_liz

Polar Novel (2)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Trail of Tears

Nic ze sobą nie miała, gdy uciekała, kompletnie nic nie miała. Ani samochodu, ani wody, nic. Tylko pustynię. Wydaje mi się, ze nawet jej to odpowiadało.
Tess coś wymamrotała, chyba do Maxa. Nie odpowiedział jej. Wrócił do jaskini. Nie potrafił tego znieść. Tess wraz z Isabel oczywiście od razu za nim poszły, chcąc odgonić jego smutki.
Tchórz.
Ja bym to zniósł. Ona często patrzyła jak odchodzę. A teraz to ona odchodziła. Tak jak wszyscy inni. Byłbym w stanie patrzeć, jak odchodzi.
Tyle byłem jej winien.
Wybrała drogę po stromych skałach wzdłuż kanionu. Ześlizgnęła się, turlając się po zboczu, otulona w kurz i pył pustyni, ściskając przez chwilę suchą trawę, która rozcięła jej gładką skórę. Złapała jakąś roślinę wijącą się po ziemi, a kiedy ta rozpadła się w jej dłoni, krzyknęła rzucając jej resztki w dół kanionu. Zakręciły się gwałtownie w powietrzu, przecinając powietrze, wywołując olbrzymi obłok kurzu w czasie uderzenia o dno wąwozu. Podciągnęła się i nawet nie otrzepując dłoni, zakryła nimi zapłakaną twarz.
Nawet nie drgnąłem.
Po kilku minutach znów się wspinała. Myślę, ze bezruch jej pomógł. Kiedy wreszcie się wgramoliła na szczyt, dokładnie widziałem zarys jej sylwetki w słońcu. Biegła przed siebie, nie przejmując się pyłem i krwią na ciuchach. Wciąż płakała.
Nie spojrzała wstecz.
W końcu zniknęła całkowicie pośród skał. Słońce zrównało się z horyzontem a gwiazdy usłały niebo nim Isabel po mnie wyszła.
"Michael..." powiedziała stając za mną "stałeś tu przez cały ten czas?"
Szczęka bolała mnie od zaciskania zębów. W końcu nabrałaem ustami powietrza i zachłysnąłem się nim. "Taa"
Cisza. Poczułem jej wzrok na swoim karku, potem prześlizgnął się na kanion. Szukała Liz. "Rozmawialiśmy z Tess. Max chce cię widzieć"
"Jasne." Nasz potężny przywódca "Będę tam za chwilę"
Nie oczekiwałem, ze sobie pójdzie, ale odeszła. Może sądziła, ze myślę o domu. Pierwszy raz w życiu mało mnie to obchodziło.
Max będzie się opierał Tess przez jakiś czas, ale już się w niej nurza. Jeśli Liz nie będzie się do niego zbliżać, pewnej nocy zawita pod okno Tess. To nie to, że jest zły. On po prostu zawsze chce postępować słusznie. To dlatego uratował Liz.
Odwróciłem się, żeby zobaczyć czego chce Max.
******************
Maria siedziała na moim łóżku kiedy wróciłam do domu. "O mój Boże" jęknęła, obejmując mnie. "Liz, wszystko ok? Jezu, co się stało?"
"Jestem cała" szepnęłam. To była moja mantra. Powtarzałam to w kółko, odkąd opuściłam pustynię. A ona wyglądała jakby płakała od kilku dni. "Gdzie mama?” zapytałam.
"Śpi. Chyba Tess ją wprowadziła w taki stan. Prawdopodobnie po to, żeby nie zamartwiała się gdzie zniknęłaś na te kilka dni" Maria powiedziała, wracając w stronę łóżka. Runęła jak długa na materac i nabrała głęboko powietrza. "Więc" zaczęła "Co się stało? Gdzie Max?" Jej oczy błyskawicznie się zwliżyły, gdy nie odpowiadałam. Zacisnęła usta, aby nie zaczął naprawdę płakać "Liz " wyszeptała mdlejącym tonem "—Gdzie Michael?"
Nie było wyjścia. Klęknęłam przed nią i opowiedziałam jej wszystko.
No... prawie wszystko.
c.d.n.



Poprzednia część Wersja do druku Następna część