_liz

Polar Novel (10)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Flowers and Musk

Zaczynałam się martwić Marią.
Przekłuty pępek, powiększające staniki, kłamstwa na temat randek ze studentami... Sama nie wiem. Chyba zaczynała odreagowywać.
Michael powiedział, ze wszystko z nią dobrze. Dał jej pudełko na serwetki, cokolwiek miało to znaczyć, a potem powiedział, ze nie może się angażować.
"Powiedziałem jej, że nie mogę się angażować, nie mogę czuć" opowiadał w ciemności mojego pokoju. "Powiedziałem jej, że musze być jak mur."
"Bo jeśli nie będziesz -"
"To mogę jej powiedzieć" Michael odpowiedział
Powiedzieć o nas.
Miałam wrażenie, że on też się trochę męczył tym ukrytym życiem, ale nie chciał przestać. To troszkę poprawiło mi humor, że nie tylko ja mam problemy z tym slalomem pomiędzy moralnością a kłamstwami.
Nie mogę się wplątywać w uczucia.
Jak miałam to odbierać?
Budowaliśmy domek z kart, musieliśmy się upewnić, że nie zawali się na nas.
* * *
Michael, Max i Isabel rozmawiali przy jednym ze stolików. A ja sprzątałam inne stoliki, zbierałam i zapominałam zamówienia. Obecność Michaela mnie rozpraszała.
Dodatkowo, Maria miała fazę anty-czechosłowacką.
"- jeśli nie będziesz się trzymała od nich z daleka, Liz, będę musiała zbierać skrawki twojego serca przez resztę życia."
Oby nie.
"- trzymam się z daleka od niego, Maria," powiedziałam "Max i ja nie rozmawialiśmy ze sobą od kilku dni."
Było miło móc powiedzieć prawdę o czymkolwiek.
"Naprawdę?"
"Tak."
"Wiec czemu gapi się na ciebie odkąd wszedł?"
Obróciłam się. Max naprawdę się na mnie gapił.
Michael również.
Patrzył prosto na mnie. Nie mogłam powstrzymać jasnego uśmiechu.
"Mam cię otrzeźwić? Liz, daj mu do zrozumienia, że ci przeszło, że się nie martwisz, że masz mnóstwo zajęć – kłam jeśli trzeba będzie."
To łatwe do zapamiętania.
Podeszli zapłacić rachunek. "Hej" Max przywitał się
"Hej" uśmiechnęłam się. Starałam się nie patrzeć na Michaela. Max coś powiedział. Starałam się uchwycić ostatnie słowa.
"- nie widziałem cię od kilku dni."
"Ja -" Michael wpatrywał się we mnie. Skoncentruj się, Liz – "- byłam zajęta”
"Była bardzo zajęta" Maria się wtrąciła "Właściwie obie byłyśmy zajęte. Szykujemy się na wielki weekend."
Że co?
Max wyglądał na zmieszanego. "Wielki weekend?"
"Randki" powiedziała "Mamy randki. Z mężczyznami."
"Mężczyznami?" Michael zapytał nagle.
"Studenci, których poznałyśmy w czasie ferii, zabierają nas na kolację" Maria powiedziała "Bardzo droga kolację."
Matko, Maria...
"To wspaniale" Max powiedział speszony "Bawcie się dobrze" Wyszli.
"Maria," zagadałam ją, jak tylko wyszli "- słuchaj, wiem, ze starasz się, no wiesz, pomóc, ale -"
"Liz, zaufaj mi. To dla twojego dobra. Ok?"
Dla mojego dobra.
A gdybym jej powiedziała prawdę?
Westchnęłam. To kiepski pomysł. Znienawidziłaby mnie. Miała ku temu powody.
Ja bym tak zrobiła.
"Ta" odpowiedziałam. Patrzyłam jak odchodzi od kafeterii. Nie spojrzał.
Oczywiście, że nie. Jest z Maxem.
Maria przysięgała, ze jej kolejną ofiara będzie Alex. Biedny Alex. Źle sobie z tym radzi.
A ja nie?
Wzięłam notes w dłonie.
* * *
Nie rozmyślałam zbyt wiele o „lądowaniu”. Ludzie zawsze widzą różne rzeczy dokoła Roswell, i nie mam tu na myśli wyłącznie kosmitów i statków kosmicznych.
A potem zobaczyłam Max razem z Isabel, czekających, aż zostaną wyczytani z listy tych, którzy jechali na ojcowski weekend.
Isabel? Biwak?
Oh, proszę...
A potem do mnie dotarło. Wybierali się tam, bo lądowanie naprawdę miało miejsce. Chcieli czegoś poszukać.
"O Boże" powiedziałam "O mój Boże"
Michael mi nie powiedział.
Czyżby mu nie powiedzieli?
Nie. Pamiętam jak Max i Isabel weszli do składziku, a potem wszedł tam Michael. Na pewno rozmawiali o tym. Michael wiedział.
Michael nie chciał, żebym JA wiedziała. Czemu?
Może mieli odejść. Nikt wcześniej nie nawiązał z nimi kontaktu. Może właśnie na to czekali. Droga do domu.
I Michael odejdzie.
Musiałam coś zrobić.
* * *
Byliśmy we Frazier Woods, w miejscu biwaku. Moje myśli biegły na przełaj. Jeżeli poszli czegoś szukać, może będę mogła iść za nimi. Chwyciłam latarkę i położyłam ją obok butów, tuż koło plecaka.
Byłam w trakcie mycia zębów, kiedy pojawił się Max.
"Bądź zawsze przygotowana" powiedział
Nawet jeżeli facet to twój eks-, to wciąż nie chcesz, żeby zobaczył cię plującą pasta do zębów.
"W przeciwieństwie do tego, co niektórzy mogą myśleć" powiedziałam odwracając się "Higiena zębów to nie gierka, w którą można przegrać."
"Liz, zaczekaj -"
Obróciłam się.
"Czy teraz tak będą wyglądały sprawy między nami?"
"Ty chciałeś, żeby tak było, Max."
"Nie, chciałem, żebyśmy -" szukał odpowiednich słów "Zwolnili, a nie przecinali gwałtownie więzy."
Za późno, Max.
Może naprawdę coś znajdą. A potem co?
Ta trójka zniknie?
Jeśli Michael nie miał zamiaru powiedzieć mi co się dzieje, to sama się tego dowiem.
"Wiesz" powiedziałam "Ja – czekałam na to, że ty pierwszy zrobisz krok w tym kierunku. Ale ty jesteś tutaj z powodu domniemanego lądowania, Max."
"Proszę, nikt inny nie wie."
Rany, to już robiło się nudne.
"Max, wiem, ze sądzisz, że nie powinniśmy być razem" chwilka przerwy "I wiesz, może masz rację."
Spojrzał na mnie.
"Ale to ty mnie w to wszystko wciągnąłeś, Max."
Rozumiałam doskonale, czemu Michael tak bardzo chciał go chronić.
Wszystko o czym w tym momencie potrafiłam myśleć, było to, co czai się w tym lesie, a ja chciałam ochronić Michael.
* * *
Oj, nie spodobało im się, że znalazłam ich tam w środku nocy.
"Wracaj natychmiast" Max powiedział
"Max, to dotyczy tez mnie." Nie potrafiłam nawet wyjaśnić jak bardzo. "Nie zostawisz mnie tak."
Ciągle myślałam o Michaelu. Odchodzącym. O zamykaniu mojego okna, nie otwieraniu go już. Nigdy.
"Max," szepnęłam "Proszę."
Zgodził się.
No i pokazała się Maria. Isabel prawie wpadła w nerwicę.
* * *
"Liz, idziesz z nimi?"
"Zdecyduj się, Maria," powiedziałam "Ja już zdecydowałam."
"Nie możesz się od niego oderwać, co?"
Pomyślałam o tym, jak mnie całował. Jego dłonie w moich włosach, na mojej szyi, moje usta.
To był łatwy wybór.
"Nie chcę" powiedziałam i pobiegłam w mrok
Nie zostawiłam ich dopóki nie pojawiły się psy wraz z tymi, którzy nas szukali.
* * *
Dopiero co wróciliśmy z lasu. Mój ojciec całą drogę spędził na wyjaśnianiu nam, jak ważne jest bycie otwartym i szczerym, a Maria mruczała coś o tym, że jestem jej winna pieniądze. Max razem z Isabel byli tam i mimo, że nie miałam okazji z nimi dłużej porozmawiać, czułam się lepiej widząc ich. Przynajmniej nie tkwili gdzieś daleko w kosmosie.
A to oznaczało, że Michael tez prawdopodobnie jeszcze tu był.
Teraz chciałam tylko wziąć prysznic.
Podrzuciliśmy Marię, a ja szybko wbiegłam na górę. Jestem przekonana, ze nikt nie docenia w pełni prysznica, dopóki nie spędzi weekendu w lesie. Rzuciłam torby na łóżko i od razu skierowałam się do łazienki.
Spojrzałam w lustro. Byłam w stanie co najmniej krytycznym. Powyjmowałam liście z włosów, odkręciłam wodę, tak gorącą, jaką tylko mogłam znieść. Nie mogłam się doczekać, aż zmyję to wszystko z siebie.
Zdjęłam rzeczy i weszłam do wanny. Idealnie. Włączyłam prysznic i czekałam. Minutę później cała łazienka wypełniła się parą.
Weszłam pod strumień gorącej, czystej wody. Przyjemnie
* * *
Spojrzałem przez okno. Nie ma Liz.
Cholera.
Samochód jej ojca był. Maria od kilku godzin jest w domu. Gdzie ona jest?
Usiadłem na parapecie, opierając się o framugę i zacząłem myśleć o Nasedo. Wracał. To on zostawił dla nas znak.
Moja jedyna rodzina.
Znów spojrzałem do pokoju. Nadal nic. Odwracałem głowę, żeby spojrzeć na gwiazdy i wtedy to usłyszałem.
Woda.
Myje ręce?... Nie, za dużo wody płynie –
Brała prysznic.
O rany.
Myśl o Liz Parker biorącej prysznic.
To było nawet – druzgocące. Moje serce zaczęło bić szybciej.
Nie byłem pewien czy dłużej to wytrzymam.
Pomyślałem o jej miękkiej skórze. Ciepłej wodzie. Mydle.
Dużo mydła.
Szampon. Kąpiel z pianą. Te trudno dostępne miejsca...
Przymknąłem oczy.
Woda, obmywająca jej ciało, była prawie za gorąca. Osączała wodę z jej długich, ciemnych włosów, przechylając głowę do tyłu , przekręcając twarz w lewo, potem w prawo, pozwalając na to, aby woda spływała po jej szyi, ramionach, plecach .
Sięgnęła po coś. Butelka czegoś płynnego. Jak to się nazywało?
Żel pod prysznic.
Przechyliła buteleczkę, wylewając perłową substancje na swoją lewą dłoń. Odstawiła buteleczkę i powoli złączyła ze sobą dłonie.
Ponownie odchyliła głowę, tym razem pozwalając na to, aby woda obmyła jej twarz. Jej dłonie zbliżyły się do ramion, rozprowadzając substancję na jej skórze. Pachniała kwiatami i piżmem.
Nie wiem ile jeszcze wytrzymam, pomyślałem.
Zamarła. Spojrzała w lewo, potem w prawo, na ścianę. Jej oczy momentalnie się powiększyły.
Co się –
Michael?
Otworzyłem oczy. Byłam na balkonie. Co jest –
"Michael!"
Stała przy oknie. Owinięta jedynie w biały ręcznik. Woda spływała strużkami po jej ciele.
"O – hej" powiedziałem
"Nie ‘hej-uj’ mi tu" syknęła "Co to miało być?"
"Co czym -"
"Słyszałam cię, Michael," powiedziała "W. Mojej. Głowie."
"Co -"
"Pod. PRYSZNICEM!"
"Ale ja -"
"Co -" urwała "Coś ty wyprawiał, Michael?"
"Nie wiem" odpowiedziałem szybko. Ale była wściekła. "Liz, przysięgam, nie wiem. Myślałem, że to -"
"Zjeżdżaj stąd."
"Liz -"
"Cholera jasna, Michael, wynoś się!" syknęła. Sięgnęła po coś. Chyba chciała właśnie we mnie czymś rzucić.
"Liz, czekaj -" powiedziałem, cofając się "Nie chciałem!"
"Ta, jasne" mruknęła "Oczywiście."
"Nie, naprawdę -"
"Co jeszcze potrafisz, Michael?" zapytała. Przynajmniej jej dłonie powróciły na biodra. Usiłowałem sobie właśnie przypomnieć czy ma coś ostrego w pokoju. "Będziesz mnie szpiegował cały czas?"
"Liz!" starałem się nie krzyczeć. "Nigdy cię nie szpiegowałem. Nawet nie próbowałem"
Spojrzała na mnie. Podejrzliwie.
"Nawet mi to do głowy nie przyszło" powiedziałem "No owszem, wiedziałem, ze bierzesz prysznic, ale nie chciałem – szpiegować... podglądać cię" skończyłem z jękiem "Wydawało mi się, że, no wiesz, wyobrażam to sobie."
"Wyobrażasz" powtórzyła. Jej oczy zmrużyły się. "Jeżeli nie mówisz prawdy -"
"Przysięgam" powiedziałem szybko "To prawda. Nie okłamałbym cię."
"Nie okłamałbyś mnie" powiedziała cicho
"Nigdy" odpowiedziałem, uspokajając się nieco
"Ty" zwilżyła wargi. Znów miała zamiar się wściekać? "Nie okłamałbyś mnie prawda, Michael?"
"Prawda" powiedziałem ponownie
"Co z lądowaniem, Michael?"
Zatkało mnie.
"Wiedziałeś, ze coś się dzieje. Wiedziałeś, ze to prawda i nie powiedziałeś mi."
Westchnąłem. "Oni ci powiedzieli?"
"Trochę zdrowego rozsądku, Michael. Isabel na biwaku? Daj spokój" owinęła się mocniej ręcznikiem "Wiedziałam, że czegoś szukali."
"Znaleźliśmy to" powiedziałem
Cisza. "Tak?"
"Tak" odpowiedziałem "Dlatego przyszedłem tu dzisiaj. Żeby ci powiedzieć."
"Oh," zdziwiła się "Co znaleźliście?"
"Znak, wypalony w ziemi" powiedziałem cicho "Zaświecił się, kiedy położyliśmy nad nim ręce."
"I to wszystko?"
Wzruszyłem ramionami. "Cóż – tak" odpowiedziałem "O ile zostawienie przez kogoś dla nas znaku można skwitować zwykłym ‘i to wszystko’."
"Nie" odpowiedziała szybko "Chodzi mi o to... zostajesz?"
Teraz do mnie dotarło.
Bała się, że wszyscy odejdziemy. "Tak" powiedziałem ciepło "Nie odejdziemy."
Na razie, Guerin.
Zawsze tak mówiłem. Nie odejdziemy na razie.
Ale teraz nie chciałem tego mówić.
"O" mruknęła tylko. Czyżby się uśmiechała?
Zbliżyłem się ponownie do okna. Cofnęła się, żebym mógł przejść.
Pachniała kwiatami.
Kwiatami i piżmem.
"Liz – naprawdę nie wiem. Z tym prysznicem..."
Przytaknęła. "No dzięki" powiedziała cicho "To było dziwne."
Tak, inaczej nie dało się tego określić.
"Jak ty -"
Drgnąłem. "Nie wiem, ja tylko -" ale to było zawstydzające "Ja... myślałem o tobie. A potem, wiesz, to było jakbym -"
"- był tam ze mną" szepnęła
"Taa"
Jej skóra wciąż była mokra. Widziałem strugi wody na jej szyi. Jej włosy były teraz ciemniejsze niż zwykle, oblepiały jej plecy.
"Czy ty mnie... widziałeś?"
"O tak" powiedziałem, uśmiechając się do siebie. Jej głowa od razu się uniosła. "To znaczy nie. Nie, nie, nie, było za dużo pary." Zasychało mi w gardle "Nic nie widziałem."
Potrząsnęła głową i usiadła na łóżku.
"To było dziwne" powiedziałem "To tak jakbym widział ciebie i jednocześnie to co ty widzisz."
Schowała twarz w dłoniach i mruknęła coś o matce.
"Liz, skąd wiedziałaś, że -" znów zacząłem "Skąd wiedziałaś, ze to ja?"
"Powiedziałeś coś o tym, że dłużej nie wytrzymasz" odpowiedziała spoglądając na mnie "Znam twój głos, Michael."
"Aha" powiedziałem, nie patrząc na nią "No to świetnie" czułem się całkowicie upokorzony.
"Nie szkodzi, Michael."
"Jasne" mruknąłem
"Nie" wstała, stanęła przede mną i położyła dłoń na moim ramieniu "To znaczy. To było – przerażające, chodzi o to – jeszcze nigdy nie słyszałam takiego głosu." Osunęła dłoń "Poza tym, sam rozumiesz, byłam pod prysznicem -"
Przytaknąłem i wbiłem wzrok w podłogę.
"Ale nie bałam się tego, że to byłeś ty."
Spojrzałem na nią. Mówiła poważnie.
Jej oczy wpatrywały się w moje usta, a potem znów przesunęły się na moje oczy. Miała śliczne oczy. Usta też.
Może ją wkrótce naszkicuję. Kiedy będzie spała.
Pocałowałem ją. Jej ramiona zawiązały się wokół mojej szyi. A moje objęły ją w talii i przysunęły bliżej mnie.
Jej skóra wciąż była ciepła.
c.d.n.



Poprzednia część Wersja do druku Następna część