age

Paranoja (4)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Paranoja
(część czwarta)
Schodzimy na złą drogę

Chociaż możliwe, że w przypadku Marii to raczej nowa droga życia. Ale zacznijmy od początku.

— Zastanawiałam się nad tym głębiej.- a wydawało mi się, że po tłumie jaki przewinął się dzisiaj przez Crashdown nic gorszego nie może mnie już spotkać.- Myślisz, że oni naprawdę tak wyglądają?- Maria drąży wciąż ten sam temat.

— Nie, tak naprawdę noszą zielone fartuszki i mają czułki, czyli są dokładnie tacy jak my.

— Mówię poważnie. Miałam nawet taki sen i Isabel....

— Śnisz o Isabel?- osobiście byłam przekonana, że jeśli przyśni się jej jakiś kosmita to będzie to osobnik, który nie został moim bratem z powodu złej woli ludzi, którzy dali mi życie. Czas zacząć używać imion i określeń typu 'mama', 'tata'. Może powinnam sobie zatrudnić dwuletniego korepetytora.

— Nie. Ona była w moim śnie.- mimo, że Maria mówi wolno ja nadal słyszę to samo. Nie wychwyciłam żadnej nowej treści.

— Śniła ci się.- mówię równie wolno.

— Ona była tam i... była tam.- to zdecydowanie wyjaśnia sprawę. Tylko, że ja nadal nic nie łapię.

— Ma bliźniaczkę?- przekleństwo mojego istnienia znów daje o sobie znać. Wiem, że przesadzam, ale chcę spać.

— Nie rozumiesz.- do tego doszłam już sama.- Z jednej strony była tam zielona ze swoim bratem.- czuję przynajmniej niesmak.- Z drugiej była tam normalna. Chyba. Nie wiem, która wersja była normalniejsza dla niej.

— Coś jak dwie natury tej samej osoby?

— Ta blond perfekt weszła do mojego snu jak do muzeum.

— A Michael?- nie chcę rozmawiać o kosmicznych mocach, wystarczy, że rozmawiam o kosmitach, których nie ma.

— Co z nim?

— Mówiłaś, że go tam nie było.

— Był. Tylko w garniturze.- więc o to chodziło. Maria chce, żebym porozmawiała z Maxem, żeby ten porozmawiał z Isabel, by ta nie powiedziała nic Michaelowi. Świat znów jest normalny. Jako tako.

— Mhm...

— Jakie mhm? To przez to jaki jest. Moja matka uważa go za ideał. Idealna fryzura, styl ubierania, w dodatku inteligentny i miły.

— Myślisz, że planują już wasz ślub?- mina Marii nie zwiastuje nic dobrego.- Przepraszam, ale to zabrzmiało jak wycięte z jakiegoś ogłoszenia matrymonialnego.- dalszą rozmowę uniemożliwia wejście Liv, tak mi się przynajmniej wydawało.

— Liv.- Maria wypowiedziała właśnie o trzy litery za dużo.

— Tak?- dlaczego mojej żywej kopii dzisiaj się nie śpieszy. Korepetycje.

— Potrzebne mi twoje doświadczenie z facetami.- Maria wie, że Liv jest próżna i wie jak grać na tej jej próżności.

— Mów.

— Co zrobić jak facet jest miły, nie odstępuje cię na krok i świetnie dogaduje się z twoją matkę?

— W przypadku braku ojca, który pogoniłby go z tasakiem w ręku, uciekać. Mówię poważnie.- zaczyna się.- Mamy szesnaście lat. Za wcześnie na poważny związek. Weźmy na przykład mnie i Maxa. Nie mamy zbyt wielu wspólnych zainteresowań.- spójrz prawdzie w oczy, jeśli coś was łączy to o ironio jestem to ja.- Dlatego nie mamy siebie na wyłączność. Ja mam innych znajomych a on... to jest to czego nie chcę wiedzieć.- czuję się tak jakby wskazywało na mnie kilkadziesiąt strzałek a na czole widniał mi napis 'WINNA'.- Coś jeszcze?

— Nie, dzięki.- Maria się opamiętała. Liv idzie do siebie.- Właśnie zrozumiałam, że mimo iż to ona chodzi z kosmitą tylko ty wiesz coś na temat związku z kimś takim.- napis zaczął się świecić.

Kilka godzin snu pozwoliło mi wrócić do jako takiej formy. Po pierwszej lekcji zajrzałam do mojej szafki. Wtedy jeszcze nie wiedziałam co ją czeka.

— Topolsky chce cię widzieć.- usłyszałam od Liv.

— Mnie?

— Tak. Zaczęła ode mnie. Popytała trochę o Maxa i doszła do wniosku, że pomyliła bliźniaczki. Rozumiesz coś z tego?

— Spodziewała się po tobie trochę zaangażowania.- wolę nie okazywać większego.- Co jej powiedziałaś?- skoro już wyglądamy tak samo to wiedzę na temat jej chłopaka możemy mieć również identyczną.

Podczas przerwy na lunch udało mi się złapać tylko Alexa. Reszta gdzieś wsiąkła. Może wreszcie będę mogła porozmawiać o rzeczach, o których istnieniu wiem. Nawet jego zespół stał się nagle interesującym tematem i... tu następuje gwałtowny powrót do rzeczywistości.

— Musimy porozmawiać.- głos Isabel z boku. Alex oczywiście nie odrywa od niej wzroku. Isabel patrzy na mnie, tak jakby coś zasłaniało jej widok na boki.- W cztery oczy.

Boisko. O tej porze jak zwykle jest tu pusto. Ostatecznie jak Isabel mówi 'w cztery oczy' to znaczy, że lepiej by żadne inne się nie nawinęły.

— Michael i Max włamali się wczoraj późnym wieczorem do biura szeryfa.- to wyjaśnia ich nieobecność w Crashdown.

— W jakimś konkretnym celu?- nie wiem czy chcę wiedzieć, ale przecież zawsze mogę twierdzić, że nie dosłyszałam.

— Chcieli wiedzieć ile on wie.- właśnie zrozumiałam, że moja siostra chodzi z kryminalistą.

— A gdyby ich przyłapał?- najprostszy powód by tego nie robić.

— Był trochę zajęty.- nie podoba mi się jej uśmieszek.

— To znaczy?

— Twoja przyjaciółka wjechała na jego samochód.

— Sama z siebie?

— Naprawiłam tylko klimatyzację.- to jedna z wielu rzeczy tego świata, które już nigdy nie miały zadziałać.

— Są rzeczy, których się nie naprawia. Nikt nie wymaga pozycji pionowej od krzywej wieży w Pizie. Może i nasza cywilizacja jest opóźniona, ale bez przesady.

— Tak czy inaczej Maria jest roztrzęsiona a Michael twierdzi, że miał wizje.- mam wrażenie, że słowa, które zaraz padną nie przypadną mi do gustu.- Zajmiesz się nimi?

— Ja?

— Świetnie. Max pewnie nie dałby sobie rady, ale ty masz na nich jeszcze jakiś wpływ. Wiesz, tu potrzeba kobiecego wyczucia.

— A co z twoim wyczuciem?

— Pogadamy innym razem.
Stoję sobie na pustych trybunach pustego boiska i mam pewne wątpliwości. Isabel to ostatnia osoba, która zrezygnowałaby z dopilnowania własnych spraw. Przypadek Marii jest dość uzasadniony, ale Michael to zupełnie inna sprawa.

Powinnam była zjeść śniadanie i spóźnić się na autobus. Ale to zrobiła Liv. I to nie ona będzie teraz chodzić głodna przez pół dnia.

— Co ja powiem mamie? Że prawie siostra idealnego chłopaka jest idealnym mechanikiem samochodowym i zachowuje przy tym idealną fryzurę?- Maria jest w stadium paniki.

— Może po prostu zwal to Michaela. Bardziej idealny już chyba nie będzie w jej oczach.

— Dowiedziała się o Hanku. Teraz nasz dom zawsze stoi dla niego otworem.

— A co z szeryfem?

— Mam być u niego popołudniu. Chce porozmawiać. Poza tym na dzisiejszy obiad zaproszeni są obaj.

— Przykro mi.

— To ich nie powstrzyma.

Do dzwonka trzy minuty. Może jakoś przeżyję.

— Zaczynasz się wprawiać.- przed Michaelem leży kilkanaście rysunków, które mają przedstawiać... tego jeszcze nie wiem.

— Mówi ci to coś?- jego prace w ogóle do mnie nie przemawiają, ale nie będę okrutna.

— Każdy następny więcej.- o ile przeglądam we właściwej kolejności.- Ale to nadal mniej niż nic.- jestem potworem.- Może następny albo któryś z następnych.

— Jasne.

— Nie idziesz na lekcję?- po co ja go o to pytam?

— Nie, mamy wizytę u staruszki. Max czeka na ciebie koło składzika.

— Powiedział o tym tobie a nie mi?

— Nie, przeczytałem to z tej karteczki, która przed chwilą wypadła ci z plecaka.- rzeczywiście leży pod stołem.- Idę na lekcje rysunku.

— A Topolsky?

— Poczeka. Isabel twierdziła, że się nie zepsuje. Przynajmniej niezbyt szybko.

Pod składzikiem.

— Co jest?- pytam, podchodząc do Maxa w pustym korytarzu.

— Możemy ją później sprawdzić?

— Topolsky? My? Jak?- odpowiadać pytaniem na pytanie jest niegrzecznie. A co jeśli odpowiedzią są trzy pytania?

— Tak. Tak. Kanały wentylacyjne.- jakby to ktoś usłyszał to uznałby chyba, że mówimy jakimś szyfrem.

— Kiedy?

— Później. Teraz mamy z nią zajęcia.

Kiedy weszliśmy w klasie było już około dwudziestu uczniów, w tym Maria, Alex, Kaly, Liv i Isabel. Siadamy obok siebie na jedynych wolnych miejscach z tyłu sali. Światła gasną a ona puszcza nam slajdy.

— Kim chcecie być? Kim będziecie? O ile to pierwsze zależy tylko od was, z drugim mogę wam pomóc. Jestem nowym szkolnym pedagogiem i zamierzam przeprowadzić rozmowy z każdym z was.- nasze papiery niewiele jej powiedziały. Dzisiaj zajmę się dziesięciorgiem z was.- dziewięciorgiem, ale ona jeszcze o tym nie wie.- Będziecie do mnie przychodzić w odpowiedniej kolejności. Alex Whitman, Maria De Luca, Liv Parker, Jessica Moran, Isabel Evans, Valerie Kehler, Kaly Valenty, Max Evans, Liz Parker, Michael Guerin.
Ja i Max patrzymy na siebie i zaraz po wyjściu Topolsky wymykamy się z klasy. My i kilku innych uczniów. Kanały wentylacyjne to nie najwygodniejsze miejsce na świecie. Zbliżamy twarze do kratek. Drzwi się otwierają i wchodzi Topolsky. Cicho się wycofujemy.

— Proszę, usiądź.- ten jej przesłodzony głosik. Biedny Alex.- Może na początek powiesz mi jakie masz plany na przyszłość.

— Myślę o studiach i o muzyce. A pani?

— Słucham?

— Ta szkoła to chyba nie jest szczyt pani ambicji.- ja i Max uśmiechamy się.

— Drugie ćwiczenie.- a było pierwsze?- Drugie ćwiczenie polega na tym byś na rysunku pokazał mi kim jesteś.- wskaż palcem postać na rysunku a powiem ci kim jesteś.

— Tym dzieciakiem, który sobie idzie.
Pozostali otrzymali te same pytania. Po co silić się na indywidualne podejście?
Maria: Piosenkarką. Zbieram kwiaty?
Liv: Mieszkanką Nowego Yorku. Żadnym z nich. To widać. Nie mają umalowanych paznokci.
Jessica: Modelką. Rozmawiam z koleżankami.
Isabel: Będę pracować z ludźmi. Sprzątam. Tak niewiele osób dba o czystość parku, a przecież...
Valerie: Modelką. Rozmawiam z koleżankami.
Kaly: Byleby nie szeryfem. Rozmawiam z koleżankami. Ta w sukience w kwiatki chyba się ze mną umówi.

— Teraz nasza kolej.- szepcze Max.

— Twoja.- ale jestem dokładna.

— Idziemy?- i tak nie spodziewałam się, że mnie tu zostawi.
Na korytarzu.

— Powodzenia.- będzie mu potrzebne.

— A co jak się na mnie rzuci?- biedny, mały chłopiec.

— Wątpliwe. Nie jest pewna, z którą bliźniaczką miałaby wtedy do czynienia.
Max idzie do Topolsky a ja wracam. Nie mam wątpliwości, że on zrobi tak samo.

— Kim zamierzasz być?

— Zwykłym pracownikiem?

— To znaczy?- nagle zrobiła się wnikliwa.

— Nie chcę zajmować kierowniczego stanowiska.- a ja zostanę modelką i rozmawiam z koleżankami, proszę tę w kwiatki by umówiła się z Kaly'em.

— Rozumiem. A z którą postacią z rysunku mógłbyś się utożsamić?

— Z tym chłopcem, który wyszedł zza drzewa i poszedł na pustynię.

— Sam?- chociaż jedno warte uwagi pytanie.

— Nie.

— A osoba, która mu towarzyszy?

— Blond włosa przyszła modelka.- dlaczego Max zawsze wszystko wie?

To krzesło, na którym siedzę powinno być już zużyte.

— Masz bardzo dobre wyniki w nauce. Nauczyciele cię chwalą.- cała ja, żaden nauczyciel nigdy nie ma wątpliwości, kiedy ma do czynienia z Liv a kiedy ze mną.- Z pewnością wiesz już co chcesz studiować.

— Biologię molekularną.

— Wybrałaś już uczelnię?

— Harvard.- tylko ja mam tak poukładane życie. Max pójdzie tam ze mną. Na egzaminach pójdzie mu świetnie, ale już po pierwszych zajęciach stwierdzi, że nic nie rozumie. Czy muszę dodawać, że wybierzemy te same zajęcia i że popołudniami to ja będę go dokształcać?

— Pewnie już słyszałaś od kolegów o ćwiczeniu z rysunkiem.- słyszałam nawet więcej...

— Tak. Jestem tą dziewczynką, która idzie w kierunku przeciwnym niż pustynia.- wskazuję na odpowiednią postać, żeby wiedziała, w którą stronę iść by nie dojść na pustynię.- A ten blond chłopiec zaraz pójdzie za mną.- klina klinem, blond blondem.

Chciałam włożyć notatnik i książki do szafki przed powrotem do domu, ale okazało się to niemożliwe. Panowało tam przepełnienie. Zapał malarski Michaela trzeba powstrzymać. Max podchodzi do mnie.

— Otwórz plecak.- mówię i sama go otwieram.

— Co to?- pyta, patrząc na to co wkładam do jego plecaka.

— Efekt waszego zlekceważenia wizji Michaela. Przynieś je do mnie wieczorem.

Kolejny sądny dzień w Crashdown. Zbliża się 22.00. i właśnie zamykamy. Wchodzi Max.

— Sam się obsłuż.- nawet nie drgnę. Lodówka po chwili stoi otworem a talerz Maxa się zapełnia.

— Co się stało?

— Wiedziałbyś jakbyś pracował.

— To od jutra.

— Dostałeś pracę? Gdzie?- czy mnie już zawsze będzie interesowało jego życie?

— W Centrum Ufologicznym.

— Ale to prawie tak samo jakbyś został kelnerką Crashdown i założył czułki.

— Potrzebuję kasy.

— A ja jestem tu dla przyjemności. Max?

— Tak?

— Musimy odbyć poważną rozmowę, której nie będzie.

— To znaczy?- mówimy szeptem, głowy pochylamy w kierunku tego drugiego.

— Szeryf pokazał mi zdjęcia z lat pięćdziesiątych, z takim srebrnym odciskiem dłoni.

— Wykluliśmy się w 1989 roku.

— Wystarczy.- na razie nie potrzebuję więcej danych.- Przyjdź do mnie później.
Chcę już iść do siebie, ale wchodzą Maria i Michael.

— Co się stało?- Maria jest wściekła ale trzymają się za ręce.

— Przyjechał po mnie do biura szeryfa i powiedział mu, żeby nie męczył jego dziewczyny.

— Ostatecznie po dzisiejszym obiedzie jesteśmy prawie jak rodzina.- no tak, dzisiejszy obiad u Marii.- Poza tym powiedziałem to żartobliwym tonem. No co? Potrafię go stosować.

Kiedy wchodzę do pokoju Max wygodnie siedzi sobie na łóżku. Pod plecy położył sobie poduszkę. Siadam po drugiej stronie. Przez niego muszę okrążyć łóżko. Poduszka jest miękka ale kontakt z nią przerywa mi moja próba sięgnięcia pilota od wieży leżącego po drugiej stronie łóżka.

— Wszystko mnie boli.- narzekam, mam do tego pełne prawo...i w efekcie czuję ręce Maxa na swoich ramionach.- Max, co robisz?- nie żebym nie wiedziała, ale...

— Po prostu słuchaj muzyki.- muzyka rzeczywiście rozległa się w pokoju, pilot nadal leży na swoim miejscu, masarz w wykonaniu Maxa pomaga...

Otwieram oczy. Patrzę na budzik. 3.27. Czyjeś ręce na moim brzuchu. Ręce Maxa. Koniec paniki. Zamykam oczy. Znów je otwieram Zaraz. Ręce Maxa o 3.27. na mnie? Co on tu jeszcze robi? Słyszę jego spokojny oddech i nie chcę go budzić. Patrzę na drzwi. Mam nadzieję, że je zamknął albo, że przynajmniej nikomu nie przyjdzie do głowy przez nie wejść. Mogłabym się jeszcze pomartwić oknem, ale z niego korzysta tylko Max. Zamykam oczy. Otwieram je. 5.14. A jednak. Michael jest za oknem. Michael z rysunkiem. Powoli wyswabadzam się z objęć Maxa i podchodzę do okna. Cicho je otwieram. Biorę rysunek.

— Nadal nic.- Michael zabiera go z powrotem i idzie sobie.
Wracam, ale najpierw chcę sprawdzić drzwi.

— Są zamknięte.- słyszę zaspany głos Maxa. Układa się wygodniej na łóżku jak we śnie. Jakby nic nie powiedział. Może lepiej żeby studiował aktorstwo. Szkoda marnować taki talent.
Wracam na łóżko od swojej strony. Głowę układam na jego torsie, jego prawą ręką otulam się w pasie. Jego druga ręka 'we śnie' wraca na poprzednie miejsce. Jakby na to nie spojrzeć śpię z chłopakiem własnej siostry.

Godzina... Nie wiem. Nie mam siły otworzyć oczu. Max się poruszył. Czuję pocałunek we włosy, pocałunek w ramię i... delikatne odkładanie mnie na sąsiednią poduszkę. Max wychodzi oknem a ja przytulam się do jego poduszki. Nie mogę tak od razu odzwyczaić się od jego zapachu. Prawda jest taka, że jestem mało obiektywna. Wczoraj żadne z nas nie brało prysznica.

Śledzenie fałszywej nauczycielki, włamania do biura szeryfa, uszkadzanie jego samochodu i sypianie z chłopakiem własnej siostry. Jak tak dalej pójdzie to wylądujemy w składziku.

Tego dnia spóźniłam się na autobus. Celowo. Kiedy weszłam do szkoły trwała jeszcze lekcja i korytarz był pusty. I wtedy... zobaczyłam Isabel Evans wychodzącą ze składziku. Już zastanawiałam się nad karierą wróżki, kiedy zobaczyłam jak z tego samego składziku wychodzi Alex. Ten Alex. Nie kupię sobie jednak kryształowej kuli w formie długoterminowej inwestycji. Nie myślałam wtedy o żadnym z nich, a już na pewno nie o nich obojgu. Moja następna myśl to: 'mój przyjaciel Alex jest w związku z kosmitką i nie zdaje sobie z tego sprawy'. Przysłoniła ją kolejna: 'mój przyjaciel Alex jest w związku i ani ja, ani Maria niw wiemy o tym'. Tylko, że teraz ja wiem.

Idę do klasy. Chcę coś wsadzić do szafki, ale mijam ją. Wiem, że nie ma tam już miejsca.

Koniec części czwartej.

Poprzednia część Wersja do druku Następna część