_liz

Shattered like a falling glass (30)

Poprzednia część Wersja do druku

XXX


Łzy spływały po jej policzkach. Nie umiała ich zatrzymać, może nawet nie chciała. Były jedynym przejawem roztrzaskanego serca. Jeszcze kilka dni temu rozkwitała i żyła tą złudną nadzieją, że wszystko się ułoży. ON sprawiał, że się tak czuła. A teraz jej to odbierał. Wiedziała, że nie zrobił tego z podłości. Wciąz ja kochał i zdawała sobie z tego sprawę. Ale z jakiegoś powodu Alec ją odpychał, chciał żeby wyjechała.

I była gotowa to zrobić tylko dlatego, że ja o to poprosił. Co nie zmieniało faktu, że niesamowicie bolała sama myśl o rozstaniu.

Upychała kolejne rzeczy w torbie, tak jak starała się poskładać i pogrzebać wszystkie myśli o zielonookim. Po ostatniej nocy, którą spędzili razem już nie miała wątpliwości, że to było pożegnanie. Zwłaszcza, gdy rano nie zastała go obok siebie. Zamiast spojrzenia zielonych oczu była pustka. A ciepłe ciało zniknęło.

Gorzej...

Na poduszce leżał wisiorek. Ten sam słynny wisiorek Rachel, który ośmieliła się ukraśc z rezydencji Berrisforda. Kiedy go zobaczyła, spłynęła pierwsza łza. A mimo to umiała się jeszcze uśmiechnąć. Bez wahania zapięła wisiorek wokół szyi i od razu poczuła się, jakby Alec tu był, obok niej. Jakby wbijał w nią to swoje szmaragdowe spojrzenie.

Ale teraz nawet wisiorek nie pozwalał jej się uśmiechnąć. Kolejne słone krople torowały sobie drogę wzdłuż jej policzków, pozostawiając na skórze palące ślady. Nikt nic nie mówił, chociaż przyglądali jej się nieustannie. Max zdawała się smutnieć razem z nią, ale to ona jako jedyna pomogła Liz. Poprosiła Logana o pomoc już wcześniej, jakby czuła co wisi w powietrzu. Chociaż może wtedy miała jedynie zamiar pomóc Liz uwolnić się od obecności Aleca.

Kobaltowe oczy Hotaru śledziły każdy ruch brunetki i każdą drobną łzę. Oh, miała początkowo wielką ochotę jednak się wtrącić i nawtykać Alecowi. Bądź co bądź, ale jakby na to nie patrzeć, Liz stanowiła dla niej kogoś na kształt przyjaciółki. A gdy ktoś rani przyjaciół, to powinno się odpłacać. Każdy wyraz smutku odciśnięty na twarzy Liz, odciskał się na umyśle Hotaru.

Dopiero kiedy dostrzegła wisiorek na szyi brunetki, którego nigdy wcześniej nie widziała, zrozumiała od kogo on był i co znaczy. Kąciki ust Hotaru zadrgały. Chciała sie uśmiechnąć, wiedząc, że jednak miała rację upierając się przy powaznym uczuciu Aleca.

Nadal jednak pozostawała świadomośc, że mimo to coś się stało. Coś co teraz każe Liz wyjechać a jemu się ukrywać. I żadne z nich nie widziało ratunku z tego bagna, w jakie sie wpędzili.

Hotaru odprowadziła wzrokiem Max i Liz aż do wyjścia. To nie było ostatnie pożegnanie, bo przecież ciemnowłosa hybryda przez kilka dni pomieszka u Logana. Jeszcze zdążą się ze sobą spotkać. Zdążą... Tylko dlaczego atramentowe tęczówki szkliły się łzami a usta rozchyały w niemym pożegnaniu.

— Nie rozumiem tego – mruknęła, kiedy ramiona Biggsa objęły ją czule

— Ja też nie – odpowiedział miękko – Ale to ich decyzja.
Ciało blondynki drgnęło. To była ich decyzja, ale kompletnie bezsensowna i bezmyślna. Przecież jeśli na kimś nam zalezy, to nie rozstajemy się. Przeciwnie, chcemy go za wszelką cenę zatrzymać. Dlaczego wiec Alec się nie pojawił?

— To... – Hotaru szukała odpowiednich słów, starając się tamować złość – Głupie!

Wyrwała się z uścisku i ruszyłą w kierunku drzwi. Silne ramiona zatrzymały ją w miejscu. Biggs jak zawsze spokojnie, chociaż teraz już z jawnym zniecierpliwieniem zapytał:

— Gdzie się wybierasz?

— Do Aleca! To chyba logiczne? – spojrzała na niego ze zdumieniem

— Po co?

— Po co?! Jak to po co? – zamrugała gwałotwnie – Ktoś mu musi przetłumaczyć, co się dzieje. Że powinien...

Nie zdołała dokończyć, bo momentalnie zabrakło jej powietrza w płucach. To Biggs skutecznie odcinał ją od dostaw tlenu, zamykając jej usta swoimi. Turkusowe tęczówki roziskrzyły się, kiedy miękkie wargi 593 przycisnęły się mocniej do jej ust. Całe ciało zmiękło a w głowie jej zawirowało, gdy zmysły zaczęły intensywnie wychwytywać wszystkie elementy pocałunku.

Miała wrażenie, że unosi się w powietrzu, a wszystko w niej się utlenia. To było n i e s a m o w i t e . Całowała się już z kilkoma chłopakami, ale to... Nie było na to słów. Na to, co jeden pocałunek wyprawiał z jej ciałem i umysłem. Nawet Alec, ponoć najbardziej zmysłowy osobnik na tej planecie, nie wywoływał w niej swoimi pocałunkami aż takich dreszczy.

Kiedy powoli się od niej odsunął, jeszcze przez chwilę nie pamiętała, że trzeba oddychać. Zamrugała niepewnie, spoglądając na Biggsa, który wydawała się być teraz nieco zmieszany. Chyba tego nie planował.

— Umm... – wbił wzrok w podłogę – Nie mogłem się powstrzymać.
Ale H. tylko się uśmiechnęła i uniosła dłoń w jego stronę. Opuszki dotknęły rozgrzanych ust. Chwilę potem niebieskooka sama zastąpiła palce swoimi wargami.

Niepewne pukanie na chwilę im przerwało. W drzwiach stał Alec. Zielone tęczówki nie wyrażały nawet grama zdumienia na widok objętych. Rozejrzał sie uważnie po całym pomieszczeniu.

Naprawdę wolał nie trafić na Liz. Tak było łatwiej. Bez trudnych pożegnań, bez widoku jej łez, bez własnego bólu. Już sam posmak poprzedniej nocy przyniósł cierpkie ukłucie wewnątrz serca. A kiedy odchodził, zostawiając na poduszce wisiorek, ledwo powstrzymywał kropelki bólu, które cisnęły się do jego oczu.

Przełknął ślinę i powrócił myślami do rzeczywistości. Spojrzał na lekko zarumienioną Hotaru i zapytał niby od niechcenia:

— Gdzie Max?
Kobaltowe oczy na chwilę pociemniały. Przychodził do mieszkania Liz i szukał Max? Wyjaśnienie było tylko jedno – unikał konfrontacji z Liz.

Nie podobało jej się to. Skoro ona wyjeżdża, rozstają się, dlaczego nie są w stanie się pożegnać?

Miała zamiar stworzyć im do tego okazję.

— U Logana – odpowiedziała na pytanie Aleca – Odprowadziła Liz na lotnisko – skłamała gładko – A potem pojechała do Logana.
Biggs spojrzał na nią ze zdumieniem i już chciał coś powiedzieć, ale szturchnęła go. Przez chwilę zastanawiał się o co chodzi, ale błyskawicznie dotarł do niego plan Hotaru. Przewrotny plan.

Chciała, żeby się spotkali zanim Liz naprawdę wyjedzie. Skłamał. A teraz Alec pójdzie do Logana absolutnie nieświadomy tego, że zastanie tam kogoś, kogo nie spodziewał się widzieć.

* * *

Liz siedziała skulona na kanapie Logana. Nie starała się nawet uśmiechać, a on wydawał się być do tego przyzwyczajony. Tyle czasu spędzał z Max, że jemu samemu uśmiech przychodził z trudem. Zajmował się więc swoimi sprawami, co było Liz tylko na rękę

Dzwonek do drzwi nawet nie zwrócił jej uwagi. Logan sam zareagował, rzucając w jej stronę pogodne stwierdzenie:

— To pewnie Max albo H.
Ta myśl na chwilę ją rozpogodziła. Całkiem zapomniała o blondynce i jej kobaltowych oczach.

Była zbyt pochłonięta swoimi problemami i płakaniem, żeby nawet się z nią pożegnać czy porozmawiać. Kąciki jej ust uniosły się. Wstała i ruszyła w kierunku drzwi, które Logan już zapewne otworzył.Ciemne oczy przesunęły się po posadzce i zatrzymały na postaci stojącej w progu.

Zastygła.

* * *

Logan rzucił okiem na skuloną Liz i skierował sie do drzwi. Miał nadzieję, ze to Max albo lepiej Hotaru. Wydawały się być jedynymi osobami, które sa w stanie ją wyrwac z tego ponurego zamyślenia.

Nie pytał co się stało. Wystarczyło mu, że Max powiedziała „Liz ma problem i musi wyjechać”. Zresztą na pierwszy rzut oka było widac, że tę mała coś gnębi. Coś poważnego. Logan był już przyzwyczajony do widoku smutnych czy zrozpaczonych ludzi, ale gdy się na nią patrzyło, aż ściskało serce.

Westchnął i otworzył drzwi. Gdyby to było możliwe, dosłownie by go wmurowało w posadzkę. Na progu jego mieszkania stał nie kto inny tylko...

— Alec? – Logan nie dowierzał

— Logan – zielonooki uśmiechnął się kpiąco

— Alec – zdawało sie, że nadal nie był pewien jego obecności tutaj

— Logan. – Aleca zaczynało to bawić

— Alec

— Liz? – głos Aleca momentalnie zmienił barwę, gdy pojawiła się w przedpokoju

* * *

Stali wciąż naprzeciwko siebie, mimo że Logan uciekł jakieś pięć minut temu, by zostawić ich sam na sam. Nie wiedział, że coś ich łączyło, ale nie trudno było to odgadnąć. Napiecie między nimi aż iskrzyło.

Malachitowe tęczówki wtapiały się w jej postać, przesyłając impulsy przez każdą komórkę jej ciała i przyspieszając bicie serca. Czuła jak słabnie. Ale nie fizycznie, ciało wciąż stało nieruchomo. Wciąz czuła na policzkach piekące ślady łez. A teraz posmak poranka wracał wrazem z jego spojrzeniem.

Alec nie odrywał od niej wzroku. Przez dłuższą chwilę nie mógł uwierzyć, że to naprawdę ona. Przecież H. mówiła... Nie ważne co mówiła. Liczyło się tylko to, że Liz stała kilka kroków dalej i spoglądała na niego szklistym wzrokiem.

Żadne z nich nie było przygotowane na taką sytuację. Przeciwnie, od rana uczyli się żyć z myślą, że już się nigdy nie zobaczą. Alec wbił dłonie w kieszenie kurtki, napinając całe ciało. Nie przeczuwał nawet, że to będzie tak...

przyjemne

A było niesamowicie przyjemne widzieć jej postać, czuć jej obecność. Nawet teraz jej skóra pachniała drzewkiem sandałowym. Zmierzył ponownie cała drobną postać. Wisiorek nie umknął jego uwadze. Lekko się uśmiechnął.

— Widzę, że go nosisz.
Uniosła na niego wzrok i lekko się rozpromieniła. Słowa jednak rozrzedzały powietrze i uspokajały ją. A może to po prostu jego głos koił nerwy?

Wykonała ten drobny, zmysłowy ruch, który zawsze przyciągał jego uwagę – zwilżyła językiem usta. Po chwili z jej gardła wydobył się głos:

— Porozmawiamy?
Przytaknął bez słowa i poszedł za nią, nie mogąc wymazać z pamięci jej iskrzącego spojrzenia.

Usiedli na kanapie. Obok siebie. I... milczeli. Każde z nich wlepiało wzrok w inny punkt pomieszczenia, nie chcąc rozpocząc tej rozmowy. Powietrze znów gęstniało i dusiło ich. W końcu Alec westchnął, rozparł się wygodnie i tym swoim nonszalanckim tonem mruknął:

— Zawsze chciałem zrobić TO na tej kosztownej burżuazyjnej kanapie Logana.

Liz prychnęła, jak to bywało dawniej, gdy rzucał różne aluzje. Obróciła głowę i unosząc jedną brew, powiedziała nieco kpiącym tonem:

— Nie sądziłam, że Logan jest w twoim typie.
Alec wyszczerzył zęby i odpowiedział od razu:

— On nie. Jego kanapa owszem.
Kiedy brunetka pokręciła głową ni to z rozbawieniem ni z rezygnacją, pochylił się w jej stronę i zapytał hipnotyzującym głosem:

— Chciałabyś spróbować?

Ale uzyskał reakcję odwrotną do tej, której oczekiwał. Zamiast prychnięcia czy rumieńca, otrzymał tylko jedną łzę, której Liz nie mogła powstrzymać. Momentalnie wróciła świadomośc, że wszystko jest inaczej niż wcześniej, że sytuacja się skomplikowała.

Ocierając szybko policzek i obracając się prawie całkiem przodem do niego, zapytała zdławionym głosem:

— Dlaczego?
Alec jęknął i wstał. Chwilę wodziła wzrokiem za nim, gdy spacerował po pomieszczeniu niby to oglądając obrazy wiszące na ścianach. Po kilku minutach narastającej ciszy zatrzymał się i nie odrywając wzroku od barwnych plam na płótnie, powiedział:

— Bo chcesz wyjechać. Już od dawna.

Rozchyliła usta. Najprawdopodobniej chciała zaprzeczyć, ale on był szybszy. Podchodząc do niej i kucając tuż przed nią, dokończył swoje wyjaśnienie:

— Nie chcesz tu zostać i ja to wiem. Zostałaś tylko dlatego, że ja tu jestem. – kiedy usiłowała zaprotestować, błyskawicznie dodał – Słyszałem twoją rozmowę z Mac. Więc nie zaprzeczaj.
Kolejnych łez już nie potrafiła powstrzymać, chociaż chciała.

Tkwiąca w niej stara Liz, która tyle wycierpiała i nigdy nie płakała już dawno umarła. Teraz płakała nowa, prawdziwa Liz, której życie roztrzaskiwało się na kawałeczki. Owszem, pamiętała tę rozmowę z Max i to, co wtedy mówiła. On chyba jednak nie słyszał, że po prostu chciała być przy nim. Zostać dla niego, ale jeśli wyjechać to też z nim. Jęknęła.

— Liz – jej imię wibrowało, gdy je wypowiadał – Nie chcę żebyś wyjeżdżała. Ale jeśli ty tego chcesz, to ja nie mam zamiaru cię zatrzymywać. Nie mogę być powodem, dla którego miałabyś zmieniać swoje życie i marzenia.

Boże, dlaczego te słowa tylko bardziej wszystko utrudniały i pogłębiały ból?

— Chcesz zostać, zostań. Ale jeśli chcesz wyjechać, to zrób to jak najszybciej.
Jego dłonie ujęły jej twarz, a miękkie usta przycisnęły się do zwilżonych warg.

* * *

Hotaru przyspieszyła kroku. Nie miała zamiaru marnować ani jednej chwili więcej. Dopiero co udało jej się wyciągnąc z Biggsa wszystkie informacje jakie ledwo on sam zdobył od Aleca. Początkowo nie chciał jej nic powiedzieć, ciągle twierdząc, że to ich prywatna sprawa. Ale drobna blondyneczka miała swoje sposoby na niego.

Wystarczyło kilka słodkich uśmiechów, uważne spojrzenie kobaltowych oczy, a na koniec nieodparty argument – pocałunek.

Teraz, gdy miała wszystkie dane i cały obraz rozmowy Aleca i Liz przed oczami, gdy mniej więcej znała powody, tym bardziej nie mogła odpuścić. Za dużo wysiłku włożyła w to, by im to wszystko uświadomić by teraz móc im pozwolić to zniszczyć.

Weszła bez pukania do mieszkania Aleca. Zastała go w oczywistej, ulubionej pozycji – siedział na odrapanym blacie kuchennym. Jedyną zmianą było to, że zamiast mleka pił alkohol. H. nie znała się specjalnie na markach tego co pijał Alec, ale wiedziała, że musiało to być mocne.

Zielonooki zmierzył ją wzrokiem, ale nic nie powiedział. Blondynka skrzyżowała ramiona i powiedziała niby od niechcenia, ale z wyraźną irytacją:

— Nie chcę ci przerywać tej kontemplacji, ale za pół godziny wylatuje samolot – kiedy uniósł brew w pytaniu, dodała – Samolot z Liz na pokładzie.

Wstrzymał oddech i odstawił szklankę. Chwilę się zastanawiał nad tym co powinien zrobić, aż zsunął się z blatu i bez słowa wyszedł.

Hotaru pokręciła głową, po czym spokojnie wyszła na korytarz i wyjęła telefon. Wstukała z pamięci numer i czekała na sygnał, gdy po drugiej stronie odezwał sie ktoś, zaczęła drugi etap swojego przewrotnego planu.

— Liz – H. barwiła głos na rozdygotany i rozpaczliwy – Alec... Alec wyjeżdża! Za pół godziny odlatuje jego samolot.

* * *

Biegł szybciej niż to możliwe. Nie ważne było to, że ktoś może w nim rozpoznać mutanta. Napędzała go jedna tylko myśl. Liz może naprawdę wyjechać. Już na zawsze zniknąć z jego życia. Wszystko w nim pękało z każdym oddechem i kolejnym oddźwiękiem tej przerażającej myśli.

Nie biegł by ją zatrzymać. Jeśli tego chciała, chciała wyjechać, nie bezie jej zatrzymywał, nie będzie zmuszał do poświęceń. Ale musiał ją ten ostatni raz zobaczyć, pożegnać się.

Przepychał się między ludźmi, odtrącając ich na boki i nawet nie przepraszając. Ulepszony genetycznie wzrok przeszukiwał całe lotnisko, milimetr po milimetrze, ale nigdzie jej nie było, ani śladu drobnej brunetki.

Wzrok Aleca zatrzymał się na ogromnej szybie, przez którą było widać płytę lotniska i startujące samoloty. Podszedł już spokojnie jakby każdy krok zbliżał go do katastrofy.

Samolot startował.

Przyłożył rękę do szyby, obserwując oddalającą się maszynę. Zacisnął dłoń w pięść, uderzając w szklaną taflę i zaklinając pod nosem. Spóźnił się. I nie można już było tego cofnąć.

— Alec – jego imię wypowiedziane półszeptem zatrzymało czas

* * *

Kiedy słowa Hotaru wreszcie do niej dotarły, miała wrażenie, że cały świat wywraca się do góry nogami. Nie czekała na nic. Bez słowa wyjaśnienia wybiegła z mieszkania Logana, modląc się w duchu, by złapać jakąś taksówkę.

W drodze na lotnisko mamrotała pod nosem błagalne prośby, by zdążyć.

Przecież to ona miała wyjechać. Ona miała bez słowa pożegnania odejść.

— Nie chcę żebyś wyjeżdżała. Ale jeśli ty tego chcesz, to ja nie mam zamiaru cię zatrzymywać. Nie mogę być powodem, dla którego miałabyś zmieniać swoje życie i marzenia.

Ale był powodem. Tym razem upragnionym i jedynym powodem, dla którego chciała zostać bez względy na wszystko inne. Własnie dlatego, że zmienił jej życie.

Rozpaczliwie rozglądała się dokoła, nie mogąc go dostrzec w tłumie. Nie miała idealnego wzroku, który wychwytywał wszystkie szczegóły. Ale musiała go znaleźć, choćby miała zatrzymywać po drodze każdego i pytać czy go nie widzieli. A jesli odleciał, to wsiądzie w najbliższy samolot, kierujący się w tę samą stronę i bedzie go szukać.

Musiała mu powiedziec, że chce zostać. Dla niego. I że nic tej decyzji nie zmieni.

Szklisty wzrok prześlizgiwał się po kolejnych osobach, aż zatrzymał się przy ogromnej szybie. Miała wrażenie, że wszystko sie zatrzymuje i rozpływa we mgle. Widziała tylko jego.

— Alec – wypowiedziała półszeptem jego imię
To wystarczyło by się obrócił.

Malachitowe spojrzenie wbiło się w nią z niedowierzaniem, rozjaśniając się, gdy na jej ustach pojawił się uśmiech.

The End







Poprzednia część Wersja do druku