Hotori

Perły Pamięci (6)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Rath szybkim krokiem przemierzał szklane, błyszczące posadzki komnat Reevandolu. Minął rozświetlony kryształowymi żyrandolami-pająkami hol, przeszedł przez salonik koktajlowy i nareszcie zatrzymał się u szczytu wijących się do góry, marmurowych schodów. Dotknął dłonią śliskiej, miedzianej poręczy i zaczął wspinać się na piętro. Kiedy znalazł się u celu, czyli w Sali Lustrzanej, zwanej też balową- od razu wyłowił z tłoku Vil. Sylwetka niepokornej księżniczki odbijała się w lustrze wiszącym na przeciwległej ścianie. Jej ciało odziane w przecudowną , fioletową suknię z tak zwanym rybim ogonem, zmysłowo wyginało się w tańcu , tak że przypominała teraz smukłego łabędzia pląsającego na środku skąpanej w nocnym blasku tafli jeziora.
Ale gdy Rath zbliżył się żwawiej do swojej Vil dojrzał, że nie jest ona sama. Istotnie obłapiał ją w pasie wysoki, przystojny mężczyzna o kruczoczarnych, mocnych włosach . Na razie Rathis tyle mógł tylko zobaczyć, ponieważ para stała odwrócona tyłem do niego.

— Vil !- odezwał się na tyle donośnie by go słyszała.
Vilandra i jej partner obrócili się natychmiastowo. Cała trójka zaczęła nawzajem inwigilować się wzorkiem .
Rath , który widział Vil po raz pierwszy tego wieczora w pełnej krasie, był –już chyba standardowo – pod wrażeniem niesamowitej urody dziewczyny. Z przodu jej suknia miała wycięty imponujący dekolt (co nieuchronnie i nieprzerwanie przykuwało wzrok mężczyzn), a całość sznurowanego gorsetu została obszyta połyskliwymi koralikami. Rękawy sukni na długość łokcia, z powiewającymi, rozciętymi mankietami , uwieńczono koronkowymi falbankami . Długą i zgrabną szyję , na której zwisł prosty naszyjnik w formie złotego wężyka, eksponował wysoki kołnierz . Od talii zaś w dół, ciągnął się pas błyszczącego, pofalowanego materiału, który z tyłu upięty był właśnie w rybi ogon , a ten z kolei przechodził na koniec w tren sunący po podłodze niczym przypływająca fala po piasku. W dłoni Vilandra trzymała wachlarz z barwionych na złoto strusich piór i właśnie w tej chwili chłodziła się intensywnie, wymachując nim tuż przy swojej zarumienionej z wysiłku twarzy. Twarzy-dodajmy, wyrażającej wściekłość i kierującej ją na Ratha.
Dowódca armii antariańskiej nie zamierzał się jednak przejmować i dalej czynił swoje drobne złośliwości, tym razem przenosząc wzrok na nowego wielbiciela Vilandry .
Mężczyzna z pewnością należał do najwyższej kasty społecznej Antaru, co zdradzał duży sygnet na serdecznym palcu prawej dłoni, na którym wyryto inicjały rodowe. Strój jegomościa nie różnił się wiele od typowych dla owych czasów, arystokratycznych ubiorów męskich, no może prócz tego, że zamiast pasa w biodrach znajdował się zjawiskowy rzemień, wysadzany drogimi kamieniami. Rathowi zdążyło przyjść do głowy tyle, że strasznie nie wygodnie musi się tańczyć z takim ciężkim dodatkiem do stroju.

— Vilandro- Rath skłonił się prawie do ziemi, postanawiając zawrzeć oficjalną znajomość z zacnym gościem- Czy poczynisz honory królestwa i zapoznasz mnie z twoim drogim towarzyszem ?

— Książę Khivar, następca tronu Skórów- powiedziała dziewczyna, lekko muskając dłonią ramię magnata, po czym wskazała nią Ratha- Książę Rathis , Dowódca Sprzymierzonych Armii Antaru.
Panowie złożyli sobie ukłony, ale były to ukłony nadzwyczaj krótkie. Khivar wbił jarzące się zielenią oczy w Rathisa. Rath uniósł głowę wyżej i zrobił to samo w odniesieniu do Skóra. Obserwująca całość Vilandra wiedziała na co się poważyła i wiedziała , że była świadkiem swoistego pojedynku na spojrzenia. Rath pierwszy poruszył się niespokojnie, jego twarz zacięła się-w zdawałoby się- nieuzasadnionej niechęci.

— Czy mogę na moment przeprosić , chciałbym zamienić z księżniczką słówko na osobności ?- rzekł , artykułując przesadnie ostatnie słowo.
Książę Khivar posłał Vilandrze lubieżne spojrzenie i nie zaszczycając żadnym Ratha, minął go zahaczając prowokacyjnie o jego ramię.

— Idziemy- powiedział lodowatym tonem Rath, gdy tylko zostali sami , po czym złapał Vil za ramię i nieomal wykręcając je ze stawu, pociągnął ją za sobą w stronę zacisznego saloniku, gdzie nie mógł dosięgnąć ich wzrok ani słuch nikogo z gości , gdzie po prostu mogli pomówić w cztery oczy. I tak w chwilę potem Rath przekręcił klucz w drzwiach od komnaty. Vilandra ze złością wyrwała się z żelaznego uścisku i zaczęła rozmasowywać bolące miejsce na skórze.

— Zwariowałeś !- wrzasnęła- Co ty sobie w ogóle myślisz ?! Że możesz tak do mnie podchodzić i przy tłumie gości ciągnąć mnie za sobą jak konia za uzdę ?!! Ja protestuję, ja …wychodzę !- zakończyła i rzuciła się do wyjścia.
Rath zaszedł jej jednak drogę i krzyżując ramiona na piersiach oparł się o drzwi.

— Zostaniesz- powiedział dobitnie- Zostaniesz , Vil.

— Odsuń się , bo…bo…- piersi wylewały się jej ze stanika pod wpływem wzburzonego, nierównego oddechu.

— Milcz Vilandro- donośny , męski głos rozległ się w pomieszczeniu.
Dziewczyna aż podskoczyła i obróciła się w stronę okna. W samym rogu, przy parapecie stał jej brat. Vil westchnęła i padła na pobliski szezlong, obciągnięty miękkim zamszem. Wszystko stało się jasne. Zan i Rath pewno znów mieli jakieś holendarne problemy ze swoimi proroczymi snami, może na przykład chcieli omówić nowe wizje…czy inne głupoty. Postanowiła zostać, ale tylko na odczepnego.

— O cóż chodzi – zirytowała się- Mówcie, byle szybko , bo ja tu dziś zamierzam się bawić, a nie krzyżować…- wykrzywiła usta- Zan ?
Panicz Zan wyprostował się i podszedł do siostry. Jego oczy mieniły się kaskadami smutku.

— Dziadek powiedział mi o czymś, co może na trwale zaważyć na naszym wspólnym życiu – odpowiedział ostrożnie- Niebawem zostaniemy władającym rodzeństwem Vil, i wtedy przesuną liczyć się bale, zabawa, wyjazdy…Zacznie się odpowiedzialność... Dlatego uszanuj powagę tej rozmowy, dobrze ?
Obserwował ją w napięciu, podczas gdy ona nakręcała kosmyki włosów na palce i z beztroskim uśmiechem kpiny strzygła spojrzeniem to na niego, to na Ratha.

— Zan proszę cię, daruj sobie te czcze kazania-odezwała się- Przejdź do konkretów.
Następca tronu przestał przemierzać pokój od okna i z powrotem.

— Mam nadzieję, że kojarzysz historię Wielkiej Wojny- przysiadł na brzegu kozetki.

— On żartuje, prawda ?- Vilandra wybuchnęła śmiechem, zwracając się do Ratha- To ma być lekcja historii ? – wstała i zakręciła się dookoła własnej osi. Jej suknia rozwinęła się w tym piruecie niczym rozkwitający kwiat.

— Nie, Vil – Rath był o wiele bardziej podenerwowany niż Zan- To może być lekcja na przyszłość.
Vilandra przestała się uśmiechać. Rath i Zan naprawdę zachowywali się dziwacznie, a to prawie zawsze oznaczało jakieś kłopoty.

— Vil…Dziadek kończąc tamtą wojnę podpisał układ pokojowy podyktowany przez Skórów. Jak wiesz był zmuszony przyjąć ich warunki jako strona przegrana. A najważniejszy postulat…dotyczy mnie- zawiesił głos jakby nie miał już siły opowiadać dalej. W istocie tak było, dlatego kiwnął na Ratha by ten go wyręczył.

— Król Senior zobowiązał się , że w ramach zadośćuczynienia Mendogowi za zerwanie związku z jego córką, jego wnuk…zawrze małżeństwo z wnuczką Mendoga. Ma nam zostać przedstawiona dziś wieczór, po uroczystej defiladzie naszych wojsk.
Rath odgarnął włosy z czoła i zamilkł, chowając się w najdalszy kąt komnaty.

— Jak to…?-Vilandra zbladła jak kreda- Mamy zawrzeć unię ze Skórami poprzez twoje małżeństwo ?

— Dokładnie tak- Zan był zmaltretowany tą myślą- Ale pytanie powinno brzmieć czy ty rozumiesz co to dokładnie oznacza…

— Och, to oczywiste ! Ustawiają ci życie !- wybuchnęła wojowniczo. Wbrew pozorom miewała czasami szczere odruchy serca i obchodziło ją osobiste nieszczęście brata – Nie możemy się na to zgodzić…Niech dziadek to zmieni !

— Nie może- Zan pokręcił głową- On już tu nie rządzi. Wiadomo , że by zmienić zapis prawny w jakichkolwiek dokumentach trzeba posiadać władzę wykonawczą.

— Więc niech zrobi to papa !

— Vil, Vil, Vil- Rath wyłonił się z cienia- Zan spytał, czy rozumiesz zaistniałą sytuację…Jeśli uważasz, że tu chodzi tylko o jego życie i jeśli naiwnie wierzysz, że to się da odkręcić…To znaczy, że nie rozumiesz niczego- splótł dłonie i z miną biegłego stratega stanął w centrum, pomiędzy księżniczką a przyjacielem – Zacznijmy od początku. W Parlamencie Antaru zasiadają przedstawiciele wszystkich stanów , ze wszystkich królestw. Są rolnicy, magnateria, kupcy. Są wojskowi , są najemnicy. Ale spójrz kto ma większość rasową ? – potoczył przygnębionym wzrokiem po skupionej, niewieściej twarzy- Skórowie. Jeśli więc przyszła żona naszego Zana jest Skórem i zostanie królową Renvaldich, zgodnie z zasadą podziału władzy , będzie miała prawo do obsadzenia połowy Izby Lordów swoimi ludźmi, do czego zapewne popchnął ją jej doradcy. W ten sposób nasze królestwo utraci nadrzędną pozycję wśród królestw Antaru, a co więcej może dostać się pod hegemonię Skórów. Nie oszukujmy się już więcej. To małżeństwo polityczne, które ma zostać zawiązane w konkretnym celu. Trzeba przyznać, że nawet zza grobu Mendog zdaje się wygrywać. Osiągnie cel. Skórowie przejmą Reevandol. Zniszczą nas.
Zan stal jak słup soli , wyzuty ze wszelkich emocji. Oto jak miało przebiegać jego życie. Stanie się marionetką w rozgrywkach politycznych, a jego własne państwo zostanie wchłonięte przez innego krajowego olbrzyma. On sam zgorzknieje w związku z kobietą, której-nie miał wątpliwości- nigdy nie pokocha.

— Ale, poczekajcie…- Vilandra rozmasowała skronie – To wcale nie musi być takie złe !- klasnęła w dłonie , olśniona – Jeśli okażemy odrobinę dobrej woli możemy współpracować ze Skórami i zbudować megapaństwo , na które każdy będzie mieć wpływ. Dlaczego zakładacie, że oni mają tak podłe intencje ? Wojna to już przeszłość.

— Wojna to już przeszłość ?- Rath uśmiechnął się sardonicznie- Jestem żołnierzem nie od dziś i wiem na te tematy więcej niż ty, moja droga. Skórowie nigdy nie pogodzili się z naszą siłą, z tym, że po każdym upadku jesteśmy w stanie się podnieść. Będą usiłowali nas wyeliminować.

— To nieprawda, Rath !- Vilandra ściągnęła brwi w złości- Nie każdy Skór zieje do nas nienawiścią !
Rath popatrzył prosto w jej wzburzone oczy.

— Ach, no tak…byłbym zapomniał o rzeczy najważniejszej ! – wojownik zwrócił się do Zana- Gdy po nią poszedłem zabawiała się w ramionach samego Księcia Khivara, następcy tronu Skórów ! Czyżby był kolejną ofiarą na twojej liście ?

— To nie twoja sprawa ! – krzyknęła.

— Nie, chwileczkę…- ton Zana zmienił się na nie znoszący sprzeciwu- Następca tronu Skórów z męskiej linii dynastii ? Więc to jest jej brat ! Brat kobiety, którą poślubię.

— Ugh…- Vilandra tupnęła pantoflem w podłogę – I co z tego ! Nawet jeśli zmuszają cię do tego małżeństwa…to nie moja sprawa , ja mogę spotykać się z kim chcę ! Nie mieszajcie mnie do tej waszej głupiej polityki ! Guzik mnie to obchodzi ! Niech papa to rozwiąże !
Zan nie mógł uwierzyć, że ona-jeśli ktokolwiek podważał jej życiowe wybory- była wciąż tak samolubna.

— Niech papa to rozwiąże !- przedrzeźnił ją Rath piskliwym, cienkim głosem- Pewnie, co cię to obchodzi, kiedy masz na oku już upolowaną zdobycz ! Ale to przestaje być zabawa Vil- Rath postąpił parę kroków i ścisnął księżniczkę za rękę- A może to on cię upolował tym razem, co ?

— Puść mnie- wycedziła przez zęby i szarpnęła się- Idę tańczyć.

— Poczekaj jeszcze- nakazał Zan- Czy on ma wobec ciebie poważne plany ?

— Matko…-Vil przewróciła oczami; była u kresu wytrzymałości- To moje życie ! Zajmijcie się swoim ! Skąd niby mam wiedzieć czy ma plany…! Dopiero się poznaliśmy ! Zresztą to i tak nie mają znaczenia , przecież wiecie , że ja się nie wiążę…

— Vilandro jeśli on zechce cię pojąc za…

— To wtedy odmówię ! Przecież zawsze odmawiam !

— Skórowie będą wtedy mieli władzę absolutną !

— Nie chcę już więcej słyszeć o waszej polityce ! – zakończyła z furią i ponownie usiłowała wydostać się z tego domowego aresztu. Tylko, że Rath wciąż tarasował drzwi.

— Nie spotkasz się z nim więcej – rzekł do niej władczo i protekcjonalnie- Obiecaj mi to, Vil.
Dziewczyna posłała mu nienawistny uśmiech, a potem bez wahania wymierzyła mu policzek i wyszła z pokoju.

— Musiałeś ją aż tak wyprowadzić z równowagi ? – spytał Zan.
Rath wyprostował się , usiłując zwalczyć uczucie upokorzenia.

— Wiem co robię Zan, ona nie może się z nim spotykać. Gdybyś tylko ich widział razem…Jego wzrok…Cwaniaczek jest pewny siebie. Tym razem trafiła kosa na kamień. Wierz mi, że to nie jest kolejny naiwniaczek , który będzie klęczał u jej stóp. Boję się tego, Zan.
Rath jeszcze nigdy nie był do tego stopnia przejęty. Zan miał najróżniejsze przypuszczenia. Rath zawsze martwił się polityką królestwa , był przekonany, że jest zbyt miękka. Ale tym razem to nie wyglądało tylko i wyłącznie na troskę o losy Reevandolu. Rath wyraznie martwił się o samą Vil, znacznie bardziej niż przedtem. Czyżby…był w niej zakochany ? Czy był tylko jak zwykle zazdrosny o jej względy, które do tej pory najintensywniej okazywała jemu jako przyjacielowi z dzieciństwa ? Całe życie wychowywali się razem, byli sobie tak bliscy…jak rodzeństwo. Ale czy w pewnym momencie Zan nie przeoczył zmiany kursu uczuć? Fakt faktem, że zarówno Rath jak i Vil byli znani z największej liczy romansów w królestwie, i fakt, że oboje nie przejmowali się ich konsekwencjami, chociaż Rath był nieco roztropniejszy i ostrożniejszy w tej kwestii. Niby nie byli o siebie zazdrośni , jednakże od czasu do czasu te ich przepychanki i uszczypliwości, to droczenie się ze sobą. Czy nie był to pierwszy objaw, wstęp do czegoś głębszego ? Osobiście Zan bardzo by się cieszył gdyby byli razem.

— Ja też uważam, że nie powinna rozwijać tej znajomości- odpowiedział młody panicz , przerywając tok własnych myśli- Na razie jednak zajmijmy się sprawami królestwa. Poczekamy co przyniesie dzisiejsza noc.


Uroczysta defilada wojsk antarskich rozpoczęła się dokładnie o północy. Wszyscy honorowi goście usiedli w specjalnie przygotowanych lożach na tarasie, skąd mogli objąć wzrokiem kolumny żołnierzy , które paradowały przesuwając się w równym szyku po równinie królewskich ogrodów. Wszyscy wojskowi mieli na sobie galowe , turkusowe mundury ozdobione orderami i medalami . Na taki mundur –dokładnie- składały się odświętne pumpy z lamówkami, marynarki dwurzędowe i czapki na których czubkach pyszniły się kremowe pióropusze. Żołnierze maszerowali naga za noga, wystukując rytm swoimi wysokimi, skórzanymi oficerkami. Po zrobieniu okrążenia obrócili się frontowo do największej loży, w której m.in. zasiadał ich dowódca- panicz Rath, i wyprężając się na baczność niczym struny oddali z broni salwę honorową. Po tym wybuchły gromkie oklaski i powoli zebrani z powrotem wtoczyli się do środka pałacu.
Znów zaczęto grać , tańczyć, jeść , rozprawiać. Przyjęcie wrzało. Zan korzystając z zamieszania wymknął się na dwór. Chciał ochłonąć na ostrym, zimnym , wieczornym powietrzu zanim nastąpi publiczne połączenie go z przeznaczoną mu damą. Wyszedł do ogrodu, w którym panowała cisza i spokój. Poszedł do drzewa bzu , stojącego nad jeziorem i oparł się o nie. Wśród szemrających traw wyłaniał się drewniany pomost, który prowadził kawałek w głąb grobli , i do którego przycumowano dwie lekko huśtające się na wodzie gondole. Zan przeszedł przez pomost i zaczął rozplątywać linę mocującą łódź. Miał ochotę przepłynąć jezioro.

— Czemu stoisz tu sam książę ?- kobiecy głos zaskoczył go tak bardzo, że drgnął gwałtownie, a gładkie podeszwy pantofli ześlizgnęły się z drewnianej krawędzi i Zan wylądował w wodzie.

— Panie, o Boże… to moja wina !- wykrzyknęła dziewczyna i bez zastanowienia skoczyła do wody, zanim Zan zdołał zaprotestować.
Gęsta woda jeziora zawirowała wokół szamoczących się postaci. Jednak pomimo względnej grozy całej sytuacji Zan nie mógł się nie roześmiać , kiedy kobieta usiłowała „ratować go” i biorąc pod ramię , ciągnęła do brzegu. Sam potrafił wybornie pływać, więc przejął inicjatywę i to on wyciągnął z wody tajemniczą nieznajomą. Posadził dziewczynę w gondoli i sam wdrapał się na pokład. Patrzyli na siebie oddychając głośno i uśmiechając się głupio do siebie. Ona miała przepiękne, wielkie, niebieskie oczy i długie blond włosy , których mokre , lekko pofalowane kosmyki oplatały seksownie jej ciało, prześwitujące kusząco przez zmoczoną suknię.

— Jesteś Pani wielce nierozważna- rozpoczął Zan uspokajając oddech w swojej piersi- Skaczesz do wody by ratować rzekomo tonącego, podczas gdy sama nie potrafisz pływać.

— Przepraszam Waszą Wysokość- jak najdyskretniej odkrztusiła resztki wody – Ale to była moja wina.

— Czy dzisiaj poznaliśmy się , Pani ?

— Nie zupełnie…- zająknęła się- Ma to nastąpić dopiero za jakieś dwie godziny.
Zanem wstrząsnęła ta wiadomość, a zarazem prostoduszna szczerość rozmówczyni.

— Czy jesteś Pani…?

— O tak, jestem nią. Jestem Księżniczką Avą , z rodu Skórów i przybyłam tu dla ciebie.
Utkwiła w nim hipnotyzujące, błękitne spojrzenie. A Zan nie wiedział co się z nim działo. Coś w środku właśnie się w nim budziło. Radość pomieszana z niedowierzaniem, lęk przeplatający się z nadzieją. Zapomniał nagle o swoim smutku. Zapomniał o zmartwieniach.

— Czy zanim…wrócimy do pałacu…zechcesz pani potowarzyszyć mi na przejażdżce po jeziorze ? – Zan ujął wiosła.
Ava przechyliła się w jego stronę i Zan poczuł, że serce wyrywa się z jego piersi.

— Czy to nie jest przeznaczenie ?- powiedziała i oddała mu usta do pocałunku.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część