_liz

Shattered like a falling glass (3)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

III

Na linii ognia stała jednak dziewczyna.

Alec zmrużył oczy. Dlaczego do cholery stała w miejscu? Dlaczego nie uciekła?

Nie było czasu myśleć. Padł strzał. Szybciej niż to było możliwe, znalazł się tuż przy niej, używając swojej siły do zepchnięcia jej ciała z toru pocisku. Oboje runęli na ziemię.

Uniósł głowę, obserwując jak Max dopada faceta z bronią i masakruje mu twarz. Chłodna ulga przetoczyła się przez jego żyły, przywracając spokój w organizmie. Już miał wstać, kiedy na chwilę jego spojrzenie padło na twarz dziewczyny leżącej pod nim.

Dziwne.

Setki ciepłych igiełek wbiły się w jego ciało i umysł. Myśli krążyły wokół przyjemnego mrowienia w całym jego organizmie. Ciało szybko reagowało na niezwykle ciemne oczy dziewczyny i na kusząco rozchylone usta. Miał ogromną ochotę przycisnąć ją mocniej do podłoża i poczuć jak drży.

Może by to zrobił, gdyby tylko wiedział jak skołowana była w tym momencie Liz. I nie dotyczyło to bynajmniej otarcia się o śmierć. Ponownie jej nerwy drgały od naporu gorącego falowania wewnątrz niej. Coś w przerażająco miły sposób na nią oddziaływało, wypełniając ją uczuciem lekkości. Serce gwałtownie przyspieszyło. W całym swoim życiu tylko w dwóch sytuacjach tak reagowała – gdy widziała Brada Pitta lub Maxa. Wbiła więc wzrok w twarz winowajcy.

I nic.

Widziała go pierwszy raz w życiu i nie było w tym wątpliwości. Ani Brad ani Max. Mimo to musiała wstrzymać oddech, dostrzegając błysk w jego oczach. Czy można pragnąć zupełnie obcej osoby?

Idziemy – nad jej głową przemieściło się miękkie syknięcie

Wstał jak na komendę. Liz przez chwilę leżała, mrugając mechanicznie i zastanawiając, co właściwie się stało. Niepewnie uniosła ciało do siadu, spoglądając na dwie postacie wychodzące z dworca. Z oddali dobiegał odgłos policyjnych syren.

Musiała szybko się stąd ulotnić, by uniknąć niepotrzebnych pytań.

Rzuciła ostatnie spojrzenie na martwe ciała leżące na szarej posadzce. Krew mieszała się z brudem. Znajomy widok.

* * *

Zatrzymali się pod budynkiem. Max zeskoczyła z motoru i weszła do środka. Nie ma to jak przekazywanie złych wiadomości Loganowi. Nie chodziło nawet o fakt, że się go zawiodło. Po prostu lubił w takich momentach mówić o powadze swojej misji i nadchodzącej katastrofie.

Alec jęknął. Każde niepowodzenie Logan traktował jako kolejny krok do apokalipsy. Biblijny koniec świata raczej ich nie czekał. A jeśli chodzi o upadek ludzkości, to już dawno mieli to za sobą. On nie miał zamiaru nabawić się wrzodów żołądka tylko dlatego, że inni nie umieli docenić tego co mają, a własne życie sprzedawali politycznym zagrywkom.

— Hej – niezwykle miękki i seksowny głos ściągnął na siebie uwagę chłopaka
Uważnie zmierzył wzrokiem całą postać, od stóp aż po głowę. Jasnowłosa dziewczyna o niezwykle niebieskich oczach przyglądała się mu.

— Masz fajny... – urwała i przesunęła powoli spojrzenie po jego twarzy – ...motor.
Lewy kącik jego ust uniósł się do góry w aroganckim uśmieszku.

— Masz ochotę... – zaczął podobnym tonem co dziewczyna – ...pojeździć?

* * *

Zdążyła wsiąść do taksówki, gdy z ciemnego nieba zaczęły spadać zimne krople deszczu. Kiedy kierowca zapytał, gdzie ma jechać, odpowiedziała, że do jakiegoś motelu.

Motel.

Kiedyś wzdrygnęłaby się na myśl o spędzaniu nawet jednej nocy w takim miejscu. Ale nie miała tu mieszkania ani znajomych, u których mogłaby się zatrzymać. Musiała się przełamać i wytrzymać. To też była forma próby samej siebie.

Dawna Liz Parker sypiała w ciepłym, bezpiecznym łóżku. Nowa Liz może spać na twardym, motelowym materacu.

Mijali kolejne poste, bezbarwne ulice. Nawet hydranty budziły odrazę i strach. Może to jednak nie było najlepsze miejsce na rozpoczynanie wszystkiego od nowa? Co ją tu pchnęło?

Z ponaddźwiękową prędkością wróciły kwaśne wspomnienia bólu, który ciągnął się za nią od ponad roku. To chyba stanowiło wystarczającą motywację, bo od razu łagodniej spoglądała na zimne miasto. Ciekawe co by pomyślał sobie Max, gdyby tylko wiedział gdzie ona jest? Gdyby widział co się stało na dworcu, gdyby zobaczył jak wygląda Seattle. Nie mogła sobie wyobrazić jego miny na wieść o tym, że będzie spała w jakimś motelu. Sama.

Na jej ustach pojawił się nikły uśmiech rozbawienia, gdy nakreśliła w wyobraźni miny ich wszystkich. Maria by zapewne dostała hiperwentylacji, a Kyle ataku śmiechu. A Max... zaskakująco nie obchodziło jej, co on by pomyślał.

Ale tak miało być. Niech Max się martwi o jej stan fizyczny, a ona sama zadba o swoją psychikę.

Taksówka zatrzymała się przed niskim, burym budynkiem. Oto miejsce, z którego miała zacząć tworzyć nowy dom.

c.d.n.



Poprzednia część Wersja do druku Następna część