martunia

Birthday & The Consequences (2)

Poprzednia część Wersja do druku

no to jadziemy;) zostawiam was z mym opowiadankiem i [mam nadzieję] pisaniem feedback'u;)
~~~~~~

***cz.2 -Confused***

I've still got sand in my shoes
And I can't shake the thought of you
I shake it all, forget you
Why, why would I want to
I know we said goodbye
Anything else would've been confused but I wanna see you again
Dido; Sand in my shoes; fragment

–Max ... –zaczęła niepewnie Liz. Siedzieli razem na ławce w parku i patrzyli na gwiaździste niebo –muszę ci o czymś powiedzieć ... Pamiętasz jak w urodziny oświadczyłeś się mi i potem się kochaliśmy? Max ... chciałabym, żebyś wiedział, że ... jestem z tobą w ciąży.
–Co? –uśmiech pojawił się na jego twarzy i nagle ... nagle sobie przypomniał, od razu posmutniał –A skąd wiesz, że to nie Kyle? Dlaczego miałbym ci wierzyć? –zapytał zimnym tonem
–Bo cię kocham, bo jestem twoją żoną, bo ... bo ja z nim nie spałam.
–Ta, a ja jestem chochlik tasmański.
–Max, musisz mi uwierzyć. Proszę ... –poczuła jak Max odsuwa swoją rękę od jej dłoni. –Nie odchodź ...
–Liz, zrozum już sam nie wiem czy to co mówisz jest prawdą czy kłamstwem, nie mam podstaw żeby ci wierzyć, przykro mi –chłopak podniósł się z ławki i ruszył w stronę domu.
–Max, proszę ..., nie teraz ... teraz potrzebuję ciebie najbardziej! Max! –próbowała go zatrzymać, ale ten nie uległ. –A co z dzieckiem? –w nim Liz pokładała ostatnią nadzieję
–Nie wiem Liz, muszę to przemyśleć, poukładać, porozmawiać o tym z kimś neutralnym ...
–To jak już to uczynisz, spotkajmy się, muszę ci wytłumaczyć jak do tego doszło.
–Wydaje mi się, że nie ma co tu tłumaczyć, ale jeśli nalegasz ...
–Bardzo mi na tym zależy.
–Dobrze.
–A do tego czasu co będzie z nami? Mamy udawać, że się nie znamy, bez emocji mijać się w szkole? Nie przychodzić do siebie, zapomnieć?
–To już zależy od nas samych, nic nie potrafię ci dziś powiedzieć.
–Max ... pamiętaj tylko o jednym ... Kocham cię i nigdy nie przestanę. –powiedziała Liz kiedy Max już odchodził. – ...Mogę cię pocałować? Tak na pożegnanie, gdybyśmy już nigdy nie mieli się spotkać ... razem. –podeszła do niego, objęła dłońmi jego twarz i pocałowała najczulej jak tylko potrafiła. Oboje mieli wizje –Liz widziała siebie i Maxa razem spacerujących po jesiennej alei. Chłopak miał obrazy przedstawiające siebie starszego o jakieś 10 lat i Liz rozmawiających, widział jak Liz prosi Kyle'a o przysługę i wreszcie siebie samego, który widzi ich razem w łóżku. Kiedy Liz go pocałowała nie powiedział nic, odszedł. Nie wiedział co o tym myśleć, wiedział, że wizje zawsze przedstawiają prawdę. Może to jest naprawdę jego dziecko, a między Liz a Kyle'm do niczego nie doszło ... Chciał w to wierzyć.
***
–Is, powiedz mi czy to możliwe, żeby wizje przedstawiały coś co nie jest prawdą?
–Z tego co wiem ... od ciebie ... to nie jest możliwe. A co?
–Nie, nie, nic.
–Przecież widzę, że o coś chodzi! Max, mnie nie okłamiesz, mów o co chodzi. O Liz?
–Mhm. Opowiadałem ci jak zobaczyłem ich w łóżku. Dzisiaj kiedy całowałem się z nią widziałem, że nie spali razem ...
–Jeżeli chcesz poznać moje zdanie to wydaje mi się, że Liz nie byłaby zdolna do zdradzenia, zwłaszcza
ciebie.
–To w takim razie co ją zmotywowało?
–Nie wiem, musisz z nią porozmawiać i uwierzyć we wszystko co mówi. Max, nie zapominaj, że ona jest twoją ŻONĄ i cię KOCHA! Max, proszę cię, nie bądź głupi –nie rujnuj tego, co budowaliście przez tyle lat RAZEM.
–Dobrze, jutro z nią porozmawiam.
***
–ŻE CO?!
–To co mówię Maria. Powiedział, że mi nie wierzy, że to jest jego dziecko i że uważa, że to dziecko Kyle'a.
–Co za cham. –powiedziała przyjaciółka i wypisała na kartce napis "Max to ham"
–Maria, nie mów tak o Maxie –ja w końcu nadal jestem jego żoną! A to trzeba wyrzucić ... Ź–porwała kartkę i wyrzuciła ją do koszą.
–Tym bardziej nie powinien tak uważać! Liz, za kogo ty wyszłaś?
–Szczerze? Za Maxwella Evansa, kosmitę, który przybył na ziemię w 47' i zakochał się we mnie jak tylko mnie zobaczył, zresztą z wzajemnością. Co mogę jeszcze dodać? Że jest wrażliwy, delikatny no i zabójczo przystojny.
–Super, po prostu GIT! Wyszłaś za mężczyznę idealnego, który NIE ISTNIEJE!
–Mówisz o człowieku, ja o kosmicie.
–Dobra Liz, koniec żartów. Z tego co pamiętam nigdy nie mówiłaś mi co się stało w twoją urodzinową noc.
–Myślę, że się domyślasz –spędziłam ją tylko z Maxem, a co?
–Nie, nic. I co, zrobił ci dziecko?
–MARIA!
–No co?
–Przestań, dobra? Inaczej zaraz wychodzę.
–Dokąd? Do MAXA?
–Ażebyś wiedziała!
–No dobra czyli spędziłaś upojną noc z Maxem i co? Okazało się, że jesteś w ciąży?
–Tak.
–A Max myśli, że to dziecko Kyle'a?
–Na to wygląda.
–No tak. To mu powiedz, że to jest jego dziecko.
–Już próbowałam -nie wierzy mi.
–W takim razie na czym opiera się wasz związek? Na seksie, czy na kosmicznych zdolnościach Maxa?
–Maria, przestań ... Dobra, idę do Maxa, cześć.
–Powodzenia!
***
–Cześć Is. Jest Max? –spytała Liz
–Tak, wchodź nie zostawię cię przecież na progu!
–Dzięki.
–MAAX! –krzyknęła Isabel –ktoś do ciebie braciszku.
–Liz? –Max nie ukrywał zdziwienia –co ty tu robisz?
–Muszę ci wszystko wytłumaczyć. Tylko proszę, uwierz mi.
–I tak większość już wiem, ale mów.
–Skąd ...? Nie wiem od czego zacząć ... No dobrze. Pewnego dnia przyszedłeś do mnie, to znaczy ty, ale z przyszłości i powiedziałeś, że jeśli będziemy razem to Tess poczuje się niechciana, zaatakują nas, wszyscy zginiemy. I dlatego poprosiłam Kyle'a, żebym cię mogła oszukać i ... –Max nie pozwolił jej dokończyć całując ją.
–Liz ... –zaczął –to znaczy, że ja jestem ojcem dziecka?
–Tak Max, to jest nasze dziecko.
–Przepraszam Liz, przepraszam, że ci nie wierzyłem, przepraszam za wszystko. Kocham Cię.
–Ja ciebie też, Max. Wiesz, Maria napisała na wielkiej kartce "Max to cham", tylko że przez samo "h" no i musiałam zainterweniować.
–No cóż, w takim razie bardzo do siebie pasują z Michaelem ... Rozumiem, że się na nią nie obraziłaś, bo ja uważam, szczerze, że na Isabel obraziłbym się dopiero wtedy, kiedy przez samo "h" napisała kocham, albo, co gorsza, Liz. –stwierdził Max poczym oboje się roześmiali.

Poprzednia część Wersja do druku