Asia

Butelka

Wersja do druku

Rodzice Liz wyjechali i mieli wrócić dopiero za 4 dni i cała paczka w skład w której wchodzili : Liz, Max, Maichel. Maria, Isabel, Alex, Tess i Kayl co wieczór spotykała się się w domu Liz i grali w różne gry, dzisiaj akurat postanowili grać w butelkę ...

— Co !? Mam pocałować Alexsa ? – krzyknęła nieco oburzona Isabel chociaż od dawna miał na to ochotę

— Issy jak długo mamy czekać – powiedziała już nieco znudzony Maichel – zachowujecie się jak dzieci

— RAZ, DWA, TRZY – krzykneli wszyscy

~CMOK~

— Alex świetnie całujesz czy możemy to powtórzyć ?

— Issy ale się rozkręciłaś – powiedział nieco drwiącym głosem Kayl – ale teraz niestety nie mamy czasu czas na kolejne zadanie

— Ja jestem za tym żeby powtórzyć to zadanie – powiedział bardzo uradowany Alex – mnie to się podoba

— No dobra to Issy kręcisz

— Uwaga na kogo wypadnie na tego bęc ... Tess i Max

— Ale ja – odezwał się w końcu jak dotąd cichy Max – ja nie

Nie dokończył bo w słowa wpadła mu Tess

— Max jak nie chcesz to przecież mogę dać fanta nie musimy tego robić ...

— Tess daj spokój nie jesteście dziećmi to tylko mały pocałunek

W tej chwili przez głowę Maxsa przebiegły różne myśli – A co Liz, przecież ona tutaj jest – Wszystkie dotyczyły Liz – Mam nadzieje że mnie zrozumie.

— Nie wszystko w porządku choć Tess ... – oznajmił Max

No i stało się. To nie był pierwszy pocałunek tych dwojga i Liz o tym bardzo dobrze wiedziała ale bardzo ją zabolało to co zobaczyła. Nigdy nie myśli że Max może to zrobić i to na jej oczach.
Po pocałunku Max tylko się zarumienił i usiadł na swoje miejsce a Tess wyraźnie szczęśliwa powiedziała tylko – Świetnie całujesz – i również usiadła na swoje miejsce.

— No to jakie kolejne zadanie ? – krzyknęła Maria która chciała trochę rozładować całą sytuację.

— Przepraszam was – odezwała się Liz – ale bardzo boli mnie głowa czy moglibyście już pójść do domu ?

— Liz czy wszystko w porządku – zapytała zatroskana przyjaciółka Maria

— Tak po prostu boli mnie głowa, naprawdę Maria nic mi nie jest

— Ok. jak chcerz

— CZEŚĆ – krzyknęli wszyscy i wyszli. Wszyscy prócz Maxsa

— Czy możemy chwilkę porozmawiać – zapytał trochę nieśmiało Max

— Chyba nie mamy o czym a zresztą mówiłam że boli mnie głowa proszę idź już możemy porozmawiać jutro to chyba nie jest takie ważne

— Owszem jest to tylko chwilkę wysłuchaj mnie, proszę

— No dobrze wiec o co Ci chodzi ?

— Liz ten pocałunek z Tess nic dla mnie nie znaczył wiesz że kocham tylko Ciebie

— To mogłeś się z nią nie całować, przecież chciała dać fanta, ale nie ty musisz być fair wobec gry i tej głupiej butelki !

— Liz czy naprawde nic nie rozumiesz ?

— A co tu jest do rozumienia, jeśli to już wszystko to idź już
Po tych słowach Max nic już nie powiedział. Wyszedł i poszedł do domu. Całą noc myślał o wczorajszym dniu i o tym co się stało. Stwierdził że Liz chyba nie ma racji ale powinien ją przeprosić. Nie zdążył już pomyśleć jak bo zapadł w głęboki sen. Całą noc śnił o Liz, o wszystkich chwilach które przeżyli razem. Wiedział że musi zrobić wszystko żeby znowu byli razem.
Nazajutrz w szkole .

— Lizy co jest od rana chodzisz smutna – spytała przyjaciółka i zamknęła swoją szafkę

— Nic Maria

— Przecież widzę, mnie nie oszukasz, chodzi o ten wczorajszy pocałunek Maxsa z Tess ?

— Nie to znaczy tak

— Ale Liz to była tylko zabawa przecież to nic nie znaczyło

— Tak jasne. Czy wy naprawde nic nie rozumiecie ? – krzykneła oburzona Liz, trzasnęła szafką i poszła dalej korytarzem
Tymczasem Maichel próbował porozmawiać z Maxsem ale ...

— Maxwell co jest – spytał – widzę ze nie masz humoru

— Nie mam ochoty z Tobą o tym gadać OK. ? – i tak jak Liz trzasnął szafką i poszedł dalej korytarzem

— Co go znowu ugryzło ? – mówił sam do siebie Maichel – na pewno chodzi o Liz
Jego rozmyślenia przerwał głos dochodzący z drugiej części korytarza :

— MMMMMAAAAIIICCCHHHEELLL !!!! ZACZEKAJ – to był głos Mari

— Musisz drzeć się na całe gardło, przecież nie jestem głuchy
Maria jakby nie usłyszała uwagi Maichela zaczeła gadać :

— Maichel musimy coś zrobić. Max i Liz znowu się pokłócili a raczej chodzi o ten wczorajszy pocałunek

— Trudno nie zauważyć, Max cały czas chodzi z grobową miną jakby świat się walił

— Maichel nie czas na żarty musimy coś zrobić
Po tych słowach nikt już nic nie powiedział i udali się razem do klasy.

— Może Maria ma rację – rozmyślała Liz – przecież ten pocałunek ... Muszę znaleźć Maxsa i wszystko mu wyjaśnić
Wstała od biurka i już miała wyjść kiedy na balkonie ujrzała bukiet białych róż i bilecik o treści : Kocham Cię Max
Przeczytawszy liścik uśmiechneła się i włożyła kwiaty do wody po czym zarzuciła na siebie płaszcz i poszła do domu Maxsa.

Już chciała zapukać do jego okna ale on akurat ćwiczył chciała chwilkę popatrzyć na niego. Ale nagle odwrócił się i ujrzał ją w oknie zarzucił koszulkę i otworzył jej okno.

— Jaka miła niespodzianka Liz

— Max, chciałam Ci tylko podziękować za kwiaty i przeprosić za moje zachowanie, ja byłam zazdrosna bo bo Cie kocham

— Ja też Ciebie kocham ale za jakie kwiaty mi dziękujesz ?

— Za bukiet białych róż które dzisiaj znalazłam na balkonie one musiały być od Ciebie był jeszcze liścik ale skoro twierdzisz ze one nie są od Ciebie to od kogo

— Maichel

— Maria
Powiedzieli prawie równocześnie i zaśmiali się tylko i pocałowali.

— Jak myślisz czy to podziałało ? – zapytała ironicznie Maria

— Nie ale miejmy nadzieje że tak bo za bardzo nie lubie być amorkiem
Oboje się tylko zaśmieli.

— Może zadzwonię do Liz

— Tak zadzwoń

— Halo dzień dobry pani Parker czy zastałam Liz, dziękuję Dobranoc

— I co ?

— Powiedziała że wyszła jakąś godzinę temu i nie powiedziała gdzie poszła

— No to ja zadzwonie do Maxsa

— O cześć Max posłuchaj mam do Ciebie sprawe a właściwie Maria ma do Liz czy jest może ona u Ciebie ?

— Liz tak jest u mnie ale czy to bardzo ważne ?

— No w sumie to chyba może zaczekać no to hej

— Cześć

— I co ? – pytała dociekliwie Maria

— Chyba podziałało bo Liz jest u Maxsa

— Piątka nasz plan się udał !

Max i Liz siedzieli w parku na ławce i wpatrywali się w gwiazdy

— Max jest tak pięknie chciałabym aby ta chwila trwała wiecznie

— Nie umiem tego sprawić ale możemy tu przychodzić codziennie
Liz uśmiechneła się tylko i pocałowała Maxsa a on ją.


Wersja do druku