Kath7 - tłum. Milla

Burn For Me (16)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

CZĘŚĆ 16


Robię dużo lepszą rzecz, niż kiedykolwiek zrobiłem, zmierzam ku dużo lepszemu odpoczynkowi, aniżeli kiedykolwiek zaznałem.

Charles Dickens – A Tale of Two Cities

* * *
Zan wychodzi na światło słoneczne, mocno trzymany za ramię przez agenta. Zostaje wepchnięty do zaparkowanego na podjeździe ciemnego samochodu. Za kierownicą jest drugi agent, który natychmiast rusza z piskiem opon, nie oglądając się nawet na tylnie siedzenie.

Trzeci agent siedzi obok Zana. Zan napotyka spojrzenie jego zimnych niebieskich oczu. Czuje dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa i zgaduje, że ten człowiek jest architektem nieszczęścia Maxa. To jest człowiek, który pięć lat wcześniej pozostawił Beth na śmierć; człowiek, który uważa najważniejszą osobę w życiu Zana za nieistotną w wielkim schemacie swojej chorej obsesji, za wyjątkiem użycia jej jako kolejnego narzędzia, którym torturuje swojego więźnia.

To jest Pierce i to jego Zan dzisiaj zabije.

Ale jeszcze nie teraz. Ponieważ samochód zatrzymuje się równie szybko, jak ruszył. Siedzący za kierownicą agent przeklina.

Pierce wychyla się do przodu, wyglądając przez przednią szybę. "Coś ty do diabła zrobił?" krzyczy na towarzysza.

"Ona pojawiła się z nikąd!" odpowiada drugi agent, sprawia wrażenie zszokowanego. Jest bardzo młody i w jego głosie słychać strach. W ciągu kilku sekund obaj agenci siedzący z przodu samochodu, wysiadają z samochodu.

Zan marszczy brwi. Nic nie widzi. Zrozumienie co się stało, nie zajmuje mu jednak dużo czasu. Zamyka na chwilę oczy i odchyla do tyłu głowę, opierając ją na siedzeniu.

Nie chce być zmuszonym do wyjaśnień. Jeszcze nie. To by było o wiele prostsze, gdyby nie musiał wyjaśniać.

Pierce patrzy się na niego zanim otwiera drzwi, by wysiąść z samochodu. "Zostań tu. Jeśli choćby drgniesz, wrócę tam i zabiję ich wszystkich. Nie testuj mnie ponownie Max."

Zan wzrusza ramionami. "Przecież oddałem się w wasze ręce, nie?"

To wydaje się satysfakcjonować Pierce'a, ponieważ wysiada. Chwilę później drzwi od strony kierowcy otwierają się i Ava wślizguje się za kierownicę.

"Bez obaw Zan. Wyciągnę cię stąd." Trzyma rękę na drążku skrzyni biegów.

"Nie," mówi stanowczo Zan. "Zostaję. Idź do domu Ava."

Dziewczyna odwraca głowę, wpatrując się w niego. "Zan to oni! Nie pozwolę ci tak po prostu z nimi odjechać!"

"Ava, idź do domu." Widzi jak łzy wypełniają jej wielkie błękitne oczy. Mówi łagodnym tonem głosu. "Avas, musisz iść do domu."

"Zan, nic z tego nie rozumiem! Dlaczego? Dlaczego to się dzieje?"

"Wiesz dlaczego Aves."

"Z powodu Beth?" pyta ostrożnie.

Zan przytakuje. "Musi tak być dziecino. Ona z nami nie przynależy."

"Zan nie mogę tego zrobić. Nie mogę tak po prostu pozwolić ci odejść," lamentuje. "Dlaczego? Dlaczego musisz ją kochać? Dlaczego to nie mogłam być ja?"

Wyciąga rękę i kładąc palce pod jej brodą, delikatnie odwraca jej głowę, tak, by móc spojrzeć jej w oczy. "Chciałbym, żeby tak było."

Uświadamia sobie, że mimo iż mówi to głownie po to, by ją uspokoić, w niewielkim stopni jest to prawda. Chciałby, żeby sprawy mogły być inaczej. Chciałby, żeby jego przeznaczenie nie zostało spisane wiele lat temu na innej planecie. Chciałby być królem i mieć Beth tylko dla siebie.

Chciałby kochać Avę, a nie Beth i chciałby nie zdawać sobie sprawy z tego, że zrobiłby wszystko, by dać szczęście tej, którą kocha.

Ponieważ gdyby to była Ava, mógłby żyć. Ale ponieważ tak nie jest, to tak właśnie musi być.

"Ava, musisz iść do domu. Powiedz Lonnie, żeby przyszła do mnie wieczorem. Potrzebuję jej pomocy, by przekonać Beth do zaakceptowania tego."

Ava zaciska wargi i odwraca wzrok. "Nie mogę tego zrobić Zan. Nie mogę cię tu zostawić. Langley nam powiedział. Powiedział nam co oni nam zrobią jeśli kiedykolwiek nas złapią."

"Ava możesz i zrobisz to. Jesteś silna." Jej broda unosi się buntowniczo. "Ava nie zmuszaj mnie do tego." Wie, że jeśli wyda jej stanowczy rozkaz, ona zrobi to co jej każe, ale nie chce grać kartą króla. Nie teraz. Nie kiedy oboje wiedzą, że on nie jest tak naprawdę królem.

Przełyka. "Dlaczego Zan?" szepcze. "Nie chodzi tylko o Beth, prawda? Chodzi o niego. O Maxa."

Zan decyduje, że jeśli ona naprawdę chce wiedzieć, to jej powie. "Wiesz, to połączenie z Tess, które obudziło się kiedy ją spotkałaś?" Wie, że to prawda ponieważ widział wyraz jej twarzy, kiedy poznała swój oryginał.

"Tak?" przyznaje Ava. Jej oczy się rozszerzają. "Czujesz go?"

"Tak," odpowiada Zan. "Nawet silniej niż ty. Z powodu Beth. On dość już wycierpiał Aves. Zasługuje na to, by odzyskać swoje życie."

"Ale to niesprawiedliwe!" krzyczy Ava. "Zan, ty też zasługujesz by żyć!"

"Nie po to tu jesteśmy Aves," przypomina jej Zan. "Zawsze wiedzieliśmy, że nasze życie nie należy do nas. Nie tak naprawdę."

"Wiem," odpowiada słabo Ava.

"A teraz bądź dobrą dziewczynką i wracaj do Lonnie. Musze się z nią zobaczyć."

"Zan, to jej się nie spodoba. Ani Rathowi."

"Nie, ale zrozumieją. Tak, jak ty to rozumiesz Słodkości." Używa przezwiska, którego nie używał od bardzo dawna. Tak naprawdę, uświadamia sobie zawstydzony, to nie nazywał jej tak od czasu pojawienia się Beth w ich życiu.

"Ale pewnego dnia wrócisz, tak?" pyta Ava z desperacją. Już odwraca się, by wysiąść z samochodu. Wygrał. Wrodzone programowanie Avy, by robić to co jej się każe, przeważyło jej wolę ocalenia go.

"Wiesz o tym," odpowiada Zan. Ma nadzieję, że wybaczy mu to kłamstwo. Wie, że pewnego dnia to zrobi. Ma nadzieję, że pewnego dnia będzie kochała kogoś tak mocno, że zrozumie dlaczego on robi to, co robi. W końcu to jest część powodu. Żeby oni wszyscy byli bezpieczni i woli, by mogli przeżyć swoje życie na tej planecie. Żeby przynajmniej ich życia wreszcie należały do nich. "Wiesz, że wrócę."

"Dobrze." Przytakuje. "Dobrze Zan. Kocham cię."

"Ja też cię kocham Aves. Nie zapomnij o Lonnie. I nie kończ naginania ich umysłów dopóki nie będziesz dość daleko stąd. Nie mogą cię zobaczyć."

W końcu wysiada i kilka minut później Pierce i pozostali agenci wracają do samochodu. Wszyscy potrząsają głowami jakby właśnie się obudzili. Zan ma nadzieję, że Ava sprawiła by w ogóle nie pamiętali, że opuszczali pojazd. Prowadzący agent ponownie rusza i kiedy Pierce zaczyna mówić, Zan wie, że Ava tak właśnie zrobiła.

"Mam nadzieję, że pojąłeś swoją lekcję Max." Zan nie odpowiada, choć czuje jak krew się w nim gotuje na widok zarozumiałego uśmieszku agenta. "Cieszę się, że przyszedłeś dobrowolnie, zanim byliśmy zmuszeni zastosować środki, które byłyby nieprzyjemne dla twoich przyjaciół."

Zan odchrząka.

Pierce potrząsa głową. "Taki posępny. A ja byłem miły." Sięga w dół i wciąga walizkę na kolana. Zan stara się nie okazywać zaciekawienia, bo podejrzewa, że Pierce oczekuje, iż Max wie co oznacza czarna walizka. Pierce podnosi strzykawkę i spogląda na Zana znacząco.

Zan marszczy brwi, niepewny jak to rozegrać. "Nie potrzebujesz tego," mówi wreszcie. "Chciałem się tylko przekonać czy nic im nie jest. Nie odejdę ponownie."

Pierce wpatruje się w niego przez dłuższą chwilę zanim odkłada strzykawkę do walizki i zamyka ją z trzaskiem. "Dlaczego myślałeś, że tak nie jest? Zawsze byliśmy ze sobą szczerzy Max. Powiedziałem ci, że zostawię ich w spokoju dopóki będziesz współpracował. Czy kiedykolwiek zdradziłem twoje zaufanie?"

Zan patrzy na Pierce'a szeroko otwartymi oczami. Ten człowiek jest szalony. Pierce zdaje się rozumieć minę Zana, ponieważ po raz pierwszy maska znika i Zan widzi gniew płonący w oczach agenta.

Jego nienawiść jest naga i Zan wie, że postępuje słusznie. Bo ten człowiek nie może żyć. On nigdy nie zostawi Maxa Evansa w spokoju. Nigdy.

Bo nawet dla Pierce'a, to co zrobił Maxowi Evansowi w ciągu ostatnich pięciu lat, reprezentuje jak obłąkany on tak naprawdę jest. Zan rozumie, że Max i Pierce udawali, że Pierce wykonuje tylko swoją pracę, ale jest w tym dużo więcej.

Agent Pierce jest prawdziwym potworem w tym samochodzie, obaj o tym wiedzą i Zan, patrząc na niego w ten sposób, zmusza go do przyjęcia tego do wiadomości. Szybko spuszcza wzrok.

"Dlaczego teraz Max? Dlaczego mnie zdradziłeś? Po tym jak powstrzymałem ich przed eksperymentowaniem na tobie. Wszystko co zrobiłem było, żeby sprawić by było ci lepiej. Nawet mimo tego, że przez pięć lat nie dałeś mi nic poza kłopotami."

Zan wzrusza ramionami. "Powiem ci kiedy wrócimy."

Gniew Pierce'a znów jest osłonięty. Teraz wydaje się być zainteresowany. "Czy coś się stało?"

Zan ponownie wzrusza ramionami, zwraca wzrok na dwóch agentów siedzących na przodzie, po czym z powrotem na Pierce'a. Młody agent jest na pół odwrócony i uważnie ich obserwuje. Zan dostrzega podejrzliwość, ale rozpoznaje również strach w oczach młodego mężczyzny. On się mnie boi, myśli Zan, czując się dziwnie z tego powodu. Uświadamia sobie, że ewentualnie będzie mógł to wykorzystać.

Jednak w tej chwili odsuwa na bok tą myśl. Na razie musi zyskać zaufanie Pierce'a. Znacząco unosi brwi, patrząc na złego agenta.

"A więc znów w to gramy, tak?" pyta Pierce'a, jego głos staje się rozbawiony. "Powiesz tylko mnie?" Potrząsa głową. "Jesteś sprytny. Ale problem w tym Max, że nie sądzę byś miał mi coś jeszcze do powiedzenia. Myślę, że uciekłeś bo wiedziałeś, że właściwie już z tobą skończyłem."

Zan napotyka jego spojrzenie. "Nie wiesz gdzie spędziłem mój czas na wolności."

Nie wie dokładnie ile czasu minęło od ucieczki Maxa, ale wydaje mu się, że to było mniej więcej wtedy, kiedy powróciły koszmary Beth. Ma nadzieję, że Pierce zaakceptuje sugestię, że Max nie spędził ostatniego tygodnia ze swoimi przyjaciółmi – że raczej oni byli jego ostatnim przystankiem, po spędzeniu czasu gdzie indziej. Że może robił coś nie całkiem z tego świata.

"Może to dlatego odszedłem," powtarza. "Żeby sprawić, by utrzymanie mnie przy życiu, było dla ciebie opłacalne."

Pierce przeszywa go wzrokiem. "To głupie Max. Dlaczego chcesz żyć? Przez pięć lat chciałeś umrzeć."

Tym razem Zan wie dokładnie co powiedzieć. Bo przecież wie dokładnie dlaczego Max Evans ciągle żyje.

"Gdybym chciał umrzeć, byłbym martwy," odpowiada zwięźle.

Max Evans nie chciał umrzeć. Zan o tym wie. Max żył, żeby nurzać się w swoim poczuciu winy. Max czuł, że nie zasługuje na spokój, który przyniosłaby śmierć. Zan wie, że to jest powód dla którego Max myśli, że przeżył.

Zan wie, że jest inaczej.

Max przeżył ponieważ to był najlepszy sposób, by jego przyjaciele pozostali bezpieczni. Zajmując Pierce'a, utrzymując go skupionego na sobie, ochraniał ich.

Ale teraz wszystko się zmieniło. Ponieważ teraz śmierć Maxa ich ochroni.

Zan ma tylko nadzieję, że Pierce nie podejrzewa, że ten Max zamierza zabrać go ze sobą, kiedy odejdzie.

* * *

Jest w białej celi o miękkich ścianach i białym sufitem. Białe, białe, białe.

Wie, że ciągle są w mieście. Pierce planuje zatrzymać go tu przez noc, a potem wywieźć go gdzieś rano. Podsłuchał rozmawiających ze sobą agentów. Tutejsza jednostka jest zbyt ruchliwa, może być zbyt wiele pytań i tutaj Pierce nie ma odpowiednich "narzędzi" do przesłuchań.

Z jakiś powodów Pierce nie wydaje się obawiać, że znów ucieknie. Bo przecież sam się poddał. A może Pierce wyczuwa po prostu, że tym razem jest inaczej, że Max nigdzie się nie wybiera.

Oczekując na ostateczne starcie, Zan myślał o prawdziwym Maxie; o tym dlaczego jego oryginał wybrał akurat ten moment, by uciec. Wie, że ta decyzja bezpośrednio łączy się z Beth, że w jakiś sposób oryginał Zana wie teraz, że ona żyje. Dlaczego? Jak? Co przebiło się przez barierę w połączeniu Maxa i Beth; barierę spowodowaną utratą pamięci Beth i jej związkiem z Zanem? Co odbudowało ich więź?

Pomimo swojego ograniczonego wykształcenia, Zan nie jest głupi i w końcu prawda go uderza. Przywołał w pamięci wszystkie lekcje Langleya na temat więzi – o ich sile i ograniczeniach. Czuje jak zamiera mu oddech, kiedy przypomina sobie jedną rzecz, która wcześniej nie przyszła mu do głowy jako możliwość. Po prostu nie może uwierzyć, że tyle czasu zajęło mu zrozumienie tego. Jest tylko jedna odpowiedź. Absolutnie powinien był wiedzieć. Ale ponieważ on nigdy nie nawiązał połączenia z Beth – ponieważ Max był tam pierwszy – musiał użyć swojego umysłu do rozpracowania tego, zamiast zmysłów, które pozwoliłyby mu wiedzieć od razu.

W końcu rozumie dokładnie dlaczego robi to, co robi – dlaczego jego instynkt, by zająć miejsce Maxa był tak silny. Chodzi o coś więcej niż uczynienie Beth szczęśliwej, o więcej niż zajęcie miejsca Maxa w Białym Pokoju.

"Jesteście zastępstwem, duplikatami, planem awaryjnym. Nie macie przeznaczenia, chyba że ich przeznaczenie zostanie skompromitowane. Tylko wtedy zajmiecie ich miejsce."

Słowa Langleya znów do niego wróciły. Jest rezerwą. Zastępstwem. Max Evans został uszkodzony w Białym Pokoju i Zan wypełnił jego przeznaczenie za niego. Wypełnił swój obowiązek.

I teraz, aby zapewnić rezultat, umrze.

Chciałby móc porozmawiać z Maxem, tylko raz, żeby być pewnym, że to co pozostawia po sobie, zostanie zaakceptowane przez jego oryginał. Ale ostatecznie uświadamia sobie, że nie musi spotykać Maxa. Ponieważ wie co on by zrobił gdyby był na miejscu Maxa. Wie, co zrobił.

Przez trzy lata zachował najcenniejszą miłość Maxa bezpieczną. Wie, że Max zrobi dla niego to samo, kiedy już go nie będzie.

Łatwość z jaką zasypia tej nocy potwierdza, że robi właściwą rzecz. Nie boi się, ani nie ma wątpliwości. To jego przeznaczenie, jego droga i akceptuje ją tak, jak wie, że Max Evans zaakceptuje swoje, kiedy je spotka.

Kiedy Lonnie przychodzi do niego później tej nocy, mówi jej wszystko. Jego siostra szlocha, ale obiecuje, że utrzyma Beth z dala; że pozwoli by to, co ma się stać, stało się.

"Ale, Zan, jesteś tego pewny?" dopytuje Lonnie, zanim go zostawia. "Jeśli on jest uszkodzony... jak może ich chronić?"

"To go uleczy Lon. Tego właśnie mu potrzeba. On potrzebuje przyszłości do zbudowania, żeby mógł zapomnieć o przeszłości."

We śnie Lonnie bierze obie jego dłonie i napotyka jego spojrzenie. "Zan wiesz, że gdyby Beth wiedziała, to zostałaby z tobą. Nigdy by do niego nie wróciła gdyby wiedziała."

Zan wzdycha. "Może i o tym wiem, ale nie chcę jej w ten sposób Lonnie." Odwraca wzrok, by uniknąć penetrującego spojrzenia siostry. "Dodatkowo ona potrzebuje jego. To on może ją uleczyć."

"To niesprawiedliwe," mówi cicho Lonnie.

"Ale tak właśnie jest," odpowiada Zan.

Jego siostra nie mówi żegnaj. Wie, że ona nie może tego zrobić, więc jej o to nie prosi. Wie też, że nic jej nie będzie. Lonnie jest silna. Zrobi to, o co ją poprosił, bo zawsze dobrze się rozumieli, on i jego siostra. Ona wie, że on nie będzie w stanie żyć bez Beth, że nie może żyć, wiedząc że ona jest z innym.

Ostatecznie, to nie tak bardzo dotyczy przeznaczenia. Chodzi o to, jak jest. On kocha Beth. Ona nie kocha go w ten sam sposób i on może to zaakceptować, ale nie może z tym żyć. Ona mogła wybrać Maxa ponad nim, ale zawsze by to czuła. Poczucie winy uczyniłoby ją nieszczęśliwą. Nie chce tego dla niej. Ponieważ chce by jego miłość naprawdę coś znaczyła, da jej coś, czego sama nigdy by sobie nie wzięła.

Daje jej wolność.

Uświadamia sobie teraz, że pomimo swoich refleksji, iż jest inaczej, nie jest pchany do zrobienia tego, co zrobi. To całkowicie jego własny wybór. Lonnie zdaje sobie z tego sprawę nawet szybciej niż on i to dlatego akceptuje jego decyzję. Z tego też powodu nie będzie obwiniała Beth i to dlatego Lonnie będzie wspierać jego ukochaną, kiedy ta będzie tego potrzebować.

Jego rodzina pozostanie rodziną i będą bezpieczni, kiedy go nie będzie.

"Wstawaj Max."

Zan budzi się na podłodze, gdzie został zrzucony przez Pierce'a. "Dzień dobry, jaki ładny mamy dziś dzień," mruczy za oddalającą się sylwetką agenta.

Pierce zatrzymuje się gwałtownie. Zan krzywi się. Błąd? Czy Max nigdy nie stawiał się swoim oprawcom? Zan nie może w to uwierzyć.

Ale dlaczego Max miałby się opierać karze, na którą czuł, że zasłużył? Oczywiście nie robił tego i Zan popełnił błąd. Okazało się, że wcielenie się w swój oryginał jest trudniejsze, niż mu się wydawało.

"Proszę, proszę. Czyż nie jesteśmy dziś zadziorni?" mówi Pierce. Jest rozbawiony. Zan zaciska szczękę. Ledwo powstrzymuje się przed wprowadzeniem w życie swojego planu natychmiast.

Ten człowiek zasługuje na śmierć.

Ale jeszcze nie teraz. Nie tutaj. Nie w miejscu, gdzie Pierce mógłby zostać odratowany, gdyby wszystko nie poszło gładko. Zan wie, że wkrótce będą z powrotem w drodze; że ta baza nie jest ich ostatecznym celem.

Kiedy zostaje wepchnięty na tylnie siedzenie samochodu, myśli, że nie może sobie pozwolić, by rozgrywać to zbyt długo. Pierce'a staje się podejrzliwy. Czuje na sobie wzrok agenta, pełen zaciekawienia, oceniający. Ale chce być tak daleko od Nowego Jorku, jak to tylko możliwe, zanim wykona kolejny krok. Czuje, że w ten sposób wszyscy będą bezpieczniejsi. Chce by Jednostka Specjalna była daleko od jego rodziny i od oryginałów, żeby nie przyszło im do głowy, że tamci mogli mieć udział w tym, co zamierzał zrobić Pierce'owi.

Ale to nie jest jedyny powód. Nie jest zupełnie gotowy by umrzeć. Jeszcze nie. Jeszcze nie nadszedł czas.

Chce wiedzieć, że Max znalazł Beth. Chce wiedzieć, że to się stało zanim umrze.

Nie zastanawia się dlaczego jest pewien, że będzie wiedział, kiedy oni się odnajdą. Nad niczym już się nie zastanawia. Nie ma więcej czasu na zastanawianie. Jest świadomy tego, że resztę jego życia można zmierzyć godzinami. Nie boi się. A przynajmniej nie tego.

Jego jedyną obawą jest, że oni mogą się nie odnaleźć. Obawia się, że Beth może zostać sama.

To jednak nie jest rzeczywista obawa. Wie, co los ma w planach. Nie mógłby być ponownie tak okrutny. Nie chce uwierzyć, że to co robi – co wydaje się tak właściwe – może być na darmo.

Kilka godzin później, kiedy jadą przez niekończące się pola południowego Ohio, przepływa przez niego poczucie ulgi i spełnienia, i wie, że to się stało.

Po raz pierwszy czuje prawdziwe połączenie z Beth, kiedy jej połączenie z Maxem powraca do życia. To dzięki więzi ze swoim oryginałem przez moment rozumie co go ominęło. Przez chwilę doświadcza tego co istnieje między nimi. Przez chwilę opłakuje to, co mogło być jego.

Wyczuwa spokój, który napływa do nich obojga. Maxa i Beth.

Maxa i Liz.

Beth została odnaleziona. I przez chwilę wie, co to znaczy być tym, który ją znalazł. W tej jednej chwili, wreszcie, kiedy ona nie jest już Beth – kiedy ponownie stała się Liz Maxa – czuje dokładnie jak to jest być tym dla którego ona pała.

Zan uśmiecha się.

"Zatrzymaj samochód." Mówi do kierowcy, który zerka we wsteczne lusterko, zaskoczony.

Pierce odwraca głowę, patrząc na niego bez zainteresowania. Zan się ledwo powstrzymuje od zrobienia tego od razu, ale nie chce by pozostali agenci się wmieszali – przynajmniej jeszcze nie. Oni mają swoje rolę do odegrania. Zrelaksowana postawa Pierce'a wyraźne wskazuje, jak słabo rozumie on, z czym będzie miał wkrótce do czynienia, ale Zan wyczuwa, że pozostali agenci mogą to rozumieć. Boją się go. Czuje to. Dobrze odegrają swoją rolę.

"To nie ty wydajesz tu rozkazy Max," mówi mu nie przejęty Pierce. To dobrze, że jest taki pewny siebie, ale mimo wszystko wzbudza to gniew Zana. Przez chwilę żałuje, że naprawdę nie jest Maxem i to nie tylko z powodu Beth. Dla spokoju swojego oryginału, chciałby żeby Max miał szansę zrobi to, co musi zostać zrobione. Bo teraz kiedy Max wie, że Beth żyje – teraz, kiedy w jego własnym umyśle, nie musi być dłużej karany – ten przywilej powinien należeć do niego.

"Muszę iść do toalety," odpowiada Zan posępnie.

Pierce przewraca oczami. "Dobrze. Zatrzymaj samochód."

Zan wysiada z samochodu, po czym zwyczajnie stoi na poboczu opustoszałej drogi – jechali bocznymi drogami, przemierzając pola kukurydzy. Jest późna wiosna. Kukurydza nie jest jeszcze wysoka. Zastanawia się przez chwilę nad tym, jak inny będzie ten świat dla wszystkich jego bliskich, kiedy nadejdą żniwa.

Nie boli go, że tego nie zobaczy. To jego droga i nie boi się. Nie może dłużej żałować. Ten nadchodzący czyn dał mu jedną rzecz jakiej zawsze pragnął. Doświadczył jednej chwili idealnego zespolenia z osobą, którą najbardziej kocha. Nie może żyć w świecie, w którym to się nigdy więcej nie stanie.

"Wracaj tu Max."

"Muszę z tobą porozmawiać," mówi Zan. Nie ogląda się za siebie.

"Teraz nie jest na to pora. Wracaj do samochodu, albo sprawię, że będziesz tego żałował."

Zan spogląda przez ramię. "Nic mi nie zrobisz dopóki ci nie powiem gdzie byłem przez ostatni tydzień. Chcę ci powiedzieć teraz, a potem możesz to po prostu skończyć raz na zawsze. Obaj wiemy, że i tak nie będę żył."

Pierce podchodzi. Zan nie jest zaskoczony tym, że agent jest taki nieostrożny. Nawet po ucieczce Maxa, Pierce ciągle czuje się panem sytuacji. Zan widział to wcześniej w jego oczach, a teraz widzi to w pobłażliwej minie agenta, kiedy Pierce się do niego przyłącza.

"O co chodzi?" dopytuje trochę niecierpliwie Pierce.

"Odkryłem kim jestem. Myliłeś się co do mnie," mówi cicho Zan.

"Powiedz mi," poleca Pierce, niemal dysząc z niecierpliwości.

Zan podchodzi o krok bliżej do potwora, pochyla się do przodu, kładzie ręce na ramionach Pierce'a i szepcze mu do ucha. "Ja nie leczę, ty chory skurwysynu."

Zanim jakakolwiek odpowiedź może zostać sformułowana, Zan odsuwa się i patrzy w oczy potwora. Chce widzieć dokładny moment olśnienia, chwilę, kiedy Pierce uświadomi sobie, że jego życie się skończyło. Chce strachu, z którym, jak wie, Max żył przez pięć lat. Chce widzieć jak światło zniknie ze spojrzenia Pierce'a, by wiedzieć, że płomień tlący się między Maxem i Liz jest bezpieczny.

Bo ich płomień będzie otulał i chronił jego dziecko, kiedy go zabraknie.

Kładzie rękę na piersi agenta. Wypala dziurę w miejscu, gdzie powinno być serce Pierce'a.

Ale wcześniej widzi strach.

Zanim nawet Pierce upada na ziemię, Zan czuje jak pierwsza kula wbija się w jego ciało. Boli bardziej niż się spodziewał, ale wie, że nie poprzestaną na jednaj. Wkrótce będzie po wszystkim. Słyszy krzyki, wie, że są przerażeni. Na to liczył.

Kiedy to się skończy, nie będzie żadnych wątpliwości, że kosmita jest martwy.

Wreszcie, kiedy jego oczy zaczynają się zamykać, jest świadomy, że młodszy z dwóch agentów patrzy w dół na niego.

"Ja krwawię," zauważa słabo. Chce, żeby ten młody agent wiedział przynajmniej, że był bardziej człowiekiem niż czymkolwiek innym.

Połączenie jest teraz silne. Na chwilę przed śmiercią, kiedy czuje jak połączenie z Maxem zaczyna się niknąć ma ostatni przebłysk świadomości.

Max wie. On wie o wszystkim.

I kiedy jego oryginał uświadamia sobie dar, który został pozostawiony, Zan po raz pierwszy i ostatni czuje swoje dziecko i wie, że nie krwawi na darmo.













Poprzednia część Wersja do druku Następna część