Coraz bliżej Święta...

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
tigi
Zainteresowany
Posts: 372
Joined: Fri Aug 01, 2003 6:30 pm
Location: Poznań
Contact:

Post by tigi » Mon Dec 22, 2003 7:08 pm

Dzisiaj zamieszczam końcówkę mojego fanficka.

Nad ranem dziewczyna obudziła się szczęśliwa. Liczyła że po otworzeniu oczy zobaczy zieloną choinkę i Maxa koło siebie. Przez chwilę poszukiwała wzrokiem Maxa, kiedy jej wzrok padł na kalendarz, na którym widniała data 23 grudnia. „Czyli to był sen”, pomyślała ze smutkiem Liz. Leżała w łóżku, dopóki z dołu nie zawołała ją ciotka na śniadanie. Następnie razem z wujkiem poszła otworzyć kawiarnię. Jak zawsze przed świętami spodziewali się wielkich tłumów. Liz zajmując się układaniem kwiatów w wazonach zauważyła, że lekki puszek pada.
- Śnieg pada! – zawołała do wujka, będącego w kuchni.
- W Roswell?
- Sam zobacz jak mi nie wierzysz! – uśmiech pojawił się na twarzy Liz. Jeszcze nigdy święta nie były biała w Roswell, nigdy nie spadł śnieg. Dla niej był to cud. Dopiero teraz przyłapała się na myśli że oczekiwała śniegu. Liczyła na cud. Życie z kosmitami nauczyło ją, że niczego nie można być pewnym oraz zawsze trzeba mieć nadzieję, wierzyć w cuda, wszystko co pozaziemskie, nie możliwe.
Wuj wyszedł z kuchni.
- To niemożliwe. Szkoda, że dziś wyjeżdżamy. Mam nadzieję, że nie przeszkadzaliśmy przez ten tydzień. Nie będzie Ci smutno bez nas ani rodziców?
- Nie. Spędzę święta z przyjaciółmi – skłamała Liz, ale nie chciała by ciotka i wujek jeszcze zostali choćby jeden dzień. Jechali teraz to matki cioci na święta. Po drodze wstąpili odwiedzić ich w Roswell.
- Wieczorem wyjeżdżamy.
- Liz, telefon! – zawołała ciotka z mieszkania.
- Odbiorę tutaj!
Liz podeszła do telefonu.
- Słucham.
- Liz, to ja Isabel. Czy jest u ciebie Max?
- Nie.
- A kiedy widziałaś go po raz ostatni?
- Wczoraj wieczorem. Czy coś się stało?
- Nie. Poczekaj. –Liz usłyszała jak Isabel coś cicho mówi. – Michael o której do ciebie dzwonił? – Około północy. – I co mówił? – Że znalazł drogę do domu i leci po syna. Nie wiedziałem że wprawi to zaraz w czyn.
- Isabel!
- Tak, Liz.
- O co chodzi? Słyszałam wasza rozmowę.
- Powiem ci prawdę. Max poleciał po syna.
-Co? – Liz czuła, że cały jej świat legnął w gruzach. Najpierw dowiedziała się że święta spędzi sama, a teraz jeszcze Max odleciał nic nie mówiąc jej. Liz zrobiło się duszno. Nagle dziewczyna upadła na podłogę, zemdlona.
- Liz? Liz, słyszysz mnie? – Isabel odłożyła słuchawkę. –Chyba coś się stało? Jedziemy do Liz – powiedziała do grupy.

Gdy Liz upadła podbiegł do niej wujek.
- Liz, dobrze się czujesz? – zapytał, gdy zobaczył że dziewczyna dochodzi do siebie. – Co się stało?
- Nic, tylko wiadomość jaką usłyszałam mną wstrząsnęła. Nie martw się o mnie, możecie jechać.
W tym momencie przed kawiarnią gwałtownie zahamował samochód. Do kawiarni biegiem wpadła Maria z Isabel.
- Nie powinnam Ci tego mówić. – powiedziała Is zbliżając się Liz.
- Wujku, możesz zostawić nas same? – poprosiła Liz.
Po chwili dziewczyny siedziały przy jednym stoliku.
- Liz, powinnam ci wszystko wyjaśnić. Max od kilku dni dostawał wiadomości od syna. Postanowił po lecieć na Antar dopiero w styczniu, ale przedwczoraj dostał wizję syna, który cierpiał, dlatego postanowił polecieć wcześniej. Nie chciał ci o niczym mówić, by cię nie martwić. Na pewno powiedziałby ci po nowym roku, ale w tej sytuacji nie chciał robić ci przykrości przed świętami.
- Najlepiej by zrobił jak powiedziałby mi prawdę. Obiecaliśmy sobie o wszystkim mówić! Nie ma do mnie zaufania?
- Liz to nie tak!
- Nie tłumacz go! Przepraszam Was – Liz ze łzami w oczach pobiegła do swojego pokoju. Dlaczego akurat w święta musiał lecieć? Dlaczego? Czemu nic jej nie powiedział? Czy myślał, że zabroniłaby mu? Przecież przez te wszystkie miesiące starała mu się pomóc w odnalezieniu kontaktu synem. Co prawda ostatnio sam szukał, ale nic nie wspomniał, że znalazł statek.
Wieczorem Liz pożegnała wujostwo i położyła się spać. Nad ranem po przebudzeniu żałowała że żaden sen się jej nie śnił. Cały dzień przygotowywała wigilię dla dwoje, licząc na cud, że Max może zdąży wrócić do niej w ten tak cudowny dzień. Ale zbliżał się wieczór i nic nie zapowiadało przybycia Maxa. Maria dzwoniła do niej pytając się czy nie zechce do nich jednak przyjść.
- Dzięki Mario, ale nie chce wam psuć tych chwil.
- Wszystko w porządku? Wiesz, chodzi mi o twoje samopoczucie w związku z ...
- Dobre. Przynajmniej mogę sobie spokojnie porozmyślać. Wesołych Świąt!
- Nawzajem! – dziewczyny się rozłączyły.
Liz spoglądała przez okno na ludzi spieszących się na wigilię w domu. Niektórzy jeszcze kupowali podarunki. Liz zachciało się wyjść. Podeszła do szafy i wyciągnęła stare łyżwy. Ubrała ciepłą kurtkę i wyszła na lodowisko w parku. Gdy doszła, nie było żadnego żywego ducha. Wszyscy dobrze bawili się wśród rodzin oprócz niej. Założyła łyżwy i zaczęła jeździć w kółko. W pewnym momencie spojrzała na niebo. Straciła równowage i przewróciła się.
- Czy pomóc pani wstać? – usłyszała nad sobą głos .
- Max? Co ty tu robisz?
- Wróciłem. – pomógł wstać Liz.
- A twój syn?
- Więc już wiesz? Też tu jest. Zostawiłem go u Isabel. Wesołych świąt Liz. – następnie pocałowali się. A nad ich głowami zaczął sypać śnieżek. Stali zapatrzeni w to rzadkie zjawisko w Roswell.

Image

Mam nadzieję że wam się podobało to opowiadanko. :wink:

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Mon Dec 22, 2003 8:44 pm

Hmmm :wink: Zaraz, co to ja miałam napisać... Tigi, wybiłaś mnie z rytmu, przez to opowiadanie zapomniałam co ja chciałam... A, już wiem. Po pierwsze - bardzo sympatyczny fik. I ze szczęśliwym zakończeniem. Zwróćcie uwagę, że pomimo tego, że bohaterowie umierają, to zakończenia i tak wszystkie kwalifikują się jako "HAPPY ENDY". Czyżby kolejna wytyczna świątecznego opowiadania? :wink: :xmas:
Zajavko, rozbrajające - "Zabiłeś świętego Mikołaja!" Już widzę co będzie dalej :wink:
Image

zajavka
Zainteresowany
Posts: 373
Joined: Mon Sep 15, 2003 5:58 pm

Post by zajavka » Mon Dec 22, 2003 9:54 pm

Nan, nie martw się :wink: Nie będzie żadnej jatki ani płaczących dzieci. Nic z tych rzeczy. Wszystko skończy się dobrze. Zresztą zobaczycie jutro :D

Wklejam kolejną część mojego opowiadania :D Ale muszę przyznać, że coraz mniej mi się podoba.... :(

"Uważaj na Mikołaja" cz. IIBilly nie mógł się uspokoić. Wtulony w ramiona Marii, łkał dramatyczny. Maria głaskała go po głowie, szeptała mu coś na ucho i posyłała, co jakiś czas Michaelowi rozpaczliwe spojrzenia znad synka. Natomiast Jen stała, tak jak stała, ale Michael dostrzegł w jej niebieskich oczach łzy. Walczyła z płaczem. „Muszę coś zrobić” – pomyślał Michael – „Jestem w końcu głową rodziny”. Pochylił się nad Mikołajem. Chciał go przeszukać, znaleźć jakieś dokumenty, bo musi powiadomić policję i rodzinę tego biedaka. Zza pazuchy leżącego wyciągnął plik wizytówek. Przyjrzał się jednej i wybuchnął histerycznym śmiechem. Maria spojrzała na niego zdegustowana. Nie wiedziała, jak uspokoić Billego. Bała się, że to wydarzenie zostawi ślad na jego psychice. A tego nie chciała, a Michael wcale jej nie pomagał Jen też spojrzała na ojca, ale z zaciekawieniem. Podeszła do ojca i wyjęła mu z rąk jedną wizytówkę. Przyjrzała się i podała ją mamie, uśmiechając się głupawo. Maria wzięła, nadal głaszcząc Billego po włosach i spojrzała na wizytówkę. Napisane na niej było:

Święty Mikołaj

Biegun Północny

I nic więcej. „Michael, o co tu chodzi???” – chciała zapytać, ale nie zdążyła, bo nagle ktoś zapukał do drzwi. Maria rzuciła kolejne przerażone spojrzenie Michaelowi. Sytuacje wymykała się spod kontroli. Robiło się coraz dziwaczniej. Nawet mały Billy przestał płakać, zaciekawiony kto przyszedł o tak późnej porze. Michael wciągnął powietrze i śmiało podszedł do drzwi. Mu też było nieswojo, a spojrzenia Marii i obecność dzieci tylko potęgowały to uczucie. Otworzył drzwi i, aż się zachłysnął. Bowiem, na progu ich domu stał wielki czerwono nosy renifer, który przedstawił się jako Rudolf – pomocnik Świętego Mikołaja.


Rudolf wszedł do domu, nie czekając na zaproszenie. Był przyzwyczajony. Odstawiał już taką szopkę kilka razy. W końcu nawet Mikołaj nie jest nieśmiertelny. Choć ludzie myślą, że jest. No, ale jak ktoś wierzy w to, co piszą w bajkach, to nie jego wina. Renifer przeleciał wzrokiem po pokoju. „Kiedy to się skończy” – pomyślał, ale powiedział – „Spokojnie, proszę się nie bać. Ja wszystkim się zajmę”. Nikt nie odpowiedział, wgapiali się tylko w niego swoimi wielkimi, ludzkimi oczami. „Ludzie....” – pomyślał zdegustowany, po czym podszedł do Mikołaja. Pochylił się nad nim i chuchnął mu w martwą twarz. Mikołaj zniknął. Maria i Michael westchnęli jednocześnie z ulgą. Sytuacja była opanowana. Jednak nie do końca. Billy był tylko dzieckiem, a to co się działo dzisiaj, to było za dużo nawet dla Michaela. Chłopiec ponownie wybuchnął płaczem. Ale i tym razem sytuacje opanował renifer. Podszedł do Billego, świecąc swoim słynnym nosem.. Chłopiec przestał płakać, a Rudolf mógł wreszcie porozmawiać z Guerinem. „Pan Guerin??” – spytał tylko dla formalności. „Tak – padła odpowiedź – ja nie chciałem....”. „Niech pan się uspokoi. Wszystko będzie dobrze. Proszę zabrać swoje najpotrzebniejsze rzeczy i wyjść na dwór” – Rudolf nie miał ochoty wysłuchiwać żadnych tłumaczeń. I tak wiedział, jakie one by były: „Ja nie chciałem,.....nie wiem jak to....bardzo mi przykro”. Ludzie pod tym względem nie wykazywali się żadną oryginalnością.
„Ale jak to ???” – odkrzyknął Michael –„A moja rodzina?? Nie mogę jej tu zostawić”. „Dobrze niech idą z nami. Tylko szybko” – powiedział renifer i wyszedł. Cała rodzina Guerinów stała zaskoczona, nie po raz pierwszy dzisiejszej nocy. „Chyba musimy iść...” – powiedziała cicho Maria, wstając z kanapy. Trzymała na rękach Billego. ”Dobrze” – odpowiedział jej Michael i wziął swoją córkę za rękę. Jen nawet nie protestowała. Bardzo się bała i chciała być blisko rodziców. Wyszli przed dom i stanęli. „No nareszcie” – powiedział nieprzyjemnie Rudolf, zaprzężony, wraz z kolegami, w wielkie sanie, wypełnione po brzegi prezentami – „Wsiadać, lecimy na Biegun”
Jam jest kielich bez dna. Jam jest śmierć bez grobu. Jam jest imię bez imienia.

User avatar
tigi
Zainteresowany
Posts: 372
Joined: Fri Aug 01, 2003 6:30 pm
Location: Poznań
Contact:

Post by tigi » Tue Dec 23, 2003 8:13 pm

Zajavko opowiadanko jest fajne.
Nie wiem czy jutro będę, trzeba wszystko przygotowywać, dlatego juz dziś składam wszystkim spełnienia marzeń, dobrych ocen w szkole, miłości, przyjaźni, bogatego gwiazdora :prezent: , odlotowego sylwestra, wesołych Świąt :xmas:

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Tue Dec 23, 2003 8:54 pm

A już miałam nadzieję, że Rudolf zaaresztuje Michaela i wsadzi go do bożonarodzeniowego kicia... :wink:
BTW, i ja życzę wszystkim cieplutkich świąt, litości dla karpia, grubasa-Mikołaja, by nie przecisnął się przez drzwi, i ogromnej choinki... :mrgreen: :xmas:
Image

User avatar
maddie
Fan
Posts: 970
Joined: Sat Jul 12, 2003 5:47 pm
Location: Kostrzyn k/Poznania
Contact:

Post by maddie » Tue Dec 23, 2003 9:09 pm

BTW. Nan, to z choinką było jak najbardziej na miejscu. Właśnie zabieram się do ubierania wielgaśniej choinki (wcześniej nie było czasu). A potem mam do ubranai jeszcze jedną, troszkę mniejszą. Mam nadzieje, że przynajmniej moje liczne rodzeństwo mi pomoże :]
Image

User avatar
maddie
Fan
Posts: 970
Joined: Sat Jul 12, 2003 5:47 pm
Location: Kostrzyn k/Poznania
Contact:

Post by maddie » Tue Dec 23, 2003 9:44 pm

Wszystko trafił szlag. Poprostu. Mój "a jakże kochany" braciszek, włączył lampki do prądu żeby zobaczyć, czy świecą. Nagle BŁYSK i światło zgasło. Cała ulica nie miała prądu przez 15 min ^^. NA szczęście tata naprawił i już prąd jest. Ale z lampkami można się pożegnać.
Image

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Tue Dec 23, 2003 9:52 pm

Maddie, nie narzekaj, to się nazywa MAGIA ŚWIĄT... :wink: :D :xmas:
Image

User avatar
maddie
Fan
Posts: 970
Joined: Sat Jul 12, 2003 5:47 pm
Location: Kostrzyn k/Poznania
Contact:

Post by maddie » Tue Dec 23, 2003 10:07 pm

I kto to mówi? :D Czy mi się zdaje, czy to właśnie ty nie mówiłaś kiedyś, że nie lubisz Świąt? :cheesy: :twisted:
Image

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Tue Dec 23, 2003 10:17 pm

Owszem, ja. I zdania nie zmieniłam, bo zawsze mam pechowe święta (aż dziw, że czegoś o tym nie napisałam 8) ), ale nie ma to jak duża wyobraźnia (a myślisz, że skąd się wzięły te cztery świąteczne fiki...? :wink: ).
Image

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Tue Dec 23, 2003 10:34 pm

tigi, zajavka- kochane fanfici :P
Maddie- wyrazy współczucia...ale Nan ma rację...ciech żyje MAGIA ŚWIĄT :wink: to co miedzy innymi tak mnie ujęło w "Miracle" czy "Damuelu", to to ze świeta w nich nie były takie IDEALNE wychuchane i spod igły...mimo komicznych wysiłków Isabel :wink: a przy tym znalazła sie Pewna Osoba...która miała silną potrzebę uczynienia czegos naprawdę dobrego...czegos o czym mało kto wiedział i za co nikt nie przyznawał medalu...+ poisy onej osoby na łyżwach (Ela zamieściła zdjecia na którym Liz biedaka trzyma)+ zderzak Michaela + Świąteczna faszystka+laserowo pokrojony indyk Tess...ech :P
Jutro czeka mnie jeszcze smazenie karpia...bo po tej awangardzie którą odstawiłam dwa lata temu, nikt mnie do uszek nie dopuszcza :mrgreen: nie wspominając o prezentach :oops: trzy lata temu robiłam za aniołka, ale...nie smiać sie!- no dobrze- smiać :oops: - wstawiłam sie po wypiciu dwóch kieliszków białego wina i moi kuzyni mieli niezły ubaw :oops:
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Tue Dec 23, 2003 11:58 pm

Zajavko, tigi - opowiadanka są słodkie...i takie w nastroju. Pięknych Świąt.
Mam nadzieję, że Maddie będzie miała swoje lampki na choince w pełnym blasku, do Nan zawita grubas Mikołaj, a Lizziett dopuszczą do awangardowych uszek. Chociaż moim zdaniem lepiej robić uszka jak smażyć ryby. Jakby powiedziała Ania z Zielonego Wzgórza - nie ma przy nich pola do wyobraźni. Nie...jest, chociaż skojarzenia z tymi biedakami (dla których o litość tak apeluje Nan) nie są najlepsze...Mimo, że tak wymordowane i z mocnym postanowieniem - nigdy w życiu więcej nie dam sie ogarnąć temu szaleństwu, cudownie poddać się magii. Mój kręgosłup wywraca się na drugą stronę, jestem skonana, jednak jak patrzę na rozświetlone lampkami okna, chłonę zapach makowców i czytam Wasze komentarze - robi mi się cieplutko na sercu. Wraca "Miracle" - cokolwiek to znaczy :P

Mam poważne obawy, że ten biedak na łyżwach autentycznie nie umie jeździć i Shiri rzeczywiście go podpierała. :mrgreen:

Image

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Wed Dec 24, 2003 9:00 am

To się nazywa poświęcenie dla dobra serialu... Razem z koleżankami też mamy zamiar wybrać sie na łyżwy po świętach, ale mam poważne obwy, że będę jak ten biedak... :D :wink: Mam nadzieję, że tata nie pokłóci się dzisiaj z ciotką na temat Leppera. Mam nadzieję, że ciotka nie będzie zmuszała ludzi do zjedzenia "jeszcze ociupinki". Mam nadzieję, że najmłodsze dziecię w rodzinie zachowa się jak należy, mam nadzieję, że kuzynka nie pokłóci się z tatą... uff. A ten grubas - Mikołaj - chyba raczej chudzielec :wink: Kuzynka przebiera się za tego pana specjalnie dla najmłodszego dziecięcia...
A Samuel i Miracle... Po tych odcinkach pokochałam Isabel na stałe :wink: Jej pretensje o choinkę były niezrównane... :lol:
Image

zajavka
Zainteresowany
Posts: 373
Joined: Mon Sep 15, 2003 5:58 pm

Post by zajavka » Wed Dec 24, 2003 5:00 pm

Ostatnia część mojego świątecznego opowiadania. A tak przy okazji, gdy do wieczerzy wigilijnej zostało ok. godziny, życzę wszystkim wesołych, radosnych i szczęśliwych świąt. Aby obyło się bez kłótni i bez przykrości. No i oczywiście, zeby Mikołaj o was nie zapomniał :xmas:

"Uważaj na Mikołaja" cz. IIICzekali już ponad półgodziny. Przed bramę wylegli wszyscy: elfy, skrzaty, śnieżynki, a nawet, dopiero co owdowiała, Pani Mikołajowa. Nic dziwnego, w koncu czekali na nowego Mikołaja. Nagle na granatowym, ciemnym niebie pojawił się jakiś zamazany kształt. Ktpś z tyłu krzyknął: "Już są". Kilka Śnieżynek chwyciło się za ręcę i odtańczyło dziki tanieć radości. Rudolf przywióżł nowego Mikołaja, święta są uratowane. Sanie z cichym plaskiem wylądowały na puszystym śniegu.Rudolf wyswobodził się ze swojej uprzęży i podszedł do sań. Wsadził głowę do środka i powiedział: "Guerin, wysiadaj". Oczekujący wstrzymali oddech. "Nowy Mikołaj, nowy Mikołaj" - szeptał ktoś z tyłu. Z sań jako pierwszy wyszedł Michael, rozejrzał się wkoło i nieśmiało skinął głową. "Dzień dobry, państwu" - powiedział cicho i odwrócił się, by pomóc Marii i dzieciom wyjśc z sań. Stali teraz wszyscy, całą rodziną, oczekując na jakąś reakcje Rudolfa lub tego dziwacznego tłum. Trochę się bali. Jednak Rudolf stał z boku, uśmiechająć się niezbyt przyjemnie, wcale nie zamierzając im pomóc. Sytuację rozwiązał tłum spod bramy. Po chwili krótkiego osłupienia, zaczął skandować: Witamy Święty Mikołaju!!!". Rudolf uśmiechnął się szeroko, zobaczywszy jak przez twarz Guerina przebiega przerażenie, a jego usta, powtarzają co chwilę pytanie: "Ale jak???"


Wszędzie było pełno zabawek. Tych małych i tych dużych. Piłek, misów, samochodów, lalek, klocków. Innym razem Billy, by się zachwycił, ale teraz.... Spojrzał w przeciwległy kąt ściany, gdzie tata, dośyć głośno, tłumaczył Rudolfowi, co myśli o tej całej sytuacji. Billy zamknął oczy, chciał zniknąć, znaleźć się znowu w domu, w ciepłym i bezpiecznym łózku rodziców. Nagle poczuł na swojej głowie czyjąś rękę. Bez otwierania oczu wiedział, że to mama. Tylko ona potrafiła tak dotykać."Billy??" - usłyszał jej głos. Otworzył oczy i spojrzał na nią. Usiadła obok niego i zapytała go z lekkim uśmiechem: "Ale się porobiło, co???". Billy nie odpowiedział. "Nie martw się, tata zaraz wszystko wyjaśni i pojedziemy do domu. Ty i Jen, ja i tata znowu będziemy w domu" - ciągnęła dalej, swoim głosem, którego Billy uwielbiał słuchać. Był taki piękny, taki delikatny, taki maminy. "A dzieci???" - spytał on. "Jakie dzieci??" - Maria była lekko zbita z tropu, jednak po chwili zrozumiała, o co chodziło synkowi - "Widzisz,dzieci....". Nie wiedziała, co powiedzieć. W duchu podziękowała Bogu, widząc Jen zmierzającą w ich kierunku. Minę miała nie tęgą. Podeszła do nich i usiadła obok nich. "A dzieci??? - ponowił pytanie Billy, było mu trochę niezręcznie przy Jen, ale to było silniejsze - Przecież nie ma już Mikołaja, kto da dzieciom prezenty???". Maria zastanowiła się przez chwilę. Przez całą noc, przez cały czas trwania tej farsy, nie pomyslała o dzieciach. Michael też nie, a teraz się kłóci z tym opryskliwym reniferem, bo nie chce zostać Świętym Mikołajem. "Mamo - z boku odezwał się głos Jen - Billy ma rację. Tata zabił Mikołaja, niechcący, ale to zrobił. Rudolf mówił, że jeżeli ktoś zabije Mikołaja, to ten automatycznie zajmuje jego miejsce. Dlaczego tata nie chce zostać Świętym Mikołajem. Przecież to jego obowiązek. Nie może nie być Mikołaka na świecie". "Nie może nie być Mikołaja na świecie." - powtórzył za siostrą Billy.Maria była zaskoczona. Nie spodziewała się po swoich dzieciach decyzji. Zaczęła mówić: "Ale, kochani, nie możemy tu zostać. Tata ma pracę, ja mam pracę, wy macie szkołę. Nie możemy......" Przerwał, bo Jen położyła rękę na jej ręce i patrząc matce w oczy, powiedziała: "Mamo, ale my chcemy tu zostać. Pomagać elfom i skrzatom pakować prezenty, śnieżynkom rozrzucać śnieg po całym świecie.....Mamo, pomyśl, byłabyś Panią Mikołajową" - dorzuciła zachęcająco na koniec. Maria spojrzał na dzieci. Naprawdę chciały zostać tu, na Biegunie, wśród elfów, skrzatów i zabawek. A ich ojciec miał być Świętym Mikołajem. "Mam pójść porozmawiać z tatą???" - spytała cichym głosem. "Tak" - powiedzieli chórem. "Dobrze, więc od tej pory jesteśmy rodziną Świętego Mikołaja" - powiedziała uśmiechem i poszła w kierunku, kłócących się Michaela i Rudolfa.


Znowu wszyscy wylegli przed bramę. Elfy, skrzaty, Śnieżynki, a nawet, dopiero co "mianowana" Pani Mikołajowa wraz z dziećmi. Wszyscy wyszli, by pożegnać Świetego Mikołaja, który miał udać się w swój pierwszy lot z prezentami dla dzieci. Michael był nieco przerażony. Nigdy nie przypuszczał, że może go coś takiego spotkać. A jednak, siedzi teraz w saniach, w które zaprzężone są magiczne renifery, ubrany w czerwone wdzianko, a za nim leżą stosy prezentów, które musi rozdać dzieciom. "Niesamowite...." - pomyślał Michael, po czym chlasnął batem w powietrzu. Renifery wzbiły się w powietrze. Tłum na dole wiwatował. Michael spojrzał w dół i pomachał Marii i dzieciom. "No to w drogę. Hoho ho..." - zawołał gromko do reniferów i rozparł się wygodnie w saniach. Renifery przyśpieszyły, dziękując w duchu, że nowy Mikołaj nie jest tak gruby jak poprzedni.

--------------------------------------------------------------------

"Tato, to było bardzo, ale to bardzo ładne..." - powiedział sennie, wtulając się głębiej w swojego misia. "Naprawdę, bardzo łaaadne" - ziewnął i naciągnął kołdrę, aż po szyję. "Dobranoc" - powiedział jeszcze, po czym zamknął oczy. "Dobranoc" - odpowiedział Michael, poprawił kołdrę Billemu i wstał. Podszedł do Marii, stojącej w progu pokoju. "Masz talent krasomówczy, Miśku. Może przekwalfikuj się na bajarza" - powiedziała do niego, cofając się do korytarza. "To nie mój jedyny talent" - odpowiedział jej ze śmiechem Michael. "Tak, pamiętam - odparła ze śmiechem i poszła w kierunku salonu, gdzie przy kominku stała ogromna choinka, ubrana wspólnie przez Billego i Jen. Michael ruszył za nią. Mijając pokój córki, usłyszał ciche wołanie: "Tato...". Otworzył drzwi i zapytał: "Wołałać mnie???". "Tak. Tato możesz i mi...- przerwała, miał problemy z wymówieniem swojej prośby - i mi opowiedzieć bajkę". Wyrzuciła z siebie jednym tchem i zakryła zaczerwieniona twarz pod kołdrą. "Jasne - odpowiedział Michael, siadając na krześle - Dochodziła północ. Czas, w którym wszystkie grzeczne sześciolatki dawno już śpią. Jednak mały Billy Guerin.......
Jam jest kielich bez dna. Jam jest śmierć bez grobu. Jam jest imię bez imienia.

User avatar
Amanda
Gość
Posts: 17
Joined: Tue Oct 21, 2003 5:08 pm
Location: z krainy smoków
Contact:

Post by Amanda » Wed Dec 24, 2003 6:52 pm

Rzyczę wszystkim
Wesołych Świat
Prezentów po szyję
Szczęścia kopę
Oblanego sylwestra
I szczęśliwego Nowego Roku
By spełniły sie wasze najskrytsze marzenia
I by te święta pozostały w waszych sercach na zawsze

A co do FF to wszystkie były śliczne. Macie wielki dar wzruszania ludzi to żadka umiejętność. Miejcie taką wenę przez cały cały następny rok!!

:D :cheesy: :wink:

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Mon Dec 29, 2003 4:53 pm

No i już po świętach. Mam nadzieję, że wszystkim minęły tak, jak należy :wink: Wszystkie świąteczne opowiadania były przepiękne, pewnie dlatego, że pisane z sercem (pewnie, chyba nikt z batem nad nikim nie siedział :wink: ) i mam nadzieję, że przyczyniły się do upiększenia i podniesienia niejako świątecznej atmosfery, być może nawet skłoniły do głębszych refleksji, czasami przecież kończyło się śmiercią a czasami odwrotnie... Tak też dziękuję uprzejmie wszystkim autorom (kolejność publikowania, nie mająca nic wspólnego wartością fików - przecież wszystkie były piękne): Hotori, Maddie, Lizziett (kotek, jeszcze chyba tego nie skończyłaś... Może by należało?), Tigi, Graalionowi, Zajavce... I wszystkim którzy zaglądali, komentowali... Dzięki wam na Forum zapanowała prawdziwam świąteczna i niemalże rodzinna atmosfera. Trzymajcie się cieplutko... :serce: I życzę wam wszystkim wspaniałego Sylwestra.
Image

zajavka
Zainteresowany
Posts: 373
Joined: Mon Sep 15, 2003 5:58 pm

Post by zajavka » Mon Dec 29, 2003 9:20 pm

Dziękuję, Nan za "życzenia" :D Jak na moją rodzinę święta minęły bez większych kłótni, ale nie znaczy, że bez afer (a była taka jedna :) ) Mam nadzieję, że takie akcje pisania fanficów jak ta będziemy organizować częściej niż raz do roku. Może zrobimy reaktywacie na Wielkanoc :D A żeby zatrzymać jeszcze przez moment świąteczny nastrój, wkleję zdjęcie ze świątecznego odcinka Roswell]

Image
Jam jest kielich bez dna. Jam jest śmierć bez grobu. Jam jest imię bez imienia.

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Mon Dec 29, 2003 9:34 pm

Zajavko - też o tym pomyślałam :wink: Kto wie, może tym razem Zajączek Graaliona odwdzięczy się kosmitom... :wink: I wiecie co, dochodzę do wniosku, że takie rzeczy są bardzo miłe - takie niemalże wspólne pisanie. To takie miłe.
Image

User avatar
Graalion
Mroczny bóg
Posts: 2018
Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
Contact:

Post by Graalion » Tue Dec 30, 2003 2:22 am

Prawda. Czuje się wtedy tą atmosferę, to poczucie uczestniczenia w czymś.
może tym razem Zajączek Graaliona odwdzięczy się kosmitom
:mrgreen:
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")

User avatar
maddie
Fan
Posts: 970
Joined: Sat Jul 12, 2003 5:47 pm
Location: Kostrzyn k/Poznania
Contact:

Post by maddie » Tue Dec 30, 2003 7:33 pm

Dzięki Nan za życzenia. Ale jeszcze jedna uwaga (czy ja zawsze muszę się do czegoś przyczepić??????)
Nan wrote: Wszystkie świąteczne opowiadania były przepiękne, pewnie dlatego, że pisane z sercem (pewnie, chyba nikt z batem nad nikim nie siedział :wink: )
Czyli Nan jeśli ktoś siedzi nad kimś z batem (tu nie sugeruje nic typu: maddie --> Nan bo ja przecież nie mam bata/u :D ) to w opowiadanie nie jest pisane z sercem?
Image

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 60 guests