Kath7 - tłum. Milla

Burn For Me (5)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

CZĘŚĆ 5


Łapie okazję. Wie, że to nie jest bezpieczne, ale trudno jej uwierzyć, żeby młoda para jadąca Hondą Civic była bardziej niebezpieczna od Pierca. Nawet jego nazwisko sugeruje co on jej zrobi jeśli ją znajdzie.

Dziewczyna siedząca na miejscu pasażera odwraca głowę, po czym obraca całe ciało, by móc na nią patrzeć. "Jesteś z Roswell?" pyta. "Wyglądasz znajomo."

"Nie," odpowiada krótko. Nie chce się przyznać, że nie wie skąd jest. "Czy tutaj właśnie jesteśmy?"

Dziewczyna spogląda na swojego chłopaka, krzywiąc się nieznacznie, po czym odpowiada, "Blisko."

"Jestem z Albuquerque," mówi szybko. Wie, że Roswell jest w Nowym Meksyku i że słynie z kosmitów. Wie też, że Albuquerque jest najbliższym dużym miastem i że to będzie najlepsze miejsce, żeby się na jakiś czas zgubić. Jakim cudem wie to wszystko, skoro nie zna nawet własnego imienia, na to pytanie ciągle nie zna odpowiedzi.

Oczywiście to jest następne pytanie, jakie pada z ust dziewczyny. A przynajmniej pojawia się sugestia, że powinna podać swoje imię, kiedy dziewczyna się przedstawia. "Jestem Lisa, a to jest Jake."

Przełyka ślinę rozpaczliwie przeszukując swój umysł. Dlaczego nie może sobie przypomnieć? W końcu decyduje się na najbardziej nieszkodliwe imię jakie przychodzi jej na myśl. "Jestem Beth."

I od tego momentu tym się staje. W schronisku dla kobiet w którym spędza swoją pierwszą noc, a gdzie skierowano ją ze schroniska dla bezdomnych, dodaje do tego jeszcze Perkins. Kłamie, żeby ją przyjęli, mówiąc, że ma osiemnaście lat i że ucieka od chłopaka, który się nad nią znęcał. Nie ma do końca poczucia, że to nie jest prawda. Może mieć osiemnaście lat. Nie ma pojęcia ile ma lat. I wierzą, że ktoś się nad nią znęcał, biorąc pod uwagę jak wygląda kiedy się tam zjawia. Gdzieś w głębi, wie jednak, że nie jest ofiarą żadnego chłopaka, jeśli pozwoli by ją znaleziono, jej los będzie nawet gorszy. W jakiś sposób rozumie, że jej życie zależy od pozostania w ukryciu dopóki nie znajdzie sposobu na wydostanie się z tego stanu. Musi oddalić się od Pierce'a tak daleko, jak tylko może.

Potrzebuje pieniędzy. Schronisko załatwia jej pracę na uniwersytecie. Pracuje porządkując akta na tyłach biura do spraw studentów. Jej współpracownicy rozumieją, że nie mogą nikomu podać jej nazwiska, nie żeby ktoś znał Beth Perkins. Trzyma się na uboczu zarówno w schronisku, jak i w pracy. Nie sądzi by podejrzewali, że ona nie ma pojęcia kim jest. To ważne. Musi pozostać nieznana dopóki nie znajdzie sposobu, by wydostać się z miasta. Dziewczyna bez pamięci na pewno nie pozostałaby długo anonimowa.

W ciągu miesiąca ma dość pieniędzy, by kupić bilet do jakiegoś odległego miejsca. Decyduje się na Nowy Jork, bo pamięta, że zawsze chciała tam pojechać. To jest frustrujące. Dlaczego pamięta takie rzeczy? Dlaczego nie pamięta kim jest Pierce? Dlaczego nie pamięta, czego on od niej chce?

Wyrusza autobusem do Nowego Jorku w dwa miesiące po tym, jak obudziła się na brzegu rzeki. Nie pamięta kim jest, podejrzewa, że nigdy sobie nie przypomni i decyduje, że czas rozpocząć nowe życie.

Kiedy autobus przekracza granicę stanu, nie ogląda się za siebie na Nowy Meksyk.


* * *

"Max." Beth mówi to bez namysłu, podnosi się, prawda jest tak oczywista, nie może uwierzyć, że tyle zajęło jej zdanie sobie z tego sprawy. On jest tym jedynym. On jest tym, którego potrzebuje. Straciła pamięć, ale wie, że to prawda. On jest jedynym, który może jej pomóc. On jest jedynym, którego ona pragnie.

Musi go odnaleźć.

"Liz, pamiętasz go?"

"Nie," mówi cicho Beth. Widzi jak Isabel chwieje się lekko, jakby to było rozczarowanie, którego nie może znieść. Jakby myśl, że Beth nie pamięta Maxa, zabiła go na nowo. Ale Beth wie, że nic z tego nie ma znaczenia. Isabel też wkrótce to zrozumie. Kontynuuje pospiesznie, "Nie pamiętam go, ale nie muszę." Spogląda na Zana, wie, że jeśli dokończy, nieodwracalnie zmieni wszystko między nimi.

To zdaje się jeszcze bardziej poruszać Isabel. "Ponieważ go zastąpiłaś?" pyta gwałtownie, ruszając się do przodu niemal groźnie. Beth się nie porusza, po prostu się jej przygląda. "On nie żyje, więc po prostu zastąpiłaś go innym modelem?"

"Isabel," mówi Alex, podchodząc do niej, ale Michael był szybszy. Siostra Maxa znów się załamuje, tym razem w ramionach sobowtóra Ratha.

"Ja..." Beth jest przytłoczona rozpaczą wyższej kobiety. Nie może już tego zrozumieć. Nie po tym, jak uświadomiła sobie, co wyrażały jej sny. Nie widziała, że przez pięć lat rozpaczała po bracie Isabel, ale teraz rozumie, że nie musi. Wie też, że nie musi go pamiętać, ponieważ nigdy go nie zapomniała. Nie naprawdę. W końcu, po prostu to z siebie wykrztusza, "On żyje."

Odwraca głowę, napotykając spojrzenie Zana. Patrzy na nią pusto, światło, które zawsze widziała w jego oczach, kiedy na nią patrzył, zgasło. "On żyje," szepcze. "On żyje i nie jest tobą."

* * *

Maria nalega, żeby Beth została z nią na noc w hotelu i Beth zgadza się z wdzięcznością. Czuje się bezpieczna z tą kobietą, smutno jej gdy uświadamia sobie, że nie czuje się już w ten sposób przy Zanie. Wie, że nie idąc z nim do domu, znowu ucieka od swoich problemów, ale zanim podejmie decyzję co do niego, musi wiedzieć kim jest. Musi wiedzieć co się z nią stało.

Chce też poznać prawdę o duplikatach. Wydaje się oczywiste, że kosmici z Roswell wiedzieli o czwórce z Nowego Jorku od lat, chociaż nikt o tym nie wspomina, ani nie wyjaśnia jak się dowiedzieli. Beth nie do końca rozumie to wszystko. Wie jacy samotni byli zawsze Zan, Ava, Lonnie i Rath. Dobrze by im zrobiło, gdyby znali innych, takich jak oni.

Ale potem przypomina sobie, że podejrzewa iż Zan również wiedział o Michaelu, Isabel i Tess przez cały czas. Że Zan utrzymał to w tajemnicy, bo być może wiedział, że ona należała do Roswell, a nie do niego.
Michael, ich generał, zdaje się również to podejrzewać, ponieważ nalega na towarzyszenie Zanowi podczas spotkania z innymi. Tess pójdzie z nim. Zan zgadza się na to bez kłótni, chociaż Beth wie, że on zdaje sobie sprawę iż oni go podejrzewają, że chcą więcej informacji co do tego, jak długo ją zna. Kyle też postanawia iść, ale Isabel i Alex zostaną z Marią i Beth. Siostra Maxa chce się dowiedzieć więcej o przeczuciu Beth, że Max żyje. Beth wyczuwa, że powód dla którego Alex zostaje jest dużo prostszy. On nie chce jej zostawić. Nie teraz, kiedy dopiero co ją odnaleźli. To wywołuje u niej poczucie wewnętrznego ciepła.

Przed opuszczeniem hotelu Zan prosi Beth o chwilę rozmowy na osobności. Pomimo faktu, że teraz wie iż myliła się ufając mu, coś w wyrazie jego twarzy powoduje, że nie może mu odmówić. Idzie z nim do holu.

"Nigdy nie wiedziałem na pewno," mówi cicho. "Przysięgam, że nie wiedziałem."

"Ale wiedziałeś o nich? Zobaczyłeś ich na ekranie podczas koncertu i wiedziałeś, że oni mnie rozpoznają." Co jest niemal tak samo złe. Bo ona zawsze mówiła mu, że czuje jakby znała go od zawsze. Powiedziała mu, że kiedy zobaczyła go po raz pierwszy niemal go rozpoznała. Musiał wiedzieć, świadomy istnienia duplikatów – świadomy istnienia Maxa – że to nie jego znała. Że nie był właściwą osobą. "Próbowałeś mnie przed nimi ukryć."

Nie odpowiada na ostatnie stwierdzenie, bo to oczywiste. Zamiast tego mówi, "Nasz opiekun powiedział nam o nich." Jego głos jest pełen goryczy. "Zanim odszedł."

"Czy sądzisz, że oni o was wiedzieli?"

"Biorąc po uwagę, że porzucił nas dla nich, myślę, że wiedzieli," odpowiada Zan. "Ich opiekun został zabity. Opieka nad nimi była dla niego awansem. Wyjechał tak szybko, że aż się za nim kurzyło."

"Awans?" Beth jest zmieszana. Zarówno przez istnienie duplikatów, jak i przez to, że jeden komplet może być ważniejszy od drugiego.

"Powiedział nam, że jeżeli coś im się stanie, zajmiemy ich miejsce. Ale że jego praca polegała na tym, by zadbać, że to nigdy nie będzie konieczne, ponieważ my jesteśmy wybrakowani." Szczęka Zan jest mocno zaciśnięta. Widzi, że odrzucenie przez ich opiekuna wciąż go boli. Bo przecież powodem, dla którego czegokolwiek im brakowało, było to, że ich opiekun wcale się nimi nie 'opiekował', ale pozostawił ich samych sobie. Czuje żal, gdy przypomina sobie swoje pierwsze spotkanie z Avą... i Zanem. Odpycha od siebie te myśli, bo teraz nie czas na sympatię.

Choć raz musi pomyśleć o sobie.

Wraca do swoich pytań. "Zająć ich miejsce?" pyta. "Zająć jego miejsce przy mnie? Dlaczego?"

"Nie, nie przy tobie." Patrzy na podłogę. "Ja nie... to znaczy, miałem nadzieję, że to nie tak." przełyka ślinę z trudnością i Beth czuje jak jej serce mimo woli wyrywa się do niego. Wie, że on ją kocha. Zawsze to wiedziała. I ona też go kocha. Oczywiście, że tak. Żyła z nim przez dwa lata.

Ale ciągle nie może wrócić z nim dzisiaj do domu. Ani nie może powiedzieć nic, by uspokoić jego obawy.

"Oni mają Granilith," dodaje Zan, próbując chyba zmienić temat. Jakoś oboje są świadomi faktu, że dopóki ona nie pozna całej prawdy co do tego, kim był dla niej jego duplikat, Max, nie mogą rozmawiać o ich związku.

"Co to w ogóle znaczy?" pyta Beth. Podsłuchała Zana, Lonnie i Ratha dyskutujących o Granilithcie, ale nigdy jej tego nie wyjaśnili.

"To znaczy, że on był prawdziwym królem," mówi gwałtownie Zan. "To znaczy, że ja jestem tylko substytutem czekającym na ławce rezerwowych na wypadek gdyby jemu coś się stało. To dlatego Langley wyjechał. Chciał oryginału, nie kopii."

Beth decyduje się zignorować sugestię, że on myśli iż ona musi czuć tak samo, teraz kiedy wie o istnieniu tego drugiego. Nie pozwala, żeby on sprawił by czuła się winna. Nie może czuć się winna – nie za to, że jest sobą. Nie wie nic o Liz Parker, ale wie, że chce się dowiedzieć. I ma do tego wszelkie prawo.

"Wiedziałeś, że oni wierzą w jego śmierć?" pyta Beth. "Czy nie ma jakiegoś sposobu byś wiedział? To znaczy, jeśli jesteś tu by go zastąpić, nie powinno być jakiegoś sygnału pomiędzy wami wszystkimi? Albo przynajmniej pomiędzy tobą, a nim?"

"Tak by się wydawało," mruczy głucho Zan. Po czym spogląda w górę. "Jakim cudem jesteś taka pewna, że tak nie jest? No wiesz, że on nie jest martwy," pyta.

"On nie jest martwy," odpowiada Beth. "Wiesz, że nie jest. Wiedziałeś przez cały czas i nie zrobiłeś nic by pomóc mi go odnaleźć." Te słowa wymykają jej się zanim może je powstrzymać. Widzi jak go przeszywają, niczym sztylety, którymi wie, że chciała by były. Momentalnie żałuje, ale nie może tego cofnąć.

Nie może zmienić faktu, że zawsze czuła iż on jest zły. Nie może zmienić tego, że on zawsze o tym wiedział. Nie może zmienić tego, że teraz oboje myślą, że wiedzą dlaczego tak było.

Nie może zmienić tego, że to co się stało, zmieniło wszystko.

"Nie wiedziałem na pewno," odpowiada Zan, jego głos jest spokojny. Nie jest na nią zły. Jest dobry. Wie, że wcale tak nie myślała. Wie też, że nie ma już powrotu. Nie teraz. Więc robi krok naprzód i mówi to, czego powiedzenia oboje starali się uniknąć. "Przysięgam, nie wiedziałem, że ty i on byliście..." nie kończy, zupełnie jakby nagle stracił odwagę i nie mógł przyjąć do wiadomości tego co musiało być.

"Ja też nie wiem," przypomina mu Beth. Wskazuje ręką za siebie. "Tego właśnie chcę się tu dowiedzieć."
Przez długi moment patrzą sobie w oczy. W końcu on się odzywa, "Wiesz."

Po czym odwraca się na pięcie i odchodzi.




Poprzednia część Wersja do druku Następna część