Tess

NIE JESTEM ANIOŁEM (9)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

NIE JESTEM ANIOŁEM

Część IX: Liz – Nie jestem idealna!

29.IV.2000 rok. – Roswell.

Wieczorem w CrashDown:

—Żartujesz sobie Whitman?! – Max.

—Świetnie Tess! Cieszę się, że czymś się zainteresowałaś! – Kyle podszedł do swojej dziewczyny i ją pocałował. Reszta troszkę się zdziwiła, bo Tess niechętnie się obściskiwała szczególnie, gdy były osoby trzecie. Ale widać było, że jest szczęśliwa. – Elizabeth tobie też gratuluję! W końcu postanowiłaś coś zmienić w swoim życiu! Jestem z Ciebie dumny! – Max chyba nie pochwalał decyzji i pochwał w tym kierunku dla Liz, bo dał Kyle’owi szturchańca. – Spokojnie Evans, nie bądź taki nerwowy! Widać, że jesteś zaborczy. – Kyle żartował sobie z Max’a, bo była to prawda. Max był czasami zbyt zaborczy.

—Zamknij się Kyle! Liz przemyśl to. Tess nie ma swoich zainteresowań takich jak Ty. Nie lepiej poświęcić więcej czasu na biologię!? Nie nadajesz się do śpiewu, tylko się zmarnujesz. Proszę Liz? – Max nie chciał żeby jego dziewczyna śpiewała. Nie odpowiadało mu, że będzie popularna, bo chcąc nie chcąc rozniesie się to po całej szkole i nie tylko!

—Dziękuję bardzo Max! To może Ty nie masz świra na punkcie geografii? Bo zdaje mi się, że tak. – Tess.

—Tess ma rację! – Alex. Popierał Tess, Max był zbyt pewny siebie, nie podobało się reszcie, że stara się nimi rządzić.

—Interesuje się tak jak Liz biologią. I co z tego? To nie ma żadnego znaczenia! – Max.

—Ale nie jesteś ślepy ani głuchy! Więc może, a raczej na bank ja będę chemiczką! Ale skąd nie lubię może chemii tak jak Liz biologię? Miło to słyszeć! – Tess. Była wściekła. Miała już dość Max’a i tych jego mądrych zdań. Mógłby w końcu nie myśleć tylko o sobie!

—Max jesteś okropny. Będę robiła, na co mam ochotę. I wiedz, że nie podoba mi się jak próbujesz mną manipulować! Jestem już dużą dziewczynką i potrafię sama zadbać o siebie. Nie traktuj mnie jak dziecka. Może chcesz dobrze, ale w ten sposób niszczysz wszystko! Jeżeli naprawdę mnie kochasz to zrozum to i przestań decydować o tym, co jest dla mnie dobre a co złe Max. Ja potrafię o siebie zadbać i nie potrzebuję niańki tylko chłopaka. A Tobie role chyba się pomyliły. Jak mnie zrozumiesz to wtedy będziemy mogli porozmawiać. Dzisiaj daj mi spokój. – Liz. Bardzo kochała Max’a, ale był zbyt zaborczy, zbyt bardzo się zmienił. W takich sytuacjach było to bardzo widoczne. W końcu mu powiedziała, co myśli, co czuje i czego się obawia. Wiedziała, że to może zniszczyć jej związek z Max’em, ale nie chciała tego. Max był jedynym chłopakiem, którego tak naprawdę pokochała. I wiedziała, że też tym jedynym.
-Uspokójmy się! Widzę, że to dobry moment na wywleczenie śmieci. Max wszyscy już to zaobserwowaliśmy. Jesteś zbyt pewny siebie coraz częściej podważasz nasze zdanie. Odkąd wiesz, że jesteś przywódcą bardzo się zmieniłeś. I to na gorsze niestety. Byłeś królem tam gdzieś daleko w tamtym życiu, ale nie tu. Dla mnie jesteś bratem. Nie pozwolę żebyś podważał moje zdanie, lekceważył mnie i rozkazywał. Ma być jak dawniej. Jeżeli to do Ciebie nie trafia to znaczy, że nigdy nie byłem dla Ciebie bratem. Że wszyscy jesteśmy tylko dla Ciebie marionetkami, a na to nie pozwolimy. Liz ma rację przemyśl to, co Ci powiedziała i ja teraz. My Ciebie potrzebujemy, ale jako przyjaciela a nie pana. – Michael był zdecydowany. Powiedział Max’owi, co czuł on i pozostali. A wszyscy czuli, że po woli tracą swojego dawnego Max’a, którego uważali za pokrewną duszę.

—Niech każde z nas idzie do domu. Dajmy czas Max’owi i sobie. – Kyle. Wziął Tess za rękę i poszli.
Michael poszedł do siebie, Max też do domu, ale pełen sprzecznych uczuć. Alex także poszedł do siebie. Tyko Liz została, bo była u siebie w domu. Tess i Kyle po drodze rozmawiali:

—Tess cieszę się. To był szczęśliwy dzień, ale Max… . On się opamięta. Przemyśli sobie wszystko. Wiem, że tak będzie, a Liz mu w tym pomorze. Spadł na niego zbyt wieli ciężar, poczuł, że musi nas chronić, ale zapomniał przy tym, że my potrafimy sobie radzić sami. On musi dojść do wewnętrznej równowagi. – Kyle starał się pocieszyć Tess. Wiedział że słowa Max’a ją zabolały, zresztą ich wszystkich ostatnio.

—Nie Kyle jest dobrze. On mnie wkurzył tylko, nie lubię, gdy ktoś neguje moje zdanie, a tym bardziej moje zainteresowania i hobby. Zawsze mówię wprost i tak też zrobiłam, ja nie jestem z nim tak związana jak Ty czy Liz. Znaliście się na początku tylko z widzenia, ale jednak. I nie mówmy już o Max’ie. Jutro jedziemy do Silver City na weekend. – Tess bardzo się cieszyła z tego wyjazdu.

—Silver City? Przecież planowaliśmy coś na niedzielę. – Kyle był mocno zdziwiony. Tess się zmieniła bardziej niż przypuszczał!

—Ale zdecydowałam po tej naszej kłótni w CrashDown, że będzie najlepiej jak znikniemy na weekend! To nam dobrze zrobi. Tak se myślę, że w niedzielę dobrze byłoby spotkać się z Liz! Pewnie jest trochę podłamana, ale jutro do niej zadzwonię. Nam przyda się wypoczynek, będziemy mogli spokojnie porozmawiać o nas i o wszystkim. Chyba nie masz nic przeciwko temu? – Tess bardzo na tym zależało. Nie chciała spędzać weekendu w Roswell, nie tym razem.

—Postaram się. To zależy od ojca i matki. Nie wiem czy się zgodzą. Wiesz, jacy potrafią być nadopiekuńczy. – Kyle nie miał czasami z nimi łatwego życia, ale nie mógł też narzekać. Jim był bardzo w porządku, a matka, a raczej jego macocha Amy była super. Zastąpiła mu matkę, która zmarła, gdy był małym chłopcem.

—Nie będziemy robili nic złego. Jutro wpadnę po Ciebie, bo pojedziemy moim wozem. Pogadam z nimi. Powiedz im to. Twoja matka mnie lubi, zresztą ojciec też, więc nie będzie problemu. Dobra idź już do domu, ja do siebie dojdę. Masz dość spory kawałek do siebie. – Tess.

—Nie chcesz żebym Ciebie odprowadził? – Kyle. Bardzo lubił ją doprowadzać do domu.

—Lubię, ale Ty będziesz miał daleko. Nic mi się nie stanie, nie jestem przecież zwykłą dziewczyną, tylko kosmitką! – Tess. Zaśmiała się a Kyle wraz z nią.

—To pa Tess do jutra. O której będziesz?

—O dziesiątej. Idź już. – Kyle ją pocałował na rozstanie. – Do jutra!

Liz siedziała jeszcze chwilę w kawiarni. W końcu poszła wziąć zimny prysznic. Była na siebie trochę zła. Może nie zła, ale miała wyrzuty sumienia, mieszane uczucia. Od dawna nie podobało jej się zachowanie Max’a. Rozmawiała sama ze sobą, przy czym pisała w swoim pamiętniku. – Może nie powinna mu tego mówić przy wszystkich? Ale to nie tylko mój problem, nas wszystkich. Tak bardzo Ciebie kocham Max! Ale Ty mnie krzywdzisz zachowując się w ten sposób. Zaciskasz mi pętlę na szyi, czuję, że się duszę, a tak nie powinno być. Byłeś kiedyś dla mnie bratnią duszą, ale to na początku. Czyżby odzywała się Twoja druga połowa? Musiałam to z siebie wyrzucić, przy wszystkich. Mam nadzieję, że to coś pomogło, że zastanowisz się nad swoim zachowaniem, uświadomisz sobie, jaki jesteś apodyktyczny. Nie mogę znieść myśli, że możesz mnie teraz przez to zostawić. Nie powinniśmy siebie okłamywać, tłumić nasze emocje. Ja byłam dzisiaj szczera i oczekuję tego samego. Ale tak jak wyglądałeś dzisiaj w CrashDown, byłeś na nas bardzo zły. Emanowała od Ciebie wściekłość. Zdenerwowałeś się na mnie i pozostałych tylko, dlatego że będę śpiewała w zespole Alex’a. To nie było fair! Mam do tego prawo, chcę rozwijać swoje skrzydła i poszerzać swoje horyzonty. I Ty Max powinieneś mi w tym pomóc, a nie przeszkadzać. Ja liczę na wsparcie z Twojej strony, bardzo tego potrzebuję, szczególnie, że sama nie byłam pewna, co do wstąpienia do zespołu Alex’a. Ale ja liczyłam, że mnie poprzesz, bo wstyd się przyznać, ale bałam się i nadal się boję, że tylko się zbłaźnię! To Tess mnie namówiła, nie chciałam, ale ustąpiłam jej. Sama nie odważyłabym się tego nigdy zaproponować, zbyt bardzo boję się klęski. Wszyscy widzą we mnie tylko doskonałą i wzorową uczennicę, grzeczną córeczkę, myślą, że jestem ideałem, ale to nie prawda! Nie jestem taka wspaniała jak wszyscy myślicie! Chcę zrobić coś szalonego i bardzo się cieszę, że Tess mnie do tego namówiła. Może teraz przestaniecie mnie postrzegać jako głupią, małą dziewczynkę! Zrozum to Max! Nie jestem Twoją własnością, niczyją nie jestem! Napisałam to wszystko w pamiętniku żeby się wyżalić, przelać swoje emocje i uczucia. Tyle nie zdradzę nikomu, nikt nie jest mi aż tak bliski. Nawet Tobie Max, bo mógłbyś to wykorzystać kiedyś przeciwko mnie. Nie mogę do tego dopuścić. Ale kocham Ciebie i zawsze będę i nie pozwolę Ci mnie zostawić. Ale nie jestem na tyle odważna by działać otwarcie, jestem tchórzem Max. Ciekawe, co byś pomyślał i zrobił po przeczytaniu tego wpisu? Pewnie stwierdziłbyś, że wcale nie znasz swojej dziewczyny.

29.IV.2000 rok. – Newville.

—Isabell to jutro wyjeżdżamy? To spoko. Lepiej przeniesiemy się w bardziej bezpieczne miejsce.

—Dokładnie. Tylko kurwa jebana Stanley i pozostali pewnie troszkę się zastanawiają gdzie spierdoliłyśmy. Zadzwonimy do niego może jutro.

—Pomijając fakt, że musimy kupić nowe telefony, bo rozpieprzyłam je.

—Nic nowego, nie rozumiem jak można mieć telefon rok i dłużej. To bez sensu!

—I staroświeckie kochana. Ale co tam. Będzie trzeba znowu zrobić zebranie. – Maria.

—Masz rację Marii, ciekawe czy ktoś przestał wierzyć?

—Raczej nie, chyba, że chce żeby z nim było krucho.

—Stan ostatnio wspominał o nowej członkini, ale musimy to dobrze przemyśleć. – Isabell.

—Przydało by się żeby dołączyli nowi. Kurwa, kto to może pukać! – Maria otworzyła z impetem drzwi.

—Jest u Pań za głośno. Jest już jedenasta, więc proszę ściszyć muzykę, inni goście chcą spać i skarżą się na hałasy. – Przyszła pracownica hotelu uciszyć muzykę, a raczej dziewczynom powiedzieć, że mają ją natychmiast ściszyć.

—Płacimy, więc wymagamy. To już nie nasz problem i wypierdalaj, bo nam przeszkadzasz! Jak komuś przeszkadza to niech się wyniesie do innego hotelu! – Isabell.

—Proszę się uspokoić. Proszę o ściszenie muzyki. Inni chcą już spać. – nie dawała za wygraną.

—Nie słyszałaś, co ona powiedziała?! Wynoś się i daj nam spokój. Tyle kasy płacimy za ten hotel to i mamy swoje wymagania. A teraz już ciebie nie ma. Inni niech sobie zaspawają uszy to może nie będą wtedy słyszeć muzy! – Maria i zamknęła drzwi.

—Zawsze coś komuś nie pasuje! Jak tak można? No, więc jutro spadamy stąd. Ojczulek pewnie już nas szuka.

—To pewne! Jest czasami taki głupi, że aż padam ze śmiechu. Ale wiesz, co chyba taka głośna muza nie pasie Eddie’mu. Ściszmy ją, ale może tu jeszcze wpadniemy jak będzie okazja i wtedy zrobimy rozrube. Najlepiej całym naszym zrzeszeniem!

—Dobre. Jak się będzie w pobliżu i będzie czas to nie ma przeszkód!

Ciąg dalszy nastąpi.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część