age

Paranoja (3)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Paranoja
(cześć trzecia)
Mężczyźni mojego życia

Siedzę sobie spokojnie na łóżku nieświadoma tego co może przynieść przyszłość, ta bliższa i ta dalsza, kiedy słyszę głos Liv, wchodzącej do mojego pokoju oczywiście bez pukania.

— Musimy porozmawiać.- przyjmuje ten swój dziwaczny, pseudo doroślejszy ton i siada na brzegu łóżka.- Jak długo już się znamy?- myślę, że wie i dlatego nie odpowiadam.- A tak całe życie.- boję się.
Nigdy nie bałam się ciemności, potworów czy takich tam. Zawsze bałam się Liv, kiedy patrzyła na mnie wzrokiem mówiącym 'wiem o wszystkim'. Tak jak teraz.

— Chodzi o Kaly'a i Maxa i oczywiście o ciebie.

— O mnie?- to trochę za wcześnie, to dopiero trzeci wpis, tego nie będzie warto wydawać.

— Chodzi o to co czujesz do Kaly'a.

— Wiesz... Kaly... to Kaly.

— Tak, to typ faceta, którego nawet ty musisz kiedyś rzucić. A teraz druga sprawa. Ojciec Kaly'a twierdzi, że Max coś ci zrobił podczas strzelaniny.- moja pisarska kariera uratowana. Szkoda, że i tak zostanę biologiem.

— A co miałby mi zrobić?

— Miałam nadzieję, że ty mi powiesz. Dla mnie to nie ma sensu.

— Chciał sprawdzić czy nic mi się nie stało.- dlaczego wcześniej na to nie wpadłam?

— A dlaczego wybiegł?

— On i Michael chcieli złapać tego, który strzelał. Nie udało się, więc nie chcieli wracać do tematu.

— To nim szeryf powinien się zająć.

— Wiesz jacy są faceci.

— Tak, ale nie wiedziałam, że ty też to wiesz.

Podobny spokój opanował mnie na zapleczu Crashdown i również był chwilowy.

— On to znowu robi.- Maria jeszcze trochę panikuje.

— Kto i co?- pytam jakbym nie wiedziała.

— Obserwuje mój każdy ruch, siedzi tam i gapi się tymi swoimi kosmicznymi oczami.

— Musimy znaleźć jakiś synonim do słowa kosmita.

— Wnerwiający osobnik.

— Maria, proszę.- czy ja naprawdę rozmawiam z nią o tym o czym nie wiem?

— Wczoraj odprowadził mnie do domu i rozmawiał z moją matką.

— To rzeczywiście poważna sprawa.

— Nareszcie.

— Skoro wasz związek jest już na tym etapie...

— Jaki związek?

— A dzisiaj?

— Co dzisiaj?

— Odprowadzi cię?

— Mama zaprosiła go na kolację. Zaraz. W przypadku kosmitów to nic nie znaczy.

— Dlaczego?- chyba nie nadążam.

— Max chodzi z Liv, ale kolację je tu tylko wtedy gdy jej niema.

— Bo Liv nie jada kolacji w domu. Nigdy.

— Myślisz, że Michael ma inną?

— Max nie ma...

— Ciebie?

— Jesteśmy przyjaciółmi.

— A on nie jest zielony.

— Kto nie jest zielony?- 'Alex to pomieszczenie do pracowników'- to właśnie powiedziałabym mu, gdyby nie był moim przyjacielem i gdybym jako takiego go nie kochała.

— Nikt.- mówię.

— Osobnik o kolorze skóry innym niż zielony. – musimy się lepiej zgrać z Marią, a ja muszę zacząć szybciej mówić. Nasze wypowiedzi zajęły nam mniej więcej tyle samo czasu.

— Wiem, że coś się dzieje. Oprócz Kaly'a, Maxa i Michaela jestem jedynym mężczyzną w waszym życiu. Chociaż Kaly nie bardzo się liczy.

— A nie mówiłam.

— Dzięki, była przyjaciółko.- jestem naprawdę obrażona. Jak można posądzić mnie o coś takiego jak związek z chłopakiem mojej siostry? No dobra. Wiem.

— Więc co się dzieje?- Alexa nie tak łatwo odciągnąć od interesującego go tematu.

— Nic.- za dużo czasu spędzam z Michaelem. Przejęłam jego sposób odpowiadania.

— Michael ma inną. I to ja jestem tą drugą.- Maria jest dzisiaj w zdecydowanie lepszej formie niż ja.

— Michael ma inną? To znaczy...- Alex nie wie o wczorajszej kolacji.

— Sam to powiedziałeś.

— Ja?

— Tak, stwierdziłeś, że Kaly się nie liczy.- na jego miejscu też bym nie rozumiała.

— Ja mam jeszcze ojca.- staram się im przerwać.

— Czasami współczuję ci z tego powodu.

— Dzięki, obecna przyjaciółko.
Mina Alexa nadal mówi, że coś przeoczył. Właśnie przyłapałam się na myśli, że chcę go wtajemniczyć. W sprawę, której nie ma. Widzę to jego spojrzenie i wiem, że Alex wie, że o czymś nie wie. Kiedyś mu powiem. Kiedy już będę wstanie przyznać się do swojej wiedzy w pełni przed samą sobą.

Następnego dnia w szkole znów nie dane mi było się nudzić. Kaly oparł się o szafkę obok mojej.

— Dziś wieczorem. Impreza u mojego kolegi.
Mój ideał randki. Liv nie chodzi na imprezy jego kolegów. Jej zdaniem sportowcy potrafią się bawić, ale organizowanie imprez to nie ich działka. Pochyla się nade mną. Kaly oczywiście.

— Dzisiaj chyba jeszcze nie jadłaś tabasco?

— Dzień dopiero się zaczął.- Michael opiera się o szafkę z drugiej strony. Od razu widać, że nabija się z Kaly'a. Max stoi obok. Też dobrze się bawi.- Dziś w południe. Lunch.. Przy moim stoliku. Przyniosę tabasco.- słysząc ton Michaela tamuję wybuch śmiechu.

— Pogadamy później.- Kaly się wycofuje. Jak zawsze kiedy Michael i Max są w pobliżu razem. Pojedynczo jeszcze ich jakoś znosi.

— A przyprowadzisz swoją drużynę?- w tym punkcie Michael trochę przesadził.
Kaly odchodzi wymijając dość zadowolonego Maxa.

— Pójdziesz z nim?- spodziewaliście się po nim innego pytania?

— Idę.- Michael udaje, że nie widzi tego co jest między mną i Maxem. My też.

— Więc?- Max drąży temat.

— Nie mam alternatywy.

— Coś wymyślę.- nawet nie spróbuję wątpić.

Nowa nauczycielka matematyki nie ma zbytniej wiedzy z tej dziedziny nauki. Zawsze byłam inteligentną dziewczynką, ale myślałam, że czegoś się jeszcze w tej szkole nauczę. Ktoś kiedyś powiedział, że każdy jest w czymś dobry. Skoro w jej przypadku to nie jest matematyka to co? Na pewno nie utrzymywanie równowagi. Potknęła się(może już czas na niższe szpilki?), zachwiała się i upuściła... dokumenty uczniów(gdzie stara dobra metoda zapoznawania się polegająca na rozmowie?). Postanowiłam być uczynna kiedy zobaczyłam zdjęcie Michaela.. Podałam jej te, które podniosłam a ona mnie o niego spytała. To, że Michael był w szkole przed matematyką i że będzie tu w czasie lunchu nie oznacza, że był obecny na lekcji pani Topolsky. Panny. Właśnie mnie doinformowała. W tym wieku powinna już zacząć szukać, bo za dziesięć lat nie będzie już tak chętnie sprostowywać tej kwestii. Zamierza odwiedzić Michaela. Ja bym na jej miejscu nie ryzykowała, ale to ona jest tu dorosła i... wścibska.

Lunch. Nie zostawiłam na niej suchej nitki.

— Pięknie, leci na mnie jakaś staruszka.- Michael udaje, że ją ignoruje. Ją i jej zainteresowanie jego osobą.

— Nie jest taka stara.- 'broni' jej Isabel.- Poza tym to typ, który o siebie dba. Będzie się dobrze trzymała.

— Powiedziałam Kaly'owi, że nie ma po ciebie przychodzić.- wtrąca Max.

— A wymówka?- takowa zawsze jest potrzebna.

— Musisz mnie dokształcić. Liv mnie poparła.

— Nie chce chodzić z umięśnionym nieukiem.

— Twoim zdaniem jestem umięśniony.

— Ja jem.- to już Michael.- Siadaj.- patrzy na Marię, która starała się przejść niezauważona.- I żebym widział każdy twój ruch.

— Teraz ten... wasz kolega będzie jadł sam?- Isabel zawsze troszczy się o... wszystkich.

— Więcej ludzi nam nie potrzeba.- Michael wymownie patrzy na Marię. Za kilka lat mu przejdzie, ale ona jeszcze o tym nie wie.

Spędziła w przyczepie 10minut. Po czym szybko odjechała. Obserwowaliśmy ją z Maxem. Kaly obserwował nas. Miałam przy sobie podręcznik do biologii. Niewiele to pomogło. Kaly jest wściekły. Jestem teraz w Crashdown i patrzę na Marię od kwadransa próbującą spisać zamówienie Michaela. Teraz siada naprzeciwko niego i przechodzi do szturmu. Najlepszą obroną jest przecież atak.

— Jak myślisz kto wygra?- Max siedzi obok mnie przy ladzie.

— Oni. My będziemy ponosić konsekwencje tego związku zawsze nawet jeśli kiedyś się skończy.

Michael stoi koło drzewa i patrzy na rodzinę Evansów. Nie znam bardziej zżytych, on również. No to sobie stoimy. Obiad, na który zostaliśmy zaproszeni jest za dwie godziny.

Koniec części trzeciej.

Poprzednia część Wersja do druku Następna część