hotaru

Nie z tej bajki (5)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

5.
Niewiarygodna głębia złotych oczu przyciągała i wabiła. Lekkie błyski skrywały niepokojące myśli. Spokojna twarz, tak piękna i niezwykła, zwiodła już niejednego. Cokolwiek tliło się za ta kamienną maską, było często zbyt szalone i niebezpieczne dla niej samej, by mogła ujrzeć światło dzienne. Jeśli zaś ukazywała jemu samemu taką twarz, nieprawdopodobnym było, że najbliższe godziny miną zwyczajnie. Skrywający się w jej złotych oczach szaleńczy plan już wyciągał po niego swe macki. I chociaż jego sumienie wrzeszczało z całej siły w jego głowie: uciekaj, byle dalej od niej!, wpatrywał się w jej oczy niczym zahipnotyzowany. Szukał czegoś, co by dało mu jakiś ślad dawnej Amon.
Nie potrafił uwolnić się od nieprzyjemnego uczucia, że jej słowa są tylko kolejną, wyrachowaną gierką. Dwa lata temu Liz pokazała, jak bardzo potrafi odmienić się w ciągu zaledwie kilku sekund. Niepokojący był również jej talent aktorski. Zbyt często widział jak nabierała innych: bezlitośnie i okrutnie.
Amon była niczym kociak, z którego wyrósł lampart. W świecie, gdzie dotychczas rządziły prawa mężczyzn, ona ustanowiła własne: bardziej bezwzględne, dające więcej władzy temu, kto okaże się silniejszy. Cokolwiek by to nie było.
Starał się nie myśleć o tym, że siedzą na jego łóżku... a jej ciepłe ciało znajduje się milimetry od niego. Nie chciał jej pragnąć. Spędził pół życia na tym... Zaspokoił pragnienie i wylądował w jeszcze gorszym bagnie, pociągając ją za sobą na same dno.

— Nie, Rath. To ja tam cię wciągnęłam.
Zamknął oczy.
Amon, ty urodzony diable o anielskim spojrzeniu...

— I teraz nie mogę spać? – spytał ironicznie, przerzucając nogi na podłogę. Sięgnął po porzucone buty.
Nie powinien był tego robić.
Amon jednym zwinnym ruchem objęła go za szyję. Niewiele siły wymagało rozłożenie potężnego faceta na łopatki. Zablokowała jego ręce nad głową i usiadła na nim.

— Nigdy więcej nie odwrócisz się do mnie plecami... – warknęła z jakimś szaleńczym błyskiem w oku. Mimowolnie jego wzrok zatrzymał się na jej krągłościach, przyjemnie wychylających się spod materiału bluzki. Reakcja jego ciała była natychmiastowa. Nie pomogła myśl o zimnym prysznicu. Prawdę mówiąc nawet się zbytnio nie starał. Jego ciało pamiętało Amon. Jego umysł nie. – Nie pamiętasz swojej obietnicy, prawda?
Jej złote oczy nagle się odczarowały. Pal licho wziął spokój i zimną pewność siebie. Przygalopowały w pełnym składzie uczucia, których zapewne nie oglądał na jej twarzy od śmierci Maxa.

— Nic nie pamiętam! – warknął, jakby mówił o tym, że Ziemia krąży wokół Słońca, a Księżyc wokół Ziemi – Nie pamiętam, co się działo... wiem tylko, że obudziłem się w szpitalu ze wstrząsem mózgu po jakiejś bójce.. a twoja matka powiedziała mi, że jesteś w szpitalu również, ponieważ spaprali ci wczorajszą aborcję... a potem nawrzeszczałaś mi w twarz, że nie chcesz mnie widzieć.
Ostatnie, czego mógł się teraz spodziewać, to ciepły uśmiech rozjaśniający twarz Amon i zarazem histeryczny śmiech, który wyrwał się zaraz z jej gardła. Zasłoniła dłonią usta, chcąc powstrzymać reakcję, lecz na niewiele się to zdało. Jedna mała wyrwa sprawiła, że tama pękła.
Opadła na łóżko, wciąż się śmiejąc. Usiłowała uciszyć się, chowając twarz w koc. W rezultacie nabawiła się tylko czkawki. Wyglądała żałośnie: śmiejąca się niczym świt, podrygiwana co chwila reakcją swojego żołądka na połknięte powietrze.
Osłupiały patrzył na nią. Usiłował pochwycić jej spojrzenie. Złote oczy były jednak spuszczone. Skrywały coś więcej niż pusty śmiech.
Pierwsza łza popłynęła niezauważenie. Kolejna już nie. Rozpędzona po gładkiej skórze policzka, oderwała się od podbródka i opadła z miękkim mlaśnięciem na dekolt, by po chwili zniknąć w dolinie miedzy piersiami.
Zaczęły drżeć jej ręce. Bez względu na to, czy histeria pogłębiała się czy też Amon znowu zamierzała przywdziać maskę spokoju, wiedział, że cokolwiek się stanie, nie będzie już tak urokliwie i ponętne.
Uniosła dłonie i osuszyła łzy.

— Przepraszam. – głos miała lekko zmieniony – Życie pisze najgłupsze i najdziwniejsze historie, jakie nigdy nie zrodzą się w umysłach hollywoodzkich scenarzystów.

— Co ty powiesz? – podrapał brew. Zanim zdążyła mruknąć cokolwiek przewrócił ją na plecy i teraz on był górą. Pochylił się nad nią, nie krepując jednak jej dłoni. Łokcie oparł po obydwu stronach jej głowy, tak, że ich twarze znajdowały się centymetry od siebie.
Wymruczała coś.
Gdyby nie patrzył się na jej miękkie usta, być może usłyszałby i zrozumiałby jej słowa.

— Co mówiłaś? – szepnął.

— Bliżej... – wydawał z siebie westchnienie. Pachniała kawą... cała pachniała kawą.
Zniżył głowę, zanim do jego myśli dotarło znaczenie słów, które usłyszały uszy. Językiem rozchylił jej usta. Smakowały kawą. Słodkim, mocnym naparem. Takim, jaki lubiła, kiedy...
Oderwał się gwałtownie od niej.

— Ty... – wyszeptał z przerażeniem. Obrazy jak szalone przelatywały przez jego umysł. Widok zaniepokojonej Amon mieszał się z obrazem nagiej Amon. Jej złote oczy pociemniały do głębokiego brązu. Wilgotne usta nasiliły ślady walki o dominację. Teraz jednak zajęte były desperackim wyszeptywaniem jego imienia.
Potrząsnął głową, usiłując odegnać dziwną wizję. Napotkał wzrok Amon. Pełen ciekawości, jak i niepokoju.

— Chyba sobie coś przypomniałem.. – jęknął.

— Co ty powiesz? – uniosła ironicznie brew.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część