yeti

Efekt rumowy (1)

Wersja do druku Następna część

Autor: Yeti
Disclaimer: Roswell nie należy do mnie (a szkoda!)
Kategoria: M/L
Opis: Czy tylko Max ma słabą głowę? Co się stanie, jeśli to Liz puszczą hamulce i rozwiąże się język? Oj, może być gorąco! ;-)
Od autora: Jest to opowiadanie typu pre-pilot, a więc spoilerów brak. Akcja zaczyna się na mniej więcej tydzień, dwa przed sławetną strzelaniną...

Witam wszystkich, a zwłaszcza tych, którzy czytali moje poprzednie fanfiction – "Do trzech razy sztuka". Wasze ciepłe komentarze i zachęty spowodowały, że zaprzęgłam moją muzę do kieratu i zaczynam wysyłać nowe opowiadanko.Szczególne pozdrowienia dla Anity19 – mojej wiernej czytelniczki;-) – rozgrzałaś tym zwrotem moje serce. Jednak obawiam się, że update'y będą rzadsze i krótsze – mam w tej chwili naprawdę super mało czasu. Ale, nie ukrywam, feedback sprawia, że mam ochotę wykrzesać z siebie dodatkowe siły i pisać, pisać, pisać... Tak czy siak, proszę o wyrozumiałość – na pewno nie zapomnę o "Efekcie", nawet jeśli czasem może się tak wydawać. :) Ton "Efektu" jest lżejszy (przynajmniej tak daleko, jak sięgam myślą) niż "Do trzech razy sztuka", a formuła trochę inna – historia opowiadana jest z przeróżnych punktów widzenia. Dajcie znać, co o tym myślicie.

Co do sequela do "Do trzech razy sztuka" to mam mały spór w doktrynie (taki prawniczy żarcik – sorry;-) ) – niektórzy uważają, że nie powinnam tego ciągnąć, a pomysły wykorzystać gdzie indziej, według innych sequel jest ze wszech miar wskazany. Na razie jeszcze decyzji nie podjęłam, ale myślę intensywnie. Dam znać, jak dojdę do jakichś wniosków. Ok, koniec nudzenia – w końcu chcecie czytać opowiadanie, a nie moje ględzenie. ;-)
Tak więc pozdrawiam i miłej lektury!

I

— No dobrze, a teraz podkręcamy zabawę – Maria rzuciła się na łóżko, aż sprężyny zajęczały w proteście. Fala uderzeniowa spowodowała, że moje ciało kołysało się przez chwilę niebezpiecznie. Jedną ręką podparłam się, usiłując złapać równowagę – druga była zajęta – ciągle trzymałam w niej pilota, którym przed sekundą wyłączyłam magnetowid. "Matrix" był świetny, Keanu – jak zwykle – boski, a ja zaczynałam czuć lekkie zmęczenie. Miałam cichą nadzieję, że w ciągu godziny uda mi się zagonić Marię do łóżka, Alexa do śpiwora i może zdołam złapać tyle snu, by nie wyglądać jutro jak zmora. Miałam następnego dnia zmianę w Crashdown, a nigdy nie wiadomo, kto wpadnie na colę albo coś w tym stylu... Zdecydowanie NIE MOGĘ wyglądać jak zmora. Nie ma mowy. Zerknęłam na budzik przy moim łóżku i jęknęłam.

— Podkręcamy? Maria, jest prawie druga – dla wzmocnienia swych słów pomachałam jej budzikiem przed oczyma, upewniając się, że czerwone cyferki odpowiednio do niej przemówiły. – Co ty chcesz podkręcać? Zrobiliśmy już chyba wszystko co robimy zwykle – obejrzeliśmy trzy filmy, zjedliśmy dwa kubełki okropnie kalorycznych lodów, uczesałaś mnie, poprzymierzałaś moje ciuchy, wymusiłyśmy na Alexie zagranie paru kawałków i zakręcenie biodrami do "Grease" a la Travolta tak jak to tylko on potrafi... co chcesz jeszcze robić? – moja frustracja powoli rosła. Wizja ciemnych sińców pod moimi oczami następnego ranka coraz bardziej się krystalizowała. Nie podobało mi się to ani trochę.

— Ile my mamy lat, co? – dramatycznym gestem Maria powiodła dłonią po pokoju, jakby była tu co najmniej setka ludzi, a nie tylko my troje.

— Szesnaście – wymamrotał Alex nie podnosząc nawet wzroku znad najnowszej powieści Koontza, którą zwinął z mojej półki. Zanim którekolwiek z nas zdołało się zorientować co zamierza, Maria wyrwała mu książkę z rąk i zatrzasnęła ją z hukiem. Sturlała się z łóżka i zaczęła przemierzać pokój w tę i z powrotem wymachując rękami, a przy okazji książką, dla podkreślenia swych słów:

— No właśnie! Wszyscy razem i każde z osobna – mamy po szesnaście lat. Wiecie, słodka szesnastka?!

— No i? – rzekłam sucho.

— Nie możemy spędzać nocy tak samo, jak kiedy byliśmy dziećmi! – głos Marii był bliski krzyku. Widocznie myślała, że jeśli powie to, co ma do powiedzenia, głośniej, szybciej ją zrozumiemy. Przyłożyłam wskazujący palec do ust i Maria od razu ściszyła poziom dźwięku – moi rodzice spali dwa pokoje dalej, a ich nocna wizyta w moim pokoju by nas uspokoić, była czymś czego życzyłam sobie jeszcze mniej niż sińców pod oczami. Dalsza część wypowiedzi Marii była znacznie cichsza, ale wcale nie straciła na dramatyzmie. – Musimy dodać trochę pieprzu.

Popatrzyłam na nią, jak na dziwoląga, ale w końcu Maria miała zawsze dziwne pomysły. Zerknęłam z niepokojem na Alexa. Nasze oczy spotkały się. Wzruszyłam ramionami, oddając mu palmę pierwszeństwa w poskramianiu uwolnionej bestii.

— Co masz na myśli? – powiedział powoli, uspokajająco – głos przeznaczony specjalnie na takie okazje. Przeważnie skutkował. Teraz też. Maria skończyła swój marsz z rozpędem siadając na łóżku. Sprężyny znowu zajęczały. Jeszcze trochę i będę musiała wymienić materac. Maria westchnęła, rozdrażniona – widocznie byliśmy wyjątkowo tępi.

— Pieprz. Trochę seksu. – spojrzeliśmy na siebie z Alexem z niedowierzaniem – to znaczy rozmów o seksie, tego typu... sprawy.

— Chyba masz gorączkę, albo w tych lodach była salmonella... – zaczęłam, zdecydowana położyć kres tym fanaberiom.

— O czym dokładnie myślałaś? Że pogadamy o naszych fantazjach seksualnych, czy z kim byśmy chętnie to zrobili? – przerwał mi Alex. Z przerażeniem odnotowałam błysk zainteresowania w jego oczach. Nie wiem zresztą, dlaczego się zdziwiłam – Alex to świetny przyjaciel i jedna z najbliższych mi osób – ale zarazem normalny facet. No, w miarę – na tle, na ile normalny może być facet kumplujący się z dwiema dziewczynami.

— Nie, nie i jeszcze raz nie! Nie ma mowy! Nie zgadzam się... – byłam zdenerwowana, wyraźnie słyszałam nerwową nutę w swoim głosie. Nie wiedziałam dokładnie, czego tak się boję, ale przeczuwałam kłopoty.

— No co, Liz? Tchórzysz? Boisz się, że wypytamy cię o twoje doświadczenia na tym polu? – szelmowski uśmiech zagrał na ustach Marii. – O to, co wyprawiacie z Kyle'm w tym jego fikuśnym samochodziku? – wyraźnie się ze mną drażniła, niech to! Spojrzałam w rozpaczy na Alexa, ale zobaczywszy wyraz jego twarzy, wiedziałam, że po tej stronie barykady stałam samotnie. Wybór miałam w tej sytuacji stosunkowo niewielki. Jeśli się nie zgodzę, Maria będzie mi moją pruderię wypominać tygodniami, a przy następnej okazji powtórzy natarcie. Jak to mówią? Że Cygan dał się dla towarzystwa powiesić? Chyba jakoś tak... Cóż, jak już weszłam między wrony... Raz kozie śmierć! Nerwowo przełknęłam ślinę. Skoro jestem Cyganem, to zakładajcie pętlę. "Rany, Liz – skończ z tymi przysłowiami!"

— Siła złego na jednego – zbuntowałam się przeciwko swemu wewnętrznemu głosowi, kontynuując litanię powiedzonek i poddając się równocześnie losowi (znanemu również jako Maria DeLuca). Mój głos był tak chrapliwy, że prawie go nie poznałam. Diabelski błysk w oczach mojej najlepszej przyjaciółki przeraził mnie potwornie, ale na wycofanie się było już za późno. Kości zostały rzucone. "Skończ z przysłowiami, Liz!" Panie Boże, pomóż mi przetrwać dzisiejszą noc.

***
Jak zwykle, czekam na komentarze. ;-) No i zapraszam do sprawdzania strony – update się w końcu pojawi, obiecuję. Pozdrawiam – Yeti
ps. Czy uważacie, że taki rozdział jest za krótki? Mój kolega twierdzi, że nie będzie się chciało nikomu czytać takiego krótkiego tekstu. Co Wy na to? Następny update (planuję dzielić rozdziały według poszczególnych punktów widzenia – teraz głos będzie należał do Alexa) będzie zdecydowanie dłuższy – ale przez to też dłużej zajmie mi jego napisanie. Y. :-)

Wersja do druku Następna część