Kath7 - tłum. Milla

Burn For Me (10)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

CZĘŚĆ 10


Pierwsze spotkanie z Rathem i Lonnie nie idzie dobrze. Zan nie kreci, od razu informuje ich, że powiedział Beth prawdę. Są chłodni, a Zan czuje się winny – ale nie żałuje – i Beth zastanawia się dlaczego to wszystko wydaje się takie znajome. Od czasu utraty pamięci uczucie deja vu nie jest jej obce. Ale grymas na twarzy Ratha i jego wypad z mieszkania, a także skrzywiona mina Lonnie tuż zanim uciekła ona do swojej sypialni, są tak nie zaskakujące, że zastanawia się czy oni czasem nie pojawili się w jej snach o Zanie. Nie pamięta Ratha ani Lonnie, ale nie przypomina sobie dokładnych szczegółów wszystkich swoich snów, więc jest możliwe, że się tam pojawili.

Nie chodzi o to, że nie rozumie ich reakcji. Całe życie spędzili ukrywając swój sekret i w ciągu jednego wieczoru, uzdrawiając ją, Zan wszystko to zmienił. Oni nie wiedzą, że mogą jej ufać. Nie wiedzą, że po tym jak Zna powiedział jej prawdę, czuła tylko falę opiekuńczości wobec niego, której ciągle nie jest w stanie wytłumaczyć. Bo Zan sprawia wrażenie ostatniej osoby na Ziemi, która potrzebowałaby opieki. On jest zaradny i silny i otwarty i ona całkowicie mu ufa. Tak, jak on zaufał jej. Nie jest do końca pewna, czemu zdecydował podzielić się z nią tym wszystkim, ale go nie zdradzi. Nie zdradzi żadnego z nich. Ponieważ dla niej, nieziemskie pochodzenie to tylko nieistotny szczegół.

Ale oni tego nie wiedzą. Jeszcze nie. Nie wini ich za to, że nie rozumieją. Wie, że dla kogoś innego prawda o Zanie byłaby przerażająca, zmieniłaby sposób jego patrzenia na wszechświat. Ale dla niej to naprawdę nie jest dziwniejsze, niż fakt, że ona wiodła kiedyś życie, o którym nie ma pojęcia.

"Może powinnam już iść," sugeruje Beth. Ava ciągle siedzi skulona na sofie i obserwuje Zana niespokojnie, zupełnie jakby chciała iść za Lonnie lub Rathem, ale czuje, że potrzebuje najpierw pozwolenia Zana. Nie wydaje się zła, ale tylko zrezygnowana.

"Nie," mówi stanowczo Zan. "Będzie dobrze. Zrozumieją."

I w końcu, rzeczywiście tak się stało.

Z Lonnie to stało się nagle. Pewnego dnia przychodzi z Zanem do mieszkania Beth i jest rozmowna i przyjazna. Beth spogląda zszokowana na Zana. Ale on tylko wywraca oczami i uśmiecha się.

Rathowi zajmuje to więcej czasu. Zdaje się niemal nie zauważać obecności Beth, kiedy jest w jej towarzystwie, zupełnie jakby przez to, że będzie ją ignorował to ona zniknie. Ale powoli, Beth zaczyna zauważać małe rzeczy. Na początku, on podgłasza radio, kiedy leci piosenka, którą ona lubi. Potem znajduje w swojej torbie pusty zeszyt, po tym jak powiedziała Zanowi, że potrzebuje nowego dziennika. Na początku przypisuje to Zanowi, potem Ava, a potem Lonnie i oni wszyscy zaprzeczają, zaskakując ją tym. Nie wspomina o tym Rathowi, ale odwdzięcza się zostawiając na jego łóżku płyty lub książki, które sądzi, że mu się spodobają. Przez większość pierwszego roku ich związek jest ukryty, nie przyznają jego istnienia, aż do czasu, kiedy Rath zaczyna mówić do niej, tak jak mówi do innych, zupełnie jakby zawsze tam była.

Ava on początku jest akceptująca. Jest wesołą dziewczyną, bardzo różną od dziecka ulicy, które Beth spotkała po raz pierwszy na dworcu autobusowym. Beth od początku rozumie, że Ava nie uważa Zana za brata, ale też nigdy nie sprawiała wrażenia jakby przeszkadzała jej obecność Beth w jego życiu. Wydaje się zadowolona, że on jest szczęśliwy.

A on
jest szczęśliwy. Oboje są. Ich związek szybko się rozwija. Beth rozumie dlaczego. Oboje byli samotni. Beth nie wie kim jest, a Zan nie był w stanie pozwolić pozostałym zobaczyć kim on naprawdę jest, do czasu aż ona się pojawiła. Ale ona nie pozwala, by sprawy naprawdę ruszyły, dopóki jego rodzina jej nie akceptuje. Ponieważ, mimo że wie iż on nie pozwoli Lonnie, Rathowi, czy Avie powstrzymać ich, to nie chce stawać pomiędzy nim i jego rodziną.

Pewnej nocy on wyznaje Beth, że mimo iż ma Lonnie, Ratha i Avę, zawsze czuł jakby czekał on kogoś jeszcze – że jego życie nie jest jeszcze kompletne. Ona mówi mu że rozumie, bo ona też na niego czekała. Że jej sny przygotowywały ją na jego pojawienie się w jej życiu. Że z nim, po raz pierwszy odkąd straciła pamięć, czuje się absolutnie bezpieczna.

Później tego samego wieczoru, po raz pierwszy się kochają. Nie wie, czy robiła to wcześniej, ale to nie ważne, w tych aspektach, które mają znaczenie jest nietknięta. Nie pamięta. Wie, że on nie jest niedoświadczony i denerwuje się, ale on jest delikatny i kochający.

Potem, z początku, czuje się bliżej niego. Ale, kiedy leży z głową na jego piersi, z zamkniętymi oczami, czuje jak napływają łzy. Otwiera oczy i instynktownie przebiega opuszkami palców po jego nagim ramieniu.

Momentalnie oślepia ją wizja. Jest o nich obojgu i ona przebiega palcami w dół jego nagiego torsu, serce jej wali, kiedy ślad światła pojawia się tam, gdzie dotknęła.

Mruga, po czym marszczy brwi. Zastanawia się iluzja to sen, o którym zapomniała. Ale czuje, że to coś więcej. Coś jest źle. Nie ma czegoś, co powinno pomiędzy nimi istnieć. Obawia się by go nie zranić, ale wie, że robi się spięta, więc przewraca się na bok i szczelniej owija się kocem.

Gładzi lekko jej włosy, ale nie protestuje, kiedy ona się odsuwa. Nie może nie niego patrzeć, nie chce by zobaczył jej zmieszanie, więc wtula twarz w poduszkę. Płacze dopóki nie zasypia.

Kiedy się budzi, ciągle jest pusta w środku. Wie, że go nie ma. Zakładając szlafrok, podchodzi do okna, czując się tak, jakby postarzała się o pięćdziesiąt lat w ciągu jednej nocy. Jest zaskoczona, gdy znajduje go siedzącego na schodach przeciwpożarowych, palącego papierosa, czego nigdy wcześniej nie robił w jej obecności. Po raz pierwszy odkąd ponownie się spotkali, nie wie co mu powiedzieć. On jak zwykle zdaje się rozumieć, więc bierze na siebie ten ciężar.

"To był twój pierwszy raz," mówi delikatnie.

"Zdaje się, że tak," odpowiada.

"To normalne, że czujesz się rozchwiana emocjonalnie."

Zamiast pocieszenia, czuje złość. Wie, że to irracjonalne, ale mówi szorstko, "Cóż, cieszę się, że myślisz, że to normalne."

Patrzy na nią spokojnie, aż zamyka oczy, by uniknąć jego penetrującego spojrzenia. Po raz pierwszy, nie podoba jej się, że czasami wydaje się iż on jest w stanie przejrzeć ją na wylot. Bo tym razem jest absolutnie pewna, że on widzi złą rzecz.

To nie pierwszy raz, kiedy czuje, że z Zanem jest coś złego. Ale to pierwszy raz, o którym później pamięta.


* * *

Kiedy się budzi, promienie słońca padają jej na twarz. Siadając, Beth osłania oczy i zmieszana rozgląda się po dziwnym pokoju hotelowym. Gdzie ona jest? Gdzie jest Max?

Myśl o Maxie przywołuje wszystko z powrotem. Bo już jej pierwsza myśl rano zmieniła się z "Gdzie jest Zan?" na "Gdzie jest Max?". Wciąż go nie pamięta, ale jej serce już dokonało zamiany. Zastanawia się, czy jej naznaczony bliznami umysł raduje się z tego, że po tak długim czasie nie musi już ukrywać Maxa.

Czuje się winna. Wie, że to źle kochać dwóch mężczyzn na raz, szczególnie kiedy jednego z nich nawet nie pamięta, ale nie może z tym walczyć. Może tylko zaakceptować stan rzeczy i mieć nadzieję, że kiedy Max zostanie odnaleziony, jej serce wskaże jej właściwą decyzję.

Odnalezienie Maxa jest najważniejsze. Zastanawia się dlaczego Isabel nie obudziła jej po wyjściu z jej snu, bo najwyraźniej pozwolono Beth przespać całą noc. To dziwne. Czuje jak jej serce zaczyna walić w piersi. Co jeśli siostra Maxa zobaczyła w jej umyśle coś, co tak ją rozgniewało, że nie może nawet znieść rozmowy z Beth.

Beth rozgląda się dookoła, oceniając wygląd pokoju. Druga strona łóżka na którym spała jest w nieładzie. Marszcząc brwi, podnosi poduszkę i rozpoznaje zapach perfum Marii. Potrząsa głową zdumiona, że jej najlepsza przyjaciółka z 'przedtem' spędziła noc tuz obok, a ona nawet się nie obudziła. Łóżko Isabel jest posłane, ale widać, że spędziła ona w nim noc.

Parę chwil później, Beth jest w salonie apartamentu Marii. Są tam wszyscy, czekają na nią, choć starają się zamaskować, że to właśnie robią. Michael ogląda wiadomości sportowe; Maria, Alex i Isable jedzą bagietki i croissanty przy stole w pobliżu okna; Tess stoi przed lustrem obok drzwi, spinając włosy; a Kyle rozmawia przez telefon.

"Liz wstałaś," krzyczy Maria, kiedy tylko ją zauważa. Podnosi się szybko z miejsca, podbiega do niej i przytula Beth.

"Która godzina?" pyta Beth, odsuwając się.

"Dziesiąta," odpowiada Maria.

"Co? Dlaczego mnie nie obudziliście?"

Patrzy jak Maria spogląda na Isabel ponad jej ramieniem. Siostra Maxa rozumie aluzję. Nie patrzy na Beth. "Wejście do twojego snu nie poskutkowało Liz. Próbowałam cię obudzić, ale zbyt mocno spałaś. Postanowiliśmy po prostu pozwolić ci się wyspać. Miałaś wczoraj ciężki dzień."

Beth ignoruje ostatnią część, wpatruje się w Isabel. "Co masz na myśli mówiąc 'nie poskutkowało'?" pyta, czując jak jej nadzieja opada.

"Nic się nie wydarzyło," wyjaśnia Isabel. "Widziałam ciebie," Isabel przełyka ślinę, wciąż na nią nie patrząc. "Ale nie mogłam znaleźć Maxa."

Beth zastanawia się co takiego strasznego widziała siostra Maxa, że nie może spojrzeć jej w oczy. "Proszę cię, powiedz mi! Co widziałaś?"

Isabel w końcu podnosi wzrok. "Liz, on żyje. Ale całkowicie się zamknął. Nie mogłam się dostać, nawet poprzez ciebie, a biorąc pod uwagę więź jaka między wami istnieje, powinnam być w stanie to zrobić." Łzy lśnią w jej ciemnych oczach. "Najwyraźniej zamykał się przed nami od lat. Nie wiem jak stał się tak silny, ale to dlatego... to..." Ukrywa twarz w dłoniach. Alex podchodzi, by ją pocieszyć.

"To dlatego w końcu zaakceptowaliśmy, że Max nie żyje," kończy szorstko Michael. "Isabel nie mogła go więcej znaleźć w sferze snów. Ale teraz wiem, że on po prostu zadbał o to, żebyśmy nie mogli tego zrobić."

"Dlaczego?" pyta Beth. "Dlaczego miałby to robić?"

"Żeby nas chronić," odpowiada prosto Michael.

"Wiedział, że nigdy nie przestalibyśmy szukać, gdyby istniał nawet cień szansy, że on wciąż żyje," wyjaśnia cicho Tess.

"Cóż, dalej musimy próbować," nalega Beth. "Teraz, kiedy wiem co on robi, musi być jakiś sposób by to obejść." Przygryza wargę, zastanawiając się nad tym. "Wiem! Zapytam Zana!"

Mówi to bez namysłu i ciężka cisza zalega w pokoju. Wzdycha. "Posłuchajcie, wiem, że nie jesteście jego największymi zwolennikami, ale w pewnym sensie, on i Max są tacy sami. On musi wiedzieć co Max robi i musi znać sposób na przebicie się przez to."

"Naprawdę byś go o to spytała?" pyta Tess z niedowierzaniem.

"On pomoże," odpowiada Beth. "To co jest między nami... nie potrafię tego wytłumaczyć. Wszystko jest teraz takie skomplikowane. Ale on nie odegra się na Maxie za to co jest między nami. Wiem, że tego nie zrobi. On nie jest taki."

"Nie kupuję tego," mówi jej stanowczo Michael. "Ten facet w głębi duszy wiedział kim jesteś. Wiemy na pewno, że jego siostra z całą pewnością wiedziała..."

"Co?" przerywa Beth. "Co masz na myśli?"

Isabel, która już się uspokoiła, posyła Michaelowi zabójcze spojrzenie i mówi, "Sama to sobie wyjaśniłaś Liz, kiedy powiedziałaś, że Zan i Max są tacy sami. Zeszłej nocy powiedziałam ci co zrobiłam, kiedy Max zdradził ci nasz sekret."

Beth wpatruje się w nią. "Lonnie?" Czuje się trochę słabo, ale zdaje sobie sprawę, że nie może winić Lonnie za zdradę. Zrobiła to, co uznała za konieczne. I czy ostatecznie, Beth nie udowodniła, że siostra Zana miała rację? Na wiele sposobów zdradza Zana, po prostu będąc w tym pokoju.

"Lonnie," potwierdza Isabel. "Przyznała się do tego wczoraj wieczorem."

"O której wróciliście?" Beth pyta Michaela, zdając sobie sprawę, że nie wie co się wydarzyło pomiędzy Zanem, jego rodzeństwem, a grupą z Roswell, która pojechała do ich mieszkania.

"Koło pierwszej," odpowiada Michael. "Po tym, jak Kyle odebrał telefon od swojego ojca. To w ten sposób dowiedzieliśmy się, że Maxwell na pewno żyje."

Beth wpatruje się w niego zdziwiona. "Co masz na myśli?"

Kyle wyjaśnia, "Max zadzwonił do mojego taty. Dwa dni temu."

"Dlaczego to zrobił?" pyta Beth, zdając sobie sprawę, że relacje istniejące pomiędzy tymi ludźmi są dużo bardziej skomplikowane, niż kiedykolwiek myślała. Decyduje, że nadszedł czas, by dowiedzieć się dokładnie kim oni wszyscy są dla siebie nawzajem, bo nie wydaje się by mogło to przeszkodzić w odnalezieniu Maxa. On i tak nie pozwoli, by zlokalizowali go w sferze snów.

"To długa historia," odpowiada Kyle, wzdychając. "Lepiej usiądź."

Beth pozwala Marii pokierować ją do najbliższej sofy. Wszyscy patrzą na Alexa, który nie wydaje się zaskoczony tym, że oni oczekują iż to on opowie o wszystkim. Wydaje się przez moment zniechęcony, ale dość szybko zaczyna mówić. Wysuwa swoje krzesło do przodu i bierze dłoń Beth w swoją rękę.

"Isabel powiedziała mi, że odbyłyście wczorajszej nocy rozmowę o łączeniu," zaczyna Alex. Jego policzki różowią się lekko. "Powiedziała też, że wyjaśniła ci, jak dochodzi do tego pomiędzy człowiekiem a Czechosłowakiem."

"Kim?" Przerywa Beth, wpatrując się w niego całkiem zmieszana tym, dlaczego on mówi o seksie, podczas gdy powinien opowiedzieć jej o przeszłości. I dlatego pyta o najbardziej niedorzeczną rzecz ze wszystkich.

"Och, Czechosłowacy! To teraz taki dowcip," wyjaśnia szybko Maria. "Ale ciągle odruchowo tak mówimy. To był kod, który ty i ja wymyśliłyśmy dawno temu, żebyśmy mogły rozmawiać o kosmitach przy ludziach."

Beth tylko skina głową, jakby zrozumiała. Teraz kiedy ma się dowiedzieć kim dokładnie jest, zastanawia się, czy naprawdę jest gotowa. Spoglądając na otaczających ją ludzi, zdaje sobie sprawę, że oni wszyscy wiedzą o niej więcej niż ona sama. Była związana z nimi wszystkimi. Dzielili dowcipy. Nie są dokładnie obcymi, nigdy jej się tacy nie wydawali, ale w wielu kwestiach tym właśnie . Dowiedzenie się wszystkiego nie zmieni tego. Będzie miała informacje, ale nie będzie nic z tego pamiętała. To ją zasmuca.

Chce wiedzieć. Musi wiedzieć.

"W porządku," mówi Beth. Patrzy z powrotem na Alexa. "Mówiłeś o łączeniu? O tym, że trzeba się związać z Czechosłowakiem," zerka na Marię, uśmiechając się leciutko, "żeby do tego doszło?"

"Taak." Krzywi się. "Wspomniałem o tym tylko dlatego Liz, że musisz zrozumieć, że sprawy zawsze były inaczej między tobą a Maxem. Wy dwoje po raz pierwszy nie połączyliście się... przez tego typu związek. Pomyślałem po prostu, że powinienem to wyjaśnić zanim zacznę."

Prawda, kiedy ją wyjawia, jest trudniejsza niż sobie wyobrażała. To nie jest zaskakujące, nie jest straszna, ale nie jest też uspokajające.

Ponieważ z każdym słowem, podejrzenie, że przez ostatnie trzy lata zdradzała swoją własną duszę, staje się pewnością.




Poprzednia część Wersja do druku Następna część