mockingbird39 - tłum. Milla

Innocent (1)

Wersja do druku Następna część


Ten piękny banner został wykonany przez Onarek

PROLOG



St. Petersburg, Rosja, listopad 2012

~ Liz ~

Zawsze kochałam St.Petersburg. Od pierwszej chwili, kiedy szłam wzdłuż Newski Prospekt, czułam , że mogę tu być nową osobą. Osobą, która nie jest przytłoczona winą, żalem i wspomnieniami. Kimś, kto nie płakał po nocach marząc o rzeczach, które nigdy się nie staną. Przyjechałam tu 2 lata temu, po przepracowaniu półtora roku w nowojorskim biurze Christiana Diora, ściskając w rękach paszport, rozmówki rosyjskie i dyplom Harvardu – tak świeży, że nie zdążył się nawet zakurzyć na Piątej Alei. Moja szefowa z Nowego Jorku gorąco mnie przepraszała, kiedy prosiła mnie o przeniesienie się do Rosji. Firma upoważniła ją do zaoferowania szeregu rekompensat jako dodatek do tego awansu, rok nie płacenia czynszu za mieszkanie, rachunek na prywatne wydatki i poważna podwyżka gdybym się opierała, ale ledwie zdążyła zacząć je wymieniać. Byłam bardziej niż chętna by przenieść się do nowego miejsca. Nie byłam do końca pewna co będę robiła w St. Petersburgu, wiedziałam jedynie, że w tamtejszy dziale kontraktów panuje chaos i rozpaczliwie potrzebują świeżej krwi. W trzy miesiące po tym pierwszym spotkaniu z moją szefową opuściłam Stany Zjednoczone. Od tamtej pory tam nie wróciłam.

St. Petersburg to relatywnie młode miasto, które kiedyś było jednym z najnowocześniejszych w Rosji. Teraz jest to stare i majestatyczne miasto, uważane za wyjątkowe w porównaniu z lśniącym, nowoczesnym wizerunkiem Moskwy. Kilkakrotnie odwiedziłam Moskwę i jest to szczególne miejsce. Za każdym razem czuję się tam pełna energii. Ale zawsze cieszę się wracając do Petersburga, do jego delikatnych kolorów i subtelnej elegancji. Mieszkam przy ulicy Fontanka, w mieszkaniu mieszczącym się w osiemnastowiecznym pałacu. Są tam parkietowe podłogi i marmurowy kominek; do mieszkania prowadzą szerokie zakręcone schody; za każdym razem kiedy po nich wchodzę czuję się jak księżniczka. Moje biuro jest niedaleko na Noweski Prospekt, w pobliżu zachwycającego Kościoła Przelanej Krwi, kawałek drogi od Pałacu Zimowego. Moja ulubiona francuska restauracja znajduje się dość blisko, by chodzić tam w czasie przerwy obiadowej, tak samo jak słynna Pushkin Cafe, skąd poeta wyruszył na swój ostatni fatalny pojedynek. Raz w miesiącu grupka wydalonych z ojczyzny kobiet spotyka się tam na śniadanie. Zawiązałyśmy tu bliską przyjaźń i razem, bez naszych partnerów, tworzymy zgraną grupę.

Mam tu dobre życie. Odnoszę sukcesy, stawiam czoła wyzwaniom i jestem szczęśliwa. Nie jest to wprawdzie to, co wyobrażałam dla siebie w szkole średniej, ale jest dobrze. Moja przeszłość w Roswell w Nowym Meksyku, nie jest czymś do czego lubię wracać myślami. Więc, kiedy szłam do domu pewnego wieczoru, pod koniec listopada i znalazłam Michaela Guerina siedzącego przed moimi frontowymi drzwiami, byłam wstrząśnięta. Wstyd się przyznać, ale nie przywitałam go zbyt miło, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że okrążył pół kuli ziemskiej, żeby ze mną porozmawiać.

Pamiętam, że siedział w przedsionku za frontowymi drzwiami i rozmawiał z portierem, kiedy weszłam wtedy do budynku. Było już ciemno – w Petersburgu wieczór przychodzi szybko zimą – i padał śnieg. W przedsionku było ciepło, więc szybko ściągnęłam beret, zanim śnieg miał szansę się roztopić i wsiąknąć mi we włosy. Przywitałam się z portierem i doszłam już prawie do schodów, kiedy go usłyszałam.

"Liz."

Liz. Nikt w Petersburgu nie nazywa mnie Liz. Obróciłam się powoli i znalazłam tam Michaela, trzymającego plecak i kożuch. Jego włosy były długie i potargane, dżinsy i sweter pogniecione. Złapałam się na tym, że myślałam jak bardzo amerykańsko wyglądał.

"Michael," wykrztusiłam zszokowana. "Co ty tu robisz?"

Wzruszył ramionami. "Przyjechałem się z tobą zobaczyć."

Nic nie rozumiałam. Jedyną osobą z Roswell, poza moimi rodzicami, z którą utrzymywałam kontakty była Maria. "Uh... miło cię widzieć," powiedziałam, po czym straszna myśl zawitała mi w głowie. "Czy coś... Czy coś się stało...?" Nie mogłam skończyć.

Michael potrząsnął głową. "Nie, nic z tych rzeczy." Uściskał mnie niezręcznie. "Dobrze wyglądasz Liz."

"Dzięki," powiedziałam, przyglądając się jego twarzy. Za cenę życia, nie mogłam zrozumieć, co Michael robił w Petersburgu – chyba że to miało coś wspólnego z Maxem. A jeżeli było coś czego za wszelką cenę starałam się uniknąć, to myślenie, wzmianki i wspomnienia o Maksie Evansie.

Może lepiej wyjaśnię.




Wersja do druku Następna część