Fanklub Deidre Knight
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Oluś, sto lat i jeszcze więcej! I Nieba, w którym na telebimie puszczają Roswell
Ja dziś czekam na przesyłkę- jeśli poczta nie nawali, to książka już dziś trafi w moje ręce Dobrze, że na dwa dni zostaję sama w domu, bo sądząc z waszych relacji, zniknę dla świata podczas lektury i nie chciałąbym mieć na sumieniu żadnych istot
Ja dziś czekam na przesyłkę- jeśli poczta nie nawali, to książka już dziś trafi w moje ręce Dobrze, że na dwa dni zostaję sama w domu, bo sądząc z waszych relacji, zniknę dla świata podczas lektury i nie chciałąbym mieć na sumieniu żadnych istot
Na swoim blogu http://deidreknight.blogspot.com/, Deidre podała oficjalną wiadomość, dotyczącą zatwierdzonych tytułów jej trzytomowej The Parallel Series.
I. "Parallel Attraction" - wydana zostanie w Stanach w lutym 2006
II. "Parallel Heat" - październik 2006
III. "Parallel Seduction" - kwiecień 2007
Gratulujemy autorce i możemy tylko życzyć sobie żeby ksiązki jak najszybciej znalazły się na naszym rodzimym rynku.
Tym bardziej, że Deidre chyba kończy z wizerunkiem RosDeidre (zlikwidowała swoją piękną stronę z fanfickami) i promuje się już tylko jako Deidre Knight.
A tak przy okazji, czy ktoś przeczytał w końcu "Miłość ponad czasem" Audrey Niffenegger? Jeżeli są kłopoty (finansowe) z jej kupieniem, widziałam tę książkę w bibliotekach.
I. "Parallel Attraction" - wydana zostanie w Stanach w lutym 2006
II. "Parallel Heat" - październik 2006
III. "Parallel Seduction" - kwiecień 2007
Gratulujemy autorce i możemy tylko życzyć sobie żeby ksiązki jak najszybciej znalazły się na naszym rodzimym rynku.
Tym bardziej, że Deidre chyba kończy z wizerunkiem RosDeidre (zlikwidowała swoją piękną stronę z fanfickami) i promuje się już tylko jako Deidre Knight.
A tak przy okazji, czy ktoś przeczytał w końcu "Miłość ponad czasem" Audrey Niffenegger? Jeżeli są kłopoty (finansowe) z jej kupieniem, widziałam tę książkę w bibliotekach.
Nie przeczytałam, znaleźć w bibliotece także nie sposób (tam nie ma nawet sztandarowych wydań klasyki, wybór bardzo wybiórczy, a to podobno biblioteka eks-wojewódzka). Ksiegarnie podobnie. Tom Clancy (chociaż tego lubię) lub 'literatura w spódnicy'. Ewentualnie zostają ksiegarnie internetowe... Ech, liczba książek do przeczytania 'na wakacje' wydłuża się drastycznie z wiekiem.Ela wrote: A tak przy okazji, czy ktoś przeczytał w końcu "Miłość ponad czasem" Audrey Niffenegger? Jeżeli są kłopoty (finansowe) z jej kupieniem, widziałam tę książkę w bibliotekach.
Czy ktoś wie, ile wynosi okres czekania na tłumaczenie? Myślicie, że pół roku wystarczy? Zażyczę sobie Deidre na Gwiazdkę To naprawdę wspaniała wiadomość... Chociaż może nie, zażyczę sobie w lutym Deidre na urodzinki i będę męczyć biedne kartki.
To zależy od objętości tej książki i oczywiście od tego czy jest "trendy" i jaką ma szansę zrobić "furrorę" na rynku. Przykładowo słyszałam że "HP&HBP" ukaże się na naszym rynku w pięć miesięcy po premierze w Wlk. Brytanii. No ale wiadomo- besceller, z drugiej strony- obszerny.
Nie mam pojęcia jakie objętościowo będą książki Deidre i na pewno ewentualni wydawcy wstrzymają się z bólami do czasu aż książka odniesie sukces w USA ( czego jej z całego serca życzę). Trudno powiedzieć, ale wydaje mi się że jakby co to "Parallel Attraction" zobaczymy po polsku pod koniec 2006/z początkiem 2007 roku.
Nie mam pojęcia jakie objętościowo będą książki Deidre i na pewno ewentualni wydawcy wstrzymają się z bólami do czasu aż książka odniesie sukces w USA ( czego jej z całego serca życzę). Trudno powiedzieć, ale wydaje mi się że jakby co to "Parallel Attraction" zobaczymy po polsku pod koniec 2006/z początkiem 2007 roku.
Elu -prawda ! Miałam torchę zastoju z Miłością...
Co do książekDeidre - cudowna wieść, chociaż sądzę tak jak Lizziett- w końcu nasz kraj już nas przyzwyczaił do takowych opoznień, zresztą oczywistym jest , że tłumaczenie musi ''wyjść'' po oryginale.
Co do książekDeidre - cudowna wieść, chociaż sądzę tak jak Lizziett- w końcu nasz kraj już nas przyzwyczaił do takowych opoznień, zresztą oczywistym jest , że tłumaczenie musi ''wyjść'' po oryginale.
'' It is easier to forgive an enemy than to forgive a friend''
William Blake
William Blake
Przeglądając blog Deidre, czytając (fragmenty) książek autorek jakie ona poleca, wreszcie poznając jej twórczość, dochodzę do wniosku, że w Stanach istnieje coś, co ja nazywam literaturą romantyczno–fantastyczną.
Są to książki pisane przez kobiety, adresowane do kobiet, realizujące ich fantazje i marzenia. Pisarek nie kryjących się ze swoimi pragnieniami, wyczarowujące pełne ciepła i tkliwości historie, które są również pełne zmysłowości, odważnie mówiące o uczuciach, seksualności i potrzebach. Świadome swojej płci, manifestują w swojej twórczości kobiecość. I mężczyzn, o jakich można tylko śnić. Nie mają nic wspólnego z kiczowatymi Harlequinami czy rozmamłanymi romansidłami, lecz daleko im do tzw. literatury feministycznej (przybierającej często twardy, męski styl pisania). Może nie zawsze są to książki najwyższego lotu, może nawet są utopijne, ale są pełne wrażliwości, znajomości i zrozumienia spraw istotnych dla kobiet.
U nas taki gatunek dopiero się rodzi, pomalutku go poznajemy (wspaniałym przykładem jest właśnie polecana „Miłość ponad czasem”, czy niektóre f-f zachodnich pisarek). Bardzo bym chciała, gdyby w to zapotrzebowanie wpisać można było także Parallel Series - Deidre Knight.
Faktycznie, zgadzam się z Lizziett, nie wiemy na ile „chwycą” te książki w Stanach, tym bardziej, że jak widzimy, De ma godne siebie konkurentki, ale na naszym rynku wydawniczym, ubożuchnym w tego typu gatunek, aż się prosi o więcej takich perełek...
......................................................
Mam nadzieję, że Deidre nie będzie miała mi za złe jak umieszczę u nas zdjęcie jej dwustuletniego domu - tak bardzo typowego w swojej formie dla południa Ameryki - i klombu z kwiatami, które były jej ślubnymi kwiatami, nazywa je hygrangea (nie mam pojęcia jaka jest ich polska nazwa) Czyż takie otoczenie nie może w pewnym sensie oddziaływać na jej wyobraźnię i twórczość ? Chyba byłoby inspiracją dla każdego...
Są to książki pisane przez kobiety, adresowane do kobiet, realizujące ich fantazje i marzenia. Pisarek nie kryjących się ze swoimi pragnieniami, wyczarowujące pełne ciepła i tkliwości historie, które są również pełne zmysłowości, odważnie mówiące o uczuciach, seksualności i potrzebach. Świadome swojej płci, manifestują w swojej twórczości kobiecość. I mężczyzn, o jakich można tylko śnić. Nie mają nic wspólnego z kiczowatymi Harlequinami czy rozmamłanymi romansidłami, lecz daleko im do tzw. literatury feministycznej (przybierającej często twardy, męski styl pisania). Może nie zawsze są to książki najwyższego lotu, może nawet są utopijne, ale są pełne wrażliwości, znajomości i zrozumienia spraw istotnych dla kobiet.
U nas taki gatunek dopiero się rodzi, pomalutku go poznajemy (wspaniałym przykładem jest właśnie polecana „Miłość ponad czasem”, czy niektóre f-f zachodnich pisarek). Bardzo bym chciała, gdyby w to zapotrzebowanie wpisać można było także Parallel Series - Deidre Knight.
Faktycznie, zgadzam się z Lizziett, nie wiemy na ile „chwycą” te książki w Stanach, tym bardziej, że jak widzimy, De ma godne siebie konkurentki, ale na naszym rynku wydawniczym, ubożuchnym w tego typu gatunek, aż się prosi o więcej takich perełek...
......................................................
Mam nadzieję, że Deidre nie będzie miała mi za złe jak umieszczę u nas zdjęcie jej dwustuletniego domu - tak bardzo typowego w swojej formie dla południa Ameryki - i klombu z kwiatami, które były jej ślubnymi kwiatami, nazywa je hygrangea (nie mam pojęcia jaka jest ich polska nazwa) Czyż takie otoczenie nie może w pewnym sensie oddziaływać na jej wyobraźnię i twórczość ? Chyba byłoby inspiracją dla każdego...
Pracuję nad "Miłością...". Idzie nieźle, ale podejrzewam, że sporo czasu zajmie mi stworzenie komentarza, który by zadowolił poczucie estetyki Eli i jej umiejętność głębokiej analizy czytanych lektur
Hotori, aniołku, czy angielskie ogrody nie cechują się raczej uporządkowaną strukturą? Zestawienie domu porośniętego czym się da i elegancko przystrzyżonego ogrodu, w którym wszystko am swoje miejsce wydaje się pomysłem dosyć futurystycznym , No, chyba, że mowa o ogrodzie żywcem wyjętym z powieści F.H. Burnett
Ach, te amerykańskie białe płotki...Sielanka...
Hotori, aniołku, czy angielskie ogrody nie cechują się raczej uporządkowaną strukturą? Zestawienie domu porośniętego czym się da i elegancko przystrzyżonego ogrodu, w którym wszystko am swoje miejsce wydaje się pomysłem dosyć futurystycznym , No, chyba, że mowa o ogrodzie żywcem wyjętym z powieści F.H. Burnett
Ach, te amerykańskie białe płotki...Sielanka...
Ehm, caroleen...czyżbym wyczuwała lekką ironię ?
Nad poczuciem estetyki, a właściwie podzieleniem się refleksjami nad złożonością i naturą ludzkich ( kobiecych) uczuć, mogę oddać się z przyjemnością. Za to „głęboka analiza”, akurat w przypadku „Miłości...” może odstraszyć potencjalnych czytelników. Mnie także. Chyba, że zajmiemy się np. twórczością Paulo Coelho i jego dywagacjach egzystencjonalnych, co akurat u mnie odzywa się raz na jakiś, bardzo specyficzny i przyznam rzadki czas. Obecne nastroje trzymają mnie raczej bliżej klimatów z „Poczwarki” Doroty Terakowskiej niż „Alchemika” czy „Na brzegu rzeki Piedry...”.
Jednym słowem, jestem teraz w nastroju białych płotków, domów w stylu rodem z "Przeminęło z Wiatrem" i różnokolorowych klombów z kwiatami gardenii... I chociaż "Miłość...daleko wykracza poza ten schemat, chłonęłam książkę z radością.
Nad poczuciem estetyki, a właściwie podzieleniem się refleksjami nad złożonością i naturą ludzkich ( kobiecych) uczuć, mogę oddać się z przyjemnością. Za to „głęboka analiza”, akurat w przypadku „Miłości...” może odstraszyć potencjalnych czytelników. Mnie także. Chyba, że zajmiemy się np. twórczością Paulo Coelho i jego dywagacjach egzystencjonalnych, co akurat u mnie odzywa się raz na jakiś, bardzo specyficzny i przyznam rzadki czas. Obecne nastroje trzymają mnie raczej bliżej klimatów z „Poczwarki” Doroty Terakowskiej niż „Alchemika” czy „Na brzegu rzeki Piedry...”.
Jednym słowem, jestem teraz w nastroju białych płotków, domów w stylu rodem z "Przeminęło z Wiatrem" i różnokolorowych klombów z kwiatami gardenii... I chociaż "Miłość...daleko wykracza poza ten schemat, chłonęłam książkę z radością.
Last edited by Ela on Thu Jun 16, 2005 12:40 am, edited 2 times in total.
Czyli spodobały ci się wersalskie ogrody? Mnie też, ale tylko na początku. Po kilkudziesięciominutowym zwiedzaniu cuchnącego wersalu (nie mieli tam toalet, śmierdziuchy ) każdy widok roztaczający się przed oczami, byleby na świeżym powietrzu wydaje się zapierać dech w piersiachHotori wrote: Geometryczną precyzją charakteryzują się ogrody francuskie , wystarczy odwiedzić Wersal Angielskie bazują na jednej zasadzie- zielsko rośnie jak chce
Jak już wspominałam Time traweler's wife została mi szczęśliwie podarowana i leży na półeczce czekając na 'posesję'
Aleeeeeee wpadka.....
Nie dość, że wyszło, jak mało znam się na architekturze krajobrazu (zwracam honor Hotori ), to jeszcze wyszła ze mnie ironiczna bestia (zwracam honor Elu )...
Te ogrody angielskie to mnie się chyba pomyliły z tą manią trawników hodowanych przez 200 lat. Ale skoro to Francuzi mają tak nierówno pod sufitem, żeby wszystko robić pod linijkę, to nawet lepiej. Jakoś Francji nie lubię specjalnie
Elu, moja "błyskotliwa ironia" była wynikiem uaktywnienia się systemu obronnego Mojego umysłu na tym etapie mojego życia nie stać na zbyt głębokie przemyślenia Ale skoro nie masz aż tak wysokich wymagań, to obiecuję, że w weekend stworzę jakąś epistołę o "Miłości...".
Olka, skoro nie masz czasu przeczytać tej książki, to ja Ci ją chętnię streszczę ze szczegółami
Nie dość, że wyszło, jak mało znam się na architekturze krajobrazu (zwracam honor Hotori ), to jeszcze wyszła ze mnie ironiczna bestia (zwracam honor Elu )...
Te ogrody angielskie to mnie się chyba pomyliły z tą manią trawników hodowanych przez 200 lat. Ale skoro to Francuzi mają tak nierówno pod sufitem, żeby wszystko robić pod linijkę, to nawet lepiej. Jakoś Francji nie lubię specjalnie
Elu, moja "błyskotliwa ironia" była wynikiem uaktywnienia się systemu obronnego Mojego umysłu na tym etapie mojego życia nie stać na zbyt głębokie przemyślenia Ale skoro nie masz aż tak wysokich wymagań, to obiecuję, że w weekend stworzę jakąś epistołę o "Miłości...".
Olka, skoro nie masz czasu przeczytać tej książki, to ja Ci ją chętnię streszczę ze szczegółami
Nie ważcie się tu streszczać Jak ktoś ma książkę niech przeczyta, nawet i za sto lat, ale niech przeczyta
Caroleen- no, daj spokój z tym łajaniem się; każdemu zdarza się pomyłka
Olka- Wersal to było tylko a propos odpowiedzi do caroleen...Francja jako kraj- o tak, bardzo ! Mam znajomych z Francji i rodzinę, a więc siłą rzeczy bywam tam dość często...i zdążyłam polubić otoczenie. Natomiast jak już powiedziałam- preferuję ogrody angielskie. I tylko takie.
A co do toalet- heh To prawda Oluś, ale wiesz- bywa gorzej- np. w najromantyczniejszym -rzekomo - mieście świata czyli Wenecji...
Caroleen- no, daj spokój z tym łajaniem się; każdemu zdarza się pomyłka
Olka- Wersal to było tylko a propos odpowiedzi do caroleen...Francja jako kraj- o tak, bardzo ! Mam znajomych z Francji i rodzinę, a więc siłą rzeczy bywam tam dość często...i zdążyłam polubić otoczenie. Natomiast jak już powiedziałam- preferuję ogrody angielskie. I tylko takie.
A co do toalet- heh To prawda Oluś, ale wiesz- bywa gorzej- np. w najromantyczniejszym -rzekomo - mieście świata czyli Wenecji...
'' It is easier to forgive an enemy than to forgive a friend''
William Blake
William Blake
no no no proszę mnie nie prowokować. Bo uduszę Ja w Paryżu jestem oficjalnie zakochana, z ogrodów Wersalskich musieli mnie wynosić siłą ( trafiłam na porę z "muzyką wodną"- dla niewtajemniczonych- wtedy uruchomiane są wszystkie fontanny a z niewidocznych głośników sączy się muzyka ala Ludwik XIV) w Luwrze miałam ochotę nocować, a jak opowiadłam o wszystkim znajomym to prawie zemdlałam bo z wrażenie zapomniałam nabierać tchu pomiędzy kolejnymi zdaniami (serio).Jakoś Francji nie lubię specjalnie
A Anglii nigdy nie byłam, w tym roku wybierałam się do Londynu- jak wspominałam Olce- ale chyba nic z tego a takie ogrody kojarzą mi się od razu z Jane Austen, "Dumą i uprzedzeniem", panem Darcym, "Rozważną i Romantyczną", Alanem Rickmanem...no i jak ich tu nie kochać
Lizziett W Paryżu też jestem absolutnie zakochana, chociaż mam jedno, niewesołe wspomnienie z tegoż magicznego miasta Siedziałam w restauracji z moją rodzinką z Francji, a trzeba wam wiedzieć, że to była restauracja wysokich lotów- wiecie... czerwony dywan, 10 par sztućów , jak ci jedna serwetka upadnie to ''osobisty'' kelner we fraku, który czatuje przy twoim stoliku zaraz przyniesie ci zwitek następnych... itd. Tak więc weszliśmy i zaczęliśmy zamawiać. Ja zwykle uwielbiam eksperymentować z lokalną kuchnią jak jestem za granicą, ale mając już doświadczenie z francuskimi kucharzami... wolałam bezpiecznie zamówić jakiegoś wymyślnie doprawionego kurczaczka A tu - buuu- nie ma więcej, bo się okazało, że moja siostra - ktora złożyła zamówienie tuż przede mną- wzięła już ostatnią sztukę. Sytuację- niestety - rozwiązał sam szef restauracji, który mi polecił ''łososia paryskiego'' jak to określił Spytałam co to takiego, a on uśmiechnął się(czyżbym nie zauważyła wtedy znaku!) i stwierdził ,że nie zdradzi , ale na pewno będzie mi samkowało, bo to przecież nie byle jaka restauracja...blabla. Doszło wręcz to napastowania mnie przez całą rodzinkę i musialam się zgodzić. Po jakimś czasie wylądował na stole półmisek wielkości samochodowego koła, z jakąś dziwną papką umoczoną w biało-szarej zupie-> to był sos, a po bokach jeszcze jakieś warzywka, dodatki. W każdym razie porcja na czterech chłopa, a nie na mnie.
Ale już nie chciałam obrażać uczuć panów kucharzy i całego personelu (trzeba było widzieć jak koło nas biegali, jak dogadzali ) , a w rezultacie zaczęłam jeść- z pozytywnym nastawieniem. Wystarczył jeden kęs...i zmieniłam zdanie. Myślałam, że za chwilę dam nura pod stół jak w kiepskiej komedii żeby to wszystko wypluć. Brak mi słów by opisać ten smak. W każdym razie- ohyda. A tu stoi nade mną pan kelner i szef kuchni i badawczo na mnie patrzą, i mrugają, i uśmiechają się - i baczą czy aby mi smakuje...Zrobiłam dobrą minę do złej gry, ale jakoś mi nie wyszło, bo kiedy juz wszyscy zjedli -ja po 2 zgoła godzinach - jeszcze męczyłam połowę łososia na talerzu ! I wtedy się zorientowali. Usilowałam wymówić się zbyt dużą porcją, ale nie uwierzyli. Zaczęli się przejmować-prawie ronić łzy !- i skakać, i sugerować, itp. W końcu nie dojadłam, lokal opuściliśmy, rodzina się zaśmiewała, a ja przez kolejne 3 dni mialam rozstrój żołądka I chyba oprócz mnie najbardziej pokrzywdzony był nieszczęśny łosoś. No bo i po co go zabili jak tak marnie skończył, a jeszcze w dodatku nie zostal zdjedzony !
Od tej pory nie bawię się już w odważną przy francuskim stole...
I jeszcze jedno- Lizziett Szkoda, że nie jedziesz do Londynu. Tam jest fantastycznie, ja jestem tam co rok od paru lat i w tym też jadę...Mogłyśmy się spotkać ...Ale w takim razie może za rok ?
Ale już nie chciałam obrażać uczuć panów kucharzy i całego personelu (trzeba było widzieć jak koło nas biegali, jak dogadzali ) , a w rezultacie zaczęłam jeść- z pozytywnym nastawieniem. Wystarczył jeden kęs...i zmieniłam zdanie. Myślałam, że za chwilę dam nura pod stół jak w kiepskiej komedii żeby to wszystko wypluć. Brak mi słów by opisać ten smak. W każdym razie- ohyda. A tu stoi nade mną pan kelner i szef kuchni i badawczo na mnie patrzą, i mrugają, i uśmiechają się - i baczą czy aby mi smakuje...Zrobiłam dobrą minę do złej gry, ale jakoś mi nie wyszło, bo kiedy juz wszyscy zjedli -ja po 2 zgoła godzinach - jeszcze męczyłam połowę łososia na talerzu ! I wtedy się zorientowali. Usilowałam wymówić się zbyt dużą porcją, ale nie uwierzyli. Zaczęli się przejmować-prawie ronić łzy !- i skakać, i sugerować, itp. W końcu nie dojadłam, lokal opuściliśmy, rodzina się zaśmiewała, a ja przez kolejne 3 dni mialam rozstrój żołądka I chyba oprócz mnie najbardziej pokrzywdzony był nieszczęśny łosoś. No bo i po co go zabili jak tak marnie skończył, a jeszcze w dodatku nie zostal zdjedzony !
Od tej pory nie bawię się już w odważną przy francuskim stole...
I jeszcze jedno- Lizziett Szkoda, że nie jedziesz do Londynu. Tam jest fantastycznie, ja jestem tam co rok od paru lat i w tym też jadę...Mogłyśmy się spotkać ...Ale w takim razie może za rok ?
'' It is easier to forgive an enemy than to forgive a friend''
William Blake
William Blake
wybacz Hotori ale to było piękne.
Nie martw się, przynajmniej zakosztowałaś kuchni francuskiej tak wogóle ja jakoś nie miałam takiego szczęścia na kolacje serwowali nam normalne żarcie, a w ciągu dnia na mieście prawie nie było czasu- w biegu łykał człowiek jakieś kanapki. A zresztą- dogadasz to się z nimi na temat jakiś wymyślniejszych potraw? Ja po angielsku a oni "Eeeee?". Gadał dziad do obrazu a obraz do dziada ani razu. No cóż, francuski szowinizm nie jest rzeczą przyjemną. Zresztą brytyjski również. Tak się składa że dobrze znam zarówno francuskiego jak i brytyjskiego ( mój native speaker) szowinistę i mam ubaw po pachy na zmianę relacjonując jednemu i drugiemu co sądzą o sobie nawzajem - ach wystarczy stwierdzić "Pewien znany mi Francuz twierdzi że angielskie jedzenie to największe paskudztwo pod słońcem" a zobaczysz jak Brytol zacznie podskakiwać
Nie martw się, przynajmniej zakosztowałaś kuchni francuskiej tak wogóle ja jakoś nie miałam takiego szczęścia na kolacje serwowali nam normalne żarcie, a w ciągu dnia na mieście prawie nie było czasu- w biegu łykał człowiek jakieś kanapki. A zresztą- dogadasz to się z nimi na temat jakiś wymyślniejszych potraw? Ja po angielsku a oni "Eeeee?". Gadał dziad do obrazu a obraz do dziada ani razu. No cóż, francuski szowinizm nie jest rzeczą przyjemną. Zresztą brytyjski również. Tak się składa że dobrze znam zarówno francuskiego jak i brytyjskiego ( mój native speaker) szowinistę i mam ubaw po pachy na zmianę relacjonując jednemu i drugiemu co sądzą o sobie nawzajem - ach wystarczy stwierdzić "Pewien znany mi Francuz twierdzi że angielskie jedzenie to największe paskudztwo pod słońcem" a zobaczysz jak Brytol zacznie podskakiwać
Rewelacja Hotori. Podziwiam za odwagę, chociaż na dobre ci to nie wyszło. Podobnie jak ty jestem zwolennikiem normalnej kuchni, a jedyny fikuśny posiłek na jaki sobie pozwalam to kotlet DeVolay. Ogólnie to jak restauracja nie ma w menu schabowego z kapustą obrażam się na menu i szukam baru mlecznego Chociaż ostatnio, powiem wam, też miałam ciekawą sytuację w restauracji... Kiedyś koleżanka zabrała mnie do jednej przy rynku krakowskim. Co prawda samemu się nosi wszystko do stolika, ale wystrój jest przepiękny no i ceny w sam raz na studencką kieszeń. Anula powiedziała, że lokal słynie z wielkiej, pysznej i niedrogiej... filiżanki herbaty Jakże bym nie mogła wypróbować tegoż specjału. Oczywiście herbatka była pyszna. Jako, że z Anulą długo się nie widziałyśmy miałyśmy sobie dużo do powiedzenia. A wiadomo, jak to ze mną, to co wleci jednym uchem drugim natychmiast odpłynie w niepamięć. Tak więc, kiedy 2 godziny później opuszczałyśmy lokal zanotowałam sobie w moim łebku: pięne wnętrze, nie drogo i pysznie... pomijając jeden istotny szczegół, o którym za chwilę.
Jakiś tydzień później kochani rodzice postanowili mnie odwiedzić, bo ich ukochana córcia siedziała już 2 tydzień w Krakowie a i tym razem musiała zostać by się pouczyć (dobra, impreza była, ale to nieistotny szczegół ). Tak więc w porze obiadowej zaciągnęłam ich do... tak tak tej wspaniałej restauracji. Jako, że musiałam wstąpić jeszcze do empiku, wysłałam rodzinę w odpowiednim kierunku obiecując, że po chwili do nich dołączę. Tak też zrobiłam. Weszłam do lokalu, szukam uśmiechniętych pyszczków i oczekuję pokłonów za polecenie tak wspaniałego miejsca... a tu figa. Widzę tatę i brata naburmuszonych jak smerf Maruda. Tylko mama zajadała się sałatką. Podchodzę, pytam "A gdzie jedzonko?" Posłali mi piorunujące spojrzenie. "To restauracja wegetariańska" - usłyszałam w odpowiedzi. Usiadłam z wrażenia patrząc przed siebie. Trzeba wam wiedzieć, że mój tata i brat to zdeklarowani mięsożercy. A mama jak to mama, cieszy się jak dziecko na widok każdej sałatki, więc zamówiła wszystko co miała przed oczami nie zważając na ich protesty. Na szczęście sytuację uratowała pani kelnerka (jak trzeba było czekać na jedzenie, zawsze ktoś je donosił), która powiedziała, że mają takie cuś, w czym pływają kawałki kurczaka. Oczywiście nazwę podała, ale gdzież ja bym miała sobie głowę takim głupstwem zaprzątać. Co to było, nie mam pojęcia. W każdym razie zamówiliśmy 3 porcje i... uf atmosfera się polepszyła. Danie było przepyszne. Tata wziął dokładkę.
Jakiś tydzień później kochani rodzice postanowili mnie odwiedzić, bo ich ukochana córcia siedziała już 2 tydzień w Krakowie a i tym razem musiała zostać by się pouczyć (dobra, impreza była, ale to nieistotny szczegół ). Tak więc w porze obiadowej zaciągnęłam ich do... tak tak tej wspaniałej restauracji. Jako, że musiałam wstąpić jeszcze do empiku, wysłałam rodzinę w odpowiednim kierunku obiecując, że po chwili do nich dołączę. Tak też zrobiłam. Weszłam do lokalu, szukam uśmiechniętych pyszczków i oczekuję pokłonów za polecenie tak wspaniałego miejsca... a tu figa. Widzę tatę i brata naburmuszonych jak smerf Maruda. Tylko mama zajadała się sałatką. Podchodzę, pytam "A gdzie jedzonko?" Posłali mi piorunujące spojrzenie. "To restauracja wegetariańska" - usłyszałam w odpowiedzi. Usiadłam z wrażenia patrząc przed siebie. Trzeba wam wiedzieć, że mój tata i brat to zdeklarowani mięsożercy. A mama jak to mama, cieszy się jak dziecko na widok każdej sałatki, więc zamówiła wszystko co miała przed oczami nie zważając na ich protesty. Na szczęście sytuację uratowała pani kelnerka (jak trzeba było czekać na jedzenie, zawsze ktoś je donosił), która powiedziała, że mają takie cuś, w czym pływają kawałki kurczaka. Oczywiście nazwę podała, ale gdzież ja bym miała sobie głowę takim głupstwem zaprzątać. Co to było, nie mam pojęcia. W każdym razie zamówiliśmy 3 porcje i... uf atmosfera się polepszyła. Danie było przepyszne. Tata wziął dokładkę.
Lizziett - tak , Francuzi to ignoranci jeśli chodzi o naukę angielskiego...Heh widać, że skutki wojny stuletniej i wiecznej , może już nieco stereotypowej niechęci Francuzów do Anglików i na odwrót- rozciągnęły się nieco w czasie. Inna sprawa, że dużo zależy od sytuacji indywidualnej, bo na przyklad ja- francuskiego niby się uczyłam, ale nic nie umiem , z kolei moja francuska rodzina umie po angielsku; zatem w tej restauracji to było tak : ja po angielsku do ciotki Agnes , a ona do pana kelnera (który po angielsku- o zgrozo -mówił tylko yes, no i ok ). Gdybym musiała się z nimi sama dogadać po francusku na temat tych potraw (przydałaby się Nan ) ... już chyba wolałabym pisać referat o kwarkach w przestrzeni
Oluś - oj, z tymi nie-mięsożercami wiecznie jakieś problemy. U mnie też bywało ciężko...Moja cioteczna siostra z Sopotu w ogóle wpadła w paranoję, bo wybrała sobie jeszcze coś gorszego- życie bez jedzenia wszelkich produktow pochodzenia zwierzęcego Dobrze, że ja nie mam takich problemów
P.S. No, mówiłam, że lubię lokalne, zagraniczne kuchnie, czyli w sumie nie takie zwyczajne...ale po doświadczeniu ''łososia'' na pewno szerokim łukiem omijam restauracje francuskie
Oluś - oj, z tymi nie-mięsożercami wiecznie jakieś problemy. U mnie też bywało ciężko...Moja cioteczna siostra z Sopotu w ogóle wpadła w paranoję, bo wybrała sobie jeszcze coś gorszego- życie bez jedzenia wszelkich produktow pochodzenia zwierzęcego Dobrze, że ja nie mam takich problemów
P.S. No, mówiłam, że lubię lokalne, zagraniczne kuchnie, czyli w sumie nie takie zwyczajne...ale po doświadczeniu ''łososia'' na pewno szerokim łukiem omijam restauracje francuskie
'' It is easier to forgive an enemy than to forgive a friend''
William Blake
William Blake
I tak oto w pokoiku Deidre odbyłam wielką podróż "międzykontynentalną", poczynając od wiadomości Eli o tytułach poszczególnych części trylogii Deidre, poprzez elementy ogrodnictwa i miłości do starych domostw (swoją drogą też uwielbiam takie domki, roztaczają niesamowitą bym powiedziała...aurę wokół siebie), a na gastronomii kończąc
A zaczęło się tak spokojnie i radośnie od cudownej wiadomości Eli, że są już tytuły do powieści Deidre. Dzięki Elu za dobre wieści, choć nos mam raczej na kwintę, bo jakoś tak mam wrażenie, będziemy musieli długo czekać na tłumaczenie tej książki na język polski No ale cóż, bądźmy optymistami, pozostaje przecież jeszcze szansa na pojawienie się u nas oryginału
A nawiązując dziewczyny do waszej dyskusji na temat ogrodów to powiem, że jest mi obojętne, czy francuski, czy angielski, a ważne żeby był na tyle uroczy, aby można było usiąść, odetchnąć i rozkoszować pięknymi widokami, które często pomagają odpłynąć w świat marzeń A to tak potrzebne, gdy człowiek jest zabiegany i zakręcony na co dzień
Hotori, ta Twoja przygoda Widzę oczami wyobraźni minę szefa kuchni. Zdziwiłam się jednak, co do wielkości dania...
A co do języków, to z Francuzami lepiej po angielsku nie rozmawiać, bo brzmi, no cóż, jak chiński? W każdym bądź razie na pewno nie angielski. Najlepiej więc używać francuskiego, bo wtedy oni czują się zachwyceni, że znasz ich język. Z moich prywatnych doświadczeń wyciągnęłam jednak jeden wniosek...nie ujawniać się, że znasz francuski Zrobić to tylko wtedy, kiedy już nie ma innej możliwości bo zamęczą i zagadają na śmierć A może tylko ja trafiłam na takich
A i jestem za...górą mięsożercy
A zaczęło się tak spokojnie i radośnie od cudownej wiadomości Eli, że są już tytuły do powieści Deidre. Dzięki Elu za dobre wieści, choć nos mam raczej na kwintę, bo jakoś tak mam wrażenie, będziemy musieli długo czekać na tłumaczenie tej książki na język polski No ale cóż, bądźmy optymistami, pozostaje przecież jeszcze szansa na pojawienie się u nas oryginału
Czytam Elu, czytam!!! I czasami nie mogę się oderwać, ale niestety wkracza moja kochana rzeczywistość, codzienne obowiązki i książka ląduje w "poczekalni", aż znajdę kolejną wolną chwilę. Na razie powiem tak, "Miłość ponad czasem" niebezpiecznie wciągaEla wrote:A tak przy okazji, czy ktoś przeczytał w końcu "Miłość ponad czasem" Audrey Niffenegger?
A nawiązując dziewczyny do waszej dyskusji na temat ogrodów to powiem, że jest mi obojętne, czy francuski, czy angielski, a ważne żeby był na tyle uroczy, aby można było usiąść, odetchnąć i rozkoszować pięknymi widokami, które często pomagają odpłynąć w świat marzeń A to tak potrzebne, gdy człowiek jest zabiegany i zakręcony na co dzień
Hotori, ta Twoja przygoda Widzę oczami wyobraźni minę szefa kuchni. Zdziwiłam się jednak, co do wielkości dania...
Musiałaś być naprawdę chyba w restauacji dla vipów. Z moich pobytów we Francji, pamiętam na talerzu dania wielkości dla mrówki, hmmm no może dla wróbelkaW każdym razie porcja na czterech chłopa, a nie na mnie.
A co do języków, to z Francuzami lepiej po angielsku nie rozmawiać, bo brzmi, no cóż, jak chiński? W każdym bądź razie na pewno nie angielski. Najlepiej więc używać francuskiego, bo wtedy oni czują się zachwyceni, że znasz ich język. Z moich prywatnych doświadczeń wyciągnęłam jednak jeden wniosek...nie ujawniać się, że znasz francuski Zrobić to tylko wtedy, kiedy już nie ma innej możliwości bo zamęczą i zagadają na śmierć A może tylko ja trafiłam na takich
A i jestem za...górą mięsożercy
Maleństwo
So very excited!
Hi, friends!
Okay, I cannot tell you how happy I am to be here. You see, I got lost for a bit. In fact, I spent a good while last night on the Net trying to find my way RIGHT HERE! I bought a new laptop, cancelled my old AOL, and lost my bookmarks. So when I've been trying to come here, all I get is the http://www.roswell.pl (I think that's it!) site--and as you all know, I don't read Polish, so when I'd get there, I couldn't figure out how to click to here!!!
And Ela! I also lost YOUR email addy! And Nan's. Sigh. I thought I had old emails saved, so I was in a sad little state until tongiht, when I viewed my log on my deidre blog, and saw a link through from this message board. Whew. I now have this bookmarked as a favorite, so won't be vanishing on you again.
Everything is going very well. I saw that the new titles were published here! What do you guys think? I love them. I most especially love that the whole series will now be The Parallel Series, and believe me, it's going to be a lot of fun! I will be turning in PARALLEL ATTRACTION to my editor at the end of this week, and we'll begin our editing process, and then as you know it publishes in April. It should be interesting for those of you who read the original because the new book is very different--and yet, very true to the spirit of DISAPPEAR. I'm very curious to see what you think!
Life here is busy. It's summer break for my daughters, and that means I'm trying to spend a lot of my time as a mom, not just as an agent and new author! We went to Durham this past weekend to visit a friend I met through Roswell (originally, though now it feels like I've known her forever outside of the show!) If you ever saw the movie BULL DURHAM, that was the team we saw play!
I think that's it for now. I will poke around here and see if I missed anything aimed at me, and hugs to all!
Deidre
Okay, I cannot tell you how happy I am to be here. You see, I got lost for a bit. In fact, I spent a good while last night on the Net trying to find my way RIGHT HERE! I bought a new laptop, cancelled my old AOL, and lost my bookmarks. So when I've been trying to come here, all I get is the http://www.roswell.pl (I think that's it!) site--and as you all know, I don't read Polish, so when I'd get there, I couldn't figure out how to click to here!!!
And Ela! I also lost YOUR email addy! And Nan's. Sigh. I thought I had old emails saved, so I was in a sad little state until tongiht, when I viewed my log on my deidre blog, and saw a link through from this message board. Whew. I now have this bookmarked as a favorite, so won't be vanishing on you again.
Everything is going very well. I saw that the new titles were published here! What do you guys think? I love them. I most especially love that the whole series will now be The Parallel Series, and believe me, it's going to be a lot of fun! I will be turning in PARALLEL ATTRACTION to my editor at the end of this week, and we'll begin our editing process, and then as you know it publishes in April. It should be interesting for those of you who read the original because the new book is very different--and yet, very true to the spirit of DISAPPEAR. I'm very curious to see what you think!
Life here is busy. It's summer break for my daughters, and that means I'm trying to spend a lot of my time as a mom, not just as an agent and new author! We went to Durham this past weekend to visit a friend I met through Roswell (originally, though now it feels like I've known her forever outside of the show!) If you ever saw the movie BULL DURHAM, that was the team we saw play!
I think that's it for now. I will poke around here and see if I missed anything aimed at me, and hugs to all!
Deidre
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 7 guests