Kath7 - tłum. Milla

Burn For Me (3)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

CZĘŚĆ 3


Budząc się czuje światło padające na jej twarz. Ból głowy jest nie do zniesienia. Podnosi dłoń do czoła, a kiedy ją odsuwa widzi, że jest pokryta krwią. Przygląda się temu nie rozumiejąc.

Skąd się tu wzięła?

Mimo żaru południowego słońca, zaczyna się trząść. Dopiero wtedy zdaje sobie sprawę, że leży w kałuży wody. Podnosi się do pozycji siedzącej z jękiem, jej głowa boli jeszcze bardziej niż wcześniej.

Z trudem rozgląda się dookoła, patrzy na otaczające ją drzewa, nieznacznie marszczy czoło. Gdzie ona jest? Słyszy wodę płynącą gdzieś niedaleko. Z trudem udaje jej się wstać i zdaje sobie sprawę, że znajduje się na brzegu rzeki. Jednak nie pobudza to jej pamięci. Nie pamięta tej rzeki, ani też dlaczego się tu znalazła.

Próbuje znaleźć w umyśle jakieś wyjaśnienie. Dopiero w tym momencie uświadamia sobie, że ma w głowie pustkę. Wie tylko, że jest mokra, burczy jej w brzuchu, czuje spaleniznę i słyszy świergot ptaka w pobliskiej kępie trawy. Wie, i to z absolutną pewnością, że to wróbel. Pamięta, że w szóstej klasie była na wycieczce szkolnej podczas której obserwowali ptaki i że jej nauczyciel uwielbiał rozpoznawać patki po ich odgłosach.

Jak może to pamiętać, skoro nie jest w stanie przypomnieć sobie nawet własnego imienia.


* * *

Beth wzdycha ciężko wkładając klucz do zamka by otworzyć drzwi mieszkania, które dzieli z Zanem. Wie, że on pracuje dziś wieczorem i że przez jakiś czas będzie miała mieszkanie tylko dla siebie. Jest z tego zadowolona. Wprawdzie bardzo go kocha, ale jest zmęczona i potrzebuje trochę czasu dla siebie. Specjalnie odczekała trochę ze swoim powrotem, żeby zdążył wyjść. Nie może znieść troski, którą on ostatnio wręcz nieustannie jej okazuje.

Sama wystarczająco się martwi. Ostatnie czego jej w tej chwili potrzeba to nieustanne uspokajanie Zana. Przed otworzeniem drzwi pozwala sobie, by na chwile oprzeć czoło o futrynę. Czuje drewno ocierające się o jej skórę i wie, że to jest prawdziwe.

Na samym początku, jej pięć zmysłów ocaliło ją. Ciągle coś wiedziała. Pamiętała zapach pizzy, była pewna że lubi słuchać muzyki, była też przekonana że smak Tabasco przyprawia ją o mdłości, pamiętała że widok gwiazd na nocnym niebie jest magiczny, wiedziała jak to jest gdy czyjeś palce z czułością gładzą twoją dłoń.

Nawet teraz kiedy jest zaniepokojona, to jej pięć zmysłów daje jej odrobinę bezpieczeństwa. Sięga do otaczającego ją świata i koncentruje się na tym, co jest, a nie na tym co było.

Dlaczego? Dlaczego teraz? Dlaczego sny znów się zaczęły?

Kiedyś miała je nieustannie. Kiedy poznała Zana – kiedy się w nim zakochała – sny stopniowo zaniknęły, gdy zaczęła czuć się bezpiecznie i gdy zyskała przeświadczenie, że mimo wszystko na świecie jest dla niej miejsce.

On był pierwszą osobą, którą sobie przypomniała. Chociaż to wcale nie było wspomnienie, prawda? Bo przecież oni nigdy się nie spotkali. Nie wcześniej. Wyśniła go sobie. A przynajmniej on jej tak mówi.

A jednak wydaje jej się, że to nie może być prawda. Że jej sny wcale nie są wspomnieniami, tylko przepowiednią tragedii, która ma się wydarzyć.

Musi wiedzieć. Musi wiedzieć, co było wcześniej.

Przedtem. Przedtem i Potem. Potem.

Nie ma "pomiędzy".

Tylko przed wypadkiem. I po. Tylko przed Zanem i po.

Ona żyje w 'po'. Chce przestać tęsknić za 'przedtem'.

Skoro same nie jest w stanie przypomnieć sobie 'przedtem', to zaakceptuje pomoc. Teraz nie ma wyboru.

Dziś wieczorem. Dziś wieczorem w końcu wykorzeni 'przedtem'. Jest zdeterminowana. To się musi skończyć. Nie może dłużej pozwalać na tą niepewność; nie może dłużej ranić Zana.

Musi wiedzieć.

Musi się dowiedzieć dlaczego, mimo że już go znalazła, wciąż śni o odnalezieniu go?

Teraz pójdzie spać. Będzie spała, a Lonnie przyjdzie i dowie się.

I kiedy Zan wróci, to będzie już skończone. Lonnie pomoże i wreszcie ona będzie w stanie żyć w 'potem'.

* * *

Tak się nie stanie.

Kiedy wchodzi do mieszkania, nie może zadzwonić do Lonnie, ponieważ Zan jest w domu. Nie poszedł do pracy. Beth wpatruje się w niego niepewnie. Dlaczego akurat dzisiaj ze wszystkich dni zdecydował się wziąć zwolnienie? Czy on nie wie, że ona musi to zrobić sama?

Oczywiście, że nic nie wie. Skąd miałby wiedzieć? Nie powiedziała mu. Planowała sama zadzwonić do Lonnie bo nie chciała robić mu nadziei.

Ale nie dzisiaj. Jest za późno. Bo on ma niespodziankę. Wychodzą.

Nic nie może na to poradzić. Jest szczęśliwa. Ulżyło jej. Nie musi jeszcze rezygnować z 'przedtem'.

"Dokąd idziemy?" pyta, drocząc się z nim, próbuje wyciągnąć z niego informacje. Ale nic z tego.

"To niespodzianka," szepcze jej do ucha. "Idź się przebrać."

"Na luzie czy elegancko?" pyta, całując go delikatnie.

"Subtelna elegancja," odpowiada Zan, uśmiechając się. Beth odpowiada uśmiechem. To taki ich prywatny żart.

Kiedyś Zan i elegancja nie występowali w tym samym zdaniu. Zan i subtelna elegancja też by się nie wymieszały. Prawdę mówiąc on wciąż nosi się głównie na luzie. Nie jest już 'punkiem', jakim był dawniej, ale zawsze aż prosi się o golenie i czasami Beth chciałaby żeby obciął włosy trochę krócej. Ale to jest Zan i on wie co to jest subtelna elegancja. Nauczyła go tego, bo chciał się tego dla niej nauczyć. Jakim cudem wiedziała dość by go nauczyć, tego nie jest pewna, ale to jedna z rzeczy które ona po prostu wie. Od momentu kiedy się pierwszy raz spotkali, Beth wiedziała kim może stać się Zan.

A jednak ona zdaje sobie sprawę, że jakkolwiek on lubi siebie takim, jakim jest teraz, to nigdy tak zupełnie się nie zmieni. Zawsze będzie trochę szorstki na brzegach. Radzi sobie z tym, chociaż jest w tym coś, co wydaje się złe. Zupełnie tak, jak ubiegłej nocy, kiedy nie mogła pozwolić by pocieszył ją po koszmarze, zawsze jest coś dziwnego jeśli chodzi o Zana.

Beth wpatruje się w lustro nad toaletką i krzywi się odrobinę.

Jest złą osobą, nawet myśląc w ten sposób. On ją kocha. Ona wie, że też go kocha. On jest dosłownie mężczyzną z jej snów. To dlatego zdecydowała się wreszcie zwrócić z tym o pomoc do Lonnie. Nie może dłużej znieść życia z tym poczuciem, że coś jest złe. Wie, że kiedy 'przedtem' zniknie, wszystko będzie dobrze.

Jadą jego motocyklem już dłuższy czas, zanim ona zaczyna podejrzewać dokąd zmierzają. Uświadamia sobie, że nie miała szans by być dzisiaj sama, on planował to od tygodni. Bo bilety na ten koncert zostały wyprzedane, tego samego dnia, kiedy zaczęto sprzedaż.

Zabiera ją by zobaczyć jej ulubioną piosenkarkę. Tą, której głos porusza jej duszę, w sposób jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyła. Nowa gwiazda, której najnowszy hit jest na szczytach list przebojów, ale która w odczuciu Beth śpiewa tylko dla niej.

To takie do niego podobne. Od tamtego dnia, kiedy to uratował ją dwa lata temu, on poświęca swoje życie na urzeczywistnianie jej marzeń. Ava powiedziała jej kiedyś, że on zawsze na nią czekał, że oni wszyscy o tym wiedzieli i że odczuli ulgę, kiedy wreszcie ją znalazł. Powiedziała, że wiedzieli iż to ona jest tą jedyną, ponieważ Zan zmienił się całkowicie, kiedy tylko ją spotkał.

Przed Beth był posępny, kapryśny, nie mógł sobie znaleźć miejsca, ale przede wszystkim bał się. Zawsze się bał. Bał się, że ona nie istnieje. Teraz jest zadowolony i spokojny. Oni wszyscy są szczęśliwsi odkąd ona się pojawiła, ponieważ pomogła Zanowi stać się mężczyzną, którym miał być.

A przynajmniej tak mówi Ava. Beth zastanawia się czasami, czy Ava naprawdę w to wierzy. Widzi sposób, w jaki Ava patrzy na niego, miłość która błyszczy w jej niebieskich oczach dla mężczyzny, którego nazywa 'bratem'. Nie jest siostrzana, ta miłość, nie jest taka jak ta, która jest między Lonnie i Zanem.

Ale dzisiejszy wieczór nie dotyczy Avy, więc przestaje o niej myśleć. Dzisiejszy wieczór to Zan i to co dla niej zrobił. Nie tylko koncert, ale wszystko. Dał jej dom; dał jej miłość. Może mu się przynajmniej odwdzięczyć pokazując, ile on dla niej znaczy. Opiera głowę o jego plecy i ciaśniej oplata go ramionami.

Zanowi udaje się wcisnąć swój motor na parkingu, w pobliżu wejścia do Garden. W powietrzu unosi się podekscytowanie. Beth czuje jak przenika ją ta atmosfera. Zupełnie jakby cały świat czekał. Śmieje się sama z siebie, że czuje się tak podniecona z powodu koncertu. Może to dlatego, że to wydaje się nowe. Podejrzewa, że była wcześniej na koncertach, ale nie pamięta. W 'potem' to jest jej pierwszy raz.

Zan również nie może się doczekać. Czuje jego nieznaczne drżenie, kiedy bierze ją za rękę i zaczyna ciągnąć przez tłum, w kierunku wejścia. Beth czuje jak zalewają ją uczucia do niego. On nie lubi takiej muzyki jak ona. Jest podekscytowany ze względu na nią. To dlatego kupił bilety, mimo że naprawdę nie mogą sobie na nie pozwolić. Wiedział ile to będzie dla niej znaczyło. Ile to dla niej znaczy.

Mają dobre miejsca. Są blisko sceny, ale powyżej parkietu pod sceną. Dobrze ją zna, wie, że nie chciałaby być pośród ludzi którzy się tam tłoczą. Z tego samego powodu wziął ją za rękę na zewnątrz. Beth nie radzi sobie zbyt dobrze w dużych grupach ludzi. Nigdy nie podzieliła się swoim strachem, że będzie się musiała zmierzyć z przeszłością – że w tłumie, ktoś kto ją zna, może się nagle pojawić i sprowadzić rzeczywistość, zanim będzie na to gotowa. Ale on ją zawsze rozumiał.

On, oczywiście, nie wie, że ona jest w końcu gotowa. A przynajmniej, że chce się uporać z 'przedtem', żeby mogli przejść do 'potem', bez prześladującego strachu, że to nie może trwać.

Kiedy gasną światła, Zan obejmuje ją ramieniem. Beth wtula się jeszcze bardziej w jego dającą poczucie bezpieczeństwa obecność, zamyka na moment oczy czekając aż pojawi się jej idolka, by porwać ją czystością swego głosu i poruszającymi do głębi tekstami piosenek. Beth nie wie dlaczego te teksty tak bardzo do niej przemawiają, ale jest tak, jakby zostały napisane specjalnie dla niej.

Jest gotowa na ostatnią noc niewiedzy. Jutro 'przedtem' nie będzie dłużej tajemnicą. W końcu będzie wiedziała.

Później, patrząc wstecz, Beth zdała sobie sprawę, że to Zan pierwszy ich zauważył. Nie uświadamia sobie tego w tej chwili, ale to dlatego staje się spięty. Otwiera oczy i patrzy na niego z ciekawością, ale występ odciąga jej uwagę. Punktowe strumienie światła prześlizgują się po scenie, po czym przeskakują na widownię. Podąża za nimi kamera, twarze widzów oświetlone reflektorami wyświetlane są na gigantycznym ekranie, znajdującym się na tyłach sceny.

I wtedy to się staje. Reflektor przesuwa się przez sektor, w którym siedzą. Na krótki moment światło zatrzymuje się dokładnie na nich. Beth zamyka oczy pod wpływem rażącego światła, ale nie może powstrzymać uśmiechu. Zupełnie jakby od zawsze siedziała w ciemności i to światło sprawiło że czuje się jakby została wyciągnięta w promienie słońca.

Kiedy światło się przesuwa, Beth zdaje sobie sprawę, że naprawdę jest ciągnięta do pozycji stojącej. Zan trzyma ją mocno za ramię. Wręcz sprawia jej ból, kiedy ciągnie ją wzdłuż sąsiednich miejsc i na schody wiodące do wyjścia.

"Zan!" Nie rozumie. Co się stało? Koncert dopiero się zaczyna. Przegapią występ Marii. Właśnie w tej chwili słyszy wiwaty tłumu, kiedy to piosenkarka pojawia się na scenie i natychmiast zaczyna swój najnowszy hit.

Jak zawsze poruszające słowa urzekają Beth. Wyrywa się Zanowi, odwraca na schodach i patrzy na wielką gwiazdę Marię DeLuca, która w rzeczywistości jest nawet bardziej zjawiskowa i piękna niż to się wydaje na okładce jej płyty i teledyskach. Piosenkarka stoi sama pośrodku gigantycznej sceny, oświetlona przez pojedynczy strumień światła.


Gone, but not forgotten,
You left us alone.
You were the best of us, always.
Your loss still hurts to the bone.

We know you're gone forever,
But we'll see you again someday.
Even though it cannot happen in this world,
We still wish it could and pray.



Beth czuje jak łamie jej się serce, jak zawsze gdy słyszy Gone. Zamarła na stopniach. Zan ciągle ciągnie jej ramię, ale mu się wyrywa, bierze dwa kroki w kierunku sceny, cała jej uwaga jest skupiona na piosenkarce.

Na żywo ta piosenka jest dużo bardziej wstrząsająca. Jest niemal żywa, przebija się przez Beth, powodując że uginają się pod nią kolana, więc po prostu siada na schodach.

Oczywiście zna historię skrywającą się za tą piosenką. Wszyscy ją znają. Wielokrotnie widziała wywiady Marii dotyczące tej piosenki, wie, że jest dedykowana dwójce przyjaciół, którzy zginęli w wypadku samochodowym w szkole średniej. Ofiarami byli najlepsza przyjaciółka Marii i jej chłopak. Strata ukazana przez piosenkarkę przebiła się do duszy Beth, kiedy po raz pierwszy usłyszała tą piosenkę. Ona również poznała stratę, choć w innym sensie. Ona straciła wszystko co istniało przed wypadkiem, tak jak Maria straciła swoich przyjaciół. Piosenkarka wyraża wewnętrzną rozpacz Beth, w sposób jakiego Beth nigdy nie była w stanie do końca zrozumieć.

Piosenka jest również o nadziei. O toczącym się dalej życiu. To śmierć przyjaciół skłoniła Marię do zajęcia się jej muzyczną karierą, zrozumiała że życie jest krótkie. Że trzeba je przeżyć. To ta piosenka, jeszcze zanim stała się hitem, skłoniła Beth to zaryzykowania z Zanem. Po tym wszystkim co jej się przydarzyło, po tym jak tak długo była sama, znów była w stanie zaufać.

Czuje jak serce podchodzi jej do gardła, gdy piosenka trwa dalej.


We have survived without you,
In spite of all our pain.
We would give it all up to see you,
For even one instant in the rain.

You would not have wanted tears.
You would not have wanted grief.
You would be happy that we are living,
Because your lives were all too brief.



"Kochanie, proszę cię. Musimy iść."

Czuje delikatne ręce Zana trzymające jej łokcie, pomagające jej wstać. Pozwala mu wyprowadzić się na korytarz, zbyt osłabiona mocą tej piosenki by dłużej mu się opierać.

Później wie, że nie bez powodu była tak urzeczona. To był los, los dający im szansę przejścia przez tłum, los prowadzący ją z powrotem do nich.

W tej chwili tego nie wie. Wie tylko, że nagle mała grupka ludzi zagradza drogę jej i Zanowi, wszyscy oni się w nich wpatrują.

Przyglądając im się, Beth zdaje sobie sprawę, że wśród nich jest tróje, którzy nie powinni przyglądać się im jakby nigdy w życiu ich nie widzieli. Przecież zaledwie kilka godzin temu rozmawiała z Avą przez telefon. Ona, Lonnie i Rath wiedzieli, że wybierają się na ten koncert.

Dlaczego właściwie Rath i Lonnie są na koncercie Marii DeLuca? Nienawidzą tej piosenkarki, bezlitośnie dokuczają Beth za to, że jej słucha, dopóki Zan się nie wtrąci i nie każe im przestać.

Ale to nie Rath, ani Lonnie, ani Ava się odzywają. Robi to wysoki, ciemnowłosy młody człowiek. Występuje do przodu, wygląda jakby zobaczył ducha. Dopiero później zrozumiała, że tak właśnie było.

Wyciąga drżącą rękę i delikatnie dotyka jej twarzy. Wie, że powinna się cofnąć, że on jest zbyt bezpośredni, ale tego nie robi. Jest spokojna, nie czuje się zagrożona. Nagle rozumie dlaczego. Bo kiedy on się odzywa, jego głos lekko się załamuje. Wymawia jej imię i mówi jej wszystko, co musi wiedzieć.

Ten młody mężczyzna wie, kim ona naprawdę jest.

I nagle ona również to wie.

"Liz."















Poprzednia część Wersja do druku Następna część