Odświeżam sobie ostatnio stare Roswell i taka mnei naszła refleksja. Miłość Max'a do Liz i Michael'a do Marii. Dwa przeciwieństwa. Kiedys bez wahania wybierałam Max'a, bo robił te magiczne rzeczy, tak pięknie mówił o miłości, uczuciach. Teraz jednak pod tym względem wolę Michael'a. Bo Max MÓWIŁ o uczuciach, jak to Liz jest piękna, że ta jedyna, ze jej ufa i wierzy i co? I psińco, przy pierwszej okazji wskoczył Tess do łózka. A Michael? Do Marii wiecznei gadał:a mam cię w nosie, jesteś upierdliwa, itp. itd. Ale co robił? Specjalnie dla niej własnoręcznie zrobił szafkę na buty, zorganizował jej minirecital w Viva Las Vegas (no owszem, wcześniej miał moze to w nosie, ale się zrehabilitował), a do tego specjalnie chodził na lekcje tańca, bo wiedział, że Marii zależy na balu. Teraz uważam z perspektywy czasu, że hcoć nadal lubie Dreamers, to jednak miłość Marii i Michael'a jest taka bardziej realistyczna, bardziej życiowa. Wielu z nas jest juz dorosła, w zwiążkach, raczje wątpię, że wiele z nich przypomina miłość Maxa i Liz, którzy icagle mówią o miłości, ale mało w tym kierunku robią. Raczej sądzę, że wiele z naszych związków przypomina wybuchową mieszankę Maria i Michael. Kochamy się, czasem nienawidzimy, ale czynami okazujemy miłość, a nie tylko o niej mówimy.
Żyje ktos jeszcze, kto chciałby o tym podyskutować?
Miłość
Moderator: Galadriela
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 1 guest