Shattered like a falling glass
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Rany... chemia jest wykańczająca. Ale to usprawiedliwia mnie, a nie was. Wczoraj zamieściłam tę część i tylko 2 komentarze? Ja tu specjalnie wycieńczona przychodzę, z entalpią i entropią kołatającymi w głowie, tylko po to by się zrelaksować i dać wam koleny rozdział, a wy mnie jeszcze dobijacie... Nic z tego, nie będzie dzisiaj kolejnej części.
Ten numer z kodem kreskowym wydał mi się najlogiczniejszy. Żadne czary-mary, że Liz uratowała na zawsze ich wszyskich wymazując kod kreskowy. Tylko trzeźwośc umysłu, że można to w pewien sposób "obejść". Sprawa Sketchego nie jest tutaj najważniejsza pod względem wykonywania samych zdjęć przez które płacący mu agenci mogli namierzyć z łatwością mutantów. Chodziło bardziej o to, że praktycznie wszyscy ludzie, nawet będący przyjaciółmi genetycznie ulepszonych włączyli się w tę krucjatę. Ciągle chodzi o ludzką mentalność i ich postrzeganie całej tej sytuacji.
Co do Aleca i Liz... Wizje, które miała Liz odegrają ważną rolę. Ale tu was zaskoczę! To nie będzie dotyczyć tego co widziała panna Parker. Tym razem utworzony został kontakt, co oznacza, że obie strony coś widziały. Alec też... Ale o tym dowiecie się z kolejnej części, w której natąpi przełom tego "związku".
Ten numer z kodem kreskowym wydał mi się najlogiczniejszy. Żadne czary-mary, że Liz uratowała na zawsze ich wszyskich wymazując kod kreskowy. Tylko trzeźwośc umysłu, że można to w pewien sposób "obejść". Sprawa Sketchego nie jest tutaj najważniejsza pod względem wykonywania samych zdjęć przez które płacący mu agenci mogli namierzyć z łatwością mutantów. Chodziło bardziej o to, że praktycznie wszyscy ludzie, nawet będący przyjaciółmi genetycznie ulepszonych włączyli się w tę krucjatę. Ciągle chodzi o ludzką mentalność i ich postrzeganie całej tej sytuacji.
Co do Aleca i Liz... Wizje, które miała Liz odegrają ważną rolę. Ale tu was zaskoczę! To nie będzie dotyczyć tego co widziała panna Parker. Tym razem utworzony został kontakt, co oznacza, że obie strony coś widziały. Alec też... Ale o tym dowiecie się z kolejnej części, w której natąpi przełom tego "związku".
Nic dodać nic ująć
mogę tylko powiedzieć że mistrzostwo na najwyższym poziomie ukłon i respekt przed _liz
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
No wiesz _Liz ty masz entalpię i entropię a jak kondensatory, cewki i inne durnoty. Znam ten ból.
NARESZCIE do Aleca aczyna docierać co naprawdę czuje do Liz. Ale od tego pewnie jeszcze długa droga.
Max jest w Seatlle? Będzie ciekawie. Już się nie mogę doczekać jak Alec da mu popalić.
--------------------
_liz może jednak zmienisz zdanie co do następnej części?
He, he, to było dobre. Poza tym naszła mnie ochota na lizaka (najpierw szarlotkam, teraz to )-Powstrzymajcie sie zanim spłodzicie stadko wrzeszczących bękartów na MOJEJ ladzie – Normal z niesmakiem i oburzeniem usiłował odepchnąć Liz od blatu
NARESZCIE do Aleca aczyna docierać co naprawdę czuje do Liz. Ale od tego pewnie jeszcze długa droga.
Max jest w Seatlle? Będzie ciekawie. Już się nie mogę doczekać jak Alec da mu popalić.
--------------------
_liz może jednak zmienisz zdanie co do następnej części?
Hmm... Galadrielu skoro tak ci na tym zależy, to zgoda... zamieszczę dzisiaj kolejną część. Ale ty jesteś teraz odpowiedzialna za to, abym następnym razem zobaczyła tu mnóstwo komentarzy. A nie wątpię, że będą one niesamowicie długie, bo z tej części jest co wyciągać, co analizować i czym się wzruszać. Dlatego liczę na bogate wypowiedzi. Jeśli jednak takich nie uzyskam, zostaniesz nie tylko ty Galadrielo ukarana, ale i wy wszyscy, bo nie zamieszczę kolejnego rozdziały aż do piątku... Przemyślcie to więc i teraz rozkoszujcie się częścią 19 i komentujcie...
XIX
Poczuł ciepło na swoim karku, nawet dziwne mrowienie. Nagle wszystko zawirowało, aż musiał zamknąć powieki. Przed jego oczami przemykały jakieś dziwne obrazy, których wcześniej nie widział. Grupa nastolatków, pustynia, jakaś debata. Nie widział czemu, ale czuł ogromny ból i żal, kiedy to widział. Tylko, że to nie były jego uczucia. Pustynia przekształciła się w gwiaździste niebo i oto nagle widział nocne Seattle, a dokładnie dworzec autobusowy. Cierpienie przeszło w strach i niepewność. Ponownie wszystko zawirowało, aż poczuł niesamowite ciepło, bezpieczeństwo i zobaczył...
- Alec! - głos Hotaru go ocucił
Momentalnie otworzył oczy i obrócił się. Liz leżała na podłodze. Chciał ją podnieść, ale Biggs go uprzedził. Nie doniósł jej nawet do kanapy, gdy odzyskała przytomność. Jęknęła tylko i złapała się za głowę, kuląc na zużytym meblu. Przesunęła wzrok po zgromadzonych. Wszyscy patrzyli na nią z troską i obawą.
- Nic mi nie jest – mruknęła, starając się uśmiechnąć
Max wciskała w jej dłoń szklankę z mlekiem.
Co ona miała z tym dbaniem by się nie odwodnić?
Ciemne oczy Liz przeniosły się na Aleca. Siedział w bezruchu, a jego zielone oczy nie odrywały się od niej. Tym razem było w nich coś, co kazało jej się martwić i bać. Rozchyliła usta, żeby coś powiedzieć, ale w tym momencie transgeniczny chłopak zerwał się z miejsca i wyszedł trzaskając drzwiami.
* * *
Hotaru usiadła naprzeciwko Liz. Jej oczy mieniły się teraz turkusowo, chociaż przeplatało się to z ciemnym granatem. Uważnie studiowała twarz brunetki, jakby chciała wszystko odczytać z ułożenia ust i wyrazu oczu. Coś się stało. Coś czego oni nie umieli pojąć. Rozumiała jedynie, że dotyczyło to Aleca, bo inaczej by nie uciekł a sama Liz nie zachowywałaby się jak trusia. Max studiowała kark Biggsa, upewniając się, że małe hokus-pokus hybrydy pomogło. Natomiast 593 kątem oka obserwował dwie drobne istoty stojące teraz po obu stronach muru, który Liz wybudowała wokół siebie.
Blondynka cmoknęła z niezadowoleniem. Nie miała zwyczaju na siłę wpychać się w czyjeś osobiste sprawy, ale ten mur jej się nie podobał i miała zamiar pomóc mu runąć z hukiem.
- Co mu zrobiłaś?
Liz tylko mruknęła coś niezrozumiałego i zanurzyła twarz w dłoniach. Miała najgorsze obawy. Widziała jego wnętrze, jego duszę, zajrzała w najintymniejsze z miejsc. Pewnie to wyczuł i dlatego się wściekł. Obawiała się, że sytuacja może być jeszcze gorsza jeśli on też widział coś. Widział ją.
- Nie chciałam – jęknęła nie podnosząc głowy – Nie chciałam go wciągać w to wszystko.
Biggs spojrzał na nią z prawdziwym zaintrygowaniem i smutkiem. Cokolwiek zrobiła, bardziej przejmowała się tym, że to ktoś inny mógł ucierpieć. Max również wbiła wzrok w skuloną postać. Poczuła dziwnie znajomy ból. Taki sam jaki czuła, kiedy przez nią Logan prawie stracił życie. Hotaru pokręciła głowią niby to z rozbawieniem.
- Może i nie chciałaś, ale on chciał – powiedziała ciepło i spokojnie – Wierz mi, znam go tak długo, że mogę stwierdzić jedno. Zmienił się przy tobie.
Liz uniosła głowę i spojrzała z niezrozumieniem i raczej wahaniem na blondynkę.
- Nadal jest nieznośny – mruknęła Hotaru – Ale bardzo się do ciebie przywiązał. Już nie jesteś dla niego obcą osobą. - spoważniała – Twoim błędem nie było wciąganie go w swoje tajemnice. Błędem będzie jeśli go opuścisz.
* * *
Od trzech minut stała przed tymi drzwiami. Starała się nawet nie oddychać, żeby jej nie było słychać. Wciąż się wahała.
Właściwie po co tu przyszła?
Żeby mu wyjaśnić co to było? Żeby przeprosić? Znów tonęła we własnych wątpliwościach i strachu. Wszędzie dokoła był strach. Jako zmodyfikowana genetycznie bała się ludzi, jako Lizzy Parker bała się Maxa, jako emocjonalnie rozwinięta istota bała się reakcji Aleca. W myślach układała co mu powie. Sama jednak nie była pewna, czy obrócić to w zwykłą kosmiczną sprawę czy kalać się przed nim.
Jak na zawołanie drzwi się otworzyły. Zielone oczy przesunęły się po jej ciele. Gdy zorientował się, że to na pewno ona, tęczówki pociemniały w szmaragdową toń. A ona zamknęła oczy i z całym zasobem rozpaczy szepnęła:
- Przepraszam.
Treść żołądkowa podchodziła jej do gardła. Czuła jego gniew wtapiający się w nią. Nienawidził jej, że tak pokręciła jeszcze bardziej jego życie. To odebrało wszelki smak nadziei.
- Widziałem twoje wspomnienia – jego głos wcale nie był lodowaty, jak się spodziewała, raczej drżący
Pokiwała głową i zrobiła krok do tyłu. Wszelkie obawy się spełniły. Utworzyła kontakt z Aleciem, pozwoliła mu wniknąć do swojego umysłu i sama wdarła się do jego wnętrza. Ale najgorsze było to, że nie żałowała. Chciała, żeby ktoś wreszcie ją zobaczył tak naprawdę. Teraz po prostu coś w jej wnętrzu ją szczypało, bo on nie chciał jej widzieć.
- To... utworzyłam z tobą kontakt – mruknęła na wpół śmiejąc się na wpół płacząc, chciała utrzymać nerwy na wodzy – Ty widziałeś moje wspomnienie i myśli, a ja twoje.
Urwała, nie mając pojęcia co powiedzieć dalej. Odgarnęła pasemko włosów z twarzy i dygocącym coraz bardziej głosem dokończyła:
- Nie chciałam... to znaczy chciałam, ale teraz ty jesteś zły. Ale nie martw się, nie widziałam nic ważnego, nic czego nie powinnam widzieć – paplała bez ładu i składu
Alec wbił dłonie w kieszenie. Powinien być zły, powinien nią potrząsnąć i kazać zablokować ten dziwny kontakt, czy cokolwiek to było. A jednak gdy na nią patrzył, wszelki gniew znikał.
Pozwoliła mu zobaczyć to, co tkwiło w niej najgłębiej, to co starała się zakopać, schować przed innymi i nie wracać do tego. I chyba chciała pokazać mu w sobie wszystko, bo inaczej to ostatnie uczucie nie przeszło by przez niego.
- Widziałem siebie – przyznał półszeptem
Liz poczuła jak coś w niej pęka. Zobaczył siebie samego w jej myślach i uczuciach. Poznał jej przywiązanie i silną więź, do jakiej wcześniej się nie przyznawała.
Kiwnęła głową mechanicznie, ale nie była w stanie na niego spojrzeć. Obróciła się by odejść. Kilka chwiejnych kroków. Zatrzymała się i oparła plecami o ścianę korytarza, osuwając w dół. Dwa głębokie oddechy nie pomogły powstrzymać łez. Znów wszystko obracało się przeciwko niej, zaciskając lodowe dłonie strachu na jej gardle. Skuliła się, ocierając ręką niechciane krople.
- Przepraszam – jej głos nie stanowił rozpaczy biednej dziewczynki, ale żal i furię, złość na samą siebie – Znów wszystko niszczę...
Alec ze zdumieniem obserwował tę niespodziewaną reakcję. Pierwszy raz widział jej łzy. I to były łzy dla niego. Przez niego.
Drgnął. Momentalnie znalazł się przy niej, usiłując odsunąć drobne dłonie od jej twarzy. Ciągle mamrotała, a słone krople spływały po policzkach.
Jak mógłby jej nienawidzić? Jak mógłby być na nią zły? Jak mógłby ją teraz zostawić?
- Ciii... - szepnął miękko
Jego ciepłe dłonie delikatnie ujęły jej twarz, wymuszając kontakt wzrokowy. Liz rozchyliła wargi, prawdopodobnie by znów coś powiedzieć, ale jego kciuk zamknął jej usta. Zielone oczy rozjaśniły się, a na twarzy Aleca pojawił się uśmiech.
- Nie przepraszaj – powiedział spokojnie, wpatrując się w zapłakane ciemne oczy – Przyznaję, że byłem w szoku, ale... Chcę cię widzieć.
To powiedziawszy pochylił się w jej stronę. Odsunął cieniutkie pasemko włosów, które skleiło się z jej wilgotnymi ustami.
Usta Aleca delikatnie musnęły wargi Liz, jakby prosząc o pozwolenie. Drobne ciało drgnęły i po chwili błyski wróciły. Za każdym razem, gdy brunetka chciała uszczknąć trochę powietrza lub przerwać tę eskapadę po uczuciach, Alec przysuwał ją bliżej, zachłannie całując.
* * *
Alec niechętnie oderwał od niej swoje usta. Zielone spojrzenie wbijało się w nią. Czy to była ta sama osoba, którą widział w tych wizjach? Radosna mała dziewczynka, zakochana nastolatka, przerażona dziewczyna skacząca z mostu, zrozpaczona przyjaciółka na pogrzebie Alexa, zdruzgotana hybryda, roztrzaskana wewnętrznie osoba. Lekko się uśmiechnął, kiedy w łapiącej oddech brunetce rozpoznał jedną z ostatnich wizji. Tę, w której zasypiała w jego ramionach.
Pocałował ją w czoło.
- Chodź. Chcę ci coś pokazać. - pomógł jej wstać
Jego dłoń splotła się z jej drobną ręką. Pierwszy raz robił coś takiego z jakąkolwiek dziewczyną. To było jak oficjalne przyznanie się do uczucia, do prawdziwego uczucia. Aż gorąca fala wypełniła żyły Liz.
* * *
Motor Alec'a zatrzymał się przed ogromną posiadłością. Liz w zaskoczeniu przyglądała się idealnej konstrukcji, czystości i przepychowi. To zupełnie nie przypominało stylu Seattle. Fakt, byli na obrzeżach ale jednak wciąz w klimacie ponurych bloków. A tutaj taka perełka, niczym zameczek.
Spojrzała na zielonookiego, który z dziwnym gniewem i bólem wpatrywał się w wysoką bramę.
- Co to za miejsce? - zapytała cicho
Nie miała pojecia, dlaczego mówi szeptem, ale czuła, że sytuacja tego wymaga. Ciało 494 napięło się. Podejrzewała, że to właśnie to miejsce tak na niego działało. Nie odrywając wzroku od budynku, powiedział przyciszonym głosem:
- Tu mieszkała Rachel.
Ciemne oczy dziewczyny zamgliły się. Rachel. Pierwsza i jedyna miłość Aleca. Dziewczyna z fotografii.
Dlaczego ja tu przywiózł?
Przesunęła spojrzenie na niego. Wciąż go to bolało, ciągle słyszał w głowie krzyki własnej rozpaczy. Zapewne nie potrafił spokojnie usiedzieć w ciszy, bo wracały wspomnienia, trujące i obezwładniające. Zacisnęła ciaśniej dłonie wokół niego. Obrócił głowę spoglądając na nią. Tyle smutku...
Tak. Alec McDowell, X5-494, silny, ulepszony genetycznie, praktycznie niepokonany, zawsze opanowany i powierzchowny, teraz był jak bezbronne dziecko z ufnością obnażając swoje uczucia.
Dotknęła dłonią jego policzka. Nie wiedziała co powiedzieć, by go pocieszyć. W takich sytuacjach mówienie „Będzie dobrze” było wręcz kpiną. W efekcie wahania po prostu przytuliła go. Jego broda oparła się o jej ramię a dłonie zaplotły wokół wąskiej talii. Nie płakał. Tylko pozwalał swojej frustracji wypłynąć w płytkich oddechach. Po kilku minutach odsunął się. Jego szmaragdowe oczy ponownie przesunęły się na rezydencję. Od dawna tu nie był. Za dużo czasu minęło, by mógł spokojnie tu siedzieć i się przyglądać.
W jego głowie przemknęły urywki wspomnień. Uśmiech, pierwszy pocałunek w basenie, pianino, wisiorek. Zacisnął powieki. Wisiorek był jego jedyną pamiątką po niej.
Był.
- Gdybym mógł cofnąć czas... - mruknął na głos - ... nie pozwoliłbym sobie odebrać tego wisiorka.
Wzrok Liz skupił się na jego twarzy. O czym on mówił? Ale chłopak zdawał się umieć odczytywać jej myśli i niepokoje. Z kwaśnym uśmiechem i rozgoryczeniem wyjaśnił.
- Rachel dała mi swój wisiorek. Jej ojciec mi go zabrał.
Brunetka zastygła w bezruchu. Czasem nie rozumiała postępowania ludzi, ale teraz zupełnie nie wiedziała jak zareagować. Może i w jakiś sposób przez pochodzenie Aleca zginęła ta dziewczyna, ale przecież ją kochał, zasłużył na choć tak drobną pamiątkę.
Jej spojrzenie powędrowało w stronę posiadłości. Wyglądała jak nieprzystępna twierdza, do której w żaden sposób nie można było wejść.
- To nie w porządku – szepnęła – Należy ci się ten wisiorek.
Alec nawet nie drgnął. Po chwili zastanowienia wzruszył ramionami i obrócił się, by włączyć silnik motoru. Liz bez słowa oplotła dłońmi jego brzuch. Jej myśli toczyły chaotyczną debatę.
Należał mu się ten wisiorek.
c.d.n.
XIX
Poczuł ciepło na swoim karku, nawet dziwne mrowienie. Nagle wszystko zawirowało, aż musiał zamknąć powieki. Przed jego oczami przemykały jakieś dziwne obrazy, których wcześniej nie widział. Grupa nastolatków, pustynia, jakaś debata. Nie widział czemu, ale czuł ogromny ból i żal, kiedy to widział. Tylko, że to nie były jego uczucia. Pustynia przekształciła się w gwiaździste niebo i oto nagle widział nocne Seattle, a dokładnie dworzec autobusowy. Cierpienie przeszło w strach i niepewność. Ponownie wszystko zawirowało, aż poczuł niesamowite ciepło, bezpieczeństwo i zobaczył...
- Alec! - głos Hotaru go ocucił
Momentalnie otworzył oczy i obrócił się. Liz leżała na podłodze. Chciał ją podnieść, ale Biggs go uprzedził. Nie doniósł jej nawet do kanapy, gdy odzyskała przytomność. Jęknęła tylko i złapała się za głowę, kuląc na zużytym meblu. Przesunęła wzrok po zgromadzonych. Wszyscy patrzyli na nią z troską i obawą.
- Nic mi nie jest – mruknęła, starając się uśmiechnąć
Max wciskała w jej dłoń szklankę z mlekiem.
Co ona miała z tym dbaniem by się nie odwodnić?
Ciemne oczy Liz przeniosły się na Aleca. Siedział w bezruchu, a jego zielone oczy nie odrywały się od niej. Tym razem było w nich coś, co kazało jej się martwić i bać. Rozchyliła usta, żeby coś powiedzieć, ale w tym momencie transgeniczny chłopak zerwał się z miejsca i wyszedł trzaskając drzwiami.
* * *
Hotaru usiadła naprzeciwko Liz. Jej oczy mieniły się teraz turkusowo, chociaż przeplatało się to z ciemnym granatem. Uważnie studiowała twarz brunetki, jakby chciała wszystko odczytać z ułożenia ust i wyrazu oczu. Coś się stało. Coś czego oni nie umieli pojąć. Rozumiała jedynie, że dotyczyło to Aleca, bo inaczej by nie uciekł a sama Liz nie zachowywałaby się jak trusia. Max studiowała kark Biggsa, upewniając się, że małe hokus-pokus hybrydy pomogło. Natomiast 593 kątem oka obserwował dwie drobne istoty stojące teraz po obu stronach muru, który Liz wybudowała wokół siebie.
Blondynka cmoknęła z niezadowoleniem. Nie miała zwyczaju na siłę wpychać się w czyjeś osobiste sprawy, ale ten mur jej się nie podobał i miała zamiar pomóc mu runąć z hukiem.
- Co mu zrobiłaś?
Liz tylko mruknęła coś niezrozumiałego i zanurzyła twarz w dłoniach. Miała najgorsze obawy. Widziała jego wnętrze, jego duszę, zajrzała w najintymniejsze z miejsc. Pewnie to wyczuł i dlatego się wściekł. Obawiała się, że sytuacja może być jeszcze gorsza jeśli on też widział coś. Widział ją.
- Nie chciałam – jęknęła nie podnosząc głowy – Nie chciałam go wciągać w to wszystko.
Biggs spojrzał na nią z prawdziwym zaintrygowaniem i smutkiem. Cokolwiek zrobiła, bardziej przejmowała się tym, że to ktoś inny mógł ucierpieć. Max również wbiła wzrok w skuloną postać. Poczuła dziwnie znajomy ból. Taki sam jaki czuła, kiedy przez nią Logan prawie stracił życie. Hotaru pokręciła głowią niby to z rozbawieniem.
- Może i nie chciałaś, ale on chciał – powiedziała ciepło i spokojnie – Wierz mi, znam go tak długo, że mogę stwierdzić jedno. Zmienił się przy tobie.
Liz uniosła głowę i spojrzała z niezrozumieniem i raczej wahaniem na blondynkę.
- Nadal jest nieznośny – mruknęła Hotaru – Ale bardzo się do ciebie przywiązał. Już nie jesteś dla niego obcą osobą. - spoważniała – Twoim błędem nie było wciąganie go w swoje tajemnice. Błędem będzie jeśli go opuścisz.
* * *
Od trzech minut stała przed tymi drzwiami. Starała się nawet nie oddychać, żeby jej nie było słychać. Wciąż się wahała.
Właściwie po co tu przyszła?
Żeby mu wyjaśnić co to było? Żeby przeprosić? Znów tonęła we własnych wątpliwościach i strachu. Wszędzie dokoła był strach. Jako zmodyfikowana genetycznie bała się ludzi, jako Lizzy Parker bała się Maxa, jako emocjonalnie rozwinięta istota bała się reakcji Aleca. W myślach układała co mu powie. Sama jednak nie była pewna, czy obrócić to w zwykłą kosmiczną sprawę czy kalać się przed nim.
Jak na zawołanie drzwi się otworzyły. Zielone oczy przesunęły się po jej ciele. Gdy zorientował się, że to na pewno ona, tęczówki pociemniały w szmaragdową toń. A ona zamknęła oczy i z całym zasobem rozpaczy szepnęła:
- Przepraszam.
Treść żołądkowa podchodziła jej do gardła. Czuła jego gniew wtapiający się w nią. Nienawidził jej, że tak pokręciła jeszcze bardziej jego życie. To odebrało wszelki smak nadziei.
- Widziałem twoje wspomnienia – jego głos wcale nie był lodowaty, jak się spodziewała, raczej drżący
Pokiwała głową i zrobiła krok do tyłu. Wszelkie obawy się spełniły. Utworzyła kontakt z Aleciem, pozwoliła mu wniknąć do swojego umysłu i sama wdarła się do jego wnętrza. Ale najgorsze było to, że nie żałowała. Chciała, żeby ktoś wreszcie ją zobaczył tak naprawdę. Teraz po prostu coś w jej wnętrzu ją szczypało, bo on nie chciał jej widzieć.
- To... utworzyłam z tobą kontakt – mruknęła na wpół śmiejąc się na wpół płacząc, chciała utrzymać nerwy na wodzy – Ty widziałeś moje wspomnienie i myśli, a ja twoje.
Urwała, nie mając pojęcia co powiedzieć dalej. Odgarnęła pasemko włosów z twarzy i dygocącym coraz bardziej głosem dokończyła:
- Nie chciałam... to znaczy chciałam, ale teraz ty jesteś zły. Ale nie martw się, nie widziałam nic ważnego, nic czego nie powinnam widzieć – paplała bez ładu i składu
Alec wbił dłonie w kieszenie. Powinien być zły, powinien nią potrząsnąć i kazać zablokować ten dziwny kontakt, czy cokolwiek to było. A jednak gdy na nią patrzył, wszelki gniew znikał.
Pozwoliła mu zobaczyć to, co tkwiło w niej najgłębiej, to co starała się zakopać, schować przed innymi i nie wracać do tego. I chyba chciała pokazać mu w sobie wszystko, bo inaczej to ostatnie uczucie nie przeszło by przez niego.
- Widziałem siebie – przyznał półszeptem
Liz poczuła jak coś w niej pęka. Zobaczył siebie samego w jej myślach i uczuciach. Poznał jej przywiązanie i silną więź, do jakiej wcześniej się nie przyznawała.
Kiwnęła głową mechanicznie, ale nie była w stanie na niego spojrzeć. Obróciła się by odejść. Kilka chwiejnych kroków. Zatrzymała się i oparła plecami o ścianę korytarza, osuwając w dół. Dwa głębokie oddechy nie pomogły powstrzymać łez. Znów wszystko obracało się przeciwko niej, zaciskając lodowe dłonie strachu na jej gardle. Skuliła się, ocierając ręką niechciane krople.
- Przepraszam – jej głos nie stanowił rozpaczy biednej dziewczynki, ale żal i furię, złość na samą siebie – Znów wszystko niszczę...
Alec ze zdumieniem obserwował tę niespodziewaną reakcję. Pierwszy raz widział jej łzy. I to były łzy dla niego. Przez niego.
Drgnął. Momentalnie znalazł się przy niej, usiłując odsunąć drobne dłonie od jej twarzy. Ciągle mamrotała, a słone krople spływały po policzkach.
Jak mógłby jej nienawidzić? Jak mógłby być na nią zły? Jak mógłby ją teraz zostawić?
- Ciii... - szepnął miękko
Jego ciepłe dłonie delikatnie ujęły jej twarz, wymuszając kontakt wzrokowy. Liz rozchyliła wargi, prawdopodobnie by znów coś powiedzieć, ale jego kciuk zamknął jej usta. Zielone oczy rozjaśniły się, a na twarzy Aleca pojawił się uśmiech.
- Nie przepraszaj – powiedział spokojnie, wpatrując się w zapłakane ciemne oczy – Przyznaję, że byłem w szoku, ale... Chcę cię widzieć.
To powiedziawszy pochylił się w jej stronę. Odsunął cieniutkie pasemko włosów, które skleiło się z jej wilgotnymi ustami.
Usta Aleca delikatnie musnęły wargi Liz, jakby prosząc o pozwolenie. Drobne ciało drgnęły i po chwili błyski wróciły. Za każdym razem, gdy brunetka chciała uszczknąć trochę powietrza lub przerwać tę eskapadę po uczuciach, Alec przysuwał ją bliżej, zachłannie całując.
* * *
Alec niechętnie oderwał od niej swoje usta. Zielone spojrzenie wbijało się w nią. Czy to była ta sama osoba, którą widział w tych wizjach? Radosna mała dziewczynka, zakochana nastolatka, przerażona dziewczyna skacząca z mostu, zrozpaczona przyjaciółka na pogrzebie Alexa, zdruzgotana hybryda, roztrzaskana wewnętrznie osoba. Lekko się uśmiechnął, kiedy w łapiącej oddech brunetce rozpoznał jedną z ostatnich wizji. Tę, w której zasypiała w jego ramionach.
Pocałował ją w czoło.
- Chodź. Chcę ci coś pokazać. - pomógł jej wstać
Jego dłoń splotła się z jej drobną ręką. Pierwszy raz robił coś takiego z jakąkolwiek dziewczyną. To było jak oficjalne przyznanie się do uczucia, do prawdziwego uczucia. Aż gorąca fala wypełniła żyły Liz.
* * *
Motor Alec'a zatrzymał się przed ogromną posiadłością. Liz w zaskoczeniu przyglądała się idealnej konstrukcji, czystości i przepychowi. To zupełnie nie przypominało stylu Seattle. Fakt, byli na obrzeżach ale jednak wciąz w klimacie ponurych bloków. A tutaj taka perełka, niczym zameczek.
Spojrzała na zielonookiego, który z dziwnym gniewem i bólem wpatrywał się w wysoką bramę.
- Co to za miejsce? - zapytała cicho
Nie miała pojecia, dlaczego mówi szeptem, ale czuła, że sytuacja tego wymaga. Ciało 494 napięło się. Podejrzewała, że to właśnie to miejsce tak na niego działało. Nie odrywając wzroku od budynku, powiedział przyciszonym głosem:
- Tu mieszkała Rachel.
Ciemne oczy dziewczyny zamgliły się. Rachel. Pierwsza i jedyna miłość Aleca. Dziewczyna z fotografii.
Dlaczego ja tu przywiózł?
Przesunęła spojrzenie na niego. Wciąż go to bolało, ciągle słyszał w głowie krzyki własnej rozpaczy. Zapewne nie potrafił spokojnie usiedzieć w ciszy, bo wracały wspomnienia, trujące i obezwładniające. Zacisnęła ciaśniej dłonie wokół niego. Obrócił głowę spoglądając na nią. Tyle smutku...
Tak. Alec McDowell, X5-494, silny, ulepszony genetycznie, praktycznie niepokonany, zawsze opanowany i powierzchowny, teraz był jak bezbronne dziecko z ufnością obnażając swoje uczucia.
Dotknęła dłonią jego policzka. Nie wiedziała co powiedzieć, by go pocieszyć. W takich sytuacjach mówienie „Będzie dobrze” było wręcz kpiną. W efekcie wahania po prostu przytuliła go. Jego broda oparła się o jej ramię a dłonie zaplotły wokół wąskiej talii. Nie płakał. Tylko pozwalał swojej frustracji wypłynąć w płytkich oddechach. Po kilku minutach odsunął się. Jego szmaragdowe oczy ponownie przesunęły się na rezydencję. Od dawna tu nie był. Za dużo czasu minęło, by mógł spokojnie tu siedzieć i się przyglądać.
W jego głowie przemknęły urywki wspomnień. Uśmiech, pierwszy pocałunek w basenie, pianino, wisiorek. Zacisnął powieki. Wisiorek był jego jedyną pamiątką po niej.
Był.
- Gdybym mógł cofnąć czas... - mruknął na głos - ... nie pozwoliłbym sobie odebrać tego wisiorka.
Wzrok Liz skupił się na jego twarzy. O czym on mówił? Ale chłopak zdawał się umieć odczytywać jej myśli i niepokoje. Z kwaśnym uśmiechem i rozgoryczeniem wyjaśnił.
- Rachel dała mi swój wisiorek. Jej ojciec mi go zabrał.
Brunetka zastygła w bezruchu. Czasem nie rozumiała postępowania ludzi, ale teraz zupełnie nie wiedziała jak zareagować. Może i w jakiś sposób przez pochodzenie Aleca zginęła ta dziewczyna, ale przecież ją kochał, zasłużył na choć tak drobną pamiątkę.
Jej spojrzenie powędrowało w stronę posiadłości. Wyglądała jak nieprzystępna twierdza, do której w żaden sposób nie można było wejść.
- To nie w porządku – szepnęła – Należy ci się ten wisiorek.
Alec nawet nie drgnął. Po chwili zastanowienia wzruszył ramionami i obrócił się, by włączyć silnik motoru. Liz bez słowa oplotła dłońmi jego brzuch. Jej myśli toczyły chaotyczną debatę.
Należał mu się ten wisiorek.
c.d.n.
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
Długo
_Liz mnie zaczyna powoli brakować słów bo tak piękne jest to opowiadanie... A dziś? Trzy części naraz
Bosko BTW życzę powodzenia w uczeniu sie chemi i zamieszczaniu kolejnych części
A co do terści? Hmmm......
Mądra ta Liz bo wymyśliła pigmentacje kodów więc jego "usunięcie" było bezbolesne
Po drugie Max Evans jest Seattle Ciekawam jest co z tego wyniknie może bujka w wykonaniu Króla i transgenicznego mutanta Będzie ciekawie...
Teraz sprawa "połączenia" To było coś! A w dodatku wspomnienia Aleca i Liz się pomieszły. Smutne.
"Czy to była ta sama osoba, którą widział w tych wizjach? Radosna mała dziewczynka, zakochana nastolatka, przerażona dziewczyna skacząca z mostu, zrozpaczona przyjaciółka na pogrzebie Alexa, zdruzgotana hybryda, roztrzaskana wewnętrznie osoba. Lekko się uśmiechnął, kiedy w łapiącej oddech brunetce rozpoznał jedną z ostatnich wizji. Tę, w której zasypiała w jego ramionach. "
W tych kilku zdaniach zawarłaś ogrom cierpienia "drobnej brunetki"!
Alec wkońcu zaufał Liz... Nareszcie I pokazał dom swej pierwszej miłości.
Otwiera się i pokazuje swoją duszę...
Oby tak dalej
To co? Kiedy następna część, bo ostatnie trzy jakoś przetrawiłam
I chcę jeszcze
_Liz mnie zaczyna powoli brakować słów bo tak piękne jest to opowiadanie... A dziś? Trzy części naraz
Bosko BTW życzę powodzenia w uczeniu sie chemi i zamieszczaniu kolejnych części
A co do terści? Hmmm......
Mądra ta Liz bo wymyśliła pigmentacje kodów więc jego "usunięcie" było bezbolesne
Po drugie Max Evans jest Seattle Ciekawam jest co z tego wyniknie może bujka w wykonaniu Króla i transgenicznego mutanta Będzie ciekawie...
Teraz sprawa "połączenia" To było coś! A w dodatku wspomnienia Aleca i Liz się pomieszły. Smutne.
"Czy to była ta sama osoba, którą widział w tych wizjach? Radosna mała dziewczynka, zakochana nastolatka, przerażona dziewczyna skacząca z mostu, zrozpaczona przyjaciółka na pogrzebie Alexa, zdruzgotana hybryda, roztrzaskana wewnętrznie osoba. Lekko się uśmiechnął, kiedy w łapiącej oddech brunetce rozpoznał jedną z ostatnich wizji. Tę, w której zasypiała w jego ramionach. "
W tych kilku zdaniach zawarłaś ogrom cierpienia "drobnej brunetki"!
Alec wkońcu zaufał Liz... Nareszcie I pokazał dom swej pierwszej miłości.
Otwiera się i pokazuje swoją duszę...
Oby tak dalej
To co? Kiedy następna część, bo ostatnie trzy jakoś przetrawiłam
I chcę jeszcze
_liz wzruszyłam się czytając tą część Po prostu brak mi słów... Nie wiem co mam napisać... Ogromnie się cieszę, że powstała taka część i dziękiuję za to
Strasznie było mi żal Liz i szczerze to tak do końca nie rozumiem o co chodziło Alecowi, dlaczego niby miałby być zły Przecież dziewczyna otworzyła się przed nim pokazała całą siebie, swoją duszę a on tak po prostu wyszedł... Jednak naprawił swój błąd i dobrze też potrafił jej zaufać.
Coś mi się wydaje, że Liz pojedzie po ten wisiorek oby nie miała przez to większych kłopotów...
A tak z innej beczki _liz kiedy będzie kolejna część Polar Novel? Wiem wiem, że masz dużo roboty, ale tylko tak z ciekawości sie pytam
Ludzie komentujcie Bo _liz gotowa spełnić swoją groźbę
Tłum krzyczy więcej więcej
I jeszcze jedno, aby przyjemnie połechtać Twoje pisarskie ego _liz napiszę, że jestem pod ogromnym wrażeniem Twojej twórczości Po prostu kocham Twoje opowiadanka _liz
Strasznie było mi żal Liz i szczerze to tak do końca nie rozumiem o co chodziło Alecowi, dlaczego niby miałby być zły Przecież dziewczyna otworzyła się przed nim pokazała całą siebie, swoją duszę a on tak po prostu wyszedł... Jednak naprawił swój błąd i dobrze też potrafił jej zaufać.
Taki prosty gest a tak wiele znaczy...Jego dłoń splotła się z jej drobną ręką. Pierwszy raz robił coś takiego z jakąkolwiek dziewczyną. To było jak oficjalne przyznanie się do uczucia, do prawdziwego uczucia.
Coś mi się wydaje, że Liz pojedzie po ten wisiorek oby nie miała przez to większych kłopotów...
A tak z innej beczki _liz kiedy będzie kolejna część Polar Novel? Wiem wiem, że masz dużo roboty, ale tylko tak z ciekawości sie pytam
Ludzie komentujcie Bo _liz gotowa spełnić swoją groźbę
Tłum krzyczy więcej więcej
I jeszcze jedno, aby przyjemnie połechtać Twoje pisarskie ego _liz napiszę, że jestem pod ogromnym wrażeniem Twojej twórczości Po prostu kocham Twoje opowiadanka _liz
Haha. Liz jak coś wpadnie do głowy (np. Należy mu sie ten wisiorek), to ciężko wychodzi. Zawsze była uparta, nieprawdaż?
onar-erk... Alec praktycznie całę życie spedził w Manticore. Tam nie uczą jak radzic sobie z uczuciami, jak budować relacje z drugim człowiekiem - wręcz przeciwnie. Wszystko, czego tam nauczyli, to jak to niszczyc... i czasem transgeniczni robią dokładnie to, czego nie chcą.
onar-erk... Alec praktycznie całę życie spedził w Manticore. Tam nie uczą jak radzic sobie z uczuciami, jak budować relacje z drugim człowiekiem - wręcz przeciwnie. Wszystko, czego tam nauczyli, to jak to niszczyc... i czasem transgeniczni robią dokładnie to, czego nie chcą.
No jestem bo dwa dni internetu nie miałam więc baaardzo przepraszam że nie komentowałam. Ostatni komentarz dodałam....aaa!! Aż 3 części temu Trzeba ot nadrobićale tak a szybko bo czas goni!!
Jeżeli chodzi o część 17 to pierwsze co mi przychodzi na myśl to....MIAŁAM RACJĘĘ!! Hmmm taką kolacyjkę to bym chciała nawet z nim... Aaaa nie słyszałyście tego!! Całe szczęście Liz ma włączone szybkie myślenie, bo co prawda postać Max polubiłam najmniej, to nie było by miło gdyby ludzie się dowiedzieli kim jest
A później to i dobrze, że zobaczyli swoje myśli, bo przynajmniej(prawie) wszystko jasne. A że się troszkę pozłościli to tam nie ważne...
Jeżeli chodzi o część 17 to pierwsze co mi przychodzi na myśl to....MIAŁAM RACJĘĘ!! Hmmm taką kolacyjkę to bym chciała nawet z nim... Aaaa nie słyszałyście tego!! Całe szczęście Liz ma włączone szybkie myślenie, bo co prawda postać Max polubiłam najmniej, to nie było by miło gdyby ludzie się dowiedzieli kim jest
A później to i dobrze, że zobaczyli swoje myśli, bo przynajmniej(prawie) wszystko jasne. A że się troszkę pozłościli to tam nie ważne...
Zgadzam się w 100%Należał mu się ten wisiorek.
Nie było mnie tylko jedno popołudnie, a tu się tyle komentarzy nazbierało, i część dodana. No cóż, wiadomo, niedziela
No dobrze, więc tak:
Ta część... rzeczywiście przełomowa. I chyba najbardziej uczuciowa część w całym tym ficku... O takich czystych uczuciach, nie tych udawanych, pomijanych, wykpiewanych. Piękne
Wątpię, żeby Alec wychodząc okazywał swoją złość na Liz. Wydaje mi się raczej, że był... bardzo zakłopotany, zagubiony i zszokowany tym, co zobaczył. Poznał całą przeszłość Liz, ale przede wszystkim - zobaczył sibie. Zobaczył i poczuł to, co czuje do niego Liz. I jak tu przejśc obok tego obojętnie? ... Ale jak zareagować? Myślę, że biedaczek chciał sobie poprostu to przemyśleć.
Potem okazał swoją delikatnośc, opiekuńczość i po części swoje uczucie, całując Liz tam na korytarzu. To było urocze
A zawożąc Liz pod dom Rachel.... nie wiem, co chciał okazać. Tzn... pewnie chciał się przed nią otworzyć jeszcze bardziej, w końcu pokazać komuś część swojej duszy, i Liz świetnie się zachowała. Chłopak zdawał się potrzebować przytulenia, takiego z serca.
No i wisiorek. Należy mu się. 'Należał mu się ten wisiorek'. Obawiam się, że teraz Liz nie da spokoju
No i tez nie mogę się doczekać spotkania Liz I ALECA z Maxem
No dobrze, więc tak:
Ta część... rzeczywiście przełomowa. I chyba najbardziej uczuciowa część w całym tym ficku... O takich czystych uczuciach, nie tych udawanych, pomijanych, wykpiewanych. Piękne
Wątpię, żeby Alec wychodząc okazywał swoją złość na Liz. Wydaje mi się raczej, że był... bardzo zakłopotany, zagubiony i zszokowany tym, co zobaczył. Poznał całą przeszłość Liz, ale przede wszystkim - zobaczył sibie. Zobaczył i poczuł to, co czuje do niego Liz. I jak tu przejśc obok tego obojętnie? ... Ale jak zareagować? Myślę, że biedaczek chciał sobie poprostu to przemyśleć.
Potem okazał swoją delikatnośc, opiekuńczość i po części swoje uczucie, całując Liz tam na korytarzu. To było urocze
A zawożąc Liz pod dom Rachel.... nie wiem, co chciał okazać. Tzn... pewnie chciał się przed nią otworzyć jeszcze bardziej, w końcu pokazać komuś część swojej duszy, i Liz świetnie się zachowała. Chłopak zdawał się potrzebować przytulenia, takiego z serca.
No i wisiorek. Należy mu się. 'Należał mu się ten wisiorek'. Obawiam się, że teraz Liz nie da spokoju
No i tez nie mogę się doczekać spotkania Liz I ALECA z Maxem
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Hmm... No dobrze, udało wam się spełnić moje oczekiwania. Aż się cała rozpromieniłam, a myślałam, że nie dojdzie do tego po dzisiejszym dniu. 7 godzin kułam wczoraj chemię!!! 7 godzin! Non stop entalpia (standardowa, spalania, tworzenia, parowania), entropia, rzędowość reakcji i prawa termodynamiki... I przychodzę dzisiaj wycieńczona do szkoły i co? Profesor przełożył sprawdzian na przyszły tydzień! Oczywiście, cieszę się, że go nie było, jak każdy normalny uczeń, ale po tylu godzinach mordęgi to jednak wkurzające... Na szczęście po przyjściu tutaj momentalnie poprawił mi się humor Najpierw cały ogrom komentarzy, a na dodatek pyszny deserek od H. - 40 FN!
Z tak genialnym humorkiem nie zamierzam was zadręczać i wynajdywać powodów do nie zamieszczenia kolejnego rozdziału. Zanim to nastąpi, mały komentarz ode mnie.
1) Alec i Liz, to chyba cała podstawa tego opowiadania i możnaby o nich pisać w nieskończoność. Ale ograniczę się trochę dzisiaj. Mówiłam, że nastąpi pewien "przełom" i tak się stało, choć jeszcze wielokrotnie będą sobie udowadniać jak im wzajemnie na sobie zależy. Do tego stopnia, że dojdzie nawet do "małej" scenki zazdrości (i to w dzisiejszej części)
2) "Należy mu się ten wisiorek" - Hotaru ma rację mówiąc, że Liz jest niezmiernie uparta. Rację mają również ci, którzy podejrzewają, że tylko na tym zdaniu się nie skończy. Panna Parker ma pewne poważne zamiary w stosunku do tego drobnego przedmiotu, który powinien się znaleźć w posiadaniu Aleca. Ale o tym w innej cześci...
3) Reakcja Aleca na wizje. Po pierwsze, jak już ktoś ujął, Alec nie przywykł do radzenia sobie nawet z tak prostymi i pięknymi uczuciami. Manticore nie było prawdziwym przystosowaniem do życia, tylko do jego odbierania. Poza tym to raczej szok nim powodował. Pierwszy raz doznał wizji i chyba nikt by się tak całkiem spokojnie nie zachował na jego miejscu. To nie była złość na Liz, raczej niepewność, może pewna obawa.
4) Max Guevara - ta postać nie jest taka prosta jak się wydaje. Może na pierwszy rzut oka jest niesamowicie chłodna, zdystansowana itp. ale ona również ma do tego swoje powody. W SLAFG nie rozwinęłam jej postaci, ale nastąpi to w SZD i może się do niej przekonacie.
5) Spotkanie z Maxem E. O samym Maxie już mówiłam nie raz, że w tym opowiadanku jest niemożliwie denerwujący. A jeśli chodzi o spotkanie z Liz i Aleciem i całą resztą... Niespodzianka! O tym pisać nie będę - o tym przeczytacie w dzisiejszej części.
Liczę na takie komentarze jak do 19, a może nawet i na lepsze
XX
Nie mogła uwierzyć, ze znów są w klubie. Czy czwórka mutantów cały czas balowała? Dopiero co byli w tym miejscu. Uśmiechnęła się lekko na wspomnienie pamiętnego wieczoru. Ciemne oczy od razu zaczęły z łaknieniem szukać przystojnego mutanta. Tym razem odnalazła go od razu, pochylonego nad blatem,szczerzącego się do flirtującej z nim barmanki...
Stop!
Zmarszczyła brwi. Specjalnie dla niego chodziła w tych niewygodnych spodniach i skąpej bluzce, a on podrywał inną? Mruknęła pod nosem i ruszyła w jego stronę, pozostawiając Hotaru i Biggsa z tyłu. Usiadła na stołku obok niego, wspierając głowę na dłoni i uważnie śledząc jego ruchy. Rudowłosa barmanka z błyskiem w oczach przechylała się przez ladę. Liz miała wrażenie, że za chwilę to rude babsko rzuci się na jej Aleca. JEJ?! Mała poprawka. On nie był jej. Ale jakby na to nie patrzeć to w pewnym sensie był Z nią.
Chrząknęła ostentacyjnie. Barmanka nawet nie zwróciła na to uwagi, ale zielonooki miał przecież słuch doskonały, więc momentalnie obrócił głowę w jej stronę. Był całkiem zaskoczony jej obecnością. Zlustrował uważnie drobną postać. Ciemna niczym mokka skóra idealnie kontrastowała z wiśniową bluzeczką, która odkrywała więcej niż powinna. Zielone oczy przesunęły się wyżej, na jej twarz. Usta zaciśnięte, brew uniesiona w niecierpliwym pytaniu.
- Wyglądasz ślicznie – wyszczerzył zęby
Przewróciła oczami i westchnęła. Tym razem nie wymiga się błahym komplementem.
Zeskoczyła ze stołka i podeszła bliżej niego. Skrzyżowane ramiona nie oznaczały przyjaznego nastawienia. I to była szczera prawda. Liz się powoli zaczynała wściekać. Może i Alec był rozbrajający i uroczy, ale to nie zwalniało go z przestrzegania pewnych zasad. Nie mówi się dziewczynie, że chce się widzieć ją prawdziwą i nie pokazuje domu utraconej miłości, by kilka dni potem przelecieć jakąś pobudzoną alkoholiczkę. Już to przerabiała z Maxem, nie miała ochoty pozwolić kolejnemu chłopakowi podrzeć swojego serca.
Nadszedł czas by grać w otwarte karty. Albo są razem albo każde bawi się po swojemu.
- Miło, że zauważyłeś moje istnienie – syknęła
Aleca zaskoczył jej chłodny, gniewny ton. Czyżby się złościła? Nie mógł powstrzymać uśmiechu. Podobało mu się, że tak reagowała na jego rozmowę z inną dziewczyną. To znaczyło, że jej zależy.
- Nie denerwuj się tak maleństwo – usłyszała lekko chropowaty głos barmanki
Liz gwałtownie obróciła głowę w jej stronę, posyłając mordercze spojrzenie.
- Pytał cię ktoś o zdanie ruda mendo? - warknęła
Barmankę zatkało. Zresztą nie tylko ją. Alec nie podejrzewał, że drobna brunetka potrafi być tak wściekła. Owszem widział już jej kiepski nastrój, ale teraz furia wręcz kipiała. Nie mógł jednak opanować rozbawienie na dźwięk określenia, jakim obdarzyła barmankę.
- Uważaj, bo dostaniesz zajadów. - chociaż w niej wrzało, zachowywała pełnię opanowania, nie licząc ostrego tonu – A teraz spokojnie mi wyjaśnij, dlaczego ta lafirynda praktycznie rozkładała przed tobą nogi.
Nie ma nic dziwnego w tym, że rudowłosa dziewczyna poczuła się całkowicie urażona.
- Hej! - warknęła w stronę Liz – Licz się ze słowami!
- Bo co?! - brunetka popatrzyła na nią z lodowatą wyższością – Wypłosz.
Dłoń barmanki zacisnęła się na przedramieniu Liz. Nie na długo. Alec błyskawicznie chwycił nadgarstek dziewczyny, ściskając go aż do bólu. Puściła Liz, rozmasowując obolały przegub. Zaklęła pod nosem i wróciła do innych klientów, pozostawiając tę kłótnię im samym.
Alec przyglądał sie teraz Liz z poważnym zaniepokojeniem. Przechodził już fazę odrętwiałej i przybitej Liz, fazę rozpalonej i uwodzicielskiej Liz, nawet fazę zdenerwowanej Liz. Ale takiego wybuchu nie spodziewał się po niej. I czym ją tak niby zdenerwował?
- Coś się stało? - zapytał najniewinniej w świecie
Prychnęła. Albo wciąż nie rozumiał o co chodzi albo udawał kretyna. Na jej ustach pojawił się lekki uśmiech, z tym że w ogóle nie oznaczał poprawy nastroju. Wątpiła aby ten wieczór był w stanie skończyć się dobrze. Od rana czuła w trzewiach, że szykuje się coś złego i wolała od razu nastawić się bojowo, by nic nie było w stanie jej zaskoczyć i zranić. Jednak przy tym podejściu każdy niefortunny krok ze strony innych tylko ją rozjuszał.
Teoretycznie była z Aleciem, a w każdym bądź razie tak się czuła. Z resztą jak niby inaczej miałaby odebrać słowa „Chcę cię widzieć” jeśli nie jako formę wyznania? Dla samej tej teorii chciała postarać się być miła wieczorem mimo własnych sprzeczności emocjonalnych, a on flirtował z pierwszą lepszą.
- Hmm... pomyślmy... - syknęła złośliwie – Tak!
Zielone oczy spoglądały na nią z zaciekawieniem i niezrozumieniem. Powoli docierało do niego, że wściekała się o tę scenę z barmanką. Dla niego to było dość zabawne. Pozwalał rudowłosej dziewczynie na flirt i może ją do tego prowokował, ale nie było to nawet w połowie takiego rodzaju jak kiedyś. Prawda była taka, że czekał na Liz i tylko na nią, a barmanka jedynie go bawiła. Widział, że gdyby chciała się z nim umówić, bez namysłu by odmówił. Problem w tym, że Liz tego wszystkiego nie wiedziała i odczytała to, jak widziała.
Brunetka starała się panować nad emocjami. Jeszcze żadnemu chłopakowi nie zrobiła takiej awantury. Jeśli zachodziła podobna sytuacja, po prostu ze smutkiem i draśniętym sercem odchodziła, nie odzywając się słowem. Ale wtedy była inna...
- Przychodzę tu specjalnie dla ciebie, a ty się migdalisz z jakąś wywłoką?
Obecna Liz miała zamiar wyrzucić z siebie wszystko, nie przejmując się brzmieniem tego. Chociaż w jej głosie było sporo żalu.
Figlarny błysk przemknął przez szmaragdowe tęczówki, kusząc kąciki jego ust do wygięcia się w tendencyjnym uśmieszku.
- Jesteś zazdrosna? - zapytał z nutą satysfakcji
Zazdrość. Słowo tak niewdzięcznie brzmi, ale daje pewność, że drugiej osobie zależy...
Ręce Liz opadły bezwiednie wzdłuż jej ciała, a usta rozchyliły się. Nie umiała jednak znaleźć riposty. Czy była zazdrosna? Na to wyglądało. Jeśli widok chłopaka z inną dziewczyną wzbudzał podrażnienie wnętrzności i napięcie nerwów, to chyba nazywało się to zazdrością. Zamknęła buzię i fuknęła. Nie miała zamiaru dawać mu satysfakcji z tego, że tak mocno się przywiązała. Wolała odejść. Albo lepiej mu coś udowodnić.
- Zazdrość? Też coś... - mruknęła i odeszła gwałtownie
Po drodze na parkiet mijała grupkę znajomych w stałym składzie. Chwyciła Biggsa za kurtkę i pociągnęła za sobą. Nie wyjaśniła słowem o co jej chodzi, tylko ciągnęła zdezorientowanego 593 w stronę oświetlonego, mglistego parkietu. Alec śledził jej każdy ruch odkąd tylko odeszła od niego. Zmrużył oczy. Rozbawiła go początkowo jej złość i chęć ucieczki, ale towarzystwo Biggsa jakoś zmyło uśmieszek z jego twarzy. Zerwał się z miejsca i dogonił ich, nim dotarli do drżącej podłogi.
- Lepiej idź do Hotaru – mruknął do ucha przyjaciela
Jego dłonie zacisnęły się na ramionach Liz. Praktycznie podskoczyła. Obróciła się w jego stronę. Zawzięta, zacisnęła usta widząc go, by nie wypowiedzieć ani słówka.
Nie będzie się tłumaczyć. Nie będzie przepraszać. Nie będzie czuła się winna, jak to było przy Maxie. I stanowczo, zdecydowanie n i e b ę d z i e ulegać jego urokowi!
Alec jęknął. Nie ułatwiała mu tego.
- Czekałem na ciebie. Nic nie poradzę, że ta dziewczyna się do mnie przykleiła. Kobiety na mnie lecą.
Przewróciła oczami. Pewność siebie i kokieteryjny uśmieszek ponownie przejęły nad nim kontrolę. Ciepłe dłonie na jej ramionach, zielona siła spojrzenia i ten słodki uśmiech – już topniała. Zebrała resztkę gniewu i mruknęła:
- Nie winię dziewczyn, że na ciebie lecą. Problem w tym, że ty ciągle to wykorzystujesz.
Przesunął lewą dłoń wzdłuż jej ramienia, z fascynacją obserwując jak przymyka powieki.
- Nie – powiedział spokojnie – Już nie.
Zamrugała. Głośna muzyka, rosnąca temperatura, obecność Aleca już omamiały jej zmysły. Dopiero po kilku sekundach przypomniała sobie o złości.
Lewy kącik usta Aleca uniósł się wyżej, a on sam pochylił się, muskając ustami płatek jej prawego ucha.
- Nie ma sensu bawić się w towarzystwie innych dziewczyn, skoro przed oczami i tak ciągle mam ciebie.
Miękkie westchnienie wydobyło się z jej ust, gdy wargi chłopaka ujęły delikatnie płatek jej ucha, leniwie go ssąc.
Wepchnął ją głębiej na parkiet, nie przerywając przyjemnego zajęcia. Niechętnie powstrzymała własne ręce by nie wślizgnęły się na jego ciało. Długo jednak nie wytrzymała. Splatając dłonie wokół jego szyi, stwierdziła półszeptem:
- Ktoś ci powinien wreszcie przetrzepać skórę, chłopcze.
Cichy śmiech wpłynął do jej ucha. Nieco spocone ręce Aleca przysunęły ją bliżej niego, uniemożliwiając wszelką ucieczkę. Nie tańczyli. Stali w miejscu, pozwalając jedynie krwi buzować w rytm muzyki.
- Hmm. Cóż za perwersja – mruknął zmysłowo
Nie miała jakichkolwiek szans by odpowiedzieć – jęknęła, wbijając opuszki w jego plecy, kiedy lekko przygryzł wrażliwy kawałek ucha.
* * *
Śmiech Hotaru wzbudził śmiech u innych. Szli praktycznie ramię w ramię, posyłając sobie rozbawione spojrzenia. No, kto szedł ten szedł... Hotaru wisiała na plecach Biggsa, zmuszając go do robienia za lektykę. Nie wydawało się jednak by mu to przeszkadzało. Nawet Guevara zdawała się porzucić swój gburowaty ton. Heh... Kto by pomyślał, że przy tak stresującym przebiegu wydarzeń byli w stanie tak się bawić. Nawet odrapany korytarz wydawał się inaczej wyglądać. Liz uśmiechnęła się, gdy ręka Aleca mocniej ścisnęła jej dłoń a jego ciepły oddech odbił się od jej policzka, kiedy coś jej szeptał. Przesunęła wzrok w kierunku drzwi do mieszkania.
Zamarła w bezruchu.
Alec zatrzymał się razem z nią. Po chwili wszyscy spoglądali w stronę drzwi. Nie byłoby w nich nic dziwnego, gdyby nie fakt, że pod ścianą siedział jakiś chłopak. Widząc ich, podniósł się.
Serce Liz przestało bić, jej umysł też dryfował daleko. Przerażenie roztliło się w ciemnych tęczówkach. Czyli jednak dobrze przeczuwała, że ten dzień będzie niósł ze sobą jakąś katastrofę. Ale cały czas odpychała myśl, że mógł być to właśnie on – przyjemny koszmar jej przeszłości.
Brunet z bladym uśmiechem i gorącą nadzieją wpatrywał się w nią. Znów te oczy pełne smutku i uwielbienia, te które ją tak obezwładniały. Tym razem musiała być silna, musiała się przeciwstawić jego wyznaniom i błaganiom. Oddech powrócił, a serce zaczęło gwałtownie pompować krew do wszystkich organów ciała.
'Dasz sobie radę' głos dudnił w jej głowie. Ścisnęła mocniej dłoń Aleca. Potrzebowała go teraz, jak jeszcze nigdy wcześniej. Tylko jego obecność trzymała ją na nogach. Ciepło przemieściło się po jej palcach, kiedy odwzajemnił uścisk. Był przy niej i nigdzie się nie wybierał. Przeciwnie, miał zamiar zostać aż do końca – w jego przypadku mógł być to moment, gdy sam wyrzuci bruneta na ulicę. Zielone oczy uważnie przyglądały się chłopakowi stojącemu naprzeciwko. Wydawał się być nieszkodliwy, wręcz spokojny i wrażliwy. Typ, który nie skrzywdziłby muchy. Ale Alec doskonale wiedział co kryje się pod tą prowizoryczną bezbronną powłoką. Pamiętał ból i gorycz z jaką Liz wyliczała wszystkie krzywdy. Jeśli teraz Max też spróbuje choćby wyciągnąć rękę w jej stronę, to on mu ją złamie. I to w kilku miejscach.
- Liz – z ust Maxa wypłynęło jej dźwięczne imię
Zbliżył się, uśmiechając promiennie. Zapewne miał nadzieję, że poczuje się doceniona i radośnie zaskoczona jego przybyciem, że padnie mu w ramiona. Ona jednak wbijała wzrok w podłogę i usiłowała regularnie oddychać.
Dopiero po chwili odważyła się spojrzeć na niego. Pełna determinacji i gniewu, przeplatanego ze strachem. Przełknęła ślinę i zapytała sucho:
- Co tu robisz Max?
Na dźwięk tego imienia oczy Hotaru pociemniały. To był chłopak, który tak zniszczył życie Liz. Zsunęła się z pleców Biggsa. Mogła już w tej chwili sprać tego lalusia, chociażby za to, że nie myślał robiąc to wszystko, co zaważyło na życiu Liz. Powstrzymała się jednak. To była bitwa brunetki. A przynajmniej do czasu, gdy pan Evans wykona kolejny zły ruch.
Liz nie musiała zadawać tego pytania. Doskonale wiedziała, czego tu szukał. Jego oczy przypominały teraz ślepka małego dziecka, proszącego o prezent lub odroczenie kary.
- Ty wiesz Liz. Przyjechałem do ciebie. Po ciebie – powiedział miękko i z nutą wiecznego błagania w głosie – Chce zacząć od nowa.
Zawsze wzbudzał w niej to przeklęte poczucie winy. Ale nie tym razem. Jakby zupełnie nie słyszała co mówił. Zmarszczyła brwi i rzuciła kolejne pytanie, tym razem ostre i całkowicie przeszywające.
- Skąd masz ten adres?
Max zamrugał z niedowierzaniem. Oto przyjechał aż z Roswell tutaj, by ją przeprosić i zabrać do domu, by znów mogli być razem. A ona odsuwała się od niego i atakowała kolejnymi pytaniami. Nie zachowywała się jak jego dawna, spokojna Liz. Teraz przypominała raczej połączenie lodowej Isabel i agresywnego Michaela.
- Szukałem cię wszędzie. Po całym mieście. Dopiero w twojej pracy podano mi twój adres.
Liz zacisnęła zęby. Zabije Normala, gdy go tylko dopadnie.
Wszyscy z napięciem przyglądali się tej scenie. Hotaru czekała tylko na sposobność wygarnięcia brunetowi, co o nim myśli, Alec czuwał, by Max nie zbliżył się do Liz nawet na milimetr. Guevara, jak zawsze w poczuciu odpowiedzialności, podeszła bliżej do Liz by móc w razie czego jej bronić. Nawet Biggs wytężył swoje zmysły i czaił się, gotów do ataku.
- Odejdź – rzuciła chłodno i z naciskiem
Ciągle trzymała nerwy na wodzy, nie chcąc doprowadzić do kłótni, która wisiała w powietrzu już od jakiegoś roku. Tak od dawna gotowało się w niej i miała ogromną ochotę to z siebie wyrzucić. Wolała jednak by to Max odszedł i nie prowokował jej. Ciągle w jakiś sposób czuła się za niego odpowiedzialna i nie chciała dogłębnie ranić jego uczuć. Ale jeżeli nie przestanie jej naciskać, to pęknie niczym balonik i wyleje z siebie wszystkie żale, wbijając Maxa w ziemię.
- Liz... - półszept rozpaczy wydobył się z ust Evansa
Wyciągnął dłoń, by dotknąć jej ramienia, ale nawet koniuszki jego palców nie musnęły jej ciała. Alec błyskawicznie chwycił jego nadgarstek, uniemożliwiając wszelki ruch. Krótką walkę męskich spojrzeń wygrały oczywiście zielone oczy.
Evans odsunął się, wpatrując w drobną brunetkę z bólem i z niezrozumieniem.
- Liz, co się dzieje? Wiem, że masz mi za złe to, co się stało. Ale możemy to naprawić – jego ton przypominał te jęki marnych dramatów romantycznych – Uda nam się odzyskać to uczucie.
- Nie ma żadnego uczucia – wycedziła przez zęby
Czy on nie mógł naprawdę dać jej spokoju? Sam drażnił te struny, które budziły w niej gniew. Jeśli jego wszechwiedząca wysokość powie coś jeszcze na temat tych zakłamanych uczuć, to nie wytrzyma i zacznie wrzeszczeć.
- Jest. Wiem, że jest – Max się nie poddawał – Czuję kontakt. Liz, pamiętasz? Bratnie dusze.
Potrząsnęła głową. Jej dłoń wyplątała się z uścisku Aleca i ciało wykonało krok do przodu, w stronę Maxa. Zaciskała słabo pięści. To nie był efekt narastającego napięcia i złości, ale chęć usilnego zwalczenia szczypania w spojówkach. Nie będzie przed nim płakać. Już nigdy.
- Nie – jej głos się podniósł – Nie ma między nami żadnej łączności. Żadnej. Już nie! Uwolniłam się od tych przeklętych więzów jakimi mnie do siebie przywiązałeś.
Chłopak patrzył na nią w zdumieniu. Jego Liz nigdy by się tak nie zachowała. Jego Liz nigdy by nie uciekła od niego. Wciąż żył przekonaniem, że są dla siebie stworzeni i zawsze będą ze sobą.
- Ale przecież kochasz mnie, wiem to – jego ton stawał się coraz bardziej rozpaczliwy, gdy zaprzeczyła ruchem głowy – Kocham cię Liz! Nie rozumiesz tego? - westchnął – Wiem, że cię zraniłem, ale wynagrodzę ci to. Tess już nie ma i nie będzie. - nadzieja wylewała się z każdym jego słowem – Proszę Liz powiedz mi, że tak będzie. Przecież mnie kochałaś...
- Tak! Tak, Max! - krzyknęła, wykonując gwałtowny krok do przodu – Kochałam. Czas przeszły! Ale to minęło, i to bardzo dawno.
Przeciął nić związującą jej nerwy. Teraz cała kaskada frustracji wypływała z niej, niszcząc po drodze wszystkie promienie nadziei i błagań Maxa.
- Sam to we mnie zabiłeś – warknęła, już nie miała zamiaru powstrzymywać słów – Sypiając z Tess, ciągając mnie za sobą jak psa, wymuszając poświęcenie.
Gniew szybko przeradzał się w gorzką ulgę. Nawet nie przypuszczała, że tak bardzo potrzebowała wyrzucić to z siebie, wyładować się, zrzucić balast ołowianych wyrzutów. Powoli się uspokajała, zniżając ton, ale nie przestając wypowiadać cierpkich słów.
- Gdybym wiedziała jak to się wszystko skończy, nie chciałabym, żebyś kiedykolwiek wybaczył mi noc z Kylem. Nie chciałabym w ogóle wracać z Florydy. - przetarła dłonią oczy – Nie chcę z tobą wracać. Nie chcę DO ciebie wracać. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. To koniec! - adrenalina w jej ciele przekraczała normę – I wiesz co? Pieprz się, Max.
Koniec.
Definitywnie.
Może wreszcie do niego dotrze, że uciekła nie od kosmicznych spraw, nie od zamieszania, ale tylko i wyłącznie od niego. Powoli regulowała tempo własnego oddechu, spoglądając jak Max blednie.
- Odejdź Max – mruknęła, przełykając ślinę
- Liz...
- Po prostu odejdź i nie wracaj.
Nie podejrzewała jednak jak bardzo jest zdeterminowany. Ze smutkiem i resztką rozpaczliwego błagania spojrzał na nią i dotknął jej ramienia.
- Proszę cię Liz, wróć ze mną – lekko zacisnął palce na jej ramieniu
Chciała się cofnąć, ale pociągnął ją w swoją stronę, maniakalnie powtarzając ciche „kocham cię”. Jej oczy zaszkliły się od łez. Potrząsnęła głową, mamrocząc:
- Zostaw mnie Max...
Zdawał się nie rozumieć. Nie podejrzewał jednak, że ktoś zechce mu to wytłumaczyć. I to dobitnie.
Alec przemieszczał się szybciej niż padały słowa Liz. Trzema płynnymi, błyskawicznymi ruchami oderwał Maxa od brunetki, posyłając jego ciało na podłogę. Evans ze zdumieniem spojrzał na zielonookiego chłopaka, który przypominał kota czającego się i szykującego do skoku. Przecież stał do niego przodem, zauważyłby postac idącą w ich kierunku. Uważnie zlustrował postać Aleca i dodał do tego informacje napływające zewsząd.
- Jesteś mutantem.
W tym momencie Hotaru przemieściła się równie szybko, stając tuż obok Liz. To było jak reakcja łańcuchowa. Najpierw Alec, potem Hotaru, aż Max i Biggs również zajęli miejsce pomiędzy Evansem a Liz. Jak wierna ochrona.
Max podniósł się z podłogi i obrzucając ich niechętnym spojrzeniem, skierował się ponownie do Liz.
- Wróć ze mną. Tu jest niebezpiecznie. To mutanci, im nie można ufać.
Alec drgnął, ledwo powstrzymując się od kolejnego ataku. Nie tylko on. Pozostali też byli gotowi do starcia. Liz wcisnęła się pomiędzy Max i Biggsa, jeszcze raz stając twarzą w twarz z brunetem.
- Powiedział to ktoś, kto nawet w połowie nie jest człowiekiem – zakpiła – Wracaj do Roswell.
To powiedziawszy odeszła bez słowa, wyjmując srebrny kluczyć z kieszeni i otwierając drzwi. Nawet nie trzasnęła drzwiami.
Wykrzyczała się. Powiedziała, co miała do powiedzenia. Teraz chciała mieć święty spokój.
Max przesunął wzrokiem po czwórce transgenicznych. Opuścił głowę. Czy to był naprawdę koniec tego, co łączyło go z Liz Parker? Skierował się w stronę wyjścia. Nie! Nie odda jej tak łatwo. Widział jak ściskała dłoń tego mutanta, jak on na nią patrzył, jak jej bronił – Max wmawiał sobie, że tylko ten zielonooki odmieniec stoi mu na drodze, że ją omotał. Tak, to na pewno ci mutanci wyprali jej mózg, wmówili jej coś, co nie było prawdą. A jeśli tak było, to on znajdzie sposób by ją odzyskać.
c.d.n.
Z tak genialnym humorkiem nie zamierzam was zadręczać i wynajdywać powodów do nie zamieszczenia kolejnego rozdziału. Zanim to nastąpi, mały komentarz ode mnie.
1) Alec i Liz, to chyba cała podstawa tego opowiadania i możnaby o nich pisać w nieskończoność. Ale ograniczę się trochę dzisiaj. Mówiłam, że nastąpi pewien "przełom" i tak się stało, choć jeszcze wielokrotnie będą sobie udowadniać jak im wzajemnie na sobie zależy. Do tego stopnia, że dojdzie nawet do "małej" scenki zazdrości (i to w dzisiejszej części)
2) "Należy mu się ten wisiorek" - Hotaru ma rację mówiąc, że Liz jest niezmiernie uparta. Rację mają również ci, którzy podejrzewają, że tylko na tym zdaniu się nie skończy. Panna Parker ma pewne poważne zamiary w stosunku do tego drobnego przedmiotu, który powinien się znaleźć w posiadaniu Aleca. Ale o tym w innej cześci...
3) Reakcja Aleca na wizje. Po pierwsze, jak już ktoś ujął, Alec nie przywykł do radzenia sobie nawet z tak prostymi i pięknymi uczuciami. Manticore nie było prawdziwym przystosowaniem do życia, tylko do jego odbierania. Poza tym to raczej szok nim powodował. Pierwszy raz doznał wizji i chyba nikt by się tak całkiem spokojnie nie zachował na jego miejscu. To nie była złość na Liz, raczej niepewność, może pewna obawa.
4) Max Guevara - ta postać nie jest taka prosta jak się wydaje. Może na pierwszy rzut oka jest niesamowicie chłodna, zdystansowana itp. ale ona również ma do tego swoje powody. W SLAFG nie rozwinęłam jej postaci, ale nastąpi to w SZD i może się do niej przekonacie.
5) Spotkanie z Maxem E. O samym Maxie już mówiłam nie raz, że w tym opowiadanku jest niemożliwie denerwujący. A jeśli chodzi o spotkanie z Liz i Aleciem i całą resztą... Niespodzianka! O tym pisać nie będę - o tym przeczytacie w dzisiejszej części.
Liczę na takie komentarze jak do 19, a może nawet i na lepsze
XX
Nie mogła uwierzyć, ze znów są w klubie. Czy czwórka mutantów cały czas balowała? Dopiero co byli w tym miejscu. Uśmiechnęła się lekko na wspomnienie pamiętnego wieczoru. Ciemne oczy od razu zaczęły z łaknieniem szukać przystojnego mutanta. Tym razem odnalazła go od razu, pochylonego nad blatem,szczerzącego się do flirtującej z nim barmanki...
Stop!
Zmarszczyła brwi. Specjalnie dla niego chodziła w tych niewygodnych spodniach i skąpej bluzce, a on podrywał inną? Mruknęła pod nosem i ruszyła w jego stronę, pozostawiając Hotaru i Biggsa z tyłu. Usiadła na stołku obok niego, wspierając głowę na dłoni i uważnie śledząc jego ruchy. Rudowłosa barmanka z błyskiem w oczach przechylała się przez ladę. Liz miała wrażenie, że za chwilę to rude babsko rzuci się na jej Aleca. JEJ?! Mała poprawka. On nie był jej. Ale jakby na to nie patrzeć to w pewnym sensie był Z nią.
Chrząknęła ostentacyjnie. Barmanka nawet nie zwróciła na to uwagi, ale zielonooki miał przecież słuch doskonały, więc momentalnie obrócił głowę w jej stronę. Był całkiem zaskoczony jej obecnością. Zlustrował uważnie drobną postać. Ciemna niczym mokka skóra idealnie kontrastowała z wiśniową bluzeczką, która odkrywała więcej niż powinna. Zielone oczy przesunęły się wyżej, na jej twarz. Usta zaciśnięte, brew uniesiona w niecierpliwym pytaniu.
- Wyglądasz ślicznie – wyszczerzył zęby
Przewróciła oczami i westchnęła. Tym razem nie wymiga się błahym komplementem.
Zeskoczyła ze stołka i podeszła bliżej niego. Skrzyżowane ramiona nie oznaczały przyjaznego nastawienia. I to była szczera prawda. Liz się powoli zaczynała wściekać. Może i Alec był rozbrajający i uroczy, ale to nie zwalniało go z przestrzegania pewnych zasad. Nie mówi się dziewczynie, że chce się widzieć ją prawdziwą i nie pokazuje domu utraconej miłości, by kilka dni potem przelecieć jakąś pobudzoną alkoholiczkę. Już to przerabiała z Maxem, nie miała ochoty pozwolić kolejnemu chłopakowi podrzeć swojego serca.
Nadszedł czas by grać w otwarte karty. Albo są razem albo każde bawi się po swojemu.
- Miło, że zauważyłeś moje istnienie – syknęła
Aleca zaskoczył jej chłodny, gniewny ton. Czyżby się złościła? Nie mógł powstrzymać uśmiechu. Podobało mu się, że tak reagowała na jego rozmowę z inną dziewczyną. To znaczyło, że jej zależy.
- Nie denerwuj się tak maleństwo – usłyszała lekko chropowaty głos barmanki
Liz gwałtownie obróciła głowę w jej stronę, posyłając mordercze spojrzenie.
- Pytał cię ktoś o zdanie ruda mendo? - warknęła
Barmankę zatkało. Zresztą nie tylko ją. Alec nie podejrzewał, że drobna brunetka potrafi być tak wściekła. Owszem widział już jej kiepski nastrój, ale teraz furia wręcz kipiała. Nie mógł jednak opanować rozbawienie na dźwięk określenia, jakim obdarzyła barmankę.
- Uważaj, bo dostaniesz zajadów. - chociaż w niej wrzało, zachowywała pełnię opanowania, nie licząc ostrego tonu – A teraz spokojnie mi wyjaśnij, dlaczego ta lafirynda praktycznie rozkładała przed tobą nogi.
Nie ma nic dziwnego w tym, że rudowłosa dziewczyna poczuła się całkowicie urażona.
- Hej! - warknęła w stronę Liz – Licz się ze słowami!
- Bo co?! - brunetka popatrzyła na nią z lodowatą wyższością – Wypłosz.
Dłoń barmanki zacisnęła się na przedramieniu Liz. Nie na długo. Alec błyskawicznie chwycił nadgarstek dziewczyny, ściskając go aż do bólu. Puściła Liz, rozmasowując obolały przegub. Zaklęła pod nosem i wróciła do innych klientów, pozostawiając tę kłótnię im samym.
Alec przyglądał sie teraz Liz z poważnym zaniepokojeniem. Przechodził już fazę odrętwiałej i przybitej Liz, fazę rozpalonej i uwodzicielskiej Liz, nawet fazę zdenerwowanej Liz. Ale takiego wybuchu nie spodziewał się po niej. I czym ją tak niby zdenerwował?
- Coś się stało? - zapytał najniewinniej w świecie
Prychnęła. Albo wciąż nie rozumiał o co chodzi albo udawał kretyna. Na jej ustach pojawił się lekki uśmiech, z tym że w ogóle nie oznaczał poprawy nastroju. Wątpiła aby ten wieczór był w stanie skończyć się dobrze. Od rana czuła w trzewiach, że szykuje się coś złego i wolała od razu nastawić się bojowo, by nic nie było w stanie jej zaskoczyć i zranić. Jednak przy tym podejściu każdy niefortunny krok ze strony innych tylko ją rozjuszał.
Teoretycznie była z Aleciem, a w każdym bądź razie tak się czuła. Z resztą jak niby inaczej miałaby odebrać słowa „Chcę cię widzieć” jeśli nie jako formę wyznania? Dla samej tej teorii chciała postarać się być miła wieczorem mimo własnych sprzeczności emocjonalnych, a on flirtował z pierwszą lepszą.
- Hmm... pomyślmy... - syknęła złośliwie – Tak!
Zielone oczy spoglądały na nią z zaciekawieniem i niezrozumieniem. Powoli docierało do niego, że wściekała się o tę scenę z barmanką. Dla niego to było dość zabawne. Pozwalał rudowłosej dziewczynie na flirt i może ją do tego prowokował, ale nie było to nawet w połowie takiego rodzaju jak kiedyś. Prawda była taka, że czekał na Liz i tylko na nią, a barmanka jedynie go bawiła. Widział, że gdyby chciała się z nim umówić, bez namysłu by odmówił. Problem w tym, że Liz tego wszystkiego nie wiedziała i odczytała to, jak widziała.
Brunetka starała się panować nad emocjami. Jeszcze żadnemu chłopakowi nie zrobiła takiej awantury. Jeśli zachodziła podobna sytuacja, po prostu ze smutkiem i draśniętym sercem odchodziła, nie odzywając się słowem. Ale wtedy była inna...
- Przychodzę tu specjalnie dla ciebie, a ty się migdalisz z jakąś wywłoką?
Obecna Liz miała zamiar wyrzucić z siebie wszystko, nie przejmując się brzmieniem tego. Chociaż w jej głosie było sporo żalu.
Figlarny błysk przemknął przez szmaragdowe tęczówki, kusząc kąciki jego ust do wygięcia się w tendencyjnym uśmieszku.
- Jesteś zazdrosna? - zapytał z nutą satysfakcji
Zazdrość. Słowo tak niewdzięcznie brzmi, ale daje pewność, że drugiej osobie zależy...
Ręce Liz opadły bezwiednie wzdłuż jej ciała, a usta rozchyliły się. Nie umiała jednak znaleźć riposty. Czy była zazdrosna? Na to wyglądało. Jeśli widok chłopaka z inną dziewczyną wzbudzał podrażnienie wnętrzności i napięcie nerwów, to chyba nazywało się to zazdrością. Zamknęła buzię i fuknęła. Nie miała zamiaru dawać mu satysfakcji z tego, że tak mocno się przywiązała. Wolała odejść. Albo lepiej mu coś udowodnić.
- Zazdrość? Też coś... - mruknęła i odeszła gwałtownie
Po drodze na parkiet mijała grupkę znajomych w stałym składzie. Chwyciła Biggsa za kurtkę i pociągnęła za sobą. Nie wyjaśniła słowem o co jej chodzi, tylko ciągnęła zdezorientowanego 593 w stronę oświetlonego, mglistego parkietu. Alec śledził jej każdy ruch odkąd tylko odeszła od niego. Zmrużył oczy. Rozbawiła go początkowo jej złość i chęć ucieczki, ale towarzystwo Biggsa jakoś zmyło uśmieszek z jego twarzy. Zerwał się z miejsca i dogonił ich, nim dotarli do drżącej podłogi.
- Lepiej idź do Hotaru – mruknął do ucha przyjaciela
Jego dłonie zacisnęły się na ramionach Liz. Praktycznie podskoczyła. Obróciła się w jego stronę. Zawzięta, zacisnęła usta widząc go, by nie wypowiedzieć ani słówka.
Nie będzie się tłumaczyć. Nie będzie przepraszać. Nie będzie czuła się winna, jak to było przy Maxie. I stanowczo, zdecydowanie n i e b ę d z i e ulegać jego urokowi!
Alec jęknął. Nie ułatwiała mu tego.
- Czekałem na ciebie. Nic nie poradzę, że ta dziewczyna się do mnie przykleiła. Kobiety na mnie lecą.
Przewróciła oczami. Pewność siebie i kokieteryjny uśmieszek ponownie przejęły nad nim kontrolę. Ciepłe dłonie na jej ramionach, zielona siła spojrzenia i ten słodki uśmiech – już topniała. Zebrała resztkę gniewu i mruknęła:
- Nie winię dziewczyn, że na ciebie lecą. Problem w tym, że ty ciągle to wykorzystujesz.
Przesunął lewą dłoń wzdłuż jej ramienia, z fascynacją obserwując jak przymyka powieki.
- Nie – powiedział spokojnie – Już nie.
Zamrugała. Głośna muzyka, rosnąca temperatura, obecność Aleca już omamiały jej zmysły. Dopiero po kilku sekundach przypomniała sobie o złości.
Lewy kącik usta Aleca uniósł się wyżej, a on sam pochylił się, muskając ustami płatek jej prawego ucha.
- Nie ma sensu bawić się w towarzystwie innych dziewczyn, skoro przed oczami i tak ciągle mam ciebie.
Miękkie westchnienie wydobyło się z jej ust, gdy wargi chłopaka ujęły delikatnie płatek jej ucha, leniwie go ssąc.
Wepchnął ją głębiej na parkiet, nie przerywając przyjemnego zajęcia. Niechętnie powstrzymała własne ręce by nie wślizgnęły się na jego ciało. Długo jednak nie wytrzymała. Splatając dłonie wokół jego szyi, stwierdziła półszeptem:
- Ktoś ci powinien wreszcie przetrzepać skórę, chłopcze.
Cichy śmiech wpłynął do jej ucha. Nieco spocone ręce Aleca przysunęły ją bliżej niego, uniemożliwiając wszelką ucieczkę. Nie tańczyli. Stali w miejscu, pozwalając jedynie krwi buzować w rytm muzyki.
- Hmm. Cóż za perwersja – mruknął zmysłowo
Nie miała jakichkolwiek szans by odpowiedzieć – jęknęła, wbijając opuszki w jego plecy, kiedy lekko przygryzł wrażliwy kawałek ucha.
* * *
Śmiech Hotaru wzbudził śmiech u innych. Szli praktycznie ramię w ramię, posyłając sobie rozbawione spojrzenia. No, kto szedł ten szedł... Hotaru wisiała na plecach Biggsa, zmuszając go do robienia za lektykę. Nie wydawało się jednak by mu to przeszkadzało. Nawet Guevara zdawała się porzucić swój gburowaty ton. Heh... Kto by pomyślał, że przy tak stresującym przebiegu wydarzeń byli w stanie tak się bawić. Nawet odrapany korytarz wydawał się inaczej wyglądać. Liz uśmiechnęła się, gdy ręka Aleca mocniej ścisnęła jej dłoń a jego ciepły oddech odbił się od jej policzka, kiedy coś jej szeptał. Przesunęła wzrok w kierunku drzwi do mieszkania.
Zamarła w bezruchu.
Alec zatrzymał się razem z nią. Po chwili wszyscy spoglądali w stronę drzwi. Nie byłoby w nich nic dziwnego, gdyby nie fakt, że pod ścianą siedział jakiś chłopak. Widząc ich, podniósł się.
Serce Liz przestało bić, jej umysł też dryfował daleko. Przerażenie roztliło się w ciemnych tęczówkach. Czyli jednak dobrze przeczuwała, że ten dzień będzie niósł ze sobą jakąś katastrofę. Ale cały czas odpychała myśl, że mógł być to właśnie on – przyjemny koszmar jej przeszłości.
Brunet z bladym uśmiechem i gorącą nadzieją wpatrywał się w nią. Znów te oczy pełne smutku i uwielbienia, te które ją tak obezwładniały. Tym razem musiała być silna, musiała się przeciwstawić jego wyznaniom i błaganiom. Oddech powrócił, a serce zaczęło gwałtownie pompować krew do wszystkich organów ciała.
'Dasz sobie radę' głos dudnił w jej głowie. Ścisnęła mocniej dłoń Aleca. Potrzebowała go teraz, jak jeszcze nigdy wcześniej. Tylko jego obecność trzymała ją na nogach. Ciepło przemieściło się po jej palcach, kiedy odwzajemnił uścisk. Był przy niej i nigdzie się nie wybierał. Przeciwnie, miał zamiar zostać aż do końca – w jego przypadku mógł być to moment, gdy sam wyrzuci bruneta na ulicę. Zielone oczy uważnie przyglądały się chłopakowi stojącemu naprzeciwko. Wydawał się być nieszkodliwy, wręcz spokojny i wrażliwy. Typ, który nie skrzywdziłby muchy. Ale Alec doskonale wiedział co kryje się pod tą prowizoryczną bezbronną powłoką. Pamiętał ból i gorycz z jaką Liz wyliczała wszystkie krzywdy. Jeśli teraz Max też spróbuje choćby wyciągnąć rękę w jej stronę, to on mu ją złamie. I to w kilku miejscach.
- Liz – z ust Maxa wypłynęło jej dźwięczne imię
Zbliżył się, uśmiechając promiennie. Zapewne miał nadzieję, że poczuje się doceniona i radośnie zaskoczona jego przybyciem, że padnie mu w ramiona. Ona jednak wbijała wzrok w podłogę i usiłowała regularnie oddychać.
Dopiero po chwili odważyła się spojrzeć na niego. Pełna determinacji i gniewu, przeplatanego ze strachem. Przełknęła ślinę i zapytała sucho:
- Co tu robisz Max?
Na dźwięk tego imienia oczy Hotaru pociemniały. To był chłopak, który tak zniszczył życie Liz. Zsunęła się z pleców Biggsa. Mogła już w tej chwili sprać tego lalusia, chociażby za to, że nie myślał robiąc to wszystko, co zaważyło na życiu Liz. Powstrzymała się jednak. To była bitwa brunetki. A przynajmniej do czasu, gdy pan Evans wykona kolejny zły ruch.
Liz nie musiała zadawać tego pytania. Doskonale wiedziała, czego tu szukał. Jego oczy przypominały teraz ślepka małego dziecka, proszącego o prezent lub odroczenie kary.
- Ty wiesz Liz. Przyjechałem do ciebie. Po ciebie – powiedział miękko i z nutą wiecznego błagania w głosie – Chce zacząć od nowa.
Zawsze wzbudzał w niej to przeklęte poczucie winy. Ale nie tym razem. Jakby zupełnie nie słyszała co mówił. Zmarszczyła brwi i rzuciła kolejne pytanie, tym razem ostre i całkowicie przeszywające.
- Skąd masz ten adres?
Max zamrugał z niedowierzaniem. Oto przyjechał aż z Roswell tutaj, by ją przeprosić i zabrać do domu, by znów mogli być razem. A ona odsuwała się od niego i atakowała kolejnymi pytaniami. Nie zachowywała się jak jego dawna, spokojna Liz. Teraz przypominała raczej połączenie lodowej Isabel i agresywnego Michaela.
- Szukałem cię wszędzie. Po całym mieście. Dopiero w twojej pracy podano mi twój adres.
Liz zacisnęła zęby. Zabije Normala, gdy go tylko dopadnie.
Wszyscy z napięciem przyglądali się tej scenie. Hotaru czekała tylko na sposobność wygarnięcia brunetowi, co o nim myśli, Alec czuwał, by Max nie zbliżył się do Liz nawet na milimetr. Guevara, jak zawsze w poczuciu odpowiedzialności, podeszła bliżej do Liz by móc w razie czego jej bronić. Nawet Biggs wytężył swoje zmysły i czaił się, gotów do ataku.
- Odejdź – rzuciła chłodno i z naciskiem
Ciągle trzymała nerwy na wodzy, nie chcąc doprowadzić do kłótni, która wisiała w powietrzu już od jakiegoś roku. Tak od dawna gotowało się w niej i miała ogromną ochotę to z siebie wyrzucić. Wolała jednak by to Max odszedł i nie prowokował jej. Ciągle w jakiś sposób czuła się za niego odpowiedzialna i nie chciała dogłębnie ranić jego uczuć. Ale jeżeli nie przestanie jej naciskać, to pęknie niczym balonik i wyleje z siebie wszystkie żale, wbijając Maxa w ziemię.
- Liz... - półszept rozpaczy wydobył się z ust Evansa
Wyciągnął dłoń, by dotknąć jej ramienia, ale nawet koniuszki jego palców nie musnęły jej ciała. Alec błyskawicznie chwycił jego nadgarstek, uniemożliwiając wszelki ruch. Krótką walkę męskich spojrzeń wygrały oczywiście zielone oczy.
Evans odsunął się, wpatrując w drobną brunetkę z bólem i z niezrozumieniem.
- Liz, co się dzieje? Wiem, że masz mi za złe to, co się stało. Ale możemy to naprawić – jego ton przypominał te jęki marnych dramatów romantycznych – Uda nam się odzyskać to uczucie.
- Nie ma żadnego uczucia – wycedziła przez zęby
Czy on nie mógł naprawdę dać jej spokoju? Sam drażnił te struny, które budziły w niej gniew. Jeśli jego wszechwiedząca wysokość powie coś jeszcze na temat tych zakłamanych uczuć, to nie wytrzyma i zacznie wrzeszczeć.
- Jest. Wiem, że jest – Max się nie poddawał – Czuję kontakt. Liz, pamiętasz? Bratnie dusze.
Potrząsnęła głową. Jej dłoń wyplątała się z uścisku Aleca i ciało wykonało krok do przodu, w stronę Maxa. Zaciskała słabo pięści. To nie był efekt narastającego napięcia i złości, ale chęć usilnego zwalczenia szczypania w spojówkach. Nie będzie przed nim płakać. Już nigdy.
- Nie – jej głos się podniósł – Nie ma między nami żadnej łączności. Żadnej. Już nie! Uwolniłam się od tych przeklętych więzów jakimi mnie do siebie przywiązałeś.
Chłopak patrzył na nią w zdumieniu. Jego Liz nigdy by się tak nie zachowała. Jego Liz nigdy by nie uciekła od niego. Wciąż żył przekonaniem, że są dla siebie stworzeni i zawsze będą ze sobą.
- Ale przecież kochasz mnie, wiem to – jego ton stawał się coraz bardziej rozpaczliwy, gdy zaprzeczyła ruchem głowy – Kocham cię Liz! Nie rozumiesz tego? - westchnął – Wiem, że cię zraniłem, ale wynagrodzę ci to. Tess już nie ma i nie będzie. - nadzieja wylewała się z każdym jego słowem – Proszę Liz powiedz mi, że tak będzie. Przecież mnie kochałaś...
- Tak! Tak, Max! - krzyknęła, wykonując gwałtowny krok do przodu – Kochałam. Czas przeszły! Ale to minęło, i to bardzo dawno.
Przeciął nić związującą jej nerwy. Teraz cała kaskada frustracji wypływała z niej, niszcząc po drodze wszystkie promienie nadziei i błagań Maxa.
- Sam to we mnie zabiłeś – warknęła, już nie miała zamiaru powstrzymywać słów – Sypiając z Tess, ciągając mnie za sobą jak psa, wymuszając poświęcenie.
Gniew szybko przeradzał się w gorzką ulgę. Nawet nie przypuszczała, że tak bardzo potrzebowała wyrzucić to z siebie, wyładować się, zrzucić balast ołowianych wyrzutów. Powoli się uspokajała, zniżając ton, ale nie przestając wypowiadać cierpkich słów.
- Gdybym wiedziała jak to się wszystko skończy, nie chciałabym, żebyś kiedykolwiek wybaczył mi noc z Kylem. Nie chciałabym w ogóle wracać z Florydy. - przetarła dłonią oczy – Nie chcę z tobą wracać. Nie chcę DO ciebie wracać. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. To koniec! - adrenalina w jej ciele przekraczała normę – I wiesz co? Pieprz się, Max.
Koniec.
Definitywnie.
Może wreszcie do niego dotrze, że uciekła nie od kosmicznych spraw, nie od zamieszania, ale tylko i wyłącznie od niego. Powoli regulowała tempo własnego oddechu, spoglądając jak Max blednie.
- Odejdź Max – mruknęła, przełykając ślinę
- Liz...
- Po prostu odejdź i nie wracaj.
Nie podejrzewała jednak jak bardzo jest zdeterminowany. Ze smutkiem i resztką rozpaczliwego błagania spojrzał na nią i dotknął jej ramienia.
- Proszę cię Liz, wróć ze mną – lekko zacisnął palce na jej ramieniu
Chciała się cofnąć, ale pociągnął ją w swoją stronę, maniakalnie powtarzając ciche „kocham cię”. Jej oczy zaszkliły się od łez. Potrząsnęła głową, mamrocząc:
- Zostaw mnie Max...
Zdawał się nie rozumieć. Nie podejrzewał jednak, że ktoś zechce mu to wytłumaczyć. I to dobitnie.
Alec przemieszczał się szybciej niż padały słowa Liz. Trzema płynnymi, błyskawicznymi ruchami oderwał Maxa od brunetki, posyłając jego ciało na podłogę. Evans ze zdumieniem spojrzał na zielonookiego chłopaka, który przypominał kota czającego się i szykującego do skoku. Przecież stał do niego przodem, zauważyłby postac idącą w ich kierunku. Uważnie zlustrował postać Aleca i dodał do tego informacje napływające zewsząd.
- Jesteś mutantem.
W tym momencie Hotaru przemieściła się równie szybko, stając tuż obok Liz. To było jak reakcja łańcuchowa. Najpierw Alec, potem Hotaru, aż Max i Biggs również zajęli miejsce pomiędzy Evansem a Liz. Jak wierna ochrona.
Max podniósł się z podłogi i obrzucając ich niechętnym spojrzeniem, skierował się ponownie do Liz.
- Wróć ze mną. Tu jest niebezpiecznie. To mutanci, im nie można ufać.
Alec drgnął, ledwo powstrzymując się od kolejnego ataku. Nie tylko on. Pozostali też byli gotowi do starcia. Liz wcisnęła się pomiędzy Max i Biggsa, jeszcze raz stając twarzą w twarz z brunetem.
- Powiedział to ktoś, kto nawet w połowie nie jest człowiekiem – zakpiła – Wracaj do Roswell.
To powiedziawszy odeszła bez słowa, wyjmując srebrny kluczyć z kieszeni i otwierając drzwi. Nawet nie trzasnęła drzwiami.
Wykrzyczała się. Powiedziała, co miała do powiedzenia. Teraz chciała mieć święty spokój.
Max przesunął wzrokiem po czwórce transgenicznych. Opuścił głowę. Czy to był naprawdę koniec tego, co łączyło go z Liz Parker? Skierował się w stronę wyjścia. Nie! Nie odda jej tak łatwo. Widział jak ściskała dłoń tego mutanta, jak on na nią patrzył, jak jej bronił – Max wmawiał sobie, że tylko ten zielonooki odmieniec stoi mu na drodze, że ją omotał. Tak, to na pewno ci mutanci wyprali jej mózg, wmówili jej coś, co nie było prawdą. A jeśli tak było, to on znajdzie sposób by ją odzyskać.
c.d.n.
Nie. Nie, nie, nie, NIE! Ja wiem, że to w przypływie złości, ale Alec, na Boga, co ty zrobiłeś? Ja wiem co teraz zrobi Max. I coś mi się wydaje, że to będzie się niestety wiązać z innością Aleca i reszty.
Nie, tak na spokojnie myśląc - Max tego nie zrobi, prawda? .... Ależ zrobi, tak tak, Aga, nie masz co se robić nadziei Pamiętam, jak _liz pisała, że Max zrobi się tu nieprzyjemny, i jeżeli rzeczywiście rozpowie, kto jest mutantem, to ja naprawdę za siebie nie ręczę
Wzruszyłam się strasznie, czytając jak mutanci wstawili się za Liz. Wszyscy po kolei. Boże, to było piękne. Liz ma takie szczęście mieć ich przy sobie w tych trudnych chwilach. Międze transgenicznymi a hybrydą zawiązuje się prawdziwa przyjaźń, może nawet trwalsza, niż z kosmitami i wtajemniczonymi ludźmi. I jeżeli Max zrobi cokolwiek na ich niekorzyść, jeżeli wyda ich... komu tam się ich wydaje.... to... Wrr, brak mi słów
Nie, tak na spokojnie myśląc - Max tego nie zrobi, prawda? .... Ależ zrobi, tak tak, Aga, nie masz co se robić nadziei Pamiętam, jak _liz pisała, że Max zrobi się tu nieprzyjemny, i jeżeli rzeczywiście rozpowie, kto jest mutantem, to ja naprawdę za siebie nie ręczę
Wzruszyłam się strasznie, czytając jak mutanci wstawili się za Liz. Wszyscy po kolei. Boże, to było piękne. Liz ma takie szczęście mieć ich przy sobie w tych trudnych chwilach. Międze transgenicznymi a hybrydą zawiązuje się prawdziwa przyjaźń, może nawet trwalsza, niż z kosmitami i wtajemniczonymi ludźmi. I jeżeli Max zrobi cokolwiek na ich niekorzyść, jeżeli wyda ich... komu tam się ich wydaje.... to... Wrr, brak mi słów
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Pierwsza część cudowna Zazdrosna Liz to coś Ale potem, gdy na scene wkroczył Max Wiem wiem, że zachowuje się nie fair, ale on nadal ja kocha i... Jejq Lepiej zrób z niego jakiegoś 'bydlaka' _liz bo inaczej tego nie zniese
Kolejna część jest jeszcze lepsze niż poprzednie nie wiem jak to robisz _liz, ale dzięki Ci za to
Wiem, że to malutki komentarz, ale narazie nie stać mnie na nic innego... Max...
Kolejna część jest jeszcze lepsze niż poprzednie nie wiem jak to robisz _liz, ale dzięki Ci za to
Wiem, że to malutki komentarz, ale narazie nie stać mnie na nic innego... Max...
- lizzy_maxia
- Fan
- Posts: 888
- Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
- Location: Łódź, my little corner of the world...
- Contact:
No ładnie Miałam do nadrobienia aż...hmm, niech policzę...trzy części? _liz, wrzucasz kolejne rozdziały tak szybko, jak nigdy dotąd. Oczywiście nie żeby mi to przeszkadzało
Czytając, przeglądałam screencapsy z Aleciem z DA w poszukiwaniu jakichś urzekających ujęć do sygnaturki...No i cóż, będe miała twardy orzech do zgryzienia, żeby wybrać coś z całego ogromu jego uśmiechów i spojrzeń Aż żal mi będzie cokolwiek odrzucić Ale ale! Jest jeszcze bannerek do opowiadanka, to też się wykorzysta parę zdjęć (mgliście majaczy w moim umyśle wizja tegoż bannerka...ale nie wiem, czy uda mi się ją zrealizować w zadawalającym mnie wykonaniu ).
Wiecie, że ponoć najatrakcyjniejsi wydają się być ci mężczyźni, którzy mają w brodzie taki..no, można powiedzieć, że dołeczek? Przyjrzyjcie się panu Ackless'owi (ach, co ja wygaduję, pewnie znacie jego fizis na pamięć ). Dołeczki rulez (w policzkach też!)
Max...Max...Max...(żeby nie było - nie Max Guevara -- tak na marginesie, to na początku irytowała mnie ta zbieżność dwóch jednakowych imion w jednym opowiadaniu). Co Ty najlepszego wyprawiasz?! Widać, Twoją specjalnością jest psucie wszystkiego i wszystkich dookoła. A najbardziej tych, których kochasz. Po coś się wlókł do tego Seattle? Liz wyjechała, bo taka była jej decyzja. Jeżeli ją tak kochasz, to czemu nie pozwalasz, żeby sama decydowała o tym, co jest dla niej dobre, czemu nie pozwolisz jej być szczęśliwą na JEJ własny sposób? Czemu wciąż trzymasz ją na uwięzi? Liz nie jest ptaszkiem, którego można zamknąć w złotej klatce. Na tym nie polega miłość. Nie polega również na zdradzaniu swojej ukochanej i wykorzystywaniu jej do własnych celów (czyt. szukanie syna). Miłości nie można trzymać w garści, bo umrze, zdławiona przytłaczającym uczuciem. Zwróć jej wolność, tylko wtedy będzie naprawdę szczęśliwa. Z dala od kosmicznego bałaganu, od Ciebie. Ale blisko innych ludzi - Aleca, Hotaru, Max, Biggsa. Teraz powinna liczyć się przyszłość, JEJ przyszłość, JEJ wybór - taki a nie inny; a nie wieczne rozpamiętywanie przeszłości i tego co Was niegdyś łączyło.
Starałam się choć trochę przemówić Maxowi do głowy, żeby tym samym uchronić mutantów przed jego - jak mniemam - "Zemstą Za To, Że Mi Odebrali Moją Liz" (tylko że to nic nie da, bo _liz ma już gotowych kilka(naście?) części naprzód i nasze protesty nic a nic nie pomogą ). Podobnie jak Nowa spodziewam się tego, co się teraz wydarzy, tego, co najprawdopodobniej uczyni Max. I na samą myśl tej wrednej intrygi aż mi się odechciewa czytać następną część Co nie znaczy, że masz jej nie wrzucać, _liz. Wręcz musisz
Czytając, przeglądałam screencapsy z Aleciem z DA w poszukiwaniu jakichś urzekających ujęć do sygnaturki...No i cóż, będe miała twardy orzech do zgryzienia, żeby wybrać coś z całego ogromu jego uśmiechów i spojrzeń Aż żal mi będzie cokolwiek odrzucić Ale ale! Jest jeszcze bannerek do opowiadanka, to też się wykorzysta parę zdjęć (mgliście majaczy w moim umyśle wizja tegoż bannerka...ale nie wiem, czy uda mi się ją zrealizować w zadawalającym mnie wykonaniu ).
Wiecie, że ponoć najatrakcyjniejsi wydają się być ci mężczyźni, którzy mają w brodzie taki..no, można powiedzieć, że dołeczek? Przyjrzyjcie się panu Ackless'owi (ach, co ja wygaduję, pewnie znacie jego fizis na pamięć ). Dołeczki rulez (w policzkach też!)
Max...Max...Max...(żeby nie było - nie Max Guevara -- tak na marginesie, to na początku irytowała mnie ta zbieżność dwóch jednakowych imion w jednym opowiadaniu). Co Ty najlepszego wyprawiasz?! Widać, Twoją specjalnością jest psucie wszystkiego i wszystkich dookoła. A najbardziej tych, których kochasz. Po coś się wlókł do tego Seattle? Liz wyjechała, bo taka była jej decyzja. Jeżeli ją tak kochasz, to czemu nie pozwalasz, żeby sama decydowała o tym, co jest dla niej dobre, czemu nie pozwolisz jej być szczęśliwą na JEJ własny sposób? Czemu wciąż trzymasz ją na uwięzi? Liz nie jest ptaszkiem, którego można zamknąć w złotej klatce. Na tym nie polega miłość. Nie polega również na zdradzaniu swojej ukochanej i wykorzystywaniu jej do własnych celów (czyt. szukanie syna). Miłości nie można trzymać w garści, bo umrze, zdławiona przytłaczającym uczuciem. Zwróć jej wolność, tylko wtedy będzie naprawdę szczęśliwa. Z dala od kosmicznego bałaganu, od Ciebie. Ale blisko innych ludzi - Aleca, Hotaru, Max, Biggsa. Teraz powinna liczyć się przyszłość, JEJ przyszłość, JEJ wybór - taki a nie inny; a nie wieczne rozpamiętywanie przeszłości i tego co Was niegdyś łączyło.
Starałam się choć trochę przemówić Maxowi do głowy, żeby tym samym uchronić mutantów przed jego - jak mniemam - "Zemstą Za To, Że Mi Odebrali Moją Liz" (tylko że to nic nie da, bo _liz ma już gotowych kilka(naście?) części naprzód i nasze protesty nic a nic nie pomogą ). Podobnie jak Nowa spodziewam się tego, co się teraz wydarzy, tego, co najprawdopodobniej uczyni Max. I na samą myśl tej wrednej intrygi aż mi się odechciewa czytać następną część Co nie znaczy, że masz jej nie wrzucać, _liz. Wręcz musisz
- lizzy_maxia
- Fan
- Posts: 888
- Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
- Location: Łódź, my little corner of the world...
- Contact:
A pewnie, że będziemy czytać! To, ze mi się odechciewa, nie znaczy, że nie przeczytam ...najwyżej samą siebie do tego zmuszę Będzie mi łatwiej, jak już teraz zacznę się przyzwyczajać do tego, co moze nastapić i powtarzać w kółko:Hotaru wrote:Nie! Czytajcie następne części!
"Max jest dupkiem (w tym opowiadaniu )".
"Max jest dupkiem..."
"Max jest..."
"Max..."
.....
Ale wiecie, co mnie najbardziej w nim wkurza? Przyjmując, że Max zrobi to, co myślę...czyli, ze wyda mutantów, albo będzie próbował...On wie, jak to jest być innym. Żyć w strachu, że ktoś odkryje tajemnicę pochodzenia, źródło inności. I on miałby zrobić im takie świństwo?
Perswazja uczuciowa w wykonaniu Maxa? I tak nie zadziała Ale próbował, a to już coś
I tym sposobem _Liz ukazałaś jego prawdziwą naturę: kosmity słabego wewnętrznie, zmęczonego nieustanną ucieczką przed wrogiem oraz szaleńczo zakochanym w Liz Parker...
Ah ten Alec... Wie, że się podoba kobietom i w dodatku to wykorzystuje! A przecierz czuje juz mięte do Liz. Jego zachowanie nie spodobało i się
Natomiast Liz... Ekhm... Dziewczyna uległa urokowi Aleca (nie tylko ona ) i jest zazdrosna! Ale podobało mi się jak walczyła o swoje. Tak trzymać
"Rozmowa" Liz i Maxa plus dodatki w postci mutantów była nieco dziwna... Powiało mi tu tajemiczością Jakoś nie umiem tego wyjaśnić ani tymbardziej zinterpretować
Liz zyskała nową przyjaciółke... Hotaru, ale jeszcze o tym nie wie...
Część była boska
Tłum krzyczy o więcej
I tym sposobem _Liz ukazałaś jego prawdziwą naturę: kosmity słabego wewnętrznie, zmęczonego nieustanną ucieczką przed wrogiem oraz szaleńczo zakochanym w Liz Parker...
Ah ten Alec... Wie, że się podoba kobietom i w dodatku to wykorzystuje! A przecierz czuje juz mięte do Liz. Jego zachowanie nie spodobało i się
Natomiast Liz... Ekhm... Dziewczyna uległa urokowi Aleca (nie tylko ona ) i jest zazdrosna! Ale podobało mi się jak walczyła o swoje. Tak trzymać
"Rozmowa" Liz i Maxa plus dodatki w postci mutantów była nieco dziwna... Powiało mi tu tajemiczością Jakoś nie umiem tego wyjaśnić ani tymbardziej zinterpretować
Liz zyskała nową przyjaciółke... Hotaru, ale jeszcze o tym nie wie...
Część była boska
Tłum krzyczy o więcej
- lizzy_maxia
- Fan
- Posts: 888
- Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
- Location: Łódź, my little corner of the world...
- Contact:
łee nie mam jak pisać za bardzo bo sobiepalec poparzyłam i mnie boli ale jakoś spróbuję
Nie mogłam się doczekać części, w której Max odszuka Liz. Jejku ja bym na jej miejscu go zdzieliła po twarzy, ale tak z całej siły No bo co on sobie myśli??!! Tyle razy przez niego płakała, zdradził ją, oszukał, i jeszcze było dla niego oczywiste, że pomoże mu szukać dziecka jego i Tess No Halo?? Zastanówmy się. Pewnie dlatego go nie lubiłam w serialu...
Nie mogłam się doczekać części, w której Max odszuka Liz. Jejku ja bym na jej miejscu go zdzieliła po twarzy, ale tak z całej siły No bo co on sobie myśli??!! Tyle razy przez niego płakała, zdradził ją, oszukał, i jeszcze było dla niego oczywiste, że pomoże mu szukać dziecka jego i Tess No Halo?? Zastanówmy się. Pewnie dlatego go nie lubiłam w serialu...
Ta faza jest zdecydowanie najlepsza Śmieszne i straszne naraz. Dlaczego śmieszne chyba nie muszę tłumaczyć, ale spotkać na swojej drodze taką Liz to...Przechodził już fazę odrętwiałej i przybitej Liz, fazę rozpalonej i uwodzicielskiej Liz, nawet fazę zdenerwowanej Liz. Ale takiego wybuchu nie spodziewał się po niej.
Ona?? No co wy??- Jesteś zazdrosna? - zapytał z nutą satysfakcji
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 4 guests