcu to Alec, tak? A skoro część jutrzejsza ma być jeszcze przyjemniejsza od dzisiejszej, to nie przychodzi mi na myśl nic innego, jak tylko Liz i Alec rzucający się na siebie
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
A skąd ona to wie? Czyżbym cos przepczyłaZaskakująco nie zarumieniła się, tylko odpowiedziała bez namysłu.
- Bez różnicy byle sex był dobry.
Cudna część, ale czemu taka krótka? Jejq i doczekaj tu do jutra
Wiem wiem Nowa bo się właśnie wczoraj dorwałam do tego opowiadanka, ale jestem dopiero na początq bo późno juz było
Steal Your Pain, czy też Steal my pain, jak jest na bannerku... Dobry Boże, powinni ostrzec przed t a k i m prologiem. Mam ochotę zamordować autorske. ALbo nie, niech wróci mi tu zaraz na forum i wyjaśni, co też najlepszego zrobiła. Z takim prologiem nie mogę teraz zabrać się do czytania... Ale i tak pewnie przeczytam, bo nie chcę przegapic momentu, w którym Liz bedzie walczyco Aleca. Nei wyobrażam sobie, że odjechała bez walki. Pewnei za zakrętem znokautuje Michaela i wróci do Aleca
Don't dream it's over... Ech. Na początku Kyle wydaje się nie Kyle'owaty... ale potem jest już lepiej, szczególnie, kiedy na scenie pojawia się Alec... dosyć późno, przyznam, pojawia sie "centralnie" i "frontalnie" w opowieści. Więc trzeba sporo przebrnąć, zanim się do tego doczyta. Ale potem jest już tylko lepiej. Ba, powiedziałabym nawet, że początek opowiadania zbytnio Calinii nie wyszedł w porównniu z resztą opowiadania... Ale i tak to jest moje ulubione cudo.Wiem wiem Nowa bo się właśnie wczoraj dorwałam do tego opowiadanka, ale jestem dopiero na początq bo późno juz było
No nie... Właśnie przeczytałam "Steal my pain" i już całkiem się załamałam. Chyba wszyscy dokoła mają kryzys albo też wenę na same smutne rozdziały. Przecież po takim prologu człowiek może dostać nerwicy natręctw albo raczej wpaść w dołek psychiczny. Jak Liz mogła tak łatwo pozwolić mu odejść? Oby w następnych częściach było już lepiej, tzn. żeby jednak o niego walczyła (jak to ujęła Hotaru).
Eh, idę pisac kolejną część SLAFG. I zgadnijcie jaka będzie? Tak, smutna... Albo i nie, ale przygnębiająca na pewno. Trudna napisac coś radosnego czy zabawnego, kiedy gorzkie myśli przesuwają się przez twój umysł.
Niech ktoś napisze jakąs pełną słońca i nadziei część jakiegoś opowiadania czy coś... Niech mnie ktoś przytuli...
Eh, idę pisac kolejną część SLAFG. I zgadnijcie jaka będzie? Tak, smutna... Albo i nie, ale przygnębiająca na pewno. Trudna napisac coś radosnego czy zabawnego, kiedy gorzkie myśli przesuwają się przez twój umysł.
Niech ktoś napisze jakąs pełną słońca i nadziei część jakiegoś opowiadania czy coś... Niech mnie ktoś przytuli...
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
Fakt ostanie rozdziały Steal your pain i WTRBF nie były zbyt optymistyczne. No dobra były załamujące, przygnębiające i wogóle ...
A może tak na pocieszenie kolejna część SLAFG, albo Długiej drogi do domu
Popieram. Miejmy nadzieję, że zmądrzeje.Jak Liz mogła tak łatwo pozwolić mu odejść? Confused Oby w następnych częściach było już lepiej, tzn. żeby jednak o niego walczyła (jak to ujęła Hotaru).
A może tak na pocieszenie kolejna część SLAFG, albo Długiej drogi do domu
Hm, może cię to pocieszy, _liz... Pamiętasz, co pisałam o pomyśle na krótkie opowiadanie Liz/Alec? Znowu chodzi mi po głowie.
I nie bądź taka przygnębiona po 33 części FN. W końcu dzięki temu dokonał się niejaki postęp w relacjach Alec-Liz-Biggs. Smutne dni nadchodzą, ale one właśnie uświadomią Liz to, o czym pisałam w pm'ie do ciebie. Zaczęłam właśnie pisać 34 część i chociaż mój obecny humor przypomina bardziej absolutnego doła niż humor na wenę pisarską, to jednak postanowiłam to zablokować i napisać część z Cody'm. I zakończenie historii będzie jak promyk słońca na pochmurnym niebie Seattle. Na szczęście już to zakończenie świta na moim horyzoncie... stwierdziłam bowiem, że uzależniłam się od pisania Frean Nation. W gruncie rzeczy mogłam pominąć wiele poobocznych wątków, ale tylko rozbudowuję i wydłużam opowiadanie. To jest straszne. Część mojego umysłu żyje w świecie bohaterów, doskonaląc każdy szczególik historii i nie potrafię się uwolnić od tej obsesyjnej myśli, jak Liz w 33 części.
No i oczywiście spodziewaj się odpowiedzi na pm'a... bo wciąż jeszcze nie odpowiedziałaś na pewne niezadane pytanie - o granice opisów. Tylko tego mi brakuje. Ale być może dostanę odpowiedź niebawem od ciekawskiej_osoby, której także podesłałam dzisiaj brakujące części. Twoją odpowiedź czytałam z wypiekami na twarzy, zwłaszcza tę, w której opisywałaś swoje odczucia odnośnie ostatnich scen... więc ci wybaczę, że mogłaś zapomnieć o tym.
I nie bądź taka przygnębiona po 33 części FN. W końcu dzięki temu dokonał się niejaki postęp w relacjach Alec-Liz-Biggs. Smutne dni nadchodzą, ale one właśnie uświadomią Liz to, o czym pisałam w pm'ie do ciebie. Zaczęłam właśnie pisać 34 część i chociaż mój obecny humor przypomina bardziej absolutnego doła niż humor na wenę pisarską, to jednak postanowiłam to zablokować i napisać część z Cody'm. I zakończenie historii będzie jak promyk słońca na pochmurnym niebie Seattle. Na szczęście już to zakończenie świta na moim horyzoncie... stwierdziłam bowiem, że uzależniłam się od pisania Frean Nation. W gruncie rzeczy mogłam pominąć wiele poobocznych wątków, ale tylko rozbudowuję i wydłużam opowiadanie. To jest straszne. Część mojego umysłu żyje w świecie bohaterów, doskonaląc każdy szczególik historii i nie potrafię się uwolnić od tej obsesyjnej myśli, jak Liz w 33 części.
No i oczywiście spodziewaj się odpowiedzi na pm'a... bo wciąż jeszcze nie odpowiedziałaś na pewne niezadane pytanie - o granice opisów. Tylko tego mi brakuje. Ale być może dostanę odpowiedź niebawem od ciekawskiej_osoby, której także podesłałam dzisiaj brakujące części. Twoją odpowiedź czytałam z wypiekami na twarzy, zwłaszcza tę, w której opisywałaś swoje odczucia odnośnie ostatnich scen... więc ci wybaczę, że mogłaś zapomnieć o tym.
W obecnej chwili nic nie jest mnie w stanie tak naprawdę pocieszyć, ale przyznaję, że twoje słowa H. wprowadziły lekki uśmiech na moje usta. Może uda mi się odzyskać pełnię energii i pogody, ale podjerzewam, że to nastąpi dopiero wieczorem przy mojej "terapii" Bradem
Rany, całkiem zapomniałam o odpowiedzi na TO pytanie! Ale spowodowało to zbytnie wczucie się w sytuację i przeżywanie wszystkiego, co miało miejsce w 33. Ale nie martw się, udzielę odpowiedzi i na to pytanie.
Mam to samo... 25 zaczyna się więc rozmyślaniami i to kierującymi się w stronę autoagresji i autodestrukcji bohaterów, a zwłaszcza Liz-Alec-Max. (ups... chyba zaspoilerowałam, trudno )Zaczęłam właśnie pisać 34 część i chociaż mój obecny humor przypomina bardziej absolutnego doła niż humor na wenę pisarską,
Rany, całkiem zapomniałam o odpowiedzi na TO pytanie! Ale spowodowało to zbytnie wczucie się w sytuację i przeżywanie wszystkiego, co miało miejsce w 33. Ale nie martw się, udzielę odpowiedzi i na to pytanie.
Haha. Nic z tego Galadriela! Na kolejną część poczekasz do jutra. W końcu ja też musze się troszkę na was powyżywać, takie święte prawo autora Ale może cię pocieszę tym, że będzie to niesamowicie ciekawa część (kończąca się niesamowicie denerwująco)A może tak na pocieszenie kolejna część SLAFG
Eh... Obiecany kolejny rozdział... A ja idę czytać 11 rozdział DTD - wreszcie się doczekałam!!!
XI
Powietrze było chłodne, ale Liz tego nie czuła. Jej ciało wciąż było rozgrzane. Alec był tuż za nią, a jego palce ciągle znajdowały się na jej plecach. Zatrzymali się na chodniku. Lekki uśmiech przemknął przez usta Liz, gdy zauważyła jak Alec na nią patrzy. Chyba w końcu zaczął dostrzegać zmianę w niej. I wcale jej to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Podobało jej się, że praktycznie rozbierał ją wzrokiem. Miał ochotę wreszcie ją pocałować. A ona miała ochotę na dokładnie to samo. Nie dlatego, żeby się dobrze bawić i go przekonać o swojej „autentyczności”. O nie, w tym było coś więcej. Po prostu czuła się przy nim świetnie. Nie przeszkadzał jej nawet uśmieszek, który tylko dodawał mu uroku.
Przesunęła dłonią po jego koszulce od szyi aż po brzuch. Czuła napinające się mięśnie. Wiedziała, że był dobrze zbudowany, to było widać już na pierwszy rzut oka. Jednak pragnienie zobaczenia tego bez zbędnych ciuchów mąciło jej umysł. Musiał zobaczyć zmętnienie w jej oczach, bo tylko się uśmiechnął tryumfalnie.
- Chodźmy gdzieś – mruknęła, ponownie przesuwając dłoń po jego klatce piersiowej
- Gdzie? - zapytał, delikatnie ujmując ją za rękę i odciągając od swojego torsu
- Nie wiem. Gdzieś.
Lewa dłoń Alec'a uniosła jej podbródek nieco w górę, tak że mógł spojrzeć jej prosto w oczy. Przez dłuższą chwilę udawało jej się wytrzymać magnetyczną siłę zielonych tęczówek, ale w końcu poddała się i przymknęła powieki.
- Otwórz oczy – szepnął zmysłowym, przyjemnie niskim i ciepłym tonem
Bez wahania wykonała polecenie. Ciemne oczy połyskiwały milionami rozbudzonych iskier. Szmaragdowe spojrzenie tonęło w nich i miała wrażenie, że jej własne oczy za chwilę przybiorą zieloną barwę. Jego palec przesunął się po linii jej podbródka i policzka, w końcu wędrując na szyję i powodując drżenie ciała.
Była zbyt zajęta myśleniem o miękkich ustach Alec'a by zauważyć ich bliskość. Dopiero gdy ciepły oddech odbił się od jej warg, uświadomiła sobie, co się zaraz stanie. Wysunęła język, zwilżając nim usta. Zielone oczy błyskawicznie wychwyciły ten ruch, który stanowił ostateczny bodziec dla Alec'a. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, musnął wargami rozchylone usta Liz. Delikatnie, rozkoszując się słodkim karmelkowym smakiem. Nie wyobrażał sobie, że będzie aż tak przyjemnie. Po chwili zauważył jak jej powieki się przymykają a jej usta zaczynają odwzajemniać pocałunek. Miękko i powoli, jakby oboje muskali bańkę mydlaną. Aż język Alec'a rozdzielił wargi Liz, wsuwając się niepewnie do jej buzi. Jęknięcie, które usiłowało wymknąć się z jej ust, zawibrowało w gardle.
Prawa ręka Alec'a wsunęła się na talię Liz, przyciągając ją bliżej, niepozwalając uciec. Zbudził się w nim głód, jakiego się nie spodziewał. Dziwne pragnienie wyssania z niej nie tylko słodkiego smaku, ale i całej duszy. Czuł, że usiłuje na chwilę oderwać od niego swoje usta. Łaknienie powietrza dawało jej się we znaki. Ponownie przesunął język po jej wargach, spijając ich smak i powoli, leniwie, niechętnie odsunął głowę. Łapczywe łyki powietrza schładzały płuca Liz. Otworzyła oczy. Spodziewała się ujrzeć tradycyjny uśmieszek, ale zamiast tego zobaczyła pożądanie mieszane z tym dziwnym uczuciem gotującym się we krwi.
- Chodź. - głos Alec'a kusił i dawał posmak jego myśli
Tym razem ich zamiary biegły w tym samym kierunku. Bez słowa sprzeciwu wsiadła na motor, splatając dłonie na brzuchu chłopaka.
Już raz jechała z nim motorem, ale tamta sytuacja była całkiem inna. Teraz jej ciało lgnęło do niego usiłując rozkoszować się jego ciepłem. Wtuliła się w jego plecy, starając być jak najbliżej. Uśmieszek przebiegł po jego ustach. Wciąż czuł jej smak i podejrzewał, że przez długi czas się go nie pozbędzie. Zadziwiające jak reagował na tę małą osóbkę. Początkowo liczył na przyjemną przygodę, ale im dłużej z nią przebywał tym bardziej chciał ja przy sobie zatrzymać.
* * *
Zjechali z głównej drogi na jakąś leśną ścieżynę za miastem. Dawna Liz zaczęłaby się tym przejmować i mieć wątpliwości czy dobrze robi wybierając się w takie miejsce z praktycznie obcym chłopakiem. Nowa, prawdziwa Liz nie miała tego problemu. Poza tym czuła się zaskakująco bezpiecznie w towarzystwie Alec'a.
Zatrzymali się wreszcie na jakiejś polanie czy cokolwiek to było. Alec pomógł jej zsiąść z motoru i trzymając za rękę prowadził gdzieś. Była mocno zdziwiona tym, że cokolwiek widział w tej totalnej ciemności. Ona nie była w stanie dostrzec nic oprócz zarysu jego sylwetki. I nagle zrobiło się trochę jaśniej. Liz dostrzegła wodę w której oprócz gwiazd odbijały się barwne lampiony. Z zachwytem obserwowała jezioro, wokół którego rozwieszone były kolorowe lampki. Już miała zapytać co to za miejsce, ale przypominając sobie źródła funduszy całej trójki wolała nie pytać.
Stała jeszcze chwilę, wpatrując się w niezmąconą taflę wody. Alec już leżał na ziemi z rękoma splecionymi pod głową. Liz obróciła się i obrzuciła go ciekawskim spojrzeniem. Kiedy leżał, wyglądał jeszcze lepiej niż na stojąco... Dzięki Bogu nie umiał czytać w myślach. Podeszła i rozłożyła się na ziemi obok niego.
W milczeniu spoglądała w gwiazdy, dopóki jakiś cień nad nią nie zawisł. Ciepły oddech wzbudził zastęp przyjemnych dreszczy. Przekręciła głowę, napotykając zielone spojrzenie. Alec podpierał głowę jedną ręką, a drugą wędrował po ręce Liz.
- Fajne ciuchy – mruknął, zsuwając ramiączko bluzki w dół jej ramienia
Poczuła gorącą falę wypełniającą całe jej wnętrze. Każda z komórek ciała wręcz błagała o to, by przesunął po niej swoje palce.
- To pomysł Hotaru – przyznała szczerze i bez większego przejęcia – Wydobyła ze mnie prawdziwą Liz – dodała dumnie
Alec zachichotał. Przesunął wskazujący palec wzdłuż jej ramienia, po czym ponownie położył się na plecach i z kpiną powiedział:
- Nie widzę różnicy.
Liz momentalnie uniosła ciało, wspierając się na łokciach. Spojrzała na niego. Kąciki ust wyginały się w ironiczny uśmieszek. Tym razem jej wargi też miały ochotę się uśmiechnąć. Przechyliła głowę i zapytała przyciszonym aksamitnym głosem:
- Doprawdy?
Alec nie zdążył odpowiedzieć ani zareagować, gdy jej ciało przekręciło się i leżała na nim, przyciskając swoje usta do jego. Był tym całkowicie zaskoczony. Jego dłonie zamarły na jej plecach. Dopiero po chwili się rozluźnił, przesuwając ręce po jej plecach. Jego palce podsunęły czerwoną koszulkę wyżej, dotykając miejsce, którego wcześniej nie miał okazji poczuć pod opuszkami. To wystarczyło by drobne ciało zadrżało i zmiękło wtapiając się w jego objęcie. Jednym płynnym ruchem przekręcił ich tak, że on był na górze. Przerwał na chwilę pocałunek, tylko po to, by znów wbić się w jej wargi. Tym razem nie było w tym delikatności. Namiętność prowadzona pragnieniem.
Smakowała równie słodko co przedtem, jakby nigdy nie traciła tego pysznego smaczku. Miękkie usta poddawały się każdemu żądaniu jego warg. Zachłannie wsunął język do jej buzi, szukając odpowiedzi na swoje posunięcie. Dłonie Liz momentalnie znalazły się na jego plecach, usiłując znaleźć na nich wystarczające oparcie. Czując spoconą dłoń an swoim brzuchu, nie mogła powstrzymać mruknięcia. Ręka Alec'a zataczała leniwe kółka na skórze Liz, powodując całkowite rozluźnienie się jej ciała. Nie przejmowała się zimnem ani twardą ziemią pod plecami, teraz liczyła się tylko możliwość stopienia w jedność z Aleciem. Usta chłopaka przesunęły się wzdłuż linii jej szczęki, zsuwając na szyję. Pozostawiał wilgotne szlaczki na jej napiętej skórze. Liz odchyliła głowę ułatwiając mu dostęp. Nigdy nie kwestionowała seksualnych kwalifikacji Alec'a, ale teraz mogłaby mu za to przyznać złoty medal. Doskonale wiedział jak wykorzystać każdą część swojego ciała i które miejsca na jej ciele pobudzić. Prawa dłoń Alec'a powoli zsunęła ramiączko jej bluzki. Odkryty obojczyk błyskawicznie rozgrzał się pod wpływem pocałunków.
Wibrujący dźwięk bezczelnie przerwał ich akcje. Alec zaklął coś i sturlał się z Liz, wyciągając z kieszeni telefon.
- Czego? - warknął wyraźnie rozzłoszczony
Liz powstrzymała śmiech. Usiadła po turecku, opierając łokcie na kolanach. Z zaciekawieniem przyglądała się chłopakowi.
- Dobra – mruknął i wstał
Wciskając komórkę do kieszeni rzucił jeszcze kilka cichych przekleństw pod nosem. Nie lubił kiedy mu przerywano w tak miłych momentach. Widząc jego irytację, Liz zaczęła chichotać. Oto uroczy Alec, któremu żadna się nie oparła, był tak bliski swojego celu i ktoś śmiał mu brutalnie przerwać.
- Bardzo zabawne – mruknął w jej stronę – Lepiej wstawaj, jeśli nie chcesz żebym cię tu zostawił.
Wciąż się śmiejąc, wstała i otrzepała się z ziemi. Potrząsnęła z rozbawieniem głowę i skierowała się w stronę motoru. Jakoś błyskawicznie ze stanu rozpalenia przeszła w stan całkowitego rozbawienia.
* * *
Zatrzymali się pod budynkiem, w którym mieściło się mieszkanie Hotaru. Na dole czekała już wyraźnie zdenerwowana i zniecierpliwiona Mac. Siedziała na swoim motorze. Liz po raz pierwszy zorientowała się, że należy on do brunetki. Chociaż mogła się od razu tego domyśleć, bo nie wyobrażała sobie Hotaru na tej maszynie.
- Gdzie Biggs i H.? - Alec zapytał tonem jakiego nie słyszała wcześniej
Jego głos był chłodny, pełen powagi i zaciętości. Jakby słyszała żołnierza zdającego raport lub dowódcę wydającego rozkazy.
- Są już na miejscu – padła zwięzła odpowiedź
Max przeniosła wzrok z Alec'a na Liz
- Ty zostajesz – rzuciła krótko
Liz jakoś nie miała ochoty się sprzeczać. Zsiadła z motoru i stanęła na chodniku, wpatrując się w Mar. Dziewczyna szukała czegoś w kieszeni kurtki.
- Idź spać – rzuciła Liz kluczyki do mieszkania
Złapała je bez trudu. Miała jednak problem z wysłuchaniem i wypełnieniem tego polecenia. Czuła, że sprawa jest poważna. Nie miała pojęcia co się dzieje, ale chciała być przy tym i w razie potrzeby pomóc. Ścisnęła kluczyki w dłoni i powiedziała buntowniczym tonem:
- Nie chce mi się spać.
To zdanie miało sugerować, że nie ma zamiaru iść do mieszkania i udawać, że nic się nie dzieje. Była jednak osoba, która odebrała to trochę inaczej. Alec obrócił głowę w jej stronę. Na jego ustach pojawił się piekielny uśmieszek mieszany z dumą. Liz przewróciła oczami. Facet miał przerośnięte ego, jeśli sądził, że to przez niego nie jest śpiąca. Max nie zwracała na to uwagi.
- Nie obchodzi mnie to. Zostajesz – rzuciła zimno
Oboje ruszyli, zostawiając Liz na chodniku. Powoli traciła cierpliwość. Miała zamiar dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi.
* * *
Mijała druga godzina, gdy Liz wciąż siedziała i czekała. Nie wiedziała co ja wcześniej zabije – nuda czy zamartwianie się. Wstała i zaczęła krążyć w tę i z powrotem po pokoju.
- Szlag mnie zaraz trafi – warknęła ze zdenerwowaniem
machnęła ręką w energicznej gestykulacji.
Rozległ się trzask.
Stanęła jak wryta. Co to było? Błyskawicznie odnalazła na ścianie włącznik światła. Rozejrzała się dokoła. Jej wzrok natrafił na kawałeczki lśniącego szkła rozsypane na kuchennym blacie. Zamrugała, jakby podejrzewała, że to jej się śni. Ale resztki szklanki wciąż tam były. Z miejsca, w którym wcześniej stała nie mogła ręką strącić tej szklanki... Spojrzenie Liz powędrowało na jej dłonie. Cieniutkie zielone iskierki wędrowały po jej skórze. Tym razem nie czuła bólu, raczej sporą energię wypełniającą jej palce.
Wyciągnęła dłoń w kierunku rozbitej szklanki. Chwila koncentracji i w ciągu kilku sekund szkiełka scaliły się w jednolitą całość. Szklanka wyglądała na nietkniętą. Lekki uśmiech przebiegł po jej twarzy. Chyba powoli uczyła się kontrolować swoje nadprzyrodzone, niechciane zdolności.
Gdyby tylko potrafiła swoje potłuczone życie znów scalić w jedno tylko przez machnięcie ręką. Niestety rzeczy niematerialne nie podlegały prawom fizycznym, wiec mogła tylko czekać aż samo się wszystko ułoży albo aż ktoś pomoże jej wybrnąć spomiędzy raniących szkiełek przeszłości.
Ponownie spojrzała na swoje dłonie. Więc miała te podstawowe zdolności, łącznie z niszczycielską specjalnością Michaela. Zmarszczyła brwi. Jak to możliwie, że miała moc Michaela skoro to Max ją uratował? Przez jej umysł przebiegła pewna myśl. Miewała wizje kiedy kogoś lub czegoś dotykała, co mogło być pewną odmianą zdolności Isabel. Jej emocje mogły niszczyć jak w przypadku mocy Michaela. Może więc miała w sobie strzępki ich wszystkich?
Czy w takim razie miała też umiejętności Maxa? Był jeden sposób by się przekonać...
Przeszła do kuchni. Sięgnęła dłonią po nóż.
- Chyba zwariowałam – potrząsnęła głową
Odłożyła nóż z powrotem na miejsce. Była ciekawa czy umie leczyć rany jak Max, ale nie aż tak ciekawa, żeby pociachać samą siebie. Z drugiej strony jak inaczej mogła to sprawdzić?
- Czego się nie robi dla nauki – jęknęła
Ponownie chwyciła nóż i zaciskając powieki przejechała ostrzem po wnętrzu lewej dłoni. Zapiekło i po chwili czuła gorącą krew wypływającą z rany. Syknęła.
Przyłożyła powoli prawą dłoń w miejsce rany. Nabrała głęboko powietrza. Skupiła wszystkie swoje myśli na tym jednym działaniu. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Dopiero po kilkunastu sekundach w palcach prawej ręki poczuła mrowienie. Rana rozgrzewała się, ale piekła coraz mniej. Kiedy Liz otworzyła oczy i spojrzała na swoje dzieło, zobaczyła jedynie ślady krwi. Umyła dłonie i szybko wróciła wzrokiem na wnętrze lewej ręki. Nie było rany. Pozostała jedynie drobna, prawie niewidoczna blizna. Max naprawiał wszystko bez pozostawiania blizn. Cóż, nikt nie był idealny, a ona dopiero się uczyła. I to w dodatku sama na sobie wszystko testowała.
Drzwi otworzyły się z impetem. Liz aż podskoczyła w miejscu. Do salonu weszli a raczej wbiegli Max i Alec. Za nimi pojawił się Biggs, niosący na rękach Hotaru. Serce Liz stanęło w miejscu.
c.d.n.
XI
Powietrze było chłodne, ale Liz tego nie czuła. Jej ciało wciąż było rozgrzane. Alec był tuż za nią, a jego palce ciągle znajdowały się na jej plecach. Zatrzymali się na chodniku. Lekki uśmiech przemknął przez usta Liz, gdy zauważyła jak Alec na nią patrzy. Chyba w końcu zaczął dostrzegać zmianę w niej. I wcale jej to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Podobało jej się, że praktycznie rozbierał ją wzrokiem. Miał ochotę wreszcie ją pocałować. A ona miała ochotę na dokładnie to samo. Nie dlatego, żeby się dobrze bawić i go przekonać o swojej „autentyczności”. O nie, w tym było coś więcej. Po prostu czuła się przy nim świetnie. Nie przeszkadzał jej nawet uśmieszek, który tylko dodawał mu uroku.
Przesunęła dłonią po jego koszulce od szyi aż po brzuch. Czuła napinające się mięśnie. Wiedziała, że był dobrze zbudowany, to było widać już na pierwszy rzut oka. Jednak pragnienie zobaczenia tego bez zbędnych ciuchów mąciło jej umysł. Musiał zobaczyć zmętnienie w jej oczach, bo tylko się uśmiechnął tryumfalnie.
- Chodźmy gdzieś – mruknęła, ponownie przesuwając dłoń po jego klatce piersiowej
- Gdzie? - zapytał, delikatnie ujmując ją za rękę i odciągając od swojego torsu
- Nie wiem. Gdzieś.
Lewa dłoń Alec'a uniosła jej podbródek nieco w górę, tak że mógł spojrzeć jej prosto w oczy. Przez dłuższą chwilę udawało jej się wytrzymać magnetyczną siłę zielonych tęczówek, ale w końcu poddała się i przymknęła powieki.
- Otwórz oczy – szepnął zmysłowym, przyjemnie niskim i ciepłym tonem
Bez wahania wykonała polecenie. Ciemne oczy połyskiwały milionami rozbudzonych iskier. Szmaragdowe spojrzenie tonęło w nich i miała wrażenie, że jej własne oczy za chwilę przybiorą zieloną barwę. Jego palec przesunął się po linii jej podbródka i policzka, w końcu wędrując na szyję i powodując drżenie ciała.
Była zbyt zajęta myśleniem o miękkich ustach Alec'a by zauważyć ich bliskość. Dopiero gdy ciepły oddech odbił się od jej warg, uświadomiła sobie, co się zaraz stanie. Wysunęła język, zwilżając nim usta. Zielone oczy błyskawicznie wychwyciły ten ruch, który stanowił ostateczny bodziec dla Alec'a. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, musnął wargami rozchylone usta Liz. Delikatnie, rozkoszując się słodkim karmelkowym smakiem. Nie wyobrażał sobie, że będzie aż tak przyjemnie. Po chwili zauważył jak jej powieki się przymykają a jej usta zaczynają odwzajemniać pocałunek. Miękko i powoli, jakby oboje muskali bańkę mydlaną. Aż język Alec'a rozdzielił wargi Liz, wsuwając się niepewnie do jej buzi. Jęknięcie, które usiłowało wymknąć się z jej ust, zawibrowało w gardle.
Prawa ręka Alec'a wsunęła się na talię Liz, przyciągając ją bliżej, niepozwalając uciec. Zbudził się w nim głód, jakiego się nie spodziewał. Dziwne pragnienie wyssania z niej nie tylko słodkiego smaku, ale i całej duszy. Czuł, że usiłuje na chwilę oderwać od niego swoje usta. Łaknienie powietrza dawało jej się we znaki. Ponownie przesunął język po jej wargach, spijając ich smak i powoli, leniwie, niechętnie odsunął głowę. Łapczywe łyki powietrza schładzały płuca Liz. Otworzyła oczy. Spodziewała się ujrzeć tradycyjny uśmieszek, ale zamiast tego zobaczyła pożądanie mieszane z tym dziwnym uczuciem gotującym się we krwi.
- Chodź. - głos Alec'a kusił i dawał posmak jego myśli
Tym razem ich zamiary biegły w tym samym kierunku. Bez słowa sprzeciwu wsiadła na motor, splatając dłonie na brzuchu chłopaka.
Już raz jechała z nim motorem, ale tamta sytuacja była całkiem inna. Teraz jej ciało lgnęło do niego usiłując rozkoszować się jego ciepłem. Wtuliła się w jego plecy, starając być jak najbliżej. Uśmieszek przebiegł po jego ustach. Wciąż czuł jej smak i podejrzewał, że przez długi czas się go nie pozbędzie. Zadziwiające jak reagował na tę małą osóbkę. Początkowo liczył na przyjemną przygodę, ale im dłużej z nią przebywał tym bardziej chciał ja przy sobie zatrzymać.
* * *
Zjechali z głównej drogi na jakąś leśną ścieżynę za miastem. Dawna Liz zaczęłaby się tym przejmować i mieć wątpliwości czy dobrze robi wybierając się w takie miejsce z praktycznie obcym chłopakiem. Nowa, prawdziwa Liz nie miała tego problemu. Poza tym czuła się zaskakująco bezpiecznie w towarzystwie Alec'a.
Zatrzymali się wreszcie na jakiejś polanie czy cokolwiek to było. Alec pomógł jej zsiąść z motoru i trzymając za rękę prowadził gdzieś. Była mocno zdziwiona tym, że cokolwiek widział w tej totalnej ciemności. Ona nie była w stanie dostrzec nic oprócz zarysu jego sylwetki. I nagle zrobiło się trochę jaśniej. Liz dostrzegła wodę w której oprócz gwiazd odbijały się barwne lampiony. Z zachwytem obserwowała jezioro, wokół którego rozwieszone były kolorowe lampki. Już miała zapytać co to za miejsce, ale przypominając sobie źródła funduszy całej trójki wolała nie pytać.
Stała jeszcze chwilę, wpatrując się w niezmąconą taflę wody. Alec już leżał na ziemi z rękoma splecionymi pod głową. Liz obróciła się i obrzuciła go ciekawskim spojrzeniem. Kiedy leżał, wyglądał jeszcze lepiej niż na stojąco... Dzięki Bogu nie umiał czytać w myślach. Podeszła i rozłożyła się na ziemi obok niego.
W milczeniu spoglądała w gwiazdy, dopóki jakiś cień nad nią nie zawisł. Ciepły oddech wzbudził zastęp przyjemnych dreszczy. Przekręciła głowę, napotykając zielone spojrzenie. Alec podpierał głowę jedną ręką, a drugą wędrował po ręce Liz.
- Fajne ciuchy – mruknął, zsuwając ramiączko bluzki w dół jej ramienia
Poczuła gorącą falę wypełniającą całe jej wnętrze. Każda z komórek ciała wręcz błagała o to, by przesunął po niej swoje palce.
- To pomysł Hotaru – przyznała szczerze i bez większego przejęcia – Wydobyła ze mnie prawdziwą Liz – dodała dumnie
Alec zachichotał. Przesunął wskazujący palec wzdłuż jej ramienia, po czym ponownie położył się na plecach i z kpiną powiedział:
- Nie widzę różnicy.
Liz momentalnie uniosła ciało, wspierając się na łokciach. Spojrzała na niego. Kąciki ust wyginały się w ironiczny uśmieszek. Tym razem jej wargi też miały ochotę się uśmiechnąć. Przechyliła głowę i zapytała przyciszonym aksamitnym głosem:
- Doprawdy?
Alec nie zdążył odpowiedzieć ani zareagować, gdy jej ciało przekręciło się i leżała na nim, przyciskając swoje usta do jego. Był tym całkowicie zaskoczony. Jego dłonie zamarły na jej plecach. Dopiero po chwili się rozluźnił, przesuwając ręce po jej plecach. Jego palce podsunęły czerwoną koszulkę wyżej, dotykając miejsce, którego wcześniej nie miał okazji poczuć pod opuszkami. To wystarczyło by drobne ciało zadrżało i zmiękło wtapiając się w jego objęcie. Jednym płynnym ruchem przekręcił ich tak, że on był na górze. Przerwał na chwilę pocałunek, tylko po to, by znów wbić się w jej wargi. Tym razem nie było w tym delikatności. Namiętność prowadzona pragnieniem.
Smakowała równie słodko co przedtem, jakby nigdy nie traciła tego pysznego smaczku. Miękkie usta poddawały się każdemu żądaniu jego warg. Zachłannie wsunął język do jej buzi, szukając odpowiedzi na swoje posunięcie. Dłonie Liz momentalnie znalazły się na jego plecach, usiłując znaleźć na nich wystarczające oparcie. Czując spoconą dłoń an swoim brzuchu, nie mogła powstrzymać mruknięcia. Ręka Alec'a zataczała leniwe kółka na skórze Liz, powodując całkowite rozluźnienie się jej ciała. Nie przejmowała się zimnem ani twardą ziemią pod plecami, teraz liczyła się tylko możliwość stopienia w jedność z Aleciem. Usta chłopaka przesunęły się wzdłuż linii jej szczęki, zsuwając na szyję. Pozostawiał wilgotne szlaczki na jej napiętej skórze. Liz odchyliła głowę ułatwiając mu dostęp. Nigdy nie kwestionowała seksualnych kwalifikacji Alec'a, ale teraz mogłaby mu za to przyznać złoty medal. Doskonale wiedział jak wykorzystać każdą część swojego ciała i które miejsca na jej ciele pobudzić. Prawa dłoń Alec'a powoli zsunęła ramiączko jej bluzki. Odkryty obojczyk błyskawicznie rozgrzał się pod wpływem pocałunków.
Wibrujący dźwięk bezczelnie przerwał ich akcje. Alec zaklął coś i sturlał się z Liz, wyciągając z kieszeni telefon.
- Czego? - warknął wyraźnie rozzłoszczony
Liz powstrzymała śmiech. Usiadła po turecku, opierając łokcie na kolanach. Z zaciekawieniem przyglądała się chłopakowi.
- Dobra – mruknął i wstał
Wciskając komórkę do kieszeni rzucił jeszcze kilka cichych przekleństw pod nosem. Nie lubił kiedy mu przerywano w tak miłych momentach. Widząc jego irytację, Liz zaczęła chichotać. Oto uroczy Alec, któremu żadna się nie oparła, był tak bliski swojego celu i ktoś śmiał mu brutalnie przerwać.
- Bardzo zabawne – mruknął w jej stronę – Lepiej wstawaj, jeśli nie chcesz żebym cię tu zostawił.
Wciąż się śmiejąc, wstała i otrzepała się z ziemi. Potrząsnęła z rozbawieniem głowę i skierowała się w stronę motoru. Jakoś błyskawicznie ze stanu rozpalenia przeszła w stan całkowitego rozbawienia.
* * *
Zatrzymali się pod budynkiem, w którym mieściło się mieszkanie Hotaru. Na dole czekała już wyraźnie zdenerwowana i zniecierpliwiona Mac. Siedziała na swoim motorze. Liz po raz pierwszy zorientowała się, że należy on do brunetki. Chociaż mogła się od razu tego domyśleć, bo nie wyobrażała sobie Hotaru na tej maszynie.
- Gdzie Biggs i H.? - Alec zapytał tonem jakiego nie słyszała wcześniej
Jego głos był chłodny, pełen powagi i zaciętości. Jakby słyszała żołnierza zdającego raport lub dowódcę wydającego rozkazy.
- Są już na miejscu – padła zwięzła odpowiedź
Max przeniosła wzrok z Alec'a na Liz
- Ty zostajesz – rzuciła krótko
Liz jakoś nie miała ochoty się sprzeczać. Zsiadła z motoru i stanęła na chodniku, wpatrując się w Mar. Dziewczyna szukała czegoś w kieszeni kurtki.
- Idź spać – rzuciła Liz kluczyki do mieszkania
Złapała je bez trudu. Miała jednak problem z wysłuchaniem i wypełnieniem tego polecenia. Czuła, że sprawa jest poważna. Nie miała pojęcia co się dzieje, ale chciała być przy tym i w razie potrzeby pomóc. Ścisnęła kluczyki w dłoni i powiedziała buntowniczym tonem:
- Nie chce mi się spać.
To zdanie miało sugerować, że nie ma zamiaru iść do mieszkania i udawać, że nic się nie dzieje. Była jednak osoba, która odebrała to trochę inaczej. Alec obrócił głowę w jej stronę. Na jego ustach pojawił się piekielny uśmieszek mieszany z dumą. Liz przewróciła oczami. Facet miał przerośnięte ego, jeśli sądził, że to przez niego nie jest śpiąca. Max nie zwracała na to uwagi.
- Nie obchodzi mnie to. Zostajesz – rzuciła zimno
Oboje ruszyli, zostawiając Liz na chodniku. Powoli traciła cierpliwość. Miała zamiar dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi.
* * *
Mijała druga godzina, gdy Liz wciąż siedziała i czekała. Nie wiedziała co ja wcześniej zabije – nuda czy zamartwianie się. Wstała i zaczęła krążyć w tę i z powrotem po pokoju.
- Szlag mnie zaraz trafi – warknęła ze zdenerwowaniem
machnęła ręką w energicznej gestykulacji.
Rozległ się trzask.
Stanęła jak wryta. Co to było? Błyskawicznie odnalazła na ścianie włącznik światła. Rozejrzała się dokoła. Jej wzrok natrafił na kawałeczki lśniącego szkła rozsypane na kuchennym blacie. Zamrugała, jakby podejrzewała, że to jej się śni. Ale resztki szklanki wciąż tam były. Z miejsca, w którym wcześniej stała nie mogła ręką strącić tej szklanki... Spojrzenie Liz powędrowało na jej dłonie. Cieniutkie zielone iskierki wędrowały po jej skórze. Tym razem nie czuła bólu, raczej sporą energię wypełniającą jej palce.
Wyciągnęła dłoń w kierunku rozbitej szklanki. Chwila koncentracji i w ciągu kilku sekund szkiełka scaliły się w jednolitą całość. Szklanka wyglądała na nietkniętą. Lekki uśmiech przebiegł po jej twarzy. Chyba powoli uczyła się kontrolować swoje nadprzyrodzone, niechciane zdolności.
Gdyby tylko potrafiła swoje potłuczone życie znów scalić w jedno tylko przez machnięcie ręką. Niestety rzeczy niematerialne nie podlegały prawom fizycznym, wiec mogła tylko czekać aż samo się wszystko ułoży albo aż ktoś pomoże jej wybrnąć spomiędzy raniących szkiełek przeszłości.
Ponownie spojrzała na swoje dłonie. Więc miała te podstawowe zdolności, łącznie z niszczycielską specjalnością Michaela. Zmarszczyła brwi. Jak to możliwie, że miała moc Michaela skoro to Max ją uratował? Przez jej umysł przebiegła pewna myśl. Miewała wizje kiedy kogoś lub czegoś dotykała, co mogło być pewną odmianą zdolności Isabel. Jej emocje mogły niszczyć jak w przypadku mocy Michaela. Może więc miała w sobie strzępki ich wszystkich?
Czy w takim razie miała też umiejętności Maxa? Był jeden sposób by się przekonać...
Przeszła do kuchni. Sięgnęła dłonią po nóż.
- Chyba zwariowałam – potrząsnęła głową
Odłożyła nóż z powrotem na miejsce. Była ciekawa czy umie leczyć rany jak Max, ale nie aż tak ciekawa, żeby pociachać samą siebie. Z drugiej strony jak inaczej mogła to sprawdzić?
- Czego się nie robi dla nauki – jęknęła
Ponownie chwyciła nóż i zaciskając powieki przejechała ostrzem po wnętrzu lewej dłoni. Zapiekło i po chwili czuła gorącą krew wypływającą z rany. Syknęła.
Przyłożyła powoli prawą dłoń w miejsce rany. Nabrała głęboko powietrza. Skupiła wszystkie swoje myśli na tym jednym działaniu. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Dopiero po kilkunastu sekundach w palcach prawej ręki poczuła mrowienie. Rana rozgrzewała się, ale piekła coraz mniej. Kiedy Liz otworzyła oczy i spojrzała na swoje dzieło, zobaczyła jedynie ślady krwi. Umyła dłonie i szybko wróciła wzrokiem na wnętrze lewej ręki. Nie było rany. Pozostała jedynie drobna, prawie niewidoczna blizna. Max naprawiał wszystko bez pozostawiania blizn. Cóż, nikt nie był idealny, a ona dopiero się uczyła. I to w dodatku sama na sobie wszystko testowała.
Drzwi otworzyły się z impetem. Liz aż podskoczyła w miejscu. Do salonu weszli a raczej wbiegli Max i Alec. Za nimi pojawił się Biggs, niosący na rękach Hotaru. Serce Liz stanęło w miejscu.
c.d.n.
Eeeee fajna część Ach ten Alec
No więc teraz zapewne Liz ocali H, bo chyba nic się jej poważnego nie stanie co? Bardzo polubiłam tą postać
Czekam jak zwykle na kolejną część i coraz trudniej mi to przychodzi Ale cóż mi pozostaje... tylko czekanie... chyba, że _Liz zlituje się nad nami i będzie dawała, albo dłuższe części, albo chociaż po 2
No więc teraz zapewne Liz ocali H, bo chyba nic się jej poważnego nie stanie co? Bardzo polubiłam tą postać
Czekam jak zwykle na kolejną część i coraz trudniej mi to przychodzi Ale cóż mi pozostaje... tylko czekanie... chyba, że _Liz zlituje się nad nami i będzie dawała, albo dłuższe części, albo chociaż po 2
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
Właśnie przeczytałam nową część SLAFG i Dare to Dream.
Głupi telefon i niech ktoś przywali Maxowi. Lubię gościa ale zaczyna mnie wkurzać.
Czy to jakaś zmowa twórców opowiadań?? Kończyć w takich momentach?? Na to wygląda.
Aha i onar-ek pytała gdzie widziałam Jensena na żywo. A więc jest bardzo fajna stronka, z której można ściągnąć krótkie filmiki z Jensenem. JRAUnlimited
Głupi telefon i niech ktoś przywali Maxowi. Lubię gościa ale zaczyna mnie wkurzać.
Czy to jakaś zmowa twórców opowiadań?? Kończyć w takich momentach?? Na to wygląda.
Aha i onar-ek pytała gdzie widziałam Jensena na żywo. A więc jest bardzo fajna stronka, z której można ściągnąć krótkie filmiki z Jensenem. JRAUnlimited
Hehe. Ściągałam filmiki z tej samej strony Galadrielu, ale powiem ci w sekrecie, że dużo lepszej jakości i w ogóle dużo lepsze filmiki znajdziesz na Ackles Online
A tutaj zrobiony przeze mnie dzisiaj banerek do SLAFG. Tym razem umieściłam na nim wszystkich (tzn. oprócz Aleca i Liz są jeszcze Max, Biggs i Hotaru). Mam nadzieję, że się wam spodoba.
SLAFG
Co do DTD, też mnie wpienił Max. Tu mnie coś chyba łączy z Calinią - prawda Hotaru? Heh. Co dokładnie to nie zdradzę, ale możecie się domyślać.
A tutaj zrobiony przeze mnie dzisiaj banerek do SLAFG. Tym razem umieściłam na nim wszystkich (tzn. oprócz Aleca i Liz są jeszcze Max, Biggs i Hotaru). Mam nadzieję, że się wam spodoba.
SLAFG
Co do DTD, też mnie wpienił Max. Tu mnie coś chyba łączy z Calinią - prawda Hotaru? Heh. Co dokładnie to nie zdradzę, ale możecie się domyślać.
Haha, Liz, widzę, że nawet uwzględniłaś moją ostatnią zmianę w wyglądzie - pasemka
Ackles Online i kilka innych - a jakże, widziałam, byłam, ściągałam... Mam nawet tapetę, z której Liz częściowo zrobiła bannerek - to na dole...
Tak, DTD... stawiałam na Maxa albo Michaela w krzakach i miałam rację. A Notka autorska pod tekstem tej części była po prostu zabójcza. Czytałam od razu, na świeżo - ledwo po umieszczeniu na RF - i nie było jeszcze komenatarzy. Ciekawe, co dzisiaj napiszą fanki
Liz się nie zlituje, prędzej zwolni umieszczanie... niedługo będziecie na bieżąco! Szczęściarze! Ja tak szybko nie miałam nowych części... ale za to wcześniej I właśnie otrzymałam kolejną, jestem happy, napisałam dwie nowe części, które powalą Liz na kolana (właśnie przepisuję, więc będą później). A teraz biegnę czytać, już się nie mogę doczekać...
Ackles Online i kilka innych - a jakże, widziałam, byłam, ściągałam... Mam nawet tapetę, z której Liz częściowo zrobiła bannerek - to na dole...
Tak, DTD... stawiałam na Maxa albo Michaela w krzakach i miałam rację. A Notka autorska pod tekstem tej części była po prostu zabójcza. Czytałam od razu, na świeżo - ledwo po umieszczeniu na RF - i nie było jeszcze komenatarzy. Ciekawe, co dzisiaj napiszą fanki
Liz się nie zlituje, prędzej zwolni umieszczanie... niedługo będziecie na bieżąco! Szczęściarze! Ja tak szybko nie miałam nowych części... ale za to wcześniej I właśnie otrzymałam kolejną, jestem happy, napisałam dwie nowe części, które powalą Liz na kolana (właśnie przepisuję, więc będą później). A teraz biegnę czytać, już się nie mogę doczekać...
Hehe. Cieszę się, że dobrana do ciebie osóbka pasuje Musiała sie zgadzać nie tylko z opisem wyglądu, ale szukałam w każdej możliwej blondyneczce tego "czegoś", co jest w H. I kiedy wpadło mi w ręce to zdjęcie, wiedziałam już, że tak właśnie wyglądać może Hotaru i od razu wkleiłam to do banerka. Spodobało mi się zwłaszcza to spojrzenie niebieskich oczu na tej fotce. Eh... A w ogóle, gdyby ktoś był ciekawy (na przykłada sama Hotaru) kim jest "odtwórczyni" roli H. to już mówię - Tea Leoni.
Tak, tak idź czytać. Ty się nie możesz doczekać? Kobieto ja od rana siedze jak na szpilkach czekając na twój komentarz do 25!!! Mam nadzieję, że będzie obszerny
DTD - najpierw mnie rozbawiłą wizja Michaela skradającego sie w krzakach, a potem jeszcze Max, ale szybko rozbawienie przeszło mi w furię. Jaki ten Evans potrafi być wku... denerwujący Teraz pozostaje tylko czekać kolejną wieczność na część 12.
A propos czekania... Ja czekam niecierpliwie na komentarz Hotaru do 25 i na kolejne części FN (ciekawość aż mnie zżera od środka). A wy poczekacie do jutra na kolejną część SLAFG, bo nie mam dzisiaj aż tak radosnego nastroju, by spełnić wasze życzenie i jeszcze tego wieczoru wam dostarczyć ten rozdział. Chyba, że mine jakoś przekupicie
Tak, tak idź czytać. Ty się nie możesz doczekać? Kobieto ja od rana siedze jak na szpilkach czekając na twój komentarz do 25!!! Mam nadzieję, że będzie obszerny
DTD - najpierw mnie rozbawiłą wizja Michaela skradającego sie w krzakach, a potem jeszcze Max, ale szybko rozbawienie przeszło mi w furię. Jaki ten Evans potrafi być wku... denerwujący Teraz pozostaje tylko czekać kolejną wieczność na część 12.
A propos czekania... Ja czekam niecierpliwie na komentarz Hotaru do 25 i na kolejne części FN (ciekawość aż mnie zżera od środka). A wy poczekacie do jutra na kolejną część SLAFG, bo nie mam dzisiaj aż tak radosnego nastroju, by spełnić wasze życzenie i jeszcze tego wieczoru wam dostarczyć ten rozdział. Chyba, że mine jakoś przekupicie
_Liz banerek cudny A H. no właśnie podobnie ją sobie wyobrażałam, ale włoski u mnie ma ciut rozczochrane
No to czekam do jutra... Chyba, że.... Czym mozna Cię przekupić _Liz?
Galadriela ze stronki którą mi podałaś mam już wszystko bo się wcześniej do tego dorwałam Myślałam może, że DA leci na jakieś innej stacji, ale cóż...
No to czekam do jutra... Chyba, że.... Czym mozna Cię przekupić _Liz?
Galadriela ze stronki którą mi podałaś mam już wszystko bo się wcześniej do tego dorwałam Myślałam może, że DA leci na jakieś innej stacji, ale cóż...
Eh, jak cięzko człowiekowi życ po 25 SLAFG, wiedząc, że będzie musiał napisać częsci kolejne i wiedząc co ma się w nich stać... Jestem niesamowicie okrutna dla swoich bohaterów, zresztą Hotaru wie co mam na myśli.
Tymczasem dla was na pożywkę część kolejna, cieszcie sie tym błogim stanem jaki panuje w początkach SLAFG. Pamietajcie, że zawsze może być gorzej
XII
Biggs położył na kanapie ciało Hotaru. Liz zerwała się z miejsca, podbiegając do rannej dziewczyny i wręcz odpychając Biggsa. Nie zrobiła tego specjalnie, po prostu chciała znaleźć się jak najbliżej blondynki. Zamarła widząc zakrwawioną koszulkę.
- Chryste, co się stało? - zapytała zszokowana
Ale nikt jej nie odpowiedział. Alec przyniósł miskę z ciepłą wodą i ręczniki. Jakby to mogło pomóc.
- Zadzwonię do Logana – Max zaczęła nerwowo szukać komórki
Świat wokół Liz zdawał się wirować. Widziała jedynie leżącą, nieprzytomną Hotaru. Wszystko inne zanikało. Uniosła lewą dłoń, przyglądając się jej wnętrzu. To było możliwe... Ale przecież nie potrafiła tego robić na taką skalę. Umiała wyleczyć drobne rany, nie takie przypadki.
Napięcie wzrastało z każdą sekundą. Upływający czas był cenny. Blondynka w każdej chwili mogła się już nie ocknąć. Liz poczuła żółć wypełniającą jej trzewia. Wydawało jej się, że patrzy na samą siebie te dwa lata temu, kiedy też odpływała do innego świata. Drżącymi rękoma podsunęła koszulkę Hotaru do góry, odsłaniając zakrwawiony brzuch. Jedna rana. Nie była w stanie określić skąd pochodziła, ale musiała przebić śledzionę. Liz zacisnęła usta powstrzymując chęć zwymiotowania.
Nie chodziło o krew. Jej naoglądała się już mnóstwo i to z różnych źródeł. Po prostu kołowało jej się w głowie na myśl, że może być jednym ratunkiem dla blondynki. Nabrała głęboko powietrza. Obróciła głowę w stronę pozostałych i wycedziła przez zęby zimne żądanie:
- Wyjaśnicie mi to wszystko.
To powiedziawszy, powróciła wzrokiem na Hotaru. Podsunęła niebieską koszulkę jeszcze wyżej. Przyłożyła prawą dłoń do wciąż krwawiącej rany.
- Boże, żeby się tylko udało – wymamrotała błagalnym głosem
Zacisnęła powieki, koncentrując wszystkie swoje siły na tej jednej ranie. Dreszcz przebiegł przez jej ciało, przekształcając się w mrowienie, które przemieściło się aż do koniuszków jej palców. Dłoń się rozgrzewała w zawrotnym tempie. Wiedziała, że zaczęło działać i jasne światło wydostaje się spod jej ręki. Usłyszała jak Biggs wstrzymuje powietrze. Nie było teraz czasu na zastanawianie się nad ich osądami. Skoncentrowała się jeszcze bardziej. Z każdą upływającą sekundą czuła się coraz słabiej, nie była pewna czy doprowadzi to do końca. Przed jej oczami przebiegły dziwne obrazy. Bardzo podobne do tych, które widziała na dworcu po zetknięciu się z Aleciem. Zacisnęła powieki. Wydawało jej się, że dosłownie czuje jak wszystko ulega naprawie. Tkanki się zrastają i regenrują, zakażenie się cofa, skóra się sklepia. Nie ważne czy będzie blizna czy nie, grunt by wróciło życie. Energia odpłynęła powodując osunięcie się Liz na ziemię.
Miała zamknięte oczy, ale wciąż kręciło jej się w głowie. Poczuła jak ktoś unosi jej ciało i sadza na kanapie. Jeszcze kilka głębokich oddechów i dostanie hiperwentylacji. Powoli otworzyła powieki. Wszystko było zamglone, ale domyśliła się, że stoją przed nią trzy osoby. Przetarła dłonią oczy, wymuszając na nich dobre działanie. Przesunęła wzrok na miejsce obok siebie, gdzie kuliło się w pełni przytomna i jednocześnie przerażona Hotaru.
- Jak to zrobiłaś? - nie wiedziała czego jest więcej w głosie Biggsa, zaskoczenia, fascynacji czy strachu
Jęknęła, dotykając dłońmi głowy. Wszystko ciągle wirowało. Musiała zużyć za dużo energii jak na pierwszy raz. Taka rana to nie zwykłe przecięcie naskórka. I jeszcze ta wizja... Cała grupa dzieci trenujących sztuki walki, białe ściany, zimno. Dreszcz wstrząsnął jej ciałem.
- O nie – starała się brzmieć stanowczo, ale jej głos był na skraju załamania – Najpierw wy.
- Czemu mielibyśmy ci zaufać? - Max wciąż chciała zachowywać swoje zasady
A Liz nie miała ochoty na użeranie się z nią ani z nikim innym. Najchętniej poszłaby spać albo wzięła długą, gorącą kąpiel. Jęknęła tylko i zużyła resztkę swoich sił na wstanie z kanapy.
- Nie musicie – wymamrotała na wpół przytomne
Wykonała może ze dwa kroki w stronę drzwi, kiedy wszystkie mięśnie odmówiły posłuszeństwa i nogi się pod nią ugięły. Zamiast na ziemię, wpadła w czyjeś ramiona, ale nie była w stanie stwierdzić czyje. Jej świadomość odpłynęła.
* * *
Miała wrażenie, że spała z dwa dni. W pełni zregenerowana i wypoczęta. Tylko w umyśle kołatały wspomnienia krwawej nocy. Jej pamięć urwała się na chęci wyjścia, ucieczki. Potem nie było już nic. Nic jej nie wyjaśnili. Wręcz przeciwnie, bali się jej i nie wyglądali na zadowolonych z jej dzieła, mimo że uratowała Hotaru.
Była pewna, że leży teraz w jakiejś alejce, porzucona ze swoim bagażem i przekleństwem. Otworzyła niechętnie oczy. Od kiedy to niebo ma barwę kremową? Chwilkę jej zajęło zrozumienie, że to nie jest niebo tylko sufit. W powietrzu unosił się znajomy zapach mleka. Czyli wciąż była w mieszkaniu Hotaru. Nie pozbyli się jej. Obróciła głowę, chcąc się zorientować gdzie są właściwie. Dostrzegła w kuchni dwie postacie. Zamrugała, pozbywając się resztek snu. Max i Biggs. Max stała do niej tyłem coś mówiąc, Biggs szukał czegoś w lodówce. Pewnie mleka. Przesunęła wzrok niżej, błądząc nim po podłodze. Pod ścianą zobaczyła Alec'a. Siedział wsparty plecami o ścianę, z zamkniętymi powiekami.
- Wreszcie się obudziłaś – głos Biggsa całkowicie ją otrzeźwił
Alec nie otworzył powiek, ale uśmiechnął się. Tym razem nie był to jego firmowy uśmieszek, ale wyraz pełnej ulgi i troski.
Liz usłyszała straszny hałas i czyjeś szybkie kroki. Po chwili tonęła w czyimś uścisku. Jasne kosmyki przesunęły się przed jej oczami. Po chwili dziewczyna oderwała się od niej. Kobaltowe oczy pełne życia z uśmiechem szukały na jej twarzy oznak choroby czy osłabienia.
- Hotaru – przez usta Liz przebiegł jasny uśmiech
Udało się. Chwała Maxowi Evansowi, że pewnego dnia przekazał jej część swoich zdolności.
Ktoś wcisnął w jej dłoń chłodną szklankę. Uniosła wzrok, odnajdując ciepłe oczy Max. Naczynie z mlekiem i nieśmiały uśmiech chyba miały być formą przeprosin. Teraz wszyscy się w nią wpatrywali, łącznie z Aleciem. Rozproszyli się po mieszkaniu jakby każdy miał wyznaczoną pozycję, z której mógł obserwować Liz. Hotaru siedziała tuż przy niej, Max zadowoliła się stolikiem, Alec nie opuszczał swojego stanowiska przy ścianie, a Biggs przechylał się przez ladę.
- Dobrze się czujesz? - zapytał
Tylko przytaknęła głową. W zasadzie czuła sie świetnie, nie licząc lekkiego bólu głowy. Przeniosła swój wzrok na blondynkę skuloną obok.
- Z tobą ok? - upewniła się
- Tak – odpowiedziała z uśmiechem, ale po chwili dodała nieco innym tonem – Chciałabym ci podziękować za to co zrobiłaś. Ale mówiąc szczerze to nie mam pojęcia co zrobiłaś.
Liz potrząsnęła głową. Nie da się znów w to wrobić. To oni najpierw muszą się wyspowiadać, nie ona. Za długo była przyzwyczajona do wykonywania poleceń bez mrugnięcia i do zapominania o własnej osobie. Zawsze spychała na bok swoje potrzeby i pytania. Nie tym razem. Tu już nie było Lizzy Parker. Siedziała tu prawdziwa Liz i czekała na odpowiedź od tych, którzy pomogli jej odzyskać prawdziwe życie.
- Wszystko w swoim czasie – powiedziała spokojnie, przechylając szklankę – Najpierw WY.
Cała czwórka wymieniła między sobą znaczące spojrzenie, po czym Max zaczęła mówić:
- Cóż...
* * *
Liz podciągnęła kolana pod brodę, szykując się na uważne słuchanie. W prawej dłoni ciągle ściskała szklankę z mlekiem. Może powinna ją odstawić, ale nie chciała przeciągać tej chwili. Max wreszcie wydobyła z siebie głos.
- Jesteśmy mutantami...
Urwała, przyglądając się uważnie Liz. Ale ona zdawała się nie być tym w ogóle poruszona. Ciągle spoglądała uważnie na Max, czekając na kontynuację.
Nie była zszokowana. Podejrzewała, że nie są zwykłymi ludźmi. A stykała się już z kosmitami i to różnymi ich rasami, więc mutanci nie robili na niej szczególnego wrażenia. Za to czwórka transgenicznych wydawała się być zdumiona jej spokojem.
- Mów dalej – powiedziała łagodnie
Max zamrugała, ale kontynuowała.
- Manticore. Rządowa jednostka do tworzenia genetycznych mieszanek, takich jak my. Tam powstają doskonali żołnierze działający na potrzeby rządu – skwasiła się nieco, recytując tę regułkę – Jesteśmy tak zwaną serią X.
- X5 – dodała Hotaru
Liz napiła się mleka. Wciąż nie była przerażona ani zszokowana. Raczej zniesmaczona tym, że rząd bawił się w ingerowanie w genetykę. Jak można było eksperymentować na ludziach?! To przypominało chore, psychotyczne filmy z lat pięćdziesiątych.
- Genetyczne mieszanki. - Liz powtórzyła z namysłem – Na czym polegają te serie X?
Hotaru spojrzała na nią ze zdumieniem. Pytała czysto naukowym tonem. A ona zawsze sie bała, że jeśli komuś zwykłemu to wyjawi, to ta osoba dostanie zawału albo ucieknie z krzykiem. Jednak mała brunetka nie była wcale wstrząśnięta, tylko zaciekawiona.
- Miesza sie ludzkie DNA ze zwierzęcym – wyjaśniła Max – Używano DNA psa, kota, rekina, ponoć nawet pająka.
- A... - Liz chciała zadać pytanie, ale Max ją ubiegła
- X5 to mieszanka kociego DNA i odrobiny rekina, oczywiście na spółkę z ludzkimi genami.
- Kocie? - Liz spokojnie wszystko analizowała – Stąd u was ta szybkość, te płynne ruchy i... - spojrzała na Alec'a – Widzenie w ciemnościach.
Max potwierdziła skinięciem głowy. Zaskakujące jak ta mała chłonęła wiadomości i szybko wszystko analizowała. Jej wiedza też była godna podziwu. Przez chwilę pomyślała, że może Liz też jest X5, jedną z zaginionych z serii. Ale szybko sobie uświadomiła, że dziewczyna ma nieco inne zdolności.
- Byliśmy dziećmi, kiedy zaczęli nas trenować. Godziny nauki, jak mordować ludzi gołymi rękoma – słowa z obrzydzeniem wypadały z ust Max – Któregoś dnia po prostu uciekliśmy.
- Kto uciekł ten uciekł – mruknął Biggs
Liz spojrzała na niego. Sądziła, że mówi o sobie, ale jego ciepłe oczy zerkały na Alec'a. Zielonooki chłopak wbijał wzrok w podłogę.
Dziwny ścisk w sercu pchał Liz w jego stronę. Powstrzymała się, przełykając ślinę. Ponownie popatrzyła na Max. Dziewczyna wyjaśniła przyciszonym głosem
- Alec uciekł później. Gdy drugi raz trafiłam do Manticore.
Brunetka przytaknęła. Nie poruszał jej fakt istnienia mutantów. Brzydziło ją tylko, że robiono coś takiego, że jacyś ludzie byli w stanie ingerować w DNA niewinnych dzieci. I jeszcze stwarzano ich by zabijali. Zrujnowali im dzieciństwo. A Alec siedział tam tak długo. To stąd jego bariery, blokujące dostęp do wnętrza.
- Były tam różne jednostki – Max kontynuowała – Nawet Psy-Ops, które potrafiło wymazać wszystko z pamięci. Dosłowne pranie mózgu. Całe życie tam kręci się wokół zabijania i doskonalenia.
Liz poczuła wreszcie totalne obrzydzenie. Zamknęła oczy. Wciąż pamiętała swoje wizje. A to były tylko urywki całego ich życia tam. Nie dziwiło jej teraz, że tak opierali się i unikali pytań. Tu nie tylko chodziło o przykre wspomnienia. Żyli w ciągłym strachu, że ktoś się dowie. Może rząd znów ich zamknie albo po prostu ludzie spanikują. Zwykłych mieszkańców planety Ziemia przerażała możliwość spotkania „ulepszonej” formy życia w każdej postaci. Bali się, że to może ich zniszczyć.
- W skrócie to tyle o nas. - zakończyła Max
Tym razem mina Liz nie wyrażała pełnego spokoju. Była raczej przygnębiona.
Ale jak miała nie czuć się tak, skoro to zaczynało dotyczyć też jej. Też była inna, zmieniona, ulepszona. Może jej genetycznym materiałem nie bawili się psychotyczni naukowcy tylko zakochany chłopak, ale w efekcie była hybrydą. Czuła jak spojrzenia czterech mutantów wbijają się w nią. Odstawiła pustą już szklankę. Teraz nadeszła na nią pora. Jej wyznania, jej przeszłość.
- Też jestem swojego rodzaju mutantem – powiedziała spokojnie, jakby starała się by każde jej słowo do nich dotarło – Hybrydą, mówiąc ściślej. Z tym, że mnie nie zmienili naukowcy tylko... miłość.
Wiedziała, że w większy szok wprowadzi ich już tylko słowem UFO. Westchnęła i wbijając wzrok w podłogę, mówiła dalej.
- Dwa lata temu, w Roswell miała miejsce strzelanina, w której zostałam śmiertelnie ranna. Los chciał, że na miejscu był pewien chłopak.
- Max? - Hotaru szybko się domyśliła
- Tak. Myślałam, że to koniec, że umrę. Ale on mnie uratował – przełknęła ślinę – Uzdrowił. Jednym ruchem dłoni.
Kiedy to opowiadała, brzmiało niedorzecznie. Teraz pozostawało ujawnienie najbardziej absurdalnego szczegółu.
- Max jest kosmitą.
Szok to słabe określenie na reakcję czwórki transgenicznych. Max i Hotaru wstrzymały oddech. Biggs prawie wypadł zza lady, a Alec wpatrywał się w nią jak w wariatkę. Mimo to, Liz postanowiła dokończyć historię.
- Podobnie jak Isabel, Michael i Tess. Ale pomińmy ten chłam. Wszystko opiera się na tym, że Max mnie uzdrowił, zmieniając tym samym moje DNA. W efekcie sama mam kosmiczne zdolności – spojrzała na Hotaru – To dzięki nim cię uzdrowiłam.
Kiedy nikt nie zareagował, jęknęła z rezygnacją. Wyciągnęła przed siebie rękę i roztrzaskała szklankę na drobniutkie kawałeczki. Max aż podskoczyła z przerażeniem. Wszyscy, łącznie z Aleciem wlepili wzrok we fragmenty naczynia a potem w Liz. Ta ponownie uniosła rękę, mrużąc nieco oczy. Zauważyli zielone niteczki przesuwające się po wnętrzu jej dłoni i po chwili szklane odłamki wirowały w powietrzu, powoli scalając się w nienaruszoną szklankę.
- Jesteś kosmitką? - Biggs zapytał z niedowierzaniem i obłędem
- Hybrydą – sprostowała z naciskiem
Spoglądali na siebie w milczeniu. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Co było bardziej szokujące – czterech mutantów czy jedna dziewczyna kosmity?
c.d.n.
Tymczasem dla was na pożywkę część kolejna, cieszcie sie tym błogim stanem jaki panuje w początkach SLAFG. Pamietajcie, że zawsze może być gorzej
XII
Biggs położył na kanapie ciało Hotaru. Liz zerwała się z miejsca, podbiegając do rannej dziewczyny i wręcz odpychając Biggsa. Nie zrobiła tego specjalnie, po prostu chciała znaleźć się jak najbliżej blondynki. Zamarła widząc zakrwawioną koszulkę.
- Chryste, co się stało? - zapytała zszokowana
Ale nikt jej nie odpowiedział. Alec przyniósł miskę z ciepłą wodą i ręczniki. Jakby to mogło pomóc.
- Zadzwonię do Logana – Max zaczęła nerwowo szukać komórki
Świat wokół Liz zdawał się wirować. Widziała jedynie leżącą, nieprzytomną Hotaru. Wszystko inne zanikało. Uniosła lewą dłoń, przyglądając się jej wnętrzu. To było możliwe... Ale przecież nie potrafiła tego robić na taką skalę. Umiała wyleczyć drobne rany, nie takie przypadki.
Napięcie wzrastało z każdą sekundą. Upływający czas był cenny. Blondynka w każdej chwili mogła się już nie ocknąć. Liz poczuła żółć wypełniającą jej trzewia. Wydawało jej się, że patrzy na samą siebie te dwa lata temu, kiedy też odpływała do innego świata. Drżącymi rękoma podsunęła koszulkę Hotaru do góry, odsłaniając zakrwawiony brzuch. Jedna rana. Nie była w stanie określić skąd pochodziła, ale musiała przebić śledzionę. Liz zacisnęła usta powstrzymując chęć zwymiotowania.
Nie chodziło o krew. Jej naoglądała się już mnóstwo i to z różnych źródeł. Po prostu kołowało jej się w głowie na myśl, że może być jednym ratunkiem dla blondynki. Nabrała głęboko powietrza. Obróciła głowę w stronę pozostałych i wycedziła przez zęby zimne żądanie:
- Wyjaśnicie mi to wszystko.
To powiedziawszy, powróciła wzrokiem na Hotaru. Podsunęła niebieską koszulkę jeszcze wyżej. Przyłożyła prawą dłoń do wciąż krwawiącej rany.
- Boże, żeby się tylko udało – wymamrotała błagalnym głosem
Zacisnęła powieki, koncentrując wszystkie swoje siły na tej jednej ranie. Dreszcz przebiegł przez jej ciało, przekształcając się w mrowienie, które przemieściło się aż do koniuszków jej palców. Dłoń się rozgrzewała w zawrotnym tempie. Wiedziała, że zaczęło działać i jasne światło wydostaje się spod jej ręki. Usłyszała jak Biggs wstrzymuje powietrze. Nie było teraz czasu na zastanawianie się nad ich osądami. Skoncentrowała się jeszcze bardziej. Z każdą upływającą sekundą czuła się coraz słabiej, nie była pewna czy doprowadzi to do końca. Przed jej oczami przebiegły dziwne obrazy. Bardzo podobne do tych, które widziała na dworcu po zetknięciu się z Aleciem. Zacisnęła powieki. Wydawało jej się, że dosłownie czuje jak wszystko ulega naprawie. Tkanki się zrastają i regenrują, zakażenie się cofa, skóra się sklepia. Nie ważne czy będzie blizna czy nie, grunt by wróciło życie. Energia odpłynęła powodując osunięcie się Liz na ziemię.
Miała zamknięte oczy, ale wciąż kręciło jej się w głowie. Poczuła jak ktoś unosi jej ciało i sadza na kanapie. Jeszcze kilka głębokich oddechów i dostanie hiperwentylacji. Powoli otworzyła powieki. Wszystko było zamglone, ale domyśliła się, że stoją przed nią trzy osoby. Przetarła dłonią oczy, wymuszając na nich dobre działanie. Przesunęła wzrok na miejsce obok siebie, gdzie kuliło się w pełni przytomna i jednocześnie przerażona Hotaru.
- Jak to zrobiłaś? - nie wiedziała czego jest więcej w głosie Biggsa, zaskoczenia, fascynacji czy strachu
Jęknęła, dotykając dłońmi głowy. Wszystko ciągle wirowało. Musiała zużyć za dużo energii jak na pierwszy raz. Taka rana to nie zwykłe przecięcie naskórka. I jeszcze ta wizja... Cała grupa dzieci trenujących sztuki walki, białe ściany, zimno. Dreszcz wstrząsnął jej ciałem.
- O nie – starała się brzmieć stanowczo, ale jej głos był na skraju załamania – Najpierw wy.
- Czemu mielibyśmy ci zaufać? - Max wciąż chciała zachowywać swoje zasady
A Liz nie miała ochoty na użeranie się z nią ani z nikim innym. Najchętniej poszłaby spać albo wzięła długą, gorącą kąpiel. Jęknęła tylko i zużyła resztkę swoich sił na wstanie z kanapy.
- Nie musicie – wymamrotała na wpół przytomne
Wykonała może ze dwa kroki w stronę drzwi, kiedy wszystkie mięśnie odmówiły posłuszeństwa i nogi się pod nią ugięły. Zamiast na ziemię, wpadła w czyjeś ramiona, ale nie była w stanie stwierdzić czyje. Jej świadomość odpłynęła.
* * *
Miała wrażenie, że spała z dwa dni. W pełni zregenerowana i wypoczęta. Tylko w umyśle kołatały wspomnienia krwawej nocy. Jej pamięć urwała się na chęci wyjścia, ucieczki. Potem nie było już nic. Nic jej nie wyjaśnili. Wręcz przeciwnie, bali się jej i nie wyglądali na zadowolonych z jej dzieła, mimo że uratowała Hotaru.
Była pewna, że leży teraz w jakiejś alejce, porzucona ze swoim bagażem i przekleństwem. Otworzyła niechętnie oczy. Od kiedy to niebo ma barwę kremową? Chwilkę jej zajęło zrozumienie, że to nie jest niebo tylko sufit. W powietrzu unosił się znajomy zapach mleka. Czyli wciąż była w mieszkaniu Hotaru. Nie pozbyli się jej. Obróciła głowę, chcąc się zorientować gdzie są właściwie. Dostrzegła w kuchni dwie postacie. Zamrugała, pozbywając się resztek snu. Max i Biggs. Max stała do niej tyłem coś mówiąc, Biggs szukał czegoś w lodówce. Pewnie mleka. Przesunęła wzrok niżej, błądząc nim po podłodze. Pod ścianą zobaczyła Alec'a. Siedział wsparty plecami o ścianę, z zamkniętymi powiekami.
- Wreszcie się obudziłaś – głos Biggsa całkowicie ją otrzeźwił
Alec nie otworzył powiek, ale uśmiechnął się. Tym razem nie był to jego firmowy uśmieszek, ale wyraz pełnej ulgi i troski.
Liz usłyszała straszny hałas i czyjeś szybkie kroki. Po chwili tonęła w czyimś uścisku. Jasne kosmyki przesunęły się przed jej oczami. Po chwili dziewczyna oderwała się od niej. Kobaltowe oczy pełne życia z uśmiechem szukały na jej twarzy oznak choroby czy osłabienia.
- Hotaru – przez usta Liz przebiegł jasny uśmiech
Udało się. Chwała Maxowi Evansowi, że pewnego dnia przekazał jej część swoich zdolności.
Ktoś wcisnął w jej dłoń chłodną szklankę. Uniosła wzrok, odnajdując ciepłe oczy Max. Naczynie z mlekiem i nieśmiały uśmiech chyba miały być formą przeprosin. Teraz wszyscy się w nią wpatrywali, łącznie z Aleciem. Rozproszyli się po mieszkaniu jakby każdy miał wyznaczoną pozycję, z której mógł obserwować Liz. Hotaru siedziała tuż przy niej, Max zadowoliła się stolikiem, Alec nie opuszczał swojego stanowiska przy ścianie, a Biggs przechylał się przez ladę.
- Dobrze się czujesz? - zapytał
Tylko przytaknęła głową. W zasadzie czuła sie świetnie, nie licząc lekkiego bólu głowy. Przeniosła swój wzrok na blondynkę skuloną obok.
- Z tobą ok? - upewniła się
- Tak – odpowiedziała z uśmiechem, ale po chwili dodała nieco innym tonem – Chciałabym ci podziękować za to co zrobiłaś. Ale mówiąc szczerze to nie mam pojęcia co zrobiłaś.
Liz potrząsnęła głową. Nie da się znów w to wrobić. To oni najpierw muszą się wyspowiadać, nie ona. Za długo była przyzwyczajona do wykonywania poleceń bez mrugnięcia i do zapominania o własnej osobie. Zawsze spychała na bok swoje potrzeby i pytania. Nie tym razem. Tu już nie było Lizzy Parker. Siedziała tu prawdziwa Liz i czekała na odpowiedź od tych, którzy pomogli jej odzyskać prawdziwe życie.
- Wszystko w swoim czasie – powiedziała spokojnie, przechylając szklankę – Najpierw WY.
Cała czwórka wymieniła między sobą znaczące spojrzenie, po czym Max zaczęła mówić:
- Cóż...
* * *
Liz podciągnęła kolana pod brodę, szykując się na uważne słuchanie. W prawej dłoni ciągle ściskała szklankę z mlekiem. Może powinna ją odstawić, ale nie chciała przeciągać tej chwili. Max wreszcie wydobyła z siebie głos.
- Jesteśmy mutantami...
Urwała, przyglądając się uważnie Liz. Ale ona zdawała się nie być tym w ogóle poruszona. Ciągle spoglądała uważnie na Max, czekając na kontynuację.
Nie była zszokowana. Podejrzewała, że nie są zwykłymi ludźmi. A stykała się już z kosmitami i to różnymi ich rasami, więc mutanci nie robili na niej szczególnego wrażenia. Za to czwórka transgenicznych wydawała się być zdumiona jej spokojem.
- Mów dalej – powiedziała łagodnie
Max zamrugała, ale kontynuowała.
- Manticore. Rządowa jednostka do tworzenia genetycznych mieszanek, takich jak my. Tam powstają doskonali żołnierze działający na potrzeby rządu – skwasiła się nieco, recytując tę regułkę – Jesteśmy tak zwaną serią X.
- X5 – dodała Hotaru
Liz napiła się mleka. Wciąż nie była przerażona ani zszokowana. Raczej zniesmaczona tym, że rząd bawił się w ingerowanie w genetykę. Jak można było eksperymentować na ludziach?! To przypominało chore, psychotyczne filmy z lat pięćdziesiątych.
- Genetyczne mieszanki. - Liz powtórzyła z namysłem – Na czym polegają te serie X?
Hotaru spojrzała na nią ze zdumieniem. Pytała czysto naukowym tonem. A ona zawsze sie bała, że jeśli komuś zwykłemu to wyjawi, to ta osoba dostanie zawału albo ucieknie z krzykiem. Jednak mała brunetka nie była wcale wstrząśnięta, tylko zaciekawiona.
- Miesza sie ludzkie DNA ze zwierzęcym – wyjaśniła Max – Używano DNA psa, kota, rekina, ponoć nawet pająka.
- A... - Liz chciała zadać pytanie, ale Max ją ubiegła
- X5 to mieszanka kociego DNA i odrobiny rekina, oczywiście na spółkę z ludzkimi genami.
- Kocie? - Liz spokojnie wszystko analizowała – Stąd u was ta szybkość, te płynne ruchy i... - spojrzała na Alec'a – Widzenie w ciemnościach.
Max potwierdziła skinięciem głowy. Zaskakujące jak ta mała chłonęła wiadomości i szybko wszystko analizowała. Jej wiedza też była godna podziwu. Przez chwilę pomyślała, że może Liz też jest X5, jedną z zaginionych z serii. Ale szybko sobie uświadomiła, że dziewczyna ma nieco inne zdolności.
- Byliśmy dziećmi, kiedy zaczęli nas trenować. Godziny nauki, jak mordować ludzi gołymi rękoma – słowa z obrzydzeniem wypadały z ust Max – Któregoś dnia po prostu uciekliśmy.
- Kto uciekł ten uciekł – mruknął Biggs
Liz spojrzała na niego. Sądziła, że mówi o sobie, ale jego ciepłe oczy zerkały na Alec'a. Zielonooki chłopak wbijał wzrok w podłogę.
Dziwny ścisk w sercu pchał Liz w jego stronę. Powstrzymała się, przełykając ślinę. Ponownie popatrzyła na Max. Dziewczyna wyjaśniła przyciszonym głosem
- Alec uciekł później. Gdy drugi raz trafiłam do Manticore.
Brunetka przytaknęła. Nie poruszał jej fakt istnienia mutantów. Brzydziło ją tylko, że robiono coś takiego, że jacyś ludzie byli w stanie ingerować w DNA niewinnych dzieci. I jeszcze stwarzano ich by zabijali. Zrujnowali im dzieciństwo. A Alec siedział tam tak długo. To stąd jego bariery, blokujące dostęp do wnętrza.
- Były tam różne jednostki – Max kontynuowała – Nawet Psy-Ops, które potrafiło wymazać wszystko z pamięci. Dosłowne pranie mózgu. Całe życie tam kręci się wokół zabijania i doskonalenia.
Liz poczuła wreszcie totalne obrzydzenie. Zamknęła oczy. Wciąż pamiętała swoje wizje. A to były tylko urywki całego ich życia tam. Nie dziwiło jej teraz, że tak opierali się i unikali pytań. Tu nie tylko chodziło o przykre wspomnienia. Żyli w ciągłym strachu, że ktoś się dowie. Może rząd znów ich zamknie albo po prostu ludzie spanikują. Zwykłych mieszkańców planety Ziemia przerażała możliwość spotkania „ulepszonej” formy życia w każdej postaci. Bali się, że to może ich zniszczyć.
- W skrócie to tyle o nas. - zakończyła Max
Tym razem mina Liz nie wyrażała pełnego spokoju. Była raczej przygnębiona.
Ale jak miała nie czuć się tak, skoro to zaczynało dotyczyć też jej. Też była inna, zmieniona, ulepszona. Może jej genetycznym materiałem nie bawili się psychotyczni naukowcy tylko zakochany chłopak, ale w efekcie była hybrydą. Czuła jak spojrzenia czterech mutantów wbijają się w nią. Odstawiła pustą już szklankę. Teraz nadeszła na nią pora. Jej wyznania, jej przeszłość.
- Też jestem swojego rodzaju mutantem – powiedziała spokojnie, jakby starała się by każde jej słowo do nich dotarło – Hybrydą, mówiąc ściślej. Z tym, że mnie nie zmienili naukowcy tylko... miłość.
Wiedziała, że w większy szok wprowadzi ich już tylko słowem UFO. Westchnęła i wbijając wzrok w podłogę, mówiła dalej.
- Dwa lata temu, w Roswell miała miejsce strzelanina, w której zostałam śmiertelnie ranna. Los chciał, że na miejscu był pewien chłopak.
- Max? - Hotaru szybko się domyśliła
- Tak. Myślałam, że to koniec, że umrę. Ale on mnie uratował – przełknęła ślinę – Uzdrowił. Jednym ruchem dłoni.
Kiedy to opowiadała, brzmiało niedorzecznie. Teraz pozostawało ujawnienie najbardziej absurdalnego szczegółu.
- Max jest kosmitą.
Szok to słabe określenie na reakcję czwórki transgenicznych. Max i Hotaru wstrzymały oddech. Biggs prawie wypadł zza lady, a Alec wpatrywał się w nią jak w wariatkę. Mimo to, Liz postanowiła dokończyć historię.
- Podobnie jak Isabel, Michael i Tess. Ale pomińmy ten chłam. Wszystko opiera się na tym, że Max mnie uzdrowił, zmieniając tym samym moje DNA. W efekcie sama mam kosmiczne zdolności – spojrzała na Hotaru – To dzięki nim cię uzdrowiłam.
Kiedy nikt nie zareagował, jęknęła z rezygnacją. Wyciągnęła przed siebie rękę i roztrzaskała szklankę na drobniutkie kawałeczki. Max aż podskoczyła z przerażeniem. Wszyscy, łącznie z Aleciem wlepili wzrok we fragmenty naczynia a potem w Liz. Ta ponownie uniosła rękę, mrużąc nieco oczy. Zauważyli zielone niteczki przesuwające się po wnętrzu jej dłoni i po chwili szklane odłamki wirowały w powietrzu, powoli scalając się w nienaruszoną szklankę.
- Jesteś kosmitką? - Biggs zapytał z niedowierzaniem i obłędem
- Hybrydą – sprostowała z naciskiem
Spoglądali na siebie w milczeniu. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Co było bardziej szokujące – czterech mutantów czy jedna dziewczyna kosmity?
c.d.n.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 30 guests