Dwa serca
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Nie pisałem postów bo po: 1) Mam za mało czasu na przyjemności 2) Poprzednie części nie wnosiły zbyt dużo nowego do opowiadanka. Zagóbiona Courtney i smutna Liz nie były dla mnie wystarczającym powodem aby pisać post, więc jedyne co mogłem napisać to kopia mojej opinii na temat pierwszej części DS3
Ale muszę przyznać, że masz świetne wyczucie czasu. Mówię tu oczywiście o telewizorze Gdybyś zakończyła kolejną część "rodzinnie" opowiadanko troszkę by mi zbrzydło. Przykro mi ale każdy wie, że nadmiar czegokolwiek sprawia, że to coś staje się dla człowieka nudne.
Więc wracając do "telewizora" to naprawdę świetnie umieściłaś wątek mocy Courtney, wniósł sporo emocji co naprawdę bardzo mi się podoba Z Liz też chyba zaczyna coś się ciekawego dziać. Będę z niecierpliwością czekał na kolejną część
PS: Dzięki za umieszczenie mojej scenki z Courtney w łóżku rodziców. Bardzo ładnie to rozwinełaś. I wyszła naprawdę miła scena
Ale muszę przyznać, że masz świetne wyczucie czasu. Mówię tu oczywiście o telewizorze Gdybyś zakończyła kolejną część "rodzinnie" opowiadanko troszkę by mi zbrzydło. Przykro mi ale każdy wie, że nadmiar czegokolwiek sprawia, że to coś staje się dla człowieka nudne.
Więc wracając do "telewizora" to naprawdę świetnie umieściłaś wątek mocy Courtney, wniósł sporo emocji co naprawdę bardzo mi się podoba Z Liz też chyba zaczyna coś się ciekawego dziać. Będę z niecierpliwością czekał na kolejną część
PS: Dzięki za umieszczenie mojej scenki z Courtney w łóżku rodziców. Bardzo ładnie to rozwinełaś. I wyszła naprawdę miła scena
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
hejka!!!
niestety na jakiś czas opuściła mnie wena.... i nie chce wrócić więc... na razie kolejny kawałek...
tajniak, jak masz jakieś propozycje to proszę bardzo:)
DWA SERCA3 cz.5.
Courtney smacznie spała. Był środek upalnej, letniej nocy. Okno w pokoju dziewczynki było otwarte. Na dworze cicho pohukiwała sowa. Nagle firanka, która do tej pory pozostawała bez ruchu, zaczęła lekko powiewać. Do pokoju wkradł się chłodny wiaterek.....
- Courtney....- w pokoju rozbrzmiał szept. Dziewczynka niespokojnie poruszyła się na swoim łóżku.- Courtney....- znowu ten sam szept. Mała otworzyła oczy i usiadła na łóżku. Jej wzrok skierował się w stronę okna, w którym wciąż powiewała firanka. Courtney zeszła z łóżka i podeszła do okna. Odsunęła firankę i wyjrzała na zewnątrz. Przed domem rosło kilka drzew i właśnie obok jednego z nich dziewczynka dojrzała postać ubraną na biało. Była to młoda kobieta z blond włosami, które, rozpuszczone, powiewały na wietrze. Courtney przetarła oczy, ale postać nadal tam stała i patrzyła w jej okno. Dziewczynka wcale się nie bała. Z ufnością przyglądała się tej postaci. Wydawało się, że wszystko wokół zamarło. Obok okna rozległ się jakis szelest i Courtney spojrzała w tamtym kierunku. Kiedy znowu skierowała wzrok na drzewa, kobieta zniknęła. Nie było tam nikogo, przestał wiać wiatr i wszystko jakby odżyło. Dziewczynce zrobiło się jakoś smutno i wróciła do łóżka. Nie chciała żeby ta kobieta odchodziła. Chciała z nią porozmawiać. W zasadzie to miała o czym, gdyż szybko zorientowała się, że kobieta przy drzewie była kobieta z jej snów. Courtney chciała zapalić lampkę i przypadkiem zrzuciła ze stolika książeczkę, która z głośnym stuknięciem spadła na podłogę. Po chwili na korytarzu rozległy się kroki i do pokoju weszła Tess.
- Courtney?- spojrzała na córkę, która siedziała na brzegu łóżka.- Co się stało?
- Nie mogę spać. Miałam zły sen.- powiedziała dziewczynka.
- Moje biedactwo...- Tess usiadła obok Courtney.- Co się z tobą ostatnio dzieje? Chcesz to opowiem ci bajkę....
- Opowiedz.- Courtney szybko wskoczyła pod kołdrę.
- Dobrze... Dawno, dawno temu.... Żyła sobie księżniczka. Była niezwykle uczynna i miła, że wszyscy bardzo ją kochali. Pewnego razu przyszła do zamku zła czarownica i ze złości zamieniła księżniczkę w łabędzia.....- Tess na poczekaniu wymyślała bajkę. Po chwili Courtney smacznie spała. Tess wyszła z pokoju.
- Co się stało?- zapytał Kyle, kiedy jego żona wróciła do sypialni.
Courtney znowu miała zły sen. Nie mam pojęcia co robić. Tak chciałam, żeby była człowiekiem.... Ona jest jeszcze taka mała...- Tess weszła do łóżka i przytuliła się do męża.
- Przecież to nie jest twoja wina.... Takie geny. Musimy uzbroić się w cierpliwość. Może nie będzie tak źle.- Kyle pocałował ją.
- Mówisz jak Isabel...
-Bo to prawda. Opowiedziałaś mi o ataku, ale to mogła być jednorazowa sprawa. Powinnaś wypocząć. Zaśnij i niczym się nie martw.- Kyle mocno przytulił Tess i po chwili zasnął. Tess jeszcze długo nie mogła zmrużyć oka. Nasłuchiwała.
* * *
-Hej Liz!- przyszła Maria.
- Hej...- Liz od kilku dni nie wychodziła z domu. Ojciec na samym początku starał się ją wyganiać, ale Liz była już pełnoletnia, więc nie miał na nią żadnego wpływu.
- Jak tam? Wszystko ok?
- Jakoś leci... A co u ciebie?- Liz się uśmiechnęła.
- Przygotowania idą pełną parą. Już przyjeżdża rodzina....- Maria wyglądała na szczęśliwą.
- Nie za wcześnie?- zdziwiła się Liz.
- Liz? Tu ziemia! Ślub odbędzie się za niecałe dwa tygodnie!- Maria się roześmiała.
- Faktycznie... Tak tu siedzę i wogóle nie mogę się połapać co do dat... Trochę się zagubiłam.
- Mam pomysł!- wykrzyknęła Maria.- Dziś wieczorem... Ty, ja i Sean!
- Co my? Nie rozumiem...
- Idziemy na kolację!- Maria była zadowolona, czego nie można było powiedzieć o Liz.
- Nie jestem przekonana co do tego pomysłu....
- Daj spokój! Będzie fajnie! W końcu musisz mieć partnera na slub!
- No dobra.....- zgodziła się Liz. Maria pisnęła i uścisnęła przyjaciółkę.
- Isabel? Przyjedź tu natychmiast!
- Tess? Stało się coś?- Isabel się przestraszyła.
- Jak przyjdziesz to zobaczysz. Czekam.- tess odłożyła słuchawkę. Po kilku minutach przybiegła Isabel.
- Tess?- spojrzała na przyjaciółkę.
- Tam...- Tess wskazała jej drzwi do pokoiku Courtney. Isabel powoli poszła w tamtym kierunku. O tworzyła drzwi i zakryła sobie usta ze strachu.
- O mój Boże!- wyszeptała. Pokój był zdemolowany. Wszędzie były porozrzucane przedmioty a niektóre latały w kółko po pokoju. Pośrodku tego wszystkiego stała Courtney, która przyglądała się przedmiotom z duzym zainteresowaniem. Isabel zrobiła kilka kroków w stronę dziewczynki. Przedmioty skróciły koło i teraz latały blisko Courtney. Isabel cos sobie przypomniała i cofnęła się. Przedmioty znowu wróciły do swojego dawnego lotu. Courtney nadal patrzyła na nie, jakby nie zauważała niczego innego. Isabel wyszła z pokoju i szybko zeszła do salonu.
- Tess...- spojrzała na nią. Tess siedziała na kanapie.
- Tak jest od rana. Najpierw usłyszałam huk a kiedy pobiegłam do pokoju, moja Courtney stała tam gdzie stoi i spoglądała na te przedmioty. Zachowuje się tak jakby mnie nie słyszała. Jej moc staje sie coraz bardziej mocniejsza, a ja nie mam pojęcia co zrobić!- Tess była przerażona.
- Tess... czy to ci niczego nie przypomina?- zapytała Isabel. Tess spojrzała na nią.
- Jasne, że mi przypomina! Nie wiem czego ona chce od mojego dziecka, ale lepiej żeby to było coś ważnego!
- Tess, Courtney była twoją przyjaciółką i dziewczyną Kyle'a. Może cos się dzieje i posługuje się córką ukochanego i przyjaciółki?- Isabel pocieszała Tess.- Zadzwońmy do Michaela, moze on coś będzie wiedział!- Issy zerwała się z miejsca i poleciała do telefonu. Po jakimś czasie przyszedł Michael.
- Co jest?- zapytał. Isabel wyjaśniła mu sytuację a potem zaprowadziła do pokoju.
- Co ty na to?
- Wiem, że powinienem wam o tym powiedzieć wcześniej, ale jakoś tak wyszło.... Kiedy tess z Kylem wyjechali i zajmowałem się małą było coś dziwnego.... Wypominała mi rzeczy sprzed kilku lat. Liz z nią rozmawiała. Dowiedziała się, że Courtney wie o zdradzie Maxa i o wielu innych rzeczach. Courtney powiedziala jej, że mówi jej o tym wszystkim pewna pani. Potem wyciągnęła zdjęcie Kyle'a, twoje, Tess, i Courtney Banks. Podejrzewamy, że wasza córka jest drugim wcieleniem tamtej Courtney, albo po prostu Courtney coś od niej chce.- Michael skończył wypowiedź. Tess wyglądała na wstrząśniętą.
- Jak mogłeś mi tego nie powiedzieć?- zapytała.
- Tess... Nie było okazji... A poza tym, myśleliśmy, że Courtney to sobie wymyśliła a o zdradzie wie od was. Teraz się upewniłem, że wie to od Courtney Banks. Teraz trzeba się dowiedzieć dlaczego. Powinniśmy się skupić na tym a nie na jakichś swarach czy wypominaniu. Źle zrobiliśmy, ale czasu już nie cofnę. Poza tym Courtney dojrzewa jako kosmitka i teraz jej moce powinny dawć o sobie znać bardzo często.- Michael wzruszył ramionami.
- Ale sam musisz przyznać, że to nie jest normalne!- wtrąciła Isabel.- My się tak nie zachowywaliśmy!
- Wiem! Może bedziemy ją zabierać na pustynię! Nauczymy ją panować nad mocami jak mnie nauczył kiedyś Nasedo.- powiedziała Tess.
CDN....
niestety na jakiś czas opuściła mnie wena.... i nie chce wrócić więc... na razie kolejny kawałek...
tajniak, jak masz jakieś propozycje to proszę bardzo:)
DWA SERCA3 cz.5.
Courtney smacznie spała. Był środek upalnej, letniej nocy. Okno w pokoju dziewczynki było otwarte. Na dworze cicho pohukiwała sowa. Nagle firanka, która do tej pory pozostawała bez ruchu, zaczęła lekko powiewać. Do pokoju wkradł się chłodny wiaterek.....
- Courtney....- w pokoju rozbrzmiał szept. Dziewczynka niespokojnie poruszyła się na swoim łóżku.- Courtney....- znowu ten sam szept. Mała otworzyła oczy i usiadła na łóżku. Jej wzrok skierował się w stronę okna, w którym wciąż powiewała firanka. Courtney zeszła z łóżka i podeszła do okna. Odsunęła firankę i wyjrzała na zewnątrz. Przed domem rosło kilka drzew i właśnie obok jednego z nich dziewczynka dojrzała postać ubraną na biało. Była to młoda kobieta z blond włosami, które, rozpuszczone, powiewały na wietrze. Courtney przetarła oczy, ale postać nadal tam stała i patrzyła w jej okno. Dziewczynka wcale się nie bała. Z ufnością przyglądała się tej postaci. Wydawało się, że wszystko wokół zamarło. Obok okna rozległ się jakis szelest i Courtney spojrzała w tamtym kierunku. Kiedy znowu skierowała wzrok na drzewa, kobieta zniknęła. Nie było tam nikogo, przestał wiać wiatr i wszystko jakby odżyło. Dziewczynce zrobiło się jakoś smutno i wróciła do łóżka. Nie chciała żeby ta kobieta odchodziła. Chciała z nią porozmawiać. W zasadzie to miała o czym, gdyż szybko zorientowała się, że kobieta przy drzewie była kobieta z jej snów. Courtney chciała zapalić lampkę i przypadkiem zrzuciła ze stolika książeczkę, która z głośnym stuknięciem spadła na podłogę. Po chwili na korytarzu rozległy się kroki i do pokoju weszła Tess.
- Courtney?- spojrzała na córkę, która siedziała na brzegu łóżka.- Co się stało?
- Nie mogę spać. Miałam zły sen.- powiedziała dziewczynka.
- Moje biedactwo...- Tess usiadła obok Courtney.- Co się z tobą ostatnio dzieje? Chcesz to opowiem ci bajkę....
- Opowiedz.- Courtney szybko wskoczyła pod kołdrę.
- Dobrze... Dawno, dawno temu.... Żyła sobie księżniczka. Była niezwykle uczynna i miła, że wszyscy bardzo ją kochali. Pewnego razu przyszła do zamku zła czarownica i ze złości zamieniła księżniczkę w łabędzia.....- Tess na poczekaniu wymyślała bajkę. Po chwili Courtney smacznie spała. Tess wyszła z pokoju.
- Co się stało?- zapytał Kyle, kiedy jego żona wróciła do sypialni.
Courtney znowu miała zły sen. Nie mam pojęcia co robić. Tak chciałam, żeby była człowiekiem.... Ona jest jeszcze taka mała...- Tess weszła do łóżka i przytuliła się do męża.
- Przecież to nie jest twoja wina.... Takie geny. Musimy uzbroić się w cierpliwość. Może nie będzie tak źle.- Kyle pocałował ją.
- Mówisz jak Isabel...
-Bo to prawda. Opowiedziałaś mi o ataku, ale to mogła być jednorazowa sprawa. Powinnaś wypocząć. Zaśnij i niczym się nie martw.- Kyle mocno przytulił Tess i po chwili zasnął. Tess jeszcze długo nie mogła zmrużyć oka. Nasłuchiwała.
* * *
-Hej Liz!- przyszła Maria.
- Hej...- Liz od kilku dni nie wychodziła z domu. Ojciec na samym początku starał się ją wyganiać, ale Liz była już pełnoletnia, więc nie miał na nią żadnego wpływu.
- Jak tam? Wszystko ok?
- Jakoś leci... A co u ciebie?- Liz się uśmiechnęła.
- Przygotowania idą pełną parą. Już przyjeżdża rodzina....- Maria wyglądała na szczęśliwą.
- Nie za wcześnie?- zdziwiła się Liz.
- Liz? Tu ziemia! Ślub odbędzie się za niecałe dwa tygodnie!- Maria się roześmiała.
- Faktycznie... Tak tu siedzę i wogóle nie mogę się połapać co do dat... Trochę się zagubiłam.
- Mam pomysł!- wykrzyknęła Maria.- Dziś wieczorem... Ty, ja i Sean!
- Co my? Nie rozumiem...
- Idziemy na kolację!- Maria była zadowolona, czego nie można było powiedzieć o Liz.
- Nie jestem przekonana co do tego pomysłu....
- Daj spokój! Będzie fajnie! W końcu musisz mieć partnera na slub!
- No dobra.....- zgodziła się Liz. Maria pisnęła i uścisnęła przyjaciółkę.
- Isabel? Przyjedź tu natychmiast!
- Tess? Stało się coś?- Isabel się przestraszyła.
- Jak przyjdziesz to zobaczysz. Czekam.- tess odłożyła słuchawkę. Po kilku minutach przybiegła Isabel.
- Tess?- spojrzała na przyjaciółkę.
- Tam...- Tess wskazała jej drzwi do pokoiku Courtney. Isabel powoli poszła w tamtym kierunku. O tworzyła drzwi i zakryła sobie usta ze strachu.
- O mój Boże!- wyszeptała. Pokój był zdemolowany. Wszędzie były porozrzucane przedmioty a niektóre latały w kółko po pokoju. Pośrodku tego wszystkiego stała Courtney, która przyglądała się przedmiotom z duzym zainteresowaniem. Isabel zrobiła kilka kroków w stronę dziewczynki. Przedmioty skróciły koło i teraz latały blisko Courtney. Isabel cos sobie przypomniała i cofnęła się. Przedmioty znowu wróciły do swojego dawnego lotu. Courtney nadal patrzyła na nie, jakby nie zauważała niczego innego. Isabel wyszła z pokoju i szybko zeszła do salonu.
- Tess...- spojrzała na nią. Tess siedziała na kanapie.
- Tak jest od rana. Najpierw usłyszałam huk a kiedy pobiegłam do pokoju, moja Courtney stała tam gdzie stoi i spoglądała na te przedmioty. Zachowuje się tak jakby mnie nie słyszała. Jej moc staje sie coraz bardziej mocniejsza, a ja nie mam pojęcia co zrobić!- Tess była przerażona.
- Tess... czy to ci niczego nie przypomina?- zapytała Isabel. Tess spojrzała na nią.
- Jasne, że mi przypomina! Nie wiem czego ona chce od mojego dziecka, ale lepiej żeby to było coś ważnego!
- Tess, Courtney była twoją przyjaciółką i dziewczyną Kyle'a. Może cos się dzieje i posługuje się córką ukochanego i przyjaciółki?- Isabel pocieszała Tess.- Zadzwońmy do Michaela, moze on coś będzie wiedział!- Issy zerwała się z miejsca i poleciała do telefonu. Po jakimś czasie przyszedł Michael.
- Co jest?- zapytał. Isabel wyjaśniła mu sytuację a potem zaprowadziła do pokoju.
- Co ty na to?
- Wiem, że powinienem wam o tym powiedzieć wcześniej, ale jakoś tak wyszło.... Kiedy tess z Kylem wyjechali i zajmowałem się małą było coś dziwnego.... Wypominała mi rzeczy sprzed kilku lat. Liz z nią rozmawiała. Dowiedziała się, że Courtney wie o zdradzie Maxa i o wielu innych rzeczach. Courtney powiedziala jej, że mówi jej o tym wszystkim pewna pani. Potem wyciągnęła zdjęcie Kyle'a, twoje, Tess, i Courtney Banks. Podejrzewamy, że wasza córka jest drugim wcieleniem tamtej Courtney, albo po prostu Courtney coś od niej chce.- Michael skończył wypowiedź. Tess wyglądała na wstrząśniętą.
- Jak mogłeś mi tego nie powiedzieć?- zapytała.
- Tess... Nie było okazji... A poza tym, myśleliśmy, że Courtney to sobie wymyśliła a o zdradzie wie od was. Teraz się upewniłem, że wie to od Courtney Banks. Teraz trzeba się dowiedzieć dlaczego. Powinniśmy się skupić na tym a nie na jakichś swarach czy wypominaniu. Źle zrobiliśmy, ale czasu już nie cofnę. Poza tym Courtney dojrzewa jako kosmitka i teraz jej moce powinny dawć o sobie znać bardzo często.- Michael wzruszył ramionami.
- Ale sam musisz przyznać, że to nie jest normalne!- wtrąciła Isabel.- My się tak nie zachowywaliśmy!
- Wiem! Może bedziemy ją zabierać na pustynię! Nauczymy ją panować nad mocami jak mnie nauczył kiedyś Nasedo.- powiedziała Tess.
CDN....
Jane Cahill
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
hejka!!!
dawno nie pisałam... ale jakoś napadła mnie dziś wena i troszkę napisałam...
jak na razie mało komentarzy. Tajniak, dzięki za pomysły. Podobają mi się. Oby tak dalej. czekam na inne:)
a oto kolejna część.
DWA SERCA3 cz.6
- A więc, Sean...- Liz razem z Marią i z jej kuzynem Seanem siedziała przy stoliku.- Co słychać? Dawno się nie widzieliśmy....
- Wszystko w porządku. Jak na razie nie mam kłopotów z prawem....- uśmiechnął się Sean.
- Sean!- Maria spojrzała na kuzyna
- No co? Mówię prawdę. A teraz przyjechałem na ślub mojej wspaniałej kuzynki i jej... hmm... chłopaka.- powiedział i spojrzał na Marię. Liz się roześmiała. Po raz pierwszy od dłuższego czasu.
- Sean!- Maria prawie krzyknęła. W zasadzie to cieszyła się, że jej przyjaciółka wreszcie wyszła z domu i w dodatku się uśmiecha. Siedzieli sobie w małej restauracji i miło gawędzili. Gaduła Maria prawie się nie odzywała. Sean i Liz świetnie się ze sobą dogadywali i Maria miała nadzieję, że będzie z tego coś więcej.
- Przykro mi, ale muszę już iść.- oznajmiła Liz po jakiejś godzinie tej sielanki.
- Dlaczego?- zdziwiła się Maria.
- Obiecałam pomóc ojcu....
- Odprowadzimy cię.- zaproponował Sean wstając z miejsca.
- Nie trzeba.. Powinniście siedzieć tu i się dobrze bawić.- Liz wstała z miejsca.- Życzę miłej zabawy.- wyszła. Maria odprowadziła ją wzrokiem. Była zdziwiona zachowaniem przyjaciółki. Tymczasem Liz wróciła do domu. Skłamała, mówiąc o pomocy ojcu. Wcale nie miała mu pomagać. Po prostu denerwowało ją to swatanie. Mimo, że tyle czasu minęło od śmierci Maxa, ona nadal go kochała i kiedy spotykała się z innymi, wydawało jej się, że go zdradza.
- Mamo....- Courtney weszła do sypialni rodziców. Popołudniowe przedstawienie na szczęście się skończyło i jak na razie było dobrze.
-Słucham kochanie?- Tess spojrzała na córkę.
- Czy wy mnie kochacie?- zapytała dziewczynka. Tess aż zaniemówiła.
- Pewnie, że cię kochamy! Dlaczego myślisz, że jest inaczej?- Tess podeszła do niej i wzięła ją na ręce.- Ja i tata bardzo cię kochamy. Jesteś naszą małą księżniczką.- pocałowała małą w głowę. Courtney się uśmiechnęła.
- Ja też was kocham. Jesteście najlepszymi rodzicami na świecie!- Courtney objęła matkę.
- Czy nie pora spać moja panno?- do pokoju wszedł Kyle. Courtney wyrwała się Tess i podbiegła do ojca.
- Nie sądzę....- wlazła mu na ręce. Kyle podniósł ją i zaniósł do jej pokoju.
- A teraz musisz zasnąć. Jutro czeka cię ciężki dzień..- powiedział jakby sam do siebie.
- Dlaczego?- Courtney spojrzała uważnie na ojca.
- Śpij...- Kyle odwrócił się do niej plecami w chciał wyjść.
- Czy mnie kochałeś?- zapytała Courtney.
- Słucham?- kyle odwrócił się w stronę córki.- Co powiedziałaś?
- Dobranoc.- Courtney szybko naciągnęła kołdrę na głowę. Kyle zgasił światło.- Ja ciebie też kochałam. Bardzo mocno....- Courtney patrzyła prosto na Kyle'a, który nie wiedział co ma powiedzieć. To nie były słowa jego córki.... Zamknął drzwi i wrócił do Tess.
- Stało się coś?- Tess spojrzała na męża.
- Jeszcze nie wiem...- Kyle położył się na łóżku i opowiedział żonie co było w pokoju Courtney. Tess westchnęła.
- Nie wiem co się dzieje, ale trzeba to przerwać. Nie wiem w jaki sposób, ale musimy coś z tym zrobić.- powiedziała dobitnie.
- Nie wiem czego ona może chcieć....
- Kto?
- Courtney...- Kyle z powagą spojrzał na Tess.
- Kyle... Ona nie żyje, ale ma jakiś wpływ na naszą córkę. Przecież była naszą przyjaciółką a nawet kimś więcej! Musi przestać.
- A może chce nam coś powiedzieć? A może...- Kyle nie dawał za wygraną. Musiał wiedzieć czego mogłaby chcieć Courtney. Domyślał się, że wkrótce otrzyma odpowiedź....
* * *
- Courtney... Skup się.- Michael usiłował w jakiś sposób zapanować nad żywiołową dziewczynką. Było to niezwykle trudne, gdzyż mała wcale nie chciała go słuchać.
- Nie!- usiadła na ziemi.
- Courtney... To dla twojego dobra.- Isabel w przeciwieństwie do Michaela starała się zachować spokój.- Widzisz tą skałę?- Isabel wskazała ręką skałę oddaloną o kilka metrów.
- Nie!- Courtney nadal siedziała na ziemi.
- Courtney...
- NIE!!- krzyknęła i nagle wyleciały wszystkie szyby w stojącym niedaleko samochodzie Michaela. Courtney wyglądała na wściekłą.
- Niech to...- wrzasnął Michael. Isabel odciągnęła go na bok.
-Michael.. Nie denerwuj się. Trzeba trochę czasu... Chyba zadzwonię do tess i powiem, że mała nie chce nas słuchać.
-Dzwoń. Jak chciała jechać z nami to "nie, poradzimy sobie. Odpocznij". A teraz co? Polecisz na skargę?- zakpił Michael.
- Masz racje. Trzeba siły. Tess dużo przeszła.- Isabel wróciła do Courtney, która nadal siedziała w tym samym miejscu.- Courtney, wstań.- powiedziała.
- Nie...- dziewczynka nawet na nią nie spojrzała.
- W tej chwili masz wstać!- Isabel powoli traciła panowanie nad sobą. W tej samej chwili samochód wybuchnął.
- Cholera!- zaklnął Michael. Podszedł do Courtney, złapał ją za ramiona i postawił na nogi.- w tej chwili masz przestać demolować mój samochód i wyceluj w tamtą skałę!- krzyczał. Courtney zaczęła płakać. Michaelowi zrobiło się głupio, że się uniósł, ale było już za późno.
- Kochanie, wyceluj w tamtą skałę... Zrób to dla mnie.- Isabel podeszła do nich. Courtney się uspokoiła.- Skup się i wyceluj mocą w tamtą skałę. O tak..- zademonstrowała.- Będziesz potrafiła to zrobić?- zapytała. Mała skinęła głową. Chciała pomóc cioci, żeby więcej nie krzyczała i żeby nie była smutna. Skupiła się na skale i wtedy z samochodu michaela zostały prawie same szczątki.
- No nie!- Michael złapał się za głowę. Teraz to już stracił pojazd bezpowrotnie.- Ciekawe jak wrócimy? Może macie jakieś pomysły? Może ty Miss Demolki?- spojrzał na dziewczynkę.
-Ja nie chciałam!- powiedziała.
- Pewnie, że nie chciałaś!- Michael był wściekły. Isabel z trudem hamowała śmiech.- z czego się śmiejesz?- warknął.
- Z twojej miny. Ten samochód to grat...
- Teraz to na pewno...
- Kupisz sobie nowy... nie martw się.- Isabel już śmiała się jawnie. Wkrótce i Michael nie wytrzymał i oboje z Isabel prawie płakali ze śmiechu. Courtney przypatrywała im się ze zdziwieniem. Nagle leżący nieopodal kamień uniósł się w powietrze i zaczął krążyć wokół trójki kosmitów.
- Jest jak za dawnych czasów.- powiedziała Courtney patrząc na Michaela i Isabel.- On wie... I chce zemsty.
- Kto i co wie?- Isabel spojrzała na dziewczynkę.- O czym ty mówisz?
- Nie wiem...- Courtney spojrzała w bok. Kamień powrócił na miejsce.- Dalej ćwiczymy?- zapytała. Isabel westchnęła i przeszli do następnych ćwiczeń. Tym razem Courtney miała za pomocą mocy rozbić butelkę leżącą na skale. Mimo usilnych starań, nic się nie udało zrobić, gdzyż mała rozwalała wszystko, tylko nie butelkę. W końcu, po kilku mozolnych godzinach pracy udało się rozbić tą nieszczęsną butelkę. Courtney była szczęśliwa. Isabel z Michaelem byli jeszcze szczęśliwsi, gdyż dziewczynka powoli zaczynała kontrolować swoją moc. Trzeba dodać, że kosmici wracali na pieszo, gdyż samochodu Michaela nie udało się uratować.
- I jak?- zapytała Tess, kiedy tylko weszli do domu.
- Nawet nieźle, jeśli nie liczyć tego, że dopiero niedawno zaczęła wykonywać prawidłowo niektóre ćwiczenia.- mruknął Michael.
- No i tego, że Michael stracił samochód..- mściwie dodała Isabel i opowiedziała wszystko co działo się na pustyni.
W nocy Courtney spała niespokojnie. Była wykończona po morderczym treningu a nazajutrz czekał ją kolejny. Nagle do pokoju wdarł się chłodny wiaterek. Dziewczynka zadrżała i mocniej otuliła się kołdrą.
- Courtney....- ktoś szepnął. Głos wydawał się dobiegać z wiatru. Dziewczynka jak w transie podeszła do okna. Znowu zobaczyła postać kobiety ubranej na biało. Twarz miała smutną. Nagle spojrzała w bok. Obok dzrzewa stał jakiś mężczyzna. On też był widziadłem i po chwili zniknął. Courtney spojrzała na kobietę. Postać powoli blakła aż w końcu zniknęła.
CDN...
dawno nie pisałam... ale jakoś napadła mnie dziś wena i troszkę napisałam...
jak na razie mało komentarzy. Tajniak, dzięki za pomysły. Podobają mi się. Oby tak dalej. czekam na inne:)
a oto kolejna część.
DWA SERCA3 cz.6
- A więc, Sean...- Liz razem z Marią i z jej kuzynem Seanem siedziała przy stoliku.- Co słychać? Dawno się nie widzieliśmy....
- Wszystko w porządku. Jak na razie nie mam kłopotów z prawem....- uśmiechnął się Sean.
- Sean!- Maria spojrzała na kuzyna
- No co? Mówię prawdę. A teraz przyjechałem na ślub mojej wspaniałej kuzynki i jej... hmm... chłopaka.- powiedział i spojrzał na Marię. Liz się roześmiała. Po raz pierwszy od dłuższego czasu.
- Sean!- Maria prawie krzyknęła. W zasadzie to cieszyła się, że jej przyjaciółka wreszcie wyszła z domu i w dodatku się uśmiecha. Siedzieli sobie w małej restauracji i miło gawędzili. Gaduła Maria prawie się nie odzywała. Sean i Liz świetnie się ze sobą dogadywali i Maria miała nadzieję, że będzie z tego coś więcej.
- Przykro mi, ale muszę już iść.- oznajmiła Liz po jakiejś godzinie tej sielanki.
- Dlaczego?- zdziwiła się Maria.
- Obiecałam pomóc ojcu....
- Odprowadzimy cię.- zaproponował Sean wstając z miejsca.
- Nie trzeba.. Powinniście siedzieć tu i się dobrze bawić.- Liz wstała z miejsca.- Życzę miłej zabawy.- wyszła. Maria odprowadziła ją wzrokiem. Była zdziwiona zachowaniem przyjaciółki. Tymczasem Liz wróciła do domu. Skłamała, mówiąc o pomocy ojcu. Wcale nie miała mu pomagać. Po prostu denerwowało ją to swatanie. Mimo, że tyle czasu minęło od śmierci Maxa, ona nadal go kochała i kiedy spotykała się z innymi, wydawało jej się, że go zdradza.
- Mamo....- Courtney weszła do sypialni rodziców. Popołudniowe przedstawienie na szczęście się skończyło i jak na razie było dobrze.
-Słucham kochanie?- Tess spojrzała na córkę.
- Czy wy mnie kochacie?- zapytała dziewczynka. Tess aż zaniemówiła.
- Pewnie, że cię kochamy! Dlaczego myślisz, że jest inaczej?- Tess podeszła do niej i wzięła ją na ręce.- Ja i tata bardzo cię kochamy. Jesteś naszą małą księżniczką.- pocałowała małą w głowę. Courtney się uśmiechnęła.
- Ja też was kocham. Jesteście najlepszymi rodzicami na świecie!- Courtney objęła matkę.
- Czy nie pora spać moja panno?- do pokoju wszedł Kyle. Courtney wyrwała się Tess i podbiegła do ojca.
- Nie sądzę....- wlazła mu na ręce. Kyle podniósł ją i zaniósł do jej pokoju.
- A teraz musisz zasnąć. Jutro czeka cię ciężki dzień..- powiedział jakby sam do siebie.
- Dlaczego?- Courtney spojrzała uważnie na ojca.
- Śpij...- Kyle odwrócił się do niej plecami w chciał wyjść.
- Czy mnie kochałeś?- zapytała Courtney.
- Słucham?- kyle odwrócił się w stronę córki.- Co powiedziałaś?
- Dobranoc.- Courtney szybko naciągnęła kołdrę na głowę. Kyle zgasił światło.- Ja ciebie też kochałam. Bardzo mocno....- Courtney patrzyła prosto na Kyle'a, który nie wiedział co ma powiedzieć. To nie były słowa jego córki.... Zamknął drzwi i wrócił do Tess.
- Stało się coś?- Tess spojrzała na męża.
- Jeszcze nie wiem...- Kyle położył się na łóżku i opowiedział żonie co było w pokoju Courtney. Tess westchnęła.
- Nie wiem co się dzieje, ale trzeba to przerwać. Nie wiem w jaki sposób, ale musimy coś z tym zrobić.- powiedziała dobitnie.
- Nie wiem czego ona może chcieć....
- Kto?
- Courtney...- Kyle z powagą spojrzał na Tess.
- Kyle... Ona nie żyje, ale ma jakiś wpływ na naszą córkę. Przecież była naszą przyjaciółką a nawet kimś więcej! Musi przestać.
- A może chce nam coś powiedzieć? A może...- Kyle nie dawał za wygraną. Musiał wiedzieć czego mogłaby chcieć Courtney. Domyślał się, że wkrótce otrzyma odpowiedź....
* * *
- Courtney... Skup się.- Michael usiłował w jakiś sposób zapanować nad żywiołową dziewczynką. Było to niezwykle trudne, gdzyż mała wcale nie chciała go słuchać.
- Nie!- usiadła na ziemi.
- Courtney... To dla twojego dobra.- Isabel w przeciwieństwie do Michaela starała się zachować spokój.- Widzisz tą skałę?- Isabel wskazała ręką skałę oddaloną o kilka metrów.
- Nie!- Courtney nadal siedziała na ziemi.
- Courtney...
- NIE!!- krzyknęła i nagle wyleciały wszystkie szyby w stojącym niedaleko samochodzie Michaela. Courtney wyglądała na wściekłą.
- Niech to...- wrzasnął Michael. Isabel odciągnęła go na bok.
-Michael.. Nie denerwuj się. Trzeba trochę czasu... Chyba zadzwonię do tess i powiem, że mała nie chce nas słuchać.
-Dzwoń. Jak chciała jechać z nami to "nie, poradzimy sobie. Odpocznij". A teraz co? Polecisz na skargę?- zakpił Michael.
- Masz racje. Trzeba siły. Tess dużo przeszła.- Isabel wróciła do Courtney, która nadal siedziała w tym samym miejscu.- Courtney, wstań.- powiedziała.
- Nie...- dziewczynka nawet na nią nie spojrzała.
- W tej chwili masz wstać!- Isabel powoli traciła panowanie nad sobą. W tej samej chwili samochód wybuchnął.
- Cholera!- zaklnął Michael. Podszedł do Courtney, złapał ją za ramiona i postawił na nogi.- w tej chwili masz przestać demolować mój samochód i wyceluj w tamtą skałę!- krzyczał. Courtney zaczęła płakać. Michaelowi zrobiło się głupio, że się uniósł, ale było już za późno.
- Kochanie, wyceluj w tamtą skałę... Zrób to dla mnie.- Isabel podeszła do nich. Courtney się uspokoiła.- Skup się i wyceluj mocą w tamtą skałę. O tak..- zademonstrowała.- Będziesz potrafiła to zrobić?- zapytała. Mała skinęła głową. Chciała pomóc cioci, żeby więcej nie krzyczała i żeby nie była smutna. Skupiła się na skale i wtedy z samochodu michaela zostały prawie same szczątki.
- No nie!- Michael złapał się za głowę. Teraz to już stracił pojazd bezpowrotnie.- Ciekawe jak wrócimy? Może macie jakieś pomysły? Może ty Miss Demolki?- spojrzał na dziewczynkę.
-Ja nie chciałam!- powiedziała.
- Pewnie, że nie chciałaś!- Michael był wściekły. Isabel z trudem hamowała śmiech.- z czego się śmiejesz?- warknął.
- Z twojej miny. Ten samochód to grat...
- Teraz to na pewno...
- Kupisz sobie nowy... nie martw się.- Isabel już śmiała się jawnie. Wkrótce i Michael nie wytrzymał i oboje z Isabel prawie płakali ze śmiechu. Courtney przypatrywała im się ze zdziwieniem. Nagle leżący nieopodal kamień uniósł się w powietrze i zaczął krążyć wokół trójki kosmitów.
- Jest jak za dawnych czasów.- powiedziała Courtney patrząc na Michaela i Isabel.- On wie... I chce zemsty.
- Kto i co wie?- Isabel spojrzała na dziewczynkę.- O czym ty mówisz?
- Nie wiem...- Courtney spojrzała w bok. Kamień powrócił na miejsce.- Dalej ćwiczymy?- zapytała. Isabel westchnęła i przeszli do następnych ćwiczeń. Tym razem Courtney miała za pomocą mocy rozbić butelkę leżącą na skale. Mimo usilnych starań, nic się nie udało zrobić, gdzyż mała rozwalała wszystko, tylko nie butelkę. W końcu, po kilku mozolnych godzinach pracy udało się rozbić tą nieszczęsną butelkę. Courtney była szczęśliwa. Isabel z Michaelem byli jeszcze szczęśliwsi, gdyż dziewczynka powoli zaczynała kontrolować swoją moc. Trzeba dodać, że kosmici wracali na pieszo, gdyż samochodu Michaela nie udało się uratować.
- I jak?- zapytała Tess, kiedy tylko weszli do domu.
- Nawet nieźle, jeśli nie liczyć tego, że dopiero niedawno zaczęła wykonywać prawidłowo niektóre ćwiczenia.- mruknął Michael.
- No i tego, że Michael stracił samochód..- mściwie dodała Isabel i opowiedziała wszystko co działo się na pustyni.
W nocy Courtney spała niespokojnie. Była wykończona po morderczym treningu a nazajutrz czekał ją kolejny. Nagle do pokoju wdarł się chłodny wiaterek. Dziewczynka zadrżała i mocniej otuliła się kołdrą.
- Courtney....- ktoś szepnął. Głos wydawał się dobiegać z wiatru. Dziewczynka jak w transie podeszła do okna. Znowu zobaczyła postać kobiety ubranej na biało. Twarz miała smutną. Nagle spojrzała w bok. Obok dzrzewa stał jakiś mężczyzna. On też był widziadłem i po chwili zniknął. Courtney spojrzała na kobietę. Postać powoli blakła aż w końcu zniknęła.
CDN...
Jane Cahill
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
hejka!!!!
ano nikt nie pisze... cóż zrobić? chyba pozostaje mi umieścić kolejną część. ale nie umieszczę wiecej dopóki nie znajdzie się tu komentarz
DWA SERCA3 cz.7
- Courtney...- Tess weszła do pokoju córki.- Czas wstawać.
- Jeszcze nie... Chcę spać....- Courtney przykryła głowę kołdrą.
- Kochanie, wiem, że jesteś zmęczona, ale musisz wstać. To wszystko jest dla twojego dobra.
- Wcale nie! Wujek Michael jest na mnie zły!
- Nieprawda...- Tess spojrzała na córkę, która miała smutną minkę. W zasadzie to nie miała pomysłów na to by przekonać małą do treningów, które wymagały ogromnego wysiłku. To wszystko spadło na nich jak grom z jasnego nieba. Tess nie spodziewała się, że coś złego może dziać się z małą Courtney. Nie spodziewała się, że Courtney Banks znowu da o sobie znać. I to w taki sposób.
- Mamo...- głos małej wybudził Tess z zamyślenia.
- Co... W zasadzie to możesz jeszcze poleżeć. Ale nie długo. Ja muszę wyjść.- Tess zamknęła drzwi zostawiając dziewczynkę samą.
- Tess?- kyle siedział w salonie i oglądał jakiś ważny mecz. On również martwił się o swoją córkę, ale starał się tego nie okazywać by nie dołować swojej żony.
- Wychodzę. Niedługo wracam.- powiedziała szybko Tess i wyszła z domu nim Kyle zdążył zapytać dokąd idzie. Tess właśnie tego pytania nie chciała usłyszeć i dlatego tak szybko wyszła. Szybkim krokiem przemierzała ulice Roswell. Nie oglądała się ani nie zatrzymywała. Stanęła dopiero przy bramie na której pisało "Cmentarz miejski". Tess weszła za bramkę i skierowała się do jednego z grobów. Na tym właśnie grobie dostrzegła świeżą wiązankę kwiatów.
- Dlaczego mi to robisz? Byłyśmy przyjaciółkami.- zapytała Tess siadając na ławeczce przy grobie. Spojrzała na tabliczkę, gdzie pisało "Courtney Banks. Spoczywaj w pokoju".- Przecież to nie fair, że wysługujesz się córką moją i Kyle'a. Powiedz mi, czego chcesz? Musisz mieć jakis cel, skoro robisz takie rzeczy małemu dziecku!- po policzkach Tess spływały łzy. Nagle ktoś położył jej rękę na ramieniu.
- Tess....- ktos usiadł obok niej.
- Michael? Co ty tu...
- O to samo chciałem cię zapytać.- Michael spojrzał na nią.
- Musiałam tu przyjść. Moze da mi odpowiedzi na pytania.- wskazała głową na milczący grób.- A ty?
- Ja tu często przychodzę. Może to głupie, ale rozmawiam z nią. Najczęściej przychodzę tu w nocy, kiedy nikogo nie ma. Jest tak cicho i spokojnie....- powiedział Michael jakby do siebie.- kochałem ją.- dodał patrząc w ziemię.
- Cóż... Nikt się nie spodziewał takiego obrotu sprawy.- Tess zerknęła na Michaela. Nagle obok nich pojawiła się mała Courtney.
- Czego chcecie się dowiedzieć?- zapytała.
- Courtney? Co ty tu robisz?- zdziwiła się Tess.
- Michael, dzięki za to, że tak często tu przychodzisz.- Courtney usmiechnęła sie do ogłupiałego chłopaka.- A teraz do rzeczy. Grozi wam poważne niebepieczeństwo.
- Jakie...- zaczął Michael, ale Courtney mu przerwała.
- Nie mam zbyt wiele siły by przejąć to ciało na dłużej dlatego nie mam zbyt wiele czasu. Uważajcie na...- dziewczyna urwała.- Mamusiu?- Courtney spojrzała na Tess.- Co ja tu robię?
- Kochanie...- Tess wzięła małą na ręce.- Skarbie, powiedz mi co pamiętasz?
- Byłam w pokoju i nagle znalazłam się tu.- wyjaśniła mała. Tess i Michael spojrzeli na siebie znacząco.
* * *
- Cześć Liz.- do Crashdown weszła Maria.
- Hej Maria. Dawno cię nie widziałam.- liz uśmiechnęła się do przyjaciółki.
- Wiesz, ten slub. Michael nic mi nie pomaga...- poskarżyła się.
- Myślę, że świetnie sobie radzisz bez niego.- Liz się roześmiała.
- Noo... w zasadzie to mógłby chociaż zaproponować pomoc. Ale on nic. Co ja się z nim mam.
- To wspaniały chłopak i myślę, że....- urwała, gdyż do sali wszedł Michael. Zobaczył dziewczyny i od razu skierował się w ich stronę.
- Cześć wam.- machnął do Liz i pocałował Marię.
- Gdzie byłeś?- zapytała Maria.
- Nie uwierzycie jak coś wam powiem.- mruknął Michael.- ale chodźmy lepiej na zaplecze.- pociągnął je w stronę zaplecza.
- No, mów!- zniecierpliwiła się Maria.
- Pamiętacie Courtney Banks?- zapytał Michael.
- Nie żartuj!- rozzłościła się Liz.
- Ok... Otóż jak już wiecie, opętuje ona córkę Tess i Kyle'a. Dzisiaj dała niezły popis. Ja i tess siedzieliśmy na cmentarzu..- Michael opowiedział dziewczynom całą sytuację. Obie były zaskoczone. Nie spodziewały się czegos takiego.
- Czego ona może chcieć?- zapytała Maria.
- Teraz to już wiemy, że chce nas ostrzec. Tylko przed czym?- Liz spojrzała na Michaela.
- Na mnie nie patrz! Nie mam zielonego pojęcia co nam może grozić. Może kivar?
- Co ty?! On się już pewnie poddał po śmier...- Maria urwała i ze strachem spojrzała na Liz, która udała, że niczego nie usłyszała.- Przepraszam...- szepnęła.
- Nic się nie stało. Wszyscy doskonale wiemy, że Max był zdrajcą. Nie ma czego ukrywać.- powiedziała Liz z zaciętą miną.- A teraz muszę wracać do pracy.- dziewczyna wyszła.
- Ty to zawsze cos chlapniesz.- rozzłościł się Michael.
- Nie moja wina!- powiedziała Maria płaczliwym głosem. Michael pocałował ją i po chwili wyszedł. Miał zamiar iść na cmentarz, do Courtney. Tam mógł spokojnie pomyśleć nad wszystkimi sprawami.
- Hej, mała.- powiedział siadając na ławce. P chwili pogrążył się w zadumie. Nawet nie zauważył kiedy zrobiło się ciemno. Wydawało mu się, że musiał zasnąć, gdyż kiedy spojrzał na zegarek okazało się, że wyszedł z Crashdown kilka godzin wcześniej. Michael wstał i wyszedł z cmentarza. Szybkim krokiem zmierzał w stronę swojego mieszkania.
Jakaś tajemnicza postać usunęła się w cień, kiedy Michael przechodził obok niej. Chłopak nawet tego nie zauważył. Pogrążony był w myślach. Ta postać odczekała chwilę a następnie wolno ruszyła śladem chłopaka.
CDN.....
ano nikt nie pisze... cóż zrobić? chyba pozostaje mi umieścić kolejną część. ale nie umieszczę wiecej dopóki nie znajdzie się tu komentarz
DWA SERCA3 cz.7
- Courtney...- Tess weszła do pokoju córki.- Czas wstawać.
- Jeszcze nie... Chcę spać....- Courtney przykryła głowę kołdrą.
- Kochanie, wiem, że jesteś zmęczona, ale musisz wstać. To wszystko jest dla twojego dobra.
- Wcale nie! Wujek Michael jest na mnie zły!
- Nieprawda...- Tess spojrzała na córkę, która miała smutną minkę. W zasadzie to nie miała pomysłów na to by przekonać małą do treningów, które wymagały ogromnego wysiłku. To wszystko spadło na nich jak grom z jasnego nieba. Tess nie spodziewała się, że coś złego może dziać się z małą Courtney. Nie spodziewała się, że Courtney Banks znowu da o sobie znać. I to w taki sposób.
- Mamo...- głos małej wybudził Tess z zamyślenia.
- Co... W zasadzie to możesz jeszcze poleżeć. Ale nie długo. Ja muszę wyjść.- Tess zamknęła drzwi zostawiając dziewczynkę samą.
- Tess?- kyle siedział w salonie i oglądał jakiś ważny mecz. On również martwił się o swoją córkę, ale starał się tego nie okazywać by nie dołować swojej żony.
- Wychodzę. Niedługo wracam.- powiedziała szybko Tess i wyszła z domu nim Kyle zdążył zapytać dokąd idzie. Tess właśnie tego pytania nie chciała usłyszeć i dlatego tak szybko wyszła. Szybkim krokiem przemierzała ulice Roswell. Nie oglądała się ani nie zatrzymywała. Stanęła dopiero przy bramie na której pisało "Cmentarz miejski". Tess weszła za bramkę i skierowała się do jednego z grobów. Na tym właśnie grobie dostrzegła świeżą wiązankę kwiatów.
- Dlaczego mi to robisz? Byłyśmy przyjaciółkami.- zapytała Tess siadając na ławeczce przy grobie. Spojrzała na tabliczkę, gdzie pisało "Courtney Banks. Spoczywaj w pokoju".- Przecież to nie fair, że wysługujesz się córką moją i Kyle'a. Powiedz mi, czego chcesz? Musisz mieć jakis cel, skoro robisz takie rzeczy małemu dziecku!- po policzkach Tess spływały łzy. Nagle ktoś położył jej rękę na ramieniu.
- Tess....- ktos usiadł obok niej.
- Michael? Co ty tu...
- O to samo chciałem cię zapytać.- Michael spojrzał na nią.
- Musiałam tu przyjść. Moze da mi odpowiedzi na pytania.- wskazała głową na milczący grób.- A ty?
- Ja tu często przychodzę. Może to głupie, ale rozmawiam z nią. Najczęściej przychodzę tu w nocy, kiedy nikogo nie ma. Jest tak cicho i spokojnie....- powiedział Michael jakby do siebie.- kochałem ją.- dodał patrząc w ziemię.
- Cóż... Nikt się nie spodziewał takiego obrotu sprawy.- Tess zerknęła na Michaela. Nagle obok nich pojawiła się mała Courtney.
- Czego chcecie się dowiedzieć?- zapytała.
- Courtney? Co ty tu robisz?- zdziwiła się Tess.
- Michael, dzięki za to, że tak często tu przychodzisz.- Courtney usmiechnęła sie do ogłupiałego chłopaka.- A teraz do rzeczy. Grozi wam poważne niebepieczeństwo.
- Jakie...- zaczął Michael, ale Courtney mu przerwała.
- Nie mam zbyt wiele siły by przejąć to ciało na dłużej dlatego nie mam zbyt wiele czasu. Uważajcie na...- dziewczyna urwała.- Mamusiu?- Courtney spojrzała na Tess.- Co ja tu robię?
- Kochanie...- Tess wzięła małą na ręce.- Skarbie, powiedz mi co pamiętasz?
- Byłam w pokoju i nagle znalazłam się tu.- wyjaśniła mała. Tess i Michael spojrzeli na siebie znacząco.
* * *
- Cześć Liz.- do Crashdown weszła Maria.
- Hej Maria. Dawno cię nie widziałam.- liz uśmiechnęła się do przyjaciółki.
- Wiesz, ten slub. Michael nic mi nie pomaga...- poskarżyła się.
- Myślę, że świetnie sobie radzisz bez niego.- Liz się roześmiała.
- Noo... w zasadzie to mógłby chociaż zaproponować pomoc. Ale on nic. Co ja się z nim mam.
- To wspaniały chłopak i myślę, że....- urwała, gdyż do sali wszedł Michael. Zobaczył dziewczyny i od razu skierował się w ich stronę.
- Cześć wam.- machnął do Liz i pocałował Marię.
- Gdzie byłeś?- zapytała Maria.
- Nie uwierzycie jak coś wam powiem.- mruknął Michael.- ale chodźmy lepiej na zaplecze.- pociągnął je w stronę zaplecza.
- No, mów!- zniecierpliwiła się Maria.
- Pamiętacie Courtney Banks?- zapytał Michael.
- Nie żartuj!- rozzłościła się Liz.
- Ok... Otóż jak już wiecie, opętuje ona córkę Tess i Kyle'a. Dzisiaj dała niezły popis. Ja i tess siedzieliśmy na cmentarzu..- Michael opowiedział dziewczynom całą sytuację. Obie były zaskoczone. Nie spodziewały się czegos takiego.
- Czego ona może chcieć?- zapytała Maria.
- Teraz to już wiemy, że chce nas ostrzec. Tylko przed czym?- Liz spojrzała na Michaela.
- Na mnie nie patrz! Nie mam zielonego pojęcia co nam może grozić. Może kivar?
- Co ty?! On się już pewnie poddał po śmier...- Maria urwała i ze strachem spojrzała na Liz, która udała, że niczego nie usłyszała.- Przepraszam...- szepnęła.
- Nic się nie stało. Wszyscy doskonale wiemy, że Max był zdrajcą. Nie ma czego ukrywać.- powiedziała Liz z zaciętą miną.- A teraz muszę wracać do pracy.- dziewczyna wyszła.
- Ty to zawsze cos chlapniesz.- rozzłościł się Michael.
- Nie moja wina!- powiedziała Maria płaczliwym głosem. Michael pocałował ją i po chwili wyszedł. Miał zamiar iść na cmentarz, do Courtney. Tam mógł spokojnie pomyśleć nad wszystkimi sprawami.
- Hej, mała.- powiedział siadając na ławce. P chwili pogrążył się w zadumie. Nawet nie zauważył kiedy zrobiło się ciemno. Wydawało mu się, że musiał zasnąć, gdyż kiedy spojrzał na zegarek okazało się, że wyszedł z Crashdown kilka godzin wcześniej. Michael wstał i wyszedł z cmentarza. Szybkim krokiem zmierzał w stronę swojego mieszkania.
Jakaś tajemnicza postać usunęła się w cień, kiedy Michael przechodził obok niej. Chłopak nawet tego nie zauważył. Pogrążony był w myślach. Ta postać odczekała chwilę a następnie wolno ruszyła śladem chłopaka.
CDN.....
Jane Cahill
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
Hejka!!!!!
Co słychać???
dawno nie pisałam, ale dziś zamieszczam kolejną część.
Witam cię Anita! dawno cię nie widziałam:)
DWA SERCA3 cz.8
Kyle obudził się w nocy. Było mu zimno. Zerknął na Tess, która spała odwrócona do niego plecami. Chłopak spojrzał w stronę otwartego okna. Na dworze była jeszcze noc. Kyle wstał i poszedł do kuchni. Z szafki wyciągnął szklankę i nalał sobie wody. Po chwili wrócił na górę. Już miał położyć się do łózka, kiedy wiedziony nagłym impulsem podszedł do okna. Jego wzrok powędrował w stronę pobliskich drzew. Stała tam dziewczyna ubrana na biało. Wiatr rozwiewał jej blond włosy. Patrzyła prosto na niego. Kyle przetarł oczy ze zdumienia. Dziewczyna nadal tam stała. Chłopak szybko wybiegł z pokoju a następnie wyszedł na dwór. Podszedł do dziewczyny.
- Czekałam na ciebie.- powiedziała ona.
- Courtney....- wyszeptał Kyle.
- We własnej osobie.- uśmiechnęła się do niego.
- Ale jak to możliwe? Nic się nie zmieniłaś.
- Cóż... Jestem tylko twoim wspomnieniem.... W końcu nie żyję.- twarz Courtney zrobiła się smutna. Kyle nadal stał przy niej i nie mógł uwierzyć w to co widzi.
- Dlaczego...- zaczął, ale ona mu przerwała.
- Grozi wam wielkie niebezpieczeństwo. Musicie uważać.- dziewczyna spojrzała na niego. Kyle wydawał się być przygnębiony.- Nie smuć się.- powiedziała.
- Czy musisz...
- Tak, Kyle. Muszę odejść. Pamiętasz moje słowa? Zawsze będę przy tobie. Nigdy cię nie opuszczę. Masz wspaniałą rodzinę, którą kochasz i oni także cię kochają. Ale zapamiętaj moje słowa: cos wam grozi. Żegnaj, Kyle.- pocałowała go w policzek a potem rozpłynęła się w powietrzu. Kyle otworzył oczy. To był tylko sen. Chociaż... Nadal czuł jej pocałunek na policzku. Dotknął miejsca, gdzie Courtney go pocałowała. Nagle usłyszał huk.
- Co to było?- Tess zerwała się z miejsca.
- Leż, ja sprawdzę. To w pokoju Courtney.- Kyle szybko wyszedł z pokoju. Kiedy otworzył drzwi do pokoiku swojej córki oniemiał. Courtney unosiła się w powietrzu! Wydawało się, ze śpi.
- Courtney!- krzyknął. Dziewczynka otworzyła oczy i spojrzała na niego.
- Tatusiu! Ja latam!- powiedziała przestraszonym głosem. Kyle nie wiedział co powinien zrobić. Nagle Courtney z ogromnym hukiem spadła na łóżko. Kyle podbiegł do niej.
- Kochanie, nic ci nie jest?- zapytał biorąc ją na ręce.
- Nie...- wyszeptała dziewczynka. Do pokoju wpadła przestraszona Tess.
- Co tu...- urwała widząc, że Kyle trzyma w ramionach Courtney.
- Nic takiego... Już wszystko w porządku.- uspokoił ją Kyle. Tess podeszła do nich i pocałowała córkę w głowę.
- Moja malutka...- szepnęła.
* * *
Michael wszedł do Crashdown.
- Michael!- Maria rzuciła mu sie na szyję. Michael chcąc nie chcąc pocałował ja przy tych wszystkich ludziach, którzy natrętnie się gapili. Nienawidził takich sytuacji i uważał, że Maria powinna trochę go zrozumieć.
- Cześć Michael.- podeszła do nich Isabel.- Co słychać?
- Jakoś leci. Słyszałaś co się stało?- zwrócił się do niej Michael.
- Słyszałam. Ciekawe co to wszystko może znaczyć....- Isabel sie zamyśliła.
- A mi sie wydaję, że przesadzacie!- mruknęła Maria, która miała serdecznie dość tych wszystkich rozmów o Courtney i niebezpieczeństwie.- Ciekawe kto nam może zagrażać? Kivar pewnie nie, bo się boi po stracie swoich ludzi. A oprócz niego nie znam żadnego walniętego kosmity gotowego was zniszczyć.
- Widocznie nie wiesz wszystkiego. Na pewno ktoś taki by sie znalazł. Jestem tego pewna.- powiedziała Isabel.
- Cześć wszystkim....- do Crashdown wszedł Kyle.
- Hej, Kyle... Cos ty taki blady?- zapytała Maria.
- Źle spałem... To wszystko co się dzieje strasznie mnie przerasta. Mam koszmary i sny takie jak wizje... Nie wiem co to jest. Śniła mi się Courtney...- wyznał Kyle.
- TA Courtney?- zapytał Michael.
- Tak, Michael. Ta Courtney.- potwierdził Kyle. Wszyscy spojrzeli na niego. Wyglądał źle.
- Co wy się tak dopytujecie?- zdenerwowała się Isabel.- Skończcie z tym!
- A tak przy okazji tajemniczych spraw...- zaczął Michael. Isabel przewróciła oczami.- No co?
- Nic... mów.
- Ostatnio mam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Cały czas czuję, że jestem obserwowany....
- Michael, nie jesteś pępkiem świata. Może to jakaś grouppie?- zaśmiała się Maria.
- Maria, w tych czasach niczego nie możemy być pewni.- zauważyła Isabel.- Widziałeś kogoś?- zwróciła się do Michaela.
- No właśnie nie. Słyszę jakieś kroki za plecami, a kiedy się odwracam to tam nikogo nie ma.
- Dziwna sprawa....- mruknęła Isabel.
- Uważam, że nie ma w tym nic dziwnego. Michael ma po prostu obawy przed ślubem. Stresuje sie i tyle.- zauważył Kyle.- Myślę, że może4 powinniśmy gdzieś wyjść wieczorem. Musimy się rozerwać a nie wciąż patrzeć czy gdzieś za rogiem nie czai się kosmita z siekierą.- powiedział na co wszyscy się roześmieli. Miał rację, ostatnio mieli za duzo stresów. Nie dość, ze czekał ich ślub Michaela i marii to na dodatek córka Kyle'a i Tess przejawiała oznaki opętania. No i ten zabójca... Czy jak tam go nazawać.
- No, muszę was opuścić.- powiedziała Isabel.- Idę na spotkanie z Alexem.
- A właśnie... Co u niego? Dawno go nie widzieliśmy.- zapytał Michael.
- Niedługo wrca do Roswell na stałe. Mówi, że ta praca go wykańcza.
- Pozdrów go.- powiedział Kyle. Isabel się uśmiechnęła i wyszła. Na dworze było niezwykle pochmurno. Dziewczyna pomyślała, że zaraz będzie padać a ona jak na złość nie zabrała parasolki. W oddali zagrzmiało a pochwili pochmurne niebo przecięła błyskawica. Isabel przyspieszyła. Nie miała ochoty zmoknąć. Niestety, po chwili zaczął siąpić deszcz, który zamienił się w ulewę. Isabel przeklinała się w duchu za brak parasolki. Teraz już prawie biegła, choć i tak było jej wszystko jedno- już była mokra.
Zza rogu wyszła jakaś postać, która podążyła w ślad za Isabel. Był to mężczyzna, ubrany w długi ciemny płaszcz. Na głowie miał kapelusz. Dziewczyna niczego nie zauważyła, gdyż deszcz zagłuszał kroki tajemniczej postaci. Mężczyzna ten towarzyszył Isabel dopóki nie weszła ona do domu. Kiedy zniknęła za drzwiami, postał chwilę przed domem, nie zważając na ulewny deszcz, poczym oddalił się szybkim krokiem nie oglądając się za siebie. Po chwili zniknął za rogiem. Jednak przed domem Evansów pozostał dziwny ślad... Dwa srebrne odciski butów. Jeszcze przez chwilę były wyraźne a potem rozmazały się przez deszcz by następnie zniknąc zupełnie. Wszystko było jak dawniej i Isabel, która po pietnastu minutach wyszła z domu śpiesząc na spotkanie z Alexem, niczego podejrzanego nie zauwazyła. Dla niej był to kolejny, deszczowy dzień, który zepsuł jej fryzurę.
CDN....
Co słychać???
dawno nie pisałam, ale dziś zamieszczam kolejną część.
Witam cię Anita! dawno cię nie widziałam:)
DWA SERCA3 cz.8
Kyle obudził się w nocy. Było mu zimno. Zerknął na Tess, która spała odwrócona do niego plecami. Chłopak spojrzał w stronę otwartego okna. Na dworze była jeszcze noc. Kyle wstał i poszedł do kuchni. Z szafki wyciągnął szklankę i nalał sobie wody. Po chwili wrócił na górę. Już miał położyć się do łózka, kiedy wiedziony nagłym impulsem podszedł do okna. Jego wzrok powędrował w stronę pobliskich drzew. Stała tam dziewczyna ubrana na biało. Wiatr rozwiewał jej blond włosy. Patrzyła prosto na niego. Kyle przetarł oczy ze zdumienia. Dziewczyna nadal tam stała. Chłopak szybko wybiegł z pokoju a następnie wyszedł na dwór. Podszedł do dziewczyny.
- Czekałam na ciebie.- powiedziała ona.
- Courtney....- wyszeptał Kyle.
- We własnej osobie.- uśmiechnęła się do niego.
- Ale jak to możliwe? Nic się nie zmieniłaś.
- Cóż... Jestem tylko twoim wspomnieniem.... W końcu nie żyję.- twarz Courtney zrobiła się smutna. Kyle nadal stał przy niej i nie mógł uwierzyć w to co widzi.
- Dlaczego...- zaczął, ale ona mu przerwała.
- Grozi wam wielkie niebezpieczeństwo. Musicie uważać.- dziewczyna spojrzała na niego. Kyle wydawał się być przygnębiony.- Nie smuć się.- powiedziała.
- Czy musisz...
- Tak, Kyle. Muszę odejść. Pamiętasz moje słowa? Zawsze będę przy tobie. Nigdy cię nie opuszczę. Masz wspaniałą rodzinę, którą kochasz i oni także cię kochają. Ale zapamiętaj moje słowa: cos wam grozi. Żegnaj, Kyle.- pocałowała go w policzek a potem rozpłynęła się w powietrzu. Kyle otworzył oczy. To był tylko sen. Chociaż... Nadal czuł jej pocałunek na policzku. Dotknął miejsca, gdzie Courtney go pocałowała. Nagle usłyszał huk.
- Co to było?- Tess zerwała się z miejsca.
- Leż, ja sprawdzę. To w pokoju Courtney.- Kyle szybko wyszedł z pokoju. Kiedy otworzył drzwi do pokoiku swojej córki oniemiał. Courtney unosiła się w powietrzu! Wydawało się, ze śpi.
- Courtney!- krzyknął. Dziewczynka otworzyła oczy i spojrzała na niego.
- Tatusiu! Ja latam!- powiedziała przestraszonym głosem. Kyle nie wiedział co powinien zrobić. Nagle Courtney z ogromnym hukiem spadła na łóżko. Kyle podbiegł do niej.
- Kochanie, nic ci nie jest?- zapytał biorąc ją na ręce.
- Nie...- wyszeptała dziewczynka. Do pokoju wpadła przestraszona Tess.
- Co tu...- urwała widząc, że Kyle trzyma w ramionach Courtney.
- Nic takiego... Już wszystko w porządku.- uspokoił ją Kyle. Tess podeszła do nich i pocałowała córkę w głowę.
- Moja malutka...- szepnęła.
* * *
Michael wszedł do Crashdown.
- Michael!- Maria rzuciła mu sie na szyję. Michael chcąc nie chcąc pocałował ja przy tych wszystkich ludziach, którzy natrętnie się gapili. Nienawidził takich sytuacji i uważał, że Maria powinna trochę go zrozumieć.
- Cześć Michael.- podeszła do nich Isabel.- Co słychać?
- Jakoś leci. Słyszałaś co się stało?- zwrócił się do niej Michael.
- Słyszałam. Ciekawe co to wszystko może znaczyć....- Isabel sie zamyśliła.
- A mi sie wydaję, że przesadzacie!- mruknęła Maria, która miała serdecznie dość tych wszystkich rozmów o Courtney i niebezpieczeństwie.- Ciekawe kto nam może zagrażać? Kivar pewnie nie, bo się boi po stracie swoich ludzi. A oprócz niego nie znam żadnego walniętego kosmity gotowego was zniszczyć.
- Widocznie nie wiesz wszystkiego. Na pewno ktoś taki by sie znalazł. Jestem tego pewna.- powiedziała Isabel.
- Cześć wszystkim....- do Crashdown wszedł Kyle.
- Hej, Kyle... Cos ty taki blady?- zapytała Maria.
- Źle spałem... To wszystko co się dzieje strasznie mnie przerasta. Mam koszmary i sny takie jak wizje... Nie wiem co to jest. Śniła mi się Courtney...- wyznał Kyle.
- TA Courtney?- zapytał Michael.
- Tak, Michael. Ta Courtney.- potwierdził Kyle. Wszyscy spojrzeli na niego. Wyglądał źle.
- Co wy się tak dopytujecie?- zdenerwowała się Isabel.- Skończcie z tym!
- A tak przy okazji tajemniczych spraw...- zaczął Michael. Isabel przewróciła oczami.- No co?
- Nic... mów.
- Ostatnio mam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Cały czas czuję, że jestem obserwowany....
- Michael, nie jesteś pępkiem świata. Może to jakaś grouppie?- zaśmiała się Maria.
- Maria, w tych czasach niczego nie możemy być pewni.- zauważyła Isabel.- Widziałeś kogoś?- zwróciła się do Michaela.
- No właśnie nie. Słyszę jakieś kroki za plecami, a kiedy się odwracam to tam nikogo nie ma.
- Dziwna sprawa....- mruknęła Isabel.
- Uważam, że nie ma w tym nic dziwnego. Michael ma po prostu obawy przed ślubem. Stresuje sie i tyle.- zauważył Kyle.- Myślę, że może4 powinniśmy gdzieś wyjść wieczorem. Musimy się rozerwać a nie wciąż patrzeć czy gdzieś za rogiem nie czai się kosmita z siekierą.- powiedział na co wszyscy się roześmieli. Miał rację, ostatnio mieli za duzo stresów. Nie dość, ze czekał ich ślub Michaela i marii to na dodatek córka Kyle'a i Tess przejawiała oznaki opętania. No i ten zabójca... Czy jak tam go nazawać.
- No, muszę was opuścić.- powiedziała Isabel.- Idę na spotkanie z Alexem.
- A właśnie... Co u niego? Dawno go nie widzieliśmy.- zapytał Michael.
- Niedługo wrca do Roswell na stałe. Mówi, że ta praca go wykańcza.
- Pozdrów go.- powiedział Kyle. Isabel się uśmiechnęła i wyszła. Na dworze było niezwykle pochmurno. Dziewczyna pomyślała, że zaraz będzie padać a ona jak na złość nie zabrała parasolki. W oddali zagrzmiało a pochwili pochmurne niebo przecięła błyskawica. Isabel przyspieszyła. Nie miała ochoty zmoknąć. Niestety, po chwili zaczął siąpić deszcz, który zamienił się w ulewę. Isabel przeklinała się w duchu za brak parasolki. Teraz już prawie biegła, choć i tak było jej wszystko jedno- już była mokra.
Zza rogu wyszła jakaś postać, która podążyła w ślad za Isabel. Był to mężczyzna, ubrany w długi ciemny płaszcz. Na głowie miał kapelusz. Dziewczyna niczego nie zauważyła, gdyż deszcz zagłuszał kroki tajemniczej postaci. Mężczyzna ten towarzyszył Isabel dopóki nie weszła ona do domu. Kiedy zniknęła za drzwiami, postał chwilę przed domem, nie zważając na ulewny deszcz, poczym oddalił się szybkim krokiem nie oglądając się za siebie. Po chwili zniknął za rogiem. Jednak przed domem Evansów pozostał dziwny ślad... Dwa srebrne odciski butów. Jeszcze przez chwilę były wyraźne a potem rozmazały się przez deszcz by następnie zniknąc zupełnie. Wszystko było jak dawniej i Isabel, która po pietnastu minutach wyszła z domu śpiesząc na spotkanie z Alexem, niczego podejrzanego nie zauwazyła. Dla niej był to kolejny, deszczowy dzień, który zepsuł jej fryzurę.
CDN....
Jane Cahill
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
Hejka....
Tajniak, przykro mi, że cie zawiodłam... to się więcej nie powtórzy, obiecuję. Fakt, z tymi śladami troszeczkę przesadziłam i teraz czytając to znowu zmieniłabym ten fragment... Ale dziś kolejna część mam nadzieję, że lepsza...
DWA SERCA3 cz.9
- Czy musi tak padać i padać?- Liz spojrzała na Marię.
- Mam nadzieję, że nie będzie padać jak będę brała ślub...- westchnęła Maria i wróciła do wycierania stolików. Właśnie zamykały Crashdown. Były zupełnie same w ten deszcowy wieczór.
- Ale ty jesteś egoistka.- zaśmiała się Liz.
- Zaraz egoistka... Po prostu chcę żeby na moim ślubie pięknie świeciło słoneczko, śpiewały ptaki i było bardzo, bardzo pięknie!- rozmarzyła się Maria wciąż wycierając stolik w tym samym miejscu.
- Myślę, że ten stolik jest już czysty.- zauważyła Liz wyrywając Marię z marzeń.
- Tylko żeby Michael przestał gadać o tym ufoludzie- zabójcy.- Maria spojrzała na przyjaciółkę.
- Miałam rację. Jesteś egoistką. No co?- oburzyła się Maria.- Przecież ja...- gadała i gadała, ale Liz jej nie słuchała. Zobaczyła jakiś ruch za oknem. Podeszła do okna i przykleiła nos do szyby. Światło utrudniało jej widoczność, ale mogłaby przysiąc, że za oknem ktoś stoi i patrzy się prosto na nią. Znała to spojrzenie.
- Zaraz wracam.- powiedziała Liz wychodząc na dwór.
- Co ty wyprawiasz?- krzyknęła Maria. Liz wyszła i rozejrzała się dookoła. Na dworze nikogo nie było. Dziewczyna zrobiła kilka kroków, ale wokół była cisza i spokój. Ani zywej duszy. Wróciła do Crashdown.
- Jak ty wyglądasz...- przeraziła się Maria. Liz była cała mokra.- Po co ty tam polazłaś?
- Wydawało mi sie, ze ktoś tam stoi. Ktos kogo znam, albo....- zawahała się.- Albo kogo znałam.
- Nie sądzę aby to był wystarczajacy powód by wychodzić w taką ulewę w samym fartuszku! Jesteś cała mokra. Lepiej idź sie przebrać.- Maria popchnęła przyjaciółkę w stronę zaplecza. Liz poszła na górę. Zamiast się przebrać wyszła na balkon. Po drugiej stronie ktoś stał. Liz cofnęła sie do pokoju i zgasiła światło. Kiedy znowu wyszła na zewnątrz, po drugiej stronie nikogo nie było. Nagle ktos złapał ją za ramię.
- Liz...- to była Maria.
- Ale mnie przestraszyłaś!- Liz złapała się za serce.
- Miałaś się przebrać.- zauważyła Maria. Obie dziewczyny spojrzały na siebie i zaczęły się śmiać. Wyglądały komicznie kiedy tak stały w potokach deszczu na balkonie w samych fartuszkach. W zasadzie to było im wszystko jedno czy są mokre. Bardziej mokre chyba już nie mogły być.
- Wyglądasz jak zmokła kura.- Liz spojrzała na Marię.
- I wzajemnie.- Maria znowu zaczęła się śmiać.- Ale wyglądamy...- urwała i spojrzała w dal.
- Co...- zaczęła Liz odwracając się, ale nie musiała pytać. Po drugiej stronie stała jakaś mała postać.
- O Boże!- krzyknęła Maria, zbiegając po drabince na dół. Liz pospieszyła za nią. Po drugiej stronie stała Courtney Valenti. Maria złapała dziewczynkę i zaprowadziła do pokoju Liz. Dziewczynka wyglądała okropnie. Była przemoczona i wydawało się, ze jest jakas nieobecna.
- Courtney....- Liz przyniosła ręcznik. Dziewczynka spojrzała na nią. Chwilę patrzyły sobie w oczy a potem mała straciła przytomność.
- Co teraz będzie?- panikowała Maria.
- Maria, to niemożliwe, ale.... Ale wydaje mi sie, że to... Courtney Banks..- powiedziała Liz.
- Co ty wygadujesz? Przecież to...- urwała, gdyż Courtney sie obudziła.
- Ciocia Maria?- powiedziała płaczliwym głosem.
- Już w porządku, kochanie...- Maria ją przytuliła.
- Gdzie... gdzie ja jestem?- spojrzała na Liz.
- Skarbie, jesteś w moim pokoju. Skąd się tu wzięłaś?- zapytała Liz.
- Nie wiem... ja byłam w swoim pokoju a potem... potem pewna pani powiedziała mi, że muszę tu przyjść.- wyjaśniła Courtney.
- Idę zadzwonić do Kyle'a i Tess.- Maria wyszła z pokoju. Liz została z małą.
- Grozi wam wielkie niebezpieczeństwo.- powiedziała Courtney patrząc na Liz.- Uważaj na nieznajomego przybysza.- spojrzała jej w oczy. Weszła Maria.
- Kyle zaraz tu będzie. Nie wie jakim cudem mała mogła tu przyjść.- powiedziała. Po pięciu minutach przybiegł Kyle a za nim wpadła roztrzęsiona Tess.
- Jake to szczęście, że to wy ją znalazłyście!- powiedziała Tess ze łzami w oczach mocno przytulając Courtney.
- Ona powiedziała, że jakaś pani, Courtney zapewne, kazała jej tu przyjść. A potem powiedziała, że grozi nam niebezpieczeństwo i musimy uważać na nieznajomego przybysza.- powiedziała Liz. Kyle spojrzał na nią.
- Na nieznajomego przybysza?- podrapał sie po głowie.- Dziwne.
- Wcale nie.- mruknęła Maria a wszyscy na nią spojrzeli.- Wtedy myślałam, ze to wymysł Liz, ale... Liz sama powiedz dlaczego wyszłaś na balkon....
- No... Właściwie... Wydawało mi sie, ze kogoś widziałam. Jak sprzątałysmy na dole. Wyszłam, ale nikogo nie było. Potem poszłam na górę żeby sie przebrać, ale wyszłam na balkon i wtedy znowu kogos zobaczyłam. Kiedy zgasiłam swiatło, tej osoby nie było...- wyjaśniła.
- A potem przyszłam ja i zobaczyłyśmy Courtney stojącą po drugiej stronie.- zakończyła Maria.
- Ale wtedy to nie była Courtney. To był... Mężczyzna. Wydawało mi się, ze go znam.- powiedziała Liz.
- Trzeba sie nad tym głębiej zastanowić...- powiedziała Tess.- Ale teraz musimy zabrać Courtney do domu.- wzięła małą na ręce i wyszła. Kyle poszedł za nią.
- I co teraz?- zapytała Maria.
- Teraz to idź lepiej do domu. Obie jesteśmy mokre i musimy zjeść tonę witamin żeby się nie rozchorować. Jestem zmęczona.- powiedziała Liz.
- Poradzisz sobie?- Maria spojrzała na nią.
- Idź.- Liz popchnęła ja w stronę drzwi. Maria wyszła. Liz została zupełnie sama. Rodzice wyjechali i dom wydawał sie taki pusty. Nie bała się, bo w końcu juz nieraz zostawała sama. Szybko się umyła i wskoczyła do łóżka. Była zmęczona i marzyła tylko o tym by zasnąć.
Okno z trzaskiem się otworzyło. Liz ze strachem wyskoczyła z łóżka. Wszędzie było ciemno i cicho... Okno było otwarte. Liz odetchnęła głęboko i pomyślała, że pewnie zapomniała je zamknąć. Podeszła do okna i zauważyła, że deszcz przestał padać. Wiedziona jakimś impulsem wyszła na balkon. Była piękna noc. Niebo wcale nie było zachmurzone i widać było księżyc oraz gwieździste niebo. Nagle Liz poczuła jakiś powiew za plecami. Poczuła na karku dreszcze, ale odwróciła się. Obok okna stała młoda dziewczyna, ubrana na biało.
- Courtney...- wyszeptała Liz.
- Witaj Liz.... Piękna noc, prawda?- Courtney podeszła do niej.
- Co ty tu... Przecież ty...
- Nie żyję? Mądre stwierdzenie. Cóż, jestem tylko wspomnieniem. Tak naprawdę mnie tu nie ma.- Courtney spojrzała na Liz.- Jakby ktoś tędy przechodził to pomyślałby, ze wariatka gada sama ze sobą.- usmiechnęła się.
- Czego od nas chcesz?- zapytała Liz.
- Chcę was ostrzec przed niebezpieczeństwem. Możecie wszyscy zginąć. Nie dajcie się zwieśc pozorom, zwłaszcza ty.
- Ale....
- Nie mogę dłużej tu być. Ciało córki kyle'a i Tess jest za słabe i nie mogę go dobrze opanować. Staram się, ale to nic nie daje. W zasadzie to na dłuższą metę jestem bezużyteczna, ale jakby co to mogę wam pomóc. A teraz żegnaj, Liz. Na razie muszę juz iść. A ty wracaj do łóżka bo będziesz chora.- Courtney zrobiła kilka kroków w tył. Spojrzała na Liz a potem rozpłynęła się. Ciało Liz przeszył dreszcz i dziewczyna szybko weszła do pokoju. Zamknęła okno i weszła pod kołdrę. Tej nocy nie zmrużyła juz oka.
CDN......
Tajniak, przykro mi, że cie zawiodłam... to się więcej nie powtórzy, obiecuję. Fakt, z tymi śladami troszeczkę przesadziłam i teraz czytając to znowu zmieniłabym ten fragment... Ale dziś kolejna część mam nadzieję, że lepsza...
DWA SERCA3 cz.9
- Czy musi tak padać i padać?- Liz spojrzała na Marię.
- Mam nadzieję, że nie będzie padać jak będę brała ślub...- westchnęła Maria i wróciła do wycierania stolików. Właśnie zamykały Crashdown. Były zupełnie same w ten deszcowy wieczór.
- Ale ty jesteś egoistka.- zaśmiała się Liz.
- Zaraz egoistka... Po prostu chcę żeby na moim ślubie pięknie świeciło słoneczko, śpiewały ptaki i było bardzo, bardzo pięknie!- rozmarzyła się Maria wciąż wycierając stolik w tym samym miejscu.
- Myślę, że ten stolik jest już czysty.- zauważyła Liz wyrywając Marię z marzeń.
- Tylko żeby Michael przestał gadać o tym ufoludzie- zabójcy.- Maria spojrzała na przyjaciółkę.
- Miałam rację. Jesteś egoistką. No co?- oburzyła się Maria.- Przecież ja...- gadała i gadała, ale Liz jej nie słuchała. Zobaczyła jakiś ruch za oknem. Podeszła do okna i przykleiła nos do szyby. Światło utrudniało jej widoczność, ale mogłaby przysiąc, że za oknem ktoś stoi i patrzy się prosto na nią. Znała to spojrzenie.
- Zaraz wracam.- powiedziała Liz wychodząc na dwór.
- Co ty wyprawiasz?- krzyknęła Maria. Liz wyszła i rozejrzała się dookoła. Na dworze nikogo nie było. Dziewczyna zrobiła kilka kroków, ale wokół była cisza i spokój. Ani zywej duszy. Wróciła do Crashdown.
- Jak ty wyglądasz...- przeraziła się Maria. Liz była cała mokra.- Po co ty tam polazłaś?
- Wydawało mi sie, ze ktoś tam stoi. Ktos kogo znam, albo....- zawahała się.- Albo kogo znałam.
- Nie sądzę aby to był wystarczajacy powód by wychodzić w taką ulewę w samym fartuszku! Jesteś cała mokra. Lepiej idź sie przebrać.- Maria popchnęła przyjaciółkę w stronę zaplecza. Liz poszła na górę. Zamiast się przebrać wyszła na balkon. Po drugiej stronie ktoś stał. Liz cofnęła sie do pokoju i zgasiła światło. Kiedy znowu wyszła na zewnątrz, po drugiej stronie nikogo nie było. Nagle ktos złapał ją za ramię.
- Liz...- to była Maria.
- Ale mnie przestraszyłaś!- Liz złapała się za serce.
- Miałaś się przebrać.- zauważyła Maria. Obie dziewczyny spojrzały na siebie i zaczęły się śmiać. Wyglądały komicznie kiedy tak stały w potokach deszczu na balkonie w samych fartuszkach. W zasadzie to było im wszystko jedno czy są mokre. Bardziej mokre chyba już nie mogły być.
- Wyglądasz jak zmokła kura.- Liz spojrzała na Marię.
- I wzajemnie.- Maria znowu zaczęła się śmiać.- Ale wyglądamy...- urwała i spojrzała w dal.
- Co...- zaczęła Liz odwracając się, ale nie musiała pytać. Po drugiej stronie stała jakaś mała postać.
- O Boże!- krzyknęła Maria, zbiegając po drabince na dół. Liz pospieszyła za nią. Po drugiej stronie stała Courtney Valenti. Maria złapała dziewczynkę i zaprowadziła do pokoju Liz. Dziewczynka wyglądała okropnie. Była przemoczona i wydawało się, ze jest jakas nieobecna.
- Courtney....- Liz przyniosła ręcznik. Dziewczynka spojrzała na nią. Chwilę patrzyły sobie w oczy a potem mała straciła przytomność.
- Co teraz będzie?- panikowała Maria.
- Maria, to niemożliwe, ale.... Ale wydaje mi sie, że to... Courtney Banks..- powiedziała Liz.
- Co ty wygadujesz? Przecież to...- urwała, gdyż Courtney sie obudziła.
- Ciocia Maria?- powiedziała płaczliwym głosem.
- Już w porządku, kochanie...- Maria ją przytuliła.
- Gdzie... gdzie ja jestem?- spojrzała na Liz.
- Skarbie, jesteś w moim pokoju. Skąd się tu wzięłaś?- zapytała Liz.
- Nie wiem... ja byłam w swoim pokoju a potem... potem pewna pani powiedziała mi, że muszę tu przyjść.- wyjaśniła Courtney.
- Idę zadzwonić do Kyle'a i Tess.- Maria wyszła z pokoju. Liz została z małą.
- Grozi wam wielkie niebezpieczeństwo.- powiedziała Courtney patrząc na Liz.- Uważaj na nieznajomego przybysza.- spojrzała jej w oczy. Weszła Maria.
- Kyle zaraz tu będzie. Nie wie jakim cudem mała mogła tu przyjść.- powiedziała. Po pięciu minutach przybiegł Kyle a za nim wpadła roztrzęsiona Tess.
- Jake to szczęście, że to wy ją znalazłyście!- powiedziała Tess ze łzami w oczach mocno przytulając Courtney.
- Ona powiedziała, że jakaś pani, Courtney zapewne, kazała jej tu przyjść. A potem powiedziała, że grozi nam niebezpieczeństwo i musimy uważać na nieznajomego przybysza.- powiedziała Liz. Kyle spojrzał na nią.
- Na nieznajomego przybysza?- podrapał sie po głowie.- Dziwne.
- Wcale nie.- mruknęła Maria a wszyscy na nią spojrzeli.- Wtedy myślałam, ze to wymysł Liz, ale... Liz sama powiedz dlaczego wyszłaś na balkon....
- No... Właściwie... Wydawało mi sie, ze kogoś widziałam. Jak sprzątałysmy na dole. Wyszłam, ale nikogo nie było. Potem poszłam na górę żeby sie przebrać, ale wyszłam na balkon i wtedy znowu kogos zobaczyłam. Kiedy zgasiłam swiatło, tej osoby nie było...- wyjaśniła.
- A potem przyszłam ja i zobaczyłyśmy Courtney stojącą po drugiej stronie.- zakończyła Maria.
- Ale wtedy to nie była Courtney. To był... Mężczyzna. Wydawało mi się, ze go znam.- powiedziała Liz.
- Trzeba sie nad tym głębiej zastanowić...- powiedziała Tess.- Ale teraz musimy zabrać Courtney do domu.- wzięła małą na ręce i wyszła. Kyle poszedł za nią.
- I co teraz?- zapytała Maria.
- Teraz to idź lepiej do domu. Obie jesteśmy mokre i musimy zjeść tonę witamin żeby się nie rozchorować. Jestem zmęczona.- powiedziała Liz.
- Poradzisz sobie?- Maria spojrzała na nią.
- Idź.- Liz popchnęła ja w stronę drzwi. Maria wyszła. Liz została zupełnie sama. Rodzice wyjechali i dom wydawał sie taki pusty. Nie bała się, bo w końcu juz nieraz zostawała sama. Szybko się umyła i wskoczyła do łóżka. Była zmęczona i marzyła tylko o tym by zasnąć.
Okno z trzaskiem się otworzyło. Liz ze strachem wyskoczyła z łóżka. Wszędzie było ciemno i cicho... Okno było otwarte. Liz odetchnęła głęboko i pomyślała, że pewnie zapomniała je zamknąć. Podeszła do okna i zauważyła, że deszcz przestał padać. Wiedziona jakimś impulsem wyszła na balkon. Była piękna noc. Niebo wcale nie było zachmurzone i widać było księżyc oraz gwieździste niebo. Nagle Liz poczuła jakiś powiew za plecami. Poczuła na karku dreszcze, ale odwróciła się. Obok okna stała młoda dziewczyna, ubrana na biało.
- Courtney...- wyszeptała Liz.
- Witaj Liz.... Piękna noc, prawda?- Courtney podeszła do niej.
- Co ty tu... Przecież ty...
- Nie żyję? Mądre stwierdzenie. Cóż, jestem tylko wspomnieniem. Tak naprawdę mnie tu nie ma.- Courtney spojrzała na Liz.- Jakby ktoś tędy przechodził to pomyślałby, ze wariatka gada sama ze sobą.- usmiechnęła się.
- Czego od nas chcesz?- zapytała Liz.
- Chcę was ostrzec przed niebezpieczeństwem. Możecie wszyscy zginąć. Nie dajcie się zwieśc pozorom, zwłaszcza ty.
- Ale....
- Nie mogę dłużej tu być. Ciało córki kyle'a i Tess jest za słabe i nie mogę go dobrze opanować. Staram się, ale to nic nie daje. W zasadzie to na dłuższą metę jestem bezużyteczna, ale jakby co to mogę wam pomóc. A teraz żegnaj, Liz. Na razie muszę juz iść. A ty wracaj do łóżka bo będziesz chora.- Courtney zrobiła kilka kroków w tył. Spojrzała na Liz a potem rozpłynęła się. Ciało Liz przeszył dreszcz i dziewczyna szybko weszła do pokoju. Zamknęła okno i weszła pod kołdrę. Tej nocy nie zmrużyła juz oka.
CDN......
Jane Cahill
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
Hejka!!!
widzę, że coś marnie z komentarzami.... Jednak umieszczam kolejną część. Komentarze są mi bardzo potrzebne, bo wiem co mogę zmienić a z czego zrezygnować. Dlatego KOMENTUJCIE!!!!!!
DWA SERCA3 cz.10
Nastepnego dnia Liz była dość mocno zmartwiona. Nocna wizyta Courtney Banks dała jej wiele do myślenia. W zasadzie to Liz juz sama nie wiedziała o co w tym wszystkim chodzi. Courtney ja ostrzegała, ale przed czym?
- Liz!- ktoś wrzesnął jej do ucha.
- Co do...- Liz odwróciła głowę i zobaczyła Marię.
- Ziemia do Liz! Czy ty mnie wogóle słuchałaś?- Maria robiła jej wyrzuty.
- Przepraszam, ale miałam ciężką noc...- usprawiedliwiła się dziewczyna. Nie powiedziała nikomu o nocnej wizycie. Chciała im powiedzieć jak się spotkają.
- Ano, wszyscy mieliśmy ciężką noc.- westchnęła Maria.
- Dzwonił Kyle albo Tess?
- Nie... Ale widziałam się z Michaelem i powiedział mi, że nie spuszczaja oka z małej. W zasadzie to im sie nie dziwię. Ale wracając do ciebie.....- maria gadała i gadała, ale Liz jej nie słuchała. Wciąż wracała do nocnej "pogawędki" z Courtney.- LIZ!!!! Telefon!- Maria znowu wrzeasnęła jej do ucha. Liz, wyrwana z zamyślenia nie za bardzo wiedziała co się dzieje, więc Maria sama odebrała telefon.- halo? Tak, juz daję. Do ciebie.- podała słuchawke zdumionej Liz.
- Halo?- liz chwilkę z kimś gadała.- To był Kyle.- zwróciła sie do Marii.
- Wiem, przecież odbierałam.- Maria spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Taaa... Spotykamy się wszyscy wieczorem. Cieszę się z tego, bo muszę powiedzieć wam coś ważnego.
- Co takiego?- dopytywała sie Maria.
- Dowiesz się wieczorem u Valentich.- Liz uważała rozmowę za zakończoną. Maria chcąc nie chcąc dała jej spokój. Doskonale wiedziała co jej przyjaciółka przeżywa. To było straszne. Dziewczyna była zła na to co się wokół nich działo. Do tej pory pamiętała o tym jak Max ich zdradził, jak umarła Courtney... Potem był wyjazd kyle'a a w końcu jego ślub. Pamiętała jak Tess i kyle cieszyli sie z narodzin Courtney. Wtedy wydawało sie, że wszystko wróciło do normy. Teraz okazało się, że była to tylko cisza przed burzą. Prawie siedem lat po tragedii na pustyni wszystko powróciło ze zdwojoną siłą. To było straszne. Maria bała się, ale jedynym swiatełkiem w jej życiu był zbliżający się wielkimi krokami ślub z Michaelem.
* * *
- Co takiego chciałaś nam powiedzieć?- zapytała Tess, kiedy wszyscy zebrali się w domu Valentich.
- Wczoraj, w nocy, widziałam się z Courtney.- powiedziała liz.
- Co takiego?- pisnęła Maria.
- Powiedziała mi, że musimy uważać a w szczególności ja. To znaczy mówiła cos o nie daniu się zwieść pozorom. Czy cos takiego.- westchnęła.
- Czyli nic nowego.- wzruszył ramionami Michael. W duchu był zły, że Courtney objawia sie wszystkim, tylko nie jemu.- Z tego wynika, że musimy mieć się na baczności.- złapał za leżącą z boku gazetę i zaczął ją przeglądać.- A jak tam mała?
- Dziś było spokojnie. Nie przejawiała cech opętania ani dziwnych zdolności.- powiedziała Tess.- teraz bawi się w pokoju. Nie chcemy jej przemęczać. Po prostu boję się o nią.
- Courtney powiedziała, że ciało waszej córki jest za słabe by mogła wejść w nie na dłużej. Czyli wniosek z tego taki, że kiedy Courtney wchodzi w małą to ona zyskuje wszystkie jej zdolności i wspomnienia. Te sny, o których nam opowiadała sa tego najlepszym dowodem.Ona wie o nas wszystko.- wtrąciła sie Liz.
- Ja nie mam pojęcia co o tym mysleć. Przecież przez tyle lat był spokój....- westchnęła Isabel. Od kiedy zginął Max, nic się nie działo. Nie było zadnego znaku, nic. Az któregos dnia BUM! I mamy dwie Courtney. Dowiadujemy sie, że grozi nam niebezpieczeństwo. Ale dlaczego?
- Isabel, nie mam zielonego pojęcia dlaczego.- mruknął Kyle.- I myślę, że nikt z nas nie ma. To przewyższa nasze możliwości. Wynika z tego, że trzeba czekać na atak z którejś strony. Na razie pilnujemy sie i wierzymy, że w razie jawnego niebezpieczeństwa Courtney nas ostrzeże.- Kyle wyszedł z pokoju sprawdzić co z małą.
- On ma rację....- Maria wtuliła sie w Michaela. Nagle liz wstała.
- Musze już iść. Mam ważne sprawy do załatwienia.- powiedziała i nim ktokolwiek zdołał zareagować, już jej nie było. Liz skłamała. Wcale nie maiała spraw do załatwienia. Po prostu musiała wyjść. Ta wzmianka o Maksie... Teraz było wiadomo, że dzieją sie bardzo poważne rzeczy, gdyz nikt bez przyczyny nie wspominał o zdrajcy. W oczach dziewczyny pojawiły sie łzy. Szła ulicami, nie bardzo wiedząc dokąd. Nie chciała wracać do domu, bo bała się, że Maria tam wpadnie, żeby zapytać co sie stało. Mimo wszystko, Maria nie była taka głupia. Po jakimś czasie Liz zorientowała sie, że nie jest sama. Odwróciła się. Za nią szedł chłopak. Dziewczyna zatrzymała się a on podszedł do niej.
- Cześć.- powiedział.
- Hej...- mruknęła niewyraźnie Liz.
- Wiesz, że niebezpiecznie jest chodzić samej po ulicach?- uśmiechnął się.- jestem Scott Hamilton.- wyciągnąl rękę. Liz ja uścisnęła.
- A ja Liz Parker.- na twarzy dziewczyny pojawił się słaby usmiech.
- Od razu lepiej. Gdzie mieszkasz? Może cię odprowadzę?- zaproponował a Liz niewiedzieć czemu się zgodziła. Przecież nie znała tego chłopaka. Szli powoli, rozmawiając.
- To tu.- Liz zatrzymała się przed Crashdown.
- Szkoda..- westchnął Scott.- Tak miło się rozmawiało. Ale mam nadzieję, że jeszcze kiedyś to powtórzymy.
- Chętnie. Dobranoc, Scott.- liz weszła do budynku. Od razu poszła do pokoju. Wzięła do ręki swój pamiętnik i wyszła na balkon. Była już noc. Liz uwielbiała przesiadywać na świeżym powietrzu. Już dawno nie pisała. W zasadzie to nie pisała od śmierci Maxa. Kiedy, po wszystkim, wróciła do domu, zapisała tylko jedno zdanie: "Max nie żyje". Teraz miała powody by znowu zacząc pisać. Po chwili tak wciągnęło ją pisanie, że nie zwracała uwagi na to co dzieje się dookoła. Po jakimś czasie zrobiła sobie krótką przerwę i wtedy na balkonie wylądował jakiś kamyczek. Wyglądało na to, że ktoś stał na dole. Liz podeszła do barierki. Po drugiej stronie ktoś stał i patrzył prosto na nią. Liz, całkiem bezwiednie, zeszła na dół. Kiedy tylko postawiła stopy na chodniku, postać zaczęła się oddalać.
- Zaczekaj!- krzyknęła i pobiegła za tą postacią. W końcu wyszli na oświetlone tereny. Liz w końcu dogoniła postać. Złapała gop za rękę i wtedy postać się odwróciła. Przez ułamek sekundy liz widziała twarz osobnika. Ten widok sprawił, że dziewczyna zatrzymała się na środku drogi i ze zdumienia nie mogła się ruszyć. Osobnik wykorzystał ten moment i bardzo szybko się oddalił. Liz przez bardzo długie chwile stała na drodze i nie miała siły sie ruszyć. W końcu wróciła do domu.
CDN.....
widzę, że coś marnie z komentarzami.... Jednak umieszczam kolejną część. Komentarze są mi bardzo potrzebne, bo wiem co mogę zmienić a z czego zrezygnować. Dlatego KOMENTUJCIE!!!!!!
DWA SERCA3 cz.10
Nastepnego dnia Liz była dość mocno zmartwiona. Nocna wizyta Courtney Banks dała jej wiele do myślenia. W zasadzie to Liz juz sama nie wiedziała o co w tym wszystkim chodzi. Courtney ja ostrzegała, ale przed czym?
- Liz!- ktoś wrzesnął jej do ucha.
- Co do...- Liz odwróciła głowę i zobaczyła Marię.
- Ziemia do Liz! Czy ty mnie wogóle słuchałaś?- Maria robiła jej wyrzuty.
- Przepraszam, ale miałam ciężką noc...- usprawiedliwiła się dziewczyna. Nie powiedziała nikomu o nocnej wizycie. Chciała im powiedzieć jak się spotkają.
- Ano, wszyscy mieliśmy ciężką noc.- westchnęła Maria.
- Dzwonił Kyle albo Tess?
- Nie... Ale widziałam się z Michaelem i powiedział mi, że nie spuszczaja oka z małej. W zasadzie to im sie nie dziwię. Ale wracając do ciebie.....- maria gadała i gadała, ale Liz jej nie słuchała. Wciąż wracała do nocnej "pogawędki" z Courtney.- LIZ!!!! Telefon!- Maria znowu wrzeasnęła jej do ucha. Liz, wyrwana z zamyślenia nie za bardzo wiedziała co się dzieje, więc Maria sama odebrała telefon.- halo? Tak, juz daję. Do ciebie.- podała słuchawke zdumionej Liz.
- Halo?- liz chwilkę z kimś gadała.- To był Kyle.- zwróciła sie do Marii.
- Wiem, przecież odbierałam.- Maria spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Taaa... Spotykamy się wszyscy wieczorem. Cieszę się z tego, bo muszę powiedzieć wam coś ważnego.
- Co takiego?- dopytywała sie Maria.
- Dowiesz się wieczorem u Valentich.- Liz uważała rozmowę za zakończoną. Maria chcąc nie chcąc dała jej spokój. Doskonale wiedziała co jej przyjaciółka przeżywa. To było straszne. Dziewczyna była zła na to co się wokół nich działo. Do tej pory pamiętała o tym jak Max ich zdradził, jak umarła Courtney... Potem był wyjazd kyle'a a w końcu jego ślub. Pamiętała jak Tess i kyle cieszyli sie z narodzin Courtney. Wtedy wydawało sie, że wszystko wróciło do normy. Teraz okazało się, że była to tylko cisza przed burzą. Prawie siedem lat po tragedii na pustyni wszystko powróciło ze zdwojoną siłą. To było straszne. Maria bała się, ale jedynym swiatełkiem w jej życiu był zbliżający się wielkimi krokami ślub z Michaelem.
* * *
- Co takiego chciałaś nam powiedzieć?- zapytała Tess, kiedy wszyscy zebrali się w domu Valentich.
- Wczoraj, w nocy, widziałam się z Courtney.- powiedziała liz.
- Co takiego?- pisnęła Maria.
- Powiedziała mi, że musimy uważać a w szczególności ja. To znaczy mówiła cos o nie daniu się zwieść pozorom. Czy cos takiego.- westchnęła.
- Czyli nic nowego.- wzruszył ramionami Michael. W duchu był zły, że Courtney objawia sie wszystkim, tylko nie jemu.- Z tego wynika, że musimy mieć się na baczności.- złapał za leżącą z boku gazetę i zaczął ją przeglądać.- A jak tam mała?
- Dziś było spokojnie. Nie przejawiała cech opętania ani dziwnych zdolności.- powiedziała Tess.- teraz bawi się w pokoju. Nie chcemy jej przemęczać. Po prostu boję się o nią.
- Courtney powiedziała, że ciało waszej córki jest za słabe by mogła wejść w nie na dłużej. Czyli wniosek z tego taki, że kiedy Courtney wchodzi w małą to ona zyskuje wszystkie jej zdolności i wspomnienia. Te sny, o których nam opowiadała sa tego najlepszym dowodem.Ona wie o nas wszystko.- wtrąciła sie Liz.
- Ja nie mam pojęcia co o tym mysleć. Przecież przez tyle lat był spokój....- westchnęła Isabel. Od kiedy zginął Max, nic się nie działo. Nie było zadnego znaku, nic. Az któregos dnia BUM! I mamy dwie Courtney. Dowiadujemy sie, że grozi nam niebezpieczeństwo. Ale dlaczego?
- Isabel, nie mam zielonego pojęcia dlaczego.- mruknął Kyle.- I myślę, że nikt z nas nie ma. To przewyższa nasze możliwości. Wynika z tego, że trzeba czekać na atak z którejś strony. Na razie pilnujemy sie i wierzymy, że w razie jawnego niebezpieczeństwa Courtney nas ostrzeże.- Kyle wyszedł z pokoju sprawdzić co z małą.
- On ma rację....- Maria wtuliła sie w Michaela. Nagle liz wstała.
- Musze już iść. Mam ważne sprawy do załatwienia.- powiedziała i nim ktokolwiek zdołał zareagować, już jej nie było. Liz skłamała. Wcale nie maiała spraw do załatwienia. Po prostu musiała wyjść. Ta wzmianka o Maksie... Teraz było wiadomo, że dzieją sie bardzo poważne rzeczy, gdyz nikt bez przyczyny nie wspominał o zdrajcy. W oczach dziewczyny pojawiły sie łzy. Szła ulicami, nie bardzo wiedząc dokąd. Nie chciała wracać do domu, bo bała się, że Maria tam wpadnie, żeby zapytać co sie stało. Mimo wszystko, Maria nie była taka głupia. Po jakimś czasie Liz zorientowała sie, że nie jest sama. Odwróciła się. Za nią szedł chłopak. Dziewczyna zatrzymała się a on podszedł do niej.
- Cześć.- powiedział.
- Hej...- mruknęła niewyraźnie Liz.
- Wiesz, że niebezpiecznie jest chodzić samej po ulicach?- uśmiechnął się.- jestem Scott Hamilton.- wyciągnąl rękę. Liz ja uścisnęła.
- A ja Liz Parker.- na twarzy dziewczyny pojawił się słaby usmiech.
- Od razu lepiej. Gdzie mieszkasz? Może cię odprowadzę?- zaproponował a Liz niewiedzieć czemu się zgodziła. Przecież nie znała tego chłopaka. Szli powoli, rozmawiając.
- To tu.- Liz zatrzymała się przed Crashdown.
- Szkoda..- westchnął Scott.- Tak miło się rozmawiało. Ale mam nadzieję, że jeszcze kiedyś to powtórzymy.
- Chętnie. Dobranoc, Scott.- liz weszła do budynku. Od razu poszła do pokoju. Wzięła do ręki swój pamiętnik i wyszła na balkon. Była już noc. Liz uwielbiała przesiadywać na świeżym powietrzu. Już dawno nie pisała. W zasadzie to nie pisała od śmierci Maxa. Kiedy, po wszystkim, wróciła do domu, zapisała tylko jedno zdanie: "Max nie żyje". Teraz miała powody by znowu zacząc pisać. Po chwili tak wciągnęło ją pisanie, że nie zwracała uwagi na to co dzieje się dookoła. Po jakimś czasie zrobiła sobie krótką przerwę i wtedy na balkonie wylądował jakiś kamyczek. Wyglądało na to, że ktoś stał na dole. Liz podeszła do barierki. Po drugiej stronie ktoś stał i patrzył prosto na nią. Liz, całkiem bezwiednie, zeszła na dół. Kiedy tylko postawiła stopy na chodniku, postać zaczęła się oddalać.
- Zaczekaj!- krzyknęła i pobiegła za tą postacią. W końcu wyszli na oświetlone tereny. Liz w końcu dogoniła postać. Złapała gop za rękę i wtedy postać się odwróciła. Przez ułamek sekundy liz widziała twarz osobnika. Ten widok sprawił, że dziewczyna zatrzymała się na środku drogi i ze zdumienia nie mogła się ruszyć. Osobnik wykorzystał ten moment i bardzo szybko się oddalił. Liz przez bardzo długie chwile stała na drodze i nie miała siły sie ruszyć. W końcu wróciła do domu.
CDN.....
Last edited by Tess_Harding on Thu Dec 16, 2004 10:53 am, edited 1 time in total.
Jane Cahill
Skoro chcesz krytyki proszę.
1) Słowa: "osobnik", "postać" Bardzo denerwoją ludzi (przynajmniej mnie ) więc używaj czegoś innego np: "mężczyzna", "facet", "najemniczy gość", "nieznajomy". Sam pisze FF i wiem że trudno opisywać ludzi, nie mogąć używać ich imienia, ale trzeba się starać.
2) kolejne częsci powinno być dłuższe, na 2-3 strony. Mieć rozszeżone dialogii i opisy które tworzyłyby atmosferę strachu. Pisz o czym ( ludzie rozmawiają i myśląw szczegółach), a jedynie "wracając do domu rozmawiali" czy ""Liz myślała o nocnej wizycie Courtney".
3) Zdecyduj się, jak się nazywa ten nowy chłopak, czy "Scott", czy "Nick".
4) Niech bohaterowie zastanawiają się nad wskazówkami Courtney. Tylko napisz dokładnie ich myślią a nie fakt że to robią.
5) Wprować trochę więcej dramatyzmu, Mam na myśli wprowadzenie jakiś dużych środków bezpieczeństwa: Zakaz wychodzenia samemu, spanie u Valentich albo Michaela... itp.
6) Wprować trochę więcej nowych ludzi (Np: podczas ślubu), żeby nie było oczywiste, kto jest tą tajemniczą postacią.
7) "Scott" był dobrym pomysłem rozwiń trochę jego wątek.
Używaj Worda do pisania, by nie robić błędów.
1) Słowa: "osobnik", "postać" Bardzo denerwoją ludzi (przynajmniej mnie ) więc używaj czegoś innego np: "mężczyzna", "facet", "najemniczy gość", "nieznajomy". Sam pisze FF i wiem że trudno opisywać ludzi, nie mogąć używać ich imienia, ale trzeba się starać.
2) kolejne częsci powinno być dłuższe, na 2-3 strony. Mieć rozszeżone dialogii i opisy które tworzyłyby atmosferę strachu. Pisz o czym ( ludzie rozmawiają i myśląw szczegółach), a jedynie "wracając do domu rozmawiali" czy ""Liz myślała o nocnej wizycie Courtney".
3) Zdecyduj się, jak się nazywa ten nowy chłopak, czy "Scott", czy "Nick".
4) Niech bohaterowie zastanawiają się nad wskazówkami Courtney. Tylko napisz dokładnie ich myślią a nie fakt że to robią.
5) Wprować trochę więcej dramatyzmu, Mam na myśli wprowadzenie jakiś dużych środków bezpieczeństwa: Zakaz wychodzenia samemu, spanie u Valentich albo Michaela... itp.
6) Wprować trochę więcej nowych ludzi (Np: podczas ślubu), żeby nie było oczywiste, kto jest tą tajemniczą postacią.
7) "Scott" był dobrym pomysłem rozwiń trochę jego wątek.
Używaj Worda do pisania, by nie robić błędów.
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
Hejka!!!!!!!!!!!!
A więc wróciłam z kolejną częścią Dwóch serc. Nie pisałam bo nie miałam czasu i weny. W styczniu mam próbna maturę,ale do końca przerwy świątecznej postaram się umieścic kilka części. Nie chcę tego zepsuć.
Pozdrawiam!!!!!!!!
DWA SERCA3 cz.11
Następnego dnia Liz była niespokojna i milcząca. Ostatnio nie mogła spać, bo wciąż miała jakieś nocne wizyty. Wogóle bolała ja głowa a podekscytowana Maria słuchała muzyki na cały regulator. Nic dziwnego, w końcu pojutrze miał odbyć się jej ślub.
- Liz? Wszystko w porządku?- Maria przekrzykiwała odgłosy z radia.
- Oczywiście... Nigdy nie czułam się lepiej.- Liz wzruszyła ramionami. Spojrzała na zegarek. Nie było nawet południa. Ten dzień był tak strasznie długi. Poranek w zasadzie. Maria przyleciała już około ósmej rano. Opowiadała przyjaciółce o zakupach, które zrobiła. Liz nie była w nastroju na słuchanie jej. Dziś właśnie był ten ważny a jednocześnie smutny dzień. Maria nie pamiętała o tym, zbyt zajęta przygotowniami do ślubu z Michaelem.
- Liz, czy ty mnie wogóle słuchasz???- Maria przyciszyła radio.
- Z pewnością masz rację.- powiedziała szybko Liz nie bardzo zdając sobie sprawe z tego co mówi Maria.- Że co?- spojrzała na przyjaciółkę.
- Tak myślałam. Co dzisiaj się z toba dzieje?
- Nic... Naprawdę- liz wymusiła uśmiech.- Po prostu się zamyśliłam. To wszystko.- Liz podeszła do okna w swoim pokoju. Niebo było zachmurzone, ale nie padało. Zastanawiała się czy powinna powiedziec o nocnej wizycie pozostałym. Mogło to być niebezpieczne, ale z drugiej strony on nic jej nie zrobił mimo, ze miał okazję. Ta twarz była taka dziwna, nieprzyjazna.
- Tak?- Michael odebrał telefon. Wcale nie miał ochoty na rozmowę. Nie dzisiaj.
- Widzę, że ty też masz taki wisielczy humor?- to była Isabel.
- Co to znaczy "Ty też"?
- Przed chwilą dzwoniłam do Valentich. Tess jest przygnębiona, Kyle siedzi zamkniety w pokoju. Maria mówiła, że Liz jest jakaś nieobecna.- westchnęła Isabel.
- Dziwisz się?- mruknął Michael.
- Właściwie to nie, bo ja też nie mam humoru. Oczywiście, spotykamy się u mnie? Chyba nie zapomniałeś, że razem mielismy iść na cmentarz?- zapytała Isabel.
- Nie zapomniałem. O której?
- Za godzinę. Będziemy czekać, tylko się nie spóźnij!- Isabel odłożyła słuchawkę. Michael powrócił do rozmyslań. Co roku powtarzał się ten sam rytuał. Wszyscy spotykali sie u Isabel, szli na cmentarz a potem na pustynię. I każdego roku o tej samej porze w rocznicę śmierci Courtney i Maxa wszystkich dopadały wspomnienia. Kilka lat temu stracili najbliższych. Już nie winili Maxa za to co zrobił. Był jaki był, ale mimo wszystko przez tyle lat był ich przyjacielem. Nie mogli o tym zapomnieć. Źle zrobili, że zakopali jego ciało na pustyni. Co innego Courtney... Znali ją tak krótko, ale mimo wszystko bardzo się z nia zaprzyjaźnili. Jej smierć wszystko skomplikowała. Gdyby żyła, to byłoby inaczej. Kyle nie byłby z Tess, nie mieliby córki, która została opętana przez ducha Courtney Banks. Może wspólnie znaleźliby rozwiązanie zagadki tajemniczego faceta. Może za dwa dni nie byłoby slubu jego i Marii. Nie, to nie wchodzi w grę. Michael bardzo kocha Marię, mimo, że nie potrafi zbytnio tego okazać. Ale Courtney... Przez pewien okres czasu zaprzatnęła jego myśli.
Byli na cmentarzu, gdzie spędzili jakąś godzinę. Nic szczególnego sie nie wydarzyło. Potem byli na pustyni. Wróciły wspomnienia. Zapalili znicze i wrócili do swoich domów. Kyle i Tess zabrali małą Courtney, która prawdopodobnie nie rozumiała za dobrze co się dzieje i po co tam poszli. Wcale się nie odzywała, tylko z zaciekawieniem przygladała się zebranym. Ostatnio nie stwierdzono u niej dziwnych i tajemniczych zachowań. Michael zastanawiał się czy przypadkiem to wszystko, co się wokół nich działo, nie minęło.
Po wszystkim Michael wrócił do domu. Drzwi były uchylone. Michael powoli pchnął drzwi, które z cichym skrzypieniem się otworzyły. Wyglądało, że ktos się włamał do jego mieszkania. Wszystko było porozwalane i porozrzucane po całym mieszkaniu. Michael wyciągnął komórke.
- Kyle? Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy mógłbyś do mnie szybko przyjechać? To pilne.- Michael sie rozłączył. Teraz już pewnie wszedł do mieszkania. Chciał ocenic straty.
- Co do....- mruknął i osunął sie na podłogę.
* * *
- Michael!- Kyle szarpał nieprzytomnym Michaelem.
- Co się.... Moja głowa...- chłopak złapał się głowę.
- Wygląda na to, że złodziej cie tak urządził. Nic ci nie będzie...- Kyle pomógł przyjacielowi wstać.- Trzeba sprawdzić czy nic nie zginęło.
- Wydaje mi się, że nic. Chyba ten ktos nie zdążył nic ukraść. Ale możemy sprawdzić.
- Może nic nie ruszajmy. Będziesz spał u nas, chodź. Jutro sprawdzimy, dzis jest ciemno. Trzeba uważać by nie zniszczyć sladów włamania. Policja się wszystkim zajmie.- Kyle wyprowadził michaela z mieszkania.
- Biedaku!- Tess zajęła się Michaelem. Zaprowadziła go do jednego z pokoi. Po chwili przyszła tam Courtney.
- Wujku, co ci się stało?- zapytała siadając mu na kolanach.
- Nic takiego....
- Courtney, nie przeszkadzaj wujkowi! Wujek jest bardzo zmęczony i musi odpoczywać.- Tess zgoniła małą z kolan Michaela.
- Dobranoc....- Courtney objęła go i pocałowała w policzek. Nagle oderwała się od niego i spojrzała na michaela ze strachem.- wuj...- powiedziała i zaczęła głośno płakać. Tess podeszła do małej.
- Kochanie, co się stało?- zapytała biorąc ją na ręce.
- Nie mam zielonego pojęcia. Stała i nagle zaczęła płakać.- wyjaśnił Michael.
- Może się czegos przestraszyła. Jak to małe dzieci. Dobranoc. Musisz się wyspać, bo pojutrze twój slub.- Tess wyszła z małą z pokoju.
- Świetnie. Po prostu wspaniale.- uśmiechnął się Michael. Był bardzo zadowolony. Położył się i od razu zasnął.
W nocy obudził go dziwny powiew zimna.
- Czego chcesz?- Michael otworzył oczy i spojrzał w strone okna, gdzie stała ubrana na biało postać.
- O to samo powinnam zapytać ciebie.- powiedziała Courtney, bo to była ona.
- Okradli mnie i musiałem gdzieś się przespać. A ty co? Przysłało cie Stowarzyszenie Umarłych Kosmitów?- zakpił.
- Nie żartuj. Oboje wiemy co się dzieje. Tak się składa, że mnie nie nabierzesz. Mojej imienniczki tez. Ona jest bystra tak jak i ja.- Courtney podeszła do łóżka. Michael szybko odskoczył na bezpieczna odległość.
- Nic mi nie zrobicie! Ty i ta smarkula nie macie tyle siły. Ona nawet nie ma dobrze rozwiniętych mocy! Jakby chciała komus zrobic krzywdę to pedzej rozwaliłaby pół miasta!
- Faktycznie jestes taki podły. Dlaczego to robisz? Przecież....
- Co, argumenty sie skończyły? Jesteś tylko moim wspomnieniem i nic mi nie możesz zrobić. Ty nie zyjesz. Cześć!- Micahel wyszedł z pokoju.
Michael zszedł do kuchni. Wyciągnął z szafki szklankę i nalał sobie wody. Był wściekły. Nie powinien tak traktować Courtney. W końcu go odwiedziła a on... Po prostu był zaskoczony. Do tej pory tylko jego ominęła. Nawet do liz przyszła. Powinien ją przeprosić. Wrócił na górę, ale jej nie było. Michael podszedfł do otwartego okna. Na zewnątrz nie było nikogo, ale on nie mógł oprzec sie wrażeniu, że ktoś go obserwuje.
CDN.....
A więc wróciłam z kolejną częścią Dwóch serc. Nie pisałam bo nie miałam czasu i weny. W styczniu mam próbna maturę,ale do końca przerwy świątecznej postaram się umieścic kilka części. Nie chcę tego zepsuć.
Pozdrawiam!!!!!!!!
DWA SERCA3 cz.11
Następnego dnia Liz była niespokojna i milcząca. Ostatnio nie mogła spać, bo wciąż miała jakieś nocne wizyty. Wogóle bolała ja głowa a podekscytowana Maria słuchała muzyki na cały regulator. Nic dziwnego, w końcu pojutrze miał odbyć się jej ślub.
- Liz? Wszystko w porządku?- Maria przekrzykiwała odgłosy z radia.
- Oczywiście... Nigdy nie czułam się lepiej.- Liz wzruszyła ramionami. Spojrzała na zegarek. Nie było nawet południa. Ten dzień był tak strasznie długi. Poranek w zasadzie. Maria przyleciała już około ósmej rano. Opowiadała przyjaciółce o zakupach, które zrobiła. Liz nie była w nastroju na słuchanie jej. Dziś właśnie był ten ważny a jednocześnie smutny dzień. Maria nie pamiętała o tym, zbyt zajęta przygotowniami do ślubu z Michaelem.
- Liz, czy ty mnie wogóle słuchasz???- Maria przyciszyła radio.
- Z pewnością masz rację.- powiedziała szybko Liz nie bardzo zdając sobie sprawe z tego co mówi Maria.- Że co?- spojrzała na przyjaciółkę.
- Tak myślałam. Co dzisiaj się z toba dzieje?
- Nic... Naprawdę- liz wymusiła uśmiech.- Po prostu się zamyśliłam. To wszystko.- Liz podeszła do okna w swoim pokoju. Niebo było zachmurzone, ale nie padało. Zastanawiała się czy powinna powiedziec o nocnej wizycie pozostałym. Mogło to być niebezpieczne, ale z drugiej strony on nic jej nie zrobił mimo, ze miał okazję. Ta twarz była taka dziwna, nieprzyjazna.
- Tak?- Michael odebrał telefon. Wcale nie miał ochoty na rozmowę. Nie dzisiaj.
- Widzę, że ty też masz taki wisielczy humor?- to była Isabel.
- Co to znaczy "Ty też"?
- Przed chwilą dzwoniłam do Valentich. Tess jest przygnębiona, Kyle siedzi zamkniety w pokoju. Maria mówiła, że Liz jest jakaś nieobecna.- westchnęła Isabel.
- Dziwisz się?- mruknął Michael.
- Właściwie to nie, bo ja też nie mam humoru. Oczywiście, spotykamy się u mnie? Chyba nie zapomniałeś, że razem mielismy iść na cmentarz?- zapytała Isabel.
- Nie zapomniałem. O której?
- Za godzinę. Będziemy czekać, tylko się nie spóźnij!- Isabel odłożyła słuchawkę. Michael powrócił do rozmyslań. Co roku powtarzał się ten sam rytuał. Wszyscy spotykali sie u Isabel, szli na cmentarz a potem na pustynię. I każdego roku o tej samej porze w rocznicę śmierci Courtney i Maxa wszystkich dopadały wspomnienia. Kilka lat temu stracili najbliższych. Już nie winili Maxa za to co zrobił. Był jaki był, ale mimo wszystko przez tyle lat był ich przyjacielem. Nie mogli o tym zapomnieć. Źle zrobili, że zakopali jego ciało na pustyni. Co innego Courtney... Znali ją tak krótko, ale mimo wszystko bardzo się z nia zaprzyjaźnili. Jej smierć wszystko skomplikowała. Gdyby żyła, to byłoby inaczej. Kyle nie byłby z Tess, nie mieliby córki, która została opętana przez ducha Courtney Banks. Może wspólnie znaleźliby rozwiązanie zagadki tajemniczego faceta. Może za dwa dni nie byłoby slubu jego i Marii. Nie, to nie wchodzi w grę. Michael bardzo kocha Marię, mimo, że nie potrafi zbytnio tego okazać. Ale Courtney... Przez pewien okres czasu zaprzatnęła jego myśli.
Byli na cmentarzu, gdzie spędzili jakąś godzinę. Nic szczególnego sie nie wydarzyło. Potem byli na pustyni. Wróciły wspomnienia. Zapalili znicze i wrócili do swoich domów. Kyle i Tess zabrali małą Courtney, która prawdopodobnie nie rozumiała za dobrze co się dzieje i po co tam poszli. Wcale się nie odzywała, tylko z zaciekawieniem przygladała się zebranym. Ostatnio nie stwierdzono u niej dziwnych i tajemniczych zachowań. Michael zastanawiał się czy przypadkiem to wszystko, co się wokół nich działo, nie minęło.
Po wszystkim Michael wrócił do domu. Drzwi były uchylone. Michael powoli pchnął drzwi, które z cichym skrzypieniem się otworzyły. Wyglądało, że ktos się włamał do jego mieszkania. Wszystko było porozwalane i porozrzucane po całym mieszkaniu. Michael wyciągnął komórke.
- Kyle? Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy mógłbyś do mnie szybko przyjechać? To pilne.- Michael sie rozłączył. Teraz już pewnie wszedł do mieszkania. Chciał ocenic straty.
- Co do....- mruknął i osunął sie na podłogę.
* * *
- Michael!- Kyle szarpał nieprzytomnym Michaelem.
- Co się.... Moja głowa...- chłopak złapał się głowę.
- Wygląda na to, że złodziej cie tak urządził. Nic ci nie będzie...- Kyle pomógł przyjacielowi wstać.- Trzeba sprawdzić czy nic nie zginęło.
- Wydaje mi się, że nic. Chyba ten ktos nie zdążył nic ukraść. Ale możemy sprawdzić.
- Może nic nie ruszajmy. Będziesz spał u nas, chodź. Jutro sprawdzimy, dzis jest ciemno. Trzeba uważać by nie zniszczyć sladów włamania. Policja się wszystkim zajmie.- Kyle wyprowadził michaela z mieszkania.
- Biedaku!- Tess zajęła się Michaelem. Zaprowadziła go do jednego z pokoi. Po chwili przyszła tam Courtney.
- Wujku, co ci się stało?- zapytała siadając mu na kolanach.
- Nic takiego....
- Courtney, nie przeszkadzaj wujkowi! Wujek jest bardzo zmęczony i musi odpoczywać.- Tess zgoniła małą z kolan Michaela.
- Dobranoc....- Courtney objęła go i pocałowała w policzek. Nagle oderwała się od niego i spojrzała na michaela ze strachem.- wuj...- powiedziała i zaczęła głośno płakać. Tess podeszła do małej.
- Kochanie, co się stało?- zapytała biorąc ją na ręce.
- Nie mam zielonego pojęcia. Stała i nagle zaczęła płakać.- wyjaśnił Michael.
- Może się czegos przestraszyła. Jak to małe dzieci. Dobranoc. Musisz się wyspać, bo pojutrze twój slub.- Tess wyszła z małą z pokoju.
- Świetnie. Po prostu wspaniale.- uśmiechnął się Michael. Był bardzo zadowolony. Położył się i od razu zasnął.
W nocy obudził go dziwny powiew zimna.
- Czego chcesz?- Michael otworzył oczy i spojrzał w strone okna, gdzie stała ubrana na biało postać.
- O to samo powinnam zapytać ciebie.- powiedziała Courtney, bo to była ona.
- Okradli mnie i musiałem gdzieś się przespać. A ty co? Przysłało cie Stowarzyszenie Umarłych Kosmitów?- zakpił.
- Nie żartuj. Oboje wiemy co się dzieje. Tak się składa, że mnie nie nabierzesz. Mojej imienniczki tez. Ona jest bystra tak jak i ja.- Courtney podeszła do łóżka. Michael szybko odskoczył na bezpieczna odległość.
- Nic mi nie zrobicie! Ty i ta smarkula nie macie tyle siły. Ona nawet nie ma dobrze rozwiniętych mocy! Jakby chciała komus zrobic krzywdę to pedzej rozwaliłaby pół miasta!
- Faktycznie jestes taki podły. Dlaczego to robisz? Przecież....
- Co, argumenty sie skończyły? Jesteś tylko moim wspomnieniem i nic mi nie możesz zrobić. Ty nie zyjesz. Cześć!- Micahel wyszedł z pokoju.
Michael zszedł do kuchni. Wyciągnął z szafki szklankę i nalał sobie wody. Był wściekły. Nie powinien tak traktować Courtney. W końcu go odwiedziła a on... Po prostu był zaskoczony. Do tej pory tylko jego ominęła. Nawet do liz przyszła. Powinien ją przeprosić. Wrócił na górę, ale jej nie było. Michael podszedfł do otwartego okna. Na zewnątrz nie było nikogo, ale on nie mógł oprzec sie wrażeniu, że ktoś go obserwuje.
CDN.....
Jane Cahill
No to skoro je przeczytałaś to chyba tez z litośc nie ?? Przeczytałam pierwszą część i jak narazie mi się podoba jest ok .... widze że części jest dużo .... i są dodawane szybako .... nie którzy piszą że popsułaś klime zobaczymy jakie ja odniose wrażenie jak przeczytam wszystkie części ....Monika20 wrote:uważam że to opowiadanie jest okropne!!! beznadzieja itak dalej. kto to czyta? chyba z litości
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
Hejka!!!!!
Nie pisałam bo miałam kompa w naprawie. Teraz siadł mi serwer, ale uroczyście przysięgam, że teraz będę częściej pisać. Teraz część którą stworzyłam wczoraj. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Chyba nieuchronnie zbliżamy się do końca. Chyba, że macie pomysł na Dwa serca 4???:)
DWA SERCA 3 cz.12
- Michael, wstawaj.- do pokoju w którym spał Michael weszła Tess.
- Co???- Michael spojrzał na nią zdumiony.
- Nie "co" tylko proszę.- Tess się roześmiała.
- Co dzisiaj za dzień?- zapytał.
- Piątek. Jutro twój ślub.
- Co???? To już jutro?? Ale ten czas szybko leci....
- Szybko? Maria marudzi nam tu już od miesiąca, że to dla niej za wolno.- Tess zamknęła drzwi od szafy, które były otwarte.- A w zasadzie to już od czasu kiedy jej się oświadczyłeś.
- Cześć michael!- do pokoju wszedł Kyle.
- Cześć.- mruknął Michael.
- Czas na nas. Musimy iść do ciebie i sprawdzić czy nic nie zginęło.- oznajmił.
- Myślę, że nic nie zginęło. Chyba zdążyłem nadejść w porę.- wykręcał się Michael. Kyle spojrzał na Tess. Nagle do pokoju wpadła Courtney, która dziwnie omijała Michaela szerokim łukiem. Wydawalo się, że go nie widzi.
- Coś się stało skarbie?- Tess spojrzała na córkę. Mała podeszła do okna, nadal nie zwracając uwagi na Michaela.
- Idź sobie!- krzyknęła nagle patrząc prosto na wujka.
- Courtney!- krzyknął kyle.
- Idź sobie! Idź! Idź!- mała wpadła w histerię i wtedy w oknach pękły szyby.
- Może faktycznie już sobie pójdę. Zresztą, mielismy sprawdzić czy nic nie zginęło.- michael wyszedł z pokoju ciągnąc za sobą Kyle'a.
- I jak?- zapytał Kyle, kiedy Michael obszedł cały dom.
- Tak jak mówiłem. Nic.- Michael wzruszył ramionami.
- A tu sprawdzałeś?- zapytał kyle idąc w kierunku uchylonej szafy. Michael go wyprzedził i z impentem zamknął szafę.
- TAK!- krzyknął.- Tu są tylko moje prywatne rzeczy... no.. wiesz... takie tam....- odwrócił wzrok. Kyle spojrzał na niego ze zdumieniem.
- Skoro tak twierdzisz....- wzruszył ramionami.
- Tak... Czyli, że moge tu posprzątać i pomieszkać jak przedtem.
- Taa... masz rację.... A garnitur juz masz?- zapytał Kyle.
- Tak. W szafie, ale to ma być niespodzianka... Sam wiesz...
- Chyba cię zostawię, żebyś tu posprzątał troszkę. Obiecałem zawieźc dziewczyny do sklepu żeby kupiły rzeczy na jutro. Wszystko na ostatnią chwilę.... To narazie. Aha! A gdzie będzie wieczór kawalerski?
- Eeee.... w Crashdown?
- Tam maja dziewczyny... zapomniałeś?- Kyle przyjrzał mu się badawczo.
- Skądże! Tak sobie powiedziałem. W zasadzie to nie mam na to ochoty.... Sam wiesz... po wczorajszym i wogóle...
- Rozumiem. Muszę już iść. No to do jutra.- Kyle wyszedł. Michael odczekał chwilę. Kiedy już upewnił sie, że kyle poszedł i już nie wróci podszedł do szafy i ją otworzył. Dłuższą chwilę grzebał po dnie aż w końcu wyciągnął dziwną rzecz, która wydawała z siebie jasnofioletową poświatę. Michael podrzucił przedmiot w ręku a następnie zabrał się do małego porządkowania mieszkania.
* * *
- O Boże!!!!!! To juz dzisiaj! Nie mogę w to uwierzyć!!!!- maria stała przed lustrem w olśniewająco białej sukni.- dziewczyny! To już dziś! Jestem taka szczęśliwa!!!!- Maria rzuciła się na szyję Liz a potem Isabel.
- Nie przesadzaj! Udusisz nas!- roześmiała się Isabel.- wyglądasz przepieknie. Gratuluję. Wreszcie się doczekałaś.
- Warto było!- powiedziała Liz.- michael to naprawdę świetny chłopak, choć trochę dziwny.
- Ale się cieszę, że po tylu latach zrozumiał jaka jesteś ważna.- Do pokoju weszła Tess.- Wyglądasz slicznie. Wy zresztą też.- usmiechnęła się.
- Dzięki.- Isabel poprawiła swoja błękitna sukienke druhny.
- A właściwie tess dlaczego nie jesteś druhną?
- Bo jestem mężatką i mam małe dziecko.- roześmiała się.
- A tak przy okazji...- Maria zaczęła szeptać.- czy myślicie, że ten ufolud- zabójca może przyjść na mój ślub?
- Po pierwsze nie przyjdzie a po drugie już o nas zapomniał. Dawno go nie było.- Isabel poklepała marię po ramieniu, ale wymieniła znaczące spojrzenia z Tess.
- To bardzo, bardzo dobrze! Nic i nikt nie zepsuje mojej uroczystości.- Maria odeszła od lustra i usiadła w fotelu.- dziewczyny! Tak się cieszę, ze jesteście ze mną! To dla mnie bardzo ważne!- w jej oczach pojawiły się łzy.
- Nie płacz bo makijaz ci się rozmaże!- poinstruowała ją Liz.
- Od czego mam nasze kosmitki?- maria spojrzała zawadiacko na Tess i Issy, ale przestała płakać. Nagle do pokoju weszła mama Marii.
- Czy moja mała córeczka jest już gotowa?- zapytała patrząc na córkę z dumą i podziwem.
- Tak mamo, jestem gotowa.- maria wstała.- dziewczyny... Idziemy- wyszła a za nia podążyły Tess, liz i isabel.
Przed ołtarzeem stał Michael i nerwowo zerkał na zegarek.
- Co? Denerwujesz się?- zapytał kyle, który był jego świadkiem.
- Skądże. Wcale nie.... Ja tylko....- zaczął, ale po chwili rozległy sie pierwsze takty marsza weselnego i wszystkie rozmowy ucichły. Michael i Kyle odwrócili sie do tyłu. Od ołtarza prowadził czerwony dywan a u stóp tego dywanu stała Maria. Przed nią szła Courtney, która sypała kwiatki. Maria powolnym krokiem zblizała się do ołtarza.
- Szczęściarz z ciebie...- szepnął mu do ucha Kyle.
- Taa...- mruknął michael. Maria zbliżyła się do ołtarza.
- Zebralismy sie tu po to by połączyć tych dwoje węzłem małżeńskim.- zaczął pastor.- Jeżeli jest ktos kto wie o przeszkodach, które nie dopuszczą do zawarcia tego małżeństwa niech przemówi lub zamilknie na zawsze.- mówił dalej. Maria rozejrzała się nerwowo po zebranych, ale nikt sie nie odezwał. Odetchnęła głęboko. Pastor kontynuował.- Podajcie sobie dłonie.- maria i Michael zrobili to.- Czy ty Mario bierzesz sobie za męża tego oto mężczyznę i żslubujesz mu miłość, wierność i szacunek oraz to, że go nie opuścisz aż do śmierci?- pastor spojrzał na Marię.
- Tak.- odpowiedziała zdecydowanym głosem. Była taka szczęśliwa.
- Czy ty michaelu...- pastor zwrócił się do Michaela.- bierzesz sobie za żonę tę oto kobietę i slubujesz jej miłość, wierność i szacunek oraz to, że jej nie opuścisz aż do śmierci?- pastor spojrzał na Michaela. Chłopak milczał. Maria zniecierpliwiona szturchnęła go butem.
- NIE!- krzyknął Michael. Wyrwał rękę i wyszedł. Jak gdyby nigdy nic.
- MICHAEL!- krzyknął Kyle. Maria stała jak słup soli. Po chwili zaczęła głośno płakać aż w końcu osunęła się zemdlona na ziemię.
CDN......
Nie pisałam bo miałam kompa w naprawie. Teraz siadł mi serwer, ale uroczyście przysięgam, że teraz będę częściej pisać. Teraz część którą stworzyłam wczoraj. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Chyba nieuchronnie zbliżamy się do końca. Chyba, że macie pomysł na Dwa serca 4???:)
DWA SERCA 3 cz.12
- Michael, wstawaj.- do pokoju w którym spał Michael weszła Tess.
- Co???- Michael spojrzał na nią zdumiony.
- Nie "co" tylko proszę.- Tess się roześmiała.
- Co dzisiaj za dzień?- zapytał.
- Piątek. Jutro twój ślub.
- Co???? To już jutro?? Ale ten czas szybko leci....
- Szybko? Maria marudzi nam tu już od miesiąca, że to dla niej za wolno.- Tess zamknęła drzwi od szafy, które były otwarte.- A w zasadzie to już od czasu kiedy jej się oświadczyłeś.
- Cześć michael!- do pokoju wszedł Kyle.
- Cześć.- mruknął Michael.
- Czas na nas. Musimy iść do ciebie i sprawdzić czy nic nie zginęło.- oznajmił.
- Myślę, że nic nie zginęło. Chyba zdążyłem nadejść w porę.- wykręcał się Michael. Kyle spojrzał na Tess. Nagle do pokoju wpadła Courtney, która dziwnie omijała Michaela szerokim łukiem. Wydawalo się, że go nie widzi.
- Coś się stało skarbie?- Tess spojrzała na córkę. Mała podeszła do okna, nadal nie zwracając uwagi na Michaela.
- Idź sobie!- krzyknęła nagle patrząc prosto na wujka.
- Courtney!- krzyknął kyle.
- Idź sobie! Idź! Idź!- mała wpadła w histerię i wtedy w oknach pękły szyby.
- Może faktycznie już sobie pójdę. Zresztą, mielismy sprawdzić czy nic nie zginęło.- michael wyszedł z pokoju ciągnąc za sobą Kyle'a.
- I jak?- zapytał Kyle, kiedy Michael obszedł cały dom.
- Tak jak mówiłem. Nic.- Michael wzruszył ramionami.
- A tu sprawdzałeś?- zapytał kyle idąc w kierunku uchylonej szafy. Michael go wyprzedził i z impentem zamknął szafę.
- TAK!- krzyknął.- Tu są tylko moje prywatne rzeczy... no.. wiesz... takie tam....- odwrócił wzrok. Kyle spojrzał na niego ze zdumieniem.
- Skoro tak twierdzisz....- wzruszył ramionami.
- Tak... Czyli, że moge tu posprzątać i pomieszkać jak przedtem.
- Taa... masz rację.... A garnitur juz masz?- zapytał Kyle.
- Tak. W szafie, ale to ma być niespodzianka... Sam wiesz...
- Chyba cię zostawię, żebyś tu posprzątał troszkę. Obiecałem zawieźc dziewczyny do sklepu żeby kupiły rzeczy na jutro. Wszystko na ostatnią chwilę.... To narazie. Aha! A gdzie będzie wieczór kawalerski?
- Eeee.... w Crashdown?
- Tam maja dziewczyny... zapomniałeś?- Kyle przyjrzał mu się badawczo.
- Skądże! Tak sobie powiedziałem. W zasadzie to nie mam na to ochoty.... Sam wiesz... po wczorajszym i wogóle...
- Rozumiem. Muszę już iść. No to do jutra.- Kyle wyszedł. Michael odczekał chwilę. Kiedy już upewnił sie, że kyle poszedł i już nie wróci podszedł do szafy i ją otworzył. Dłuższą chwilę grzebał po dnie aż w końcu wyciągnął dziwną rzecz, która wydawała z siebie jasnofioletową poświatę. Michael podrzucił przedmiot w ręku a następnie zabrał się do małego porządkowania mieszkania.
* * *
- O Boże!!!!!! To juz dzisiaj! Nie mogę w to uwierzyć!!!!- maria stała przed lustrem w olśniewająco białej sukni.- dziewczyny! To już dziś! Jestem taka szczęśliwa!!!!- Maria rzuciła się na szyję Liz a potem Isabel.
- Nie przesadzaj! Udusisz nas!- roześmiała się Isabel.- wyglądasz przepieknie. Gratuluję. Wreszcie się doczekałaś.
- Warto było!- powiedziała Liz.- michael to naprawdę świetny chłopak, choć trochę dziwny.
- Ale się cieszę, że po tylu latach zrozumiał jaka jesteś ważna.- Do pokoju weszła Tess.- Wyglądasz slicznie. Wy zresztą też.- usmiechnęła się.
- Dzięki.- Isabel poprawiła swoja błękitna sukienke druhny.
- A właściwie tess dlaczego nie jesteś druhną?
- Bo jestem mężatką i mam małe dziecko.- roześmiała się.
- A tak przy okazji...- Maria zaczęła szeptać.- czy myślicie, że ten ufolud- zabójca może przyjść na mój ślub?
- Po pierwsze nie przyjdzie a po drugie już o nas zapomniał. Dawno go nie było.- Isabel poklepała marię po ramieniu, ale wymieniła znaczące spojrzenia z Tess.
- To bardzo, bardzo dobrze! Nic i nikt nie zepsuje mojej uroczystości.- Maria odeszła od lustra i usiadła w fotelu.- dziewczyny! Tak się cieszę, ze jesteście ze mną! To dla mnie bardzo ważne!- w jej oczach pojawiły się łzy.
- Nie płacz bo makijaz ci się rozmaże!- poinstruowała ją Liz.
- Od czego mam nasze kosmitki?- maria spojrzała zawadiacko na Tess i Issy, ale przestała płakać. Nagle do pokoju weszła mama Marii.
- Czy moja mała córeczka jest już gotowa?- zapytała patrząc na córkę z dumą i podziwem.
- Tak mamo, jestem gotowa.- maria wstała.- dziewczyny... Idziemy- wyszła a za nia podążyły Tess, liz i isabel.
Przed ołtarzeem stał Michael i nerwowo zerkał na zegarek.
- Co? Denerwujesz się?- zapytał kyle, który był jego świadkiem.
- Skądże. Wcale nie.... Ja tylko....- zaczął, ale po chwili rozległy sie pierwsze takty marsza weselnego i wszystkie rozmowy ucichły. Michael i Kyle odwrócili sie do tyłu. Od ołtarza prowadził czerwony dywan a u stóp tego dywanu stała Maria. Przed nią szła Courtney, która sypała kwiatki. Maria powolnym krokiem zblizała się do ołtarza.
- Szczęściarz z ciebie...- szepnął mu do ucha Kyle.
- Taa...- mruknął michael. Maria zbliżyła się do ołtarza.
- Zebralismy sie tu po to by połączyć tych dwoje węzłem małżeńskim.- zaczął pastor.- Jeżeli jest ktos kto wie o przeszkodach, które nie dopuszczą do zawarcia tego małżeństwa niech przemówi lub zamilknie na zawsze.- mówił dalej. Maria rozejrzała się nerwowo po zebranych, ale nikt sie nie odezwał. Odetchnęła głęboko. Pastor kontynuował.- Podajcie sobie dłonie.- maria i Michael zrobili to.- Czy ty Mario bierzesz sobie za męża tego oto mężczyznę i żslubujesz mu miłość, wierność i szacunek oraz to, że go nie opuścisz aż do śmierci?- pastor spojrzał na Marię.
- Tak.- odpowiedziała zdecydowanym głosem. Była taka szczęśliwa.
- Czy ty michaelu...- pastor zwrócił się do Michaela.- bierzesz sobie za żonę tę oto kobietę i slubujesz jej miłość, wierność i szacunek oraz to, że jej nie opuścisz aż do śmierci?- pastor spojrzał na Michaela. Chłopak milczał. Maria zniecierpliwiona szturchnęła go butem.
- NIE!- krzyknął Michael. Wyrwał rękę i wyszedł. Jak gdyby nigdy nic.
- MICHAEL!- krzyknął Kyle. Maria stała jak słup soli. Po chwili zaczęła głośno płakać aż w końcu osunęła się zemdlona na ziemię.
CDN......
Jane Cahill
Bomba widzę swój pomysł. Miło mi. ostatnio rzadko oceniam FF ale przyszła mi do głowy fajna formułka:
Fabuła jest całkiem fajna, ale ogół napisania jest nie najlepszy. Za mało opisów, Za krótkie części i niemal zero opisów uczuć. kojarze opowiadania, gdzie jakieś 3 części (15 stron ) opisywały grę wstępną i stosunek Max i Liz(mało nie umarłem z nudów) koszmar.
Więc postaraj się zrobić dłuższe części wzbogacając je o opisy.
W tej części mogłaś opisać: Scene pobudki Michaela w sensie na "podłodze był bałagan..." co myśleli Kyle i Tess po wyjściu MIchaela o Zachowaniu Courtney, Trochę więcej o ludziach na ślubie i ich reakcji na odpowiedź Michela.
Też pisze na kompie opowiadanie i wiem że to trudne ale spróbuj a na pewno ci się uda.
Fabuła jest całkiem fajna, ale ogół napisania jest nie najlepszy. Za mało opisów, Za krótkie części i niemal zero opisów uczuć. kojarze opowiadania, gdzie jakieś 3 części (15 stron ) opisywały grę wstępną i stosunek Max i Liz(mało nie umarłem z nudów) koszmar.
Więc postaraj się zrobić dłuższe części wzbogacając je o opisy.
W tej części mogłaś opisać: Scene pobudki Michaela w sensie na "podłodze był bałagan..." co myśleli Kyle i Tess po wyjściu MIchaela o Zachowaniu Courtney, Trochę więcej o ludziach na ślubie i ich reakcji na odpowiedź Michela.
Też pisze na kompie opowiadanie i wiem że to trudne ale spróbuj a na pewno ci się uda.
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
Hej
co tu dużo pisać. wróciłam!!!!!!! cieszycie się? nie pisałam bo trzy razy oddawałam kompa do naprawy~!!!Ale w końcu jest. nie jest to jakaś długa część, ale następna będzie dłuższa. chcialam tak na szybkiego cos umieścić. wybaczcie:)
DWA SERCA3 cz.13
Kiedy Michael zniknął za rogiem rozległ się pełen oburzenia gwar. Maria nadal leżała zemdlona na ziemi a Isabel z Tess starały się ją ocucić nie używając do tego mocy, gdyż wszędzie było mnóstwo ludzi. Tess spoglądała na Kyle'a przestraszonym wzrokiem, szukając jakiegoś wyjaśnienia. Kyle bardzo chciał jej pomóc, ale sam nie miał pojęcia co się stało. Mała Courtney zaczęła płakać i wciąż powtarzała "To nie wujek... To nie wujek..." Kyle bezskutecznie starał się ją uspokoić. Podbiegła mama Marii, która jak nigdy nie mogła wydusić z siebie słowa. W końcu Kyle wylał Marii na twarz butelkę wody i dziewczyna się ocknęła.
- Co...- powiedziała, ale w końcu dotarło do niej co się stało i zalała się łzami.
- Maria...- zaczęła Tess, ale Maria nagle wybuchnęła.
- Żadna Maria!!!!!!! Ten...- szukała odpowiedniego słowa- padalec znowu mnie poniżył! To się nie zdarzyło po raz pierwszy! To było zbyt piękne by mogło być prawdziwe!!!! Te zaręczyny... Przecież Mich... ten padalec nie jest zdolny do jakichkolwiek uczuć!!- odetchnęła głęboko, podniosła się z ziemi a potem ze łzami w oczach wyszła. Wszyscy popatrzyli po sobie zdumieni i przerażeni jednocześnie. Wśród gości panował gwar. wciąż nie mogli uwierzyć w to co się stało. Tego nikt się nie spodziewał. Wszyscy goście byli ze strony Marii, gdyż rodzina Michaela to byli kosmici, Kyle i Liz.
- Chyba powinniśmy im coś powiedzieć... - Tess spojrzała na męża.
- Masz rację. Tylko co?
- Cokolwiek!- Tess spojrzała na Kyle'a. Chłopak odchrząknął i spojrzał w stronę gości.
- Przepraszam państwa, ale z powodu niespodziewanych okoliczności.... ślub został odwołany. Proponuję rozejść się do domów, hoteli czy gdzieś.... O dalszym ciągu poinformuje was Maria lub jej mama.... To chyba wszystko...- odetchnął. Wśród przybyłych rozległ się szmer sugerujący niezadowolenie z zaistniałej sytuacji. Po chwili dao się słyszeć szuranie odsuwanych krzeseł a potem goście opuścili miejsce uroczystości.
- i co teraz?- Isabel spojrzała na Tess i Liz.
- Myślę, że powinienem pójść do Michaela i powiedzieć mu kilka słów.- mruknął Kyle.
- Masz rację. Pójdziemy wszyscy. Maria pewnie chce zostać sama- powiedziała Liz. wszyscy przystali na to. Tess zostawiła Courtey pod opieką teścia i poszli.
- I co mu powiemy?- zapytała Isabel.- cześć Michael, czy możesz nam powiedzieć dlaczego uciekłeś z własnego ślubu?
- Nie. Możemy od razu przejść do użycia siły.- powiedział Kyle.- po co gadać?- Kyle przyspieszył tak, że dziewczyny musiały za nim biec. W końcu doszli. Drzwi wyglądały na zamknięte. Kyle uderzył w nie pięścią.
- Michael! Otwieraj!- wrzasnął. Odpowiedziała mu głucha cisza. Nie zniechęcony Kyle złapał za klamkę. Miał nadzieję, że nie będą zamknięte bo wtedy musiałby prosić dziewczyny o pomoc a tego nie chciał. na szczęście było otwarte. Kryle pchnął lekko drzwi a potem wszyscy weszli do środka. Wewnątrz było ciemno. na podłodze walały się różne rzeczy. najwidoczniej Michael nie posprzątał po tej napaści. Wyglądało na to, że nikogo nie ma.
- Najwidoczniej nie było go tu. Nawet szafa nie jest zamknięta.- Kyle usiłował zamknąć ją, lecz coś przeszkadzało. Kyle otworzył szafę i oczom zebranych ukazał się.... Michael. Był związany, miał zaklejone usta. Wyglądał jakby siedział tam od kilku dni. Kyle wyciągnął go i odkleił taśmę, która zaklejała mu usta.
- Wreszcie ktoś mnie znalazł!!!- powiedział.- Na co czekacie? Rozwiążcie mnie!- krzyknął kiedy nikt nie usiłował mu pomóc.
- Dlaczego uciekłeś?- zapytała Isabel.
- Uciekłem?- zdziwił się.
- nie udawaj! Maria jest załamana! Ten ślub...
- To było dzisiaj?- Michael wyglądał na zmartwionego.- To nie byłem ja!
- I mamy ci uwierzyć?- zapytała Issy.
- Dobrze, opowiem wam co się stało....
- Coś mi tu nie pasuje... czuję się jakoś dziwnie....- powiedziała Tess.
- dlatego, że ten czubek włączył urządzenie, które pozbawia nas mocy. To powoduje, że czujemy się zmęczeni i osłabieni! Wiem gdzie to jest! Rozwiążcie mnie to wam opowiem wszystko co tylko chcecie!!!!- krzyknął dramatycznie. Isabel sprawdziła czy mówi prawdę starając się uwolnić go za pomocą mocy. Jednak to była prawda. Kyle szybko rozwiązał Michaela. Chłopak podszedł do jednej z części swojego mieszkania i wziął spad sterty ciuchów małe urządzenie w kształcie pięciokąta. Wyłączył je i pokazał, że juz jest dobrze.
- teraz mów.- powiedział krótko.
- Kiedy przyszedłem do domu zobaczyłem porozwalane rzeczy i tak dalej. Słowem to co teraz jest. Nagle ktoś uderzył mnie w głowę. Kiedy się ocknąłem byłem związany. starałem się uwolnić, ale nie mogłem. wtedy przyszedł ten gościu i powiedział, że nic mi to nie da. Widziałem jak chowa ten przedmiot. Potem wcisnął mnie do szafy. Wcześniej jednak zamienił się we mnie. Potem zadzwonił do kogoś. Chyba do ciebie, Kyle. No a potem znowu dostałem w głowę i obudziłem się kiedy nikogo już nie było. szafa jest zepsuta i mało brakowało a Kyle by mnie znalazł. jednak on był sprytniejszy i wmówił mu, że jest tam garnitur. No a potem tak sobie siedziałem i w końcu wy mnie znaleźliście. W zasadzie to nawet nie miałem poczucia czasu. Ślub... Maria mi nie wybaczy....
- ale... Dlaczego? Kim był ten facet?- zapytała Liz.
- Wyglądał na jakiegoś mutanta. W zasadzie to nie wiem kim on był. Co teraz?
- Musimy wyjaśnić Marii co się stało. Tylko nie wiem czy zechce nas wysłuchać.
- Może najpierw my z nią porozmawiamy, a ty Michael zaczekasz aż powiemy ci, że jest dobry moment na twoje wejście.- zaproponowała Tess.
- Tak jest! Zgadzam się. Wy to zrobicie najlepiej.- Michael z ochotą przystał na tą propozycję. Nie był zachwycony wizja latających przedmiotów, wymówek i tym podobnych rzeczy od Marii i jej matki. Mimo, że nie był winny, to i tak się bał. Mimo wszystko kochał Marię i nie chciał jej stracić. Przez tego głupiego mutanta nie został mężem Marii. Chociaż może to i lepiej. Jeśli Maria mu wybaczy to będzie miał trochę więcej czasu jako kawaler.
* * *
- Cześć Maria. Jak się czujesz?- zapytała Liz.
- A jak niby mam się czuć?- zawyła Maria. Wciąż była w sukni ślubnej. Leżała na łóżku a na policzkach miała czarne ślady. Wciąż płakała a makijaż powoli spływał z jej oczu.
- Muszę ci coś powiedzieć....- zaczęła Liz.
- Co? znalazłaś tego padalca?- zapytała Maria.
- W zasadzie to tak....
- Gdzie on jest? Zabije go!- Maria poderwała się z miejsca.
- To na ślubie to nie była jego sprawka. Znaleźliśmy go w jego mieszkaniu, związanego i zamkniętego w szafie.
- Nie wierzę! Pewnie sam się tam zamknął! W końcu to głup kosmita! Mam ich wszystkich dość! Zniszczyli mi życie!
- To nie tak... On mówi prawdę. Zaatakował go jakiś mutant. Po prostu się w niego zmienił. Musisz mi uwierzyć. Tym razem Michael mówi prawdę. Jest niewinny.
- Nie wierzę. Tyle razy mnie zranił, że po prostu straciłam do niego zaufanie. Dzisiaj miarka się przebrała. Miałam byc panią Guerrin a nadal jestem de luca! To chyba cos znaczy!!!
- W tym wypadku nie znaczy nic!!! On po prostu jest niewinny! Skoro ja mu wierzę to ty powinnaś uwierzyć mu w stu procentach!
- Muszę się zastanowić. To jest dziwne...
- Tu wszystko jest dziwne! Kosmici Maria! Kosmici! Zapomniałaś już o maxie? Albo o Courtney? Bo ja nie. Nadal to pamiętam. Wciąż widzę twarz Maxa w snach. Jeszcze córka Tess i Kyle'a została opętana przez tamtą Courtney. Widzimy jej ducha! To jest dziwne! Może wreszcie to do ciebie dotrze!- liz była wściekła. Już nie panowała nad słowami.- Jeżeli w końcu zechcesz z nim pogadać to znajdziesz nas w domu Valentich. Cześć.- wyszła zostawiając osłupiałą Marię. Dziewczyna już nie wiedziała co ma myśleć. Przecież została oszukana. Michael najpierw się oświadczył a potem zostawił ją przed ołtarzem. Z kolei Liz nigdy nie kłamała i zawsze powtarzała, że chce dla niej jak najlepiej. Były przyjaciółkami od dzieciństwa. I kosmici.... Maria postanowiła, że to przemyśli. Nawet jeśli Liz ma rację i to był jakiś mutant to nie ma zamiaru lecieć do Michaela i rzucić mu się w ramiona. Pragnęła tego, ale uważała, że powinna zaczekać. Weszła jej mama.
- Kochanie, czego chciała Liz?- zapytała.
- Pytała o moje samopoczucie.
- A jak się czujesz?
- A jak mam się czuć?
- Jak tylko zobacze tego potwora to....
- Mamo, nie osądzaj go zbyt szybko.....
- Co ty wygadujesz? Osmieszył nas... ośmieszył cię!
- Może po prostu nie był gotowy... Może się przestraszył?
- Bronisz go? Po tym wszystkim? Jak możesz być tak....
- mamo... Jestem zmęczona. Chyba się położę. Może jutro się wszystko wyjaśni....
- Oby...- Amy wyszła a Maria weszła pod kołdrę wciąż w sukni ślubnej.
co tu dużo pisać. wróciłam!!!!!!! cieszycie się? nie pisałam bo trzy razy oddawałam kompa do naprawy~!!!Ale w końcu jest. nie jest to jakaś długa część, ale następna będzie dłuższa. chcialam tak na szybkiego cos umieścić. wybaczcie:)
DWA SERCA3 cz.13
Kiedy Michael zniknął za rogiem rozległ się pełen oburzenia gwar. Maria nadal leżała zemdlona na ziemi a Isabel z Tess starały się ją ocucić nie używając do tego mocy, gdyż wszędzie było mnóstwo ludzi. Tess spoglądała na Kyle'a przestraszonym wzrokiem, szukając jakiegoś wyjaśnienia. Kyle bardzo chciał jej pomóc, ale sam nie miał pojęcia co się stało. Mała Courtney zaczęła płakać i wciąż powtarzała "To nie wujek... To nie wujek..." Kyle bezskutecznie starał się ją uspokoić. Podbiegła mama Marii, która jak nigdy nie mogła wydusić z siebie słowa. W końcu Kyle wylał Marii na twarz butelkę wody i dziewczyna się ocknęła.
- Co...- powiedziała, ale w końcu dotarło do niej co się stało i zalała się łzami.
- Maria...- zaczęła Tess, ale Maria nagle wybuchnęła.
- Żadna Maria!!!!!!! Ten...- szukała odpowiedniego słowa- padalec znowu mnie poniżył! To się nie zdarzyło po raz pierwszy! To było zbyt piękne by mogło być prawdziwe!!!! Te zaręczyny... Przecież Mich... ten padalec nie jest zdolny do jakichkolwiek uczuć!!- odetchnęła głęboko, podniosła się z ziemi a potem ze łzami w oczach wyszła. Wszyscy popatrzyli po sobie zdumieni i przerażeni jednocześnie. Wśród gości panował gwar. wciąż nie mogli uwierzyć w to co się stało. Tego nikt się nie spodziewał. Wszyscy goście byli ze strony Marii, gdyż rodzina Michaela to byli kosmici, Kyle i Liz.
- Chyba powinniśmy im coś powiedzieć... - Tess spojrzała na męża.
- Masz rację. Tylko co?
- Cokolwiek!- Tess spojrzała na Kyle'a. Chłopak odchrząknął i spojrzał w stronę gości.
- Przepraszam państwa, ale z powodu niespodziewanych okoliczności.... ślub został odwołany. Proponuję rozejść się do domów, hoteli czy gdzieś.... O dalszym ciągu poinformuje was Maria lub jej mama.... To chyba wszystko...- odetchnął. Wśród przybyłych rozległ się szmer sugerujący niezadowolenie z zaistniałej sytuacji. Po chwili dao się słyszeć szuranie odsuwanych krzeseł a potem goście opuścili miejsce uroczystości.
- i co teraz?- Isabel spojrzała na Tess i Liz.
- Myślę, że powinienem pójść do Michaela i powiedzieć mu kilka słów.- mruknął Kyle.
- Masz rację. Pójdziemy wszyscy. Maria pewnie chce zostać sama- powiedziała Liz. wszyscy przystali na to. Tess zostawiła Courtey pod opieką teścia i poszli.
- I co mu powiemy?- zapytała Isabel.- cześć Michael, czy możesz nam powiedzieć dlaczego uciekłeś z własnego ślubu?
- Nie. Możemy od razu przejść do użycia siły.- powiedział Kyle.- po co gadać?- Kyle przyspieszył tak, że dziewczyny musiały za nim biec. W końcu doszli. Drzwi wyglądały na zamknięte. Kyle uderzył w nie pięścią.
- Michael! Otwieraj!- wrzasnął. Odpowiedziała mu głucha cisza. Nie zniechęcony Kyle złapał za klamkę. Miał nadzieję, że nie będą zamknięte bo wtedy musiałby prosić dziewczyny o pomoc a tego nie chciał. na szczęście było otwarte. Kryle pchnął lekko drzwi a potem wszyscy weszli do środka. Wewnątrz było ciemno. na podłodze walały się różne rzeczy. najwidoczniej Michael nie posprzątał po tej napaści. Wyglądało na to, że nikogo nie ma.
- Najwidoczniej nie było go tu. Nawet szafa nie jest zamknięta.- Kyle usiłował zamknąć ją, lecz coś przeszkadzało. Kyle otworzył szafę i oczom zebranych ukazał się.... Michael. Był związany, miał zaklejone usta. Wyglądał jakby siedział tam od kilku dni. Kyle wyciągnął go i odkleił taśmę, która zaklejała mu usta.
- Wreszcie ktoś mnie znalazł!!!- powiedział.- Na co czekacie? Rozwiążcie mnie!- krzyknął kiedy nikt nie usiłował mu pomóc.
- Dlaczego uciekłeś?- zapytała Isabel.
- Uciekłem?- zdziwił się.
- nie udawaj! Maria jest załamana! Ten ślub...
- To było dzisiaj?- Michael wyglądał na zmartwionego.- To nie byłem ja!
- I mamy ci uwierzyć?- zapytała Issy.
- Dobrze, opowiem wam co się stało....
- Coś mi tu nie pasuje... czuję się jakoś dziwnie....- powiedziała Tess.
- dlatego, że ten czubek włączył urządzenie, które pozbawia nas mocy. To powoduje, że czujemy się zmęczeni i osłabieni! Wiem gdzie to jest! Rozwiążcie mnie to wam opowiem wszystko co tylko chcecie!!!!- krzyknął dramatycznie. Isabel sprawdziła czy mówi prawdę starając się uwolnić go za pomocą mocy. Jednak to była prawda. Kyle szybko rozwiązał Michaela. Chłopak podszedł do jednej z części swojego mieszkania i wziął spad sterty ciuchów małe urządzenie w kształcie pięciokąta. Wyłączył je i pokazał, że juz jest dobrze.
- teraz mów.- powiedział krótko.
- Kiedy przyszedłem do domu zobaczyłem porozwalane rzeczy i tak dalej. Słowem to co teraz jest. Nagle ktoś uderzył mnie w głowę. Kiedy się ocknąłem byłem związany. starałem się uwolnić, ale nie mogłem. wtedy przyszedł ten gościu i powiedział, że nic mi to nie da. Widziałem jak chowa ten przedmiot. Potem wcisnął mnie do szafy. Wcześniej jednak zamienił się we mnie. Potem zadzwonił do kogoś. Chyba do ciebie, Kyle. No a potem znowu dostałem w głowę i obudziłem się kiedy nikogo już nie było. szafa jest zepsuta i mało brakowało a Kyle by mnie znalazł. jednak on był sprytniejszy i wmówił mu, że jest tam garnitur. No a potem tak sobie siedziałem i w końcu wy mnie znaleźliście. W zasadzie to nawet nie miałem poczucia czasu. Ślub... Maria mi nie wybaczy....
- ale... Dlaczego? Kim był ten facet?- zapytała Liz.
- Wyglądał na jakiegoś mutanta. W zasadzie to nie wiem kim on był. Co teraz?
- Musimy wyjaśnić Marii co się stało. Tylko nie wiem czy zechce nas wysłuchać.
- Może najpierw my z nią porozmawiamy, a ty Michael zaczekasz aż powiemy ci, że jest dobry moment na twoje wejście.- zaproponowała Tess.
- Tak jest! Zgadzam się. Wy to zrobicie najlepiej.- Michael z ochotą przystał na tą propozycję. Nie był zachwycony wizja latających przedmiotów, wymówek i tym podobnych rzeczy od Marii i jej matki. Mimo, że nie był winny, to i tak się bał. Mimo wszystko kochał Marię i nie chciał jej stracić. Przez tego głupiego mutanta nie został mężem Marii. Chociaż może to i lepiej. Jeśli Maria mu wybaczy to będzie miał trochę więcej czasu jako kawaler.
* * *
- Cześć Maria. Jak się czujesz?- zapytała Liz.
- A jak niby mam się czuć?- zawyła Maria. Wciąż była w sukni ślubnej. Leżała na łóżku a na policzkach miała czarne ślady. Wciąż płakała a makijaż powoli spływał z jej oczu.
- Muszę ci coś powiedzieć....- zaczęła Liz.
- Co? znalazłaś tego padalca?- zapytała Maria.
- W zasadzie to tak....
- Gdzie on jest? Zabije go!- Maria poderwała się z miejsca.
- To na ślubie to nie była jego sprawka. Znaleźliśmy go w jego mieszkaniu, związanego i zamkniętego w szafie.
- Nie wierzę! Pewnie sam się tam zamknął! W końcu to głup kosmita! Mam ich wszystkich dość! Zniszczyli mi życie!
- To nie tak... On mówi prawdę. Zaatakował go jakiś mutant. Po prostu się w niego zmienił. Musisz mi uwierzyć. Tym razem Michael mówi prawdę. Jest niewinny.
- Nie wierzę. Tyle razy mnie zranił, że po prostu straciłam do niego zaufanie. Dzisiaj miarka się przebrała. Miałam byc panią Guerrin a nadal jestem de luca! To chyba cos znaczy!!!
- W tym wypadku nie znaczy nic!!! On po prostu jest niewinny! Skoro ja mu wierzę to ty powinnaś uwierzyć mu w stu procentach!
- Muszę się zastanowić. To jest dziwne...
- Tu wszystko jest dziwne! Kosmici Maria! Kosmici! Zapomniałaś już o maxie? Albo o Courtney? Bo ja nie. Nadal to pamiętam. Wciąż widzę twarz Maxa w snach. Jeszcze córka Tess i Kyle'a została opętana przez tamtą Courtney. Widzimy jej ducha! To jest dziwne! Może wreszcie to do ciebie dotrze!- liz była wściekła. Już nie panowała nad słowami.- Jeżeli w końcu zechcesz z nim pogadać to znajdziesz nas w domu Valentich. Cześć.- wyszła zostawiając osłupiałą Marię. Dziewczyna już nie wiedziała co ma myśleć. Przecież została oszukana. Michael najpierw się oświadczył a potem zostawił ją przed ołtarzem. Z kolei Liz nigdy nie kłamała i zawsze powtarzała, że chce dla niej jak najlepiej. Były przyjaciółkami od dzieciństwa. I kosmici.... Maria postanowiła, że to przemyśli. Nawet jeśli Liz ma rację i to był jakiś mutant to nie ma zamiaru lecieć do Michaela i rzucić mu się w ramiona. Pragnęła tego, ale uważała, że powinna zaczekać. Weszła jej mama.
- Kochanie, czego chciała Liz?- zapytała.
- Pytała o moje samopoczucie.
- A jak się czujesz?
- A jak mam się czuć?
- Jak tylko zobacze tego potwora to....
- Mamo, nie osądzaj go zbyt szybko.....
- Co ty wygadujesz? Osmieszył nas... ośmieszył cię!
- Może po prostu nie był gotowy... Może się przestraszył?
- Bronisz go? Po tym wszystkim? Jak możesz być tak....
- mamo... Jestem zmęczona. Chyba się położę. Może jutro się wszystko wyjaśni....
- Oby...- Amy wyszła a Maria weszła pod kołdrę wciąż w sukni ślubnej.
Jane Cahill
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 1 guest