dzinks

Czar nocy letniej

Wersja do druku

Żar nocy letniej

Szedł tą ulicą próbując uzmysłowić sobie to, co zobaczył przed kilkunastoma chwilami. Jego umysł był w jej władaniu, była każdą chwilą, każdym uczuciem, ale teraz w tym momencie była z kimś innym. Widział jak musnęła wargami człowieka, którego on widział pierwszy raz w życiu. Nie był w stanie na to patrzeć, czuł się jak ogromny płomień parzy jego twarde serce. Widział to i nie był w stanie uzmysłowić sobie, dlaczego tak się stało.
Oszukała mnie, oszukała mnie te same słowa, to wszystko cały czas było w jego umyśle, nie zwracał uwagi na to, ż rozbija szyby w samochodzie, a ten hałas na pewno słyszą wszyscy dookoła, płoną żywym ogniem, płoną nienawiścią do tego mężczyzny, który trzymał w ramionach Marię , jego Marię, przecież ona była jego własnością. Ile razy mówiła mu, że kocha go najbardziej na świecie, Czy teraz to nic nie znaczyło. Może ktoś właśnie otworzył drzwi , ale to było teraz najmniej ważne. Z każdym rokiem kolejny trzask, rozsypującego się na kawałeczki szkła, a może to rozsypywało się jego serce, pękało na tysiące drobnych kawałeczków, a on nie może złapać ich i połączyć w całość. On dotykał jej włosów, a ona się uśmiechała.
Przystanął na chwilę oddychając z trudem jakby coś lub ktoś uciskał na płuca, a on nie mógł złapać oddechu. Ale potem wszystko przestało być takie jak było, uszedł gniew, wiedział gdzie teraz pójdzie, gdzie pragnie pójść. Pamiętał, a raczej znał na pamięć uczucie z przeszłości. Ta ciemna postać czekała na niego i może wiedziała już, co się wydarzyło. Zaczął biec , a kiedy dotarł do tamtego miejsca i wspiął się po balkonie doznał olśnienia. Może ona w ogóle go nie kochała, może nie chciała wcale wypowiadać tego słowa, które padało z jej ust często i tak naprawdę traciło na wartości. Przez chwilę zastanawiał się nad tym, ale kiedy ją zobaczył te myśli odeszły, po prostu odpłynęły. Wróciła dawna namiętność, dawne spojrzenia, dawna muzyka, a może dawna przeszłość. Patrzyła przez okno, natychmiast znalazł się przy niej i ponownie poczuł dźwięki tej muzyki, kiedy ją pocałował te dźwięki płynęły z nikąd.

— Michael, co ty wyprawiasz- odepchnęła go, brunetka patrzyła na niego trzeźwo z bardzo dziwnym, zagadkowym wyrazem twarzy. Uśmiechnął się cynicznie, podobnie uśmiechał się w przeszłości.

— Kocham – stwierdził i wziął ją w ramiona kładąc na łóżku. Uśmiechnęła się i uniosła lekko brwi.

— Kochasz?

— A zabronisz?- zapytał i znów ją pocałował, szyja, usta, ramiona i znów usłyszał ten dźwięk muzyki, która płynęła niewiadomo skąd. Poczuł znajomy zapach, kiedy wtulał się w jej włosy i w jej ciało.

— Ale.

— Cii- zamknął jej usta i zapomniał o tamtej kobiecie, która zawsze rozpalała jego zmysły. Kochał całe jej ciało, dotykał całe jej ciało, błądził po całym jej ciele, próbując przypomnieć sobie tamte chwile. Poznawali się od nowa, próbując poznać się na nowo, działo się to w Roswell i kochało się dwoje ludzi, którzy zawsze bali się swoich uczuć, ale teraz odnaleźli się ponownie.

Ranek, promienie słońca lekko muskały jej twarz, Obudził się całkowicie wypompowany, dopiero teraz zdał sobie sprawę i przypomniał, co się tak wydarzyło kilkanaście godzin temu. Dopiero teraz był wściekły i chciał ubrać się i wyjść. Kiedy jednak spojrzał na Liz nie mógł.
Masz to, na co sobie zasłużyłaś.- pomyślał a to odnosiło się do jasnowłosej dziewczyny , która całowała się z mężczyzną innym niż on, innym niż Michael. Liz otworzyła oczy i uśmiechnęła się lekko, jej oczy były pełne magii. To złagodziło wściekłość, ta przeszłość, kiedy byli ze sobą, kiedy się kochali, to wszystko powróciło. Odsłoniła swoje piersi, a on zawsze lubił na nie patrzeć, była to ich wielka tajemnica. To sprawiało mu większą przyjemność niż same doznania rozkoszy. Bo pomiędzy nimi wytwarzała się inna więź. Raczej nie było teraz ważne, że ona ciemnowłosa dziewczyna była związana z jego najlepszym przyjacielem.

— A teraz powiedz mi co się wczoraj stało – poprosiła przytulając się.

— Po prostu miałem ochotę na miłość, przecież lubiłaś spontaniczność, szybki numerek na rozładowanie napięcia- stwierdził od niechcenia. Liz zaśmiała się ukazując białe zęby. Wiedziała, że kłamie ona zawsze to wyczuwała.

— Biedactwo dotknęła cię w najczulsze miejsce – zachichotała.
C.d.n


Wersja do druku